Rozpoczynając nowy cykl tekstów, jesteśmy trochę jak Bilbo Baggins, który stojąc w drzwiach swojej norki w Hobbitonie na moment przed postawieniem pierwszego kroku kolejnej wędrówki przypomniał sobie słowa starej piosenki podróżnej:
A droga wiedzie w przód i w przód,
Choć się zaczęła tuż za progiem –
I w dal przede mną mknie na wschód,
A ja wciąż za nią – tak jak mogę…
Skorymi stopy za nią w ślad –
Aż w szerszą się rozpłynie drogę,
Gdzie strumień licznych dróg już wpadł…
A potem dokąd? – rzec nie mogę.
—J.R.R. Tolkien, The Road Goes Ever On, przeł. Włodimierz Lewik—
Chciałbym, żeby „Tolkienowska Pieśń Lodu i Ognia” była właśnie podróżą przez dwa fikcyjne światy – Śródziemie (a w zasadzie Ardę) z legendarium J.R.R. Tolkiena oraz Westeros, Essos i pozostałe krainy opisane przez George’a R.R. Martina. Szczególną uwagę zwrócimy na te punkty, w których ich ścieżki się spotykają, czasem by biec dalej już razem, a kiedy indziej jedynie się krzyżują, by rozejść się w zupełnie odmienne strony. Podobnie jak Bilbo, nie potrafię do końca powiedzieć, dokąd zawiodą nas te wędrówki. Oczywiście, wiem jakim tematom poświęcone zostaną początkowe odcinki tej serii, oparte na esejach, które istnieją już od jakiegoś czasu, jednak sam nie potrafię powiedzieć, gdzie dokładnie zaprowadzą nas niektóre tropy, którymi podążymy później.
Początek jest najwłaściwszym czasem na wyjaśnienia, pozwolę sobie zatem powiedzieć co nieco na temat historii powstania niniejszego cyklu, kryjących się za nim pomysłów, a także tematów, jakie zostaną w nim poruszone.
***
Bluetigera wspominki
Nie potrafię sobie przypomnieć, kiedy dokładnie sięgnąłem po dzieła Tolkiena, jednak gdy już to nastąpiło, legendarium w zasadzie natychmiast stało się moją pasją. Wydaje mi się, że miałem wówczas 11 lat – nie sądzę, żebym był młodszy, choć nie mogę też tego wykluczyć. Wyraźnie pamiętam za to, że w grudniu tego roku, gdy skończyłem 12 lat, w ostatni dzień przed przerwą bożonarodzeniową (według niektórych miał to być ostatni dzień nie tylko zajęć szkolnych) po wigilii klasowej zdążyłem jeszcze wypożyczyć z biblioteki „Dzieci Húrina”, więc musiałem już być zapaleńcem.
Gdy o tym myślę, najdziwniejsze wydaje mi się to, że najwyraźniej czytałem główne – a przynajmniej najszerzej znane – dzieła J.R.R. Tolkiena w raczej nietypowej kolejności. Najpierw sięgnąłem po „Silmarillion”, który dostałem kiedyś od rodziców w Wigilię. Sądzę, że nie zdawali sobie do końca sprawy z tego, o czym opowiada ta książka (zabójstwa krewnych, rzezie, okaleczenia, kazirodztwo, samobójstwa, zdrady, morderstwa itd.), ale tak czy inaczej, na zawsze pozostanę im za to wdzięczny.
Spoglądając wstecz, widzę, że rozumiałem wtedy z tej opowieści znacznie mniej niż mi się wtedy wydawało… A jednak, pokochałem – nie waham się użyć tego słowa – wszystkie krainy Ardy, które tak żywo malował przede mną autor: błogi Valinor, targane wojnami Noldorów, Sindarów i Edainów z pierwszym Mrocznym Władcą rozległe ziemie Beleriandu, wreszcie Númenor i tę część Śródziemia, w której rozgrywają się najważniejsze wydarzenia Trzeciej Ery. Nie wiem dlaczego, ani w jaki sposób to się stało.
Być może jakieś znaczenia ma tutaj okoliczność, że nieco wcześniej od Narnii C.S. Lewisa przeszedłem do mitów Greków i Rzymian, czytając bardzo wiele na ten temat i biorąc nawet udział w kilku międzyszkolnych konkursach na ten temat. Kto wie, może dotarcie do Śródziemia przez Olimp i Troję było po prostu naturalnym biegiem wydarzeń, a może zadziało się tu coś innego. Tak czy inaczej, w ten sposób zacząłem zagłębiać się we wspaniałe legendarium, owoc mitopoetycznych trudów Tolkiena („mythopoeia”, czyli „tworzenie mitów” to termin spopularyzowany przez pisarza, podobnie jak stworzony przez niego wyraz „glossopoeia” oznacza „tworzenie jezyków”).
Potem przyszedł czas na „Władcę Pierścieni” (którego za pierwszym razem pochłonąłem – jak należy do chyba nazwać – w ciągu dwóch dni, podczas ferii zimowych), „Hobbita”, „Niedokończone opowieści”, „Opowieści z Niebezpiecznego Królestwa”, i tak wiele innych utworów.
Gdy byłem starszy, zacząłem interesować się również „kulisami”, procesem powstawania tych dzieł, a także życiem i naukowymi dokonaniami Tolkiena. W ten sposób odkryłem mitologię nordycką, fascynujące dzieje anglosaskich królestw i inne liczne źródła, z których czerpał pisarz. Im bardziej zagłębiałem się w te tematy, tym bardziej rósł mój podziw dla człowieka, którego uznaję za jednego z najwybitniejszych autorów XXI wieku, a być może również w całej historii literatury. Ten etap trwa nadal, choć oczywiście od czasu do czasu wracam do samych tekstów, odkąd stało się do dla mnie możliwe, również – a ostatnio przede wszystkim – w oryginale.
