FilmyRecenzje Filmowe

Matrix Zmartwychwstania (2021)

Czy po dwóch lub więcej dekadach da się wrócić do przykurzonej filmowej marki i stworzyć coś wartościowego? Dennis Villeneuve pokazał Blade Runnerem, że się da, chociaż niekoniecznie można na tym zarobić. Z kolei Disney robiąc remake pierwszych Gwiezdnych wojen pod tytułem Przebudzenie mocy oraz aktorskie wersje swoich animacji udowodnił, że żerując na nostalgii można zarobić pierdylion monet. Nie dziwi więc fakt, że pod ten pociąg z pieniędzmi podpięli się inni i raczą nas nieprzerwanym strumieniem kontynuacji, nowych-starych wersji, rebootów i różnych dziwnych konstrukcji. Kiedy więc gruchnęła wieść o planowanej kontynuacji Matrixa (umówmy się, że o częściach 2 i 3 będziemy wspominać tylko kiedy to naprawdę niezbędne), pomyślałem sobie: “o nie!”. Szansa, że wyjdzie z tego coś dobrego wydała mi się mniejsza niż szansa na poznanie uczciwego polityka.

Oczekiwania miałem niewielkie, do filmu zasiadłem z czystą głową i muszę przyznać, że początek nawet mnie zaciekawił. Zaczyna się bowiem dość zagadkowo. Widzimy coś, co jest i nie jest odtworzeniem sceny otwierającej oryginał z 1999 roku i stanowi pewien rodzaj zaprogramowanej sekwencji w Matrixie. Jak to się stało, że Matrix nadal działa, na pewnym poziomie jako symulacja w symulacji i dlaczego Thomas Anderson (żywy) funkcjonuje jako autor bestsellerowej trylogii gier komputerowych pod tytułem… “The Matrix”? Jego psychoanalityk mówi, że 18 lat temu przeżył załamanie nerwowe i faszeruje go niebieskimi pigułkami, tymczasem firma Warner Bros. życzy sobie rozpoczęcia prac nad czwartą częścią Matrixa. Jest w tym kilka fajnych pomysłów na nieoczywisty sequel, łamanie czwartej ściany intryguje, a narkotyczne wizje bliskiego załamaniu nerwowemu Andersona do taktu z utworem White Rabbit robią fajne wrażenie. W tym momencie, chociaż wiedziałem już, że jest to film całkowicie inny od oryginału (przynajmniej w formie, bo do treści jeszcze wrócę), to być może udało się twórcom zrobić coś świeżego. Niestety bardzo szybko okazuje się, że nic z tego i oglądamy jedynie powtórkę z Przebudzenia mocy – pół godziny oryginalnego materiału, a potem już tylko kalka “jedynki”. I to dosłownie kalka, bo wielokrotnie w Zmartwychwstaniach widzimy kadry i sceny sprzed niemal dwóch dekad.

Cobra Kai 4

Ktoś w Warnerze ma ewidentnie fetysz związany z autopromocją własnych marek i własności intelektualnej, niestety w bardzo nieudolny i nachalny sposób. Zaczęło się od żenującego Ready Player One, potem był na przykład kompletnie nieudany drugi Kosmiczny Mecz, a teraz mamy Matrixa. Cytowanie starych produkcji i “mruganie okiem” stało się sztuką samą w sobie i zostało doprowadzone do poziomu absurdu. No bo jak inaczej nazwać fakt, że główna bohaterka zachowuje się jak psychofanka przygód Neo, nowy Morfeusz puszcza filmy ze starym Morfeuszem “dla zrobienia nastroju”, a korporacyjne gadające głowy szukają pomysłu na nowy “bullet time” i, co gorsza, za parę minut ten nowy “bullet time” widzimy na ekranie. Z jednej strony zabawa w pogrywanie z publiką i film w filmie, a z drugiej siermiężna gra na nostalgii, w dodatku nakładana do głowy za pomocą łopaty. No bo nie wystarczy, żeby Neo podążał za dziewczyną imieniem Bunny (Królik). Trzeba dziesięć razy powtórzyć, że to TEN KRÓLIK, że to nawiązanie do TEJ ALICJI W KRAINIE CZARÓW i na koniec jeszcze pokazać ten sam tatuaż, który uruchomił wydarzenia z pierwszego filmu.

I believe I can fly!

Traktowanie widza jak bezrozumnego pożeracza popcornu to niestety jeden z głównych grzechów nowego Matrixa. Możecie zapomnieć o powolnym, sukcesywnym budowaniu świata rodem z nowej Diuny. Zamiast tego dostaniecie ogromną porcję dialogów służących wyłącznie ekspozycji świata. Fabuła, chociaż punkt po punkcie odhacza kolejne kultowe momenty z jedynki, to musiała zostać podbudowana gadającymi głowami, które objaśniają sobie to wszystko, czego widz mógłby się jedynie domyślać. Zwykłych dialogów jest jak na lekarstwo, a jak już są, to powalają infantylnością i sztucznością. Zamiast tego ekspozycja goni ekspozycję, w dodatku jeszcze wpleciono w to wszystko garście sucharów, których nie powstydziłby się kolega SithFrog, co daje efekt po prostu koszmarny. Jakby tego było mało,  dialogi czasami musi prowadzić niestety Keanu Reeves, patrząc do kamery i mówiąc monosylabami, co daje efekt jakby oglądało się Piotra Zelta w postmodernistycznej wersji 13 posterunku. Sytuacji nie ratują nowi bohaterowie. Próżno szukać w Zmartwychwstaniach jakiejkolwiek postaci, która chociaż ocierałaby się o kultowość i zapamiętywalność jak te z pierwowzoru (a nawet pierwowzorów). Nowy Morfeusz najbardziej przypominał pokracznego antagonistę z Kosmicznego Meczu, nowy Agent Smith (a jakże) nie dość że charyzmę ma na poziomie taboretu, to jeszcze robi za deus ex machina, główny czarny charakter to śmiech na sali, a załoga statku Mnemosyna po prostu jest i równie dobrze mogłaby być wycięta z kartonu.

Helikopter robi brrrrt!

Ale dość o rzeczach nieistotnych. Pierwszy Matrix też nie był fabularnym czy aktorskim arcydziełem. Siła tego filmu tkwiła w stylu, prezentacji, sposobie kręcenia i nie ma zbyt wielkich słów, żeby opisać, jak ważny i przełomowy był to obraz. W dziedzinie efektów specjalnych chyba tylko Gwiezdne wojny były większym wydarzeniem niż przygody Neo i Trinity. Pokażcie mi inny film z przełomu wieków, który dziś wyglądałby choć w połowie tak dobrze. Wszystkim, liczącym na to, że czwarta część serii będzie godnie kontynuowała rodzinne tradycje uprzejmie donoszę, że nie kontynuuje. Powiem więcej – to jeden z najbrzydszych i najsłabiej zrealizowanych filmów, jakie widziałem od dłuższego czasu. Komputerowe animacje porażają sztucznością i wyglądają jak niskobudżetowy Marvel. Żadna z lokacji nie zostaje w głowie dłużej niż 5 minut. Zapomnijcie o lobby w wieżowcu, stacji metra, czy wirtualnym dojo, tu czekają was jedynie jakieś anonimowe tła. I dojo. To samo co kiedyś, tylko zupełnie niepotrzebne. Podobnie zresztą sprawa ma się z kostiumami i “stylówkami”. Pierwszy Matrix stanowił pod tym względem kwintesencję cyberpunku, gdzie styl jest wszystkim. Te płaszcze, okulary, rozkładane telefony, ciężkie buciory, garnitury, wysmakowane, oryginalne, zapadające w pamięć… W części czwartej zostały zastąpione Morfeuszem pajacującym w żółtym wdzianku. Szczyt żenady i braku gustu oraz wizji.

