Są gry, do których siadamy po kilka razy i mamy ochotę odpuścić. Coś nie pasuje, coś nie może zaskoczyć, tytuł nie wciąga nas tak, jak powinien. Ale dajemy mu jeszcze jedną szansę, i jeszcze jedną, aż w końcu coś zaiskrzy lub doprowadzi do szewskiej pasji. Dla mnie jedną z takich pozycji jest wydana w 2014 roku gra Banished. Gra, do której podchodziłem kilkanaście razy, aż w końcu… no właśnie, jeśli chcecie się dowiedzieć, czy została przeze mnie odkryta czy „zapomniana”, zapraszam do poniższej recenzji.
Zacznijmy jednak od tego, że Banished to debiutancka produkcja „studia” Shining Rock Software. Słowo studio celowo umieściłem w cudzysłowie, gdyż składa się z… jednej osoby. Luke Hodorowicz, bo tak nazywa się autor tej pozycji, odpowiada za każdy jeden jej aspekt, a w wywiadach przyznał, iż jej stworzenie zajęło mu ponad 5000 godzin. I trzeba przyznać, że należą mu się ogromne brawa, bo skupiając się na samych aspektach audiowizualnych gra prezentuje się naprawdę atrakcyjnie, a muzyka komponuje się z nią doskonale. I pamiętajmy, że mówimy o tytule z roku 2014.
Ale zacznijmy od początku. Czym jest Banished? To pozycja zaliczająca się do gatunku strategicznych „city builderów”. Od razu zaznaczę na wstępie, iż jest to jeden z moich ulubionych gatunków, tak mocno rozpropagowany przez serię SimCity. Odpowiadamy w niej za losy grupki wygnańców, którzy po trudach podróży odnajdują nowy kawałek ziemi, gdzie postanawiają zacząć wszystko na nowo. Co nie będzie proste, gdyż mają do dyspozycji naprawdę niewielką ilość surowców oraz odzieży, a – jak to mawiają w pewnej książkowej sadze – „winter is coming”. Do tej zimy trzeba się będzie odpowiednio przygotować – zebrać jedzenie, opał, zadbać o dach nad głową… i tutaj pojawią się też pierwsze trudności. Zasoby, a konkretnie to zasoby ludzkie, są mocno ograniczone, a każda praca wymaga określonej ilości roboczogodzin lub rąk do ciągłej pracy. Będziemy musieli lawirować i przesuwać ludzi między profesjami, żeby mozolnie rozwijać naszą osadę – tym bardziej, iż każdy z osadników posiada swoje własne potrzeby. Kolejną trudnością jest powolne zwiększanie sił ludzkich. Aby powstały rodziny, które mogą się rozmnażać, musimy budować kolejne domy. Dzieci najpierw muszą się urodzić, następnie odchować (dobrze by było, aby otrzymały edukację, inaczej społeczeństwo będzie coraz mniej wydajne), a dopiero na koniec mogą zostać rzucone w wir pracy. Ba, sam połóg może zakończyć się śmiercią kobiety rodzącej, co dodatkowo uszczupla nasze wątłe zasoby ludzkie. Ludzie mogą też ginąć podczas wykonywania swoich prac (np. przywaleni drzewem lub skałą), na skutek głodu, wychłodzenia, epidemii czy klęsk żywiołowych. I nie liczcie na szybki rozrost społeczności, zwłaszcza w pierwszych etapach gry. To jest właśnie to, co w moim mniemaniu wyróżnia tę pozycję od innych city builderów. Bardzo uważne zarządzanie zasobami (tak ludzkimi, jak i materialnymi), brak waluty jako takiej (gdy dojdziemy do etapu handlu, to wymieniamy się produktami), analizowanie cyfr produkcji i zużycia surowców czy jedzenia, oraz mocno, bardzo mocno ograniczona imigracja. A społeczeństwo przecież się starzeje, więc nie tylko dzieci dorastają, ale i starzy ludzie umierają.
