Książka nie może być moralna lub niemoralna. Jest tylko dobrze lub źle napisana.
Oscar Wilde
Przenieśmy się do 1890 roku. Błyskotliwy, znany ze swego ekstrawaganckiego stylu (zarówno w modzie, jak i poglądach), stały bywalec salonów, uznany arbiter w sprawach sztuki — Oscar Wilde — wydaje na łamach miesięcznika „Lippincott’s Monthly Magazine” powieść zatytułowaną „Portret Doriana Graya”. Treść książki wywołuje niemały szok wśród ówczesnych czytelników i powieść szybko zostaje storpedowana falą krytyki. Źródłem skandalu są przede wszystkim odniesienia do homoseksualizmu, ale też sposób, w jaki Wilde opisuje istotę Zła oraz przedstawia pochwałę braku moralności, w której Lord Wotton (jeden z głównych bohaterów powieści) wiedzie prym, potrafiąc przy tym każdy niecny występek usprawiedliwić na swój pokręcony sposób.
Burza wokół publikacji zmusza pana Wilde’a do zastosowania się do cenzury, a z książki znikają co pikantniejsze aluzje do homoseksualizmu. Początkowo płytka i powierzchowna kreacja Doriana Graya, oprócz pięknej cielesnej fasady, zyskuje też głębię psychologiczną, co moim zdaniem (oraz zdaniem wielu innych osób) zdecydowanie polepszyło odbiór dzieła. Cała wrzawa była tym większa, iż o samym autorze plotkowano, jakoby był homoseksualny (w rzeczywistości był biseksualny — miał żonę Constance Lloyd i dwójkę dzieci). Posiadanie licznych kochanków ostatecznie przyczyniło się do jego upadku. Do najbardziej znanych należeli Robert Ross i lord Alfred Douglas. W wyniku relacji z Wildem lord Douglas napisał pod wpływem emocji poemat „The Two Loves”, który w 1895 roku wykorzystał markiz Queensberry – ojciec Alfreda – w procesie przeciwko kochankowi syna.
Pisarz przegrał sprawę, został oskarżony o kontakty homoseksualne i skazany na dwa lata ciężkich robót. Kostki domina ruszyły… W wyniku całej afery pani Constance Wilde zmieniła nazwisko i zabrała dzieci. Po wyjściu z więzienia stan materialny i zdrowotny autora znacznie podupadł. Ostatecznie zmusiło go to do zmiany nazwiska na Sebastian Melmoth i opuszczenia kraju. Osiadł w Paryżu, gdzie zmarł w podrzędnym motelu „Hotel d’Alsace” w wieku 46 lat. Tam też powstał słynny poemat Wilde’a – „Ballada o więzieniu w Reading”.
Ale wróćmy do współczesności i do tego, jak trafiłam na ten tytuł. Podobnie jak w przypadku „Rzeźni numer pięć”, zaczęło się od filmu – mianowicie „Doriana Graya” z 2009 roku w reżyserii Olivera Parkera. Usłyszałam tam nie tyle o książce, co o postaci, która mnie niezwykle zaintrygowała, głównie za sprawą świetnej kreacji Bena Barnesa. Choć grzechem by było nie wspomnieć Colina Firtha grającego Lorda Henry’ego Wottona, który spowodował, że już zawsze lorda Wottona będę wyobrażać sobie z twarzą Colina i jego cudownym akcentem. Tak oto tych dwóch panów sprawiło, że chciałam poznać też książkową historię pięknego młodzieńca.
Oczywiście musiałam sięgnąć po książkę. Pierwszym, co przykuło moją uwagę, był niezwykły styl Wilde’a i autentycznie wciągające dialogi. Czytając tę książkę, miałam cały czas nieodparte wrażenie, jakbym siedziała na widowni jakiegoś wielkiego, starego teatru i oglądała spektakl trzech kręcących się wokół siebie i silnie na siebie oddziałujących postaci: lorda Henry’ego Wottona, malarza Basila Hallwarda i młodzieńca Doriana Graya. Prowadzą oni ze sobą fascynującą dyskusję na temat sztuki i jej znaczenia, młodości, moralności, ale też istoty dobra i zła w otaczającym ich świecie. A jest tym ciekawiej, że rozmówcy są od siebie skrajnie różni.
