O tym filmie nie było głośno. Ba, można śmiało napisać, że przeszedł przez świat zupełnie bez echa. Kosztował niespełna milion dolarów, a w trakcie swojej ograniczonej dystrybucji w wybranych kinach, z trudem zebrał jedną trzecią tej kwoty. Bardzo szybko został jednak przeniesiony do dystrybucji na życzenie, trafił również na platformę Netflix i tym sposobem także w moje ręce. Bez dwóch zdań jest to jedna z najciekawszych propozycji filmowych w całej ofercie platformy. Dlatego uznałem, że warto będzie o tym poinformować, a wszystkich czytelników zachęcić do spędzenia stu naprawdę emocjonujących minut. Bo „Zaproszenie” z 2015 roku to kawał świetnego, sprytnie napisanego i trzymającego w napięciu thrillera.
Głównym bohaterem filmu jest Will. Nieco zagubiony mężczyzna, na oko przed czterdziestką i z bagażem życiowych doświadczeń. Akcja rozpoczyna się w momencie, kiedy Will wraz ze swoją życiową partnerką Kirą zostają zaproszeni na kolację. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie nadawca zaproszenia – jest nim była małżonka Willa, niejaka Eden. Organizuje przyjęcie po powrocie z wojaży dookoła świata, na którym – jak zapewnia – chciałaby poukładać wszystkie sprawy i miło spędzić czas.
W tym momencie film mówi nam już, jaki prezentowana przezeń historia będzie miała charakter. „Zaproszenie” to kameralny dreszczowiec sytuacyjny, w którym główną rolę odegrają relacje pomiędzy bohaterem, a byłą żoną. Od samego początku domyślamy się, ze pomiędzy tą parą wydarzyło się w przeszłości coś nieprzyjemnego. Will, za namową obecnej dziewczyny decyduje się stawić na przyjęciu. Jest jednak sceptycznie nastawiony co do zamiarów gospodarzy – Eden i jej aktualnego gacha, Davida. Po dotarciu na miejsce i spędzeniu kilku chwil w nieco dziwacznym towarzystwie nowych przyjaciół byłej małżonki, jego podejrzenia nabierają realniejszych podstaw. Akcja rozgrywana jest w umiejętny sposób, a widz obserwując krępującą imprezę, która bardziej przypomina stypę – podziela wątpliwości Willa.
I tutaj dochodzimy do największej siły „Zaproszenia”. To bardzo inteligentnie napisany i sprawnie zrealizowany film z gatunku, który – nie ukrywam – jest jednym z moich ulubionych. Zawsze podziwiałem kunszt reżyserów, którzy potrafią skutecznie wodzić widza na pokuszenie wśród meandrów scenariusza. W tym przypadku jest to zabawa wyjątkowo przyjemna – co i rusz zastanawiamy się, czy ukazane na ekranie wydarzenia będą prowadzić do tragicznego finału. Kluczową kwestią w pewnym momencie staje się dylemat pomiędzy nastawieniem do głównego bohatera – scenariusz operuje jego postawą w taki sposób, że niemal do końca nie mamy pewności, czy zagrożenie, które odczuwa jest realne, czy to jednak sam Will stanowi największy problem w całej sytuacji.
Ogląda się to wszystko z niemal zapartym tchem, w czym wydatnie pomagają reżyserce zatrudnieni aktorzy. Za film odpowiada bardzo utalentowana Karyn Kusama, świeże nazwisko, które – wzorem Craiga S. Zahlera odpowiedzialnego za świetne „Brawl in Cell Block 99” – dopiero stawia pierwsze kroki w poważnej reżyserii. W swojej krótkiej filmografii współpracowała już m.in. z Charlize Theron („Aeon Flux”), a także pracowała na planie popularnego serialu „Masters of Sex”. Omawiany film stanowi jak do tej pory najwyżej oceniane dzieło Kusamy, ale warto zwrócić również uwagę na jej debiut – „Zbuntowaną” z 2000 roku, która w pozytywnie feministycznym stylu opowiada o świecie amatorskiego kobiecego boksu.
Główną rolę w „Zaproszeniu” dostał Logan Marshall-Green, być może kojarzony przez co bardziej spostrzegawczych widzów z drugoplanowych ról w najnowszym „Spiderman: Homecoming” i „Prometeuszu”. Aktor jest świetnie dobrany do roli zagubionego choleryka, mającego problemy z równowagą psychiczną. Na planie partneruje mu Tammy Blanchard w roli byłej małżonki, Eden. Pani również należą się pochwały, bo podobnie jak Marshall-Green bardzo wiarygodnie balansuje swoją kreacją na granicy poczytalności. Widzowie „Gry o Tron” z pewnością rozpoznają też partnera Eden, niejakiego Davida, w którego wcielił się Michiel Huisman – znany z roli Daario Naharisa w serialu HBO.
Jak widać po wymienionych nazwiskach, obsada „Zaproszenia” nie składa się z nazwisk z pierwszych stron gazet. Pomimo tego, warsztat aktorski zatrudnionych w tym kameralnym dreszczowcu nie pozostawia wiele do życzenia, za co należą się brawa ekipie odpowiedzialnej za casting. W tym niemal teatralnym gatunku bardzo ważne jest wiarygodne oddanie emocji i postaw rozpisanych w scenariuszu – „Zaproszenie” pod tym względem wypada bez zarzutu.