W ciągu kilku lat po odkryciu Śródziemia, sądziłem, że już nigdy żaden fikcyjny – lub, jak powiedziałby Tolkien, wtórny – świat nie zdoła wciągnąć mnie w takim stopniu. W porównaniu z tak mistrzowską kreacją uniwersum przez jednego z największych wirtuozów fantastyki, każda inna powieść w tym gatunku wydawała się uboga. Nie chcę zanudzić Czytelniczki lub Czytelnika kolejną historią z mojego życia, więc po prostu wiem krótko, że znalazłem jednak taki cykl powieści, którym pasjonuję się dziś w równym stopniu jak legendarium Ardy. Dla tych z Was, którzy czytali moje poprzednie teksty, nie będzie chyba zaskoczeniem, że tą serią jest „Pieśń Lodu i Ognia” George’a R.R. Martina. W ten sposób ponad pięć lat temu dołączyłem do fanów czekających na „Wichry zimy”.
***
Tolkienowska Pieśń Lodu i Ognia:
„Tolkienowska Pieśń Lodu i Ognia” (TPLIO) jest, jak sądzę, po prostu konsekwencją tych dwóch zainteresowań. Na początku po prostu od czasu do czasu dzieliłem się zauważonymi powiązaniami pomiędzy utworami Martina i Tolkiena na jednym z forów, jednak później zdecydowałem się napisać dłuższą serię tekstów na ten temat. Pewnym impulsem była tutaj przykra rzecz, którą zaobserwowałem czytając komentarze i wpisy na różnych portalach. Niestety, pewna część fanów Martina wypowiada się na temat Tolkiena w bardzo nieprzychylny sposób, i z żalem muszę przyznać, że miałem okazję przeczytać również jak osoby określające się jako miłośnicy tego drugiego pisarza odnoszą się do twórczości autora PLIO w podobnie prymitywnym tonie. Jako ktoś uwielbiający oba światy, Śródziemie i Westeros, ze szczególną przykrością patrzyłem, jak niektórzy starają się postawić George’a R.R. Martina w opozycji do J.R.R. Tolkiena, przedstawiając ich jako wrogów. Chciałem, by moje eseje pokazały, jak wielkim absurdem są takie przekonania.
Seria powstała pierwotnie w języki angielskim. Do cyklu noszącego tytuł „The Tolkienic Song of Ice and Fire” należą dwa obszerne teksty (Episode I oraz Episode II), w których zajmuję się tym problemem w szerokim ujęciu, a także kilka odcinków w których skupiam się na jakimś konkretnym temacie (np. „Sansa & Lúthien”, „Minas Tirith and the Hightower”, „Argonath and the Titan of Braavos”, „The Return of the Queen” czy „Eärendil, Bearer of Light”). Zająłem się najpierw kwestią tego jakie jest „podejście GRRM-a do Tolkiena”, czyli co tak właściwie autor „Pieśni Lodu i Ognia” sądzi na temat twórczości swojego wielkiego poprzednika, by przejść później do omówienia poszczególnych odniesień i aluzji do mitów Śródziemia, które znalazły się w opowieściach o Westeros, a także rozważań na temat wpływu, jaki dzieła Tolkiena wywarły na Martina. Przynajmniej kilka początkowych artykułów polskojęzycznej „TPLIO” oprę w wysokim stopniu na wspomnianych tekstach, więc zachowana zostanie właśnie taka kolejność.
Nie wiem jak często będą się pojawiały odcinki tego cyklu, ale podejrzewam, że na początku będzie to miało miejsce często, jednak później, by uniknąć przesycenia i znużenia, będę przeplatał „Tolkieny” innymi tekstami, na przykład wpisami należącymi do serii „Taniec z Mitami”. Sama „Tolkienowska Pieśń Lodu i Ognia” nie będzie różnorodna. Niektóre odcinki będą „samodzielne” i skupimy się w nich na jednym konkretnym zagadnieniu, tak jak to miało miejsce w przypadku rozważań na temat powiązań pomiędzy Zimnorękim a Tomem Bombadilem, które ukazały się na FSGK w lipcu tego roku (w zasadzie można by retroaktywnie włączyć ten tekst do niniejszej serii). Z kolei innym razem kilka kolejnych tekstów będzie tworzyło „cykl w cyklu”, opowiadając o tym samym obszernym temacie. Z całą pewnością chciałbym uniknąć sytuacji, w której późniejsze odcinki są niezrozumiałe, jeśli nie czytało się wszystkich poprzednich.
***
GRRM a JRRT
Gdy zastanawiam się nad przyczyną niechęci, którą niektórzy z miłośników Tolkiena czują w stosunku do twórczości i osoby George’a R.R. Martina, dochodzę do wniosku, że może to wynikać z pewnych wysoce niefortunnych sformułowań, którymi część krytyków, a także fanów, określiła młodszego z tych autorów. Mam tu na myśli stwierdzenia w stylu „Amerykański Tolkien”, a także kuriozalne „umarł Tolkien, niech żyje George R.R. Martin”, które pojawia się w jednej z recenzji. Jeśli czyjaś znajomość dorobku Martina ogranicza się to kilku takich frazesów, nie trudno zrozumieć, dlaczego – jeśli jest głęboko oddany twórcy Śródziemia – może uznać, że współczesny pisarz jest po prostu zuchwały uzurpując sobie miejsce tuż obok profesora Tolkiena w panteonie sław literatury fantastycznej, a może nawet tuż obok. Cóż innego można poczuć, gdy przeczyta się, że „Pieśń Lodu i Ognia” jest bez wątpienia znacznie lepsza niż „Władca Pierścieni”, sądząc, że takie właśnie jest zdanie autora tej pierwszej?
Jeśli jednak przyjrzymy się bliżej temu, co na temat poprzednika mówi sam Martin, natychmiast zrozumiemy, jak wielkim szacunkiem go darzy. Niestety, krzykliwe hasła z okładek i tytuły goniących za sensacją artykułów docierają do większej liczby odbiorców niż spokojny, rzeczowy wywiad z samym głównym zainteresowanym.
