Październik w pełni. Jesienne słońce nie grzeje już naszych twarzy, niedługo pewnie zupełnie schowa się za szarzyzną chmur i – lada chwila – smogu zalewającego ulice polskich miast. Doba staje się „coraz krótsza”, a szkolne/studenckie zajęcia bardziej uciążliwe. Nie jest żadną tajemnicą, że ludzki organizm, przygnieciony jesienno-zimową chandrą funkcjonuje na zwolnionych obrotach i z lubością oddaje się wszystkim dostępnym, nawet bardzo przyziemnym, rozrywkom. Wiedzą o tym producenci filmowi, którzy w ostatnim kwartale roku chętnie zasypują nas – potencjalnych klientów – urozmaiconą ofertą i ważniejszymi, hitowymi premierami.
Ambaras polega na tym, żeby w zalewie napompowanych marketingowymi kampaniami propozycji zwrócić uwagę na to, co jest warte uwagi i pozwoli przełamać nużącą codzienność interesującym interwałem, który przy okazji nie okaże się stratą czasu. I w tym właśnie ma pomóc niniejszy tekst. Przejrzałem kalendarium tego, co filmowego fana może jeszcze czekać w 2017 roku i dokonałem wstępnej selekcji. Z góry przyznaję, że jest to wybór subiektywny, chociaż znalazło się w nim również kilka propozycji, co do których nie mam osobistego przekonania, a które wydają mi się potencjalnie trafiać do szerokiego grona odbiorców.
Jesień/zima każdego roku to zwykle okres żniw dla kinomaniaków. To właśnie wtedy większość producentów wyciąga z rękawa swoje najciekawsze propozycje i mowa tu nie tylko o obliczonych na wielomilionowe zyski blockbusterach, dla których równie naturalnym środowiskiem są także wakacje. W kinowym kalendarzu odnaleźć można również filmy bardziej zaangażowane tematycznie, innymi słowy – ambitniejsze. Być może, część z nich trafi na listę nominowanych do najważniejszych nagród filmowych, chociaż tutaj też warto poczynić jedną uwagę. Większość najwyżej ocenianych przez krytyków – powiedzmy to wprost – oscarowych – produkcji, ma tendencję do pojawiania się w polskich kinach dopiero w następnym roku. Niemniej, na liście premier do 31 grudnia widnieje wystarczająco dużo interesujących tytułów, by zapełnić sobie nimi niemal każdy nadchodzący weekend. Zapraszam na przegląd tego, co może nam pomóc w walce z jesienną deprechą.
Październik
Blade Runner 2049
Jeszcze nie widzieliście? To zróbcie to, bo naprawdę warto. Powrót klasycznego cyberpunka zrealizowany przez Denisa Villenueve’a to nie tylko bardzo sprawna i sensownie napisana kontynuacja, ale przede wszystkim udany hołd oddany kultowemu protoplaście. Entuzjastyczna recenzja pióra SithFroga do podejrzenia tutaj. Ja ze swojej strony – mimo, iż nie udzielił mi się zachwyt redakcyjnego kolegi – potwierdzam, że nowego „Łowcę Androidów” zdecydowanie trzeba obejrzeć.
Premiera: w kinach od 7.10.
Dlaczego warto? Bo Rick Deckard wrócił po 35 latach. A wraz z nim cyberpunk i neo-noir w najlepszym wydaniu.
Twój Vincent
To prawdopodobnie najmocniejszy polski kandydat na Oscara od czasów, kiedy Wajdzie nominowano skrojony pod statuetkę „Katyń”. Tym razem kategoria będzie inna, „Twój Vincent” jest bowiem animacją, nad którą zachwycają się wszyscy krytycy po obu stronach Oceanu. Pomysł jest niezwykle ambitny – film opowiada historię życia Vincenta van Gogha, którą snują przed widzem… bohaterowie jego obrazów. Realizacyjnie ponoć udało się zrobić coś ponad kinowymi gatunkami – film nazywano już zarówno „dziełem sztuki”, jak i pasjonującym, wciągającym kryminałem. Wizualnie – maestria. Biorąc pod uwagę, że nad tą polsko-brytyjską produkcją pracowali m. in. nagrodzony w 2008 roku za „Piotrusia i Wilka” Hugh Welchman, a także utalentowany pisarz Jacek Dehnel – grzechem byłoby przeoczyć ten film w niniejszym zestawieniu. Ja jestem co najmniej zaintrygowany i zdecydowanie wybieram się do kina. Uwaga – najlepiej studyjnego, bo „Vincenta” niechętnie grają multipleksy. Ale to chyba nawet lepiej.
