Sid Meier’s Civilization – seria, o której słyszał zapewne każdy, kto choć odrobinę interesuje się rozrywką komputerową. Seria legenda, w której gracze wcielają się w przywódców cywilizacji, aby poprzez wieki poprowadzić je ku chwale. Z recenzją jej najnowszej odsłony w wersji PC możecie zapoznać się tutaj. Na ich podstawie powstają również gry planszowe. Nie tylko inspirowane, ale również na licencji. Dziś chciałbym Wam opisać najnowszą „stołową” odsłonę Sid Meier’s Civilization o podtytule Nowy Początek. Przy okazji mała uwaga – osobiście posiadam wersję angielską, niemniej na naszym rynku jak najbardziej dostępna jest rodzima wersja językowa stworzona przez Galaktę.
Jak łatwo się domyślić, „Sid Meier’s Civilization: Nowy Początek” to gra cywilizacyjna, pozwalająca nam na zabawę w gronie 2-4 graczy. I tutaj od razu duża zaleta z mojej strony – świetnie się skaluje pod kątem ilości graczy. Oczywiście jak w każdej tego typu grze, „więcej soku” jesteśmy w stanie wycisnąć z rozgrywek wieloosobowych, w których odczujemy więcej interakcji, ale ja naprawdę bardzo dobrze bawiłem się również w duecie i nie odczuwałem, by czegoś mi brakowało. Drugi aspekt to czas rozgrywki. Większość gier cywilizacyjnych, które lubię, pochłania co najmniej 3 godziny. I mówię tutaj o składzie od 3 osób. No dobrze, z ekipą wdrażającą się w „Mare Nostrum: Imperia” (której to recenzję możecie przeczytać tutaj) potrafimy zejść do 2.5 h, jeśli tylko trafimy na graczy nie do końca pilnujących przeciwnika. Jakież było moje zdziwienie, gdy pierwszą 4-osobową partię w „Civilization: Nowy Początek” zamknęliśmy… w niespełna 2 godziny! Dla porównania, jej poprzedniczka w takim składzie zajęła nam ponad 5 godzin! Pierwsza myśl po tamtej partii? Wow… to już? I był to szok jak najbardziej pozytywny.
Sama gra została wydana przez Fantasy Flight Games, co już z automatu może nam powiedzieć wiele o jakości wykonania. Wszystko tutaj jest na swoim miejscu, grafiki zaczerpnięte z pecetowej „Civilization 6” prezentują się w planszowej wersji wyśmienicie (co do samej kreski np. przywódców – jest ona dokładnie taka sama jak w pierwowzorze, więc osoby, którym ona nie pasuje, będą zawiedzione), a wszelkie karty, żetony, kafle terenu czy figurki są bardzo przyzwoitej jakości. Absolutnie nic w tej kwestii nie można FFG zarzucić. Firma ta nie schodzi poniżej pewnego dobrego poziomu i ta produkcja nie jest wyjątkiem, więc każdy użytkownik powinien być ukontentowany.
Jak w takim razie wygląda rozgrywka w „Civilization: Nowy Początek”? Po wstępnym przygotowaniu rozgrywki, w trakcie którego wybieramy m.in. jednego z 8 liderów cywilizacji z jego specjalnymi zdolnościami, czy też losujemy 3 karty celów do osiągnięcia, przechodzimy do właściwej partii. Gracze będą po kolei wykonywać jedną z 5 dostępnych akcji, a przed każdą turą będziemy jeszcze wprowadzać w życie wydarzenia wskazane przez specjalny „zegar”. To wszystko będzie się toczyć do momentu, gdy jeden z graczy nie zrealizuje po jednym założeniu na każdej karcie celu wylosowanego na początku. I tutaj dochodzimy moim zdaniem do najbardziej innowatorskiego rozwiązania, w okół którego będzie toczyła się cała rozgrywka. Rozwiązania, które nieprawdopodobnie mi przypasowało. Wszystkie akcje mamy przypisane do specjalnego szeregu działań. Otóż jest on podzielony na 5 pól/poziomów przyporządkowanych jednocześnie do konkretnego rodzaju terenu. W momencie, gdy wykonany jakąś akcję, automatycznie jej karta przenoszona jest na poziom 1, przesuwając pozostałe karty na pola wyższe. Dzięki temu pozostałe karty zyskują na „sile”, jednocześnie mocno ograniczając nam kilkukrotne zagranie tej samej akcji pod rząd. Dla przykładu:
W swojej turze gracz postanawia wykorzystać kartę odpowiadającą za akcję kulturową (na początku jest to Wczesne Imperium) znajdującą się na 4. polu szyku działań, które odpowiada polom pustynnym. Dzięki temu może wyłożyć znacznik kontroli na dowolnym terenie pustynnym lub „niższym”. Jedynym polem, na którym nie mógłby położyć w tym momencie znacznika, byłyby pola górskie. Następnie przesuwa kartę akcji na poziom 1 – odpowiadającą równinom. Gdyby zdecydował się w kolejnej rundzie ponownie ją zagrać, mógłby położyć taki znacznik tylko i wyłącznie na polach równin. Jeśli potrzebowalibyśmy położyć go na wyższym „poziomie”, najpierw musielibyśmy doładować kartę „wczesnego imperium” poprzez… zagrywanie innych akcji.
