Dziś gościnnie oddajemy pióro Koledze Atosowi i liczymy na to, że w przyszłości opublikuje na łamach fsgk więcej tekstów. – Lai
Przecież nie tak znowu dawno temu stał z rozdziawioną gębą przed zupełnie innym domem, dziesiątki, setki kilometrów stąd, zaś jego życie właśnie wchodziło na pełnym gazie w bardzo ostry zakręt, za którym już czekał zasmarkany anioł w bamboszach, widmo z tendencją do cielesności, przerośnięta ośmiornica i cztery aspołeczne utopce.
Marta Kisiel już pojawiła się na łamach fsgk. O jej książce Toń pisała Lai. Tu pozwolę sobie na małą prywatę. To z powodu tekstu Lai zainteresowałem się twórczością Marty Kisiel i to ona zaproponowała mi napisanie dla fsgk recenzji „Dożywocia”. Dzięki wielkie Droga Koleżanko 🙂
Pisarz Konrad Romańczuk dziedziczy dom Lichotką zwany. Konrad ma wszystko, co jest potrzebne do przetrwania: laptop, telefon i odtwarzacz mp3. Jest człowiekiem z dżungli. Miejskiej dżungli. Pragnie odpocząć, odreagować trudne rozstanie z dziewczyną i skupić się na pisaniu, a rzeczony dom wyremontować i ostatecznie sprzedać, pewnie na Allegro. Dom okazuje się gotyckim dworzyszczem z obowiązkową wieżyczką, a pierwszym poznanym lokatorem jest anioł z alergią na pierze. No tak. Nie tego Konrad się spodziewał…
Co jest w tym wszystkim takiego niesamowitego? I czy Marta Kisiel obrazi się, jeśli nazwę ją Neilem Gaimanem w spódnicy? Z tego drugiego mogę się wyłgać próbą zainteresowania przyszłego czytelnika. Kisiel, podobnie jak Gaiman, łączy szarą zwyczajność z elementami magicznymi, nadprzyrodzonymi. Podobnie jak Gaiman wikła zwyczajnego człowieka w fantastyczne sytuacje i każe mu się określić. Podobnie ustawia przeciwwagę, stawiając w kontrze niezwyczajnych bohaterów książki i zwykłych ludzi. Licho, Krakers, Szczęsny i reszta ferajny może i mają swoje irytujące zwyczaje i ciężko się z nimi dogadać, ale mają serca po właściwej stronie. Podobnie jak łatwo wpadający w osłupienie i równie łatwo z niego wypadający Konrad. Rolę czarnych charakterów pełnią w „Dożywociu” straszni mieszczanie i wieszczanie. Sztywni, ograniczeni swoim małym (pół)światkiem społecznych norm, ról, zakazów i nakazów. Gotowi zniszczyć wszystko, co się tym normom wymyka. Duży szacunek dla Kisiel za niewpadanie w tanią publicystykę i uniwersalność całej historii.
Siła wyższa, bez uprawnień kierująca światem, postanowiła udowodnić, że dysponuje niekończącymi się pokładami czystej, małpiej złośliwości. Bez wątpienia siła była kobietą, i to nad wyraz zaradną.
Od Gaimana odróżnia Martę Kisiel fenomenalne poczucie humoru. To znaczy: owszem, Anglik też był zabawny. Ale nie aż tak 🙂 Rewelacyjny humor sytuacyjny, kapitalne dialogi, pełnia komicznego wykorzystania fantastycznych domowników i ich cech szczególnych. Nie ma miejsca na litość. Sugeruję uważać z czytaniem książki w środkach transportu publicznego. Współpasażerowie tramwaju mogą na widok waszych bananowych ust zechcieć rozejrzeć się za najbliższym kaftanem bezpieczeństwa… Humorystyczny potencjał spotkania zwyczajnego z niezwyczajnym nie jest niczym nowym, ale Kisiel wykorzystuje go na tysiąc procent!
Warto od razu zaznaczyć, że Kisiel potrafi krąg humoru zgrabnie opuścić i przenieść się w rejony dramatyczne na tyle skutecznie, że w kilku momentach książki śmiech więźnie w gardle i znów trzeba uważać w tramwajach. Bo szczerzący się jak głupi do sera czytelnik, który nagle ni stąd ni zowąd zalewa się łzami, to już podwójny kandydat do odwiedzenia wieży błaznów. Poważnie, przynajmniej w dwóch momentach warto pożyczyć od Licha garść chusteczek. Zwłaszcza drugi, dziejący się pod koniec książki, motyw dramatyczny jest tak zaskakujący i pięknie napisany, że ciężko się opanować.
