„Nie masz zbrodni bez kary” – to wyrażone słowami Mickiewicza przekonanie mogłoby stanowić motto wielu ludowych opowieści o grzesznikach popełniających zuchwale ciężkie występki, którymi ściągają na siebie przekleństwo. Na Wyspach Brytyjskich, podobnie jak na kontynencie, odnajdujemy wiele legend o miejscach (zwłaszcza ponurych, gotyckich zamczyskach) i rodach, nad którymi zawisła prastara klątwa, wiodąca do zguby kolejne osoby.
Wiele takich historii możemy usłyszeć na położonej w hrabstwie Devon wyżynie Dartmoor, słynącej ze swoich zdradzieckich torfowisk i posępnych mokradeł. Tutejsze podania próbują nas przekonać, że w okolicy miało miejsce wiele niezwykłych, nadprzyrodzonych zdarzeń, takich jak pojawienie się bezgłowego jeźdźca oraz upiornych piekielnych ogarów.
Wśród rodzin, której kolejne pokolenia – przynajmniej według legendy – prześladuje dawna klątwa, są Baskerville’owie z Baskerville Hall pośrodku wspomnianych już moczarów Dartmoor. Zbrodnia, która leży u podstaw całej historii, została jakoby popełniona w połowie XVII wieku. W czasie gdy toczyła się wielka wojna domowa pomiędzy lojalistami Karola I Stuarta i wojskami Parlamentu z Cromwellem na czele, głową rodu Baskerville’ów był sir Hugon, do którego przylgnęła mroczna sława człowieka porywczego, rozpustnego, a na dodatek okrutnego. W opinii całej okolicy był to pozbawiony jakichkolwiek skrupułów bezbożnik i szaleniec.
Nic dziwnego, że gdy sir Hugonowi wpadła w oko piękna córka jednego z sąsiadów, „wybranka” nie chciała nawet słyszeć o takim związku. Baskerville nie nawykł jednak do tego, by jego wola się nie spełniała. Zgromadziwszy swoich kompanów, Hugon najechał siedzibę sąsiada i uprowadził pannę do swojego majątku, położonego po przeciwnej stronie moczarów. Podczas gdy Baskerville i jego towarzysze świętowali na uczcie swój sukces, zamknięta w znajdującej się na piętrze uprowadzona panna podjęła rozpaczliwą próbę ucieczki. Wydostawszy się przez okno, zsunęła się na ziemię po porastającym zamkowy mur bluszczu, po czym ruszyła w stronę domu najkrótszą drogą, przez mokradła.
Tymczasem, sir Hugon postanowił opuścić wieczerzę, która zamieniła się w zupełną pijatykę, i odwiedzić „ukochaną”. Gdy jej nie zastał, wpadł w szał i wśród licznych złorzeczeń przysiągł, że zaprzeda własną duszę, jeśli uda mu się ją dopaść. Ktoś wpadł na pomysł, by puścić w pogoń ogary z zamkowej psiarni, a Baskerville’owi pomysł ten przypadł do gustu. Sir Hugon wskoczył na swojego konia i pomknął za psami, które złapały trop. Tak w samym środku nocy rozpoczął się szaleńczy pościg przez moczary.
Po pewnym czasie kompani Baskerville’a nieco otrzeźwieli i ruszyli za nim. Napotkali przerażonego pasterza, który przysięgał, że widział dziewczynę ściganą przez psy, a także pędzącego na swojej klaczy Hugona… za którym cicho skradał się ogar o iście piekielnym wyglądzie. Jadąc dalej, natknęli się na sforę gończych psów, całkowicie zdjętych strachem, które stały skowycząc nad krawędzią wąwozu. Przyjaciół Baskerville’a opuściła odwaga, ale trzech z nich (najbardziej pijanych) postanowiło sprawdzić co się stało. Na dnie doliny, w miejscu gdzie od zarania dziejów z ziemi wystawały dwa tajemnicze monolity, leżało ciało ściganej panny. Nieopodal dostrzegli zwłoki sir Hugona Baskerville’a. Nad nimi stał ogromny ogar.