Premiera: w kinach od 6.10.
Dlaczego warto? Bo to może być kolejny Oscar dla Polski. A nawet jeśli nie będzie, to oryginalność pomysłu i wykonania zasługują na uwagę.
Pomiędzy nami góry
Z opisu dystrybutora: „Para obcych sobie ludzi przeżywa katastrofę lotniczą w górach. Pomimo poważnych obrażeń muszą walczyć o życie”. Przytaczam go, ponieważ oddaje sedno sprawy – to nie będzie żaden wielopoziomowy, głęboki i opatrzony metafizyczną puentą film o (bez)sensie egzystencji. To raczej survivalowy thriller, o dążeniu do przetrwania, a jego główną zaletą na ten moment wydaje się para aktorów pierwszoplanowych – Idris Elba i Kate Winslet. Chociaż osobiście nie wiąże z nim wielkich nadziei, to zakładam, że film może okazać się całkiem zgrabnym dokotletowcem, kiedy już trafi na przenośne nośniki. A jak ktoś lubi pochrupać popcorn w kinie, to… czemu odmawiać sobie przyjemności?
Premiera: 20.10.
Dlaczego warto? Dla dwójki znakomitych aktorów w rolach głównych.
Thor: Ragnarok
Osobiście mam już dość Marvela, DC oraz ich niekończących się prób utworzenia serialowo-filmowej franczyzy, która stanie się finansowym perpetum-mobile. Jednak, w przypadku najnowszej odsłony Thora, można przynajmniej mieć nadzieję, że odpowiedzialne za niego studio wykaże się szeroko rozumianą kreatywnością. Po zapoznaniu się z oficjalnym trailerem widać wolę twórców do wyraźnego zaznaczenia, że całe to nordycko-komiksowe uniwersum, traktowane z żenującą powagą w poprzednich częściach, zostaje (wreszcie!) umieszczone w sarkastyczno-irionicznym nawiasie. Film prawdopodobnie, wzorem Deadpoola i Strażników Galaktyki, będzie dość swobodnie balansował pomiędzy satyrą na samego siebie, a konsekwentną, dalszą rozbudową marvelowskiego uniwersum. Zainteresowanym powinno to wystarczyć, ja pewnie będę czekał na zaproszenie od znajomych.
Premiera: 25.10
Dlaczego warto? Ponieważ po dwóch kiepskich częściach trzecia wreszcie wygląda na smakowity pastisz.
Shot Caller
Tutaj mamy całkiem interesujący thriller kryminalny, w którym w główną rolę wciela się Nikolaj Closter-Waldau. Autorem scenariusza i reżyserem jest Ric Roan Waugh – człowiek, który już raz sprawdził się w podobnej tematyce. Żeby była jasność – oczywiście nikt tutaj nie próbuje wymyślić koła na nowo, a historyjka jest raczej oklepana: głównym bohaterem filmu jest zwolniony z więzienia Jacob, który z jednej strony chce uciec od swojej przeszłości, a z drugiej – zostaje zmuszony do powrotu na ścieżkę przestępczą przez byłych szefów, którzy zagrażają jego rodzinie. Waugh w 2009 roku zrealizował „Skazańca”, w którym w podobnej kreacji kryminalisty o gołębim sercu bardzo dobrze wypadł Val Kilmer. Interesująca wydaje się więc dyspozycja Clostera, który dotychczas szerszej publiczności kinowej nie dał się przecież bliżej poznać.
Premiera: 27.10
Dlaczego warto? Jamie Lannister jako zbrodniarz dbający o swoją rodzinę? Play it again, Sam!
A Ghost Story
https://www.youtube.com/watch?v=9pOh2ZoUui8
Ponownie – tematyka nieco zmurszała, choć dawno nie eksploatowana na dużym ekranie. Ten fantastyczny romans ma opowiadać o trudnym związku pomiędzy pogrążoną w żałobie kobietą, a… jej zmarłym mężem. Choć trudno spodziewać się tutaj poziomu osiągniętego w klasyku z Patrickiem Swayze’em („Uwierz w ducha”), to jednak warto przyjrzeć się produkcji, w której miłość nie zostaje zamknięta w komediowe banały. Tym bardziej, że na pierwszym planie dwójka utalentowanych aktorów nieopatrzonych jeszcze widowni, czyli Casey Affleck i Rooney Mara. Reżyseruje David Lowry, człowiek który dał się poznać jako kompetentny twórca przyjemnej, familijnej rozrywki.
