Miłośnicy gier z serii Fallout zapewne pamiętają Nuka Colę – radioaktywny gazowany napój, który może zaspokoić pragnienie na zgliszczach postapokaliptycznej Ameryki. Ale mało kto wie, że pomysł twórców Fallouta wcale nie był taki nowatorski. Swego czasu naprawdę sprzedawano radioaktywne napoje.
Wszystko zaczęło się od sformułowania na początku XX wieku hipotezy hermezy radiacyjnej, to znaczy pozytywnego wpływu promieniowania jonizującego na żyjące organizmy. W największym skrócie zakładała ona, że żywe organizmy, otrzymawszy podwyższoną dawkę promieniowania, będą czerpać korzyści z zachodzących w organizmie naturalnych procesów naprawczych. Uszkodzone komórki zostaną usunięte w ramach procesów autofagicznych, a przyrost nowych, zdrowych komórek zostanie przyspieszony. Hipoteza w swej pierwotnej wersji nie brała oczywiście pod uwagę kilku innych czynników, takich jak uszkodzenia materiału genetycznego. Ale – co ciekawe – do dziś pozostaje kontrowersyjną, ale nie została jednoznacznie odrzucona. Najlepsza dla człowieka wartość promieniowania tła jest przedmiotem ciągłych badań, a hermezie radiacyjnej poświęcono dziesiątki, jeśli nie setki opracowań naukowych, a ja nie czuję się kompetentny, by rzecz w sposób poprawny tu przedstawić (czytaj: po lekturze pierwszego artykułu naukowego zakręciło mi się w głowie od tych wszystkich mikrosiwertów, defosforylacji i cyklów mitotycznych).
Przyjmijmy zatem roboczo, że sama hipoteza nie jest pseudonaukowa. Natomiast niewątpliwie pseudonaukowa była jej zwulgaryzowana wersja, nazywana „radioaktywnym szalbierstwem”. Otóż w okolicach 1910 roku pojawiły się pierwsze medialne doniesienia na temat cudownych właściwości zdrowotnych radioaktywnych źródeł termalnych. Kilka lat później prasa rozpisywała się szeroko na temat zalet spożywania wody z tychże źródeł. Nic więc dziwnego, że nim dobiegła końca druga dekada XX wieku, w aptekach a nawet sklepach pojawiły się produkty spożywcze zawierające radioaktywne izotopy. Warto tu odnotować, że w przeciwieństwie do wielu innych zwariowanych pomysłów pochodzących z tej epoki, takich jak zażywanie heroiny w celu leczenia z uzależnienia od opiatów albo podawanie kokainy dzieciom, tym razem środowisko medyczne pozostawało mocno sceptyczne. Choć naturalnie zdarzali się lekarze, którzy przepisywali radioaktywne suplementy dla zdrowia.
Najpopularniejsze były pasty do zębów z radioaktywnym torem oraz gazowana woda Borjomi pochodząca z artezyjskiego źródła w Gruzji (nawiasem mówiąc sprzedawana do dziś – choć już nieradioaktywna). W obu wypadkach mieliśmy wszakże do czynienia ze szczątkową zawartością pierwiastków promieniotwórczych. Niestety był też ktoś, kto potraktował zbawienną rolę radioaktywności bardzo poważnie. William J. Bailey, przedsiębiorczy człowiek, który nie zdołał ukończyć studiów medycznych, ale nie stracił do medycyny pasji.
W 1918 do aptek trafił wyprodukowany przez niego „napój energetyczny” Radithor, składający się z tylko trzech składników – destylowanej wody oraz dwóch izotopów radu – 226 oraz 228. Sprzedawany w małych buteleczkach, miał zapewniać nieograniczoną energię, słoneczne nastawienie i leczyć z impotencji. Oficjalny slogan reklamowy Radithoru brzmiał: „Lek dla żywych trupów”. Nie, to nie żart.
Nie wiemy do końca, jak wielu ludzi zeszło na tamten świat po spożyciu napoju. Został on wycofany ze sprzedaży po śmierci Ebena Byersa, zamożnego przemysłowca i proponenta napoju, który zmarł w 1932 roku w wyniku zatrucia radem. Jak silne było zatrucie? Dość powiedzieć, że Byersa trzeba było pochować w ołowianej trumnie, a jego zwłoki były silnie radioaktywne jeszcze podczas ekshumacji w 1965. Wall Street Journal poświęcił napojowi artykuł zatytułowany: „Woda z radem dobrze go leczyła, ale potem odpadła mu żuchwa”. Mam nadzieję, że wszyscy wyciągniemy z tego ważną lekcję. Lepiej nie spożywać radioaktywnych trunków. No, chyba że są zmieszane z wysokoprocentowym alkoholem, który pomoże zmniejszyć niektóre z negatywnych skutków promieniowania.
W tym temacie warto też doczytać: wody radonowe.
W prawdzie to nie jest napój, ale wody lecznicze używane do dziś!
To jak to w końcu jest z tym alkoholem?
W uniwesum Metro2033 co druga książka mówi, że wóda spłukuje radiację.
Pomaga, acz niewiele. Minimalnie przyspiesza usuwanie radioaktywnego pyłu (jeśli dostanie się do organizmu) i ogranicza działanie wolnych rodników, które powstają masowo po wystawieniu na silne promieniowanie jonizujące. Ale jej skuteczność jest w fikcji mocno wyolbrzymiona.
A poza tym jest skutecznym środkiem przeciwbólowym dla osób z chorobą popromienną. Polecam genialną książkę Swietłany Aleksijewicz- 'Czarnobylska modlitwa’. Zwłaszcza dla fanów serialu HBO będzie to znakomite uzupełnienie.
W latach trzydziestych ubiegłego wieku, w polskich sklepach była dostępna radioaktywna pasta do zębów, Tlenol-Ra. Reklamował ją Adolf Dymasz hasłem „Kto chce mieć zęby takie, jak ja
Niech je czyści pastą Tlenol-Ra” https://scontent-frx5-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/1554365_192577920941539_461141055_n.jpg?_nc_cat=111&_nc_oc=AQn4BvldsAaMLD1uaiBeLklxN66gzVlu0TL7hzDjMMA6dZY2MMlK6wBlojE7NJLFQ-I&_nc_ht=scontent-frx5-1.xx&oh=212668290beed9206b92420c2fa35f08&oe=5DD37B04
Uważano że radioaktywne pierwiastki świetnie odświeżają oddech i wybielają zęby.
Akurat ta marka pasty została wspomniana nawet u Ziemiańskiego w ,,Pomniku Cesarzowej Achai” #FanFact