Jest wzorowym wręcz degeneratem. Pędzi i spożywa nadludzkie ilości bimbru. Kłusuje. Za nic ma prawo i normy społeczne. W dzieciństwie podpalił swoją podstawówkę (przez co zbyt wielu klas nie ukończył). Ciężko powiedzieć, czy odstręcza bardziej wyglądem, czy zapachem. Ale ten pasożyt społeczny w podeszłym wieku, to człowiek, bez którego w Wojsławicach, na Starym Majdanie i ogólnie w całej okolicy, byłoby krucho. W końcu kto, jak nie Jakub Wędrowycz, cywilny egzorcysta-amator, dałby sobie radę z całą „paranormalną gadziną” nawiedzającą Polskę B? Kto oprócz Jakuba Wędrowycza ma w sobie dość odwagi, by pozamykać satanistów w piwnicy, obić wampirze mordy łopatą i pokopać utopce prądem z agregatu.
Jego twarz do tego stopnia przypominała mordę małpy, że duchowny zdziwił się, słysząc ludzki głos.
—Kroniki Jakuba Wędrowycza—
Nie będę ukrywał – uważam Jakuba Wędrowycza za postać wspaniałą, zasługującą na miejsce w panteonie najważniejszych bohaterów polskiej literatury fantastycznej. A może polskiej literatury jako takiej? A może w ogóle literatury jako takiej? Oj, trochę się zagalopowałem. Ale nasz kłusujący na zwierzęta przy pomocy linki hamulcowej i kombinujący w wolnym czasie jak pozbawić denaturat fioletowego kolorku degenerat, to niewątpliwie bohater na miarę wiedźmina Geralta. I zastanawiam się czasami, czy Andrzej Pilipiuk nie wpadł aby na pomysł stworzenia Wędrowycza odrobinę za wcześnie. Złośliwcy nazywają pochodzącego ze Starego Majdanu pisarza największym polskim grafomanem. Choć jest w tym dużo przesady, to nietrudno dostrzec, że wczesnemu Pilipiukowi brakowało trochę tej sprawności warsztatowej, jaka cechuje Pilipiuka późniejszego.
Przecież duchów nie ma. To znaczy komuniści twierdzili, że duchów nie ma, a teraz nie ma komunistów, to może duchy jednak są?
—Kroniki Jakuba Wędrowycza—
Czy zatem pierwszy tom opowiadań o Jakubie Wędrowyczu broni się jako książka oderwana od cyklu i od reszty twórczości autora. Czytałem Kroniki kilkanaście lat temu i miałem wspomnienia o niej całkiem pozytywne… ale mojemu młodszemu, niedojrzałemu mózgowi nie można ufać bezkrytycznie. A jako że mam w planach przeczytanie i zrecenzowanie całego cyklu, postanowiłem sięgnąć po pierwszą książkę jeszcze raz. I co z tego wyszło?
Przede wszystkim przekonałem się, że książka nabrała waloru nostalgicznego. Na Kroniki składają się opowiadania pisane w drugiej połowie lat 90. Każdy kto miał okazję odwiedzać w tym czasie wsie albo małe miasteczka momentalnie poczuje ten klimat. Mnie szczególnie urzekła truskawkowa pryta (czyli – wyjaśniam młodzieży – bardzo tanie „wino” owocowe), którą raczy się Jakub i jego towarzysze . Tak się składa, że w latach 90. mój wujek prowadził sklep spożywczy w niewielkim miasteczku. Ilekroć go odwiedzałem (szczególnie w wakacje) miałem okazję poznać koloryt lokalnej społeczności, tudzież wysłuchać perorowania na temat wyższości jednego trunku nad drugim, i tego, że czasem warto dorzucić 30 groszy na winko z wyższej półki, bo mocniej kopie. Nie muszę chyba dodawać, że facjaty bywalców sklepu, to były wypisz-wymaluj „twarze” stałych bywalców wojsławickich zajazdów.
Kierował nim instynkt naprowadzający go na jego mała bimbrownię jak gołębia pocztowego do domu.
