Bywa tak, że gra wpada nam w ręce zupełnie przypadkowo. Moment, w którym decydujemy się na jej uruchomienie, również pojawia się „znikąd”. A jednak taka gra potrafi odcisnąć na nas swoje piętno. Właśnie takim diamentem jest wyprodukowana przez włoskiego developera Ovosonico gra „Last Day of June”. Dobra, przyznaję się – do Włoch, włoskiego sposobu życia, a przede wszystkim jedzenia również mam ogromną słabość, ale nie miało to wpływu na mój odbiór gry.
„Last Day of June” pojawiło się na rynku w 2017 roku, w wersji na komputery PC oraz konsole PS4. Do mojej biblioteki steamowej gra wpadła niepostrzeżenie, poprzez zapomnianą subskrypcję Humble Monthly. Jest to gra z gatunku przygodowych, ale jednocześnie bardzo ambitna, próbująca pogmerać trochę w zakamarkach ludzkiej duszy. Zresztą ta ambicja nie powinna dziwić, bo w stworzenie „Last Day of June” zaangażowanych było wiele ciekawych osobistości. Weźmy na przykład oprawę muzyczną – odpowiada za nią Steven Wilson (znany bardziej z zespołu „Porcupine Tree”). I trzeba powiedzieć, że wykonał kawał rewelacyjnej roboty. Muzyka doskonale odzwierciedla nastroje bohaterów, przy okazji kontrolując nasz odbiór historii. Mimo iż postacie nie porozumiewają się w żadnym z ziemskich języków, to dźwięk w odpowiednich momentach idealnie tłumaczy nam co dzieje się na ekranie i porusza nasze emocje. Próbkę muzyki możecie usłyszeć poniżej.
Kolejną znaną personą, która wzięła udział w produkcji jest animatorka Jessica Cope (fani zespołu „Metallica” powinni kojarzyć wyreżyserowany przez nią teledysk do utworu „Here comes revenge”). Jej talent sprawił, że strona wizualna gry urzeka. Mocno pastelowa kolorystyka czy też wszechobecna zabawa głębią ostrości sprawiają, że skupiamy się na bohaterach, a zarazem, spoglądając w stronę horyzontu, mamy wrażenie podziwiania obrazu. Zdarzało mi się nie raz przerwać grę, żeby ze spokojem „pooglądać widoczki”. Podoba mi się też pomysł na postacie. Wszystkie one posiadają bardzo duże głowy, a jednocześnie… są pozbawione oczu. To ciekawe jak ogromną różnicę robi ten brak. Bez oczu bohaterowie nie mogą w prosty sposób ukazywać swoich emocji. Co za tym idzie, gracz jest niejako zmuszany do tego, by zwracać uwagę na bardzo subtelne detale. Muszę przyznać, iż zostałem całkowicie kupiony tym pomysłem twórców.
A o czym jest sama gra? W „Last Day of June” poznamy historię małżeństwa Carla i June. Ich sielankowe życie zostaje przerwane przez wypadek samochodowy, wskutek którego June umiera, a Carl zostaje częściowo sparaliżowany. Pewnej nocy jego sen zostaje zakłócony przez głód, a poszukiwanie otwieracza do puszek zaprowadza go do dawnej pracowni June. Tutaj Carl odkrywa w sobie zdolność wykorzystania obrazów June, do cofnięcia się w czasie. Nie jest to jednak „dowolne” przemieszczanie się. Cofniemy się do tytułowego ostatniego dnia z życia June i będziemy się wcielać w sąsiadów zagrażających bezpiecznemu powrotowi ukochanych znad jeziora. Problem polega na tym, że nie możemy zmienić ich postępowania w sposób diametralny – muszą zostać zaspokojone ich podstawowe potrzeby. Jeśli np. wcielimy się w postać dziecka, to musi ono zakończyć dzień zabawą. Czy w takich warunkach uda nam się zmienić wydarzenia tragicznego dnia?