Na ich oczach potwór rozerwał gardło Hugona, a gdy zwrócił ku przybyłym swe ogniste ślepia i paszczę brodzącą krwią, trzech śmiałków wrzasnęło z przerażenia i krzycząc, ratowało się ucieczką przez moczary.
Powiadają, że jeden z nich umarł jeszcze tej samej nocy z przerażenia, a dwaj inni pozostali obłąkani do końca życia.
—Pies Baskerville’ów—
Jak chce legenda, to właśnie zbrodnia nikczemnego sir Hugona była powodem, dla którego na cały ród Baskerville’ów spadła klątwa, której uosobieniem jest upiorny pies. Z tej przyczyny wielu członków rodziny odeszło z tego świata przedwcześnie, gwałtowną śmiercią.
***
Od tych wydarzeń, o ile w ogóle miały miejsce, upływa ponad dwieście lat – mamy koniec XIX wieku, w Wielkiej Brytanii trwa epoka wiktoriańska. Historia o przekleństwie jest niczym więcej jak tylko romantyczną opowieścią jakich wiele. A przynajmniej tak się wydaje aż do dnia, w którym obecny baronet Baskerville, sir Charles, zostaje znaleziony martwy w swojej posiadłości. Na pozór nie występują żadne podejrzane okoliczności, koroner stwierdza zgon z przyczyn naturalnych. A jednak, doktorem Jakubem Mortimerem – lekarzem i przyjacielem zmarłego, któremu teraz przypadła rola wykonawcy jego testamentu – targają wątpliwości. Sir Charles Baskerville zdawał się wierzyć w starą rodzinną legendę… a pewne pewne jej szczegóły wydają się sprawdzać. Czy klątwa rzeczywiście istnieje? Czy ogar powrócił i znów zabija członków rodu? Czy jedynemu spadkobiercy zmarłego baroneta, sir Henry’emu Baskerville’owi, grozi śmiertelne niebezpieczeństwo, a jeśli tak, w jaki sposób go przed nim bronić?
Doktor Mortimer nie ma złudzeń, że sam poradzi sobie z tym problemem. Z tego powodu wybiera się do Londynu, gdzie powierza swoją tajemniczą sprawę człowiekowi, który jako jeden z niewielu może ją rozwiązać – jest nim oczywiście Sherlock Holmes.
Sir Charles leżał twarzą do ziemi, ręce miał rozkrzyżowane, palce zaciśnięte kurczowo, a rysy tak wykrzywione, że nie odważyłbym się stwierdzić pod przysięgą jego tożsamości.
Na ciele nie znaleziono żadnych obrażeń. Wszelako w śledztwie Barrymore złożył jedno nieścisłe zeznanie. Powiedział, że w sąsiedztwie zwłok nie było żadnych śladów. Nie widział ich. Ja jednak je dostrzegłem… choć w pewnej odległości, lecz świeże i wyraźne.
– Ślady kroków?
– Tak, ślady kroków.
– Mężczyzny czy kobiety?
Doktor Mortimer spoglądał na nas przez chwilę szczególnym wzrokiem, po czym, szeptem niemal, odpowiedział:
– Panie Holmes, to były ślady łap olbrzymiego psa!
—Pies Baskerville’ów—
Wielki Detektyw i jego wierny przyjaciel i pomocnik, doktor Watson, stają przed jedną z najtrudniejszych zagadek w całej swojej karierze. Stawka jest wysoka – cenę za błąd stanowi życie sir Henry’ego, ostatniego z Baskerville’ów.
***
Pies Baskerville’ów to jedna z czterech powieści (istnieje również 56 opowiadań) o przygodach Holmesa i Watsona autorstwa sir Arthura Conana Doyle’a, uznawana za jedno z największych dzieł nie tylko tego wybitnego pisarza, lecz również całego gatunku powieści detektywistycznej. Napisanie czegoś o kryminale tak, by nie zdradzić czytelnikom istotnych faktów jest zadaniem bardzo trudnym, ale spróbuję powiedzieć tak wiele, jak to tylko możliwe.