Również cykl pór roku staje się wyzwaniem. W czasie niskich temperatur domy należy ogrzewać, a ludzie muszą nosić ubrania. W zimie zdobywanie pożywienia jest utrudnione, więc trzeba odpowiednio szybko organizować zapasy jedzenia. Jeśli dojdziemy do etapu, kiedy korzystamy z farm lub sadów, należy pamiętać, iż dają one plony jedynie w wybranych okresach. W każdej chwili powinniśmy się spodziewać, iż natura pokrzyżuje nam plany, niepogoda zmniejszy plony, a wczesny śnieg na jesieni zniszczy niezebrane uprawy. Jeśli niebezpieczeństw Ci mało, zawsze przez wioskę lub jej okolicę może przejść np. trąba powietrzna. A nie wspomniałem chyba jeszcze o chorobach – bo te mogą dotknąć nie tylko ludzi, ale również uprawy i trzodę.
Dlaczego więc miałem do tej pozycji kilkanaście podejść? Właśnie z wyżej wymienionych powodów. Banished nie wybacza błędów. Jeśli będziemy podejmowali decyzje nieprzemyślane, tylko pod wpływem emocji i chwili, to momentalnie doprowadzimy swoją społeczność do upadku. Zbyt szybki rozwój niektórych gałęzi przemysłu – nagle zaczyna brakować surowców, czego efektem może być to, że ludzie zamarzają w zimie. Zbyt szybki rozwój społeczności (np. poprzez przyjęcie grupy nomadów chcących osiedlić się u nas) przy braku zapewnienia odpowiedniej ilości pożywienia to śmierć głodowa. A nawet jeśli nie, to zwiększone ryzyko epidemii, gdyż ludność napływowa może ze sobą przynieść źródło chorób. Zbyt długie zwlekanie z rozwojem to nagłe wymieranie sporej części społeczności na skutek upływu lat i procesów starzenia, doprowadzające do… klasycznie już, braku rąk do pracy. To wszystko powodowało, że czasem i po kilkudziesięciu latach w grze trzeba było zaczynać wszystko od początku, a ja się zwyczajnie zniechęcałem. Jednak co jakiś czas powracałem do pozycji i szukałem nowych możliwości i rozwiązań, żeby puzzle stworzyły jedną całość. I wiecie co? Udało się. Gra oczywiście nadal wymaga wiele uwagi, aby nasze społeczeństwo mogło przetrwać, sytuacje losowe nadal mogą nam zniszczyć cały dorobek, jednak zadowolenie z odkrywania zasad tych małych trybików w wielkiej maszynie zależności jest ogromne.
I tutaj pojawią się drobne zgrzyty. Po pierwsze – główna zaleta gry staje się jednocześnie jej wadą. Banished jest trudny, wymagający, często kopie leżącego już gracza. Tutaj naprawdę decyzja podjęta kilka „growych” lat wcześniej może zaważyć o waszej porażce. Wystarczy, że nie zwrócicie uwagi na jakąś drobnostkę, albo przehandlujecie produkt, do którego wytworzenia właśnie zabrakło Wam materiałów i narzędzi. To potrafi frustrować i odrzucać od gry. Ponadto w pewnym momencie możecie uznać rozgrywkę za monotonną i nużącą – zwłaszcza, gdy uda się w końcu zbudować osadę zdolną przetrwać kataklizmy. Gra nie zaoferuje wówczas już niczego nowego. Możemy walczyć z naturą na wyższych poziomach trudności, stawiać sobie wyzwania, czy też próbować wykonać niektóre osiągnięcia… ale naprawdę przydałby się jakiś system misji. Bez tego, gdy już Banished „rozgryziemy”, powoli zacznie wkradać się monotonia. I znów gra wyląduje na dłuższy czas na cyfrowej półce. Ale do tej chwili upłynie sporo czasu.