Premiera: 27.10
Dlaczego warto? Bo to może być rzadka okazja do obejrzenia niebanalnej i ciepłej historii o miłości z dobrą obsadą.
Piła: Dziedzictwo
Niech żyje Polska Szkoła Tłumaczeń Filmowych™, bo film w oryginale nazywa się „Jigsaw”. To też samo w sobie jest interesujące, ponieważ główny bohater cyklu zdaje się być martwy od kilku części… Nie przeszkadza to jednak twórcom ożywiać porzuconą kilka lat temu serię, co nie powinno nikogo dziwić, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że większość filmów generowała ogromne zyski. Znany i „lubiany” miłośnik śmiertelnych zagadek powraca zatem do sal kinowych, serwując kolejną porcję wymyślnych tortur zakończonych spektakularnym zgonem ofiary. Nie spodziewam się tutaj rewelacji na miarę pierwszej części, która – nawiasem mówiąc – powinna pozostać jedyną. Ale fani cyklu z pewnością nie będą rozczarowani.
Premiera: 27.10
Dlaczego warto? Bo można sobie wyobrazić Patryka Vegę jako jedną z ofiar przypomnieć, dlaczego ta seria jest bez sensu.
Listopad
Mother!
Nie będę ukrywał, że to chyba najbardziej interesująca mnie jesienna premiera 2017 roku. Z kilku powodów. Pierwszym jest osoba reżysera. Darren Aronofsky to facet, który startował mniej więcej z tej samej półki (i w tym samym momencie), co Christopher Nolan. I, o ile jego kolega poszedł w mniej lub bardziej udane komercyjne produkcje dla dużych stajni, o tyle Aronofsky wydaje się być wierny własnemu gustowi. Realizuje tylko wybrane projekty, a co ważne – wciąż utrzymuje dość wysoki poziom. Owszem, po tym jak zabłysnął „Czarnym Łabędziem”, wielu utyskiwało na przeciętnego „Noego”, chociaż ja osobiście również doceniam ten film. „Mother!” ma z kolei być pełnoprawnym horrorem sytuacyjnym, opierającym się na schemacie nieproszonego gościa w domu. Temat znany i otrzaskany z kinową widownią, ale to wcale nie musi przeszkadzać w oryginalnym jego ujęciu – a tego się po Aronofsky’m należy spodziewać. Poza tym, film ma znakomitą obsadę: Jennifer Lawerence, Javier Bardem, Ed Harris oraz Michelle Pfeiffer. No i ten smakowity trailer, który macie u góry.
Premiera: 3.11
Dlaczego warto? Bo reżyser kręci rzadko, za to dobrze. Bo film może przyczynić się do renesansu gatunku horroru. Bo ma znakomitą obsadę.
Suburbicon
Bracia Coenowie napisali scenariusz tego filmu jeszcze w latach .80 -siątych. Pomysł przeleżał swoje w szufladzie, był korygowany i przepisywany, aż dopadł do niego George Clooney (prywatnie przyjaciel Joela i Ethana C.), dopisał swoje i postanowił wyreżyserować. W efekcie powstało coś, co krytycy nazywają niezbyt udaną mieszanką noir i społeczne zaangażowanej tragifarsy. Mało tego – ci, co film już widzieli, dosyć zgodnie twierdzą, że jest to najsłabsza realizacja braci Coen. Tym razem opowieść rozgrywa się w małym miasteczku w latach .50 ubiegłego wieku, w treści łączy wątek kryminalny z dyskryminacją czarnoskórych obywateli USA. Całość oczywiście w ulubionym, sarkastycznym sosie scenarzystów. Co z tego wyszło? Szczerze przyznaje, że brak entuzjastycznych opinii w przypadku tych twórców to dla mnie… dodatkowa zachęta. W rolach głównych Julianne Moore i Matt Damon.
Premiera: 10.11
Dlaczego warto? Z ciekawości.