Moim zdaniem tak pozytywna ocena jest bezsprzecznie zasłużona – Pies to wyśmienita lektura dla wszystkich wielbicieli gatunku, a dla miłośników Holmesa to wręcz pozycja obowiązkowa. Powieść Doyle’a różni się od większości współczesnych kryminałów – stylem, sposobem prowadzenia narracji (prowadzonej tu między innymi w formie listów i pamiętnika), językiem. Są w niej wątki i wydarzenia, których dzisiejszy twórca po prostu by nie wykorzystał. Nie jest to bynajmniej wada, w rezultacie Pies – podobnie jak inne oryginalne opowieści o Holmesie – mają niepowtarzalną atmosferę, przesiąkniętą klimatem późnej epoki wiktoriańskiej, a także całą literaturą gotycką i romantyczną, której wpływy są tu bardzo silne.
Nastrój Psa Baskerville’ów jest wyjątkowy także z innego powodu – oprócz Londynu, potężnej metropolii stanowiącej wówczas serce najpotężniejszego mocarstwa na świecie, akcja rozgrywa się również na moczarach Dartmoor w hrabstwie Devon (wschodnia część Półwyspu Kornwalijskiego), w miejscu które doskonale nadaje się na scenerię kryminału: ponure zamczysko Baskerville Hall otoczone ze wszystkich stron sięgającymi po horyzont moczarami; pobliskie wzgórza, których wierzchołki zdobią charakterystyczne dla tego regionu formacje skalne zwane tors (skałki, ostańce); torfowiska, gdzie na nieostrożnego gościa czyha wiele niebezpieczeństw; wszechobecne pamiątki po ludziach zamieszkujących Dartmoor w neolicie i epoce brązu – monolity, prehistoryczne kamieniołomy, kręgi kamieni, kopce i kurhany, menhiry, ruiny kamiennych chat wzniesionych przez zapomniane plemiona… Wymarzona sceneria dla opowieści o prześladującej kolejne pokolenia dawnej klątwie i nowych zbrodniach. Zresztą, moczary Dartmoor w niektórych chwilach stają się czymś więcej niż tylko tłem.
Urodzajne ziemie pozostały daleko za nami. Obejrzeliśmy się, chcąc raz jeszcze objąć je wzrokiem. W skośnych promieniach zachodzącego słońca potoki wyglądały teraz jak złote wstęgi, a świeżo zaorana ziemia i pasma gęstych lasów tonęły w czerwieni. Po obu stronach drogi wznosiły się rdzawo-zielonkawe zbocza, usiane olbrzymimi głazami. Okolica stawała się coraz bardziej dzika i ponura. Od czasu do czasu mijaliśmy kamienne domki, surowości których nie łagodziła żadna zieleń ani kwiaty.
Nagle ujrzeliśmy niewielką dolinkę, na której rosły skarłowaciałe dęby i jodły o konarach powyginanych przez wichry i burze. Ponad wierzchołkami drzew wznosiły się dwie wysokie smukłe wieże. Stangret wskazał je batem.
– Baskerville Hall – rzekł.
—Pies Baskerville’ów—
Dzieło Doyle’a było, jak to często bywa z powieściami późnego XIX i wczesnego XX wieku, publikowano na łamach gazety, w odcinkach. Z tego powodu na czytelnika czekają liczne cliffhangery i zwroty akcji. Zdarzenia następują coraz szybciej, prowadząc do dramatycznej kulminacji. O ile czytając wcześniejsze rozdziały można odłożyć książkę, a czasem jest to nawet wskazane by uniknąć zmęczenia (w końcu była pisana tak, by czytelnik otrzymywał kolejne fragmenty z pewnym odstępem), pod koniec staje się to wręcz niemożliwe.