—Kroniki Jakuba Wędrowycza—
Zaśmiałem się też sam do siebie w duchu, ilekroć Wędrowycz przeliczał walutę sprzed denominacji, na nowe złote. Choć to akurat nie był fenomen związany li tylko z latami 90. Słowo daję, że spotkałem osobę dalej przeliczającą wszystko na stare złote nie dalej niż 10 lat temu. Neuroplastyczność jest mocno przereklamowana.
Więc za Jakuba Wędrowycza, i cały ten koloryt wojsławicki, za Semena Korczaszkę (białogwardzistę, weterana wojny mandżurskiej), za Józefa Paczenkę, Tomasza Cieśluka, księdza Wilkowskiego i lokalnych policjantów – za to wszystko Pilipiuk ma u mnie ogromnego plusa. Plus należy się też za cały aspekt paranormalny. Bo nasz egzorcysta-amator ma ręce pełne roboty, co i rusz natrafiając (a to przypadkiem, a to wskutek niecnych planów sił nieczystych), na różnego rodzaju monstra i gadziny. No i ma się rozumieć eksterminuje tę nieludzką hołotę sprawniej niż ekipa z Kaer Morhen.
-Słuchaj, ubijemy interes — powiedziała rybka. — Ty mnie wypuścisz, a ja spełnię twoje życzenie.
-Jeszcze czego — wściekł się. — Już ja was znam, rybki. Żadnych życzeń, tylko patelnia.
—Kroniki Jakuba Wędrowycza—
W warstwie koncepcyjnej wszystko wygląda fantastycznie. Ale gorzej jest z wykonaniem. Gorzej z fabułkami, jakimi nas pisarz raczy, a nawet z nietrafionym humorem. Opowiadania nie trzymają równego poziomu. Kilka spośród 15 tekstów wywoła u nas salwy śmiechu (mnie szczególnie rozbroiła „Głowica”), ale znajdują się tu również takie, przy których będziemy się drapać po głowie, nie potrafiąc zrozumieć, czy pisarz próbował w ogóle uzyskać efekt humorystyczny. Na każdy błyskotliwy żart, przypada co najmniej jeden niewypał. Fabularnie też nie wszystkie teksty się dobrze kleją. Ogólnie Kroniki sprawiają wrażenie bardzo niespójnych, by nie rzec – niekoherentnych.
Nie znaczy to oczywiście, że książka jest zła. Po prostu mam to wrażenie, że Pilipiuk-pisarz pozostawał na tym etapie daleko w tyle za Pilipiukiem-pomysłodawcą. Brakowało mu wiedzy na temat sztuczek pisarskich, brakowało rzemiosła i tego wszystkiego, co nazywamy po prostu warsztatem.
Uważam, że należy wprowadzić ostre przepisy. Każdego byłego członka partii komunistycznej pogrzebać za murem, w niepoświęconej ziemi i przebić osikowym kołkiem. Jedno bolszewickie ścierwo desakruje cały cmentarz, a wówczas mogą wstawać z grobów także ci, którzy byli prawie w porządku i z poświęconej ziemi nigdy by nie wstali. Ponadto uważam, że wszystkich pogrzebanych już komunistów należy ekshumować, przypalikować i pochować ponownie za murem. Tylko to daje nam gwarancję bezpieczeństwa. Ciała bezbożników można też palić i rozsiewać popioły, ale to nie zawsze pomaga — dodał po chwili.
—Kroniki Jakuba Wędrowycza—
Dlatego właśnie pierwszemu tomikowi wystawiam ocenę ostrożną. Ale jednocześnie zachęcam do sięgnięcia po tę książkę. Jestem o dwa tomiki przed Wami, więc wiem, że dalej będzie nieco lepiej. No to chlup!
Kroniki Jakuba Wędrowycza
-
Ocena DaeLa - 6/10
6/10
najpierw nieco lepiej – a później nieco gorzej.
Ogólnie cały cykl jest na średnim, acz przyzwoitym poziomie lekkiego czytadła do pociągu/w parku/na plaży. regularnie też trafiają się momenty naprawdę błyskotliwe.
Pilipiuk wymyślił świetny świat i znakomicie opracował bohaterów, na warsztatowe szlify zabrakło mu czasu – wydając po trzy książki rocznie pracował(pracuje jeszcze? nie śledzę jego publikacji od paru dobrych lat) bardziej jak fabryka słów, niż pisarz.
