Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Moderatorzy: boncek, Zolt, Pquelim, Voo
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Lego Batman: Film (The Lego Batman Movie) - Skandal, hańba, zło i womity! To są jakieś jaja, żeby w kraju zamieszkanym przez trzydzieści parę milionów ludzi było tak mało seansów z napisami. We Wrocławiu był jeden dziennie, w jednym kinie, na obrzeżach miasta, o 16:45. Po tygodniu zniknął. Z bardzo krótkiej listy kin, które miały mieć ten seans obecnie gra go chyba tylko Cinema City w Krakowie na Kazimierzu. Również raz dziennie. Wiem, że to animacja więc polski dystrybutor zakłada, że musi być dla dzieci (a nie jest, bo dzieci, ba, młodzież nawet, nie ogarną połowy żartów), ale chyba jakieś proporcje warto zachować? I nie, nie obchodzi mnie, że "dubbing daje radę". Fajnie, że daje, ale ja chcę zobaczyć oryginalny film, a nie z polskimi głosami. Poza tym znając życie i polską szkołę tłumaczeń - pewnie dostosowano przekład z myślą o najmłodszych. To już tradycja. Ech... zagotowałem się.
Nie o tym jednak powinien być ten tekst, bo Człowiek-Nietoperz zrobiony z klocków to jedna z najfajniejszych inkarnacji superbohatera. Już w Lego: The Movie kradł dla siebie każdą scenę, w której się pojawił. Teraz dostał cały film i jest to chyba pierwszy film tak naprawdę o nim samym. Poprzednie zawsze padały łupem jakiegoś charyzmatycznego złoczyńcy (Nichloson, Ledger, Pfeifer) albo fatalnego scenariusza i beznadziejnej reżyserii (Forever, Batman i Robin). Begins coś tam próbował, i chwałą mu za to, ale prawdziwym spojrzeniem w głąb tego, co się dzieje w głowie Gacka jest Lego Batman: Film.
Bohater z klocków walcząc z niezliczoną rzeszą przeciwników, adoptując (niechcący!) dziecko o imieniu, ekhem, Dick i zakochując się w pewnej policjantce odsłoni przed widzem całą gamę swoich emocji. Od zewnętrznego pozerstwa przez brak empatii dla zbirów po (niezbyt) głęboko skrywaną samotność człowieka...eee...tzn. klocka tęskniącego za rodziną.
Film, podobnie jak poprzednie przygody klocków na znanej licencji, naładowany jest żartami i świetnym humorem. Dostało się (po kilka razy) każdej odsłonie Batmana, nie oszczędzono nawet leciwego serialu z lat 60tych z Adamem Westem (Batman! Nanananana!). Już same napisy początkowe (a potem końcowe) zaplanowano w sposób mistrzowski, Deadpool pod tym względem na nowego rywala. Skurcz przepony miałem bez przerwy, nie wiem nawet czy zabawnych dialogów nie upchnięto tu za dużo. Czasem nie ma czasu dobrze obśmiać jednego, bo lądują trzy kolejne. Z drugiej strony - żeby chociaż połowa współczesnych komedii miała tyle udanych gagów...
Jeśli tylko komuś podobał się Lego: The Movie, polubił Batmana w wersji Willa Arnetta i ma ochotę na więcej - szczerze polecam. O ile znajdzie jakimś cudem kino gdzie grają wersję z napisami. Ewentualnie trzeba poczekać na wydanie DVD/Blu-ray. Niestety. 8/10
http://zabimokiem.pl/samotnym-bohaterem-byc/
Nie o tym jednak powinien być ten tekst, bo Człowiek-Nietoperz zrobiony z klocków to jedna z najfajniejszych inkarnacji superbohatera. Już w Lego: The Movie kradł dla siebie każdą scenę, w której się pojawił. Teraz dostał cały film i jest to chyba pierwszy film tak naprawdę o nim samym. Poprzednie zawsze padały łupem jakiegoś charyzmatycznego złoczyńcy (Nichloson, Ledger, Pfeifer) albo fatalnego scenariusza i beznadziejnej reżyserii (Forever, Batman i Robin). Begins coś tam próbował, i chwałą mu za to, ale prawdziwym spojrzeniem w głąb tego, co się dzieje w głowie Gacka jest Lego Batman: Film.
Bohater z klocków walcząc z niezliczoną rzeszą przeciwników, adoptując (niechcący!) dziecko o imieniu, ekhem, Dick i zakochując się w pewnej policjantce odsłoni przed widzem całą gamę swoich emocji. Od zewnętrznego pozerstwa przez brak empatii dla zbirów po (niezbyt) głęboko skrywaną samotność człowieka...eee...tzn. klocka tęskniącego za rodziną.
Film, podobnie jak poprzednie przygody klocków na znanej licencji, naładowany jest żartami i świetnym humorem. Dostało się (po kilka razy) każdej odsłonie Batmana, nie oszczędzono nawet leciwego serialu z lat 60tych z Adamem Westem (Batman! Nanananana!). Już same napisy początkowe (a potem końcowe) zaplanowano w sposób mistrzowski, Deadpool pod tym względem na nowego rywala. Skurcz przepony miałem bez przerwy, nie wiem nawet czy zabawnych dialogów nie upchnięto tu za dużo. Czasem nie ma czasu dobrze obśmiać jednego, bo lądują trzy kolejne. Z drugiej strony - żeby chociaż połowa współczesnych komedii miała tyle udanych gagów...
Jeśli tylko komuś podobał się Lego: The Movie, polubił Batmana w wersji Willa Arnetta i ma ochotę na więcej - szczerze polecam. O ile znajdzie jakimś cudem kino gdzie grają wersję z napisami. Ewentualnie trzeba poczekać na wydanie DVD/Blu-ray. Niestety. 8/10
http://zabimokiem.pl/samotnym-bohaterem-byc/
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Byłem na dubbingu, bo wersje z napisami również grano w dziecięcych godzinach (najpóźniejszy seans o 18...) nic tylko się podpisać pod recenzja żaby. Przesmieszny film.
Stawiajcie przed sobą większe cele. Ciężej chybić.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Logan: Wolverine (Logan) - Dwa poprzednie spin offy o przygodach Rosomaka to niezamierzone dramaty dla fanów tej postaci. Szczególnie Geneza, bo The Wolverine do pewnego momentu był całkiem niezły. Dopiero w trzecim akcie wszystko się rozpadło. Jakby tego było mało - zwiastuny do Logana mnie nie porwały. O ile pierwszy był w porządku, o tyle kolejne z dziewczynką robiącą rzeźnię wydały mi się groteskowe i kompletnie oderwane od klimatu. Dodajmy, że reżyserem ponownie (jak przy The Wolverine) został James Mangold. Ostatnia produkcja z Hugh Jackmanem w roli Rosomaka miała więc wszystkie potrzebne elementy, żeby po raz trzeci zawieść widzów. Moim zdaniem misja się nie powiodła. Mało tego, według mnie Logan to jeden z najlepszych filmów w uniwersum X-Menów.
Minęło trochę lat od przygód, które znamy. Logan zestarzał się na smutno. Pracuje jako kierowca limuzyny, pije sporo, traci powoli zdolność regeneracji i w zasadzie... chęć do życia? To, co go trzyma na tym świecie - opieka nad zniedołężniałym, popadającym w demencję Charlesem Xavierem - staje się coraz trudniejsze do zniesienia. Nawet mimo tego, że pomaga mu Caliban. Cały układ psuje się kiedy pojawia się Laura. Mała, bardzo szczególna dziewczynka, która potrzebuje transferu przez granicę USA-Kanada. Logan ma to gdzieś, profesor nalega, Caliban nie ma zdania, a w ślad za Laurą podąża mała armia z obleśnym Piercem na czele.
Chwała Deadpoolowi, że powstał. Chwała Ryanowi Reynoldsowi, że się do tego przyczynił. Nic, absolutnie nic tak dobrze nie zrobiło temu filmowi jak tzw. "R-rating" czyli przeznaczenie dla widzów dorosłych. W końcu na ekranie mamy mięso i to w każdej możliwej postaci. Krew leje się strumieniami, a odcięte kończyny fruwają we wszystkich kierunkach. Nareszcie widzimy prawidłowe użycie długich szponów z adamantium. Nikt nie bierze tu jeńców. To samo pod względem języka. Dorośli, brzydko starzejący się ludzie mają prawdziwe, a nie wydumane problemy. Klną więc na wszystkie sposoby i to tylko dodaje im realizmu. Wierzymy w ich dramaty. Chociaż "fucki" z ust grzecznego zawsze Charlesa Xaviera z początku brzmią cokolwiek dziwacznie. Gdyby znów zdecydowano się na skierowanie produkcji do niższych przedziałów wiekowych - znów wyglądałoby to groteskowo.
Historia jest bardzo kameralna. W zasadzie poza wymienionymi czterema bohaterami mamy dwóch złoczyńców (Pierce i dr Rice) i koniec. Nie ma wielkiej, rozdmuchanej historii o ratowaniu świata, gatunku itp. Zamiast tego mamy opowieść o starości, o walce z własnymi słabościami, o rodzinie i o depresji. Każdy bohater musi się zmierzyć ze swoimi demonami i niekoniecznie te Logana są najgorsze. Bo czymże staje się człowiek z mocą zabijania umysłem, kiedy ten umysł wysiada? Kiedy człowiek nie jest już go w stanie kontrolować?
Mam też wrażenie, że Mangold wrócił do korzeni, do pierwszych dwóch odsłon X-Menów. Na pierwszym miejscu jest historia, bohaterowie, ich motywacje i emocje. Sceny akcji są tylko uzupełnieniem. Sprawdza się to znakomicie, a to, czego się bałem - sceny z Laurą robiącą rzeźnię w zwiastunach - nie mają w sobie nic groteskowego. Zrealizowano je tak, że wszystko łyknąłem bez marudzenia, niczym młody pelikan. Duża w tym zasługa doskonałego castingu. Nie wiem skąd wytrzasnęli Dafne Keen, ale dziewuszka po prostu wgniotła mnie w fotel. Jej zachowanie kiedy jest spokojna, jej gniew i zwierzęcość kiedy czuje się zagrożona - mistrzowska robota. Hugh Jackman to klasa sama w sobie więc w zasadzie nie muszę pisać więcej. On się urodził po to, by być Wolverinem. Patrick Stewart również tradycyjnie na wysokim poziomie. Profesor X po raz pierwszy w historii jest zmęczony, naprawdę stary i zrezygnowany. Ma jednak wciąż tą iskrę nadziei, te resztki dobrego serca, którym zawsze otaczał podopiecznych. Co ciekawe - w Loganie jest sporo nawiązań tak do poprzednich spin-offów jak i do wcześniejszych X-Menów. Trochę jakby nie było resetu z Days of the future past. Dla fanów to bardzo miły zabieg, bo czuć tutaj spójność postaci z tym co o nich wiemy z poprzednich filmów.
Wady są. Trochę nierówne tempo, w drugim akcie film w moim odczuciu za bardzo wytraca impet. Finał jest w porządku, ale za bardzo poszli w stronę First Class z dzieciakami robiącymi cuda. Do tego momentu ton był zupełnie inny, a tu nagle jakby wrócili na stare śmieci. Ze dwie-trzy sceny pod koniec bym wyciął. Wkradła się tu tania symbolika i wolałbym bardziej niedopowiedziane emocje, wyrażone gestem, spojrzeniem, a nie banalnym słowem. Tradycyjnie też czarne charaktery tyłka nie urywają, ale to nie problem, nie o nich jest ten film.
Szedłem do kina bez wielkich oczekiwań. Miałem nadzieję, że po poprzednich porażkach Logan będzie co najmniej przyzwoity. Po wyjściu z seansu powiem tak: nie dało się lepiej pożegnać Wolverine'a w wersji Hugh Jackmana. Szkoda wręcz, że to już koniec, ale jak odchodzić to z takim przytupem! Po filmie dramatycznie złym, po kolejnym mocno średnim, na do widzenia odpalili prawdziwa petardę. Jackman odchodzi w wielkim stylu. Dzięki Hugh za wszystko. Twojego Rosomaka będzie mi brakować jak cholera. 9/10
http://zabimokiem.pl/ostatni-taki-rosomak/
Minęło trochę lat od przygód, które znamy. Logan zestarzał się na smutno. Pracuje jako kierowca limuzyny, pije sporo, traci powoli zdolność regeneracji i w zasadzie... chęć do życia? To, co go trzyma na tym świecie - opieka nad zniedołężniałym, popadającym w demencję Charlesem Xavierem - staje się coraz trudniejsze do zniesienia. Nawet mimo tego, że pomaga mu Caliban. Cały układ psuje się kiedy pojawia się Laura. Mała, bardzo szczególna dziewczynka, która potrzebuje transferu przez granicę USA-Kanada. Logan ma to gdzieś, profesor nalega, Caliban nie ma zdania, a w ślad za Laurą podąża mała armia z obleśnym Piercem na czele.
Chwała Deadpoolowi, że powstał. Chwała Ryanowi Reynoldsowi, że się do tego przyczynił. Nic, absolutnie nic tak dobrze nie zrobiło temu filmowi jak tzw. "R-rating" czyli przeznaczenie dla widzów dorosłych. W końcu na ekranie mamy mięso i to w każdej możliwej postaci. Krew leje się strumieniami, a odcięte kończyny fruwają we wszystkich kierunkach. Nareszcie widzimy prawidłowe użycie długich szponów z adamantium. Nikt nie bierze tu jeńców. To samo pod względem języka. Dorośli, brzydko starzejący się ludzie mają prawdziwe, a nie wydumane problemy. Klną więc na wszystkie sposoby i to tylko dodaje im realizmu. Wierzymy w ich dramaty. Chociaż "fucki" z ust grzecznego zawsze Charlesa Xaviera z początku brzmią cokolwiek dziwacznie. Gdyby znów zdecydowano się na skierowanie produkcji do niższych przedziałów wiekowych - znów wyglądałoby to groteskowo.
Historia jest bardzo kameralna. W zasadzie poza wymienionymi czterema bohaterami mamy dwóch złoczyńców (Pierce i dr Rice) i koniec. Nie ma wielkiej, rozdmuchanej historii o ratowaniu świata, gatunku itp. Zamiast tego mamy opowieść o starości, o walce z własnymi słabościami, o rodzinie i o depresji. Każdy bohater musi się zmierzyć ze swoimi demonami i niekoniecznie te Logana są najgorsze. Bo czymże staje się człowiek z mocą zabijania umysłem, kiedy ten umysł wysiada? Kiedy człowiek nie jest już go w stanie kontrolować?