Jeśli chodzi o odbiór utworu przez współczesnego czytelnika, powieść ucierpiała nieco z powodu – paradoksalnie – swojego sukcesu. Pewne jej elementy weszły na stałe do kanonu gatunku, a także kultury masowej, przez co pewne rozwiązania fabularne mogą sprawiać wrażenie wtórnych i przewidywalnych. Mimo to, dzięki kunsztowi sir Arthura, Pies Baskerville’ów nadal potrafi zaskakiwać. Nie podzielę się przewidywaniami co do zakończenia, jakie przyszły mi do głowy w trakcie lektury, ale mogę powiedzieć, że moja teoria się nie sprawdziła (choć, podobnie jak Watson w wielu opowiadaniach o Holmesie, mogę się szczycić tym, że byłem przynajmniej na dobrym tropie). Oczywiście, tego właśnie oczekuje się od kryminału. Jednocześnie, gdy prawda wychodzi na jaw, można dostrzec, że przez cały czas czytelnik miał przed oczami wskazówki na nią wskazujące – tak więc, powieść Doyle’a jest dziełem, które warto przeczytać wielokrotnie choćby tylko po to, by przekonać się, jak starannie autor zaplanował fabułę.
***
Chciałbym również wspomnieć o polskim wydaniu Psa, w którym miałem okazję poznać tę opowieść, a mianowicie publikacji wydawnictwa Vesper z 2018 roku. Do gustu przypadły mi poręczne rozmiary książki, co mogłem docenić szczególnie z tego powodu, że czytałem powieść podczas wakacyjnego wyjazdu. Z tej samej przyczyny miłym dodatkiem była również zakładka ozdobiona fragmentami znajdujących się w książce ilustracji. Układ graficzny i czcionkę określiłbym jako eleganckie, kontrastujące z pewnymi polskimi wydaniami zbiorów opowiadań o Holmesie, których wygląd pozostawia wiele do życzenia. Jednocześnie, cena tego wydania Psa jest, jak mi się wydaję, przystępna. W każdym razie, jestem bardzo zadowolony z tego zakupu.
Jednak gdybym miał określić, dlaczego właśnie ta wersja powieści Doyle’a zasługuje na uwagę, zwróciłbym uwagę przede wszystkim na dwie kwestie: przekład i ilustracje. Tłumaczenie, jak wyjaśnia Mirosław Gołuński w posłowiu zamieszczonym po tekście Psa Baskerville’ów, jest wiekowe, liczy sobie przeszło pięćdziesiąt lat. Jego składnia i słownictwo bywają z punktu widzenia współczesnego czytelnika archaiczne – ale z umiarem, na tyle, że nie przeszkadza to w odbiorze, a wręcz go ubogaca. W przypadku opowieści zakorzenionej w epoce wiktoriańskiej, takie rozwiązanie sprawdza się znakomicie. Autor posłowia przekonuje, że dzięki temu otrzymujemy porywający wgląd w świat, którego już nie ma.
Podobną rolę odgrywają ilustracje, gdyż są to te same grafiki Sidneya Pageta, wybitnego brytyjskiego artysty schyłku XIX wieku, które zdobiły opowiadania i powieści o Sherlocku, gdy te ukazywały się w odcinkach w The Strand Magazine. To właśnie Paget odpowiada za niektóre elementy wizerunku genialnego detektywa, które na stale weszły do kultury popularnej i utrwaliły się na tyle, że dziś już nikt nie wyobraża sobie, by Holmes mógł wyglądać inaczej. Warto wspomnieć, że to dzięki temu ilustratorowi Sherlock otrzymał czapkę deerstalker oraz Inverness cape, które szybko stały się nieodłącznymi atrybutami tej postaci. Rysunki te są kolejnym elementem pozwalającym czytelnikowi jeszcze leszcze lepiej wczuć się w atmosferę czasów, w których działali Holmes i Watson.
Na kartach Psa Baskerville’ów możemy zobaczyć 16 grafik Pageta, kolejna znajduje się na okładce. Nie są to wszystkie prace tego artysty poświęcone powieści Doyle’a – na Wikimedia Commons możemy zobaczyć ich aż 60. Można jednak zrozumieć, dlaczego nie zdecydowano się wykorzystać wszystkich. W takim wypadku ilustracje stanowiłyby znaczną część objętości książki, momentami przyćmiewając sam tekst i nieomal zamieniając opowieść w album. To, co sprawdzało się w przypadku publikowania opowieści rozdział po rozdziale w oddzielnych numerach pisma nie byłoby tutaj najlepszym rozwiązaniem. Sądzę jednak, że w książkowym Psie znalazły się wszystkie najpiękniejsze rysunki, a pozostałe można obejrzeć w zbiorach Wikimedia (stanowczo odradzam zaglądanie tam jeśli nie czytaliście jeszcze książki, rysunki zdradzają bardzo istotne wydarzenia!). W tym artykule użyłem kilku grafik Pageta, które, jak sądzę, stanowią doskonałą próbkę kunsztu tego twórcy.
