Każdy z nas obejrzał w życiu przynajmniej kilka filmów historycznych z wielkimi scenami batalistycznymi. Zapewne wszyscy mamy więc przed oczami obraz pobojowiska, miejsca zasłanego trupami dzielnych żołnierzy. To widok przerażający, ale i brutalnie malowniczy. Skłania do refleksji nad bezsensownością konfliktów zbrojnych. Ale czy zastanawiało Was, na ile obraz ten jest prawdziwy? Jak w praktyce wyglądały historyczne pobojowiska? I jak traktowano ciała poległych?
Jedną z pierwszych rzeczy, na które należy zwrócić uwagę, jest to, że nie wszyscy polegli umierali tak naprawdę na polu bitwy. Wyjąwszy przypadki autentycznych rzezi, kiedy droga ucieczki została odcięta, niemal nikt nie walczył do ostatniej kropli krwi. Ale żołnierze – czy to rozbici, czy wycofujący się w sposób zorganizowany – wcale nie byli bezpieczni po zejściu z pola bitwy. Zabójcze były przede wszystkim infekcje, które po bitwie dziesiątkowały szeregi rannych. Niejednokrotnie po właściwym starciu następowały serie potyczek, w których zwycięzcy wiązali i wycinali mniejsze kupki pokonanych. Co się zaś tyczy trupów pozostawionych na samym polu bitwy… było z nimi różnie, w zależności od epoki.
Pierwsze zapiski dotyczące pochówku zmarłych żołnierzy pochodzą ze starożytnej Grecji. Dowiadujemy się z nich, iż w bitwach, pomiędzy państewkami z tego samego kręgu kulturowego (tj. greckimi polis, ale również w wojnach z Macedonią), powszechną regułą było udostępnianie pola bitwy po zakończonej batalii tak, aby strony mogły zebrać swych poległych i pochować ich w granicach miasta-państwa. Nie do końca stosowali się do tego Spartiaci, którzy sprowadzali swych poległych tylko wtedy, kiedy nie prowadzili już dalszych działań wojennych. W przeciwnym razie po prostu chowali ciała na polu bitwy, wystawiając im proste nagrobki. Nie powinniśmy się jednak boczyć, same nagrobki były bowiem dla Spartan czymś szczególnym. Otrzymywali je tylko żołnierze polegli na wojnie oraz kobiety zmarłe podczas porodu. Cała reszta była chowana bezimiennie, w masowych grobach.
Sprowadzanie ciał poległych praktykowali również starożytni Rzymianie, ale ze względu na skalę wojen prowadzonych przez ich państwo, często było to niewykonalne. W takich wypadkach zbierali swych poległych i palili ich na wspólnym stosie, wystawiając w danym miejscu cenotaf – symboliczny grobowiec dla wszystkich zmarłych. Brak możliwości powrotu na pole bitwy i zaopiekowania się zmarłymi był jednym z dodatkowych elementów potęgujących w rzymskiej kulturze poczucie hańby związanej z porażką.
Zwyczaj zbierania i palenia ciał na stosach zachował się do wczesnego średniowiecza, kiedy powoli zaczął być wypierany przez zbiorowe pochówki. Plagą średniowiecznych pobojowisk było oczywiście ograbianie trupów, któremu starał się przeciwdziałać Kościół oraz kodeks rycerski. Niestety pozytywne skutki próby te odniosły wyłącznie w stosunku do szlachetnie urodzonych. Zwycięzcy bitew pomiędzy dwiema chrześcijańskimi stronami starali się odnaleźć ciała przynajmniej najznaczniejszych przeciwników i odesłać je do domu. Czasem za okupem, czasem dla honoru. Tak uczynił między innymi Władysław Jagiełło ze zwłokami wielkiego mistrza Ulricha von Jungingena. Wprawdzie po zdobyciu taboru Polacy rozpoczęli rzeź całego dowództwa zakonu, ale odesłanie zwłok odbiło się w Europie echem, jako dowód szlachetności zwycięzców bitwy pod Grunwaldem. Co ciekawe, pytanie o to, kto komu odsyłał zwłoki z pobojowisk, jest jednym ze sposobów weryfikacji wyników średniowiecznych bitew. Kronikarze często zakłamują rzeczywistość twierdząc, że bitwa nie została rozstrzygnięta, ale jeśli ktoś miał czas, by pozbierać ciała i oddać je przeciwnikowi, zapewne wyszedł ze starcia zwycięski.
