Paddington 2 (2017)

Miś Paddington nie jest w świecie rozpoznawalny tak dobrze jak jego kolega po fachu – Kubuś Puchatek. Dla Brytyjczyków jest to jednak postać absolutnie kultowa, co udowodnili, nadając jednej z największych stacji kolejowych w Londynie jego imię. Kilka lat temu podjęto próbę wyeksportowania sympatycznego futrzaka poza Wyspy za pomocą bardzo przyjemnego filmu fabularnego, zatytułowanego po prostu „Paddington”. Wyniki finansowe okazały się na tyle dobre, że pod koniec ubiegłego roku doczekaliśmy się kontynuacji, ponownie w reżyserii Paula Kinga, pod tytułem – niespodzianka! – „Paddington 2”.

“Jestem tylko zwyczajnym śmietnikiem panie władzo” – działa tak dobrze, jak tekst o trzygłowej małpie.

Po wydarzeniach z pierwszej części, kiedy Paddington po przybyciu do Londynu zostaje przygarnięty przez państwa Brownów (i od tej pory nosi takie nazwisko) i udaje mu się uniknąć stania się wypchanym eksponatem w domu pewnej psychopatki, Miś wiedzie spokojne życie w stolicy Wielkiej Brytanii ze swoją nową rodziną. Zbliżające się urodziny jego cioci Lucy stają się przyczynkiem do nowej przygody. Paddington, chcąc zdobyć dla ciotki prezent, podejmuje pracę zarobkową, co kończy się jego pobytem w więzieniu, brawurową ucieczką i pościgiem za tajemniczym włamywaczem. Wszystko to utrzymane w konwencji kina familijnego ale na bardzo wysokim poziomie realizacyjnym.

Najbardziej sympatyczni więźniowie od czasu Skazanych na Shawshank.

Nie ukrywam, że Paddington kupił mnie od pierwszych minut i z niecierpliwością oczekiwałem na jego nowe przygody. Pierwsza część była może trochę zbyt infantylna, ale jak na film familijny oglądało się ją wyjątkowo dobrze. Sam Miś, ubrany w za duży płaszcz, z kapeluszem na głowie i obowiązkową kanapką z marmoladą w ręku jest przesympatyczny i uroczy w swej nieporadności. Ściąga na siebie i bliskich mnóstwo kłopotów, ale oczywiście ostatecznie udaje się je przezwyciężyć i pokazać siłę przyjaźni i dobroci. Część druga nie jest pod tym względem żadną rewolucją, co widać od pierwszych minut. Paddington, pomimo dobrych chęci, jest gapowaty, ale nadrabia dobrą miną i uprzejmością. Wszystko robi w dobrej wierze i sprawia, że świat wokół niego staje się lepszy. W więzieniu resocjalizuje najgorszych zakapiorów, nawet pomimo tego, że wcześniej przez przypadek przefarbował im ubrania na różowo. Jest w tym wszystkim mnóstwo dziecięcej naiwności, co jednak odebrałem zdecydowanie jako zaletę a nie wadę. To ujmująca i staroświecka historia, a film można spokojnie oglądać nawet z bardzo małymi dziećmi. Nie ma w nim przemocy, nie ma niezrozumiałych nawiązań, ani karkołomnych wygibasów kaskaderskich. Jest za to dużo ciepła, pozytywnych emocji i slapstickowego humoru w bardzo dobrym wydaniu. Jeśli chodzi o to ostatnie, jest znacznie lepiej niż za pierwszym razem. Poranna toaleta, praca u fryzjera, czy cały pobyt w więzieniu to cudowny pokaz bezpretensjonalnej komedii w angielskim stylu.

Brownowie udowadniają, że razem można zdziałać wszystko.