Mam też wrażenie, że Mangold wrócił do korzeni, do pierwszych dwóch odsłon X-Menów. Na pierwszym miejscu jest historia, bohaterowie, ich motywacje i emocje. Sceny akcji są tylko uzupełnieniem. Sprawdza się to znakomicie, a to, czego się bałem - sceny z Laurą robiącą rzeźnię w zwiastunach - nie mają w sobie nic groteskowego. Zrealizowano je tak, że wszystko łyknąłem bez marudzenia, niczym młody pelikan. Duża w tym zasługa doskonałego castingu. Nie wiem skąd wytrzasnęli Dafne Keen, ale dziewuszka po prostu wgniotła mnie w fotel. Jej zachowanie kiedy jest spokojna, jej gniew i zwierzęcość kiedy czuje się zagrożona - mistrzowska robota. Hugh Jackman to klasa sama w sobie więc w zasadzie nie muszę pisać więcej. On się urodził po to, by być Wolverinem. Patrick Stewart również tradycyjnie na wysokim poziomie. Profesor X po raz pierwszy w historii jest zmęczony, naprawdę stary i zrezygnowany. Ma jednak wciąż tą iskrę nadziei, te resztki dobrego serca, którym zawsze otaczał podopiecznych. Co ciekawe - w Loganie jest sporo nawiązań tak do poprzednich spin-offów jak i do wcześniejszych X-Menów. Trochę jakby nie było resetu z Days of the future past. Dla fanów to bardzo miły zabieg, bo czuć tutaj spójność postaci z tym co o nich wiemy z poprzednich filmów.
Wady są. Trochę nierówne tempo, w drugim akcie film w moim odczuciu za bardzo wytraca impet. Finał jest w porządku, ale za bardzo poszli w stronę First Class z dzieciakami robiącymi cuda. Do tego momentu ton był zupełnie inny, a tu nagle jakby wrócili na stare śmieci. Ze dwie-trzy sceny pod koniec bym wyciął. Wkradła się tu tania symbolika i wolałbym bardziej niedopowiedziane emocje, wyrażone gestem, spojrzeniem, a nie banalnym słowem. Tradycyjnie też czarne charaktery tyłka nie urywają, ale to nie problem, nie o nich jest ten film.
Szedłem do kina bez wielkich oczekiwań. Miałem nadzieję, że po poprzednich porażkach Logan będzie co najmniej przyzwoity. Po wyjściu z seansu powiem tak: nie dało się lepiej pożegnać Wolverine'a w wersji Hugh Jackmana. Szkoda wręcz, że to już koniec, ale jak odchodzić to z takim przytupem! Po filmie dramatycznie złym, po kolejnym mocno średnim, na do widzenia odpalili prawdziwa petardę. Jackman odchodzi w wielkim stylu. Dzięki Hugh za wszystko. Twojego Rosomaka będzie mi brakować jak cholera. 9/10
http://zabimokiem.pl/ostatni-taki-rosomak/
Ostatnio zmieniony 30 czerwca 2019, o 16:35 przez SithFrog, łącznie zmieniany 1 raz.
- Voo
- Stary Człowiek, A Może
- Posty: 6418
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
- Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej
Pierwsze skojarzenie - kobieca wersja "Bogów". Tutaj także mamy zadziorną postać walczącą z systemem i przeróżnymi zabobonami w głębokiej komunie. Także mamy pieczołowicie odtworzone "tamte czasy", w każdej możliwej warstwie - scenografii, muzyce, strojach, zachowaniach i detalach takich jak niewygolone pachy (i nie tylko). Na drugim i trzecim planie mamy zatrzęsienie gwiazd polskiego kina w charakterystycznych rolach i epizodach. Magdalena Boczarska jako Wisłocka daje koncert i nawet biorąc poprawkę, że jej postać to samograj (podobnie jak w przypadku Religi i Kota) to ma swoją rolę życia i coś na miarę niemałego talentu. Oczywiście film o Wisłockiej jest znacznie lżejszy w odbiorze od "Bogów" ale też i temat jest no ...lżejszy Choć momentami bywa poważanie i do zadumy to wizyta w kinie zdecydowanie poprawia nastrój. Muszę przyznać, że piosenkarka Marysia S. dała radę. Największe brawa należą się jednak za muzykę oraz po prostu perfekcyjny dźwięk. Pod tym względem nie "słyszałem" jeszcze tak dobrze udźwiękowionego polskiego filmu zrobionego po 1989 roku. Tzw. momentów też chyba tyle nie było po 1989, bo wcześniej polskie kino całkiem lubiło pokazywać cycki. A dobry dźwięk przydaje się bo na sali widziałem mnóstwo ludzi po 50-ce czy nawet starszych, którzy komentowali półgłosem jak gimnazjaliści, najwyraźniej bawiąc się świetnie przy wspominaniu młodości. Epokowe dzieło to nie jest ale film jest dopieszczony od strony realizacyjnej i dostarcza naprawdę godnej rozrywki. 8/10
Pierwsze skojarzenie - kobieca wersja "Bogów". Tutaj także mamy zadziorną postać walczącą z systemem i przeróżnymi zabobonami w głębokiej komunie. Także mamy pieczołowicie odtworzone "tamte czasy", w każdej możliwej warstwie - scenografii, muzyce, strojach, zachowaniach i detalach takich jak niewygolone pachy (i nie tylko). Na drugim i trzecim planie mamy zatrzęsienie gwiazd polskiego kina w charakterystycznych rolach i epizodach. Magdalena Boczarska jako Wisłocka daje koncert i nawet biorąc poprawkę, że jej postać to samograj (podobnie jak w przypadku Religi i Kota) to ma swoją rolę życia i coś na miarę niemałego talentu. Oczywiście film o Wisłockiej jest znacznie lżejszy w odbiorze od "Bogów" ale też i temat jest no ...lżejszy Choć momentami bywa poważanie i do zadumy to wizyta w kinie zdecydowanie poprawia nastrój. Muszę przyznać, że piosenkarka Marysia S. dała radę. Największe brawa należą się jednak za muzykę oraz po prostu perfekcyjny dźwięk. Pod tym względem nie "słyszałem" jeszcze tak dobrze udźwiękowionego polskiego filmu zrobionego po 1989 roku. Tzw. momentów też chyba tyle nie było po 1989, bo wcześniej polskie kino całkiem lubiło pokazywać cycki. A dobry dźwięk przydaje się bo na sali widziałem mnóstwo ludzi po 50-ce czy nawet starszych, którzy komentowali półgłosem jak gimnazjaliści, najwyraźniej bawiąc się świetnie przy wspominaniu młodości. Epokowe dzieło to nie jest ale film jest dopieszczony od strony realizacyjnej i dostarcza naprawdę godnej rozrywki. 8/10
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [100%] Spłacić kredyt [60%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Udało mi się trafić na wersję z napisami (jeden seans dziennie w chyba całej Warszawie, I mean, really?!) i zgadzam się, że film jest bezbłędny i chyba nawet fajniejszy od Lego: Movie, które przecież też było świetne.peterpan pisze:Byłem na dubbingu, bo wersje z napisami również grano w dziecięcych godzinach (najpóźniejszy seans o 18...) nic tylko się podpisać pod recenzja żaby. Przesmieszny film.
Yggor.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Jack Reacher: Nigdy nie wracaj (Jack Reacher: Never Go Back) - Już kiedyś oglądałem film o Jacku Reacherze i zamiast posłuchać intuicji, zamiast wrócić do tamtego tekstu - obejrzałem kolejny. Najwyraźniej muszę się raz na kiedyś poparzyć, żeby trochę otrzeźwieć i lepiej oceniać rzeczywistość.
Jack musi pomóc pani major z żandarmerii wojskowej, którą poznał przez telefon. Susan Turner została oskarżona o szpiegostwo i czeka na proces. Tytułowy bohater od początku podskórnie ufa koleżance. Pojawiają się skorumpowani dowódcy, paramilitarna organizacja i na dokładkę nastolatka Samantha, która być może jest córką Reachera?
Kalka goni kalkę, mamy tu sto pięćdziesiąt ogranych motywów zaprezentowanych byle jak, byle się działo. Nic się nie trzyma przysłowiowej kupy, a wątek rodzinny powoduje raczej zażenowanie i sprawia wrażenie wrzuconego na siłę. Sceny akcji bywają niezłe, ale to wszystko, co można z filmu wyciągnąć. Chyba, że ktoś lubi patos i banalne hasła o "MUNDURZE, KTÓRY REPREZENTUJE WARTOŚCI!". Tego jest tu w nadmiarze.
Tom Cruise jest smutny, zmęczony i sprawia wrażenie, jakby chciał być gdzie indziej. Niestety musi się męczyć i grać Reachera. A my, widzowie, razem z nim. Cobie Smulders aka Robin Scherbatsky z How I met your mother jest sympatyczną dziewuchą, ale niestety umiejętności wystarcza jej na granie wspomnianej Robin. Smutno się patrzy na jej wysiłek, tak bardzo chce pokazać jakieś emocje, że wypada śmiesznie, żałośnie. Danika Yarosh (Ciekawe czy je mięso?) w roli córki to samo. Mogłaby grać w Ukrytej prawdzie i nikt by się nie połapał, że do zawodowa aktorka.
Z uwagi na wszystko powyższe druga odsłona przygód Jacka to film doskonale nijaki. Ktoś wrzucił do garnka kiepskie aktorki, Toma Cruise'a, któremu się nie chce, ograne motywy i średnie sceny akcji. Wymieszał i wrzucił do kin. Sam nie wiem czego oczekiwałem po słabiutkiej pierwszej części dlatego w sumie mam za swoje. Trzeci raz się nie dam nabrać. 4/10
http://zabimokiem.pl/dzak-riczer-nigdy- ... -tej-serii
Jack musi pomóc pani major z żandarmerii wojskowej, którą poznał przez telefon. Susan Turner została oskarżona o szpiegostwo i czeka na proces. Tytułowy bohater od początku podskórnie ufa koleżance. Pojawiają się skorumpowani dowódcy, paramilitarna organizacja i na dokładkę nastolatka Samantha, która być może jest córką Reachera?
Kalka goni kalkę, mamy tu sto pięćdziesiąt ogranych motywów zaprezentowanych byle jak, byle się działo. Nic się nie trzyma przysłowiowej kupy, a wątek rodzinny powoduje raczej zażenowanie i sprawia wrażenie wrzuconego na siłę. Sceny akcji bywają niezłe, ale to wszystko, co można z filmu wyciągnąć. Chyba, że ktoś lubi patos i banalne hasła o "MUNDURZE, KTÓRY REPREZENTUJE WARTOŚCI!". Tego jest tu w nadmiarze.
Tom Cruise jest smutny, zmęczony i sprawia wrażenie, jakby chciał być gdzie indziej. Niestety musi się męczyć i grać Reachera. A my, widzowie, razem z nim. Cobie Smulders aka Robin Scherbatsky z How I met your mother jest sympatyczną dziewuchą, ale niestety umiejętności wystarcza jej na granie wspomnianej Robin. Smutno się patrzy na jej wysiłek, tak bardzo chce pokazać jakieś emocje, że wypada śmiesznie, żałośnie. Danika Yarosh (Ciekawe czy je mięso?) w roli córki to samo. Mogłaby grać w Ukrytej prawdzie i nikt by się nie połapał, że do zawodowa aktorka.
Z uwagi na wszystko powyższe druga odsłona przygód Jacka to film doskonale nijaki. Ktoś wrzucił do garnka kiepskie aktorki, Toma Cruise'a, któremu się nie chce, ograne motywy i średnie sceny akcji. Wymieszał i wrzucił do kin. Sam nie wiem czego oczekiwałem po słabiutkiej pierwszej części dlatego w sumie mam za swoje. Trzeci raz się nie dam nabrać. 4/10
http://zabimokiem.pl/dzak-riczer-nigdy- ... -tej-serii
Ostatnio zmieniony 9 marca 2017, o 20:59 przez SithFrog, łącznie zmieniany 1 raz.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
łączę się w bólu, też oglądałem. Weź tytuł sformatuj dobrze.
You give up a few things, chasing a dream.
"Ty jesteś menda taka pozytywna" - colgatte
#sgk 4 life.
Old FŚGK number is 12526
MISTRZ FLEP EURO 2024
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Assassin's Creed
Nudne i głupie.
1. Poczynając od fabuły- mamy dwie sekty walczące od wieków. Jedna wyrachowama, zmierzająca do ustanowienia pokoju na świecie i chcąca w jakiś sposób odnaleźć i wykorzystać "boski" artefakt - jabłko z drzewa poznania (?). Druga to amoralni fanatycy, których jedynym programem jest walka z tymi pierwszymi. Pamiętacie te rozkminy z wielu filmów (np. bohaterskich, policyjnych etc.) dot. środków niezbędnych do osięgnięcia celów? Że jeżeli dobry posłuży się metodami złych, to nie będzie się różnił od tych złych? Tutaj w roli tych "dobrych" mamy typów, którzy wprost się tym szczycą, że są ponad moralność i prawo. Tak więc mamy dwie zwalczające się antypatyczne sekty. Coś jak w tragedii greckiej, tylko, że na odwrót: nikt nie ma racji
2. Film jest przegadany, za bardzo przegadany. Gdyby ta cała historia trzymała się kupy, ale się nie trzyma. Więc po co te bzdetne gadanie?
3. Walki... no sorry, brakuje tutaj czegoś. Dlaczego w niektórych filmach siedziesz i oglądasz z zapartym tchem sceny walki (a przynajmniej miło spędzasz czas i te 1.5 h zlatuje jak z bicza strzelił), a w innych przypadkach ziewasz i zerkasz na zegarek? Tutaj jest to drugie zjawisko. Miałem wrażenie, że oglądam Arrow czy Herkulesa (tyle, że lepiej technicznie zrobione), szczególnie przy scenach zbiorywych walk.
4. Muzyka tutaj robi różnice. Gdyby nie muzyka, to nie wiedziałbym, jakie reakcje chce film wywołać na widzu (bo raczej twórcą nie chodziło o sen i znużenie).
5. Film kończy się nagłe. Urwanie się filmu z jednej strony rozczarowuje, bo akurat końcówka staje się ciekawa. W końcu coś się dzieje, teraz będzie ciekawie i film rozkręca... i jeb - koniec. Z drugiej jednak strony to nagłe zakończenie przywitałem z ulgą, w końcu koniec tej kaszany!
Podsumowując, mocne
1/10
Milczenie
Mocne. Ciekawe. Wielowymiarowe. Kylo Ren.
10/10
Nudne i głupie.
