26 stycznia 1972 w samolocie Jat Airways (serbskich, a wówczas jeszcze jugosławiańskich linii lotniczych), przelatującym nad terytorium Czechosłowacji, wybuchła bomba prawdopodobnie podłożona przez terrorystów z Chorwackiego Frontu Rewolucyjnego. Zginęło 22 pasażerów i 5 członków załogi. Z wyjątkiem jednej osoby. Stewardessa Vesna Vulović wypadła z rozerwanego samolotu i… przeżyła upadek z wysokości 10160 metrów, doznając dość poważnych, ale odwracalnych kontuzji kręgosłupa. Rok po katastrofie była już w pełni sprawna.
Vesna Vulović dzierży rekord, jeśli idzie o wysokość upadku przy zachowaniu życia. Ale nie jest jedyną osobą, która przeżyła upadek z wysokości większej niż 452 metry (uważane za wysokość, przy której człowiek osiąga prędkość graniczną – to znaczy siła oporu hamuje dalsze przyspieszanie). Jak do tej pory sztuka ta udała się 147 osobom. Jeśli więc planujecie skoki bez spadochronu, polecam Wam zapoznanie się z kilkoma wnioskami, jakie można wyciągnąć z ich przypadków.
Po pierwsze – bądźcie kobietami. Statystycznie rzecz biorąc, kobiety mają minimalnie większe szanse na przeżycie upadku z dużej wysokości. Podobnie jak w przypadku zdolności przetrwania niskich temperatur, kluczową rolę odgrywa tu tkanka tłuszczowa. Kobiety, nawet te aktywne fizycznie, mają średnio o 1/4 więcej tkanki tłuszczowej niż mężczyźni. To bardzo niewielka różnica, ale odgrywa ona rolę w statystyce.
Po drugie – jeśli już skaczecie, to lepiej skaczcie z wyższych wysokości. Paradoksalnie upadek z 2500 metrów daje wam większe szanse niż upadek z 500 metrów. W obu wypadkach osiągniecie tą samą prędkość graniczną, ale skacząc z wysokości 5 razy większej będziecie mieli przynajmniej czas na podjęcie jakichś działań.
Po trzecie – podejmijcie jakieś działania. A konkretnie – przyjmijcie pozycję, jaką możecie obserwować u spadochroniarzy, to znaczy rozczapierzcie wszystkie swoje kończyny i wygnijcie nieco swoje ciało, brzuchem ku dołowi. Co to da? Bardzo wiele. W ten sposób zmaksymalizujecie opór powietrza, sprawiając, że prędkość graniczna wyniesie ok. 195 km/h. Gdybyście nurkowali głową albo nogami w dół, prędkość graniczna wzrosłaby do 320 km/h.
Po czwarte – jeśli to możliwe, zwiększcie opór powietrza. Chociażby przy pomocy trzymanych w ręce przedmiotów. Wszystko, co stawia dodatkowy opór i „ciągnie” was w górę, będzie pomocne. To zawsze kilka dodatkowych km/h urwanych z prędkości granicznej.
Po piąte – skaczcie w zimie. Wtedy jest szansa, że wylądujecie w zaspie świeżego, puszystego śniegu. Tak zrobił sierżant Nicholas Alkemade, służący podczas II wojny światowej brytyjski strzelec, który wyskoczył – bez spadochronu – z zestrzelonego bombowca. Alkemade spadł z wysokości 5500 metrów, łamiąc po drodze gałąź drzewa sosny i lądując w ogromnej zaspie. Wbił się w biały puch głęboko, ale jedynym obrażeniem, jakiego doznał, była skręcona kostka. Głęboka zaspa jest wprawdzie optymalna, ale inne przypadki dowodzą, że już 50 cm pokrywy śnieżnej może oznaczać różnicę między życiem a śmiercią.
Po szóste – nawet skacząc w lecie nie zapominajcie o celowaniu. Trzeba chwytać się każdej metody, która pozwoli wytracić prędkość na dłuższym odcinku. Warto więc celować w drzewa, krzaki i gęstą roślinność. Albo chociaż miękką ziemię! W 2015 Emile Cilliers postanowił zamordować własną żonę – Victorię – uszkadzając jej spadochron. Kobieta wyskoczyła z wysokości 1200 metrów i… wylądowała na świeżo zaoranym polu. Odniosła poważne obrażenia, ale przeżyła ten upadek. Muszę was jednak ostrzec przed zdradliwą wodą – uderzenie w jej powierzchnię pod niewłaściwym kątem może być dużo gorsze od uderzenia w miękką ziemię czy śnieg. Eksperci zgadzają się, że w przypadku lądowania w wodzie trzeba zmienić pozycję i „poświęcić” nogi. Skacząc na nogi na pewno je połamiemy, ale uderzenie w taflę wody głową lub tułowiem to przy prędkości rzędu 200 km/h pewna śmierć.
Po siódme – jeśli wybraliśmy już cel lądowania (i nie jest nim woda), spróbujmy tuż przed uderzeniem wyciągnąć ręce i kończyny w dół, tak, aby siła uderzenia sprawiła, iż obrócimy się na bok. To zawsze kilka dżuli, które „pójdą bokiem”.
Ot i cała filozofia. Jeśli więc będziecie skakać bez spadochronu, pamiętajcie – 147 osobom się udało. Może poszczęści się również Wam.
Choć rachunek prawdopodobieństwa na to nie wskazuje.
Powodzenia!
Dzięki za wskazówki. Idę potrenować.
pamietam ze kiedys za dzieciaka mialem taka rozkmine, w jakiej pozycji najlepiej spadac. by miec wieksze szanse na przezycie xD oby wiecej takich poradnikow 😀
To jeszcze poproszę o fiszkę na temat podskakiwania w spadającej windzie 😉
czy wliczasz kojota do tych 147 osób?
Nie, bo on sam przeżył kilkaset takich skoków. Za bardzo podbiłby statystykę 🙂
Ja to bym się w 7 punktach raczej obsrał.
Obsranie jest wielce wskazanie. Zmniejszysz dzięki temu swoją masę, a jeśli upadniesz na tyłek, to zyskasz dodatkową amortyzację 😀
Niedawno czytałem na FB , że ta Wiesna Vulowicz została wymyślona , żeby uciszyć sprawę samej katastrofy (przypadkowego zestrzelenia samolotu pasażerskiego)…gdzie prawda?
O ile w realiach lat 80. ta hipoteza miała jakieś podłoże, o tyle z czasem zupełnie ono zanikło. Niedługo minie 50 lat od katastrofy i nie pojawił się żaden poważny dowód na poparcie tej wersji. No i jednym z głównych argumentów za „zestrzeleniem na niskim pułapie” jest twierdzenie, że żaden człowiek nie przeżyłby upadku z podobnej wysokości. A to oczywiście nieprawda. Przeżycie jest wysoce nieprawdopodobne, ale możliwe, czego dowodzą przypadki innych osób.