Duży wkład w ostateczną jakość filmu ma obsada. Oprócz komputerowo animowanego Paddingtona i jego cioci, reszta postaci to tradycyjni, żywi aktorzy i mamy tu do czynienia z rewelacyjną ekipą. Sally Hawkins i Hugh Bonnevile w roli poczciwych, do bólu brytyjskich państwa Brown, fantastyczny Brendan Gleeson jako więzienny kucharz, którego Paddington uczy przyrządzać marmoladę pomarańczową, Peter Capaldi, Julie Walters i Jim Broadbent powtarzający swe epizodyczne role i wreszcie absolutnie rewelacyjny Hugh Grant, czyli ten zły – niespełniony aktor i ofiara swojego przerośniętego ego. Widać, że wszyscy bawili się planie znakomicie i włożyli w swoje role mnóstwo serca. To sprawia, że Paddington 2 wyrasta znacznie ponad przeciętność w kategorii kina familijnego. Nie będę was tu oszukiwał, że to jakieś wybitne i skłaniające do wielkich przemyśleń dzieło. To film dla dzieci, który z wielką przyjemnością obejrzycie ze swoimi pociechami i nie będziecie wywracać oczu z zażenowania. Kawał profesjonalnej roboty.

Wreszcie ktoś dał Hugh Grantowi coś fajnego do zagrania.

Również od strony wizualnej nie ma się do czego przyczepić. Sam Paddington jest znakomicie animowany, a część ujęć, w tym genialną sekwencję pokazywania Londynu w formie książkowej rozkładanki, zrealizowano w całości za pomocą naprawdę porządnych animacji komputerowych. Widać budżet (chociaż ten nie był wcale olbrzymi jak na Hollywoodzkie standardy) i rękę sprawnych rzemieślników. Film momentami przypomina trochę wizualnie twórczość Wesa Andersona, a czasami wprost film animowany, co bardzo dobrze licuje z bajkowo-dziecięcą tematyką.

W kategorii kina dla dużych i małych “Paddington 2” jest klasą samą dla siebie. Śmieszy, wzrusza, bawi i uczy, co jest w życiu ważne. Jeśli chcecie pokazać coś wartościowego dziecku, sięgnijcie po przygody miłośnika marmolady. Gwarantuję, że sami będziecie pod wrażeniem i nie pożałujecie czasu spędzonego z rodziną Brownów.

-->

Kilka komentarzy do "Paddington 2 (2017)"

  • 15 czerwca 2018 at 12:12
    Permalink

    takie przeciwienstwo tedda mozna by rzec

    Reply
    • 16 czerwca 2018 at 19:07
      Permalink

      Ted ma imię z jednym D panie korektorze. No i dlaczego nie używasz znaków diakrytycznych?

      Reply
  • DaeL
    15 czerwca 2018 at 16:15
    Permalink

    Widziałem tylko pierwszą część, ale potwierdzam – Paddington to humor slapstickowy w najlepszym wydaniu. Dużo śmiechu, a nawet trochę wzruszeń. Polecam.

    Reply
  • 15 czerwca 2018 at 16:53
    Permalink

    Jako dziecko bardzo lubiłem oglądać kreskówkową wersję Paddingtona, a pierwszy film obejrzałem jedynie od drugiej połowy. Nie oglądam już zazwyczaj filmów dla dzieci, ale Paddingtona mogłem zobaczyć.
    Na drugi film na pewno nie pójdę do kina, ale jak będzie leciało w tv to pewnie obejrzę.

    Reply
  • 16 czerwca 2018 at 19:11
    Permalink

    Super, że taki film też został tu doceniony. ‘Dla dzieci’ i ‘głupi’ to nie synonimy.

    Mam propozycję na następne artykuły. Więcej tekstów o kinowych klasykach! Coś jak Filmobiografia Kubricka. Z anegdotami, ciekawostkami i smaczkami, z rozbudowanym tłem. No i z plakatami of kors 🙂 Recenzję letnich blockbusterów znajdę wszędzie, a o dobry tekst o filmowych legendach ciężko.

    Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 pozostało znaków