Dotarłszy do końca powieści, na czytelnika czeka posłowie Mirosława Gołuńskiego, w którym uwaga pada na takie tematy jak: przyczyny sukcesu tego dzieła; osobę i twórczość Doyle’a w kontekście jego czasów, której dzieckiem jest także Sherlock Holmes; to, w jaki sposób Pies Baskerville’ów jest zakorzeniony w dobiegającej wówczas końca epoce ; wpływ utworów nurtu gotyckiego na tę opowieść; wreszcie połączenie w niej tego co racjonalne z irracjonalnym. Uwaga zostaje skierowana na liczne filmowe adaptacje Psa, a także polski przekład (dlaczego akurat ten, z lekka archaiczny, tak dobrze oddaje ducha powieści) i ilustracje Sidneya Pageta.
Wydaje mi się, że jedną z najlepszych recenzji książce wystawia to, co czuje czytelnik czuje gdy opowieść dobiega końca. Gdy skończyłem czytać Psa Baskerville’ów, miałem ochotę na więcej przygód Holmesa i Watsona. Jak już wspominałem, byłem wówczas na wyjeździe i nie mogłem wybrać się do biblioteki lub księgarni, by zaopatrzyć się w kolejną powieść lub zbiór opowiadań. Na szczęście miałem przy sobie również anglojęzyczne wydaniu książki, w którym dodatek stanowiło opowiadanie The Adventure of the Speckled Band (Nakrapiana przepaska). Kolejna historia o Sherlocku Holmesie zaspokoiła nieco ten głód, ale nadal mam zamiar gdy tylko nadarzy się okazja, sięgnąć po którąś z trzech pozostałych powieści o Wielkim Detektywie, a może po któryś ze zbiorów opowiadań (kilka lat temu przeczytałem trzy z nich, zatem mam za sobą 36 z 56 spraw opisanych przez Watsona).
Jak sądzę, każdy pisarz pragnie właśnie z takim pragnieniem pozostawić swoich czytelników, i trudno o bardziej zachęcającą recenzję.
Pies Baskerville'ów
-
Ocena Bluetigera - 10/10
10/10
Bluetiger, miałem zamiar już dawno zapoznać się z twórczością Doyle’a(czytałem jej jedynie fragmenty dawno temu, których już nie pamiętam) ale ta recenzja mnie kupiła! W poniedziałek na pewno pójdę do księgarni i zacznę od tej książki ale jestem pewien, że na tym nie poprzestanę.
Dobra robota, jedna z najlepszych recenzji jakie czytałem! masz do tego rękę, mam nadzieję, że dalej będziesz kontynuował świetną robotę.
https://www.taniaksiazka.pl/sherlock-holmes-ksiega-wszystkich-dokonan-artur-conan-doyle-p-1137147.html
Polecam kompletne wydanie wszystkiego o Sherlocku. Co prawda nie wygodne do czytania, ale za to kompletne. Często można ją kupić jeszcze taniej w marketach, zwłaszcza przed świętami.
Sir Doyle w moim czytelniczym odczuciu ma pewną istotną cechę zbieżną z Danem Brownem – potrafi nie umieszczać w swojej twórczości rzeczy zbędnych. Widać to choćby po tym, że nie potrafi pisać powieści; tylko wyjątkowo udało mu się uzbierać słowotok wystarczający na dwustustronicowy materiał. Podczas lektury można odczuwać wiele, jednak na pewno nie nudę.
Bardzo podobał mi się wstęp, jako że jestem świeżo po ukończeniu trylogii Black Mirror (lata 2003, 2009 oraz 2011), zatem klątwy rodowe, piekielne ogary, bagna i menhiry są mi bliskie. 😛
Cytat z książki(lub przekład) prawdopodobnie zjadł słowo pomiędzy „na” i „której”. Typowałbym „na dnie której” lub „na zboczu której”:
„Nagle ujrzeliśmy niewielką dolinkę, na której rosły skarłowaciałe dęby i jodły o konarach powyginanych przez wichry i burze.”
