Kwiecień – czerwiec ‘94
Jeżeli czytaliście poprzedni odcinek, to z pewnością pamiętacie zawirowania wokół dwóch dużych konkursów. Redakcja musiała nie lada nagimnastykować się, aby godnie rozwiązać zabawę na najlepszą fanowską recenzję, a w międzyczasie ratowała konkurs „literkowy”, zmieniając w trakcie jego trwania hasło. Gdyby tego było mało, BOSS wprowadził zamieszanie na giełdach gier w całym kraju, tworząc w numerze marcowym recenzję nieistniejącego programu „Space”. W kwietniowym wstępniaku Naczelnik musiał srogo tłumaczyć się ze zbyt dobrze zakamuflowanego żartu.
Na szczęście siedziba „Świata Gier Komputerowych” nie została nawiedzona przez zirytowanych czytelników z pochodniami w jednej dłoni i grabiami w drugiej. Wręcz przeciwnie, redakcja weszła na nowy poziom interakcji z fanami, współorganizując w Świeciu turniej w „Sensible Soccer”. W zabawie uczestniczyło dwadzieścia osób. Specjalnym „prezentem” dla zebranych miała być możliwość rozegrania spotkania z redaktorami ŚGK, jednak ci drudzy widząc poziom, prędko pożałowali tego „gwiazdorskiego” pomysłu.
W listach commodorowcy jak zwykle wylewali żale, że ich sprzęt jest traktowany po macoszemu. Tym razem Piotr Pieńkowski postawił sprawę jasno: „C-64 to już przeszłość”, nie zdając sobie sprawy jak prorocze są to słowa. 29 kwietnia 1994 roku Commodore ogłosił bankructwo. Mimo to, nawet samej redakcji ciężko było pożegnać się z tą nadal wówczas popularną maszynką. Przez pewien czas poświęcano jeszcze Commodore’owi jedną stronę w magazynie.
Jednym z hitów kwietniowego numeru była kontynuacja „SimCity”, onieśmielająca oprawą graficzną. Bartosz Urbański, uznał ją nawet za najmocniejszą stronę programu: „256-kolorowa, trójwymiarowa grafika o rozdzielczości 640×480, (…) można się zachwycać szczegółowym wykonaniem każdego budynku”. Autor wspomniał także o wysokim stopniu złożoności rozgrywki i większym realizmie względem poprzednika. Co ciekawe, gra pozwalała na przeniesienie miasta z pierwszej części. Wystarczyło jedynie zmienić rozszerzenie pliku, wczytać je do odpowiedniego katalogu i zaakceptować w grze pytanie o konwersję.
Co tam Maxis ze swoim strategicznym przebojem, jeżeli na następnych stronicach bije po oczach klasyk klasyków: „Doom”. Piotr Orcholski opisał głównego bohatera z iście beletrystycznym sznytem: „Głowę Człowieka chroni hełm zakrywający przy okazji połowę twarzy. I dobrze, bo nawet to, co widać, w każdym normalnym sądzie zapewniłoby mu dożywocie. Buty Człowieka wyglądają jak prawdziwe buty (…) z podeszwą grubą jak gąsienica czołgowa (…). Całość ubrania dopełniają zawieszone na różnych paskach pistolet, rżnięta na 30 cm strzelba, wielolufowy karabin maszynowy, no i oczywiście jakieś gacie plus metalizowany skafanderek. W sumie najnowszy krzyk mody w dziedzinie kreacji wieczorowych na wieczór w Piekle”. Autor porównał grafikę, udźwiękowienie i atmosferę do dzieła sztuki. Co ciekawe, już wtedy „Doom” pozwalał na rozgrywkę sieciową.