1. Poczynając od fabuły- mamy dwie sekty walczące od wieków. Jedna wyrachowama, zmierzająca do ustanowienia pokoju na świecie i chcąca w jakiś sposób odnaleźć i wykorzystać "boski" artefakt - jabłko z drzewa poznania (?). Druga to amoralni fanatycy, których jedynym programem jest walka z tymi pierwszymi. Pamiętacie te rozkminy z wielu filmów (np. bohaterskich, policyjnych etc.) dot. środków niezbędnych do osięgnięcia celów? Że jeżeli dobry posłuży się metodami złych, to nie będzie się różnił od tych złych? Tutaj w roli tych "dobrych" mamy typów, którzy wprost się tym szczycą, że są ponad moralność i prawo. Tak więc mamy dwie zwalczające się antypatyczne sekty. Coś jak w tragedii greckiej, tylko, że na odwrót: nikt nie ma racji
2. Film jest przegadany, za bardzo przegadany. Gdyby ta cała historia trzymała się kupy, ale się nie trzyma. Więc po co te bzdetne gadanie?
3. Walki... no sorry, brakuje tutaj czegoś. Dlaczego w niektórych filmach siedziesz i oglądasz z zapartym tchem sceny walki (a przynajmniej miło spędzasz czas i te 1.5 h zlatuje jak z bicza strzelił), a w innych przypadkach ziewasz i zerkasz na zegarek? Tutaj jest to drugie zjawisko. Miałem wrażenie, że oglądam Arrow czy Herkulesa (tyle, że lepiej technicznie zrobione), szczególnie przy scenach zbiorywych walk.
4. Muzyka tutaj robi różnice. Gdyby nie muzyka, to nie wiedziałbym, jakie reakcje chce film wywołać na widzu (bo raczej twórcą nie chodziło o sen i znużenie).
5. Film kończy się nagłe. Urwanie się filmu z jednej strony rozczarowuje, bo akurat końcówka staje się ciekawa. W końcu coś się dzieje, teraz będzie ciekawie i film rozkręca... i jeb - koniec. Z drugiej jednak strony to nagłe zakończenie przywitałem z ulgą, w końcu koniec tej kaszany!
Podsumowując, mocne
1/10
Milczenie
Mocne. Ciekawe. Wielowymiarowe. Kylo Ren.
10/10
- Voo
- Stary Człowiek, A Może
- Posty: 6418
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
- Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Mam na imię Emily (My Name Is Emily)
Kameralne, nastrojowe, smutno-pogodne kino z Irlandii. Poważna, trochę oderwana od rzeczywistości nastolatka rusza z kolegą wzdłuż Zielonej Wyspy, żeby odwiedzić ojca przebywającego w zakładzie psychiatrycznym. Film z rodzaju tych, których fabułę daje się zmieścić w jednym zdaniu. Nieśpieszny, całkowicie zbudowany na grze bardzo naturalnie wypadających młodych aktorów, świetnych zdjęciach i nastrojowej ścieżce dźwiękowej. W tle bezkresne zielenie Irlandii. Kogoś innego mógłby pewnie znudzić, mnie przypadł do gustu. 7/10
W samym sercu morza (In the Heart of the Sea)
Solidne, morskie kino przygodowe od Rona Howarda. Jak zwykle u tego reżysera wszystko jest na swoim miejscu i wszystko (no prawie, szczegóły dalej) najwyższej próby. Dramatyczna i na dodatek autentyczna historia. Staranna realizacja i dopieszczone detale. Polowanie na wieloryby nie było tematem dużego filmu od czasu klasycznego "Moby Dicka" sprzed 60 lat, więc nawet zupełnie niezainteresowany tym widz obejrzy to z ciekawością jako coś nowego i nieznanego. Mimo wszystko podczas seansu cały czas czułem, że coś przeszkadza mi w odbiorze i uważam, że nie da się tego filmu postawić w jednym rzędzie z "Apollo 13" albo "Wyścigiem". Historia pokazana w filmie jest retrospekcją. Jeden z uczestników wyprawy opowiada ją Hermanowi Melvillowi, który robi notatki do swojego przyszłego dzieła o kapitanie Ahabie i jego pościgu za białym wielorybem. Właśnie te fragmenty z pisarzem trochę wybijały mnie z rytmu głównej historii. Poza tym film jest bardzo efektowny ale wpada w pułapkę CGI. Kiedyś jak chciano w kinie pokazać sztorm to wrzucano aktorów do basenu, potrząsano kamerą, robiono wiatr wiatrakiem i lano wodę z sikawki. Wychodziło siermiężnie ale i naturalnie. Teraz w kinie statek wspina się na pionowe fale, wszystko się wali, pali, lata, cuda niewidy a widz siedzi zblazowany i mówi "Tia... CGI". Trochę zirytowało mnie bardzo nieprawdziwe w tamtym kontekście czasowym ekologiczne przesłanie ale niech tam... W końcu to jednak amerykańskie kino. Fabuła trochę prześlizguje się po najbardziej dramatycznym aspekcie opowiadanej historii ale tu nie chcę zdradzać zbyt wiele. Tak sobie narzekam, bo oczekiwałem więcej ale przyznam, że mimo wszystko obejrzałem ostatnie dzieło Howarda z dużą przyjemnością. Jak w pierwszym zdaniu - solidne, morskie kino przygodowe. 7/10
Kameralne, nastrojowe, smutno-pogodne kino z Irlandii. Poważna, trochę oderwana od rzeczywistości nastolatka rusza z kolegą wzdłuż Zielonej Wyspy, żeby odwiedzić ojca przebywającego w zakładzie psychiatrycznym. Film z rodzaju tych, których fabułę daje się zmieścić w jednym zdaniu. Nieśpieszny, całkowicie zbudowany na grze bardzo naturalnie wypadających młodych aktorów, świetnych zdjęciach i nastrojowej ścieżce dźwiękowej. W tle bezkresne zielenie Irlandii. Kogoś innego mógłby pewnie znudzić, mnie przypadł do gustu. 7/10
W samym sercu morza (In the Heart of the Sea)
Solidne, morskie kino przygodowe od Rona Howarda. Jak zwykle u tego reżysera wszystko jest na swoim miejscu i wszystko (no prawie, szczegóły dalej) najwyższej próby. Dramatyczna i na dodatek autentyczna historia. Staranna realizacja i dopieszczone detale. Polowanie na wieloryby nie było tematem dużego filmu od czasu klasycznego "Moby Dicka" sprzed 60 lat, więc nawet zupełnie niezainteresowany tym widz obejrzy to z ciekawością jako coś nowego i nieznanego. Mimo wszystko podczas seansu cały czas czułem, że coś przeszkadza mi w odbiorze i uważam, że nie da się tego filmu postawić w jednym rzędzie z "Apollo 13" albo "Wyścigiem". Historia pokazana w filmie jest retrospekcją. Jeden z uczestników wyprawy opowiada ją Hermanowi Melvillowi, który robi notatki do swojego przyszłego dzieła o kapitanie Ahabie i jego pościgu za białym wielorybem. Właśnie te fragmenty z pisarzem trochę wybijały mnie z rytmu głównej historii. Poza tym film jest bardzo efektowny ale wpada w pułapkę CGI. Kiedyś jak chciano w kinie pokazać sztorm to wrzucano aktorów do basenu, potrząsano kamerą, robiono wiatr wiatrakiem i lano wodę z sikawki. Wychodziło siermiężnie ale i naturalnie. Teraz w kinie statek wspina się na pionowe fale, wszystko się wali, pali, lata, cuda niewidy a widz siedzi zblazowany i mówi "Tia... CGI". Trochę zirytowało mnie bardzo nieprawdziwe w tamtym kontekście czasowym ekologiczne przesłanie ale niech tam... W końcu to jednak amerykańskie kino. Fabuła trochę prześlizguje się po najbardziej dramatycznym aspekcie opowiadanej historii ale tu nie chcę zdradzać zbyt wiele. Tak sobie narzekam, bo oczekiwałem więcej ale przyznam, że mimo wszystko obejrzałem ostatnie dzieło Howarda z dużą przyjemnością. Jak w pierwszym zdaniu - solidne, morskie kino przygodowe. 7/10
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [100%] Spłacić kredyt [60%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Logan: Wolverine (Logan)
Ha! Jednak można w tym zatrzęsieniu odbijanych od taśmy marvelowsko-warnerowskich popkulturowych szmelców inspirowanych komiksami o superbohaterach, zaproponować coś zupełnie innego, świeżego i - przede wszystkim - wysokiej jakości.
Logan nie bez powodu jest filmem od 17-stego roku życia - chyba pierwszym tak oznaczonym blockbusterem. I nie bez powodu na nim kariery z franczyzą kończą Hugh Jackman i Patrick Stewart - obaj przekonani, że nic większego i lepszego w temacie nie uda się już opowiedzieć.
Trup ścele się gęsto, historia jest prosta, ale jakże ta całość jest satysfakcjonująca. Dostajemy sensacyjny dramat o wyprutym z energii, upadłym ex-bohaterze, który z obrzydzeniem ogląda komiksy stworzone na podstawie swojej historii. Dostajemy świetnego sidehero w postaci dziewczynki, która zapala ostatnie światło w sercu rozgoryczonej legendy. Dostajemy świetną muzykę, doskonałą kreację Hugh Jackmana, ale przede wszystkim - dostajemy wreszcie bezkompromisowe, brutalne sceny walki, odzierające całą historię z jakiegokolwiek superbohaterskiego kontekstu. Świetnie to Mangold zaplanował, w tym pożegnaniu zupełnie nie czuć żadnej inspiracji komiksem, żadnego patosu czy wycierania się ideałami. Czysty, nieskrępowany brutalizm i beznadzieja serwowane w stylu klasycznego dramatu sensacyjnego. Wielkie brawa, nie spodziewałem się, że zasmuci mnie zakończenie którejkolwiek z tych serii - a jednak. Superbohater Wolverine żegna się w super antybohaterskim stylu.
Najlepszy film inspirowany komiksem od czasu Mrocznego Rycerza.
9/10
Ha! Jednak można w tym zatrzęsieniu odbijanych od taśmy marvelowsko-warnerowskich popkulturowych szmelców inspirowanych komiksami o superbohaterach, zaproponować coś zupełnie innego, świeżego i - przede wszystkim - wysokiej jakości.
Logan nie bez powodu jest filmem od 17-stego roku życia - chyba pierwszym tak oznaczonym blockbusterem. I nie bez powodu na nim kariery z franczyzą kończą Hugh Jackman i Patrick Stewart - obaj przekonani, że nic większego i lepszego w temacie nie uda się już opowiedzieć.
Trup ścele się gęsto, historia jest prosta, ale jakże ta całość jest satysfakcjonująca. Dostajemy sensacyjny dramat o wyprutym z energii, upadłym ex-bohaterze, który z obrzydzeniem ogląda komiksy stworzone na podstawie swojej historii. Dostajemy świetnego sidehero w postaci dziewczynki, która zapala ostatnie światło w sercu rozgoryczonej legendy. Dostajemy świetną muzykę, doskonałą kreację Hugh Jackmana, ale przede wszystkim - dostajemy wreszcie bezkompromisowe, brutalne sceny walki, odzierające całą historię z jakiegokolwiek superbohaterskiego kontekstu. Świetnie to Mangold zaplanował, w tym pożegnaniu zupełnie nie czuć żadnej inspiracji komiksem, żadnego patosu czy wycierania się ideałami. Czysty, nieskrępowany brutalizm i beznadzieja serwowane w stylu klasycznego dramatu sensacyjnego. Wielkie brawa, nie spodziewałem się, że zasmuci mnie zakończenie którejkolwiek z tych serii - a jednak. Superbohater Wolverine żegna się w super antybohaterskim stylu.
Najlepszy film inspirowany komiksem od czasu Mrocznego Rycerza.
9/10
A może to luksus, żyć tylko pięć lat?
since 22/4/2003
since 22/4/2003
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Pierwsza połowa filmu jest tak świetną jak mówicie. Ale przecież zaraz po kolacji film kompletnie się psuje. 5/10
Stawiajcie przed sobą większe cele. Ciężej chybić.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Logan: Wolverine (Logan)
Świetny film z gatunku "komiksowych". Chwyta za serce, trzyma w napięciu i nie generuje fejspalmów. Brak wymuskanych sekwencji apokaliptycznych, problemów i rozwiązań ostatecznych. Bardzo mi się to podobało. Co i rusz powtarzałem sobie w myślach "nareszcie R rated". Nie dlatego, że jestem żądny krwi. Język, w jakim ten film do mnie mówił wreszcie nie był sztuczny. I nareszcie rosomak dekapitował, przecinał a nie tylko kłuł. Tak, od lat wnerwiało mnie, że taki kozak ze szponami musi kłuć "bo ograniczenia wiekowe". To szczegół, który jest symbolem wielu innych elementów, godnych uznania.
Badass był badassem. Brak chłopaczkowatych odzywek ala onelinery z Avengersów. Brak rajtuz i zagłady świata. Ten jeden jedyny mankament, to była finałowa bitwa (sekwencje bez udziału Logana, dalej nie spojluje), która troszkę mi nie pasowała do całości.
Świetny film, najlepszy z gatunku od czasu Deadpoola. Zaznaczam, że moim zdaniem jest lepszy, gdyby stawiać sprawy czaro-biało. Film nie był lekki, więc to wyczyn, że nie wyszedł nadęty.
Reżyser twierdzi, że Logan miał być "R" od początku i nie ma to nic wspólnego z sukcesem Deadpoola. Hmm. Wierzę, bo scenariusz nie sprawia wrażenia pisanego na kolanie.
8/10
Świetny film z gatunku "komiksowych". Chwyta za serce, trzyma w napięciu i nie generuje fejspalmów. Brak wymuskanych sekwencji apokaliptycznych, problemów i rozwiązań ostatecznych. Bardzo mi się to podobało. Co i rusz powtarzałem sobie w myślach "nareszcie R rated". Nie dlatego, że jestem żądny krwi. Język, w jakim ten film do mnie mówił wreszcie nie był sztuczny. I nareszcie rosomak dekapitował, przecinał a nie tylko kłuł. Tak, od lat wnerwiało mnie, że taki kozak ze szponami musi kłuć "bo ograniczenia wiekowe". To szczegół, który jest symbolem wielu innych elementów, godnych uznania.
Badass był badassem. Brak chłopaczkowatych odzywek ala onelinery z Avengersów. Brak rajtuz i zagłady świata. Ten jeden jedyny mankament, to była finałowa bitwa (sekwencje bez udziału Logana, dalej nie spojluje), która troszkę mi nie pasowała do całości.
Świetny film, najlepszy z gatunku od czasu Deadpoola. Zaznaczam, że moim zdaniem jest lepszy, gdyby stawiać sprawy czaro-biało. Film nie był lekki, więc to wyczyn, że nie wyszedł nadęty.