Patrz w lusterka, motocykliści są wszędzie.

Podobnie słabo jest w kwestiach technicznych. Jeśli już pojawia się jakieś ciekawe ujęcie, to niemal zawsze jest to kalka jakiegoś starego pomysłu. Nikt nie bawi się perspektywą, obiektywami o różnych ogniskowych, wszystko pokazano płasko, nudno, statycznie i bez wyrazu, jakby film był kręcony za pomocą telefonu. O efektach specjalnych i komputerowych szkoda w ogóle pisać, bo na ich wspomnienie szczypią zęby. Charakterystyczne rozmazanie postaci w czasie “bullet time” zastąpiono jakąś pokraczną wersją tego efektu, wyglądającą jakby robił to kompletny amator. Nowy “bullet time” polega na tym, że świat zwalnia, a niektórzy nie (czyli jest tym samym co zwykły, ale pokazanym z przeciwnej perspektywy) i dzięki temu można przeprowadzić więcej ekspozycyjnych pogadanek. Obrazu nędzy i rozpaczy dopełniają zaś słabiutkie sceny walk. Skakanie po dachach? Bieda-spiderman. Walka w pociągu? Obejrzyjcie sobie jakiś koreański film akcji, żeby zobaczyć, jak to się robi. Pojedynek w dojo? Wolne żarty. A finałowa przejażdżka przez miasto pełne zombiaków i… ludzi-bomb? Na tym etapie seansu było mi już wszystko jedno, mogli nawet zacząć rzucać w siebie pomidorami. W całym tym filmie nie ma jednego ujęcia, na którym warto byłoby zawiesić oko. Audiowizualna katastrofa.

Najbardziej statyczna scena akcji w historii kina.

Ktoś może zarzucić mi malkontenctwo, a nawet to, że nie zrozumiałem wizji pani Lany. Bo Matrix 4 pełen jest odniesień do rzeczywistości A.D. 2021 i to coś więcej niż tylko pranie się po pyskach. Odpowiadam, że owszem, nawiązania dostrzegłem, bo i ciężko nie zauważyć czegoś, czym twórcy rzucają w ciebie z ekranu co 30 sekund. Cała ta zakamuflowana ideologia jest banalna i sprowadzona do haseł-kluczy, powtarzanych przez kolejne postacie niczym mantra. Iluzoryczność wyboru, zaszczucie w świecie social mediów, wspieranie LGBTQWERTY i osób niebinarnych, zniewolenie przez system i władzę, czy wreszcie zmiana płci. Te motywy przewijają się w kolejnych scenach z uporem maniaka i chociaż średnio rozgarnięty widz w okolicach połowy filmu powinien już załapać lekcję, to twórcy dalej tłuką go po głowie banałami wygłaszanymi śmiertelnie poważnym tonem przez kolejnych anonimowych ludzi.

Pewnie zdążyliście się już domyślić, że nie będę wam polecał seansu Matrix Zmartwychwstania. Nawet pomimo niskich oczekiwań zawiodłem się srodze, bo obejrzałem film miałki pod każdym względem. To tylko wymówka, żeby zrestartować zakończoną już dawno serię. Nie da się nie zauważyć, że Warner chciał powtórzyć sukces VII epizodu i pod pozorem powrotu starych bohaterów kazał Wachowskiej nakręcić scena po scenie tę samą co 18 lat temu historię, dla niepoznaki dorabiając do tego historyjkę o wskrzeszaniu umarłych. Oprócz intrygującego zawiązania akcji i grania na nostalgicznej nucie nie ma on nic ciekawego do zaoferowania, a z ogólnie pojętego wyglądu bardziej przypomina produkcję amatorską niż swojego kultowego dziadka. Jeśli koniecznie musicie iść do kina na film o latających ludzikach, wybierzcie trzeciego Spider-mana. Dajcie Neonowi i spółce odlecieć w siną dal i zaginąć wśród spadających zielonych znaczków.

***

Okiem SithFroga

Na pierwszego „Matrixa” trafiłem przypadkiem i za namową kumpla (pozdro Domin!) w letni deszczowy dzień 1999 roku. Potem poszedłem do kina jeszcze dwa razy wydając prawie wszystkie swoje zaskórniaki i nie żałując ani chwili. Piszę to, żeby uzmysłowić jak ważny to dla mnie film i jak bardzo nie cierpię fatalnych, źle zrealizowanych sequeli.

Wieść o czwartej odsłonie, a potem zwiastun sprawiły, że moje serce zabiło tak samo jak bije normalnie. Zero jakichkolwiek emocji, zero oczekiwań. Prawda jest taka, że w 1999 bracia Wachowscy trafili na koniunkcję sfer albo inny dziwny układ planet i wyszło im arcydzieło potężnie inspirowane anime. Kiedy materiału do inspiracji zabrakło i próbowali pociągnąć dalej swoją historię – wyszło tragicznie.

Poszedłem więc do kina z poprzeczką zawieszoną… w zasadzie to leżącą na ziemi i… nie zawiodłem się. Ani nie zachwyciłem. Obejrzałem ruszające się obrazki bez cienia poruszenia czy jakichkolwiek uczuć po czym wyszedłem z sali. Zmartwychwstania to w telegraficznym skrócie:

  • 10% scen z poprzednich Matrixów (dosłownie, całe kadry i przebitki);
  • 30% scen z poprzednich Matrixów odegranych na nowo, przez nowych bohaterów w lekko zmienionej formie (dojo, walka w podziemiach, kultowe ujęcia helikoptera czy konkretnych elementów walk);
  • 10% jakiegoś dziwacznego meta-komentarza na własny temat i banalnych „prawd o współczesnym świecie” podanych w nieznośnie pretensjonalny sposób, w dodatku popkulturowa papka, sequele, rebooty, remake’i – wszystko co film zdaje się krytykować, tyczy się jego samego Czyli co, samobiczowanie pod egidą „wiemy jak jest, ale robimy to samo”? Bo na pewno „Zmartwychwstania” nie próbują uciec z pułapki, o której same rozprawiają. A już krytyka współczesnego porządku ustami pewnego gościa z francuskim akcentem to szczyt scenariuszowej żenady;
  • 20% scen akcji, rozwałki i walk, z których nic nie zostaje w głowie dłużej niż 10 minut po seansie, a już scena w pociągu to powrót słusznie minionych czasów z trzęsącą się kamerą i cięciami co ćwierć sekundy gdzie absolutnie nic nie widać
  • 10% dialogów nafaszerowanych ekspozycją i łzawego popierdywania o nostalgii i o tym, że kiedyś to były czasy, a teraz już nie ma czasów
  • 10% na pozbawiony emocji finał w stylu deus ex machina bez cienia zaskoczenia i be sensu

