Recenzje FilmoweSeriale

Miłość, śmierć i roboty (2019)

Kiedy niecałe dwa lata temu przedstawiałem na naszych łamach wyjątkowy serial „Black Mirror”, opisywałem go jako antologie rozważnie napisanych ostrzeżeń, co do kierunku i konsekwencji rozwoju technologicznego współczesnego świata. Ten specyficzny serial Charliego Brookera doczekał się w międzyczasie znaczącego miejsca w panteonie produkcji telewizyjnych, a od kiedy przeszedł pod egidę Netflixa – zyskał należną mu już od początku istnienia popularność. Można chyba śmiało powiedzieć, że Black Mirror – jako przedstawiciel popkulturowego sceptycyzmu technologicznego – zaprezentował szerokiej publiczności masowej szereg istotnych problemów związanych z naszym cywilizacyjnym rozwojem. To ważny serial, a pełną estymą być może cieszyć się będzie dopiero wśród nadchodzących pokoleń, dla których rzeczywistość będzie – być może – co raz bardziej przypominać serialowe fantasmagorie.

Szczęśliwi Adolf i Stalin  Hitlerobot – screen z odcinka „Alternate Stories” (źródło: imdb.com).

Dzisiaj chciałbym Wam zaprezentować bardzo ciekawą wariację na tematy z „Czarnym Lustrem” związane, która ujęła mnie swoją niecodziennością: zarówno w formie, jak sposobie produkcji. To również wytwór Netflixa, za którego kreację odpowiada Tim Miller – człowiek, który dał już światu Deadpoola, a w październiku podaruje nam nowego Terminatora. Rzecz nazywa się „Miłość, śmierć i roboty” i składa się obecnie z osiemnastu zupełnie różnych i niezwiązanych ze sobą odcinków zrealizowanych w różnych technikach animacji filmowej.

Historia „Miłości, śmierci…” sięga czasów odległych i rejonów niecodziennych – jest odbiciem dawnych fascynacji mroczną literaturą spod znaku dark fantasy, hard s-f oraz… erotyki. Tim Miller, wraz z producentem wykonawczym Davidem Fincherem należą do pokolenia wielkich fanów amerykańskiego magazynu fantasy dla dorosłych „Heavy Metal”. Pismo ukazuje się od 1977 roku i zwłaszcza w początkowym okresie uzyskało status kultowego miejsca, w którym seks, smoki i kosmos przenikały się w wizjach początkujących pisarzy fantastyki. Na kanwie pierwszych wydań magazynu, powstał w 1980 równie kultowy, acz nieco zapomniany dziś film animowany o tym samym tytule – inspirowany opowiadaniami publikowanymi w piśmie.

Okładka wydania pisma z maja 1980 r. (źródło: amazon.com).

Do tych właśnie historycznych źródeł sięga w 2019 roku Netflix, proponując dorosłym widzom uwspółcześnione opowieści fantastyczno-naukowe. Każda z nich jest animacją wykonaną w innej technologii, przez inne grupy twórców rozsianych po całym świecie. Każda jest też bardzo krótka – „odcinki” trwają od kilku do kilkunastu minut, co sprawia, że seans z „Miłość, śmierć i roboty” stanowić może idealny przerywnik pomiędzy obowiązkami życia doczesnego.

Klimat serii jest raczej przygnębiający, choć trafiają się i dowcipne epizody. Wątki poruszane w poszczególnych odcinkach bezceremonialnie rozprawiają się z różnymi wizjami przyszłej apokalipsy technologicznej, ważną rolę odgrywają również postaci uwypuklonych tytułem robotów, którzy – jak ukazują nam twórcy – w przyszłości mogą nawet zastąpić ludzką cywilizacje. Całość nie trzyma się żadnego wspólnego mianownika, chyba że jako taki potraktować ogólną tematykę przyszłości i rozwiniętych technologii. Dodać należy również erotykę i seksualność, która nie jest może obecna we wszystkich epizodach, ale w kilku przypadkach odgrywa istotną rolę.

A to wesoły mieszkaniec wysypiska z „The Dump”. Ma do opowiedzenia interesującą historię (imdb.com).

Serial, jak to z antologiami bywa, miewa swoje wzloty i upadki. Kilka odcinków potrafi zafascynować pomysłowością i szczerze rozśmieszyć – do moich ulubionych zdecydowanie należy „Three Robots” ukazujący historię trzech zaprzyjaźnionych robotów w odległej przyszłości, którzy wybrali się na zwiedzanie świata dawno wymarłych ludzi. Dialogi pomiędzy robotami ukazują ciekawą i odmienną perspektywę patrzenia na cywilizację człowieka, a wszystko utrzymane jest w humorystycznym tonie gwarantującym przyjemny odbiór.