Liga Sprawiedliwości
Osobiście mam już dość Marvela, DC oraz ich niekończących się prób utworzenia serialowo-filmowej franczyzy, która…
Z DC jest ten problem, że stajnia Batmana i Superaka nie ma żadnego pomysłu na nawiązanie rywalizacji z Marvelem. Podczas, gdy konkurencja rozwija wypracowane wcześniej schematy w oryginalne koncepcje dopasowane do bohaterów, panowie z Kalifornii wciąż uczą się robić filmy, które mają jakikolwiek sens. W „Suicie Squad” specjalnie się nie udało, podobnie jak w „Batman vs Superman”. Z kolei – „Wonder Woman” okazał się największym sukcesem od czasów Nolana, a i warsztatowo zebrał pozytywne recenzje (jedna z nich u nas – o tutaj). Niestety, wiele wskazuje na to, że „Justice League” bliżej jest do „SS” niż „WW”. Ptaszki już od początku roku ćwierkają o ogromnych problemach w postprodukcji tego dzieła, a zmieniony w ostatniej chwili (w maju tego roku!) reżyser jest chyba najlepszym na to dowodem. Zacka Snydera zastąpił Joss Whedon, pierwotnie zatrudniony do przepisywania poszczególnych scen w scenariuszu. Ten film miał już tak wiele wersji scenariusza, że równie uprawnione wydaje się stwierdzenie, że w ogóle go nie miał. W każdym razie, podobno wstępna wersja wypadała w badaniach fokusowych tak kiepsko, że zdecydowano się na dokrętki…
Premiera: 17.11
Dlaczego warto? Bo będzie to kolejna okazja zobaczyć na własne oczy, jak można zmarnować setki milionów dolarów i ogromny potencjał tkwiący w bohaterach światowej popkultury.
Morderstwo w Orient Expressie
Ekranizacja jednego z najsłynniejszych klasyków literatury kryminalnej, kultowej książki Agathy Christie. Wziął się za nią nie byle kto, bo Kenneth Branagh – pięciokrotnie nominowany do Oscara człowiek-orkiestra. Przede wszystkim bardzo dobry aktor („Henryk V”, „Mój tydzień z Marylin”), który sprawdzał się również w rolach scenarzysty („Hamlet”) i reżysera. Tym razem, poza odpowiedzialnością reżyserską wziął na siebie również główną rola detektywa Poirot. Do produkcji zaprosił kilka bardzo dużych nazwisk – jest Penelope Cruz, Judi Dench, Willem Dafoe, a także Johnny Depp. Fabuła filmu nie odbiega znacząco od książkowego pierwowzoru, będziemy zatem mieć do czynienia z klasyczną, sytuacyjną zagadką kryminalną zamkniętą w przedziałach ekspresu szynowego. Trudno mi się spodziewać czegoś więcej, niż zaserwowany przez autorkę klasyk, ale nie zmienia to wiele w najważniejszej kwestii: to będzie co najmniej dobry film.
Premiera: 24.11
Dlaczego warto? Bo to ekranizacja uznanej, klasycznej historii w doborowej obsadzie.
Grudzień
Gwiezdne Wojny: Ostatni Jedi
Na temat tego filmu wypowie się jeszcze wielu, a pewnie większość – zanim uda się dostać na salę kinową. Cóż, ja osobiście nie jestem: ani wielkim fanem poprzednich trylogii, ani jej powrotu do świata żywych, którą zaserwował nam w 2015 roku Disney. Przeciętne wrażenie, jakie pozostawiło po sobie „Przebudzenie Mocy” zostało jednak nieco zrekompensowane znakomitym spin-offem „Łotr 1”, więc teraz najważniejsze wydaje się pytanie: którą drogą podąży „Ostatni Jedi”? W ciemno możemy się spodziewać znakomitego widowiska audiowizualnego. A po cichu mieć nadzieję na scenariusz bardziej rozbudowany, niż ocierający się o plagiat – wstęp do mało zajmującej historii, zaserwowany w TFA.
Premiera: 14.12
Dlaczego warto? Żeby mieć co opowiadać swoim wnukom.