Reżyser twierdzi, że Logan miał być "R" od początku i nie ma to nic wspólnego z sukcesem Deadpoola. Hmm. Wierzę, bo scenariusz nie sprawia wrażenia pisanego na kolanie.
8/10
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie (Perfetti sconosciuti)
Wyborna tragikomedia sytuacyjna produkcji włoskiej. Pomysł jest prosty: grupa przyjaciół, spotyka się raz na jakiś czas we wspólnym gronie. Tym razem gospodarzami są chirurg i psychoterapeutka (w tej roli bardzo dobrze prezentuje się nasza rodzima Kasia Smutniak), którzy - czego dowiadujemy się niejako przy okazji - borykają się z burzliwym okresem dojrzewania córki. Wśród gości są jeszcze wuefista - singiel i dwie inne pary. W pewnym momencie rozmowa schodzi na temat skrywanych głeboko sekretów i tajemnic, które bohaterowie ukrywają przed najbliższymi. Jako że nikt nie chcę się do takowych przyznać, pada banalny pomysł na "zabawę" - od pewnego momenty telefony wszystkich lądują na stole. Wszystkie wiadomości sa czytane na głos, a każde połączenia odbierane na głośniku.
Jak łatwo się domyślić, sytuacja z biegiem czasu zaczyna się komplikować, atmosfera zagęszczać, a całość ogląda się momentami jak rewelacyjny thriller. Jest dużo śmiechu, zaskoczeń, ale i sporo okazji to spojrzenia na własne doświadczenia w temacie. Jestem pod wrażeniem zarówno prostoty, jak i orginalności pomysłu dzięki któremu film ukazuje nas samych w niezwykle refleksyjnym krzywym zwierciadle. Aktorzy spisują się bez zarzutu, naturalnie ekspresyjny język (włoski) dodaje filmowi uroku, a scenariusz - pomimo kilku niedociągnieć - zawiera w sobie wystarczającą liczbę zaskakujących zwrotów akcji, żeby usatysfakcjonować. Serdecznie polecam ten film, jest to idealna opcja na wieczór ze znajomymi - dodaje pikanterii i wnosi powiew świeżosći!
8/10
Wyborna tragikomedia sytuacyjna produkcji włoskiej. Pomysł jest prosty: grupa przyjaciół, spotyka się raz na jakiś czas we wspólnym gronie. Tym razem gospodarzami są chirurg i psychoterapeutka (w tej roli bardzo dobrze prezentuje się nasza rodzima Kasia Smutniak), którzy - czego dowiadujemy się niejako przy okazji - borykają się z burzliwym okresem dojrzewania córki. Wśród gości są jeszcze wuefista - singiel i dwie inne pary. W pewnym momencie rozmowa schodzi na temat skrywanych głeboko sekretów i tajemnic, które bohaterowie ukrywają przed najbliższymi. Jako że nikt nie chcę się do takowych przyznać, pada banalny pomysł na "zabawę" - od pewnego momenty telefony wszystkich lądują na stole. Wszystkie wiadomości sa czytane na głos, a każde połączenia odbierane na głośniku.
Jak łatwo się domyślić, sytuacja z biegiem czasu zaczyna się komplikować, atmosfera zagęszczać, a całość ogląda się momentami jak rewelacyjny thriller. Jest dużo śmiechu, zaskoczeń, ale i sporo okazji to spojrzenia na własne doświadczenia w temacie. Jestem pod wrażeniem zarówno prostoty, jak i orginalności pomysłu dzięki któremu film ukazuje nas samych w niezwykle refleksyjnym krzywym zwierciadle. Aktorzy spisują się bez zarzutu, naturalnie ekspresyjny język (włoski) dodaje filmowi uroku, a scenariusz - pomimo kilku niedociągnieć - zawiera w sobie wystarczającą liczbę zaskakujących zwrotów akcji, żeby usatysfakcjonować. Serdecznie polecam ten film, jest to idealna opcja na wieczór ze znajomymi - dodaje pikanterii i wnosi powiew świeżosći!
8/10
A może to luksus, żyć tylko pięć lat?
since 22/4/2003
since 22/4/2003
- Voo
- Stary Człowiek, A Może
- Posty: 6418
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
- Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Furia (Fury)
Bez owijania w bawełnę - to nie jest udany film. Może nie tak zupełnie do niczego ale na pewno rozczarowuje. Szkoda, bo twórcy przyłożyli się praktycznie do wszystkiego poza najważniejszym - scenariuszem. Przy czym wcale nie chodzi mi o tak krytykowaną finałową bitwę z oddziałem SS. Po prostu wymiękam od tych kinowych schematów. Tego, że jeden w załodze musi być religijny i sypać jak z rękawa cytatami z Biblii a drugi jest żółtodziobem, który ma opory przed strzelaniem do ludzi. Tego, że w dziwnych momentach kmiotek z załogi przytacza jakieś smutne opowiastki, po których wszyscy wymieniają znaczące spojrzenia. Tego, że dowódca musi być twardym skurwysynem, wszystko wiedzącym i z oczami wokół głowy i z bliznami na twarzy. Tego, że wojna jest okrutna i bohaterowie strzelają w plecy jeńcom, lekceważą dowódcę ale w sytuacji, w której nikt by tego od nich nie wymagał nagle postanawiają poświęcić życie. A w ogóle to "nigdy nie uciekali więc teraz też nie". Wiecie o co mi chodzi? O to, że kino umie już pokazać prawdziwą wojnę ale wciąż nie umie pokazać prawdziwych, normalnych i chcących przeżyć ludzi. Począwszy od tego, że wciąż w filmach wojennych zatrudnia się kolesi pod 40-kę a nawet starszych (ekhm - Brad Pitt), chociaż II wojna światowa była wojną 18-20 latków dowodzonych przez 25-latków. Największy as niemieckiej broni pancernej i najbardziej doświadczony pancerniak II wojny w chwili śmierci miał 30 lat!
Ale nic to. Da się Furię obejrzeć a może nawet warto dla tych prawdziwych Shermanów ale film do kanonu kina wojennego nie trafi. 6/10
Bez owijania w bawełnę - to nie jest udany film. Może nie tak zupełnie do niczego ale na pewno rozczarowuje. Szkoda, bo twórcy przyłożyli się praktycznie do wszystkiego poza najważniejszym - scenariuszem. Przy czym wcale nie chodzi mi o tak krytykowaną finałową bitwę z oddziałem SS. Po prostu wymiękam od tych kinowych schematów. Tego, że jeden w załodze musi być religijny i sypać jak z rękawa cytatami z Biblii a drugi jest żółtodziobem, który ma opory przed strzelaniem do ludzi. Tego, że w dziwnych momentach kmiotek z załogi przytacza jakieś smutne opowiastki, po których wszyscy wymieniają znaczące spojrzenia. Tego, że dowódca musi być twardym skurwysynem, wszystko wiedzącym i z oczami wokół głowy i z bliznami na twarzy. Tego, że wojna jest okrutna i bohaterowie strzelają w plecy jeńcom, lekceważą dowódcę ale w sytuacji, w której nikt by tego od nich nie wymagał nagle postanawiają poświęcić życie. A w ogóle to "nigdy nie uciekali więc teraz też nie". Wiecie o co mi chodzi? O to, że kino umie już pokazać prawdziwą wojnę ale wciąż nie umie pokazać prawdziwych, normalnych i chcących przeżyć ludzi. Począwszy od tego, że wciąż w filmach wojennych zatrudnia się kolesi pod 40-kę a nawet starszych (ekhm - Brad Pitt), chociaż II wojna światowa była wojną 18-20 latków dowodzonych przez 25-latków. Największy as niemieckiej broni pancernej i najbardziej doświadczony pancerniak II wojny w chwili śmierci miał 30 lat!
Ale nic to. Da się Furię obejrzeć a może nawet warto dla tych prawdziwych Shermanów ale film do kanonu kina wojennego nie trafi. 6/10
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [100%] Spłacić kredyt [60%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Legion Samobójców (Suicide Squad)
Borze Tucholski ten film jest tak źle zmontowany, to jest tak bardzo zmarnowany potencjał, że sprawia to fizyczny ból. Wszystko tutaj mogło zagrać! Obsada jest dobra, scenariusz nie jest głupi (to jak go zrealizowano niestety już jest), kostiumy... może faktycznie nie są warte oskara ale nie wieją paździerzem. To wszystko mogłoby się udać gdyby za montaż nie brała się ekipa od zwiastunów... Nic tutaj się nie trzyma kupy, nic. Najgroźniejsza istota na ziemi jest pilnowana przez zakochanego półgłówka, przedstawienie jej ucieczki to jakiś smutny żart. Postacie w jednej scenie skaczą sobie do gardeł a w następnej dogadują się na deale. W jednej scenie źli opracowują plan ucieczki... i już więcej do tego nie wracamy. Wszystko w montażu tego filmu leży, nawet muzyka, która jest świetna, była dopasowywana do scen przez 13 latka...
Najbardziej w tym wszystkim boli to, że kilka postaci jest tam naprawdę fajnie przygotowanych. Harley Quinn jest szurnięta, ale w kilku scenach widać, że to jest tylko przykrycie tego jak bardzo jest zepsuta i zwichrowana. Deadshoot, najnormalniejszy z nich wszystkich, też z jednej strony jest zimnym zabójcą ale z drugiej zrobi wszystko dla córki. Widać generalnie, że dało się tam zbudować trochę więcej charakteru... ba, może nawet i był budowany w scenach, które wyleciały. Trochę żałuję jak bardzo położyli ciepły żur na Killer Croca, nie rozumiem też obecności Boomeranga, kompletnie niepotrzebny i dołożony tam na siłę. Tak samo zresztą Joker. Podoba mi się kreacja Leto, nie próbuje na siłę naśladować Ledgera czy Nicolsona, stworzył własną, jeszcze bardziej szaloną, wersję Jokera i podoba mi się to... szkoda tylko, że jego wątek w tym filmie jest absolutnie zbędny poza wspominkami Harley. Naprawdę cały ten element z rozbrajaniem bomby u Harley, akcją ratunkową Jokera itp. można wyciąć z tego filmu i nijak nie wpłynie to na fabułę... po co to było?
Ostatecznie oglądało się to z jednej strony przyjemnie a z drugiej strony cały czas w głowie siedziało jak wiele mógłby film zyskać gdyby "biznesmeny" w garniaczkach się do procesu twórczego nie wcinali i gdyby ekipa składająca film była inna... szkoda. Czekam teraz na część drugą z drobną nadzieją, że filmowcy z DC zaczną się wreszcie uczyć na błędach. Patrząc na ostatnie kilka filmów idzie im to bardzo opornie
6/10
Borze Tucholski ten film jest tak źle zmontowany, to jest tak bardzo zmarnowany potencjał, że sprawia to fizyczny ból. Wszystko tutaj mogło zagrać! Obsada jest dobra, scenariusz nie jest głupi (to jak go zrealizowano niestety już jest), kostiumy... może faktycznie nie są warte oskara ale nie wieją paździerzem. To wszystko mogłoby się udać gdyby za montaż nie brała się ekipa od zwiastunów... Nic tutaj się nie trzyma kupy, nic. Najgroźniejsza istota na ziemi jest pilnowana przez zakochanego półgłówka, przedstawienie jej ucieczki to jakiś smutny żart. Postacie w jednej scenie skaczą sobie do gardeł a w następnej dogadują się na deale. W jednej scenie źli opracowują plan ucieczki... i już więcej do tego nie wracamy. Wszystko w montażu tego filmu leży, nawet muzyka, która jest świetna, była dopasowywana do scen przez 13 latka...
Najbardziej w tym wszystkim boli to, że kilka postaci jest tam naprawdę fajnie przygotowanych. Harley Quinn jest szurnięta, ale w kilku scenach widać, że to jest tylko przykrycie tego jak bardzo jest zepsuta i zwichrowana. Deadshoot, najnormalniejszy z nich wszystkich, też z jednej strony jest zimnym zabójcą ale z drugiej zrobi wszystko dla córki. Widać generalnie, że dało się tam zbudować trochę więcej charakteru... ba, może nawet i był budowany w scenach, które wyleciały. Trochę żałuję jak bardzo położyli ciepły żur na Killer Croca, nie rozumiem też obecności Boomeranga, kompletnie niepotrzebny i dołożony tam na siłę. Tak samo zresztą Joker. Podoba mi się kreacja Leto, nie próbuje na siłę naśladować Ledgera czy Nicolsona, stworzył własną, jeszcze bardziej szaloną, wersję Jokera i podoba mi się to... szkoda tylko, że jego wątek w tym filmie jest absolutnie zbędny poza wspominkami Harley. Naprawdę cały ten element z rozbrajaniem bomby u Harley, akcją ratunkową Jokera itp. można wyciąć z tego filmu i nijak nie wpłynie to na fabułę... po co to było?
Ostatecznie oglądało się to z jednej strony przyjemnie a z drugiej strony cały czas w głowie siedziało jak wiele mógłby film zyskać gdyby "biznesmeny" w garniaczkach się do procesu twórczego nie wcinali i gdyby ekipa składająca film była inna... szkoda. Czekam teraz na część drugą z drobną nadzieją, że filmowcy z DC zaczną się wreszcie uczyć na błędach. Patrząc na ostatnie kilka filmów idzie im to bardzo opornie
6/10
What Darwin was too polite to say, my friends, is that we came to rule the earth not because we were the smartest, or even the meanest, but because we have always been the craziest, most murderous motherfuckers in the jungle.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Kong: Wyspa Czaszki (Kong: Skull Island) - Zęba sobie złamałem. Jadłem popcorn, zagapiłem się ekran, pojawiło się twarde ziarenko-niewypał i bach! Kawałek uzębienia bezpowrotnie utracony. Dlaczego o tym piszę? Kogo to obchodzi? Poza mną i moim dentystą pewnie nikogo, ale wspominam, bo to był niestety najbardziej emocjonujący i angażujący moment podczas seansu Kong: Wyspa czaszki. A to już mówi wiele...
To nie jest tak, że film jest bardzo zły. Nic z tych rzeczy, jest po prostu... nijaki? Generyczny. Jest wyspa, wielka małpa, trochę innych przerośniętych zwierząt. Jednie niegroźne, inne zabójcze, a w sam środek tego ekosystemu pakuje się zgraja stereotypowych, nijakich postaci. Tom Hiddleston to były komandos-tropiciel zwierząt (że co?), Brie Larsson robi zdjęcia, John Goodman jest Johnem Goodmanem, Samuel L. Jackson również gra samego siebie. Ekipę uzupełnia kilkunastu żołnierzy i naukowców, których wzięto tylko po to, żeby było kogo rzucać na pożarcie kolejnym kreaturom. Tak papierowych, płytkich i bezpłciowych postaci nie widziałem na ekranie od bardzo dawna. Poza tym miałem wrażenie, że każdy gra tutaj w innym filmie. Goodman i Larson w przygodowym, Jackson w wojennym, a Hiddleston w reklamie odzieży/zegarków/męskich perfum. To jest niesamowite. Zebrać aktorów tego kalibru w jednej produkcji i nie dać im nic do zagrania. Szok.