W pierwszym odcinki „TolkienowskiejPLIO” skupimy naszą uwagę właśnie na tej kwestii, na tym co na temat wybitnego autora i jego dzieł powiedział sam GRRM, a także spróbujemy się zastanowić na czym polega jego podejście do Tolkiena.
Sądzę, że każdy pisarz zajmujący się fantasy musi w jakiś sposób zmierzyć się z postacią twórcy Śródziemia. Niektórzy mogą się z nim nie zgodzić, odrzucając to co wprowadził, i udając się w zupełnie inną stronę, podczas gdy inni będą starali się na miarę swoich możliwości płynąć dalej tym nurtem, którego źródłem są dzieła Tolkiena. Jednak z całą pewnością nikt nie może przejść obok niego obojętnie.
Spójrzmy zatem na kilka cytatów, w których George R.R. Martin opowiada co zaszło w jego przypadku:
Z wywiadu dla „TIME”:
Gdy czytam powieści fantasy innych autorów, w szczególności Tolkiena i niektórych z tych, którzy poszli w jego ślady, z tyłu głowy zawsze chodzi pojawia mi się chęć by odpowiedzieć im: „To jest dobre, ale jak zrobiłbym to inaczej”, albo „Nie, myślę, że tu popełniłeś błąd”.
Nie krytykuję tu szczególnie Tolkiena – nie chcę być przedstawianym jako ten, który ostro rozprawia się z Tolkienem. Ludzie zawsze próbują postawić sprawę jako „ja kontra Tolkien”, i zawsze bardzo mnie to denerwuje, ponieważ ubóstwiam Tolkiena, to on jest ojcem współczesnej fantasy, a mój świat nigdy by nie powstał, gdyby on nie przyszedł przede mną! To powiedziawszy, nie jestem Tolkienem, i robię pewne rzeczy inaczej, niż on by to zrobił, choć jestem zdania, że „Władca Pierścieni” to jedna z największych książek XX wieku. Ale ma miejsce ten dialog pomiędzy mną a Tolkienem, a także niektórymi z tych, którzy przyszli po nim, i ten dialog cały czas trwa.
Właśnie ten literacki dialog pomiędzy dwoma pisarzami jest tutaj najważniejszy. Bez wątpienia, jest wiele spraw, na które Martin patrzy inaczej niż Tolkien. To naturalne, że nie zgadza się z nim we wszystkim, co przecież nie oznacza, że nie może kochać Śródziemia tak bardzo, jak ktoś, komu poglądom bliżej do tych, które wyznawał Tolkien.
Doskonale widać to na przykładzie tej wypowiedzi dla magazynu „The Rolling Stone”:
Rządzenie jest trudne. Być może taka była moja odpowiedź dla Tolkiena, z którym, choć bardzo go podziwiam, czasem się sprzeczam. „Władca Pierścieni” ma bardzo średniowieczną filozofię: jeśli król był dobrym człowiekiem, cały kraj kwitnął. A gdy spojrzymy na prawdziwą historię, nie jest to takie proste. (…)
Są tacy ludzie, którzy czytając chcą uwierzyć w świat, gdzie bohaterowie wygrywają, a złoczyńcy ponoszą klęskę, a potem wszyscy żyją długo i szczęśliwie. Nie taką fikcję piszę. Tolkien też taki nie był. Porządki w Shire tego dowiodły. Smutek Froda – to było słodko-gorzkie zakończenie, które działało na mnie silniej niż zakończenie „Gwiezdnych wojen”, gdzie wesołe Ewoki skaczą tu i tam, a duchy zmarłych pojawiają się i radośnie machają [śmiech]. (…)
Od lat siedemdziesiątych naśladowcy Tolkiena zadeptali to co on stworzył, bez oryginalności i ani odrobiny tego głębokiego, nieprzemijającego umiłowanie mitu i historii, którą cechował się Tolkien.
Z żalem muszę przyznać, że do szerszej publiczności dotarło kilka zdań z tego wywiadu, które wyjęte z kontekstu dla kogoś, kto nie wie co tak naprawdę GRRM sądzi o Tolkienie i nie zdaj sobie sprawy z tego jak wielkim szacunkiem i podziwem darzy on poprzednika, mogą wyglądać jak atak na Profesora i jego twórczość:
Tolkien może powiedzieć, że Aragorn zostaje królem i panuje przez sto lat, i że był mądry i dobry. Ale Tolkien nie zadaje pytania: jaka była polityka podatkowa Aragorna? Czy utrzymywał stałą armię? Co robił w czasach powodzi i głodu? A co się stało z tymi wszystkimi orkami? Na końcu wojny Sauron znika, ale orkowie nie – zostają w górach. Czy Aragorn prowadził politykę systematycznego ludobójstwa i wszystkich ich wymordował? Nawet małych orków-dzieci, w ich orkowych kołyskach?
Warto również zauważyć, że choć wielu uznaje George’a R.R. Martina za pisarza, któremu nie podoba się wiele stałych motywów typowych dla fantastyki, więc celowo wywraca dawne wzorce do góry nogami, autor PLIO krytykuje nie tyle wszystkie te mity i archetypiczne postaci, a raczej tych twórców, którzy nie potrafią ich wykorzystać w kreatywny sposób:
Bardzo podziwiam Tolkiena. Jego książki wywarły na mnie ogromny wpływ. A motyw, który stworzył – Mrocznego Władcy i jego Złych Pomagierów – w rękach mniej uzdolnionych pisarzy w ciągu lat i dekad nie służył gatunkowi dobrze. Używano go aż do znudzenia.
Walka pomiędzy dobrem i złem to wspaniały temat dla jakiejkolwiek książki, a w szczególności powieści fantasy, ale myślę, że walka pomiędzy dobrem i złem toczy się przede wszystkim w sercu każdego człowieka z osobna, a nie tam, gdzie armia ludzi ubranych na biało staje przeciwko armii ludzi ubranych na czarno. Gdy patrzę na świat, widzę, że większość ludzi z krwi i kości jest szara.