Gorzej wyglądały pobojowiska okresu renesansu oraz wczesnej epoki nowożytnej. Zaważyło na tym wiele czynników, począwszy od skali konfliktów (armie miały generalnie większe rozmiary od średniowiecznych), ilości bitew (ta również rosła), jak i zaciekłości sporów. Wojny religijne zabiły resztkę szacunku dla poległego przeciwnika. W tym okresie rzeczywiście pobojowiska przez długie miesiące pełne były ograbionych z wszelkiego dobytku trupów. Stały się ucztą dla wron.
Szczyt nieludzkiego traktowania zwłok nastąpił wszakże dopiero na przełomie XVIII i XIX wieku, kiedy dentyści zaczęli wykonywać sztuczne szczęki z zębów zmarłych. Robiły one furorę wśród zamożnych ludzi, ale miały jedną wadę. Zęby w takiej sztucznej szczęce szybko się psuły, trzeba więc było je często wymieniać. Zaowocowało to plagą grabieży grobów oraz sprzedawania własnych zębów przez ubogich. W ogłoszeniu z New York Timesa z 1783 roku dentysta oferuje 2 gwinee (w przeliczeniu na współczesną siłę nabywczą pieniądza to ponad 100 dolarów) za każdego ładnego i zdrowego zęba. Na pobojowisku, pełnym martwych młodych ludzi, można więc było zbić majątek. I zbijano. Zanim ktokolwiek zdołał zatroszczyć się o pochówek, ciała były osaczane przez wyrywaczy zębów. Było to zjawisko tak nagminne, że przez pewien czas w języku angielskim funkcjonowało nowe określenie na sztuczną szczękę. Zęby z Waterloo.
Paradoksalnie współczesne standardy traktowania poległych, związane z próbą identyfikacji ciał i przeprowadzenia należytego pochówku, narodziły się dopiero w erze wojen totalnych, kiedy dokonywano największych zbrodni na cywilach. Ale powód, dla którego pojawiła się inicjatywa polityczna, by formować specjalne jednostki wojskowe zajmujące się odszukiwaniem poległych, był dokładnie tym samym impulsem, który skłaniał do mordowania cywilów. Rosnąca władza polityczna i ekonomiczna mas. W epoce demokracji i industrializacji, żadna władza (nawet niedemokratyczna) nie mogła sobie pozwolić na obniżanie morale populacji samą myślą o bezczeszczonych ciałach. Mała to pociecha.
I tak właśnie przedstawia się skrócona historia pobojowisk. Uzbrojeni w tę wiedzę będziecie mogli – tak jak ja – irytować się teraz, ilekroć film historyczny popełni błąd w prezentacji następstw bitwy.
fajny artykul. teraz bede mial dola do konca dnia, majac w glowie mysl, jak parszywym gatunkiem bylismy, jestesmy i bedziemy. dzieki
A ja już myślałem, że będzie o paleniu i mordowaniu poddających się ogromnych miast (ale takie rzeczy to tylko w serialach 😛
Poddających się miast nikt nie palił, chyba, że taka potrzeba wyższego rzędu była. Gorzej, jak miasto zostało zdobyte szturmem. Wtedy nie było zmiłuj, nikt nie był w stanie opanować żądnej krwi i łupów hołoty. Zdarzało się, że dowódca mające jakieś własne zdyscyplinowane (jeszcze,) oddziały rzucał je do boju przeciw własnej hołocie by opanować sytuację, choć i tak nie wcześniej, niż po paru godzinach. Nie dziwcie się więc, jeśli natkniecie się gdzieś na notkę, że jakieś miasto lub zamek po odparciu szturmu poddawało się. Widać zdawali sobie sprawę, że następnego szturmu nie przetrzymają, a woleli poddać się na jakichś znośnych warunkach, zapłacić okup i zachować życie.