Poznajemy Doriana Graya jako nieśmiałego, skromnego młodzieńca (aczkolwiek bardzo pięknego), który spotyka na drodze życiowej (na swoje nieszczęście) wyjątkowo cynicznego Lorda Henry’ego Wottona. Mężczyzna ów, często w zrozumiały tylko dla siebie sposób, potrafi w rzeczy niemoralnej, haniebnej, a nawet brutalnej znaleźć usprawiedliwienie, sens lub piękno. Jak Wotton mówi sam o sobie:
— Tak, Dorianie, zawsze będę ci drogi. Ucieleśniam dla ciebie wszystkie grzechy, których nigdy nie miałeś odwagi popełnić.
Po drugiej stronie „barykady” mamy natomiast Basila Hallwarda – zamkniętego w sobie introwertycznego malarza o sporym talencie, który widzi w Dorianie nie tylko cielesny obiekt inspiracji, ale przede wszystkim dobro, o czym świadczy choćby jeden z cytatów z pierwszych stron:
— Dorian Gray to mój najdroższy przyjaciel — powiedział. — Ma naturę prostą i piękną. Twoja ciotka miała rację, tak go opisując. Nie staraj się go zepsuć. Możesz mieć na niego zły wpływ. Świat jest szeroki, nie odbieraj mi więc tej jednej osoby, której moja sztuka zawdzięcza czar, jeśli istotnie ma jakiś.
Taka konstrukcja przywodzi na myśl znany motyw: na ramionach grzesznika siedzi diabeł i anioł, próbując swoimi podszeptywaniami wskazać mu drogę.
Dodatkowo zawarte w powieści silne podteksty homoerotyczne cały czas pozostawiają wrażenie jakby ten spektakl, który czytelnik ogląda na kartach, był niczym grecki, tragiczny trójkąt miłosny. Cóż, podejrzewam, że było to efektem iście zamierzonym przez autora, ponieważ książka jest jakoby duchową biografią/spowiedzią samego Oscara Wilde’a, który powiedział kiedyś, że on sam ma w sobie coś i z Basila Hallwarda, i z Lorda Henry’ego Wottona, i z Doriana Graya. Powieść to w sumie manifest samego autora, który przede wszystkim ma na celu przedstawienie bliskiego jemu sercu postulatu estetyzmu. „Sztuka dla sztuki”.
Ale oczywiście przewodnim motywem jest wędrówka bohatera, który za sprawą „przyjacielskich” podszeptów zostaje wprowadzony w arkana żądzy, pychy i hedonizmu, co powoli prowadzi go do otchłani zepsucia, zdeprawowania, a w końcu do własnej zguby. I to właśnie ten motyw – sprzężony z subtelnym wątkiem nadnaturalnym, reprezentowanym przez schowany za zasłoną, coraz bardziej ohydny portret głównego bohatera – czyni tę powieść gotycką swego rodzaju XIX-wieczną wersją tak popularnego obecnie realizmu magicznego.
Książka na pewno jest warta przeczytania, głównie za sprawą świetnych, często kontrowersyjnych dialogów. Choć oczywiście kunszt Wilde’a przejawia się nie tylko w dialogach. Same opisy scenerii są tak mistrzowskie, że bez problemu pozwalają się wczuć w klimat XIX-wiecznych salonów. Miałam natomiast problem z niektórymi monologami lorda Wottona – były tak zawiłe, że aż niezrozumiałe. Ale największą słabością książki jest rozdział dziewiąty, moim zdaniem zupełnie zbędny. To monotonny, ciągnący się w nieskończoność opis występków różnych grzeszników na przestrzeni stuleci, pochodzący z książki, którą Lord Wotton pożyczył Dorianowi Grayowi. Ten rozdział skutecznie mnie zniechęcił do czytania na kilka dni.
Pomimo kilku zgrzytów (jak chociażby wymieniony rozdział dziewiąty) i faktu, że od czasów Wilde’a podróż bohatera ku ciemności przerobiliśmy w wielu innych tytułach, uważam, że książka jest wciąż warta uwagi. O czym świadczy chociażby to, że od momentu wydania (nie licząc całej początkowej afery) popularność „Portretu Doriana Graya” nie słabnie. Warto powieść przeczytać, choćby po to, by rozkoszować się stylem Oscara Wilde’a, dzięki któremu naprawdę poczujemy się jak w XIX wieku.
Portret Doriana Graya
-
Ocena Amelié - 8.5/10
8.5/10
Dorian Grey kojarzy mi się przede wszystkim z Ligą Niezwykłych Dżentelmenów 🙂
Kurcze w sumie faktycznie, Ligę oglądałam chyba nawet prze Dorianem Grayem z Barensem i Firthem, ale chyba tam nie zrobił na mnie aż takiego wrażenia, bo kompletnie o tym zapomniałam 😀
To pewnie dlatego, że w genialnym komiksie Alana Moore’a Dorian Grey się nie pojawia. To pomysł scenarzystów.