I podobnie:
Uwielbiam Tolkiena. Czytałem jego książki gdy byłem w gimnazjum, i głęboko się one na mnie odcisnęły. To on jest ojcem całej współczesnej fantasy. Wszyscy tworzymy w cieniu tej wielkiej góry jaką jest „Władca Pierścieni”. To powiedziawszy, Tolkien zrobił pewne rzeczy w inny sposób niż ja bym się za to zabrał. A w rękach imitatorów Tolkiena, te własnie rzeczy zamieniły się w klisze, które moim zdaniem w końcu zaszkodziły gatunkowi, sprawiając, że niektórzy uznali że jest on – no wiecie – rozrywką dla dzieci lub wyjątkowo tępych dorosłych.
Kolejnym istotnym tematem jest to, w jakim stopniu GRRM zna twórczość Tolkiena. Będzie to miało szczególnie znaczenie w tych odcinkach, w których zajmiemy się omawianiem poszczególnych nawiązań do mitologii Śródziemia w „Pieśni Lodu i Ognia” oraz innych opowieściach osadzonych w Westeros. Jeśli okaże się, że nasz autor zna legendarium doskonale, możemy się spodziewać naprawdę głębokich odniesień, nie tylko do najbardziej rozpoznawalnych miejsc, postaci czy wydarzeń, lecz również do tych, które są znajome tylko dla najzagorzalszych fanów.
Moim zdaniem George R.R. Martin zalicza się do tej drugiej grupy – w jego utworach, a także w wywiadach, pojawiają się wzmianki o tych elementach Tolkienowskich mitów, których na pewno nie zna ktoś, kto przeczytał tylko „Hobbita” i „Władcę Pierścieni”, a już na pewno nie mówią nic komuś, kto zatrzymał się na filmach. Gdy ktoś tak jak GRRM wspomina na swoim blogu o opowiadaniu „Liść, dzieło Niggle” z „Niedokończonych opowieści”, możemy być pewni, że naprawdę pasjonuje się twórczością Tolkiena. Gdyby tak nie było, nie poprowadziłby również panelu dyskusyjnego poświęconemu filmowi „Tolkien” z 2019 roku, podczas którego rozmawiał z reżyserem i odtwórcami ról profesora i Edith Tolkien (z domu Bratt), jego żony. Nie zwróciłby również uwagi na książkę wybitnego znawcy legendarium i procesu jego powstawania, doktora Toma Shippeya, i nie napisałby jej krótkiej, lecz bardzo entuzjastycznej recenzji. Mam tu na myśli pozycję „J.R.R. Tolkien. Pisarz stulecia”, o której napisałem artykuł kilka miesięcy temu. Oto co Martin napisał na jej temat w 2002 roku:
J.R.R. TOLKIEN. PISARZ STULECIA. Shippey, jeden z najwybitniejszych znawców Tolkiena na świecie, elokwentnie i przekonywująco dowodzi, że JRRT to najbardziej znaczący autor XX wieku, obalając wiele krytycznych ocen wymierzonych we Władcę Pierścieni przez krytyków niechętnych dopuścić fantastę do panteonu. Ta bardzo interesująca książka sprawi, że spojrzycie z nowym uznaniem na głębię i kunszt tego, co osiągnął JRRT… a dokonane przez Shippeya porównanie Tolkiena i Joyce’a z pewnością wzbudzi ryk oburzenia wśród literati.
W jednym z niedawnych wywiadów GRRM zdradził coś, co podejrzewałem od dawna – czyta „Władcę Pierścieni” na nowo przynajmniej co kilka lat. Przyglądając się nawiązaniom do mitologii Śródziemia, jakie odnajdywałem na stronach PLIO oraz dzieł takich jak „Świat Lodu i Ognia”, doszedłem do wniosku, że Martin bez wątpienia regularnie odświeża sobie powieści Tolkiena. Jest to jak najbardziej zrozumiałe – w końcu nasz autor jest wielkim pasjonatem tych utworów, a w dodatku jak sam przyznaje, jego cykl jest literackim dialogiem z poprzednikiem. Gdyby GRRM od czasu do czasu nie sprawdzał, co na dany temat napisał Tolkien, taka rozmowa byłaby niemożliwa.
***
Odniesienia i aluzje
Uważam ponadto, że w niektórych przypadkach pewne elementy cyklu Martina stały się odniesieniami „retroaktywnie”. Co przez to rozumiem? Otóż, wyobraźmy sobie, że pisząc „Starcie królów” GRRM nadaje jakiemuś miejscu nazwę, która jedynie przez zbieg okoliczności jest podobna do jakiegoś toponimu w Śródziemiu, albo po prostu nieświadomie powtarza zasłyszane dawno temu określenie. Jednak jakiś czas, później – na przykład pomiędzy ukazaniem się „Starcia” i „Nawałnicy” – nasz autor sięga ponownie po „Władcę”, i w trakcie lektury natrafia na właśnie tę nazwę, zdając sobie nagle sprawę z tego, że przez przypadek stworzył coś, co można uznać za nawiązanie literackie. Postanawia zatem, że rzeczywiście uczyni to miejsce w Westeros odniesieniem do imiennika w Śródziemiu, i pracując nad kolejną książką, już celowo opisuje historię albo wygląd tego miejsca tak, by nie było wątpliwości, że miał na myśli pewien wycinek legendarium Tolkiena. Z braku lepszego określenia nazwałem kiedyś tego typu przypadki „retroactive references” (retroaktywne, działające wstecz odniesienia) w skrócie „ret-refs”. Tylko niektóre retrefy dotyczą dzieł Tolkiena, możliwości są tu praktycznie nieograniczone.
W kolejnych artykułach z niniejszego cyklu umówimy wiele nawiązań, gier słownych, żartów i aluzji, przede wszystkim tych, które od samego początku były przemyślane, ale również tych zaliczających się do typu omówionego powyżej.