W Trybunie na dobre zadomowił się Jacek Piekara, wprowadzając nową jakość w felietonie branżowym, z dużą gracją operując słowem pisanym. W tym numerze pochylił się nad realizmem w grach. Wymienił zarówno przykłady „chwalebne”, takie jak „Mortal Kombat”, czy „Syndicate”, ale z drugiej strony… zbeształ przygodówki: „…bohaterowie, aby dojść do celu, muszą wykonać mnóstwo działań nielogicznych (…) <<opluj drzwi (…), użyj plamę wilgoci, opluj drzwi do skutku, opluj klamkę, opluj kabel zasilający, opluj wyłącznik, opluj szczelinę między drzwiami a podłogą>>. Przecież to brzmi jak bełkot chorego na ślinotok debila”. Jako przykład szczytowego realizmu podaje niekomputerowe gry role-playing, gdyż te cyfrowe (prócz wyjątków, takich jak „Magic Candle 2”, czy „Darklands”) nie są w stanie oddać bogactwa świata i interakcji.
Na łamach zamieszczono najciekawsze opinie dotyczące pisma, które czytelnicy wyrazili w zorganizowanej przez redakcję ankiecie. Pewien hardcore’owiec postulował o publikowanie niepełnych opisów gier i usunięcie rubryki z trikami, aby nie ułatwiać zbytnio sprawy graczom. Miłośnicy poszczególnych gatunków stoczyli polemikę nad wyższością ich ulubionych tytułów. Na „ŚGK” spadła krytyka za… zaniżanie ocen gier i stronniczość na korzyść Amigi.
Czytelnikom nie przypadły do gustu komiksy, choć niektórzy starali się nie stawiać sprawy na ostrzu noża, prosząc o… takie, które „dają do myślenia”. Padł też, wyartykułowany zupełnie na serio, pomysł stworzenia dyżuru telefonicznego, który udzielałby graczom porad związanych z trudnymi tytułami. Jeden z fanów chciał być zabawny, „chwaląc” się znajomością redakcji, a tejże widocznie taki humor przypadł do gustu: „(…) Chłopaki czy dobrze koledzy podali mi Wasz skład. (…) Jim Jonderbrak (USA), Jebiesuki Nabosaka (Japonia), Siergiej Szczypopasku (Bułgaria) i Alberto Srapowoli (…)”. Tak, ten list naprawdę został opublikowany.
W maju, tradycyjnie, Naczelnik musiał się tłumaczyć z konkursów. Tym razem poszło o konkurs obrazkowy i opublikowanie niepełnej listy zwycięzców. „Świat Gier Komputerowych” miał jednak okazję do świętowania, ponieważ… stał się pismem na skalę światową. A przynajmniej amerykańską. Polonia wreszcie mogła powąchać swój egzemplarz „eŚGieKa” tak, jak ich rodziny w Polsce.
Debiut zaliczył wieloletni redaktor pisma, Piotr „Alien” Bilski, dzięki publikacji konkursowej recenzji „Wing Commandera”. Jeden z czytelników z kolei, marzący o pracy dla „ŚGK”, skierował do Naczelnika zapytanie odnośnie możliwości współpracy. Ten, bez cienia ironii, wyjaśnił jakie kroki należy podjąć, po czym polecił kontakt telefoniczny. Pełna kultura na łamach pisma. Wyobrażacie sobie taką „akcję” w dzisiejszej prasie?
Natomiast Jacek Piekara zrecenzował kolejny odcinek okrytej sławą serii – „Eye of Beholder III”, którą – jak to byśmy dzisiaj określili – „zmasakrował” przyznając jej jedynie ocenę 25%. „Zastanawiam się właśnie, czy to przypadkiem nie starość i umiłowanie wygody tak gorzko przeze mnie przemawiają” – pisał – „może potrzebuję do szczęścia automapowania lub po prostu otwartych przestrzeni, a nie ciągle ścianek i ścianek oraz krain, które różnią się od pozostałych tylko tym, że ścianki te są inaczej pomalowane”. Parę stron dalej zrecenzował „Might & Magic V” i przyznał jej stuprocentową notę.