Jedyny bohater, który ma coś ciekawego do powiedzenia, ma ciekawą historię i naprawdę można się z nim identyfikować to rozbitek Hank Marlow grany przez niezawodnego Johna C. Reilly'ego. Jego samolot rozbił się u wybrzeży wyspy podczas drugiej wojny światowej. Od tamtej pory, czyli przez prawie trzydzieści lat, pilot poznaje "uroki" wyspy, co nie pozostało bez wpływu na jego zachowanie. To jedyna postać na ekranie, która wychodzi poza schemat, nie jest naszkicowanym dwoma zdaniami stereotypem z filmów akcji. Na plus wybija się jeszcze Samuel L. Jackson i charyzmą próbuje ratować swoją postać, ale znów - scenariusz zostawia mu tak mało pola do popisu, że wysiłki idą raczej na marne.
Jeśli pominiemy długie i nudne wędrówki bohaterów po wyspie - niestety, tak spędzimy większość czasu - zostanie kilka świetnie zrealizowanych scen gdzie Kong tłucze ludzi, helikoptery, olbrzymie kałamarnice i demoniczne jaszczury. Ten element wypadł rewelacyjnie. Walki są efektowne, dynamiczne i widowiskowe. Nie ma za wiele trzęsącej się kamery, są za to długie, nieprzerwane ujęcia z boku czy z góry. Widać kto kogo bije i kto w danym momencie wygrywa. Kong wygląda zjawiskowo, jego przeciwnicy też. Łyżką dziegciu jest tutaj okazjonalnie złe CGI. Scena (kompletnie niepasująca do reszty filmu, ale mająca być chyba hołdem dla starszych opowieści) z Kongiem i Brie Larson na skale to chyba najbardziej rażący przykład. Kiepskie efekty biją po oczach i nawet przez chwilę nie wierzyłem, że to mogło powstać gdzie indziej niż w studio z wielkim green boxem. Podobnie ujęcie kiedy Larsson i Hiddleston stają między Jacksonem i Kongiem.
Wydawało mi się, że połączenie klimatu Czasu Apokalipsy i Konga to pomysł świetny, ale ryzykowny. Niestety miałem rację. Kilka sekwencji stylizowanych na film wojenny robi wrażenie, Kong też, ale zabrakło tu dobrego scenariusza, spójnej opowieści, mniejszej ilości (i lepiej napisanych) bohaterów. No i scena po napisach. Musi być, bo Marvel tak robi i dobrze zarabia więc każdy by chciał. Marvel ma też MCU więc i WB chce mieć swoje "monsterversum" z Kongiem, Godzillą i innymi gigantami. Teraz najwyraźniej wszystko musi być w jakimś uniwersum. Szkoda, że prawdopodobnie częścią wspólną tego i kolejnych filmów będą Hiddleston i Larson, postaci doskonale nijakie. Jak najnowszy film z Kongiem. Plus jeden do oceny za fantastycznego Johna C. Reilly'ego. 6/10
http://zabimokiem.pl/zlamany-zab-a-sprawa-malpia/
To nie jest tak, że film jest bardzo zły. Nic z tych rzeczy, jest po prostu... nijaki? Generyczny. Jest wyspa, wielka małpa, trochę innych przerośniętych zwierząt. Jednie niegroźne, inne zabójcze, a w sam środek tego ekosystemu pakuje się zgraja stereotypowych, nijakich postaci. Tom Hiddleston to były komandos-tropiciel zwierząt (że co?), Brie Larsson robi zdjęcia, John Goodman jest Johnem Goodmanem, Samuel L. Jackson również gra samego siebie. Ekipę uzupełnia kilkunastu żołnierzy i naukowców, których wzięto tylko po to, żeby było kogo rzucać na pożarcie kolejnym kreaturom. Tak papierowych, płytkich i bezpłciowych postaci nie widziałem na ekranie od bardzo dawna. Poza tym miałem wrażenie, że każdy gra tutaj w innym filmie. Goodman i Larson w przygodowym, Jackson w wojennym, a Hiddleston w reklamie odzieży/zegarków/męskich perfum. To jest niesamowite. Zebrać aktorów tego kalibru w jednej produkcji i nie dać im nic do zagrania. Szok.
Jedyny bohater, który ma coś ciekawego do powiedzenia, ma ciekawą historię i naprawdę można się z nim identyfikować to rozbitek Hank Marlow grany przez niezawodnego Johna C. Reilly'ego. Jego samolot rozbił się u wybrzeży wyspy podczas drugiej wojny światowej. Od tamtej pory, czyli przez prawie trzydzieści lat, pilot poznaje "uroki" wyspy, co nie pozostało bez wpływu na jego zachowanie. To jedyna postać na ekranie, która wychodzi poza schemat, nie jest naszkicowanym dwoma zdaniami stereotypem z filmów akcji. Na plus wybija się jeszcze Samuel L. Jackson i charyzmą próbuje ratować swoją postać, ale znów - scenariusz zostawia mu tak mało pola do popisu, że wysiłki idą raczej na marne.
Jeśli pominiemy długie i nudne wędrówki bohaterów po wyspie - niestety, tak spędzimy większość czasu - zostanie kilka świetnie zrealizowanych scen gdzie Kong tłucze ludzi, helikoptery, olbrzymie kałamarnice i demoniczne jaszczury. Ten element wypadł rewelacyjnie. Walki są efektowne, dynamiczne i widowiskowe. Nie ma za wiele trzęsącej się kamery, są za to długie, nieprzerwane ujęcia z boku czy z góry. Widać kto kogo bije i kto w danym momencie wygrywa. Kong wygląda zjawiskowo, jego przeciwnicy też. Łyżką dziegciu jest tutaj okazjonalnie złe CGI. Scena (kompletnie niepasująca do reszty filmu, ale mająca być chyba hołdem dla starszych opowieści) z Kongiem i Brie Larson na skale to chyba najbardziej rażący przykład. Kiepskie efekty biją po oczach i nawet przez chwilę nie wierzyłem, że to mogło powstać gdzie indziej niż w studio z wielkim green boxem. Podobnie ujęcie kiedy Larsson i Hiddleston stają między Jacksonem i Kongiem.
Wydawało mi się, że połączenie klimatu Czasu Apokalipsy i Konga to pomysł świetny, ale ryzykowny. Niestety miałem rację. Kilka sekwencji stylizowanych na film wojenny robi wrażenie, Kong też, ale zabrakło tu dobrego scenariusza, spójnej opowieści, mniejszej ilości (i lepiej napisanych) bohaterów. No i scena po napisach. Musi być, bo Marvel tak robi i dobrze zarabia więc każdy by chciał. Marvel ma też MCU więc i WB chce mieć swoje "monsterversum" z Kongiem, Godzillą i innymi gigantami. Teraz najwyraźniej wszystko musi być w jakimś uniwersum. Szkoda, że prawdopodobnie częścią wspólną tego i kolejnych filmów będą Hiddleston i Larson, postaci doskonale nijakie. Jak najnowszy film z Kongiem. Plus jeden do oceny za fantastycznego Johna C. Reilly'ego. 6/10
http://zabimokiem.pl/zlamany-zab-a-sprawa-malpia/
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Milczenie (Silence)
Wspominany przeze mnie w kontekście Oscarów, jak sie okazało niemal zupełnie pominięty (jedynie nominacja za zdjęcia) najnowszy film Martina Scorsese. Trudno oprzeć się wrażeniu, że po niemoralnym i buńczucznym Wilku z Wall Street słynny mistrz kina próbuję niejako nadrobić swe przewiny tą produkcją, stara się zachować równowagę w swojej filmografii.
"Milczenie" to ekranizacja bardzo dobrzej książki Shusaku Endo, opowiadająca o podróży dwóch młodych jezuitów w poszukiwaniu swojego mentora, zaginionego w targanej czystkami religijnymi Japonii. Jest to też opowieść o korzeniach chrześcijaństwa, jego wartościach i ideach, które zestawiane są z dalekowschodnią, zupełnie odmienną nautrą człowieka i - właściwie najszerzej mówiac - całej jego egzystencji. Temat jest bardzo interesujący, a książka japońskiego autora frapująca i zmuszająca do refleksji.
Niestety, w przypadku filmu mogę mówić raczej o rozczarowaniu, choć niewielkim. W gruncie rzeczy film tematycznie mocno przypomina świetną, choć nieco przynudzającą momentami "Misję" Rolanda Joffe z 1986 roku. Nie tylko ze względu na fakt, że głównymi bohaterami w obu produkcjach są jezuici, a wątek fabularny dotyczych przesladowań, ale również dlatego, że "Milczenie" również wydaje się być nieco rozzwleczone i przekadrowane - długich, spokojnych ujęć, mimo ich niewątpliwego uroku, jest w nim po prostu za dużo. Zwłaszcza, jeśli zwrócimy uwagę, że samej akcji w filmie jest niewiele - najważniejsze elementy historii rozgrywają się przede wszystkim w głowach głównych bohaterów, co zresztą zostało w filmie przedstawione za pomocą prowadzonej przez nich narracji. Niestety ta forma nie sprawdza się najlepiej, szczególnie w kontekście podtrzymywania uwagi widza.
Z drugiej strony, trudno nie docenić kunsztu realizatorskiego całej ekipy filmowej. Z aktorów mogę właściwie przyczepić się jedynie do Adama Drivera, który gra prawie Kylo Rena, świetnie natomiast radzi sobie Adrew Garfield, zaskoczeniem jest łagodna kreacja Liama Neesona, a przecież mamy jeszcze znakomitą obsadę azjatycką - od sędziwego inkwizytora Inoue, aż na niesfornym nieszczęśniku Kichijiro kończąc. Muzyka jest znakomita, a zdjęcia porywające, chociaż całości, jak wspomniałem, brakuje tempa. Chociaż może po prostu cała ta historia okazała się mało filmowa.
Szkoda, bo w książce autor umieścił więcej wątpliwości i ideologicznego filozofowania o słusznosci postaw religijnych, niż zrobił to Scorsese w filmie. Pomimo, że pewne wątki są zarysowane, to jednak postaci japońskich prześladowców chrześcijaństwa są raczej jednowymiarowe i pozbawione obecnej w książce tajemniczości. Świetne wątki i mocne sceny przeplatają się z wrażeniem niewykorzystanego potencjału.
Trudno jest mi obiektywnie ocenić ten film, bo zdaję sobie sprawę, że moje oczekiwania w stosunku do niego były bardzo wysokie. Dla mnie jest to jednak zawód i lekkie rozczarowanie, stąd zaniżona, subiektywna szósteczka. Inni mogą dopisać punkt, lub nawet dwa.
6/10
Wspominany przeze mnie w kontekście Oscarów, jak sie okazało niemal zupełnie pominięty (jedynie nominacja za zdjęcia) najnowszy film Martina Scorsese. Trudno oprzeć się wrażeniu, że po niemoralnym i buńczucznym Wilku z Wall Street słynny mistrz kina próbuję niejako nadrobić swe przewiny tą produkcją, stara się zachować równowagę w swojej filmografii.
"Milczenie" to ekranizacja bardzo dobrzej książki Shusaku Endo, opowiadająca o podróży dwóch młodych jezuitów w poszukiwaniu swojego mentora, zaginionego w targanej czystkami religijnymi Japonii. Jest to też opowieść o korzeniach chrześcijaństwa, jego wartościach i ideach, które zestawiane są z dalekowschodnią, zupełnie odmienną nautrą człowieka i - właściwie najszerzej mówiac - całej jego egzystencji. Temat jest bardzo interesujący, a książka japońskiego autora frapująca i zmuszająca do refleksji.
Niestety, w przypadku filmu mogę mówić raczej o rozczarowaniu, choć niewielkim. W gruncie rzeczy film tematycznie mocno przypomina świetną, choć nieco przynudzającą momentami "Misję" Rolanda Joffe z 1986 roku. Nie tylko ze względu na fakt, że głównymi bohaterami w obu produkcjach są jezuici, a wątek fabularny dotyczych przesladowań, ale również dlatego, że "Milczenie" również wydaje się być nieco rozzwleczone i przekadrowane - długich, spokojnych ujęć, mimo ich niewątpliwego uroku, jest w nim po prostu za dużo. Zwłaszcza, jeśli zwrócimy uwagę, że samej akcji w filmie jest niewiele - najważniejsze elementy historii rozgrywają się przede wszystkim w głowach głównych bohaterów, co zresztą zostało w filmie przedstawione za pomocą prowadzonej przez nich narracji. Niestety ta forma nie sprawdza się najlepiej, szczególnie w kontekście podtrzymywania uwagi widza.
Z drugiej strony, trudno nie docenić kunsztu realizatorskiego całej ekipy filmowej. Z aktorów mogę właściwie przyczepić się jedynie do Adama Drivera, który gra prawie Kylo Rena, świetnie natomiast radzi sobie Adrew Garfield, zaskoczeniem jest łagodna kreacja Liama Neesona, a przecież mamy jeszcze znakomitą obsadę azjatycką - od sędziwego inkwizytora Inoue, aż na niesfornym nieszczęśniku Kichijiro kończąc. Muzyka jest znakomita, a zdjęcia porywające, chociaż całości, jak wspomniałem, brakuje tempa. Chociaż może po prostu cała ta historia okazała się mało filmowa.
Szkoda, bo w książce autor umieścił więcej wątpliwości i ideologicznego filozofowania o słusznosci postaw religijnych, niż zrobił to Scorsese w filmie. Pomimo, że pewne wątki są zarysowane, to jednak postaci japońskich prześladowców chrześcijaństwa są raczej jednowymiarowe i pozbawione obecnej w książce tajemniczości. Świetne wątki i mocne sceny przeplatają się z wrażeniem niewykorzystanego potencjału.
Trudno jest mi obiektywnie ocenić ten film, bo zdaję sobie sprawę, że moje oczekiwania w stosunku do niego były bardzo wysokie. Dla mnie jest to jednak zawód i lekkie rozczarowanie, stąd zaniżona, subiektywna szósteczka. Inni mogą dopisać punkt, lub nawet dwa.