Na zdjęciu powyżej przesłodki Krakersik, mistrz garnka i patelni, zinterpretowany w wersji przyziemnej. Nie znalazłem nic lepszego 🙁 Mój ulubiony bohater „Dożywocia”. Chcę, żeby przygotował mi placki ziemniaczane, ogórkową i faworki. Przedwieczny stwór ciemności, wielooki i wielomacki, obdarzony głębokim bulgotem. DaeL, Tobie on powinien spodobać się szczególnie. Kisiel fenomenalnie sparodiowała w tej postaci twórczość H.P. Lovecrafta. Cthulhu i inni Przedwieczni mogliby wziąć z niego przykład, a nie marudzić, więcej by było z tego pożytku. Zresztą, co będę gadał po próżnicy. Lepszy będzie cytacik:
Krakers, proszę pana. Pradawny stwór z głębin odwiecznego zła, którego w 1836 przywołał bratanek pana Wincentego, alleluja – wyrecytowało. – Panicz Zygmunt bawił się w takie tam różne… dziwne… jakieś składanie ofiar, jakieś mroczne rytuały, dzikie origami… Pewnej nocy miejscowi zrobili takie wielkie ognisko i spalili go pod drzewem. Szybko poszło, a psik, nawet nie zdążył wymyślić i rzucić porządnej klątwy. A Krakers został w spiżarce i zajął się gotowaniem. To mu wychodzi znacznie lepiej niż sianie zagłady.
Z bólem serca czas przejść do minusu, który ma książka. Jednego, jedynego i mało znaczącego. Dożywocie nie ma fabuły. Uff, przeszło mi to przez klawiaturę. Jeśli ktoś ceni w książkach jakowąś konkretną dramaturgię i określoną linię narracyjną, to niech ponownie przeczyta „Toń”, bo w „Dożywociu” takiego indywiduum brak. Nawet ciężko określić to zbiorem opowiadań. To raczej zbiór scenek rodzajowych z życia i nieżycia mieszkańców Lichotki z towarzystwem (nie)proszonych gości. Nawet gdy ma się wrażenie, że Kisiel zaczyna jakiś konkret, to chwilę później porzuca pomysł i zmienia scenerię. Scenki w większości są na tyle barwne i błyskotliwie napisane, że pozwalają się nad sensem całości nie zastanawiać i mam nadzieję, że takim drobiazgiem nikogo nie zniechęciłem. Lichotka doczekała się rozwinięcia. Powstały, nie licząc opowiadań, dwie powieści: „Siła niższa” i „Oczy uroczne” i liczę na to, że w nich Kisiel przypomni sobie o sensie istnienia spójnej fabuły.
Ciekawym elementem książki Kisiel jest… brak sympatii do kobiet. Każda postać kobieca została przez panią Martę opisana w sposób mocno złośliwy, szpilowaty i uszczypliwy. Ponętna panna Aurelia, wampiryczna agentka, do bólu uporządkowana Majka i chór niespodziewanych fanek Konrada do kompletu. Kisiel nie poszła z prądem hype’u na kobiecą solidarność. Ewentualne heroiny, a także idealiści, aktywiści i iści wszelkiej proweniencji są u niej przeciwstawieni mieszkańcom Lichotki. To oni są największym skarbem, to ich stronę trzyma pisarka, a dzięki takiemu podejściu żaden czytelnik nie będzie miał problemu z tym, komu kibicować.
Piękna, zabawna, wzruszająca przygoda. Z przyjemnością powrócę do Lichotki. Cytacik poniżej w ramach podsumowania lepszego niż jestem w stanie wypocić.
Myślałem o tym całą noc. Wiem, że chcesz mnie za wszelką cenę ściągnąć z powrotem do miasta, choćby w dybach ponownego związku. Parę osób pewnie by się z tego ucieszyło. Ty, Majka… troje znajomych oszołomów… Ale jest też ktoś, kto zasmarkałby się na śmierć, rwąc sobie włosy z głowy i pióra ze skrzydełek. I kto nie oczekuje ode mnie, że się zmienię i zacznę spełniać jego oczekiwania, tylko akceptuje z całym dobrodziejstwem inwentarza.
Dożywocie
-
Ocena Atosa - 9/10
9/10
Atos, co Ty robisz w artykułach? Wracaj natychmiast do komentarzy!
😀
Fajnie, że ktoś na moje komentarze zwraca uwagę 🙂 Mam nadzieję, że to nie ostatnia moja wycieczka w stronę artykułów.
9/10 xDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
cykl śmiechu warte, recenzuj częściej
stanę w obronie Dożywocia – to pierwsza książka Marty, w późniejszych już jest fabuła 😉 i więcej Krakersowatości! i Wikingów! i duchów! #samodobro
Zachęciłaś mnie tymi Wikingami.