Jeśli chodzi o rodzaje odniesień do dzieł Tolkiena, a także ich celu, sądzę, że i tu sprawa jest niezwykle zróżnicowana. Pewne nawiązania są jedynie zabawami językowymi, zapożyczeniami, żartobliwymi aluzjami, zaś ich rolą jest jedynie złożenie hołdu wybitnemu pisarzowi i ewentualnie rozbawienie tych czytelników i czytelniczek, którzy je zauważą. Inne mają, jak się wydaje, znacznie głębsze znaczenie. Są wśród nich takie, które stanowią niejako znaczniki wskazujące na fragmenty w których ma miejsce ten literacki dialog, o którym tak często wspomina GRRM. W niektórych z tych scen Martin pokazuje nam, że zgadza się z Tolkienem, podczas gdy gdzie indziej obecność nawiązania przyciąga uwagę osoby znającej mitologię Śródziemia ku takim słowom, w których amerykański pisarz nie zgadza się z czymś co powiedział Tolkien, albo wywraca na drugą stronę jakiś spopularyzowany przez niego motyw.
Jeszcze inną grupą są drobne, proste do zauważenia podobieństwa, które kierują nas ku głębszym paralelom, na przykład tematycznym lub symbolicznym, a niekiedy pokazują dokładnie, jakie aspekty Martinowskiego świata zainspirował Tolkien. Na przykład, scena w której Zimnoręki ratuje Sama Tarly’ego przed upiorami podpowiada nam, że Zimnoręki to odpowiedź na postać Toma Bombadila, która nie przypadła Martinowi do gustu – oczywiście, jeśli zauważymy, że we „Władcy Pierścieni” Bombadil wyrywa innego Sama, Samwise’a Gamgee, z rąk upiora kurhanu.
***
O czym porozmawiamy w kolejnych odcinkach?
Właśnie takimi sprawami będziemy się zajmować w „Tolkienowskiej Pieśni Lodu i Ognia”, a z powodu wspomnianej różnorodności nawiązań do mitologii Śródziemia, również odcinki tej serii będą się różniły pod względem stylu i stopnia szczegółowości. Czasem w jednym artykule przyjrzymy się wielu pojedynczym odniesieniom, na przykład zapożyczonym od Tolkiena imionom, a kiedy indziej poświęcimy cały tekst jednemu nawiązaniu, które okaże się naprawdę głębokie. Wspomniałem, że pojawią się również cykle w ramach cyklu, i wówczas w kilku kolejnych artykułach przeanalizujemy dokładnie jakąś szczególnie rozbudowaną sieć odniesień, dzięki czemu będziemy mogli dostrzec jakiś aspekt „Pieśni Lodu i Ognia”, który GRRM zaczerpnął od Tolkiena. Czasem dojdziemy w ten sposób do niezwykle ciekawych wniosków, które staną się podstawą teorii dotyczącej przebiegu wydarzeń w kolejnych tomach sagi.
Choć seria ma w tytule „PLIO”, być może pojawią się również odcinki, w których porozmawiamy wyłącznie o jakimś aspekcie świata stworzonego (a raczej, jak on sam by to określił, wtór-stworzonego) lub na temat którejś z książek tego autora. Zwrócimy również uwagę na takie literackie, mitologiczne lub historyczne źródła, z których czerpali i Tolkien, i Martin, gdyż niejednokrotnie okazuje się, że pisarze interesowali się tymi samymi sprawami (za przykład może tu posłużyć mitologia nordycka). Zobaczymy wówczas jak dwóch autorów o nieco odmiennym podejściu wykorzystało te same inspiracje. Najprawdopodobniej już wkrótce zaczniemy jeden z tych dłuższych cykli, o których wspominałem, jednak zanim to nastąpi, chciałbym poprosić Was o radę – o którym wymienionych poniżej tematów chcielibyście lub chciałybyście przeczytać w pierwszej kolejności?
- Czy PLIO to „fantasy w stylu tolkienowskim”? Do jakiego gatunku należy „Władca Pierścieni”?
- Shire i Rohan Tolkiena oraz Siedem Królestw Martina, czyli inspiracje Anglosaską Heptarchią
- Beowulf: Przekład i komentarz J.R.R. Tolkiena – artykuł o książce
- Beowulf, Craster i Beorn, czyli motyw niedźwiedziołaka
- Ælfwine & Gyldayne a Tolkien & Martin, czyli autorzy fantasy jako „odkrywcy” zagonionych opowieści
- Kalendarz Shire’u – porównanie z kalendarzem anglosaskim, inne kalendarze Śródziemia
Bluetiger
[yop_poll id=”185″]
Zapomniałem dodać jak długo potrwa ta ankieta, więc teraz wyjaśnię, że spojrzę na wyniki jutro (10 listopada 2019) o 14:00 (czasu miejscowego), i jeśli wszystko pójdzie dobrze, w kolejną sobotę pojawi się ten tekst, który wybiorą Czytelnicy i Czytelniczki.
Mam nadzieję, że prędzej czy później napiszę wszystkie teksty wymienione na powyższej liście, ale raczej ten, który zajmie drugie miejsce w głosowaniu nie pojawi się od razu za dwa tygodnie, bo być może zacznę wtedy jeden z tych dłuższych kilkuodcinkowych cyklów. No i oczywiście nadal będą się pojawiały kolejne części „Tańca z Mitami”, różne recenzje i tak dalej.
Myślę, że tej wielkiej serii powinien patronować ktoś inny niż Bilbo Baginns. W końcu on znał swój cel. Wiedział gdzie wiodą jego ścieżki.