Tak, nawiązanie nazwy do wydawnictwa celowe 😛
Bywają bardzo płodni pisarze, którzy potrafią utrzymać porównywalne tempo. Czasem nawet lepsze. A jednocześnie piszą na wyrównanym poziomie. Na przykład taki Brandon Sanderson produkuje dwie opasłe powieści rocznie. Ale Sanderson to bardzo sprawny rzemieślnik. Ma swoją wypracowaną formułę, która pasuje do wielu gatunków; ma prosty, ale sprawny sposób pisania i ma niesamowitą etykę pracy. Pilipiuk raczej jest trochę innym facetem.
Ale żeby nie było – Pilipiuk z czasem się jako pisarz rozwinął. Nie wiem czy czytałeś na przykład opowiadanie 2586 kroków, ale… no to jest naprawdę kawał niesamowitej fantastyki. Chociaż słyszałem też z kilku źródeł, że akurat na Jakuba Wędrowycza ten lepszy warsztat pozytywnie nie wpłynął. Cóż, pewnie przekonam się do końca lata. Na razie – po „Weźmisz czarno kure…” – jestem nastawiony optymistycznie.
Przeczytałem rok temu pierwsze 4 tomy i ubaw miałem przedni. Do nowszych tomów pewnie jeszcze powrócę.
Taka mała uwaga do recenzji to ten pierwszy cytat opisujący małpi ryj to chyba nie dotyczy się Jakuba, a członków pewnego specyficznego plemienia żyjącego niedaleko Wojslawic. Biorąc pod uwagę, że ten cytat znajduje się pod opisem Wedrowycza, większość osób które nie czytały książki mogą zostać wprowadzeni w błąd. No chyba że to ja się mylę bo tak jak mówię książkę czytałem rok temu 😛
Rzeczywiście. Najpierw napisałem recenzję, a potem dobierałem cytaty i nie zwróciłem uwagi, że tak to może być odczytane. Ale – gwoli ścisłości – Jakub wygląda niewiele lepiej. Lata egzorcyzmów i spożywania napojów wyskokowych zrobiły swoje 😉
„Fabularnie też nie wszystkie teksty się dobrze kleją. Ogólnie Kroniki sprawiają wrażenie bardzo niespójnych, by nie rzec – niekoherentnych. Nie znaczy to oczywiście, że książka jest zła. Po prostu mam to wrażenie, że Pilipiuk-pisarz pozostawał na tym etapie daleko w tyle za Pilipiukiem-pomysłodawcą. Brakowało mu wiedzy na temat sztuczek pisarskich, brakowało rzemiosła i tego wszystkiego, co nazywamy po prostu warsztatem.” Chyba każdy, kto czytał tekst Pilipiuka dłuższy niż 50 stron musi się zgodzić. Homo bimbrownikus jest świetnym przykładem, że ten autor nie potrafi stworzyć koherentnej powieści. Mimo to niektóre z jego opowiadań są świetnymi przykładami „lokalnego fantasy” z kilkoma genialnymi pomysłami – żywy bimber, czy egzorcyzmowanie punka na długo pozostają w pamięci, tak samo jak poszukiwanie złota w śląskich rzeczkach, czy przeklęte/błogosławione narzędzia szewskie. Warto zerknąć na opowiadania Pilipiuka – raczej nie zachwycą, ale zapewnią trochę rozrywki.
A może by tak, jakiś artykulik o tym jak Disney kupiło część zasobów Fox’a; i co to oznacza dla mutantów w świecie MCU?
’Pilipiuk-pisarz pozostawał na tym etapie daleko w tyle za Pilipiukiem-pomysłodawcą’.
Lepiej bym tego nie ujął. Co więcej uważam, że później było niewiele ciekawiej. 'Oko jelenia’ i 'Kuzynki’ odpuściłem po pierwszym tomie. On nie tylko do Sapka, ale i do wielu innych polskich pisarzy fantasy nie ma startu. Koherentny w swoim przeciętniactwie 🙂
Offtop. O to już ktoś pytał, ale nie wiem, w którym temacie. Jak się na fsgk ustawia awatar?
trzeba zaplacic w naturze daelowi albo zalozyc konto
Jeśli się nie mylę, to można skorzystać z Gravatara.