Hmm… Sprawdziłem w książce, na pewno jest tam napisane „dolinkę, na której rosły”. Podejrzewam, że to jakaś archaiczna konstrukcja… albo po prostu błąd tłumacza lub osoby, która edytowała tekst.
Nie przekonał mnie do siebie Doyle. Agata Christie zresztą też nie. Mają jakiś feler te stare kryminały. Nie tylko język archaiczny jest, cały świat jakiś taki sztuczny jest. No i te idealizowanie i wychwalanie geniuszu głównego bohatera. Do przesady. Może Doyle i Christie rozpoczęli gatunek klasycznych kryminałów, ale dopiero współcześni twórcy bazując na klasykach wydobyli z niego to, co najlepsze.
W moim przypadku jest na odwrót, zazwyczaj nie podobają mi się współczesne kryminały.
Co do idealizowania i przeceniania roli ludzkiego umysłu w dawnych powieściach detyktywistycznych… taka wtedy była epoka, co rusz pojawiały się jakieś rewolucyjne wynalazki i wiele osób naprawdę wierzyło, że w zasadzie nie ma żadnych granic dla geniuszu. Zresztą, nawet Sherlock Doyle’a nie jest aż tak doskonały jak się go czasem przedstawia – jest całkiem sporo opowiadań, w których jego wnioski okazują się błędne, albo jego plany się nie powodzą.
Nesbo, Larsson, Flynn, Lackberg, Lehane, Miłoszewski, Link, Adler-Olsen. Sprawdź te nazwiska. Zwłaszcza Nesbo fenomenalnie połączył postać genialnego detektywa i/lub policjanta z nieobecnym u Doyle’a wiarygodnym obrazem świata. Taki 'Pentagram’ to czysto sherlockowska intryga, ale podana w nowej, lepszej formie. Sprawdź koniecznie Nesbo.
Na 'Psa…’ się w końcu szarpnę. Mam za sobą 'Studium w szkarłacie’. Intryga fajna, ale ciągle mi chodziło po głowie, że książka o gejowskim romansie Holmesa i Watsona byłaby lepsza 🙂
Czytałem 'Dom jedwabny’ Anthony’ego Horowitza i moim zdaniem wypadło to świetnie. Autor wziął od Doyle’a ciekawą intrygą i świetny duet bohaterów, ale napisał to 'po naszymu’. Nowocześnie, stylowo i bez obyczajowej kołtunerii obecnej w chyba każdym dziele pochodzącym z XIX- wiecznej Anglii.
Kurczę, Atos, powtórzyłeś kolejny raz o współczesnej oprawie i 'naszymu stylu’ jako o czymś będącym atutem literatury. Jeśli twory sprzed dwudziestego wieku Cię rażą niewspółczesnością, możesz je spokojnie pomijać, ale jak można je deprecjonować ze względu na czas powstania? Przecież uwspółcześniając „Lalkę” dostaniemy „Trudne sprawy” (nie znajduję literackiego odpowiednika), Szekspir i Sofokles prowadzą dialogi w absurdalny sposób, a „Stary człowiek i morze” powinien być przez autora tępiony za zaściankowość, zamiast chwalenia go za charakter (a po siłowaniu z Kubańczykiem obserwowalibyśmy rozkwit płomiennego romansu). Taki urok sztuki, że adresowana jest głównie do sobie współczesnych, ciężko czynić z tego zarzut. 😛
Z uwagi na to, iż nie znam niektórych nazwisk, ciekawość nakazuje zadać mi pytanie: czy powyżsi autorzy prowadzą intrygę w taki sposób, że czytelnik jest w stanie rozwikłać zagadkę? Niestety, często spotykam się z przedłożeniem formy sensacyjnej nad kryminał, co nie do końca mi odpowiada. Być może znajdę kilka książek wartych przeczytania?
Ten archaizm nie potwierdza się w każdym gatunku. London, Dumas, Dostojewski, Lem, Tolkien, czy wspomniany przez ciebie Hemingway mocy z czasem nie potracili, wciąż się to świetnie czyta.