Prawdziwa Historia
Najnowszy film Romana Polańskiego. Warsztatowo jest to kontynuacja jego ostatnich produkcji, czyli kameralnych dramatów rozpisanych na kilku aktorów. Tym razem Polak sięga po psychologicznego thrillera w ujęciu żeńskim – w rolach głównych występuje małżonka Polańskiego, Emmanule Seigner wraz z Evą Green. Historia dotyczy specyficznej relacji pomiędzy kobietami, która prowadzi do nieszczęścia. Znając umiejętności Polańskiego – będziemy mogli zobaczyć aktorki w znakomitych kreacjach. Na zagranicznych pokazach film – jak zwykle! – zebrał znakomite recenzje, m.in nagrodę specjalną w Cannes.
Premiera: 25.10
Dlaczego warto? Bo niewiele jest okazji, żeby zobaczyć porządny teatr na dużym kinie. No i sam Polański powoli dobija do 85-tki… Może to ostatnia szansa, by obejrzeć nowość od najlepszego reżysera znad Wisły?
***
To tyle, jeśli chodzi o kinowe propozycje. Przyznaję, że patrząc na to zestawienie trudno jest wybrać coś, spełniającego bezwarunkowo warunki „absolutnego must see”, co może świadczyć o kiepskiej końcówce roku dla kinomana.
Z drugiej strony: wiemy na pewno, że czekają nas zarówno odmóżdżające blockbustery, na które czeka pół świata, jak i kilka naprawdę interesujących, choć mniej medialnych propozycji, które zdradzają potencjał. Ba, trafia się nawet solidnie wyglądający horror, już drugi – po „To” – w tym roku (a nawet trzeci, jeśli uznać „Get Out” jako przedstawiciela gatunku), co jest wielką rzadkością.
Na ekranie zobaczymy kilkunastu świetnych aktorów, a za kamerą zauroczyć nas spróbują naprawdę uznane, reżyserskie nazwiska. Nie jest to może wymarzona jesień przepełniona dziełami epokowymi, ale przecież żadna z ostatnich kilku (więcej?) lat taka nie była. Ja nie mam wątpliwości, że znajdę coś dla siebie, a Szanowni Czytelnicy? Jeżeli w zestawieniu brakuje czegoś, co uważacie w tym roku za warte uwagi – zapraszam do podzielenia się własnym zdaniem w komentarzach.
Bardzo jestem ciekaw „Mother”. Lubię (lubiłem swego czasu?) Aronosky’ego. „Pi” to był chyba pierwszy niezależny, artystyczny film, który naprawdę mnie urzekł. Widziałem go chyba z pięć albo sześć razy. „Requiem dla snu” i „Zapaśnik” były w swoim czasie filmami niezwykle ważnymi. „Źródło” i „Czarny łabędź” moim zdaniem nie do końca reżyserowi wyszły, ale… cholera, chociaż obarczone ogromnymi wadami, też były warte obejrzenia. A potem Aronofsky zrobił taką padakę jak „Noe”. Obawiam się, że dalsze sięganie po motywy religijne może mu nie wyjść na zdrowie.
Ostrzę sobie za to zęby na nowego „Blade Runnera” (obejrzę w weekend) i „Morderstwo w Orient Expressie”. Książka była moim ulubionym kryminałem Agathy Christie, myślę, że ekranizacja dostarczy masy frajdy. Mimo, że znam (zaskakujące) zakończenie 🙂
Pq, kiedy Kubrick? :>
no właśnie… :>
„Doba staje się coraz krótsza”
jak już to dzień staje się krótszy ;v
„Nie jest żadną tajemnicą, że ludzki organizm, przygnieciony jesienno-zimową chandrą funkcjonuje na zwolnionych obrotach”
no nie wiem, jak dla mnie to w czasie upałów organizm funkcjonuje na zwolnionych obrotach i ogólnie człowiekowi nie chce się przemęczać zbytnio
Technicznie rzecz biorąc Pquelim ma rację z tą dobą. Przesunięcia tektoniczne w ostatnich latach spowodowały, trochę inaczej rozkłada się masa Ziemi, i obrót naszej planety wokół własnej osi staje się coraz szybszy. Doba jest o parę dobrych mikrosekund krótsza niż jeszcze 20 lat temu 🙂
technicznie rzecz biorąc zdanie odnosi się do pór roku, a nie
W lecie trudno o jesienno-zimowa chandre, do ktorej – technicznie rzecz biorac – odnosi sie to zdanie 😛
coś późno te premiery w polsce, bo połowe filmów można już było obejrzeć pare miesiecy temu, z napisami
można było?
widzę, że pojęcie praw autorskich jest już naprawdę mocno zrelatywizowane… ja bym powiedział, że właśnie nie można. nie wiem czy połowy, nie sprawdzałem.