Na szczęście w popkulturze jest inna, znana postać, która również bardzo dużo wędruje, a nie zna swego celu. Każdą napotkaną sytuację potrafi nagiąć do swoich potrzeb, pokonuje problemy z pomocą swojego sprytu i do swojej racji jest w stanie przekonać prawie każdego. Znakiem charakterystycznym jest piracki kapelusz, butelka rumu, chwiejny krok i dziwaczny tok rozumowania. Wy możecie zostać z Bilbem, nie obraże się. Jednak droga jest bardzo długa, a kuce mogą się zmęczyć.
Biorąc pod uwagę, że artykuły będzie pisać NiebieskiTygrys i będziemy podróżując przez meandry tych dwóch wspaniałych epopei, lepiej zostać z piratem niż ze złodziejem 😀
Cykl zapowiada się świetnie. Przeczytam każdy artykuł, lecz najbardziej czekam na porównanie oby kalendarzy.
Dziękuję. A co do zaproponowanego patrona – 😉
Szkoda, że była tylko jedna opcja do wyboru, postawiłem więc na Crastera, aczkolwiek tematy 1, 2 a szczególnie 5 wydają mi się równie interesujące. Zresztą mam nadzieję, że w dalszej przyszłości uda Ci się zrealizować wszystkie. Na cykl czekam z dużą niecierpliwością, tym bardziej że tekst o Zimnorękim i Bombadilu uważam za jeden z ciekawszych jakie przeczytalem o PLIO
Dziękuję! – i tak, plan jest taki, żeby każdy z wymienionych w ankiecie tekstów powstał. Pytanie tylko czy prędzej, czy później.
Zapowiada się fascynująco, widać że jesteś wielkim fanem obydwu autorów. Czekam z niecierpliwością.
A nie wolałbyś zacząć od recenzji samego Tolkiena?
Bo chyba tego na fsgk nie było. Cenię Tolkiena, ale nie bezkrytycznie i z chęcią bym się ze specjalistą pospierał o tego angola 🙂
W pełni popieram. Na stronie zdecydowanie brakuje recenzji zarówno książek, jak i ekranizacji LOTR.
Od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie napisanie recenzji trzech filmowych „Hobbitów”, i chętnie zabrałbym się też za pierwszą trylogię… tylko po prostu brakuje na to wszystko czasu. Po prostu recenzja filmu zajęłaby mi znacznie więcej czasu niż tekst o książce albo zwykły artykuł, po jednak trzeba to wszystko obejrzeć, poczytać o produkcji, sięgnąć po wywiady, w przypadku ekranizacji porównać z książką… A zrecenzowanie trzech albo sześciu filmów całkowicie przekracza moje możliwości. Ale mam nadzieję, że kiedyś uda się o tym napisać.
Raczej nie zacząć, ale w dalszej przyszłości chętnie bym się za to zabrał.
Nie na temat ale napiszę hi hi
Bo teraz przyszło mi to do głowy.
Wiele osób z Polski planuje dodać nasz pierwszy odcinek Wiedzmina wtedy gdy amerykański Wiedźmin będzie leciał.
Podoba mi się ten pomysł.
A może np jutro ktoś doda gdzieś na amerykańskich czy angielskich stronach coś co zatytuuje jako scenariusz pierwszego odcinka Wiedzmina a w rzeczywistości będzie to pierwszy rozdział książki? Może dzięki temu ci głupi albo nieznajacy się Amerykanie dowiedzą się że Wiedźmin nie jest na podstawie gry tylko na podstawie polskiej książki?
Szczerze, jak bym się na tym znała to sama bym to zrobiła ale ani nie zam dobrze angielskiego (wiem wstyd) ani nie znam zachodnich popularnych stron
Jak będzie post o Wiedzmibie to skopiuję ten komentarz
W pełni popieram. Na stronie brakuje mi recenzji zarówno książek, jak i ekranizacji LOTR.
Kurde. Za te Twoje eseje w języku obcym miałem się już zabrać dawno temu ale jakoś odwlekałem ale teraz skoro rozsiadasz się tutaj to będę je czytał wszystkie. Moje zamiłowanie również zaczęło się od Tolkiena ale „tego filmowego” – obejrzałem Drużynę, potem druga, trzecią część (tak kilka razy i to też już w podstawówce – czyli z 13 lat temu? [teraz mam już 24 na karku]) i potem książka – w trudach ale zmęczyłem i pokochałem, następnie Hobbit i inna szeroko pojęta fantastyka. Moja przygoda jak przygoda Bilbo zaczęła się w Shire i przez różne krainy prowadzi dalej. 😀
I tak jak czytam książki czy to fantasy czy s-f to te, tworzone teraz bardzo, bardzo mocno bazują na pomysłach, idach, rozwiązaniach stworzonych kiedyś. Dlatego coraz bardziej cenie sobie typowe klasyki gatunku. No ale dobra – nikt nie prosił mnie o biografię – czekam na tekst. I jak zawsze – wielki szacunek za to co robisz.
Dziękuję za te życzliwe słowa 😉
A co do opowieści o tym w jaki sposób Ty poznałeś twórczość Tolkiena – cóż, przynajmniej mnie interesują takie historie.
Jednym słowem – piszesz doktorat na FSGK… ☺ Będę kibicować. Tym bardziej, że dotarłam do PLiO podobną drogą – przez mity, Lewisa i Tolkiena.
Tolkien oczywiście świetnie zdawał sobie sprawę z „szarości” prawdziwych ludzi, myślę, że nawet lepiej niż Martin i my, żyjący w czasach pokoju. Ale uważał, że ludzie potrzebują opowieści, gdzie ich wewnętrzna walka dobra ze złem pokazana jest właśnie poprzez wyidealizowany świat. Martin pisze realistyczną 😊 prozę fantastyczną, odziera ze złudzeń, ale bohaterstwo i prawość nadal są u niego w cenie. Tyle że nie obiecuje wykazującym się nimi postaciom szczęścia ani długiego życia…
A propos XXI w. w akapicie „Gdy byłem starszy” (to literówka, wiem) – miejmy nadzieję, że ten pisarz jeszcze się nie urodził albo ma nie więcej niż 19 lat☺
Dziękuję!