Panie SithFrog, ale to się nie spina! Razem mamy 90%, a gdzie pozostałe 10? Ano właśnie to jest najbardziej wkurzające. Gdzieś tam w tle, głęboko pod całą nieudolną nostalgią, bezczelnymi kalkami i odtwarzaniem w kółko ogranych po sto razy scen z oryginału, majaczy całkiem niezły pomysł. Intrygujące podejście z załamaniem nerwowym Andersona, trylogią gier i terapią. Z zaskakująco świetnym w swojej roli Neilem Patrickiem Harrisem (aka Barneyem Stinsonem/Doogie Houserem), z kolejną warstwą rozkminy czym jest Matrix i jak wpływa na ludzi. W kilku momentach naprawdę pojawiła się we mnie ciekawość i nadzieja na to, że jeszcze coś z tego będzie.

Niestety, jest tego tak niewiele, że kiedy finał zamienia się we łzawy melodramat ocierający się o subtelność Harlequinów – ja się odmeldowuję. Niezamierzona autoparodia, kicz i kompletny brak pomysłu innego niż wracanie w kółko do rozwiązań z oryginału. Najlepiej obrazuje to ewolucja głównego bohatera: w pierwszym Matrixie (i sequelach, tfu!) Neo chciał odkryć prawdę, uwolnić ludzi i znaleźć sposób zakończenia wojny z maszynami. W „Zmartwychwstaniach” próbuje  przelecieć atrakcyjną, dojrzałą mężatkę (nawet jeśli ceną może okazać się rozwalenie rozejmu z maszynami)…

Matrix Zmartwychwstania (2021)
  • Ocena Crowleya - 3/10
    3/10
  • Ocena SithFroga - 3/10
    3/10

Related Articles

93 Comments

  1. Celne komentarze na temat wielu problemów wytwórni, która ostatnio przechodzi samą w siebie. Problem w tym, że ludzi jednak przyciągnęła do kin nostalgia i pozytywne (nie wiem skąd, ale się domyślam) w sporej części oceny. To nie film, tylko produkt dla tępych konsumentów, bo tak traktują nas obecni twórcy i producenci. Problem z Wachowskimi był widoczny już w kontynuacjach Matrixa, choć tam jeszcze siłą rozpędu oraz wykreowaniem świata dało się dużo ukryć. Ale im dalej w las tym gorzej.

  2. Chciałem tylko zauważyć, że Matrix jest dziełem sióstr Wachowskich a nie żadnych tam braci, nawet jeżeli w tamtym okresie wciąż były mężczyznami to jednak już wtedy czuły się kobietami i teraz już zawsze trzeba o nich mówić jako o siostrach nie braciach. Braćmi nigdy nie były. Czy jak w tv zapowiadali ostatnio trylogie Matrixa to były to filmy braci Wachowskich? Nie. Więc proszę się trzymać faktów.

    1. Ale fakty są właśnie takie, że Wachowscy stworzyli trylogię Matriksa jako bracia i tak występują w napisach a płeć jest niezależna od Ciebie i Twoich uczuć, więc jak najbardziej są braćmi a nawet nadal nimi są, bo płci nie można zmienić, można się co najwyżej do niej upodobnić.

      1. A Elliot Page, we wszystkich biografiach na każdej stronie jest urodził się, studiował, zagrał rolę kobiecą, choć wszystkie te rzeczy robił kiedy był jeszcze kobietą. Fakty są takie jakimi je przedstawią tak więc Page nie urodziła się tylko się urodził a Matrixa stworzyły siostry.

        1. Ty tak na serio czy trollujesz? Bo fakty a to jak coś się przedstawia (czyli opinie) to dwa różne kryteria. Paige nie urodziła się mężczyzną, ona zaczęła się za niego w pewnym momencie uważać, tyle. Nie ma to mocy sprawczej, zwłaszcza retroaktywnej.

          1. A jak o takim czymś można na serio. Gość urodził się kobietą, ale praktycznie nigdzie nie znajdziesz o tym wzmianki, na wszystkich stronach z filmami pozmieniano jej/jego biografie tak, żeby zakłamać rzeczywistość, że niby nigdy nie była kobietą, że na uniwersytecie studiował nie studiowała, a na Filmwebie wręcz Elliot Philpotts-Page należy do grona najbardziej utalentowanych i najczęściej nagradzanych AKTORÓW młodego pokolenia, żadnego filmu nie zagrał jako aktor, tym bardziej jako aktor nie odebrał żadnej nagrody. A w tv reklamują trylogię sióstr Wachowskich.

            1. Uf… kamień z serca. Swoją drogą jak ktoś się postawi to oh my… Rowling została wyklęta z własnej franczyzy za „transfobiczną” wypowiedź, czyli za stwierdzenie, że osoby z macicami mają już nazwę, tj. „kobiety” 😉

                1. Rozwiniesz myśl? Aczkolwiek śmieszy mnie, że swego czasu była przodowniczką progresji i na przykład off-screen robiła z Dumbledora geja a teraz się jej obrywa, bo okno Overtona się przesunęło 😛

                2. Sama zarżnęła swoją franczyzę i małe uniwersum, dlatego jej dobrze 🙂 Aż się boje co wymyśliła w scenariuszu na kolejne filmy.
                  Tak samo Martinowi powiem jak będą go wykluczać z 20-lecia Gry o Tron 😀 A dlaczego wykluczają, to już drugorzędne

                3. Nie zgodzę się, powód zmienia wszystko. Bo teraz to możemy się śmiać, że oberwało się Rowling, ale jutro to może spotkać nas 🙁

                4. W sumie, to jak czytam co zrobiła, to nie widzę powodów by ją cancelować z wydarzenia. WB usunęło też Deepa co uważam za największy skandal
                  To w końcu też nie taka sytuacja jak z tą żenującą aktorką Mandaloriana. To scenarzysta i nikogo chyba nie obrażała jak tamta. Chyba że coś mi umknęło.

    2. Chciałem zauwazyc, że jak były braćmi nie siostrami to robiły dużo lepsze filmy 😀 😀

      1. Poza Matrixem było coś godnego uwagi? Ja w ogóle rzadko na filmy spoglądam pod kątem tego kto reżyseruje, wiec nie wiem nawet co jeszcze zrobili.