Tutaj witamy się z bardzo interesującym rozwiązaniem. Otóż na początku sami nie mamy pojęcia co dokładnie się wydarzyło. Dopiero w trakcie rozgrywki poznajemy przyczyny wypadku. Napisałem na początku, że „Last Day of June” to gra przygodowa. Może powinienem nazwać tę grę trzygodzinnym, interaktywnym dziełem sztuki? Albo grą logiczną, w której musimy odpowiednio poukładać puzzle, aby w końcu osiągnąć nasz upragniony cel? Zwłaszcza, że będziemy musieli wysilić trochę szare komórki. Zagadki są proste, ale nie prostackie. Mimo, iż gra sama podpowiada nam co musimy zrobić, to nie odnosimy wrażenia, iż cokolwiek nam narzuca. W trakcie rozwiązywania zagadek poznamy pozostałych mieszkańców oraz wydarzenia z ich przeszłości, które doprowadziły ich do stanu, w jakim znaleźli się ostatniego dnia życia June. Niektóre opowiastki są bardzo przekonujące, inne pozostawiają pewien niedosyt, ale pomysł jest bardzo interesujący. Z kolei historię Carla i June będziemy mieli możliwość poznać w czasie nocnego odrywania tajemnicy przemieszczania się w czasie.
Na początku wspomniałem o tym, że są gry, które odkrywamy przypadkiem i w wyjątkowych okolicznościach. Tak było z tą pozycją w moim wypadku. Być może gdybym sięgnął po „Last Day of June” w innym czasie, to odebrałbym grę zupełnie inaczej. Dla mnie jednak nie była to opowieść o przywiązaniu do siebie dwojga ludzi (jak się często o tej grze mówi), ale raczej o tym jak radzić sobie ze stratą. O tym, jak ciężko znieść sytuację, w której nagle może zabraknąć drugiej osoby. Temat jest niełatwy, a gra podchodzi do niego dojrzale. Porusza kwestię poświęcenia, na jakie człowiek jest gotowy byle tylko odmienić los. A zarazem pokazuje nam etapy zniechęcenia, buntu, rezygnacji i złości.
Muszę również pogratulować twórcom zakończenia. Wierzyłem w to, że są trzy możliwe sposoby zakończenia historii i w sumie już mocno nastawiałem się na bardzo drażliwy „wielki finał”. Tymczasem zostałem poniekąd zaskoczony rozwiązaniem, które się pojawiło. Zaskoczony i usatysfakcjonowany. Może pozostał pewien niedosyt, ale w pełni zaakceptowałem zakończenie niełatwej historii. Równie ważna była scena, którą gra zaprezentowała już po „liście płac”. Było to naprawdę mocne, emocjonalne doświadczenie.
Gra oczywiście ma swoje mankamenty i problemy. Tak naprawdę to historia jednorazowa. Po jednej sesji odsłoni wszystkie swoje sekrety. Wydaje mi się, że tego rodzaju krótka gra – przy całym swoim uroku i wartości emocjonalnej – powinna mieć jednak nieco niższą cenę (obecnie kosztuje ponad 70 złotych). Kolejnym problemem wydają mi się cutscenki na początku i na końcu historii każdego z prowadzonych przez nas mieszkańców. W pewnym momencie zaczynają być po prostu nużące. To może drobiazg, ale jakoś dziwnie zazgrzytała mi też w niektórych miejscach nielogiczność i brak konsekwencji w odniesieniu do istotnych elementów opowiadanej historii. Na przykład nie mają sensu odległości pokonywane przez Carla i June samochodem, jeśli porównamy je z odległościami pokonywanymi przez pozostałych mieszkańców na piechotę… To oczywiście licencja artystyczna twórców, ale jakoś mi to nie pasuje do bardzo przemyślanej gry, która każe nam dużo rozmyślać na temat wydarzeń pamiętnego dnia.
Te drobne niedogodności nie umniejszają jednak mojej oceny produkcji, która wynosi solidne:
Last Day of June
-
Werdykt Razora - 8/10
8/10
User Review
( votes)Plusy:
- piękna, pastelowa grafika
- rewelacyjnie dopasowana muzyka
- ciekawa historia
- poważny i trudny temat
- fantastyczne postacie
Minusy:
- powtarzające się cutscenki
- drobne braki w konsekwencji
- historia jednorazowa
No, to gra wędruje na wishlistę i czekam na wyprzedaż. To, że jest krótka to w tej chwili chyba zaleta. Za dużo gier czeka w backlogu, żebym mógł jeszcze do niego dodawać długie produkcje.