Masakra. Po pierwszych wyścigach nie zapowiadało się, że ten sezon będzie tak genialny. Powiem Ci, że jakby tylko Hamilton zaliczył ze dwa DNF, przedłużając walkę do samego końca, to mielibyśmy autentyczny klasyk, który byłby wspominany nawet za 30 lat.
Ale dzisiaj żal mi było Seba. Naprawdę. Leclerc go zrobił w wała w kwalifikacjach (bo nie wierzę, żeby to tak przypadkiem wyszło), a w trakcie wyścigu po prostu stracił nerwy. I skończył poza punktami. Przykra sprawa. Ferrari chyba już teraz postawi na Leclerca, co może sprawić, że Vettel będzie chciał się z teamem rozstać (i np. wrócić do Red Bulla).
BTW, czy ktoś wie co się stało z Kubicą? Jechał bardzo ładnym tempem, potem zjechał do boksu strasznie niefortunnie, bo między dwoma wirtualnymi samochodami bezpieczeństwa (autentycznie w najgorszym możliwym momencie - jedno okrążenie w tę lub we w tę i miałby jakieś 6-8 sekund straty mniej. No, ale ok, to oznacza spadek za Russella. Tyle, że Kubicy w tym momencie tempo spadło tak masakrycznie, że się strata do Russella chyba wydłużyła do minuty.
Niedługo takie widoki w F1 będą. Od 2021 bolidy mają znowu czerpać przyczepność z efektu przypowierzchniowego kosztem mniejszego docisku od skrzydeł. Wystarczy że krawężnik podbije koła i będzie fruwanie.