W „Opowieści Wigilijnej” Karola Dickensa Ebenezer Scrooge nawiedzany jest przez duchy minionych, obecnych i przyszłych świąt. Nie wydaje mi się, abym był mizantropem na miarę Scrooge’a, a i ze skąpstwem staram się jako tako walczyć. Ale i mnie odwiedził w wigilię duch minionych świąt. A przybrał formę nadzwyczajną.
Od dziecka lubiłem piwnicę w domu mojego dziadka. Była wielka, zakurzona, pełna małych skrytek i korytarzyków. Pachniała drewnem, ziemniakami i tysiącem przetworów. Kojarzyła mi się z filmami przygodowymi w rodzaju „Goonies”. A raczej – budziła takie skojarzenia, gdy wszystkie żarówki były sprawne. Bo wystarczyło, by jedna lub dwie się przepaliły, a atmosfera natychmiast zaczynała przypominać tę z filmów „Martwe Zło”. Tym niemniej, gdy byłem dzieckiem, schodzenie do piwnicy tego sporego domu miało w sobie coś z przygody.
Dwa dni temu znów zszedłem do tej samej piwnicy. I odnalazłem skarb, czekający na mnie od 22 lat.
A był to skarb wyjątkowo dobrze ukryty. W bocznym pomieszczeniu, do którego wejść mogłem tylko zgięty w pół, stały półki z przetworami. Pod półką leżała drewniana skrzynia. W drewnianej skrzyni było kartonowe pudełko. W kartonowym pudełku – tekturowa teczka. W tekturowej teczce szara, zaklejona koperta.
W szarej, zaklejonej kopercie… Top Secret.
Konkretnie 43 numer miesięcznika Top Secret, pierwszego polskiego pisma o grach komputerowych. Numer wydany w październiku roku 1995. W stanie idealnym. Chyba nikt tego numeru nawet nie przekartkował.
Nie wiem, czy jestem dziś w stanie oddać cały ogrom emocji, jakie wywołało we mnie to znalezisko. Stałem się przypadkiem posiadaczem być może jedynego w Polsce idealnie zachowanego egzemplarza pisma, które przeszło do historii. Ale przede wszystkim odzyskałem coś, co – jak mi się wydawało – bezpowrotnie straciłem. Byłem pewien, że cała moja kolekcja Top Secretów (a miałem ich coś koło pięćdziesięciu numerów) przepadła jeszcze w latach 90. Dopiero po dobrej chwili dotarło do mnie, że przez przypadek kupiłem kiedyś dwa egzemplarze jednego wydania. I – jak to dziecko – schowałem zapasowy numer niczym najcenniejszy skarb.
Wielu z Was pewnie zachodzi teraz w głowę, zastanawiając się, jakie znaczenie ma pojedynczy numer jakiegoś miesięcznika sprzed ponad dwóch dekad. A tymczasem dla mnie jest to rzecz oczywista. W latach 90. pisma o grach komputerowych pełniły rolę (wybaczcie te wielkie słowa) kulturotwórczą i wychowawczą. Na nich całe pokolenie „komputerowców” uczyło się czytać i pisać, na nich kształtowaliśmy swoje gusta i poczucie humoru, to one dawały nam poczucie, że jesteśmy częścią większej wspólnoty. Top Secret, ale także Gambler, Secret Service, Reset czy Świat Gier Komputerowych były naszym internetem. Tyle że internetem drukowanym na kilkudziesięciu stronach. I wydawanym raz w miesiącu.
Wychodząc z piwnicy z odnalezionym skarbem, czułem, że znika cały cynizm, który ostatnio (szczególnie po premierze Ostatniego Jedi) tak mocno mi się udzielał. Znów mogłem zatopić się w artykułach rozważających czy warto mieć adres e-mailowy albo czy strategie w rodzaju Command and Conquer zdobędą większą popularność.
Ale nim skończyłem kartkowanie Top Secretu, telefon zawibrował, powiadamiając mnie, że to nie koniec świątecznych cudów. Wspaniali ludzie, odpowiadający za film dokumentalny pt. „Thank You For Playing” (o którym pisał na naszych łamach Voo), postanowili udostępnić go za darmo w internecie. Jednego wigilijnego wieczoru wydarzyły się dwa top secretowe cuda.
I jak tu nie wierzyć w magię świąt?
Miłego oglądania!
miala byc recenzja filmu a nie ;/
Nie smucić. Recenzja (a właściwie to dyskusja) jutro, jak SithFrog się oderwie od świątecznego stołu 😉
Co się stało?
Cały dzień odswiezalem fsgk a tekstu brak
Tłumaczcie się xD
Przejściowe problemy poświąteczne (jedni wyjechali, inni nie mają dostępu do internetu, itd…). Jutro wszystko powinno wrócić do normy.