Lekko się czyta, czasem można parsknąć szczerym śmiechem, ale… Jeden z naszych autorów czy też dziennikarzy użył kiedyś dobrego zwrotu w recenzji podobnego „dzieła”: niekonieczne. To słowo doskonale pasuje do twórczości Pilipiuka. Skoro już jest to jakoś się broni. Ale gdyby jej nie było, daję głowę, że nikt by nawet nie zauważył braku. Sapkowski i Wiedźmin to jednak zupełnie inna kategoria wagowa.
Z twórczością Pilipuka nie miałam nigdy problemu, pochłaniałam kolejne książki, bo to była przyjemna rozrywka. Andrzej na konwentach czaruje słuchaczy opowieściami i swoją naprawdę fascynującą osobowością. I nadal sięgam po jego książki, choć umówmy się – fantastykę czytam dla głównie rozrywki oraz odprężenia, nie filozoficznych rozważań i poszukiwań. A Pilipiuk ma ciekawe pomysły i choć wszyscy twierdzą, że jego warsztat jest słaby, to mi o wiele szybciej „wchodzą” jego dzieła niż Piekary, Komudy czy Grzędowicza. Nie wspominając o Sandersonie. Nie miałam okazji sięgnąć po publikacje AP pod pseudonimem Tomasz Olszakowski, ale wszystko przede mną. Co się tyczy poszczególnych serii:
1. Wędrowycz: Kroniki Jakuba Wędrowycza, Czarownik Iwanow, Weźmisz czarno kure…, Zagadka Kuby Rozpruwacza i Wieszać każdy może – bardzo przyjemne. Pozostałe tomy o Jakubie – mordęga.
2. Cykl o Kuzynkach: pomysł może i oklepany ale główna bohaterka marysue mi nie przeszkadzała, a całość zepsuł tom 4, który wyszedł po latach. Czyste zuo.
3. Wampiry – jeszcze nie miałam w ręku tomu nr 3, tj. Wampira z KC, ale pierwsze dwa tomy pochłonęłam szybko. Naprawdę fajny pomysł z wampirami w PRL-u. Nie mnie oceniać warsztat, nie jestem literaturoznawcą. Lektura nie sprawiała bólu jak w przypadku innych fantastów.
4. Oko jelenia – pierwsze trzy tomy traktujące o Hanzie dobrze skrojone. Kolejne trzy zamykające już mniej. Siódmy tom wydany po latach to zło i skok na kasę, imho. Zepsuł obraz cyklu w mojej głowie.
5. Norweski dziennik – czytałam aż dwa razy ponad dekadę temu. Mi licealistce bardzo się podobała cała trylogia. Starsza ja nie rusza jej z półki, trochę ze strachu.
6. Zbiory opowiadań – niektóre to prawdziwe perełki. Szczególnie przypadł mi do gustu Skórzewski. Cóż, że AP przepracowuje schematy, archetypy, mity i opowieści, robi to w interesującej konfiguracji.
7. Raport z północy – przede mną. Relacja z podróży po Skandynawii. Bardzo się na tę książkę „napaliłam” po spotkaniu na zeszłorocznym Imladrisie. I na powieść o duchach. Na pewno przeczytam kolejne książki AP, bo to kawał solidnej rozrywki. Raz jest smutno, raz straszno, ale to są te lektury w stylu „trzymam w ręce w każdej wolnej chwili”. Mnie osobiście nie męczą 🙂
Dla mnie cykl o Jakubie to czytadła świetne na poprawę humoru, przy większości opowiadań uśmiech sam pojawia się na mordce 😉 Tak jak już zostało wspomniane, ich poziom jest nierówny i zgodzę się z tym, iż z czasem widać poprawę warsztatu, ale ja i tak z jednakowym sentymentem i przyjemnością wracam do wszystkich części cyklu.
Uwielbiam teksty Jakuba o komunistach <3 a i Semen z jego nieśmiertelną filozofią "Za cara było najlepiej" to moja druga największa miłość tego cyklu 😀