Dlaczego tak bardzo mi się to podoba? Gdyż wymaga ogromnej optymalizacji. Czasami musimy zagrać akcję, gdy jest ona „słabsza”, tylko dlatego, że wymaga tego obecna sytuacja. Innym razem z kolei wykonujemy akcję, na której nam tak do końca nie zależy, tylko po to, aby doładować moc karty dla nas kluczowej. Jeśli zwrócimy uwagę na to, iż przeciwnicy wcale nie czekają bezczynnie na naszą wygraną, tylko sami dążą do zwycięstwa to… dostajemy swoisty wyścig optymalizacyjny. I dla mnie jest to miodny wyścig.
Czymże byłaby jednak gra cywilizacyjna bez rozwoju miast, ekonomii, technologii, cudów świata czy walki. Te również pojawiają się w rozgrywce, a odbywają się (jakżeby inaczej) poprzez karty akcji. I tak nauka pozwala nam na podmianę kart akcji na inne – mocniejsze, jednak czasami tracą one przez to zdolność specjalną. Ekonomia pozwala nam uzyskiwać żetony handlu poprzez przesuwanie karawan, jak również na interakcję z innymi graczami/państwami miastami, dzięki zdobywaniu kart dyplomacji. Miasta budujemy oraz rozwijamy za pomocą akcji budownictwa, odpowiadającą również za wznoszenie cudów świata. I w ten sposób dochodzimy do walki… Walki, która moim zdaniem jest lekką bolączką całej gry i dodaje łyżkę (tak, tutaj jest to co najmniej łyżka) dziegciu do tej naszej beczki. Pierwsza uwaga – na planszy nie uświadczymy żadnych jednostek. Nasz „potencjał militarny” przedstawia karta akcji, poziom jej ułożenia oraz żetony kontroli. I nie ma w tym nic złego – poważnie, bardzo mi się podoba ten zabieg, mimo swojego mocnego uproszczenia. W czym więc problem? Otóż, o ile cała walka ze strony „napastnika” wydaje się całkiem przyjemna, o tyle gorzej wygląda to ze strony obrońcy. Zwłaszcza w późniejszym etapie gry. Napastnik swoją siłę określa nie tylko na podstawie poziomu, na którym znajduje się karta akcji, ale również na podstawie zdolności lidera i zdolności karty technologii militarnej wszelkich dodatkowych modyfikatorów. Do tego dochodzi wynik rzutu kością. Z kolei obrońca posiada jako swój końcowy wynik „zwykłą” bazową siłę danego terenu zmodyfikowaną o informacje z kart, cudów czy arkuszu lidera oraz sąsiadujące, umocnione żetony + rzut kością. W ten oto sposób pozbycie się żetonów przeciwnika np. z równin jest banalnie proste, jeśli nie sprzyja nam szczęście w kościach. Nie lepiej jest z podbijaniem w ten sposób miast. Premia za teren jest po prostu podwajana, więc miasto znajdujące się na równinach ma bazową siłę obrony wynoszącą zaledwie 2… Nie zrozumcie mnie źle. Ja nie narzekam na sam system walk. Chcę jednak od razu Was przestrzec – jeśli agresor się dobrze przygotuje, zwłaszcza w późniejszym etapie, może bardzo łatwo podbijać Wasze miasta (w tym stolicę), a Wy niewiele będziecie w stanie na to poradzić. Osobiście chętnie zobaczyłbym jakiś rodzaj modyfikacji, zwłaszcza dla obrońcy czy też samej obrony miast.