Na drugim biegunie w moim prywatnym rankingu znajdują się mocno powielające schematy historie, które już widzieliśmy: zupełnie już nieoryginalny motyw zapętlenia czasu w „The Witness”, czy będący w moim przekonaniu niepotrzebną, skróconą i pozbawioną pomysłu wersją „Grawitacji” odcinek „Helping Hand”. Mocne tony, z wykorzystaniem erotyki i walk robotów na arenie, zaprezentowane zostały w „Sonnie’s Edge” oraz „Suits”, które przypominają klasyczne historię hard-fantasy, różnią się jednak bardzo sposobem wykonania. W niektórych animacjach występują również prawdziwi aktorzy (m.in. „Helping Hand”, „Ice Age”, czy bardzo dobre „Shape-Shifters” i „The Secret War”), innym razem oglądamy anime (nostalgiczne „Good Hunting”), lub klasyczne CGI w zróżnicowanym wydaniu.

„Helping Hand” to mało zajmująca parafraza „Grawitacji”. Na szczęście, większość innych epizodów dostarcza więcej rozrywki niż rozczarowań (źródło: imdb.com).

Całość nie trzyma może równego, spójnego poziomu (rozczarowujące wykonanie świetnej koncepcji w „Alternate Histories”), ale jest na tyle zdywersyfikowana, że trudno nie docenić skali przedsięwzięcia. I konsekwencji w podejmowaniu intrygujących, czasem wręcz absurdalnych wątków – jeden z odcinków przedstawia wizję Ziemi opanowanej przez inteligentny… jogurt, w innym poruszane są zupełnie poważne egzystencjalno-filozoficzne rozterki wybitnego artysty, który swoją twórczość poświęcił na poszukiwanie sedna egzystencji i bytu. Bywa więc śmiesznie, bywa refleksyjnie, ale przede wszystkim: jest ciekawie.

„Zima Blue” – jeden z moich faworytów. Nostalgia i melancholia tego odcinka jest perfekcyjnie ograniczona jego 10-minutową długością (źródło: imdb.com).

Kolejne odcinki mijają błyskawicznie i nawet jeżeli część z nich rozczarowuje, to całość pozostawia po sobie jak najbardziej pozytywne, nieco mroczne, choć urozmaicone dowcipem wrażenie. „Miłość, śmierć i roboty” to netflixowy oryginał, z którym warto się zapoznać. Jego największymi zaletami są różnorodność zastosowanej formy, fabularna oryginalność niejednego pomysłu oraz świetne techniczne wykonanie każdego z epizodów. Zdecydowanie warto – tak obejrzeć pierwszy sezon, jak oczekiwać kontynuacji.

Miłość, śmierć i roboty - sezon 1 (2019)
  • Ocena Pquelima - 7/10
    7/10
To mi się podoba 0
To mi się nie podoba 0

Related Articles

Komentarzy: 30

  1. Mnie erotyka jakoś szczególnie nie wysuwała się na pierwszy plan w tych miniaturkach, ale za różnorodność i trzymanie się krótkiej formy z wyrazistym początkiem, środkiem i końcem dałbym punkt więcej.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. Przyznam, że początkowo byłem zachwycony tą antologią i gdyby tekst powstawał świeżo po seansach, to ocena pewnie byłaby wyższa.
      Z biegiem czasu okazało się jednak, że z tych historii niewiele zostało mi w głowie. Najmocniej zapamiętałem „Three robots” i „Zima Blue”, w których zaprezentowało dość świeże spojrzenie na podjętą tematykę. Uznałem, że to trochę za mało, aby cały cykl gloryfikować. Serial sprawdza się jednak znakomicie jako użyteczny przerywnik codzienności, więc wydaję mi się, że wystawiona ocena jest sprawiedliwa.

      Co do erotyki, to oczywiście – pełni funkcję atrakcyjnego uzupełnienia i stawia omawiany serial w kontekście produkcji dla dorosłych. Uważam, że została ona użyta w sposób świadomy i dojrzały, za co twórcom należą się brawa. Seksualność zaprezentowano jako jeden z elementów świata przedstawionego, unikając przy tym nadmiernej ekspozycji. Przy okazji, obecność erotyki pozwoliło zbudować atrakcyjną dla odbiorców komunikację marketingową. Sprytne 🙂

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
  2. poziom tych odcinków tak jak w Black Mirror jest skrajnie różny. Od powielanych sztampowych historii, po bardzo oryginalne koncepcje. Trochę jak AniMatrix. Generalnie trzeba to obejrzeć.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  3. ktore odcinki polecacie a ktore sa slabe? te lepsze bym obejrzal, a te gorsze/srednie wole pominac

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. IMHO:

      zdecydowanie polecam odcinki: 01, 02, 07, 09, 14.
      warto zobaczyć: 04, 06, 08, 10, 16.
      można odpuścić sobie numery 03, 11, 12, 15, 17.
      reszta jest po prostu niezła.