Wydaje mi się, że – choć wydaje się to paradoksalne – pod względem, o którym piszesz Tolkien miał bardzo podobne poglądy jak Martin. U obu bohaterowie muszą „robić co do nich należy”, nawet jeśli nie spotka ich za to żadna nagroda, przynajmniej nie na tym świecie… muszę kiedyś napisać o tym szerzej.
Co do „XXI wieku”, to jest to oczywiście mój błąd, miałem na myśli XX wiek. 😉 Chociaż teoretycznie Tolkien „wydał” (pośmiertnie) kilka książek już w tym stuleciu – m.in. „Dzieci Húrina”, „Legendę o Sigurdzie i Gudrún”, „Upadek króla Artura”, „Beowulf: Przekład i komentarz”, „Opowieść o Kullervo”, „Balladę o Aotrou i Itroun”, „Berena i Lúthien” czy „Upadek Gondolinu”.
Zagłosowałem na Czy PLIO to “fantasy w stylu tolkienowskim”?
W powszechnej opinii bowiem – szczególnie wśród osób znających uniwersum Martina powierzchownie – jest on kimś, kto całkowicie wywraca do góry nogami wszelkie motywy i tropy, które wprowadził do fantasy Tolkien.
Panuje wręcz taki pogląd – czemu zresztą BlueTiger sam zaprzecza między innymi również i w powyższym tekście – iż Martin uprawia całkowitą dekonstrukcję fantasy jako gatunku, tudzież wręcz eposu rycerskiego, itp. – odrzucając wszelkie wartości, które tenże rzekomo miałby nieść.
Spotkałem się jednak kiedyś z takim ciekawym zdaniem. Mianowicie brzmiało ono mniej więcej w tym stylu, że tak naprawdę to „Martin jest rekonstruktorem, nie dekonstruktorem”.
Nie mogę znaleźć, gdzie i kiedy trafiłem na owo zdanie, przywołam więc pewne dwa odnalezione przeze mnie przy tej okazji cytaty, które z grubsza wypowiadają się w podobnym tonie:
Maska dark fantasy zostanie zdarta i ukaże się z pod niej twarz Tolkiena:
O ile początkowo „Pieśń Lodu i Ognia” traktowana była jako utwór zrywający z tradycjami Tolkiena, tak im dalej w las, tym bardziej widać, jak na wskroś tolkienowska się ona staje. Martin nie odcina się ojca gatunku, wręcz przeciwnie, zdaje się ponownie odkrywać to, o co Tolkienowi faktycznie chodziło i to odnawiać.
O ile więc w pierwszych tomach Pieśni Lodu i Ognia mamy do czynienia ze światem, gdzie magicznych zjawisk w zasadzie nie ma, a jeśli już, to tkwią one jedynie w baśniach, legendach i mitach (jednak jest to zupełnie złudne wrażenie, już prolog świadczy bowiem dobitnie o tym, że rzeczywistość jest inna), to im dalej, tym magia odgrywa większą rolę. Tak więc budzą się smoki, spotykamy Innych, olbrzymy, dzieci lasu, wargów, czarowników, kapłanów i tak dalej i tak dalej…
Mam silne wrażenie, że tym, co ukazuje się naszym oczom to przełom między dwoma erami: tolkienowską trzecią i czwartą. Czasem kiedy magia już gasła, ale jeszcze istniała i czasem, kiedy magia zgasła i odeszła z tego świata.
U Tolkiena jest to samo, tylko, że o ile u niego optyka pochodziła od istot magicznych (Hobbitów), tak teraz pokazana jest z oczu ludzi.
https://fanbojizycie.wordpress.com/2019/04/12/zakonczenie-ktore-rozczaruje-wszystkich/
Wielu, zwłaszcza ortodoksyjnych fantastów oczekuje książki bardzo mrocznej, makiawelicznej i jak już wspominałem: nihilistycznej. Tymczasem z tomu na tom widać, że George Martin jest znacznie bliżej tolkienowskiego ducha, niż to się z początku mogło wydawać.
https://fanbojizycie.wordpress.com/2016/07/15/odczepcie-sie-od-martina/
Zresztą – wszelkie dotychczasowe teksty samego BlueTigera – rozbierające mitologiczne nawiązania w PLiO na czynniki pierwsze – dostarczają mnóstwo przykładów dowodzących słuszności tego typu spostrzeżeń.
Nie ma więc sensu, żebym silił się na przykłady – było już w cyklach Tygrysa dużo, a pewnie będzie jeszcze więcej.
Podsumowując:
Esej zajmujący się szczegółowo tą kwestią w wykonaniu Blue byłby czymś wartościowym.
Bardzo dziękuję za podzielenie się tutaj tymi dwoma cytatami, autor rzeczywiście przedstawia ciekawe tezy. Gdybym miał tak na szybko do tego odnieść, powiedziałbym, że GRRM robi w PLIO coś podobnego jak Tolkien w „Hobbicie” i „Władcy” – próbuje jakoś dostosować stare zasady i wzorce do współczesnych czasów. Na przykład w „Hobbicie” Bilbo reprezentuje na początku wartości z epoki w której żył Tolkien, a krasnoludowie stare „heroiczne” kodeksy moralne. Cała powieść jest w zasadzie o tym, jak pogodzić te dwie sprzeczności (czy to naprawdę są sprzeczności?). Tom Shippey w „Pisarzu stulecia” nazywa Bilba „mostem nad przepaścią”, czyli osobą, która łączy te dwa światy i udowadnia, że oba mają do zaoferowania coś cennego. Z kolei we „Władcy” ważnym motywem jest pogodzenie dawnej heroicznej „północnej teorii odwagi” (czyli bohaterskiej walki do samego końca w obliczu przytłaczających przeciwności) z wiarą chrześcijańską. Tolkien najwyraźniej chce tutaj dokonać syntezy tych dwóch podejść i zaproponować współczesnemu sobie światu nową teorię odwagi, której symbolem są hobbici – niby zwyczajni ludzie, którzy nie robią nic szczególnego, a jednak ich wybory wywierają wielki wpływ na losy świata.