6/10
A może to luksus, żyć tylko pięć lat?
since 22/4/2003
since 22/4/2003
- Larofan
- Social Media Ninja
- Posty: 3932
- Rejestracja: 5 maja 2014, o 10:15
- Lokalizacja: Poznań, Poland
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
kurde chcialem obejrzec ten film a teraz pq mowi ze jest dobry to juz nie wiem ..Pquelim pisze:Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie (Perfetti sconosciuti)
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
żartowałem, tak naprawdę 1/10 i za dużo botaków
A może to luksus, żyć tylko pięć lat?
since 22/4/2003
since 22/4/2003
- Ptaszor
- zielony
- Posty: 1882
- Rejestracja: 4 września 2014, o 17:06
- Lokalizacja: Forum SGK dodaje mi otuchy, gdy brakuje mi jej w czasie dnia.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Logan: Wolverine (Logan)
Rosomaku, ulecz się sam!, chciałoby się powiedzieć, niestety wraz z cudownymi właściwościami regeneracyjnymi Wolverine nie dostał możliwości uzdrowienia psychiki. Nieśmiertelny, a jednak wiecznie zraniony. Czyżby tym razem było jedną kulę za dużo? Na pewno dla mnie. Tanie to, nijakie, śmieszne zamiast poważne i jeszcze Stephen Merchant w roli albinosa, no myślałem, że śmiechnę. W serialu Statyści miał scenę z masturbacją - przylepia się do pamięci na zawsze. Nie rozumiem założeń mocy tych mutantów, które można w zależności od potrzeb dawać i zabierać. Cieszę się, że wzięli niektóre rozwiązania z Old Man Logana, ale to dla mnie nie wystarczyło, zostanę przy komiksie. Sorry, fsgk, bo zaniżam ocenę, do mnie to nie trafiło tak jak zupełnie nie trafił do mnie The Last of Us, bo rozumiem, że dużo tu podobieństw. Miało być tworzenie więzi, emocjonalne relacje, chyba jeszcze nie dorosłem do tego etapu.
5/10
Rosomaku, ulecz się sam!, chciałoby się powiedzieć, niestety wraz z cudownymi właściwościami regeneracyjnymi Wolverine nie dostał możliwości uzdrowienia psychiki. Nieśmiertelny, a jednak wiecznie zraniony. Czyżby tym razem było jedną kulę za dużo? Na pewno dla mnie. Tanie to, nijakie, śmieszne zamiast poważne i jeszcze Stephen Merchant w roli albinosa, no myślałem, że śmiechnę. W serialu Statyści miał scenę z masturbacją - przylepia się do pamięci na zawsze. Nie rozumiem założeń mocy tych mutantów, które można w zależności od potrzeb dawać i zabierać. Cieszę się, że wzięli niektóre rozwiązania z Old Man Logana, ale to dla mnie nie wystarczyło, zostanę przy komiksie. Sorry, fsgk, bo zaniżam ocenę, do mnie to nie trafiło tak jak zupełnie nie trafił do mnie The Last of Us, bo rozumiem, że dużo tu podobieństw. Miało być tworzenie więzi, emocjonalne relacje, chyba jeszcze nie dorosłem do tego etapu.
5/10
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Ptaszor pisze: Sorry, fsgk, bo zaniżam ocenę, do mnie to nie trafiło tak jak zupełnie nie trafił do mnie The Last of Us...
A może to luksus, żyć tylko pięć lat?
since 22/4/2003
since 22/4/2003
- Ptaszor
- zielony
- Posty: 1882
- Rejestracja: 4 września 2014, o 17:06
- Lokalizacja: Forum SGK dodaje mi otuchy, gdy brakuje mi jej w czasie dnia.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Ostatnio zmieniony 25 marca 2017, o 11:43 przez Ptaszor, łącznie zmieniany 2 razy.
- Counterman
- Waniaaa!
- Posty: 4016
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 19:07
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Ukryte Działania (Hidden Figures)
Film opowiada historię (opartą na faktach) trzech czarnoskórych pracownic NASA, w okresie wysyłania pierwszego człowieka w kosmos. W momencie jak go włączałem to byłem dość niechętny, bo nie miałem ochoty na "poważne" kino, żona mnie namówiła. Jednak z każdą minutą fabuła filmu wciągała mnie coraz bardziej, a sposób jego realizacji i dbałość o szczegóły scen (film przedstawia rok 1961, przed równouprawnieniem murzynów w USA) powodowały mój szczery podziw. Gra aktorska pierwszorzędna, poczynając od głównych kreacji, przez drugi plan, po statystów. Historia szalenie ciekawa. Ścieżka dźwiękowa też mi się podobała, choć w jednej scenie aż się prosiło o włożenie utworu "Seven Nation Army".
Szczerze polecam.
9/10
Film opowiada historię (opartą na faktach) trzech czarnoskórych pracownic NASA, w okresie wysyłania pierwszego człowieka w kosmos. W momencie jak go włączałem to byłem dość niechętny, bo nie miałem ochoty na "poważne" kino, żona mnie namówiła. Jednak z każdą minutą fabuła filmu wciągała mnie coraz bardziej, a sposób jego realizacji i dbałość o szczegóły scen (film przedstawia rok 1961, przed równouprawnieniem murzynów w USA) powodowały mój szczery podziw. Gra aktorska pierwszorzędna, poczynając od głównych kreacji, przez drugi plan, po statystów. Historia szalenie ciekawa. Ścieżka dźwiękowa też mi się podobała, choć w jednej scenie aż się prosiło o włożenie utworu "Seven Nation Army".
Szczerze polecam.
9/10
IRON MAIDEN are KINGS
"Jedynym właściwym stanem serca jest radość" Terry Pratchett R.I.P.
"errare humanum est" - i nie zapominajcie o tym.
"Jedynym właściwym stanem serca jest radość" Terry Pratchett R.I.P.
"errare humanum est" - i nie zapominajcie o tym.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
jak będziecie szli na Ghost in the Shell, to idźcie do jakiegoś imaxa, czy czegoś dużego. Oglądanie takiego filmu na małym ekranie trochę zabiera z przyjemności. Ale i tak warto
You give up a few things, chasing a dream.
"Ty jesteś menda taka pozytywna" - colgatte
#sgk 4 life.
Old FŚGK number is 12526
MISTRZ FLEP EURO 2024
- Ptaszor
- zielony
- Posty: 1882
- Rejestracja: 4 września 2014, o 17:06
- Lokalizacja: Forum SGK dodaje mi otuchy, gdy brakuje mi jej w czasie dnia.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
We Wrocławiu IMAX dopiero się buduje.
- PIOTROSLAV
- Parmezan
- Posty: 3898
- Rejestracja: 5 maja 2014, o 12:06
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
W październiku powinniśmy otworzyć
"Po co się kłócić z drugim człowiekiem, skoro można go zabić?"
Zarejestrowany: 8/10/2001
Zarejestrowany: 8/10/2001
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Wait...what? A gdzie ma być?Ptaszor pisze:We Wrocławiu IMAX dopiero się buduje.
- Ptaszor
- zielony
- Posty: 1882
- Rejestracja: 4 września 2014, o 17:06
- Lokalizacja: Forum SGK dodaje mi otuchy, gdy brakuje mi jej w czasie dnia.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Z początku byłem przeciwny kolejnym bryłom, ale skoro ma być IMAX...
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Dzień zagłady (Deep Impact)
Wydany w tym samym roku i przyćmiony zrazu przez Armageddon film o podobnej tematyce, całkiem zgrabny i również warty uwagi. Jest to klasyczne kino amerykańskie schyłku lat dziewięćdziesiątych, odzwierciedlające lęki przed końcem millenium. Do Ziemi zbliża się będąca na kursie kolizyjnym kometa wielkości Nowego Jorku. Prezydent USA (Morgan Freeman) w poruszającym orędziu do narodu opowiada o planach powstrzymania kataklizmu, a całość obserwujemy z kilku perspektyw: uczestników ekspedycji ratunkowej (m.in. Robert Duvall), dziennikarki odkrywającej skrywaną tajemnicę (Tea Leoni), wspomiane szczyty władzy USA, a także młodego ucznia, którzy przyczynili się do odkrycia zagrożenia (Elijah Wood). Film jest sprawny, zajmujący i przyjemny w odbiorze. Znacznym minusem są dzisiaj już rażąco niedopracowane efekty specjalne, zwłaszcza w porównaniu z blockbusterem z Bruce'em Willisem. Ale mimo wszystko uważam, że warto zobaczyć - kawałek przyjemnego i ekscytującego kina idealny na wolne popołudnie.
6/10
Księgowy (The Accountant)
Bardzo pozytywne zaskoczenie. Klimat jak w serii z Jasonem Bournem, tyle, że tutaj mamy autystycznego najemnika, w którego rolę bardzo udanie wcielił się Ben Affleck. Akcja trzyma w napięciu od początku, a odkrywanie tajemnicy spisku zagrażającegu życiu głównego bohatera przeplatane jest w umiejętny sposób z wątkami z jego przeszłości, oraz pozbawioną przesadnego romantyzmu relacją z płcią przeciwną (świetnie prezentuje się Anna Kendrick). Fabuła ma kilka zawirowań i potrafi zaskoczyć, główny bohater jest intrygującą postacią, a zakończenie pozostawia uczucie niedosytu. Chcę się więcej, to mogłaby być bardzo udana seria. Znacznie lepsze od odgrzewanych sensacyjniaków z Cruisem, bardziej zajmujące niż Bourne. W swojej klasie - wysoka półka. Polecam!
8/10
Kong: Wyspa Czaszki (Kong: Skull Island)
Uwielbiam udane realizacje w klimacie monster-action-adventure. I to jest taki film! Niemal w stu procentach spełnił moje oczekiwania co do: znakomitych efektów specjalnych, świetnej obsady oraz trzymającego w napięciu scenariusza.
Jest Samuel L. Jackson, opętany rzadzą zemsty na bestii. Jest tajemnicza wyspa, na której żyją potwory nieznane ludzkości. Jest świetny John C. Reily, który stanowi pomost pomiędzy cywilizacją, a przeklętą ziemią z piekła rodem. Jest klimat ciagłego zagrożenia i ścierające się postawy co do roli, jaką człowiek powinien odegrać w tym bagnie. Jest wreszcie on - Kong, imponujący naczelny, niepodzielnie panujący król tego chaosu. Znalazło się też miejsce na delikatne nawiązanie do poprzednich produkcji z wielką małpą w roli głównej - udany ukłon w stronę historycznej ikony popkultury, którą King Kong przecież bywał.
Jasne, nie ma tutaj wysublimowanego studium filozofii i ezgystencji, bohaterowie są papierowi, a fabuła prosta i oklepana, ale mnie to zupełnie nie przeszkadzało. Ten film miał dostarczać rozrywki i robi to z nawiązka. Jedynym zgrzytem była dla mnie jedna z końcowych scen, rozwiązanie wątku wspomnianego konfliktu postaw, w której temperatura spada i ewidentnie twórcom zabrakło inwencji, ale ostatecznie nieznacznie wpłynęła ona na ogólny odbiór filmu. Pozostałe elementy - miód, w porywach, z orzeszkami. Rewelacyjne pojedynki okraszone świetnymi animacjami potworów. Adekwatna ścieżka dźwiękowa i momentami zapierające dech ujęcia, przywołujace skojarzenia z klasykami kina vide Czas Apokalipsy. Najnowsza produkcja Davida O'Connora to całkiem obszerny tygiel - wizualnie przypomina wojenne filmy o Wietnamie, atmosferą zachacza o klimaty Predatora, pozostając przy tym przygodowo-sensacyjną bajką dla dorosłych. Polecam, bo dawno nie było tak radosnej rozwałki z przerażającymi potworami w roli głównej. Kong odsadza wszelkie Jurrasic Worldy na znaczny dystans. O Pacific Rimach, czy innych Transformersach nie ma nawet co wspominać. Z przyjemnością obejrzałbym udane połączenie zaprezentowanej tu wizji z najnowszą Godzillą, co zostało zresztą wstępnie zapowiedziane przez producentów.
7+/10
Life
Brakowało mi takiego filmu. Mało jest udanych i zajmujących horrorów Sci-Fi w klimacie i stylu Obcego. Life jest oparty na niemal identycznym schemacie - zagrożenia ze strony rozwijającej się, obcej formy życia wewnątrz statku badawczego. W rolach głównych obsada z pierwszej półki - jest Jake Gyllenhaal, Ryan Reynolds, dobrze prezentują się również Hiroyuki Sanada oraz Rebecca Ferguson. Co prawda, do klimatu Obcego ten film raczej się nie zbliża, ale i tak warto docenić udaną próbę nawiązania do klasyka. Fabuła pozbawiona jest uderzających dziur w logice, a scenariusz jest mniej lub bardziej, ale wciaż sensowny od początku do końca. Kino to kameralne i pozbawione wyszukanych efektów specjalnych, widać ograniczenia budżetowe - chociaż przynajmniej postać obcego została dopracowana i robi wrażenie. Podobnie jak końcówka, utrzymana w oldschoolowym już nieco stylu: zamiast łagodnego wyciszenia, mamy solidnie uderzającą puentę. Niby tani chwyt, ale mnie się podobał. Innymi słowy - warto zobaczyć, zwłaszcza jeżeli lubimy gatunek kosmicznych horrorów, który obszerny przecież nie jest.
7/10
Wydany w tym samym roku i przyćmiony zrazu przez Armageddon film o podobnej tematyce, całkiem zgrabny i również warty uwagi. Jest to klasyczne kino amerykańskie schyłku lat dziewięćdziesiątych, odzwierciedlające lęki przed końcem millenium. Do Ziemi zbliża się będąca na kursie kolizyjnym kometa wielkości Nowego Jorku. Prezydent USA (Morgan Freeman) w poruszającym orędziu do narodu opowiada o planach powstrzymania kataklizmu, a całość obserwujemy z kilku perspektyw: uczestników ekspedycji ratunkowej (m.in. Robert Duvall), dziennikarki odkrywającej skrywaną tajemnicę (Tea Leoni), wspomiane szczyty władzy USA, a także młodego ucznia, którzy przyczynili się do odkrycia zagrożenia (Elijah Wood). Film jest sprawny, zajmujący i przyjemny w odbiorze. Znacznym minusem są dzisiaj już rażąco niedopracowane efekty specjalne, zwłaszcza w porównaniu z blockbusterem z Bruce'em Willisem. Ale mimo wszystko uważam, że warto zobaczyć - kawałek przyjemnego i ekscytującego kina idealny na wolne popołudnie.