Przyczepić za to można się śmiało do końcówki, która jest nieco rozczarowująca. Na koniec tego bardzo intrygującego i pełnego niepewności seansu otrzymujemy bowiem całkiem całkiem satysfakcjonujące, ale jednak oparte na bardzo utartym schemacie zwieńczenie historii. Możliwe, że taki właśnie był zamysł twórców – aby dać upust nawarstwiającym się z każdą minutą emocjom – lecz biorąc pod uwagę oryginalność i sprawność w budowaniu napięcia, zakończenie uważam za niepotrzebny zwrot w kierunku klasycznego, oklepanego…
Horroru. A mówiąc ściślej – slashera.
Opowiedziana tutaj historia w moim przekonaniu wcale nie wymagała tak drastycznych środków i chyba wolałbym, gdyby twórcy pokusili się o mniej jednoznaczną, lecz ambitniejszą, konsekwencję gatunkową. Nie wszystkim musi to jednak przeszkadzać.
Nawet w moim wypadku, co muszę przyznać, końcowy zgrzyt nie zmienia ogólnego wrażenia, jakie pozostawia „Zaproszenie”. Jest to znakomicie napisany, równie dobrze zagrany i umiejętnie nakręcony dreszczowiec, który idealnie nadaję się na wieczór przed telewizorem. Zapewnia kilkadziesiąt minut porządnej, gatunkowej rozrywki i warto po niego sięgnąć, choćby w celu poszerzenia swoich filmowych doświadczeń. „Zaproszenie” to taka filmowa mecyja, której marketing nie pomógł wybić się do mainstreamu, ale nie przeszkodziło to jej zostać jednym z najlepszych thrillerów 2015 roku.
Zaproszenie (2015)
-
Ocena Pquelima - 7/10
7/10
Dodałem do playlisty na wieczór. W Internecie oceny też wysokie…
„Pani również należą się pochwały” – paniom? 😉
wróć, doczytałam, że to tej konkretnej pani. nie było komentarza
ktoś tu chcial się pobawić w kłantalupe xD
Spokojnie, to tylko internet 🙂
Chociaż przyznaje szczerze, że wskazanie niedociągnięć, pomyłek i błędów w komentarzach pozwala później dokonać korekty i edycji tekstu, zatem zawsze jest za co dziękować.
„jeden z najlepszych thrillerów 2015 roku”, a ocena tylko 7/10? ;o
Cóż, tak się składa, że w 2015 roku nie powstało zbyt wiele emocjonujących thrillerów. „Zaproszenie” to bodaj najfajniejszy jaki widziałem.
Sicario mnie całkowicie wynudził i uśpił, a chwalony (i również dostępny w Netflixie) „Dar” (The Gift) jest moim zdaniem znacznie słabszy od omówionego filmu.
Z klasycznych thrillerów to chyba wszystko. „Knock, Knock”, Eliego Rotha był całkiem mocny, ale bądźmy poważni, co co najmniej jedna półka niżej.. Z pogranicza gatunków pozostał bardzo fajny „Most szpiegów” Spielberga i „Nienawista ósemka” Tarantino.
Ocena 7/10 to wysoka, ale i bezpieczna dla mnie nota. Spokojnie mógłbym dorzucić znaczek jakości, chociaż przypominam o chyba niepotrzebnie banalnej końcówce.
Cos czuje, ze to bedzie kolejny fajny film ktory poznam dzieki tej stronie. Po 'Split’ i 'The Guest’ brakowalo mi dobrego thrillera.
Ogladam dzisiaj i nie zawaham sie ocenic 🙂
Pq znowu strzal w dziesiatke 🙂
Film wkreca sie od pierwszych minut i bardzo fajnie buduje napiecie. Koncowka moze i jest przewidywalna, ale mnie sie takie rozwiazanie nawet spodobalo.
[spoiler]no bo sorry, ale jak inaczej mogli to rozegrac? Moim zdaniem motyw pokreconych ludzi nalezacych do sekty idealnie wpasowuje sie w to, jak bohaterowie zachowywali sie przez wiekszosc seansu[/spoiler]
Tak jak przy Bright ocena byla imo za wysoka, tak tutaj ja dorzucilbym punkt, co Zaproszenie spokojnie zasluguje na 8/10.
Szanuje za research 🙂
Staram się tak dobierać tytuły do recenzji, żeby nie zarzucać Czytelników nieciekawymi propozycjami. Poza tym, co już podkreślałem wielokrotnie – zdecydowanie lepiej czuje się w publicystyce filmowej, a recenzowanie filmów uważam za najprostszy ze sposobów dzielenia się swoimi spostrzeżeniami.
Dlatego często nawet w recenzjach zachowuje strukturę reportażową (chociaż sam artykuł nie jest reportażem, wplatam jednak elementy narracji) i staram się zbudować jakiś szerszy background czy to ze względu na reżysera, aktorów, czy okoliczności powstania produkcji.
To wszystko, oraz wiele innych czynników, sprowadza się do tego, że za każdym tematem, który poruszam stoi wiele przemyślanych argumentów. Nawet jeżeli to tylko recenzja, to nie ma na fsgk.pl tekstu, w którym poleciłbym widzowi film słaby, lub odradził dobry. Wszystko natomiast warto przeczytać 🙂
Wincyj tekstow!
obejrzałem i nie dziwie skąd ocena 7/10. sam bym tego wyżej nie ocenił. po prostu czytając recenzję ma się wrażenie, że film jest lepszy niż w rzeczywistości 😛 #recenzjeoszukujo
obejrzałem i również polecam ten film. Warto poświęcić niecałe dwie godziny, bo może i końcówka trochę z innej beczki, ale ogląda się z zapartym tchem. Dzięki za cynk, sam bym pewnie na to nie trafił!
polecam się na przyszłość 😀