          1. Nie przesadzajmy V jak Vendetta było ok tylko z beznadziejnym zakończeniem, Atlas Chmur stanowił zagadkę logiczną żeby wychwycić fabułę, ale też był ok.
            Natomiast jupiter to całkowita i nieoglądalna porażka

          2. Weto. V jak Vendetta jest genialne. Jakie kurde nieoglądalne? Widziałem z 10 razy i co roku w listopadzie oglądam.

            Atlas Chmur był fajny jak się czytało książkę. Jupiter… no tu padaka 😉

              1. „- Brońmy rodziny przed tego rodzaju zepsuciem, deprawacją, absolutnie niemoralnym postępowaniem, brońmy nas przed ideologią LGBT i skończmy słuchać tych idiotyzmów o jakichś prawach człowieka, czy o jakiejś równości. Ci ludzie nie są równi ludziom normalnym i skończmy z tą dyskusją – mówił w czerwcu.”

                Czarnek w TVP

                Nie takie sajens-fikszyn, co?

                1. Zdaje się, że jest to wyjęty z kontekstu fragment większej wypowiedzi odnoszącej się do „performerów” z USA biegajacych na golasa. Czy coś w ten deseń, nie pamiętam szczegółów. Tak jak jestem w stanie naprawdę wiele zarzucić ministrowi Czarnkowi, tak w tym przypadku jego słowa są umyślnie manipulowane :/

                2. idiotyzmy o prawach człowieka, ci ludzie nie są równi normalnym – nie no super taki nowy ład niemalże:D
                  @KwarcPL
                  trolujesz czy rzeczywiście 'bronisz’ najgłupszego 'ministra’ od czasu ja wiem – Szyszki ?

                3. @pawelmol234: Z całym szacunkiem, ale prędzej to ja Tobie mógłbym zarzucić trollowanie, no bo sorry, ale oczekiwać by ktoś przymykał oko na nieświadome powielanie manipulacji, bo prawda byłaby korzystna dla kogoś kogo nie lubisz? Nie, nie idźcie tą drogą. A skoro już jesteśmy w temacie to wiesz, że Kaczyński nigdy nie powiedział „gorszy sort”?

                  A odpowiadając na pytanie to nie, nie trolluję. I nie, nie bronię ministra Czarnka. Ja w tamtym momencie nie stanąłem po jego stronie, tylko po stronie prawdy 😉

                  A co do Szyszki to co on takiego głupiego zrobił? Pewnie chodzi o tzw. lex Szyszko, które było powiewem normalności. No bo sorry, ale to było chore, że drzewa są moje jak trzeba płacić podatek od nieruchomości, ale publiczne jak trzeba było decydować co z nimi zrobić. Miejskie strategie zieleni nie mogą być tworzone kosztem osób prywatnych. Poza tym to była taka obłuda… Samorządowcy rano krzyczeli, że osoby prywatne kilka drzew wycięli a wieczorem dawali deweloperom zgodę na zrównanie z ziemią całych skwerów. Zdaje się nawet jeden poseł opozycji oficjalnie był przeciwny a prywatnie wyciął u siebie 😛

                  I żeby nie było, daleko mi do partii rządzącej. Zwłaszcza teraz kiedy wprowadziła Nowy Ład. Po prostu komentuję dwie sprawy 😉

                4. Nie chcę kucić się o politykę, bo się człowiek tylko denerwuje.
                  Napiszę tylko uwagę do argumentacji. Niespójność podejścia jednej grupy nie powinno zmieniać oceny całego zjawiska.
                  W podanym przykładzie, jeśli uznamy drzewa za wartość bo ekologia, to zwiększenie wycinki jest niekorzystne. I to że niektóre osoby krytykujące nowe prawo, same wycinają drzewa, to powinno to stanowić element krytyki tych osób, a nie stanowić argument za wycinką.

                5. Można się kłucić czy drzewa są faktycznie wartością, kwestia własności prywatnej i dobra wspólnego, nad nagłością zmian i zmiany zero jedynkowej, nad wycinką na obszarach chronionych oraz w większych kompleksach leśnych, nad tym czy nie był to przekręt na drewnie i celowe otwarcie czasowe furtki dla firm.
                  Ale argument że politycy są hipokrytami to żaden argument.

                6. Obłuda samorządowców była akurat dodatkiem do argumentacji a nie jej sednem, bo clu problemu jest takie, że nic się nie robi z wycinką na wielką skalę (ba, można nawet machnąć zamek w lesie i pozostać bezkarnym), ale osobom prywatnym nie wolno pozbyć się pojedynczego drzewa i choć jego zarośla uważa się za wartość wspólną to płacić każe się tylko mu :/

                7. @KwarcPL
                  – z całym szacunkiem zarzucaj mi co chcesz żyjemy w wolnym kraju ,no póki co
                  – [wiesz, że Kaczyński nigdy nie powiedział “gorszy sort”?]> no cóż powiedział :
                  ”Ten nawyk donoszenia na Polskę za granicę. W Polsce jest taka fatalna tradycja zdrady narodowej. To jest w genach niektórych ludzi, tego najgorszego sortu Polaków. Ten najgorszy sort właśnie w tej chwili jest niesłychanie aktywny, bo czuje się zagrożony”
                  Jaro w Republice. Fakt to kompletnie zmienia postać rzeczy.
                  – co do meritum to trochę Ty o skrybie a ja o rybie – całkiem mozliwe że masz racje że Czarnek wypowiadal sie o kimś innym, został zmanipulowany itd , no okay ale mnie chodziło o to co powiedział pan 'minister’ :
                  [ skończmy słuchać tych idiotyzmów o jakichś prawach człowieka, czy o jakiejś równości. Ci ludzie nie są równi ludziom normalnym]
                  pan Czarnek mógł to powiedzieć o kimkolwiek, LGBT, kibolach, Szerpach, Czukczach, bezdomnych a nawet o fanach Mrocznego Widma – no i co o kim by tego nie powiedział to to jest co najmniej obrzydliwe. kropka
                  – co do Szyszki to nie, nie lex Szyszko, chodzilo mi o to ze ten pan wierzy w teorię chemtrails > mam o takich ludziach (?) bardzo niskie mniemanie

          3. No i Speed Racer, czerstwy familijniak spinający pośladki by zrobić wrażenie cool akcyjniaka. Tak bardzo mu się to udało, że aż o nim zapomniałem 😛

            1. Ha, nigdy nie widziałem, ale nadrobię, bo skrajne opinie są. Ale wróćmy do tematu: jaki masz problem z V jak Vendetta? 😛

              1. Ja? To EJM miał zastrzeżenie, mnie Vendetta bardzo się podobała i co ciekawe, oddziałuje na popkulturę bardziej niż Matrix. Bullet time’ów już prawie nigdzie się nie używa, ale za to maski Guya Fawkesa widzę regularnie.

                Co do Speed Racera to czekam na recenzję 😛

                1. Jedynie mam zastrzeżenia do zakończenia V jak Vendetta, które uważam po prostu za naiwne (zastąpienie totalitarnego reżimu anarchią to chyba średni pomysł), ale tak to film był ok. Weaving wypadł tam świetnie, wspaniale zagrał głosem i dodał tą shekspirowską aurę do postaci. Portman była mniej interesująca, ale też ok. Tylko ta kiełkująca rewolucja i naiwne zakończenie jakoś mnie nie porwało.
                  Za totalne nieporozumienie z filmów Wachowskich (które widziałem) uważam tylko Jupiter: Intronizacje, którego nie da się po prostu oglądać. Nawet wszelkie kontynuacje Matrixa mają jakieś zalety (choć niewielkie).