Mimo upływu lat od wydania, nadal uważam Banished za jedną z najbardziej wymagających gier z gatunku city builder, w jakie miałem okazję zagrać. Masa zależności, nowatorskie podejście do zasobów ludzkich i pewien rodzaj dumy z odnajdywania kolejnych rozwiązań dla osady sprawiają, że będę ją zdecydowanie polecał. Ponadto jak już wspomniałem: jej szata graficzna oraz oprawa muzyczna stoją na wysokim poziomie. Oczywiście fakt, iż za produkcją stoi 1 (słownie: JEDEN) człowiek, to powód, by w kilku miejscach zastosować taryfę ulgową – nie mam zamiaru się czepiać za pewne drobne graficzne niedociągnięcia. Jeśli tylko szukacie wymagającego city buildera, w którym żeby osiągnąć sukces trzeba się przynajmniej kilka (jak nie kilkanaście razy) sparzyć, to zaprzestańcie poszukiwań – Banished już jest wydany. Do zakupienia zarówno na GOG, jak i Steam, za ok. 70 zł, co nie wydaje się być wygórowaną ceną. Z mojej strony mogę dać Wam tylko jedną uwagę – nie szukajcie poradników „jak przetrwać”. Odbierze Wam to główną radość z gry, podczas gdy ja uważam, że wystarczy tylko jedna rada, którą dla chętnych ukryję w spoilerze:
pośpiech w tej grze jest niewskazany.
Samej grze natomiast daję:
Banished
-
werdykt Razora - 8.0/10
8/10
User Review
( votes)
Trochę mi to po obrazkach przypomina Anno 1404, tylko bardziej rozwinięty, przy takich grach wszystko zalezy od nastroju, jak chcesz zresetowac mózg to możesz siedziec przy takim czymś i kilka godzin bez przerwy.
Nooo… nie jestem tak do końca przekonany czy „Banished” pozwala zresetować mózg. Czasem poczucie frustracji i beznadziei może przeważyć ;-).
Fajna gra, ze znakomitym klimatem walki o przetrwanie naszej małej osady, ale zdecydowanie brakuje tu tak zwanego „endgame’u”. W pewnym momencie nasze wtedy już miasteczko staje się w zasadzie samowystarczalne i nie straszne mu różne losowe klęski, srogie zimy, ani inne zagrożenia. I wtedy można jedynie powiększać populację. Fajnie byłoby, żeby w tym momencie zaczynał się nowy etap i zarządzanie całym miastem z nowymi wyzwaniami i mechanizmami. Oczywiście ciężko wymagać czegoś takiego od produkcji jednego autora, ale warto pomarzyć.
W każdym razie jeśli ktoś lubi Settlersów i Sim City, to zdecydowanie powinien po Banished sięgnąć.
Dokładnie tak, stąd nie mogłem dać więcej niż 8… oczywiście w fazie endgame nadal może nas spotkać problemowa zaraza czy trąba powietrzna, ale jeśli wówczas sobie z tym nie poradzimy to znaczy że… dużo wcześniej był popełniony błąd w planowaniu.
Czytając od razu skojarzyło mi się 'This war of mine’ i nawet chciałem się wnerwiać, że nie ma jej recenzji na fsgk. Na szczęście sprawdziłem. Jest. Czy też myślisz, że te gry są do siebie podobne?
Moim zdaniem to zupełnie inne gry, których podobieństwo jest raczej przypadkowe. Podobno, bo sam nie grałem w tą grę i nie mogę tego potwierdzić, dużo większe podobieństwo znajdzie się w Frostpunk, wydane przez te same studio. Tam jest duży nacisk na przetrwanie właśnie(tylko w większej skali).
Banished bliżej do takiego Cultures, Anno czy nawet Rise of Nations, Age of Empires, choć Banished znacząco się różni od tych serii m.i. przez to, że nie gra się przeciwko jakiemuś botowi czy online, rozwijamy osadę wyłącznie my i jedynym naszym przeciwnikiem jest przyroda, ekonomia, demografia i nasze decyzje.W wyżej wymienionych seriach jest dyplomacja, polityka, technologia, rozwijanie państwa a w niektórych serie questów do wypełnienia. Prawdę mówiąc, gdyby przyrównać Banished do którychkolwiek z tych serii, to od prawie każdej Banished dostałoby srogi łomot, ponieważ gameplayowo ma mniej do zaoferowania.
