Wiecie czemu ten film momentami tak bardzo próbuje przypominać Kontakt? Bo wymyślił go facet, który znał Carla Sagana i brał udział przy realizacji filmu Zemeckisa. Spielberg zatrudnił młodszego Nolana do napisania scenariusza na podstawie pomysu Kipa Thorne'a, nad czym biedak męczył się 4 lata. Potem przyszedł starszy Nolan i wykorzystał z tego tylko pierwsze pół godziny (to, co się dzieje na Ziemi). Resztę dopisał sam, na pewno będąc w stanie nietrzeźwości, bo nikt w pełni sił nie byłby w stanie tak bardzo tego spieprzyć.
Pomijając całą masę innych kretynizmów, bardzo podobał mi się wirujący statek kosmiczny, w którym główna kapsuła z kabiną pilota znajduje się w osi i to tak, że ruch obrotowy powodowałby pchanie wszystkiego na sufit. Świetne były te klapki przy szybkozłączce do dokowania. Ich jedynym zadaniem było otwieranie, zamykanie i przeszkadzanie w dokowaniu, ale pewnie wyglądały ładniej niż porządny lejek, pomagający naprowadzić statek w odpowiednie miejsce. O takie coś jak w rzeczywistości w lądowniku Apollo:
![Obrazek](http://www.hq.nasa.gov/pao/History/SP-4205/images/c137.gif)
Albo co to niby miało być z tą stacją kosmiczną, budowaną przez Caine'a? Że niby ten okrągły gmach miał polecieć w kosmos i obracać się w celu wytworzenia sztucznego ciążenia? Przecież wtedy trzeba by było chodzić po ścianach, przy których ktoś zaprojektował filary. O_o Chyba że coś mnie ominęło.
Co do obsady misji, to Nolan popełnił identyczny błąd jak Ridley Scott w Prometeuszu. Jeśli wysyłasz w kosmos naukowców i poważną misję, to oni powinni się zachowywać jak poważni ludzie. Zrobienie dokładnie na odwrót jest dla mnie o tyle niezrozumiałe, że ten sam Scott zrobił genialną rzecz wiele lat temu w pierwszym Obcym - wsadził na statek kosmiczny cywilów. Mało tego, zbudował ten statek z rur, żelastwa, migających światełek i wytwornic pary, żeby wyglądał jak stary Wartburg i żeby pasowała do niego ekipa niezdyscyplinowanych kosmicznych tirowców. To samo Lucas zrobił w Gwiezdnych Wojnach z załogą Sokoła i to wygląda autentycznie. Niestety w filmie, który próbuje być poważny, nie można umieścić ekipy Armageddonu i udawać, że się kręci Apollo 13. Albo jedno, albo drugie.
O nielogicznościach w filmach o podróżach w czasie napisano pewnie niejedną pracę naukową, nie będę więc się pastwił nad sensem zakończenia, bo było po prostu bezdennie głupie, a pętla czasowa, którą widzimy w filmie nie ma sensu. W ogóle tok rozumowania scenarzysty musiał być naprawdę zawiły. No bo ktoś z przyszłości tworzy za Jowiszem robaczą dziurę, która prowadzi do innej galaktyki. Ludzie wysyłają tam 12 jednoosobowych misji w poszukiwaniu planet do zamieszkania. Prawdziwym celem nie jest jednak znalezienie planet do zamieszkania, tylko odkrycie praw rządzących grawitacją kwantową, do czego potrzebne jest zbadanie czarnej dziury, o czym jednak ludzie nie wiedzą. W ogóle z drugiej strony tunelu przesyłane są dane ale w zasadzie nie wiadomo jakie. Niby na ich podstawie można wnioskować, że planety nadają się do zamieszkania ale już nie informacji o wielkości czarnej dziury, wokół której krążą. Ani w ogóle jakiejkolwiek informacji o tych planetach. Nie ważne. No więc mamy sygnały z 3 obiecujących planet, więc wysyłamy drugą misję, żeby znalazła tych z pierwszej, a w razie czego zawiozła tam zarodki, których a) nie będzie miał kto urodzić, b) nie będzie miał kto wychować. Lecimy więc odwiedzić trzy planety ale mamy paliwa tylko na dwie, chyba że będziemy oszczędzać i rozpędzać się w polu grawitacyjnym czarnej dziury, to może starczy na trzy. Dwie planety okazują się stratą czasu, najlotniejszy umysł wszechświata okazuje się idiotą i mordercą nieudacznikiem, dokowanie do nieruchomego statku jest dużo trudniejsze, niż do wirującego, chyba że uprawiasz kukurydzę. Lecimy na trzecią ale żeby to zrobić trzeba wpaść do czarnej dziury, co tak naprawdę było celem całej wyprawy, chociaż ludzie z przyszłości musieli chyba wiedzieć, że przeszukiwanie planet nie ma sensu i można było od razu nakierować Coopera na zbadanie osobliwości albo wybrać taką dziurę, wokół której nie krążą trzy zdatne do życia planety. To wszystko się zupełnie nie trzyma kupy. Jak to się stało, że z dziury Cooper wypada przez tunel do Układu Słonecznego? Czemu stacja orbituje właśnie tam, gdzie jest zimno jak w Suwałkach i ciemno jak w Nowym Targu a do tego trzeba tam było z Ziemi przylecieć? Chyba, że stacja wisi gdzie indziej, a Coopera znaleziono przypadkiem na orbicie Saturna. Seems legit. O mierzeniu miłości metrówką w ogóle nie ma co wspominać, bo to było przegięcie pały na całej linii.
A tak w ogóle to tylko ja się bardzo szybko domyśliłem, że te wszystkie duchy, to ludzie z przyszłości? O_o Jak tylko pojawiła się czarna dziura i hasło o spowolnionym upływie czasu.