  3. A tak na poważnie coś nie w temacie bo szkoda śliny na ten film. Zresztą ocena mówi sama za siebie jest niższa niż u „Zenka” pierwszego „Legionu Samobójców” czy drugiego sezony „Wiedźmina”, a Matrix skończył się po pierwszej części, która dla mnie, który nie lubi zbytni s-f była jedyną zjadliwą.
    No więc chciałem z tego miejsca pochwalić Netflix, powiem szczerze ostatnio naprawdę nie było za co, gniot za gniotem i jeszcze spartaczone beznadziejne seriale, a tu proszę – Perła, choć nie pozbawiony wad to jednak naprawdę godny polecenia z ręką na sercu film. „Nie patrz w górę”, ktoś odwalił kawał bardzo dobrej roboty.

    1. Z „Don’t look up” mam problem, ale może w recenzji opiszę. Generalnie przesłanie fajne, styl typowy dla mcKaya, ale wkurzała mnie łopatologiczność przekazu i polityczne opowiedzenie się po jednej stronie.

      1. Ale zaczęło się gadanie „Maker wróć”, chociaż wcześniej wieszano na nim psy za Prequele 😉

        1. Bo to jest tak:

          Wizja Lucasa była super, zawsze wymyślał mnóstwo nowych rzeczy, planet, ras i wątków. Wykonanie: szkoda gadać.

          W sequelach: kompletny brak pomysłów, wizji i kreatywności, za to wykonanie więcej niż poprawne.

          Jakby połączyć pomysły Lucasa i sprawność reżyserską Abramsa czy Johnsona mogłoby być nieźle. Gdyby tylko był taki film star warsowy gdzie Lucas wymyślał koncept, pomagał przy scenariuszu, ale reżyserował ktoś inny… np. najlepszy film w całym uniwersum 😛

  4. Pomysł z załamaniem nerwowym, kwestionowaniem rzeczywistości i wymyślalniem własnej w której jest się superbohaterem jest świetny. Szkoda tylko że nie o tym jest film…
    Pozostaje tylko nadzieja że ktoś dostrzeże potencjał w połączeniu Matrixa z K-pax

  5. Serio, trzeba było napisać „LBGTQWERTY”? No niech ktoś zatrzyma tę karuzelę śmiechu, serio chcecie być brani na poważnie? Może jeszcze dodajcie, że w filmie był mUrZyN :((

    1. Nikt oprócz nawiedzonych, lewicowych aktywistów i tak nie pamięta tych wszystkich literek 😉

    2. Z mojej obserwacji wynika, że nikt tak nie ośmiesza tego tematu jak najbardziej zapiekli fanatycy krzewienia „tolerancji”. Albo haseł obrażających naukę i zdrowy rozsądek w stylu teorii o „niebinarności” i „spektrum” płci.

      1. Twoje obserwacje nie są dla mnie niczym ważnym, a na nauce znasz się najwidoczniej jak świnia na niebie, gdyby było inaczej to byś wiedział, że nauka się rozwija i są wprowadzane nowe pojęcia 🙂 Natomiast, co jest istotne to to, że Ty pisząc o LGBTQ+ w sposób ośmieszający, popierasz I przyczyniasz się do szerzenia hejtu. I tu by wypadało przeprosić.

        1. Nie są niczym ważnym, ale jednak czujesz potrzebę odniesienia się. A płcie są dwie plus różnorakie babole genetyczne w miksowaniu X i Y. I babole w sensie: zaburzenia i odstępstwa od normy w rozwoju, nie obrażam osób, które w genach nie mają XX/XY. Po prostu nie mieli farta i tak wyszło, zdarza się. Żaden powód wytykać palcami i obrażać, ale też żaden, żeby robić wszędzie 3 nowe rodzaje toalet.

          A już słynna „niebinarność” to generalnie jakieś zaburzenie identyfikacji płciowej.

          I ja nie mam nic do takich osób, ale niech mnie nie zmuszają do używania języka polskiego w sposób obrażający zdrowy rozsądek: „powiedziałum” albo „powiedziałx” i inne takie.

  6. I nie musi. Nikt oprócz nawiedzonych, prawackich wieprzów nie używa jednak tego skrótu w prześmiewczy sposób 🙂

    1. Podobno za każdym razem kiedy lewica obraża się o to, że prawaki przekręcają tej skrót to dopisuje się do niego nową literkę 😛

    2. Ale po co obrażać? To takie kontrproduktywne się wydaje w takim temacie, obrażać drugą stronę jakakolwiek by nie była. Tym bardziej że nikt tu o nikim brzydko nie napisał.

  7. „LGBTQWERTY”, „nawiedzonych lewackich aktywistów”. Jeśli to jest ładnie napisane to xd. Ale wiadomo, jaja jak berety są, heheheheheh lewica obrazona co nie Marjósz xd

    1. Napisał „lewicowych”, wobec tego nie ma tu nic obraźliwego. „Prawacki wieprz” już takie niestety jest.
      Ja bardzo nie lubię fanatyzmu z obu stron. Raz jeden mnie bardziej mierzi bardziej od drugiego. Ale hipokryzji to chyba jeszcze bardziej nie lubię. A w tej oba krańce tego samego kija są tak samo wybitne.

      Proponuję spokój i opanowanie. Poza tym żartować można z wszystkiego i wszystkich.

      1. Napisał „nawiedzonych lewicowych”. Nie odwracaj kota ogonem 😅 ale jeśli Ci pomoże, mogę napisać wieprzowaty prawicowiec. I żartować można ze wszystkiego I wszystkich, ale nie zawsze i wszędzie. Jakbyśmy serio ograniczyli taki właśnie mikrohejt to by się wszystkim żyło lepiej, zapewniam. No ale pewnie będziesz lobbował o „spokój”, który ma polegać na tym, że jedni ludzie mogą hejtowac drugich, a tamci mają siedzieć cicho xd

        1. Nie możesz mieć pretensje o hejt, skoro to Ty napisałeś(aś?) „wieprz”.
          Nie imputuj mi na co pozwalam, a na co nie. Nie lubię hipokryzji i tyle. Ona barw nie nosi żadnych. Nie zamierzam się bawić w szeryfa i decydować gdzie ktoś przekracza granice smaku. Dlatego lobbuje za tym że każdy może sobie żartować z każdego zawsze i wszędzie, dopóki nie obraża. Tutaj nikt nikogo nie obraził wcześniej.

          1. Ale kiedy Ty zrozumiesz, że to osoby obrażone, a nie Ty, decydują co jest obrazą a co żartem? 1. Poczułem się obrażony czytając LGBTQWRTY 2. Stwierdzeniem ze tylko „nawiedzenie lewicowi aktywiści zapamiętają te wszystkie literki”. Także owszem, najpierw mnie obrażono, niezależnie od Twojej percepcji.