6/10
Księgowy (The Accountant)
Bardzo pozytywne zaskoczenie. Klimat jak w serii z Jasonem Bournem, tyle, że tutaj mamy autystycznego najemnika, w którego rolę bardzo udanie wcielił się Ben Affleck. Akcja trzyma w napięciu od początku, a odkrywanie tajemnicy spisku zagrażającegu życiu głównego bohatera przeplatane jest w umiejętny sposób z wątkami z jego przeszłości, oraz pozbawioną przesadnego romantyzmu relacją z płcią przeciwną (świetnie prezentuje się Anna Kendrick). Fabuła ma kilka zawirowań i potrafi zaskoczyć, główny bohater jest intrygującą postacią, a zakończenie pozostawia uczucie niedosytu. Chcę się więcej, to mogłaby być bardzo udana seria. Znacznie lepsze od odgrzewanych sensacyjniaków z Cruisem, bardziej zajmujące niż Bourne. W swojej klasie - wysoka półka. Polecam!
8/10
Kong: Wyspa Czaszki (Kong: Skull Island)
Uwielbiam udane realizacje w klimacie monster-action-adventure. I to jest taki film! Niemal w stu procentach spełnił moje oczekiwania co do: znakomitych efektów specjalnych, świetnej obsady oraz trzymającego w napięciu scenariusza.
Jest Samuel L. Jackson, opętany rzadzą zemsty na bestii. Jest tajemnicza wyspa, na której żyją potwory nieznane ludzkości. Jest świetny John C. Reily, który stanowi pomost pomiędzy cywilizacją, a przeklętą ziemią z piekła rodem. Jest klimat ciagłego zagrożenia i ścierające się postawy co do roli, jaką człowiek powinien odegrać w tym bagnie. Jest wreszcie on - Kong, imponujący naczelny, niepodzielnie panujący król tego chaosu. Znalazło się też miejsce na delikatne nawiązanie do poprzednich produkcji z wielką małpą w roli głównej - udany ukłon w stronę historycznej ikony popkultury, którą King Kong przecież bywał.
Jasne, nie ma tutaj wysublimowanego studium filozofii i ezgystencji, bohaterowie są papierowi, a fabuła prosta i oklepana, ale mnie to zupełnie nie przeszkadzało. Ten film miał dostarczać rozrywki i robi to z nawiązka. Jedynym zgrzytem była dla mnie jedna z końcowych scen, rozwiązanie wątku wspomnianego konfliktu postaw, w której temperatura spada i ewidentnie twórcom zabrakło inwencji, ale ostatecznie nieznacznie wpłynęła ona na ogólny odbiór filmu. Pozostałe elementy - miód, w porywach, z orzeszkami. Rewelacyjne pojedynki okraszone świetnymi animacjami potworów. Adekwatna ścieżka dźwiękowa i momentami zapierające dech ujęcia, przywołujace skojarzenia z klasykami kina vide Czas Apokalipsy. Najnowsza produkcja Davida O'Connora to całkiem obszerny tygiel - wizualnie przypomina wojenne filmy o Wietnamie, atmosferą zachacza o klimaty Predatora, pozostając przy tym przygodowo-sensacyjną bajką dla dorosłych. Polecam, bo dawno nie było tak radosnej rozwałki z przerażającymi potworami w roli głównej. Kong odsadza wszelkie Jurrasic Worldy na znaczny dystans. O Pacific Rimach, czy innych Transformersach nie ma nawet co wspominać. Z przyjemnością obejrzałbym udane połączenie zaprezentowanej tu wizji z najnowszą Godzillą, co zostało zresztą wstępnie zapowiedziane przez producentów.
7+/10
Life
Brakowało mi takiego filmu. Mało jest udanych i zajmujących horrorów Sci-Fi w klimacie i stylu Obcego. Life jest oparty na niemal identycznym schemacie - zagrożenia ze strony rozwijającej się, obcej formy życia wewnątrz statku badawczego. W rolach głównych obsada z pierwszej półki - jest Jake Gyllenhaal, Ryan Reynolds, dobrze prezentują się również Hiroyuki Sanada oraz Rebecca Ferguson. Co prawda, do klimatu Obcego ten film raczej się nie zbliża, ale i tak warto docenić udaną próbę nawiązania do klasyka. Fabuła pozbawiona jest uderzających dziur w logice, a scenariusz jest mniej lub bardziej, ale wciaż sensowny od początku do końca. Kino to kameralne i pozbawione wyszukanych efektów specjalnych, widać ograniczenia budżetowe - chociaż przynajmniej postać obcego została dopracowana i robi wrażenie. Podobnie jak końcówka, utrzymana w oldschoolowym już nieco stylu: zamiast łagodnego wyciszenia, mamy solidnie uderzającą puentę. Niby tani chwyt, ale mnie się podobał. Innymi słowy - warto zobaczyć, zwłaszcza jeżeli lubimy gatunek kosmicznych horrorów, który obszerny przecież nie jest.
7/10
A może to luksus, żyć tylko pięć lat?
since 22/4/2003
since 22/4/2003
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Pq: Kong był rozrywką jak małpiszon był na ekranie. Wszystkie sceny z ludźmi to padaka, a tego było niestety najwięcej.
- Voo
- Stary Człowiek, A Może
- Posty: 6418
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
- Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
W Dzień zagłady fajne było to, że kometa jednak przyjeb...a, były te sceny z uciekającymi ludzmi, tsunami etc. Ogólnie film był w dosc powaznym tonie.
Kilka lat potem Indonezja doswiadczyła czegos podobnego.
Kilka lat potem Indonezja doswiadczyła czegos podobnego.
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [100%] Spłacić kredyt [60%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
- Matthias[Wlkp]
- purpurowy
- Posty: 7478
- Rejestracja: 17 czerwca 2014, o 15:58
- Lokalizacja: Swarożycu! Rządź!
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Kometa przyjeb...a w Indonezję?
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Nie kometa tylko asteroida i nie przyjebała ostatecznie tylko jej mniejszy fragment więc rozmiar katastrofy nie był globalny.
Ale zgadzam się, że to fajny i niedoceniony film. Wyszedł niestety niemal równo z Armagedonem, który jest czystą rozrywką, ale jest też tak głupi, że aż boli
Ale zgadzam się, że to fajny i niedoceniony film. Wyszedł niestety niemal równo z Armagedonem, który jest czystą rozrywką, ale jest też tak głupi, że aż boli
- Voo
- Stary Człowiek, A Może
- Posty: 6418
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
- Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
W San Escobar przyjebała.Matthias[Wlkp] pisze:Kometa przyjeb...a w Indonezję?
Tsunami było w Indonezji i ludzie przed nim uciekali jak w filmie!
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [100%] Spłacić kredyt [60%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
- Voo
- Stary Człowiek, A Może
- Posty: 6418
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
- Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Lobster (The Lobster)
Nie mam siły wikłać się w spory na temat jakości tego filmu ani bawić w poważne analizy. Ponieważ doczekał się on własnego wątku na forum, w którym obaj adwersarze jasno i szczegółowo wyłożyli swój punkt widzenia pójdę na łatwiznę i napiszę, że jestem w tym przypadku po stronie Sitha. Dla mnie najważniejsze, że film jest "inny", intrygujący i zachęcający do rozważań na różne tematy. Drażni widza ale tak miało być. Doceniam to. 8/10
Nie mam siły wikłać się w spory na temat jakości tego filmu ani bawić w poważne analizy. Ponieważ doczekał się on własnego wątku na forum, w którym obaj adwersarze jasno i szczegółowo wyłożyli swój punkt widzenia pójdę na łatwiznę i napiszę, że jestem w tym przypadku po stronie Sitha. Dla mnie najważniejsze, że film jest "inny", intrygujący i zachęcający do rozważań na różne tematy. Drażni widza ale tak miało być. Doceniam to. 8/10
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [100%] Spłacić kredyt [60%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
- Voo
- Stary Człowiek, A Może
- Posty: 6418
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
- Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Mr. Holmes
Głównym bohaterem jest tu stetryczały, 93-letni Sherlock Holmes, który mieszka na sielskiej angielskiej prowincji i zajmuje się hodowlą pszczół oraz użeraniem ze swoją gospodynią. Gdzieś w tle i wspomnieniach Holmesa jest jakaś zagadka kryminalna ale tak naprawdę chodzi tu chyba o pokazanie walki o godne starzenie się. Ian McKellen jest genialny w roli detektywa-staruszka ale film ma tempo zbliżone do tempa chodu 93-latka i trzeba trochę cierpliwości, żeby go obejrzeć i mieć z tego satysfakcję. Podobał mi się ale w kilku momentach musiałem trochę powalczyć z opadającymi powiekami. 6/10
Patrol (The Guardian)
Klasyczny przykład amerykańskiego kina "branżowego". Używam tego określenia mając na myśli filmy o jakiejś specyficznej grupie zawodowej, zazwyczaj opowiadające historię starego wyjadacza i nowicjusza, który próbuje iść w jego ślady. Mnóstwo jest takich filmów o gliniarzach, są też o strażakach a ten akurat jest o ratownikach ze Straży Wybrzeża. Tych kolesiach, którzy skaczą ze śmigłowca do wody i wchodzą na pokład tonącego statku albo podpinają ludzi do wyciągarki, etc. Film jest sztampowy ale nieźle zrobiony, nie straszy CGI, które w takich filmach sprzed dekady potrafi wyglądać koszmarnie (patrz np. "Posejdon"). Fabuła kręci się wokół katorżniczego szkolenia jakie przechodzą kandydaci na ratowników i konfliktu (a jakże) między starym wyjadaczem-instruktorem z dramatyczną przeszłością (a jakże) a młodym, pewnym siebie pływakiem, też z przeszłością (a jakże). W rolach głównych Costner i Kutcher, więc panie w wieku od młodego do zaawansowanego będą ukontentowane. Gdyby nie jakby na siłę dodana heroiczna końcówka to byłby to naprawdę godny kawał filmowego rzemiosła, dający możliwość popatrzenia na niebezpieczną pracę odważnych ludzi i oryginalny latający sprzęt używany przez Coast Guard. Mimo wspomnianego zakończenia, przesuwającego środek ciężkości niebezpiecznie w stronę banału film spodobał mi się. Do obejrzenia z całą rodziną. 7/10
Głównym bohaterem jest tu stetryczały, 93-letni Sherlock Holmes, który mieszka na sielskiej angielskiej prowincji i zajmuje się hodowlą pszczół oraz użeraniem ze swoją gospodynią. Gdzieś w tle i wspomnieniach Holmesa jest jakaś zagadka kryminalna ale tak naprawdę chodzi tu chyba o pokazanie walki o godne starzenie się. Ian McKellen jest genialny w roli detektywa-staruszka ale film ma tempo zbliżone do tempa chodu 93-latka i trzeba trochę cierpliwości, żeby go obejrzeć i mieć z tego satysfakcję. Podobał mi się ale w kilku momentach musiałem trochę powalczyć z opadającymi powiekami. 6/10
Patrol (The Guardian)
Klasyczny przykład amerykańskiego kina "branżowego". Używam tego określenia mając na myśli filmy o jakiejś specyficznej grupie zawodowej, zazwyczaj opowiadające historię starego wyjadacza i nowicjusza, który próbuje iść w jego ślady. Mnóstwo jest takich filmów o gliniarzach, są też o strażakach a ten akurat jest o ratownikach ze Straży Wybrzeża. Tych kolesiach, którzy skaczą ze śmigłowca do wody i wchodzą na pokład tonącego statku albo podpinają ludzi do wyciągarki, etc. Film jest sztampowy ale nieźle zrobiony, nie straszy CGI, które w takich filmach sprzed dekady potrafi wyglądać koszmarnie (patrz np. "Posejdon"). Fabuła kręci się wokół katorżniczego szkolenia jakie przechodzą kandydaci na ratowników i konfliktu (a jakże) między starym wyjadaczem-instruktorem z dramatyczną przeszłością (a jakże) a młodym, pewnym siebie pływakiem, też z przeszłością (a jakże). W rolach głównych Costner i Kutcher, więc panie w wieku od młodego do zaawansowanego będą ukontentowane. Gdyby nie jakby na siłę dodana heroiczna końcówka to byłby to naprawdę godny kawał filmowego rzemiosła, dający możliwość popatrzenia na niebezpieczną pracę odważnych ludzi i oryginalny latający sprzęt używany przez Coast Guard. Mimo wspomnianego zakończenia, przesuwającego środek ciężkości niebezpiecznie w stronę banału film spodobał mi się. Do obejrzenia z całą rodziną. 7/10
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [100%] Spłacić kredyt [60%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
voo: wyedytuowałem Twój tytuł Holmesa, bo w agregacie nie widnieje jako "Pan Holmes", tylko po prostu "Mr. Holmes". W momencie kiedy go recenzowałem chyba jeszcze nie było polskiego tytułu, albo ewentualnie niepotrzebnie zasugerowałem się poprzednim recenzentem. W każdym razie, chciałbym zachować spójność więc mam nadzieję, ze rozumiesz
A może to luksus, żyć tylko pięć lat?
since 22/4/2003
since 22/4/2003
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Ale to Twoją reckę trzeba poprawić na agregacie (greeny?), a nie Voo tutaj. Każdy następny i tak da tytuł z filmwebu.Pquelim pisze:voo: wyedytuowałem Twój tytuł Holmesa, bo w agregacie nie widnieje jako "Pan Holmes", tylko po prostu "Mr. Holmes". W momencie kiedy go recenzowałem chyba jeszcze nie było polskiego tytułu, albo ewentualnie niepotrzebnie zasugerowałem się poprzednim recenzentem. W każdym razie, chciałbym zachować spójność więc mam nadzieję, ze rozumiesz
- Counterman
- Waniaaa!
- Posty: 4016
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 19:07
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Ghost in the shell
Zaznaczę od razu, że byłem na 3D w IMAX.
Drugim słowem wstępu, zaznaczę że jestem fanobyem Ghosta i jarałem się strasznie. Miałem jednocześnie bardzo poważne wątpliwości, czy uda się przenieść niesamowity klimat anime do kina. I powiem tak: nie jest źle.
Pierwsze co robi wrażenie to oprawa wizualna. Naprawdę, naprawdę film wygląda świetnie. Konstrukcja wizualna świata jest wspaniała, nawiązuje niesamowicie mocno do oryginału. Przy czym bardzo mi się podobało nie cukrzenie scenerii, pokazywanie brudu, slumsów, w ogóle no szarej rzeczywistości. Also pierwsze sceny filmu (jak w anime) są świetne. Tutaj naprawdę byłem zadowolony, nie ma co się czepiać.
Drugie co zauważyłem to oprawa muzyczna oraz ogółem dźwięk. Tutaj bardzo mi się podobało natężenie dźwięków otoczenia i efektów specjalnych, muzyka była ok, choć anime miało o niebo lepszą.