Ja jestem historykiem wojskowości 😛 tylko sobie szydzę z ostatniego sezonu Gry o tron, ale dzięki za przypomnienie o sztuc oblężniczej 😉 i radziłbym poczytać o Mongołach i Czyngis-Chanie 🙂 Tylko w opowieści o jego dokonaniach są opowieści podobne do tego co spotkało Królewską Przystań 😉
Oooo… widzę potencjalnego konsultanta do przyszłych tekstów 🙂
Tylko moją epoką jest nowożytność, średniowiecze to tak sobie. Zastanawiało mnie to co spotkało Królewską Przystanią i przychodził mi tylko do głowy nalot napalmem na Tokio 😛 ale jakimś sposobem natrafiłem na podboje Czyngis-Chana i jest tam o mieście Urgencz (stolicy Chorezmu), gdzie wymordowano po kapitulacji nawet 600 000 ludzi (choć to może przesada). Jednak Mongołowie lubowali się w mordowaniu i wyburzaniu całych miast – Dothrakowie? 😛
Co do konsultacji… oczywiście drogi DaeLu możesz coś podrzucić 😉
To się brało z tradycyjnych wierzeń nomadów, że zabici wrogowie będą nam służyć na tamtym świecie. Również Timur Chromy czasem wybijał poddające się miasta.
Nic konkretnego się nie można dowiedzieć.
Co się działo na ten przykład z ciałami przeciwników armii rzymskiej? Skoro zbierali i palili swoich, to co z ciałami przeciwników?
Czy poległych pod Kannami ktoś w jakiś sposób pogrzebał?
Bo to chyba miał być tekst mający zainteresować do własnoręcznego dokopania się do interesujących szczegółów 😉
Wiesz, fiszki to niejako z definicji krótkie teksty z ciekawostkami, a nie poważne artykuły historyczne. Tutaj moim celem było pokazanie, że – wbrew obrazom znanym z filmów – to nie zawsze było tak, że po bitwie na polu pozostawały trupy, którymi nikt się nie przejmował. Przez spory kawałek historii ludzkości próbowano ciała zakopać, spalić, albo sprowadzić do rodziny. Oczywiście musiały być wyjątki. Pod Kaanami na pewno Rzymianie nie zostali by wybudować pomniczek. Wątpię też, by ktokolwiek poszedł wyławiać trupy z Jeziora Trazymeńskiego.
Wszystko zależało od okolicznych mieszkańców. Zwycięscy żołnierze to opiekowali się często tylko zwłokami poległych kolegów. Los zwłok przegranych zależał od tego czy w ogóle ktoś w okolicy mieszkał (nie zawsze tak było, okolica mogła być wyludniona przez działania wojenne, lub bitwa mogła być w lesie). Powody palenia, zakopywania ciał był prozaiczny – nie chcieli mieć problemów z zarazą (rozkładając się ciała sprzyjały szerzeniu się chorób, zanieczyszczaniu rzek). Martin sobie nie wymyślił ogromnych stad zdziczałych psów (ptaków), takie rzeczy się działy jak nie było komu pogrzebać zwłok.
W miarę możliwości polecam muzeum w Visby na Gotlandii, gdzie można zobaczyć autentyczne szczątki poległych średniowiecznych zbrojnych z odniesionymi ranami i przekonać się, jak brutalne bywały ówczesne bitwy.
W średniowieczu bywało też, że polami bitew opiekował się miejscowy dostojnik kościelny, który organizował pochówek dla wszystkich poległych. Tak była na przykład po bitwie pod Płowcami.
Bardzo fajny artykuł? nie poprzestawajcie na tym i rozwijajcie tematykę niedzielnych fiszków ?
good post