            1. „Ale kiedy Ty zrozumiesz, że to osoby obrażone, a nie Ty, decydują co jest obrazą a co żartem?”

              Doskonałe podsumowanie tematu. A co obraża skrajną opcję spod znaku LGBT? Wszystko. Albo zgodnie z nowym sawuławiwrem udajesz, że Eliot Page zawsze był facetem albo Cię scancelujemy.

              1. Masz też przykład z drugiej strony, gdzie fanatyków broniących świątyń obraża kilka kolorów sklejonych razem. To kolory obrażają czy ci „nawiedzeni aktywiści” się obrażają przez te kolory?

                Czy słowo nawiedzony obraża? Obie strony to ta sama intelektualna bieda 😩

              2. A co dokładnie W sprawie Elliota Page daje Ci Twoim zdaniem prawo, żeby obrażać całą społeczność? To, że się z tym nie zgadzasz a inni tak? Ja np nie wierzę w boga, a jednak powstrzymuje się żeby publicznie obrażać jego wyznawców. To jest ten mityczny sawławiwr. Serio, odrobinkę profesjonalizmu.

                1. Gdzie obrażam całą społeczność? Sprawa Eliota to przykład na to jak bardzo wg niektórych cały świat ma udawać, że czarne jest białe dla lepszego samopoczucia jednej osoby, która (najwyraźniej) nie potrafi sobie poradzić z własnym, (przyznaję, ciężkim i poważnym) problemem.

                  Ja jestem za uproszczeniem procesu zmiany płci, który w Polsce jest zbyt skomplikowany, durny, a w dodatku zajmują się nim idioci, którzy potrafią zrobić z życia osoby transpłciowej piekło. To należy zmienić.

                  Natomiast udawanie, że coś nie miało miejsca to odrobinę za dużo. Ellen Page grała w wielu filmach, bo wygrywała castingi jako kobieta, dlaczego teraz udawać, że to nie miało miejsca? Albo, że to wtedy był mężczyzna? Jakby był to by nie wpuszczono go na casting.

                  Teraz jest Eliotem i fajnie. Niech gra ile wlezie, talent ma, nie mam zamiaru w recenzjach nabijać się, że był kiedyś Ellen, ale udawanie, że nie był – no sorry – o kilka mostów za daleko.

            2. Znam przypadki ludzi z tej społeczności, które same nie znają pełnej nazwy i jak ja słyszą to sami się śmieją. Same się obrażają?

              To Ty się obrażasz, a nie Ciebie obrażają. To jest różnica której chyba nie zrozumiesz ze względu na brak wyobraźni.

              Poza tym skąd wiesz czy Sithfrog nie identyfikuje się z klawiaturą ekranową Windowsa 10? Jego ten wyrzut może obrazić, choć nie był obraźliwy tak naprawdę. Ciężko się połapać, co nie? 😉

              1. Generalnie obraża wszystko, tak jak pisałem, JK Rowling zdaje się powiedziała, że tylko kobiety mają menstruację czy okres i za to została zrównana z ziemią. Niedługo będzie strach powiedzieć cokolwiek oczywistego.

                1. Bo nie wszystkie osoby które mają okres to kobiety, simply as that, ja nie wiem co tu jest trudnego do zrozumienia.

                2. Ja myślę, że to często jakiś celowy performance. W końcu wszystko ma się klikać, mają być dramy i cyrk. 🙂
                  Najgorsze według mnie to jednak środowisko body-positive. Jest bardziej toksyczne niż największa szuria. Ich obrażają nawet drzwi i ławki. Gruby nie może stać się chudy, bo to obraza i brak akceptacji. Akceptujesz się wtedy gdy uważasz, że jest systemowy ucisk grubasów. Serio, nic gorszego nie widziałem. Nawet fanatycy opisani w innej odpowiedzi nie są tak straszni.

              2. Czekałem na argument „znam osoby które się o to nie obrażają”. Ja znam katolików, którzy się nie obrażają za plucie na krzyż, to teraz każdy może xd. I proszę bardzo, oto Ty zadecydowałeś sobie, że wieprz jest obraźliwy a LGBTQWERTY nie. Gdzie tu ta twoja ahh egzaltowana nienawiści do hipokryzji? I nie, to nie ja się obraziłem. Z premedytacją został użyty prześmiewczy skrót, nadal będziesz temu zaprzeczał?

                1. Mam podejrzenie graniczące z pewnością, że celowo nakręcasz dramę nie z tego powodu przekraczasz granicę absurdu. Także ja podziękuję za dalszy ciąg.

            3. >>>>>Ale kiedy Ty zrozumiesz, że to osoby obrażone, a nie Ty, decydują co jest obrazą a co żartem? <<<<<
              W radzieckim filmie chyba. Norma społeczna decyduje. Tzn niedotrącony płatek śniegu może se fikać.

            4. Z perspektywy logiki masz rację, ale polskie orzecznictwo się z Tobą nie zgadza 😛 Był nie tak dawno wyrok, że działalność Barta Staszewskiego nie obraża i pal sześć, że ludzie, w których była wymierzona czuli się obrażeni ¯\_(ツ)_/¯

    2. “LGBTQWERTY”, “nawiedzonych lewackich aktywistów”

      Brakuje plusa.
      O kufnia co za czasy co za dyskusja

        1. bo to jest LGBTQWERTY+

          Z plusem na końcu. Plus oznacza, że literki są rozwojowe.
          Zdaje się.

  8. Właśnie obejrzałem Matriksa IV i nie taka Resuscytacja jak ją malują. Po recenzjach spodziewałem się najgorszego a tymczasem oglądało mi się nawet przyjemnie. Oczywiście, dalej jest całe mnóstwo mankamentów, ale nie było niczego co by mi popsuło seans. Naprawdę, jeśli przymknąć oko i traktować ten fanfic jako laurkę dla oryginalnej trylogii to nie jest tak źle.

    Bo tak, jest całe mnóstwo cytatów, ale wcale nie jest to remaquel pierwszej części jak Przebudzenie Mocy. Trawestowane były różne sceny w różnej kolejności z pierwszych dwóch Matriksów (trzeciego jest wyraźnie mniej) przy czym te odniesienia w kontekście całości mają ręce i nogi w przeciwieństwie do innego filmu przepełnionego odniesieniami (khem, Bez drogi do domu, khem). No i chociaż stara się to wszystko jakoś urozmaicać. Chociażby żeby pokazać upływ czasu, nie to co Abrams robiący wszystko by jak najbardziej skopiować tamtą stylistykę.

    Niemniej niestety nie wszystkie decyzje kreatywne są trafione (zrobienie z pierwszego aktu wpisu w pamiętniczku). A jeszcze więcej wręcz prosiło się o lepsze przedstawienie. Na przykład początek w stylu K-Paksa. Albo nowa iteracja Matriksa, która z Orwella poszła w kierunku Huxleya. Jakby kilka w kilku miejscach dokonano innego wyboru to byłoby zaskakująco dobrze. A tak to jest tylko solidnie.

