Obejrzałem właśnie Zemstę Sithów, którą ostatni raz widziałem w kinie, i mam kilka refleksji, również w kontekście TFA. Po pierwsze, choć wiem, że to będzie niemal herezja, ale RotS to naprawdę dobry film. Efekty specjalne trochę się miejscami zestarzały, ale nie aż tak jak ep 1-2, dialogi i aktorstwo też trochę, no i mamy wszystkie możliwe przejścia slajdów z power pointa, ale poza tym ile tam się dzieje, jaki tam jest świat!
I tu znów wracamy do kwestii rozmachu świata w TFA i ep1-3 i 4-6. Pierwsza scena Zemsty Sithów - mega wielka bitwa (i mega pierwsze ujęcie, gdzie kamera frunie najpierw wzdłuż dwóch myśliwców, a potem w środek bitwy na jednym ujęciu, super), do tego znów te same refleksje co w Ataku Klonów - jaka tu jest różnorodność wszystkiego, jednostek, szturmowców, scenerii. Mamy poczucie, że to jest wielki, tętniący życiem świat, nawet na drugich planach - choćby fruwające o każdej porze na Coruscant tysiące pojazdów, bitwa na Kashyyyk, bitwa na Utapau itd, itd. Zresztą RotS to niemal jedna wielka bitwa
![;) ;)](./images/smilies/2.gif)
Najsłabiej chyba Mustafar wygląda, pamiętam, że te efekty lawy to już w kinie zęby bolały.
Tymczasem w TFA można pomyśleć, że cała Galaktyka ma populację Torunia, po ataku na Starkiller Base za Sokołem leci ile, siedem X-Wingów? Ze trzy rodzaje jednostek, plus prywatny wahadłowiec Kylo Rena... Chyba już w OT było więcej jednostek...
Reasumując nagle, nieoczekiwanie zacząłem bardziej doceniać Prequel Trilogy
![;) ;)](./images/smilies/2.gif)
Yggor.