Rzr - nie no hipokryzja jest wprost urocza. Nie zaprzeczam.
Theeck pisze:Więc będziesz miał Fejsa, z którego nikt nie będzie korzystał, a będzie on kosztował podatników niemało. Nawet zbanowani na Fejsie nie pójdą tam, bo zasięg będzie żaden.
Nom. to se mogą na albicle przejść. Państwowy fejsbuk to pomysł z góry skazany na porażkę i przy okazji daremny i zbedny. Spośród miliona powodów jest też taki, ze to już probował google stworzyć konkurencje i nawet im się nie udało (chyba ze policzymy kupienie i rozwój yt).
Raczej zastanawiam się, czy FB, twittera, yt, (i w pewnej mierze wyszukiwarka google) itp nalezy porównywać do rozgłośni radiowej, wydawcy książek czy raczej do elektrowni. Jaką odpowiedzialnośc ponosi i powinien ponosić właściciel platformy za rzeczy na niej publikowane? Jaką firma może narzucić sobie politykę doboru klientów? Czy mogą istnieć nielegalne klazule? Nawet jeżeli byłyby one legalne wedle prawa państwowego? Z jednej strony w aktualnej epoce internetu potrzebna jest szybsza reakcja niż powolne młyny sądu. Ale nawet w kwestiach legalnych. Czy firma może nie chcieć być kojarzona z pewnymi nawet legalnymi treściami? Czy google powinien móc odmówić indeksowania takim podmiotom, z którymi sie nie zgadza?
Fajnie jeżeli to jest Konfederacja i inna szuria tego typu, ale jeżeli byłaby to partia polityczna lub ruch społeczny domagający się zwiększenia opodatkowania google'a (a wlasciwie uszczelnienia systemu podatkowego)?
Nikt nie będzie robil zarzutu elektrowni, że przy palącej się żarówce zasilonej jej prądem ktoś organizuje zebranie Ku-klux-klanu, czy prelekcje Grzegorza Brauna. Mało tego, dostawca energii elektrycznej ma obowiązek dostarczenia konsumentowi tej energii (tzn zawarcia umowy).
A może, powinno istnieć ustawodawstwo zakazujące konkretnych klauzul w polityce społecznosci. Albo powinna istnieć (na którymś etapie) "państwowa" droga odwoławcza od decyzji administracji medium? I jaka ta polityka mogłaby a jaka nie mogłaby być? Czy za przeklinanie w internecie nalezy sie mandat? Ale czy operator medium może zafundować bana?
A może jednak wracamy do punktu wyjścia? Za wszystko publikowane na platformie odpowiada jej właściciel, w takim razie logicznym byłoby, żeby mógl mieć nad tym pełną kontrolę.
A może niezależnie od odpowiedzialności, racje ma Theeck. Może to jednak jest tylko taki duży wydawca i sam sobie decyduje kogo publikuje, a kogo nie. I jeżeli akurat wierzy w prawa człowieka to nie będzie udostępniał swoich szpalt rasistom, a jeżeli jest cukrzykiem to nie będzie pozwalał na drukowanie przepisów na serniki i faworki (bo go denerwują).
Matt, piszesz że problem jest stary jak świat. Może i tak, ale nie do końca. I własnie z powodu tych różnic zastanawiam się czy dziewietnastowieczne odpowiedzi odpowiadają na współczesne pytania.