    Acz żeby być uczciwym to muszę wymienić minusy, bo jest ich sporo. Przede wszystkim efekty audiowizualne to meh. Efekty specjalne jak w Marvelowskich przeciętniakach a muzyka? W oryginalnej trylogii było sporo ikonicznych kawałków. Tutaj nie pamiętam ani jednego. Obsada jest kiepska. Nie pamiętam nikogo z załogi Mnemozyny, równie dobrze zamiast nich mogłyby być tekturowe makiety. Jeszcze Neo, nie wiem skąd hajp na Keanu Reevesea w ostatnich latach (chyba z powodu Wicka), ale aktor z niego przeciętny. Dało się z tym żyć kiedy robił za małomównego typa z poważną miną, który skupiał się na monosylabach i okładaniu złoli. Kiedy scenariusz wymagał od niego więcej (psychiczny ciężar nieświadomości co jest prawdą a co fikcją czy dawanie ekspozycji) to słuchanie go wręcz bolało. Acz i tak największym hitem był angaż Barneya Stinsona. Nie wiem kto wpadł na ten pomysł by dać mu taką rolę, ale XD Wyszedł dokładnie tak jak można było się spodziewać :/

    No i tak wszechobecna emancypacja. Jeśli wszystkie błędy zogniskowały się w Neo będącym anomalią wśród anomalii to wszystka reprezentacja
    [spoiler]prowadziła do Trinity stającą się reprezentacją wśród reprezentacji. Babka, która zawsze była załogantem numer trzy a jej rola w sumie sprowadzała się do bycia love interest Tomka, coby wybrał inaczej niż wszyscy przed nim, najpierw awansowała do bycia współ-Wybrańcem a potem stała się głównym Wybrańcem XD[/spoiler]
    Jeszcze te seksistowskie teksty w stylu Epsteina u antagonisty, złoto.

    W każdym razie rozumiem dlaczego ten film mógł się sumarycznie nie spodobać, ale nie zgadzam się z tak niską oceną. Miał wszak swoje, niemałe zalety, i dlatego dostaje ode mnie… 7=/10 😉

    1. Z Twojego opisu to bardziej 5/10. Jakby dodać sentyment to może 6/10. Przypominam, że 7/10 to już z definicji film „dobry” 😉

      1. Zabrakło znaków na kilka słów wyjaśnienia. Jeśli miałbym być obiektywnym to powinienem dać temu filmowi 6/10, ale dobrze się bawiłem, pomimo tych wszystkich mankamentów i dlatego postanowiłem nieco naciągnąć ocenę niejako do 7=/10 (czyli na tzw. szynach) niejako jako zadośćuczynienie za, moim zdaniem, przesadzenie niskie oceny. Czy film zasłużył na Siódemkę? No niekoniecznie. Czy bawiłem się na Siódemkę? Jak najbardziej 😉

    2. Cały Twój pierwszy akapit to doskonałe podsumowanie różnicy między nami. JEŚLI nastawisz się na naprawdę ujowy film i JEŚLI potraktujesz to jako „fanfic, laurkę” to nawet ujdzie 😉

      „wcale nie jest to remaquel pierwszej części”

      [spoiler]Neo sobie żyje i pracuje dla korpo, czuje, że coś jest nie tak. Nie wie co jest prawdziwe. Ludzie z zewnątrz podejmują nieudaną próbę ekstrakcji. Druga próba udana. Z pomocą Morfeusza i dupeczki. Neo wraca do prawdziwego świata, mamy zestaw scen z jedynki (przebudzenie, witanie się z załogą, Siedzenie samemu przed misją. A potem wracają do Matrixa zrobić łubu dubu.[/spoiler]

      Faktytcznie, w ogóle nie podobne 😛

      1. A to prawda. Wiele zależy od tego na co się nastawiasz i co jest dla Ciebie ważne. Jak chcesz przełomowych efektów specjalnych to nawet nie masz co iść do kina. Jak laurki to spoko, bo nawet zgrabnie im to wyszło a już na pewno spójniej niż we wspomnianym przeze mnie Spider-Manie, który pomimo hajpu na niego, scenariuszowo był wręcz tragiczny.

        Co do remaquelu to nie ma on twardej definicji, dlatego dalej napisałem co przez niego rozumiem i dlaczego Resuscytacja nie wpasowuje się w to. Oczywiście, premise jak i cała fabuła, czerpią całymi garściami z Jedynki, ale nie jest to kopiowanie scena po scenie jak w TFA. To były bardziej puzzle, które opowiedziały pierwsze dwa Matriksy korzystając z różnych cytatów. Jeśli to dla Ciebie remaquel to go ahead 😉

  9. miałem bardzo złe nastawienie do tego filmu, a początek całkiem niezły. Niestety od momentu odpięcia Neo wszystko leci na łeb na szyje.
    Natomiast oceny na Filmweb krytyków wahają się od 3 do 8. Postępowcom bardzo film się spodobał.

    1. Otóż to! Pierwszy akt obiecuje coś świeżego i można dać się nabrać. Potem efekt kuli śnieżnej – im dalej tym większe zło.

  10. „Pokażcie mi inny film z przełomu wieków, który dziś wyglądałby choć w połowie tak dobrze.”

    A proszę bardzo, Panie Recenzencie. Mogę wymienić nie jeden, ale nawet trzy – trylogia Władcy Pierścieni 😉 Filmy sprzed 20 lat, a efekty specjalne nawet dziś robią wrażenie 🙂

    No ale dobra, przechodząc do najnowszego Matrixa, zgadzam się w pełni z recenzją – było słabiutko. Mnie uratowało to, że i tak miałem się spotkać z dawno nie widzianymi kumplami, a na film poszliśmy niejako przy okazji więc nie nastawiałem się na żadne fajerwerki, a po filmie przynajmniej mogliśmy się wspólnie pośmiać ze wszystkich absurdów 😛 Ale gdybym szedł na nowego Matrixa sam i nastawił się na to, że obejrzę dobry film to pewnie żałowałbym wydanych pieniędzy na kino. Wiele już zostało napisane więc nie będę tego powielał, dodam tylko, że dla mnie też początek wydawał się nawet obiecujący, ale im dalej w las, tym było gorzej. Nowy Morfeusz i nowy agent Smith kompletnie mi nie podeszli i do końca filmu nie mogłem się do nich przyzwyczaić. Swoim pierwowzorom nie dorastają do pięt i tyle. Z kolei scena ze spadającymi ludźmi-samobójcami – tragedia 😀 Dawno już w kinie nie widziałem czegoś tak absurdalnego i po prostu głupiego. Dla mnie ta scena była kwintesencją całego filmu.
    Podsumowując – film tylko dla miłośników serii i tylko pod warunkiem, że nie będą sobie po tej części niczego wielkiego obiecywać.