      Ale mimo wszystko zachęcam do zapoznania się z całością. Brak koherencji w jakości nie powoduje poczucia utraty czasu, nawet w przypadku słabszych epizodów – są na tyle krótkie, że mocno nie przeszkadzają. Poza tym różne są gusta i to co dla mnie wydało się powtarzalne i trywialne – np. Witness (03) i Helping Hand (11) – może wywołać pozytywne wrażenie wśród widza, których podobnych produkcji jeszcze nie zna.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
  4. O. I to rozumiem! Krotka forma, mocny przekaz. Wlasnie obejrzalem ep01 i bede kontynuowal. Fajna rzecz.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. O! Miałem już kiedyś o nim napisać. Jeśli nikt inny się nie podejmię, to naskrobię coś w wolnej chwili.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
      1. To i ja sie dolacze do apelu, bo to jeden z moich ulubionych zakonczonych seriali. Timothy Olyphant jako Seth Bullock byl fantastyczny, zdaje sie ze nawet Zlotego Globa zgarnal za ta kreacje.

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
        1. Poprawka, faktycznie to McShane za role sukinsyna Ala dostal Globa.

          Ale mnie sie zdecydowanie bardziej podobal Olyphant, z tym swoim spojrzeniem i dziwacznym usmieszkiem, ktory w kazdej chwili mogl sie zmienic w kazda inna emocje.

          Ogolnie to rewelacyjny serial, jeden z moich ulubionych.

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0
  5. Warto wspomnieć, że prawie wszystkie epizody są ekranizacjami cenionych opowiadań s-f (których autorami sa m. in. Alastair Reynolds, John Scalzi, Ken Liu).

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
      1. O patrz Pan, nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy. Strasznie musiało być o tym cicho, albo ja – oprócz wzroku – słuch również mam do zbadania.

        Nawiasem mówiąc, mocno przeciętny odcinek. Chociaż ładny.

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
        1. Zgadzam się, przeciętny i ładny, ale jeśli o stronę graficzną idzie, to trudno się do jakiegokolwiek odcinka przyczepić.

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0
    1. Jeżeli chodzi Ci o Tumothy Olyphanta i rzekomego Globa, którego miał otrzymać za „Deadwood” – faktycznie nie dostał 🙂

      @tolkien pomyliłeś Olyphanta z Ianem McShanem 🙂

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
  6. Z tego co nie wspomniałeś to podobała mi się chińska rewolucja przemysłowa.
    Pierwszy odcinek był świetnym wstępem.
    A niebieski bardzo refleksyjny.

    Nie pamiętam tytułów i pewnie zapomniałem o niektórych odcinkach, ale polecam całość, ja chyba przy połowie świetnie się bawiłem.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. „Pierwszy odcinek był świetnym wstępem.

      tak, dokładnie. jest na tyle mocny i skondensowany, że znakomicie podsyca zainteresowanie resztą.

      Chińska rewolucja („Good Hunting” – ep 08) miał świetne otwarcie. Potem, zamiast akcji, forma zmieniła się na narrację z offu i to mnie chyba znużyło. Ale może się podobać – trochę moralizatorski, trochę bajkowy, trochę cyberpunk.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
  7. „Secret War” chociaż sztampowy też świetny. Owszem to wszystko już było pokazane, ale lubię takie „last stand” historie,kiedy mała grupa desperacko walczy z przeważającymi siłami, kiedy bohaterowie giną walcząc (pozdro „The Long Night”),no i jak to jest cudownie nakręcone. Z przyjemnością zobaczyłbym pełny metraż.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  8. W tych historiach były różne typy miłości, a jeśli chodzi o romantyczną, to w „Udanych łowów” na pewno występuje.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  9. Skonczylem.

    Niezle, 7/10 jak najbardziej. Troche szkoda zmarnowanego potencjalu killku pomyslow (jogurt az sie prosil o wieksza historie, historie alternatywne to porazka). Ogolnie troche malo wybitnosci – jest chyba tyle samo bardzo dobrych pomyslow, co slabych i powtarzalnych.
    No i 'nasz’ epizod od Platige fatycznie cienki.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button