Szekspira w ogóle niepotrzebnie w to wmieszałeś/łaś. Wszak uprawiał inny gatunek literacki, wolno mu było inaczej prowadzić dialogi. Za to z tą 'Lalką’ zabiłeś mi ćwieka. Faktycznie powieść społeczno- obyczajowa umarła? Może jej legalnym następcą jest literatura faktu. Taki 'Audyt’ Hugo Badera na przykład.
Krytykuje Doyle’a i Agathe Christie (tak podobne style, że mógłby to być jeden autor:)), bo mało kto to robi. A jest za co.
Zacznij od cyklu o Harym Hole Nesbo. On zawsze ma genialne intrygi, które wspaniale rozwiązuje się razem z bohaterem. A każda kolejna część serii wydaje się być lepsza.
W ogóle Skandynawia to dziś centrum światowego kryminału. Praktycznie każdy autor stamtąd jest godny polecenia.
No Nesbo jest imho kompletnie nijaki. Kiedyś na forum Pquelim pisał, że czytał jego książki, nawet były fajne, ale po jakimś czasie zupełnie nie pamiętał o czym były.
Ja mam dokładnie tak samo. Przeczytałem w pewnym momencie wszystkie części cyklu (bodaj siedem części wtedy było), a nie zapamiętałem z nich kompletnie niczego poza nazwiskiem głównego bohatera. I zdaje się że był alkoholikiem.
Osobiście uważam skandynawskich pisarzy kryminalnych, wraz z Stiegiem „Product Placement” Larssonem na czele, za nieco przereklowamych. Takie miałkie udawanie, że w tym prostym gatunku chodzi o coś więcej niż czysta rozrywkę czytającego. Wszystkie to jakieś przymulone, zamglone i ogólnie na siłę noir. Zmula.
Jak już ktoś szuka dobrego, sensacyjnego kryminału to lepszy jest Harlana Coben. Amerykanin nie udaje, że uprawia ambitne pisarstwo, jest dużo zwrotów akcji i niespodziewane rozwiązania. A i czyta się jak wodę z kranu.
Skoro taka jest twoja opinia, to się nigdy nie zrozumiemy, więc nie będę się rozpisywał. Tylko dwie szybkie sprawy.
Coben? To jest disco polo współczesnej literatury kryminalno sensacyjnej! Sztywni bohaterowie, wysilone twisty. Równie dobrze mógłbyś napisać, że Dan Brown to najlepszy autor powieści historycznych…
Pisałeś wcześniej, że cenisz twórców, którzy pozwalają ci rozwikływać intrygę wspólnie z bohaterem. 'Pies Baskervillów’ kompletnie taki nie jest! Myślę, myślę, a tu nagle z d. wyskakuje Sherlock z gotowym rozwiązaniem i całe moje myślenia okazało się- nomen omen- psu na budę zdatne.
[spoiler]
Moim zdaniem Doyle w pewnych momentach prawie wyjawia zbyt wiele.
Na przykład, kiedy w pierwszej scenie Stapleton zdradza aż tak silne zainteresowanie sprawą i tym kiedy przyjedzie Sherlock.
Albo na samym poczatku, kiedy chyba dwa razy jest wspomniany ten trzeci brat Baskerville, Rodger, który wyjechał do Ameryki. Od tego momentu podejrzewałem, że to on za tym wszystkim stoi. Sądziłem, że powróci odzyskać rodzinne gniazdo jak jakiś Jon Connington.
Jeśli odrzuci się nadprzyrodzone wyjaśnienia, to osoba sprawcy nie jest aż tak nieuchwytna. Do tego, że to ktoś z rodziny Baskerville’ów można dojść na dwa sposoby:
1. Zna rodzinną legendę ze szczegółami (ale to znaczy tylko tyle, że pochodzi z Dartmoor).
2. (i ta poszlaka jest silniejsza) sprawca musi odnieść jakąś korzyść. Raczej nie chodzi o zemstę, bo gdyby sprawca miał jakiś żal do Charlesa, po co miałby zadawać sobie potem aż tyle trudu i ryzykować zdemaskowanie, żeby nie wiadomo czemu pozbyć się też Henry’ego.