Zgodnie z zapowiedzią biorę pod uwagę wyniki z niedzieli 10 listopada 2019 roku, na godzinę 14:00.
W ankiecie wzięło udział 101 osób. Pytanie brzmiało: „O którym z tych tematów chciałbyś/chciałabyś przeczytać w pierwszej kolejności?”. Wyniki przedstawiają się następująco:
Temat 1: Czy PLIO to „fantasy w stylu tolkienowskim”? – 25 głosów, czyli 24,75% wszystkich oddanych głosów.
Temat 2: Shire i Rohan Tolkiena oraz Siedem Królestw Martina, czyli inspiracje Anglosaską Heptarchią (w ankiecie jako: Shire i Rohan oraz Siedem Królestw – inspiracje Anglosaską Heptarchią) – 39 głosów, czyli 38,61% wszystkich oddanych głosów
Temat 3: Beowulf: Przekład i komentarz J.R.R. Tolkiena (artykuł o książce) – 2 głosy, czyli 1,98% wszystkich oddanych głosów
Temat 4: Beowulf, Craster i Beorn, czyli motyw niedźwiedziołaka – 13 głosów, czyli 12,87% wszystkich oddanych głosów.
Temat 5: Ælfwine & Gyldayne a Tolkien & Martin, czyli autorzy fantasy jako “odkrywcy” zaginionych opowieści (w ankiecie jako: Ælfwine i Gyldayne, czyli autorzy fantasy jako „odkrywcy” zaginionych opowieści)* – 6 głosów, czyli 5,94% wszystkich oddanych głosów.
Temat 6: Kalendarz Shire’u – porównanie z kalendarzem anglosaskim, inne kalendarze Śródziemia (w ankiecie w skróconej formie: Kalendarze Śródziemia) – 16 głosów, czyli 15,84% wszystkich oddanych głosów.
* Tu przepraszam za drobny błąd, który niespodziewanie wkradł się do tytułu: chodzi tu oczywiście o „zaginione opowieści”.
Nie było głosów nieważnych. Niniejszym oznajmiam, że zwycięzcą został temat 2: Shire i Rohan Tolkiena oraz Siedem Królestw Martina, czyli inspiracje Anglosaską Heptarchią.
Sama seria zapowiada się świetnie. Gratuluję Ci, Niebieski Tygrysie, szerokiej wiedzy i intuicji literackiej.
Ale popełniasz dwa błędy – mały i duży. Mały: piszesz strasznie rozwlekle. Tekst można by skrócić spokojnie o 1/3 i nie tylko nic by nie stracił, a byłby jeszcze lepszy. Duży: piszesz o sobie, czytelnik może mieć momentami dosyć pasjonującej lektury o historii Twojej twórczości i skrolluje tekst w poszukiwaniu meritum 😉
Pomyśl o tym i pisz zwięźle jak GRRM.
Stylu Martina nie da się powtórzyć. Można co najwyżej umiejętnie kopiować.
Dzięki Ci dobry człowieku,bo chyba mnie odblokowałeś… głupio to brzmi ale…nie mogłam się przemóc aby zacząć czytać jeszcze raz od początku „Pieśń…”, czułam się tak jakbym zdradzała Tolkiena , którego wielbię od jakichś 22 lat , wrócę zatem do Westeros i przeczytam raz jeszcze,a w międzyczasie oczywiście Twoje artykuły,powiem nawet że nie mogę się ich doczekać 😊
Cóż może wstyd się przyznawać (w dodatku pod takim artykułem), ale od lat zwlekam z zabraniem się za Tolkiena i z ręką na sercu przyznaję, że nie przeczytałam, żadnej z jego książek. Niemniej czytam wszystkie Twoje artykuły Blue i na pewno będę śledzić cały cykl przyszłych artykułów (właściwie to już w tym momencie nadganiam). Może akurat po tym cyklu się przemogę i chętniej sięgnę po JRRT-niestety, ale na przestrzeni lat zostałam skutecznie do niego zrażona.
Odniosę się jeszcze do wypowiedzi dwóch poprzedników Brienne z Tarthu i Aval.
Zdecydowanie Brienne ma rację, śmiało możesz w przyszłości na studiach z tych artykułów stworzyć wspaniała pracę doktorancką, czego Ci ogromnie życzę i trzymam kciuki za sukces w dalszym rozwoju. Piszesz świetnie, rzeczowo analizujesz i potrafisz wciągnąć.
A co do wypowiedzi Aval (o czym zresztą sama już Ci pisałam wcześniej pod którymś artykułem) pisz nieco zwięźlej 😉
Słowem zakończenia-dobra robota, czekam na więcej i liczę, że ten cykl przekona mnie do JRRT 🙂
PS Rób korektę tekstu przed dodaniem, bo sporo literówek i innych błędów Ci się wkrada ostatnio 🙂 Ewentualnie zgłaszam się na ochotniczkę.
Bardzo dziekuję za miłe słowa!
„Zdecydowanie Brienne ma rację, śmiało możesz w przyszłości na studiach z tych artykułów stworzyć wspaniała pracę doktorancką, czego Ci ogromnie życzę i trzymam kciuki za sukces w dalszym rozwoju. Piszesz świetnie, rzeczowo analizujesz i potrafisz wciągnąć”
Wydaje mi się, że gdzieś czytałem, że jest taka zasada, że prace licencjacka, magisterska i doktorska nie mogą zawierać materiałów i „badań” publikowanych gdzie indziej… ale cóż, zawsze to co piszę tutaj o Tolkienie jakoś rozwija moją umiejętność pisania, i na pewno przygotowując te artykuły dowiaduję się wiele o sprawach pośrednio albo bezpośrednio związanych z moim kierunkiem. I jeszcze raz dziekuję za życzenia i słowa zachęty 🙂