Droga Amelie, po raz wtóry w Twojej recenzji nie znajduję niczego, z czym mógłbym się nie zgodzić, jednak nie ma w niej również niczego, czego nie zauważyłbym wcześniej. I cóż można w takiej sytuacji począć? 🙂
Kurczę, no to mamy chyba impas : ) Zależy co byś chciał znaleźć w mojej recenzji? Może uda mi się to wziąć pod uwagę przy kolejnej pracy.
Wiesz jeżeli chodzi o „Portret …” to jest to raczej książka tak przewałkowana, przeanalizowana, że doprawdy ciężko by było znaleźć w niej coś, czego jeszcze nikt nie odkrył 🙂
Poza tym ja naprawdę zdaję sobie z sprawę, że tutaj 90% recenzji to bardziej analizo-recenzje, ale ja właśnie chciałam bardziej postawić na „klasyczną” recenzję, która zdaniem np. pana Atosa jest cytuję „płytka”, bo nie zawiera wnikliwej analizy tekstu.
W tekście mogłyby się pojawić jakieś kontrowersyjne lub mniej tezy, jak np. analiza poziomu destrukcyjności każdej z trzech rodzajów miłości przedstawionej w powieści (hedonizm, narcyzm i miłość do innego człowieka) albo zaskakujące zakończenie w kontekście do pochwały hedonizmu, które być może stanowi metaforę wyrzutów sumienia autora (w tekście pada „spowiedź”, jednak na tym słowie zagadnienie się kończy) lub też odniesienie do gender. Coś własnego, jednak nie w wymiarze faktografii – niewiele interesuje mnie, na rogu jakich ulic znajduje się księgarnia oferujące takie piękne książki – a na płaszczyźnie filozoficznej. 😛
Jednak się nie zgadzam na porównanie Henrego i Bazylego do podszeptów diabła i anioła: obydwaj byli diabłami, nawet Bazylego uznałbym bardziej odpowiedzialnym za upadek Doriana.
Ok, fishka podjąłeś naprawdę ciekawe zagadnienia, o których muszę przyznać, że właściwie sama nawet nie pomyślałam, faktycznie, można by o tym napisać, GDYBYM pisała esej, wnikliwą analizę, rozkładała powieść na czynniki pierwsze itd, ALE napisze po raz kolejny i być może Ciebie (i na pewno nie tylko Ciebie ) rozczaruję, ale ja pisze klasyczne recenzje, bez całej analitycznej otoczki, wchodzenia w warstwy, rozmieniania się na drobne. Wiem, że czytelnicy FSGK przywykli do wnikliwości wszelkich tekstów,z tym, że hola hola wybaczcie, nie dam sobie narzucać co i w jaki sposób mam pisać. Podobnie było z Lai każdy chciał jej narzucić, co ma pisać, jak ma pisać itd, mało tego ciągły hejt pod jej artykułami i proszę bardzo, Lai pożegnała się z FSGK, bo najzwyczajniej w świecie miała dość. Nie mówię absolutnie, że Ty do tego doprowadziłeś, dążę do tego, że sytuacja znów chyba zaczyna się powtarzać.
Uwierz, że nie omieszkam wziąć Twoich słów pod uwagę, jeżeli w najbliższej bądź dalszej przyszłości, trafię na książkę o której postanowię napisać, bardzo wnikliwy esej, to masz jak w banku, że go napisze i będzie na tyle analityczny i sięgający różnych warstw na ile mnie tylko będzie stać. Na ten moment fishka, możesz liczyć z mojej strony na czyste recenzje (czyli moje czyste, subiektywne zdanie na temat danego utworu). Chciałabym też zaznaczyć, że gdyby naczelny (Dael) uznał teksty za: złe, denne, nudne, niewartościowe itd itp, to najzwyczajniej w świecie by nie trafiły na stronę.
A teraz kończąc wywód (naprawdę fishka to nie jest atak, więc tego tak nie traktuj, to raczej próba wyjaśnienia jakiego rodzaju artykułów możesz się spodziewać z mojej strony) to chciałabym przejść do rzeczy, którą mnie strasznie zainteresowałeś.
Dlaczego Basil Twoim zdaniem jest gorszy od Wottona? Znaczy wiadomo, zachwycał się Dorianem pod niebiosa, nazywał go adonisem, ale to Wotton zaszczepił w Grayu próżność. Chyba, że ja coś przeoczyłam 😀
Trzymaj się Amelie i nie daj się 🙂