    1. To jednak chyba co innego, efekty we Władcy niż w Matriksie. Poza tym gdy się ogląda Trylogię w jakości super HD, to widać sceny które naklejali na drugie sceny 🙈 Większość scen była realna zresztą.
      Efekty Matrixa były jednym z głównych atutów tego filmu, we Władcy czy Potterze były tłem.
      Chyba wtedy wychodziło Mroczne Widmo też, co można fajnie porównać z Matriksem.

      1. Ok, na pewno Matrix i Władca były inaczej skonstruowane i w tym drugim korzystano masowo z kostiumów, zdjęć w plenerze i makiet, a efekty specjalne nie były dominującym elementem filmu, niemniej nadal odgrywały istotną rolę we Władcy i nawet dziś ogląda się je świetnie. Walka z Balrogiem, zalanie Isengardu, cała bitwa na polach Pellenoru – nie byłoby tego wszystkiego, gdyby nie świetna robota speców od efektów specjalnych. A bez tych scen trudno wyobrazić sobie, by ten film był tak dobry 🙂

        Tak sobie teraz myślę, że można by też dołożyć Titanica z 1997 roku, a zwłaszcza sceny tonięcia statku, które i dziś, po tych niemal 25 latach od premiery wyglądają bardzo solidnie.

        1. Jest wiele filmów, które miały przełomowe efekty i wcale się nie starzeją. Do LotR, Matrixa czy Titanica dorzuciłbym jeszcze chociażby Terminatora 2. Może w 2-3 krótkich ujęciach widać upływ czasu, ale poza tym: nadal sztos.

          A teraz porównajmy to z full CGI prequelami SW, które wyglądają dziś jak projekt 12latka w 3D studio…

          Zresztą, te same Stare Warsy z lat 1977-1983 nadal wyglądają lepiej niż prequele i wiele filmów z dużo późniejszego okresu.

          Co tam jeszcze, o… Żołnierze kosmosu to samo, nadal wyglądają zacnie.

  11. RoTS nie wygląda tak źle, ale za to TPM… o mamo. Te efekty komputerowe są tak złe, że aż ciężko się to ogląda. Lucas shajpował się na CGI i wykonał w tej technice wszystkie um… rekwizyty, co niestety było błędem. Park Jurajski łączył obraz generowany maszynowo z animatroniką i rezultaty były dużo lepsze, acz doskonale widać gdzie co zostało zastosowane 😉

  12. No i obejrzałem. Klasycznie nastawiłem się na żenadę, więc nie oglądało się tak źle 😀
    Sceny akcji na poziomie kiepściutkim.
    Generalnie film na 5/10, bo miejscami fajny, miejscami żenujący.

    I nie wiem czy jest sens się nawet rozpisywać. „Przekaz” było widać, chociaż mi tak bardzo nie przeszkadzał. Być może tez nie zawsze go zrozumiałem? Chodzi o to, że te maszyny są niebinarne czy co?
    Analityk i nowy Smith jak dla mnie na plus. To są dobrzy aktorzy. Problem był gdy musieli przedstawiać wyjaśnienia reżysera co i dlaczego. Niektóre były kompletnie niezrozumiałe, pomimo wyjaśnienia wprost xD
    Nowy Morfeusz – dalej nie rozumiem, kto(co) to jest? Skąd i jak?
    Jakież moje zaskoczenie jak sobie zdałem sprawę, że Niobe to GI Jane xD Klasycznie kiepściutka liderka, która zatraciła się w dobrobycie.
    Załoga – poza Bugs do zapomnienia.

    Zakończenie – to zasługuje samo z siebie na -2 do oceny. WTF i tyle. Chodzi o to, że Neo uwierzył w Trinity i teraz ona lata? Miało być pewnie wzruszająco ale wyszło śmiesznie.

    Ostatnia scena. Co Pani Wachowska miała na myśli? Z jednej strony cukierkowy świat, tak jak sobie buntownicy go wymarzą i pomalują. Z drugiej strony szara rzeczywistość, ludzkość chcąca kontroli, zła i zepsucia. Jedno i drugie czy jedno albo drugie? Przez takie coś te wszystkie nowe filmy kończą właśnie zapomniane. Na siłę chcą dać jakiś sens i kończy się bezsensem.

    Keanu Reeves to chyba nieliczny przypadek bardzo złego aktora, który mimo wszystko się podoba. No nie mogę go hejtować po prostu 😀

    1. „Keanu Reeves to chyba nieliczny przypadek bardzo złego aktora, który mimo wszystko się podoba.”

      Bo ja wiem czy taki zły? Wiadomo, sztuk Szekspira nie zagra. Ale umówmy się – aktor filmowy to nie neurochirurg, nie musi mieć jakichś specjalnych umiejętności. Wystarczy, żeby czuł filmową robotę. A Keanu czuje. Naprawdę złych aktorów to możemy zobaczyć w jakichś „Pamiętnikach z wakacji” itp. 🙂

      1. Może inaczej. Tutaj rola zagrana lub napisana groteskowo, a mimo to mi się podoba. Może to ten jego introwertyzm i wrodzona skromność 😀 Tego aktora nie da się nie lubić.

        Recenzent pisał tak:
        „Jakby tego było mało, dialogi czasami musi prowadzić niestety Keanu Reeves, patrząc do kamery i mówiąc monosylabami, co daje efekt jakby oglądało się Piotra Zelta w postmodernistycznej wersji 13 posterunku.”
        I to niestety prawda.

        1. „Tego aktora nie da się nie lubić.”
          Coś w tym jest. To chyba jedyny aktor, z którym chętnie oglądam filmy akcji (dla tych co nie wiedzą – nie znoszę tzw. kina akcji). No, może jeszcze Cage. „Con Air” do dziś lubię obejrzeć.

          1. „Jakież moje zaskoczenie jak sobie zdałem sprawę, że Niobe to GI Jane xD Klasycznie kiepściutka liderka, która zatraciła się w dobrobycie.”

            Nie boisz się Willa Smitha? 😀

            Z Keanu potwierdzam: to jest dobry aktor, ale do bardzo specyficznego rodzaju roli. Jak wychodzi poza ten schemat to wypada pokracznie i widać słaby warsztat, ale jak jest obsadzony dobrze to budzi sympatię i zapada w pamięć.

            1. Oglądałeś może Battle Royale? O ile wiem film nie ma tu swojego tematu, a warto. Przymierzałem się do niego już dłuższy czas i wczoraj wreszcie znalazłem trochę czasu w środku nocy, żeby w końcu obejrzeć. No i mam mieszane uczucia. Z jednej strony tak niewiarygodnie głupia fabuła, że aż kilka razy cofałem do początku, żeby upewnić się, iż wszystko zrozumiałem i nic nie przepadło w tłumaczeniu. Niestety, niczego nie pominięto i rzeczywiście jest tak głupia. W Europie i Stanach film o podobnej fabule nie mógłby powstać. Z drugiej strony sam film ogląda się całkiem spoko. Podczas seansu bawiłem się znacznie lepiej niż na Igrzyskach Śmierci, które dla mnie są filmem beznadziejnym.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button