A wiecie, że można postawić taki niewielki blok, powiedzmy dwuklatkowy, z 6 mieszkaniami, w miejscu, gdzie miejscowy plan zagospodarowania przewiduje wyłącznie zabudowę jednorodzinną? Wystarczy wpisać w projekcie, że to dom jednorodzinny z 6 łazienkami, 6 piwnicami, 6 balkonami i 6 salonami z aneksem kuchennym. Kto bogatemu zabroni?
Albo jak wokół cmentarza jest strefa, gdzie nie wolno budować budynków mieszkalnych, to można wystąpić o pozwolenie na budowę garażu. Wiecie, takiego z salonem, kuchnią i paroma innymi drobiazgami. Zresztą takich dupereli nie trzeba przecież nanosić na projekt. Wystarczy bryła nazwana "garaż", a środek urządza się po oddaniu do użytkowania.
Oczywiście teoretycznie w takich sytuacjach nadzór budowlany powinien już po wybudowaniu takiego czegoś przyjść na kontrolę i stwierdzić nieprawidłowości, po czym nakazać rozbiórkę, albo doprowadzenie do stanu zakładanego, ale po co? Łatwiej jest jechać na byle jaką budowę od czasu do czasu i wlepić 200 zł mandatu za nieprawidłową wysokość liter na tablicy informacyjnej.
Co do samych planów zagospodarowania, to z jednej strony to jest kuriozum, że urzędnik ma ci ustalać, w którą stronę masz ustawić kalenicę i jaki kolor dachówki zastosować, a z drugiej strony i tak Polak musi kombinować jak z tymi maseczkami, chociaż nos wychylić, byle zrobić po swojemu. Bo próby regulowania wszystkiego kończą się jak zwykle. Wystarczy, że brakuje jednego słowa i już na przykład można dach pokryć blachą falistą, ale nie płaską. Dlaczego? Bo tak. Idea takich regulacji, czyli zachowanie ładu urbanistycznego, jest słuszna. Ale wykonanie typowo nadwiślańskie.
Turtles pisze:Mieszkalem na robotniczej Woli całe życie, chodziłem po przedwojennych robotniczych osiedlach gwarantuję, że są one lepiej pomyślane. Bo ktoś kto je projektował chciał, żeby sie ludziom tam dobrze mieszkało, a nie zeby upchnąć troche ponad max tego co ustawa przewiduje.
No niestety. Rachunek ekonomiczny jest taki, że przy aktualnych marżach deweloperów i cenach gruntów, osiedla i budynki zaprojektowane zgodnie ze sztuką pewnie kosztowałyby 20 000/m2, bo panowie biznesmeni muszą jeździć nową S-klasą. A niestety co by nie było na tym rynku, to i tak koś kupi. Jak nie Kowalski, to Wynajmex sp. z o.o. Nie wiem, jak wielka musiałaby być podaż, żeby klient mógł zacząć wybrzydzać. Aktualnie firmy deweloperskie budują tyle mieszkań, żeby nie musieć martwić się o ich sprzedaż. Myślicie, że nie dałoby się ich stawiać dwa albo trzy razy więcej? Oczywiście, że by się dało, ale po co? Jeszcze by ceny spadły. Niestety to jest patologia i dlatego coraz więcej ludzi buduje domy na wiochach.