W tym momencie zmierzamy do podsumowania opisywanej dzisiaj pozycji oraz do postawienia werdyktu. Otóż „Civilization: Nowy Początek” to moim zdaniem bardzo solidna i dobra pozycja. Jej największą zaletą jest czas rozgrywki oraz łatwość przyswojenia zasad jak na grę cywilizacyjną. Ba, patrząc przez te dwa pryzmaty, śmiem twierdzić, iż „Civilization: Nowy Początek” będzie rewelacyjną pozycją do wprowadzania nowych graczy w świat nowoczesnych gier planszowych czy też gier cywilizacyjnych. Z jednej strony abstrakcyjność pewnych aspektów oraz uproszczenie elementów w stosunku do poprzedniczki, przy nie obdzieraniu rozgrywki z głębi decyzyjności, daje szerokie pole do popisu. Dostajemy swoisty wyścig po zwycięstwo, gdzie ruchy należy optymalizować, celem jak najszybszego wykonania celów postawionych przed nami na początku rozgrywki. Gra posiada fenomenalny moim zdaniem system wykonywania akcji przedstawiony przez „szereg działań” oraz karty. Podoba mi się również swoiste zmuszanie graczy do współpracy między sobą poprzez handel oraz nagrody w postaci kart dyplomacji. Dodatkowo możliwe do wybudowania cuda świata potrafią wywrócić rozgrywkę do góry nogami dzięki swoim specjalnym zdolnościom. Z drugiej strony dostajemy system walki, który wydaje się błagać o odrobinę usprawnienia w dodatkach. Tych niestety, patrząc na to, ile czasu minęło od wydania podstawowej gry oraz ciszę na ich temat, raczej nie ma co oczekiwać. A szkoda – chętnie zobaczyłbym nowe kafle terenu, cywilizacje czy np. cuda świata. Chociaż zawsze jakieś światło w tunelu jeszcze się tli. I z tą nadzieją, w ogólnym rozrachunku wystawiam jej solidne:
-
werdykt Razora - 8.0/10
8/10
User Review
( votes)i zawsze chętnie zasiądę do partii. A Was zapraszam do galerii poniżej.
Rzadko się wypowiadam, bo nasze gusta dotyczące gier są diametralnie różne, tą wersję Cywilizacji mam na półce i używam. Co do systemu walki to w moim odczuciu jest on ok (jako gracz grający pasywnie, a wygrałem w Cyklady nie używając Aresa, mogę się przygotować na ataki dość dobrze: odpowiednie cuda, ulepszanie pól) do momentu wynalezienia przez przeciwnika lotu, który jest kartą lekko przegiętą. Mam wrażenie, że grupa testerów była albo nastawiona tak jak ja, albo nastawiona na wojnę i wtedy to tak nie boli. Przy wersji takiej, że gracze mają różne style gry, lot ułatwia zdobywcą wszystko, bez żadnej kary.
No właśnie to przez lot mam problem z walką w tej grze i możliwościami obronnymi. Same kości z modyfikatorami nigdy nie były dla mnie niczym „przerażającym”. Inaczej nie mógłbym grać choćby w „Wojne o Pierścień”. Ale lot w tej grze… może błędnie, ale mam wrażenie że lot i jego siła powstały z myślą o rozwinięciu w dodatkach. Stąd też dla mnie walka nie jest tutaj jak w opinii wielu recenzentów „fatalna” ale przez lot potrafi po stronie obrońcy wywołać frustrację bezsilności…
A z ciekawości bo napisałeś o różnych gustach jako powód niewypowiadania się. Masz na myśli oceny i wrażenia z rozgrywek czy może po prostu inne tytuły. Bo jeśli to pierwsze to bardzo chętnie poznałbym jednak Twoją opinię i Twój punkt widzenia, a jeśli drugie to chętnie poznałbym tytuły które polecasz.
Ja jestem euroentuzjastą, a takich gier mało recenzujesz. Ostatnimi czasy też męczę te, które są na jednego gracza, jak S&S, a teraz Gloomhaven. Choć dla mnie numer jeden to dwie gry: Projekt Gaja i Gra o tron, ale karciana
A widzisz. Gloomhaven nawet chętnie bym zrecenzował ale… zwyczajnie mam wrażenie że nawet po dziesiątkach godzin gry mogę nadal co najwyżej opisać „pierwsze wrażenia”. Euro zaczną się też pojawiać. Ja ogólnie stoję od jakiegoś czasu bardziej po stronie ameri, ale dziś na przykład odebrałem Brass Lancashire i już czeka na ogranie. Więc mam nadzieję że znajdziesz też tutaj coś dla siebie 🙂
W tamtym tygodniu otrzymałem wreszcie z drugiego opóźnionego rzutu Brassa Birmingham – mimo zamówienia w przedsprzedaży pół roku przed Polska premiera. Do tej pory mam za sobą dwie rozgrywki na 2 osoby z żona. Na weekend dopiero szykuje się pełnoprawne granie w komplecie osób, a ja już jestem urzeczony. Ciekawi mnie jak na fsgk wypadnie recenzja wersji ze statkami 🙂
Sorki za dubleta, ale w ten czwartek po raz pierwszy grałem w Pana Lodowego Ogrodu, ale potrzebuje jeszcze paru partii, by się wypowiedzieć. Nie jest to gra, która pozwala mierzyć się ze sobą początkującemu i zaawansowanemu graczowi.
Oj, zdecydowanie PLO nie lubi dysproporcji doswiadczenia. Zgadzam się i życzę powodzenia w kolejnych partiach 😉