Kurcze, a ja się nie mogę zgodzić z tym „łomotem”. Oczywiście „Banished” będzie mniej rozbudowany, ale jednak uważam że to nadal inne gry i w pewnych aspektach Banished wygra z wymienionymi przez Ciebie tytułami, ale to będzie kwestia czego szukamy w rozgrywce.
Natomiast moim zdaniem jeśli chcemy porównać do czegoś, to bierzmy za przykład SimCity, Cities: Skylines czy choćby wspomnianego przez Ciebie Frostpunka. I nadal uważam że pod kątem skomplikowania oraz rozwiązań ta pozycja zwyczajnie im nie ustępuje.
Tak jak Ben z Karholdu napisał – to inny typ gier i nie można ich porównać. TWoM to typowa gra survivalowa, ale jedna ze zdecydowanie innym nastawieniem. TWoM jest na zasadzie albo zabawie się na wyprawie w „push your luck” albo grzecznie odpuszczę i może następny dzień przyniesie coś w miarę dobrego. Tutaj masz długofalowe planowanie (wszak jak wspomniałem – to city builder), ale jednak pod innymi aspektami – zdecydowanie bardziej w skali makro.
Wow, nie spodziewałem się recenzji Banished tutaj. Dodam, że warto sięgnąć po modyfikacje Colonial Charter, znacznie rozbudowującego grę o nowe budynki, zasoby i przedmioty.
Gra ogólnie fajna do popykania raz na jakiś czas, jak nadejdzie chandra. Nie jest jednak jakoś bardzo trudna, przynajmniej dla mnie(choć może następnym razem spróbuje wyzwania Adam i Ewa, gdzie zaczynamy jedynie z 2 npc). Trochę zbyt monotonna ale potrafię to wybaczyć, bo grę robił pasjonat od zera, niemalże bez wsparcia.
jedna z moich ulubionych gier…wiele szukalem czegos podobnego ale wszystkie ww tytuly poza cities za mna…tak samo szukam czegos podobnego do transport tycoon deluxe ale nic nie dorownuje tej legendzie
Jedna z moich ulubionych. Cenię ją bardzo za realizm społeczności ery przedindustrialnej, gdzie podstawą jest zwykła, codzienna walka o przetrwanie. To właśnie jest głównym celem, questem w tej grze – nie podboje, misje, osiągnięcia, budynki. To właśnie uświadamiamy sobie po kilku nieudanych początkowych rozgrywkach. Nie da się tutaj, jak w innych grach, bezkarnie budować wszystkiego po kolei, na samym początku. I nie ogranicza nas przy tym sam silnik gry – każdy budynek jest dostępny od razu, nie musi upłynąć jakiś czas czy być opracowana jakaś technologia. „Jedyne” i aż, to co nas ogranicza, to ekonomia. Każda inwestycja musi być przemyślana, realizowana wyłącznie z nadwyżek surowców i siły roboczej. Gra kończy się w momencie kiedy stworzymy populację, która jest w stanie przetrwać już wszystkie nadciągające kataklizmy. Nie ma co prawda w tym momencie planszy „Victory”, ale czujemy że jest to moment, kiedy patrzymy na swoje rozwinięte gospodarczo ziemie, szczęśliwych wieśniaków, spichlerze pełne zapasów, na pola pełne plonów, zagrody pełne bydła i wiemy, że możemy odejść, bo zapewniliśmy dostatek w tej krainie.
Daję tej grze 10/10 bo według mnie nie ma czego się przyczepić.
Polecam grać z dodatkami które wprowadzają więcej surowców i budynków, nie polecam natomiast modów które ułatwiają rozgrywkę, bo trudność jest wszak esencją tej gry.