Im dalej w las tym szybciej się orientujemy, że fabuła jest inna niż w anime. W linii czasowej jest to umiejscowione gdzieś przed oryginałem, z wzięciem kilku scen (zresztą bardzo fajnych) z anime. I tu pojawia się pierwszy poważny zgryz, bo fabuła jest słaba. Prosta w konstrukcji, wyłożona na tacę. Widać, że film jest dostosowany do szerokiego grona odbiorców, szczególnie zamknięcie fabuły i ostatnie sceny. No taki amerykański patos. Także było o dużo więcej dziur logicznych w stosunku do oryginału.
Drugim zgryzem (dla mnie) była Scarlett. No nie pasowała mi i już. Jej gra aktorska nie pasowała mi i już. Nie było to tragiczne, ale nie pasowało mi. I już.
Ogółem film jednak mi się podobał. Bawiłem się dobrze i nie żałuje. Na pewno nie jest to majstersztyk na miarę oryginału, a scenarzyści nie starają się przemycić za dużo rzeczy do pomyślenia - niemniej fajnie się oglądało, a zdjęcia były super.
Będąc już w domu zauważyłem jeszcze jedną różnicę. Po oglądaniu anime zostaje mi zawsze niedosyt, chcę więcej, myślę o scenach, jestem w tym świecie. Po filmie jestem najedzony i nawet na deser nie mam ochoty.
P.S.
Gdybym miał rozdzielić ocenę na części składowe to by było:
grafika 10 na 10
dźwięk 7 na 10
fabuła 6 na 10
Niby nie wychodzi sumarycznie 7 na 10 z ostatecznej mojej oceny, ale jak z recenzjami gier: po prostu czuję tą siódemkę po filmie
7/10
Zaznaczę od razu, że byłem na 3D w IMAX.
Drugim słowem wstępu, zaznaczę że jestem fanobyem Ghosta i jarałem się strasznie. Miałem jednocześnie bardzo poważne wątpliwości, czy uda się przenieść niesamowity klimat anime do kina. I powiem tak: nie jest źle.
Pierwsze co robi wrażenie to oprawa wizualna. Naprawdę, naprawdę film wygląda świetnie. Konstrukcja wizualna świata jest wspaniała, nawiązuje niesamowicie mocno do oryginału. Przy czym bardzo mi się podobało nie cukrzenie scenerii, pokazywanie brudu, slumsów, w ogóle no szarej rzeczywistości. Also pierwsze sceny filmu (jak w anime) są świetne. Tutaj naprawdę byłem zadowolony, nie ma co się czepiać.
Drugie co zauważyłem to oprawa muzyczna oraz ogółem dźwięk. Tutaj bardzo mi się podobało natężenie dźwięków otoczenia i efektów specjalnych, muzyka była ok, choć anime miało o niebo lepszą.
Im dalej w las tym szybciej się orientujemy, że fabuła jest inna niż w anime. W linii czasowej jest to umiejscowione gdzieś przed oryginałem, z wzięciem kilku scen (zresztą bardzo fajnych) z anime. I tu pojawia się pierwszy poważny zgryz, bo fabuła jest słaba. Prosta w konstrukcji, wyłożona na tacę. Widać, że film jest dostosowany do szerokiego grona odbiorców, szczególnie zamknięcie fabuły i ostatnie sceny. No taki amerykański patos. Także było o dużo więcej dziur logicznych w stosunku do oryginału.
Drugim zgryzem (dla mnie) była Scarlett. No nie pasowała mi i już. Jej gra aktorska nie pasowała mi i już. Nie było to tragiczne, ale nie pasowało mi. I już.
Ogółem film jednak mi się podobał. Bawiłem się dobrze i nie żałuje. Na pewno nie jest to majstersztyk na miarę oryginału, a scenarzyści nie starają się przemycić za dużo rzeczy do pomyślenia - niemniej fajnie się oglądało, a zdjęcia były super.
Będąc już w domu zauważyłem jeszcze jedną różnicę. Po oglądaniu anime zostaje mi zawsze niedosyt, chcę więcej, myślę o scenach, jestem w tym świecie. Po filmie jestem najedzony i nawet na deser nie mam ochoty.
P.S.
Gdybym miał rozdzielić ocenę na części składowe to by było:
grafika 10 na 10
dźwięk 7 na 10
fabuła 6 na 10
Niby nie wychodzi sumarycznie 7 na 10 z ostatecznej mojej oceny, ale jak z recenzjami gier: po prostu czuję tą siódemkę po filmie
7/10
IRON MAIDEN are KINGS
"Jedynym właściwym stanem serca jest radość" Terry Pratchett R.I.P.
"errare humanum est" - i nie zapominajcie o tym.
"Jedynym właściwym stanem serca jest radość" Terry Pratchett R.I.P.
"errare humanum est" - i nie zapominajcie o tym.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
łatwiej poprawić tytuł przed zassaniem w agregat, niż poprawić agregat.
A może to luksus, żyć tylko pięć lat?
since 22/4/2003
since 22/4/2003
- Counterman
- Waniaaa!
- Posty: 4016
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 19:07
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Ale że co mam poprawić? Bo nie czaję
IRON MAIDEN are KINGS
"Jedynym właściwym stanem serca jest radość" Terry Pratchett R.I.P.
"errare humanum est" - i nie zapominajcie o tym.
"Jedynym właściwym stanem serca jest radość" Terry Pratchett R.I.P.
"errare humanum est" - i nie zapominajcie o tym.
- Voo
- Stary Człowiek, A Może
- Posty: 6418
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
- Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Zachowanie. Byłeś widziany jak dłubiesz w nosie.
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [100%] Spłacić kredyt [60%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Żeby tylko w nosie.Voo pisze:Zachowanie. Byłeś widziany jak dłubiesz w nosie.
Pq: może i trudniej, ale mój sposób naprawia błąd, a Twój powiela złe standardy
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Ghost in the Shell (Kôkaku kidôtai) - Z okazji premiery amerykańskiej wersji Ghost in the shell, postanowiłem sobie odświeżyć oryginał. Z lekką niepewnością podszedłem do seansu, bo nie wszystko, co dobrze nam się kojarzy, wytrzymuje próbę czasu. Jak jest w tym przypadku?
Pisząc krótko: tak samo dobrze, jak przy pierwszym i każdym następnym obejrzeniu. A może nawet lepiej? Dorosły człowiek, ileś setek filmów/seriali/książek później jest w stanie znaleźć tu o wiele więcej treści, odniesień i pytań prowadzących do naprawdę poważnych refleksji.
Fabuły nie streszczę. Starzy wyjadacze znają, a kto nie widział - niech nie czyta streszczeń tylko niech zaryzykuje niecałe półtorej godziny i obejrzy. Warto. Dla ciekawej historii, o którą dziś w kinie ciężko, szczególnie w tak krótkim filmie. Dla świata rodem z Blade Runnera, gdzie w przyszłości ludzie w części lub całości stają się cyborgami. Gdzie czasem z oryginalnej osoby zostaje tylko fragment żywego mózgu w tytułowej skorupie. Dla niejednoznacznych bohaterów. Wreszcie dla trudnych pytań o to gdzie zaczyna się człowieczeństwo? Gdzie się kończy? Czy świadomość własnego istnienia jest wystarczającym wyznacznikiem?
Nie chcę się rozpisywać, bo to jeden z tych tytułów, gdzie najlepsze odkryjesz na własną rękę. Mamoru Oshii stworzył ponadczasową historię, w której jednak nic nie jest podane na tacy. Zgodnie z zasadą "pokazuj, ale nie mów" wiele pytań czy refleksji zaszyto bardzo umiejętnie w dialogach, scenach rodem ze snów czy tak prozaicznej czynności jak... nurkowanie.
Audiowizualnie film nadal może się podobać. Anime jest tak specyficzne, że w zasadzie się nie starzeje. Piękne pejzaże, sugestywna kreska - to wszystko tworzy ciekawy i mroczny świat przyszłości. Na pewno znajdą się tacy, co ponarzekają, ale wszystkich nie da się zadowolić. Nie wierzę natomiast, że znajdzie się ktoś, kto złe słowo powie o ścieżce dźwiękowej. Moim skromnym zdaniem mamy tu do czynienia z arcydziełem. Niektóre utwory słuchane osobno mogą zaskakiwać i w teorii nie pasować do obrazu s-f. Kiedy jednak pojawiają się w konkretnych momentach - po prostu hipnotyzują widza. Wciągają za uszy do swojego świata. Coś niesamowitego.
Ghost in the shell to produkcja, którą powinien obejrzeć każdy szanujący się wielbiciel kina. Element klasyki, historii kina. Dziś widać jak wiele kolejnych obrazów (Matrix!) czerpało natchnienie i pomysły żywcem wyjmując niektóre elementy z filmu Mamoru Oshiiego. Genialna ścieżka dźwiękowa, ładna animacja, moralnie niejednoznaczny świat, cytaty z biblii spinające fabułę i mnóstwo zawoalowanych znaczeń - idealnych do odkrywania przy każdym kolejnym seansie. Po prostu trzeba to zobaczyć samemu. Bez wymówek. 9/10
http://zabimokiem.pl/klasyka-anime-wypada-znac/
Pisząc krótko: tak samo dobrze, jak przy pierwszym i każdym następnym obejrzeniu. A może nawet lepiej? Dorosły człowiek, ileś setek filmów/seriali/książek później jest w stanie znaleźć tu o wiele więcej treści, odniesień i pytań prowadzących do naprawdę poważnych refleksji.
Fabuły nie streszczę. Starzy wyjadacze znają, a kto nie widział - niech nie czyta streszczeń tylko niech zaryzykuje niecałe półtorej godziny i obejrzy. Warto. Dla ciekawej historii, o którą dziś w kinie ciężko, szczególnie w tak krótkim filmie. Dla świata rodem z Blade Runnera, gdzie w przyszłości ludzie w części lub całości stają się cyborgami. Gdzie czasem z oryginalnej osoby zostaje tylko fragment żywego mózgu w tytułowej skorupie. Dla niejednoznacznych bohaterów. Wreszcie dla trudnych pytań o to gdzie zaczyna się człowieczeństwo? Gdzie się kończy? Czy świadomość własnego istnienia jest wystarczającym wyznacznikiem?
Nie chcę się rozpisywać, bo to jeden z tych tytułów, gdzie najlepsze odkryjesz na własną rękę. Mamoru Oshii stworzył ponadczasową historię, w której jednak nic nie jest podane na tacy. Zgodnie z zasadą "pokazuj, ale nie mów" wiele pytań czy refleksji zaszyto bardzo umiejętnie w dialogach, scenach rodem ze snów czy tak prozaicznej czynności jak... nurkowanie.
Audiowizualnie film nadal może się podobać. Anime jest tak specyficzne, że w zasadzie się nie starzeje. Piękne pejzaże, sugestywna kreska - to wszystko tworzy ciekawy i mroczny świat przyszłości. Na pewno znajdą się tacy, co ponarzekają, ale wszystkich nie da się zadowolić. Nie wierzę natomiast, że znajdzie się ktoś, kto złe słowo powie o ścieżce dźwiękowej. Moim skromnym zdaniem mamy tu do czynienia z arcydziełem. Niektóre utwory słuchane osobno mogą zaskakiwać i w teorii nie pasować do obrazu s-f. Kiedy jednak pojawiają się w konkretnych momentach - po prostu hipnotyzują widza. Wciągają za uszy do swojego świata. Coś niesamowitego.
Ghost in the shell to produkcja, którą powinien obejrzeć każdy szanujący się wielbiciel kina. Element klasyki, historii kina. Dziś widać jak wiele kolejnych obrazów (Matrix!) czerpało natchnienie i pomysły żywcem wyjmując niektóre elementy z filmu Mamoru Oshiiego. Genialna ścieżka dźwiękowa, ładna animacja, moralnie niejednoznaczny świat, cytaty z biblii spinające fabułę i mnóstwo zawoalowanych znaczeń - idealnych do odkrywania przy każdym kolejnym seansie. Po prostu trzeba to zobaczyć samemu. Bez wymówek. 9/10
http://zabimokiem.pl/klasyka-anime-wypada-znac/
- Counterman
- Waniaaa!
- Posty: 4016
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 19:07
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Ja nie dłubię, ja szperam.
Żaba: idź na hamerykańską wersję, zobaczymy co o niej powiesz.
Żaba: idź na hamerykańską wersję, zobaczymy co o niej powiesz.
IRON MAIDEN are KINGS
"Jedynym właściwym stanem serca jest radość" Terry Pratchett R.I.P.
"errare humanum est" - i nie zapominajcie o tym.
"Jedynym właściwym stanem serca jest radość" Terry Pratchett R.I.P.
"errare humanum est" - i nie zapominajcie o tym.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Sith: no i świetnie, teraz Twoja nazipoprawność zaskutkowała tym, że stare i nowe Ghost in the Shell wpadło do tego samego worka
btw: hamerykańska wersja jest super zrobiona, ale ma taki sam scenariusz i trochę głupiej to wszystko wyglada. ogólnie na mnie wrażenie zrobiły tylko efekty, natomiast ta historia raczej powinna pozostać w kresce anime.
byłem też na Pięknęj i Bestii. Tutaj całkiem trafnie udało się odzwierciedlić Disneyowi klimat rysunkowej animacji w prawdziwym filmie. Chwyta i ogląda się przyjemnie. Trochę irytująca jest natomiast wciskana tu i ówdzie politpoprawność, ale ogólnie dałbym szóstkę, gdyby mi się chcialo pisać recenzje.
aha, no i zaczalem oglądać "serial" pt. Szybcy i Wściekli. Strasznie durne, przynajmniej dwa pierwsze odcinki. Wątpie, czy wytrzymam przed premierą najnowszego epizodu.
btw: hamerykańska wersja jest super zrobiona, ale ma taki sam scenariusz i trochę głupiej to wszystko wyglada. ogólnie na mnie wrażenie zrobiły tylko efekty, natomiast ta historia raczej powinna pozostać w kresce anime.
byłem też na Pięknęj i Bestii. Tutaj całkiem trafnie udało się odzwierciedlić Disneyowi klimat rysunkowej animacji w prawdziwym filmie. Chwyta i ogląda się przyjemnie. Trochę irytująca jest natomiast wciskana tu i ówdzie politpoprawność, ale ogólnie dałbym szóstkę, gdyby mi się chcialo pisać recenzje.
aha, no i zaczalem oglądać "serial" pt. Szybcy i Wściekli. Strasznie durne, przynajmniej dwa pierwsze odcinki. Wątpie, czy wytrzymam przed premierą najnowszego epizodu.
A może to luksus, żyć tylko pięć lat?
since 22/4/2003
since 22/4/2003
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Jakim cudem skoro ja dałem oryginalny tytuł w nawiasie?Pquelim pisze:Sith: no i świetnie, teraz Twoja nazipoprawność zaskutkowała tym, że stare i nowe Ghost in the Shell wpadło do tego samego worka