Można, ale nie wolno 😉
za granicą można było, hehehe
Bardzo fajny, przydatny artykul 🙂
Ja osobiscie ostrze sobie zeby na Mother i nowe star warsy. Mowcie co chcecie, ale przyjemna rozrywka to u Disneya co najmniej standard, a ja po trylogii prequeli nie mam juz wysokich wymagan 🙂
Wywaliłbym „Ligę” i „Piłę” (smutne, że w ogóle pojawiają się w takim zestawieniu), a wstawił „Coco” i nowego Lanthimosa czy chocby Allena.
Pytanie ile lat temu Allen zrobił naprawdę dobry film?
Każdy jego film jest dobry. Problem polega na tym, że to jest ciągle ten sam film: Neurotyczny koleś jest z jakiegoś nieokreślonego powodu niezadowolony, ale poznaje kobietę, z którą przeżywa przygodę pozwalającą mu na wgląd wewnątrz siebie i zrozumienie czego oczekuje od życia.
O to, to. Zgraną kliszę uprawia już od ładnych kilkunastu lat, a każda jego „nowość” jest reklamowana na plakatach z obowiązkowym „najlepsza komedia Woody’ego Allena”. Mnie się już trochę przejadł, dlatego od jakiegoś czasu nie zwracam uwagi na jego filmy.
Chociaż oczywiście wszystkie są bardzo poprawne, a tematycznie poruszają romantyczne wątki z pewną wewnętrzną mądrością, co sprawia że nawet jak trafiam na coś w TV, to ogląda się przyjemnie.
Liga i Piła to prawdopodobnie pewniaki, jeśli chodzi o sukcesy kasowe, a sam fakt zainteresowania nimi wydał mi się wystarczającym powodem, żeby w tekście się znalazły.
Ja nie zamierzam rezerwować sobie miejsca w sali kinowej, co chyba widać po opisach, raczej spokojnie poczekam na wydanie DVD/BR, ale na pewno oba filmy obejrzę. Jigsawa nawet z większym entuzjazmem, bo ta seria mimo wszystko zawsze sprawdzała się podczas weekendowych, nocnych seansów ze znajomymi.
Lanthimosa nie trawię, znajduje się poza moją orbitą zainteresowań. Odbiłem się od trzech jego filmów, moim zdaniem są zbyt przejaskrawione.
No i spoko. Ja Lanthimosa cenię za ” Lobstera”, poprzednie też niespecjalnie mnie urzekły. Co do Allena zgoda… chociaż „Blue Jasmine” trochę powyżej średniej. No i rozumiem też uwzględnienie „Ligi” i „Piły”, bardziej jako kinowych wydarzeń niż filmów samych w sobie. Ale braku „Coco” nie odpuszczę 🙂 Pixar ostatnim bastionem doskonałej filmowej rozrywki 🙂
Na temat 'Lobstera’ byla szalenie interesujaca dyskusja na fsgkowym forum, wlasnie pomiedzy Pq a Sithfrogiem. Do obczajenia tutaj:
http://fsgk.pl/forum/viewtopic.php?f=9&t=555
Dodam, ze Pq nie nalezy do fanow tego filmu 😛
ja bym dodala jeszcze „pierwszy snieg”
Tak. Ja też. Książki nie czytałem, ale tego Nesbo strasznie chwalą, obsada dobra, zwiastun intrygujący. Byle nie wyszedł taki średniak jak Dziewczyna z tatuażem.
Sluszna uwaga, film wyleciał mi z głowy, bo ostatnio rozmawialiśmy trochę o Nesbo na forum i byłem podświadomie przekonany, że „Pierwszy śnieg” już doczekał się premiery jakiś czas temu.
Książka była fajna, ale prawdę mówiąc jak zobaczyłem Fassbendera w roli Harry’ego Hole’a to… zupełnie mi nie pasuje. Bohater w prozie jest podstarzałym alkoholikiem, którego trudno podejrzewać o aparycję modela.
Widzialem wczoraj 'Pierwszy Snieg’ i musze powiedziec, ze zupelnie mnie nie wkrecil. Suchy jakis byl ten film, a glowny bohater strasznie irytowal.
Takie 5/10.