W maju mieliśmy też recenzję „Gabriel Knighta” (chciałoby się rzec „w końcu”, bo gra światową premierę miała we wrześniu 1993 roku) autorstwa Piotra Orcholskiego. Redaktor poczuł się rozczarowany, ze względu na przywiązanie do innych gier ze stajni Sierry – „King Questa”, „Police Questa” i serii o Larrym. „Dla mnie (…) jedyne novum tego programu polegało na zmianie grafiki na INNĄ, zmianie oprawy dźwiękowej na INNĄ i zmianie głównych bohaterów na INNYCH. Pozostałe chwyty (…) znałem już z innych programów Sierry”. Były to jednak złe początki bardzo miłej przygody autora z programem, gdyż ostatecznie wystawił ocenę 85%. Jak przyznał, trudniej stworzyć poważną fabułę, niż wymyślić kilka śmiesznych sytuacji i wpleść je w historię.
W maju lekko przeorganizowano publicystykę, przenosząc felieton Naczelnika za dział recenzji i znacznie go wydłużając. Zaraz obok zapraszał felieton Piekary, a gdyby tego było mało, zaserwowano przekrojowy tekst Przemysława Ścierskiego „Spójrz z góry”, traktujący o tak popularnych wówczas grach wyścigowych z widokiem z lotu ptaka. Były to bardzo dobre początki tego, czym „Świat Gier Komputerowych” wyróżniał się na tle innych magazynów o podobnej tematyce w późniejszych latach – świetnymi tekstami okołogrowymi.
W maju odbyła się ósma edycja INFOSYSTEM ’94, na którym nie zabrakło wydawnictwa ALFIN – matki „ŚGK” i „Amigowca”. Redakcja wywiozła z Wielkopolski ciekawe wspomnienia. Naczelnik wraz z ekipą musiał walczyć o wózki do przewozu materiałów, a przy tym uważać, aby… nie stracić zdrowia – na środku stoiska wydawnictwa znajdowała się niezakryta studzienka kanalizacyjna. Naprawa awarii doprowadziła do przebicia rury i zalania wystawy. Niestrudzona drużyna zorganizowała jednak konkurs dla gości targów – po przejściu misji w prezentowanym na stoisku „Microcosm” rozdawano gratisowe wydanie „eŚGieKa”. Ponadto, Naczelnik po latach wspomniał o miłej integracji z kolegami z „Top Secretu”. Może więc nie było wcale tak źle?
W czerwcowym numerze Naczelnik przyznał, że redakcja rozważa powiększenie pisma, aby nie rezygnować każdego miesiąca z wielu dodatkowych materiałów. Jedyną przeszkodą okazała się cena, bo „społeczeństwo przez te kilka ostatnich lat zubożało”.
Zapowiedziano „Myst”, choć było to już dobre parę miesięcy po zachodniej premierze tytułu. Recenzji doczekał się również kolejny hit Sierry – „Betrayal at Krondor”, który przypadł w recenzji nikomu innemu, jak Jackowi Piekarze. Gra autora znużyła i pozostawiła obojętnym: „Ot, gra jak wiele innych”, jak sam o niej napisał. Autor podszedł do „Betrayala” sceptycznie, ponieważ „zmroziły mnie (…) dwie wieści, po primo (…), że jest to program firmy Sierra, do której nie mam za grosz zaufania, a po drugo (…), zrealizowany został w technice 3-D. Niestety, jako człowiek leciwy i konserwatysta z dziada pradziada nie mogę się przyzwyczaić do tego typu nowinek technicznych (…) choć wszyscy twierdzą, że niedługo będziemy mieli do czynienia tylko z trójwymiarem”. Rzadko się zdarza, żeby wszyscy mieli rację…
W odcinku wykorzystano materiały z następujących wydań „Świata Gier Komputerowych”: 4/94, 5/94, 6/94, 4/01 i 2/03.