W takim razie musi chodzić o przejęcie majątku. Ale przypadkowa osoba nigdy by go nie dostała, więc organizator całego teatrzyku musi mieć choćby najbardziej wątpliwe prawa do bogactwa Baskerville Hall.
Dlatego aż do momentu, gdy Sherlock obejrzał portret i dostrzegł podobieństwo Stapletona do Huggona Baskerville’a (jak dla mnie jeden z bardziej naciąganych momentów, ale chyba w tamtych czasach istniały pewne jeszcze nie obalone teorie sugerujące taką dziedziczność) sądziłem, że za sprawą z psem stoi „zmarły” Rodger Baskerville.
Dlatego w recenzji napisałem, że nie miałem racji, ale byłem przynajmniej na dobrym tropie.
Gdy po lekturze całości wróci się do tej pierwszej sceny ze Stapletonem, widać że było kilka sygnałów ostrzegawczych.
A co do pojawiającego się Holmesa, sądziłem że człowiek z czarnego szczytu to on. Ale podoba mi się to rozwiązanie. Nie wiem czemu, ale pzypomina mi się Odyn i jego przebrania + kruki przynoszące wieści. Wydaje mi się, że cały ten wątek ze sprawdzaniem, czy Barrymore jest w Baskerville Hall czy w Lodynie za pomocą telegramów jest foreshadowingiem sprawy z wiadomościami Watsona do Sherlocka.
Jeśli chodzi o podejrzanie wygodne zdarzenia, rzucił mi się ten wątek:
poszukiwany zbieg przypadkiem okazuje się krewnym żony lokaja. Mogę jeszcze w to uwierzyć, ale nie w to, że skoro do pogoni zaangażowano tak wielkie siły, absolutnie nikomu nie przyszło do głowy, żeby sprawdzić, czy w okolicy nie ma jakiś krewnych przestępcy.
W każdym razie, od tego czasu przeczytałem „Studium w szkarłacie” i „Znak czterech”. Jeśli masz zamiar je czytać, powstrzymam się od zdradzania spoilerów, ale powiem tyle, że moim zdaniem „Pies” jest o niebo lepszy od każdej z tych powieści. Nie rozumiem dlaczego akurat historie z tych dwóch książek zasługiwały według autora na zastosowanie formy powieściowej, podczas gdy w wielu opowiadaniach są znacznie ciekawsze sprawy, którym większa szczegółowość zrobiłaby dobrze.
[/spoiler]
Przy okazji, dziękuję za te wszystkie rekomendacje współczesnych autorów. Dzisiejszy kryminał to jedna z tych dziedzin literatury o których wiem niezbyt wiele, a gdy pula znanych książek jest mała, zawsze zwiększa się ryzyko, że jeden natrafi się akurat na taki utwór, który nie przypadnie komuś go gustu, co zrazi do całego gatunku.
To powiedziawszy, w najbliższej przyszłości pójdę raczej w drugim kierunku. Ku opowieściom detektywistycznym jeszcze starszym niż Sherlock Holmes – tym Edgara Allana Poe. A potem, nie wiem. Może sięgnę po opowiadania Chestertona o dochodeniach księdza Browna. Kilka lat temu czytałem jednen ze zbiorów, chyba „Niewinność księdza Browna” – ale nie jestem pewien, i miałem jak najbardziej pozytywne odczucia.
Nie ma co krytykować po próżnicy. Więc zacząłem czytać. A raczej słuchać, wersja audio. Bodaj w pierwszym akapicie Holmes samego siebie nazywa geniuszem, a Watson to potwierdza.
Więcej po lekturze.
Skończyłem i tej dychy nie potrafię zrozumieć. Wad mnóstwo, intryga rozwikłana za szybko. Daje 6/10, bo docenia wagę autora i jego wpływ na współczesnych autorów. Ale nie polubię.
Obszerny tekst w linku poniżej. Mój nick i avatar ten sam, co na fsgk.
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4808401/pies-baskervillow
Dziękuję, obiecuję że w wolnej chwili się z tym zapoznam.