Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Moderatorzy: boncek, Zolt, Pquelim, Voo
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Nice Guys. Równi goście (The Nice Guys)
Pełzający powrót do uwielbianych w latach '90 "bro movies" jest o tyle dobrą wiadomością, że dotychczas realizowane produkcje raczej nie rozczarowują (MiB 3, Bad Boys 2), lub wręcz pozytywnie zaskakują (2 guns). W przypadku nowego filmu z Ryanem Gosslingiem i Russelem Crowe'em możemy mówić raczej o tej drugiej opcji. Film może i nie jest przepełniony akcją, a bohaterowie nie szorują jajami po płytach chodnikowych, co można odczytywać jako znaki czasów, ale jako całość prezentuje się znakomicie. Przede wszystkim - jest bardzo zgrabny. Wszystko na miejscu, wszystko pasuje i nawet pomimo przelatującej przez głowę fabuły (tydzień po seansie nie pamiętam w ogóle o czym to było), pozostawia przyjemny posmak i garść pozytywnych wrażeń. Nie podobał mi się tak bardzo, jak fenomenalnie zabawny "2 guns" z Denzelem i Whalbergiem, ale jest to podobny poziom wykonania.
7/10
Ralph Demolka (Wreck-It Ralph)
Rewelacja. I trochę żałuję, że tak się podjarałem swego czasu Lego Movie, bo nie znając Ralpha założyłem, że tylko klocki mogą wysłać mnie do czasów dzieciństwa tak skutecznie i wywołać emocje tak skrajne, że aż zakrwawające o niesprawiedliwość twórców wobec widza. Otóż nie. W Ralphie mam powrót do nieodżałowanej i specyficznej ery NESa (choć dla wielu Polaków symbolem tamtej epoki jest Pegasus, czyli jego chińska podóbka), z naturalnym uwzględnieniem automatowego rodowodu większości ówczesnych produkcji. Brakuje trochę postaci (brak kasy na licencje franczyzn, które wciąż na siebie zarabiają), ale i tak jest tyle nawiązań, aluzji i puszczania oka do widza, że trudno utrzymać ten zarzut. Film jest do tego bardzo udanym przedstawicielem Disneyowskiego podrecznika bajkowego - poza wyrazistymi i budzacymi sympatie bohaterami oraz dobrą zabawą dla najmłodszych, oferuję też kilka refleksji skierowanych do poważniejszego widza, a do wszystkich przemawia mądrą puentą, która może i banalna, jednak opowiedziana jest w sposób iście literacki. Świetna animacja!
8/10
Zwierzogród (Zootopia)
Disney osiąga mistrzowską formę. Niby nic orginalnego nei robią, ale wciaż potrafią wskrzesić we mnie niewinne dziecko. Podobnie jak z Ralphem Demolką - Inne okoliczności, ale wszystko znów według najlepszych wzorców z przeszłości: urzekająca główna bohaterka, pogoń za marzeniami, na drugim planie konflikty społeczne i wątki kryminalne, a na koniec piękny, choć oczywisty morał o wytrwałości w podążaniu do celu i wymykaniu się stereotypom. Poza tym muszę się przyznać, że zawsze chwytały mnie egzystencjalne tematy poruszane przez to studio w wielu animacjach, chyba nawet nauczyły mnie empatii w życiu osobistym. Wracając do Zwierzogrodu - niby nic wielkiego, a jednak człowiek raduje się na myśl, że wciąż powstają podobne filmy - potrafiące dzieciom opowiedzieć coś inspirującego, a dorosłym dać chwilę wytchnienia i dystansu do otaczającej ich rzeczywistości. Poza tym, leniwce wygrywają ten film i wszystko inne, co widziałem w animacji od Małego Księcia w zeszłym roku. Scena jest genialna, a sam film polecam z całego, rozgrzanego przezeń serca
9/10
Pełzający powrót do uwielbianych w latach '90 "bro movies" jest o tyle dobrą wiadomością, że dotychczas realizowane produkcje raczej nie rozczarowują (MiB 3, Bad Boys 2), lub wręcz pozytywnie zaskakują (2 guns). W przypadku nowego filmu z Ryanem Gosslingiem i Russelem Crowe'em możemy mówić raczej o tej drugiej opcji. Film może i nie jest przepełniony akcją, a bohaterowie nie szorują jajami po płytach chodnikowych, co można odczytywać jako znaki czasów, ale jako całość prezentuje się znakomicie. Przede wszystkim - jest bardzo zgrabny. Wszystko na miejscu, wszystko pasuje i nawet pomimo przelatującej przez głowę fabuły (tydzień po seansie nie pamiętam w ogóle o czym to było), pozostawia przyjemny posmak i garść pozytywnych wrażeń. Nie podobał mi się tak bardzo, jak fenomenalnie zabawny "2 guns" z Denzelem i Whalbergiem, ale jest to podobny poziom wykonania.
7/10
Ralph Demolka (Wreck-It Ralph)
Rewelacja. I trochę żałuję, że tak się podjarałem swego czasu Lego Movie, bo nie znając Ralpha założyłem, że tylko klocki mogą wysłać mnie do czasów dzieciństwa tak skutecznie i wywołać emocje tak skrajne, że aż zakrwawające o niesprawiedliwość twórców wobec widza. Otóż nie. W Ralphie mam powrót do nieodżałowanej i specyficznej ery NESa (choć dla wielu Polaków symbolem tamtej epoki jest Pegasus, czyli jego chińska podóbka), z naturalnym uwzględnieniem automatowego rodowodu większości ówczesnych produkcji. Brakuje trochę postaci (brak kasy na licencje franczyzn, które wciąż na siebie zarabiają), ale i tak jest tyle nawiązań, aluzji i puszczania oka do widza, że trudno utrzymać ten zarzut. Film jest do tego bardzo udanym przedstawicielem Disneyowskiego podrecznika bajkowego - poza wyrazistymi i budzacymi sympatie bohaterami oraz dobrą zabawą dla najmłodszych, oferuję też kilka refleksji skierowanych do poważniejszego widza, a do wszystkich przemawia mądrą puentą, która może i banalna, jednak opowiedziana jest w sposób iście literacki. Świetna animacja!
8/10
Zwierzogród (Zootopia)
Disney osiąga mistrzowską formę. Niby nic orginalnego nei robią, ale wciaż potrafią wskrzesić we mnie niewinne dziecko. Podobnie jak z Ralphem Demolką - Inne okoliczności, ale wszystko znów według najlepszych wzorców z przeszłości: urzekająca główna bohaterka, pogoń za marzeniami, na drugim planie konflikty społeczne i wątki kryminalne, a na koniec piękny, choć oczywisty morał o wytrwałości w podążaniu do celu i wymykaniu się stereotypom. Poza tym muszę się przyznać, że zawsze chwytały mnie egzystencjalne tematy poruszane przez to studio w wielu animacjach, chyba nawet nauczyły mnie empatii w życiu osobistym. Wracając do Zwierzogrodu - niby nic wielkiego, a jednak człowiek raduje się na myśl, że wciąż powstają podobne filmy - potrafiące dzieciom opowiedzieć coś inspirującego, a dorosłym dać chwilę wytchnienia i dystansu do otaczającej ich rzeczywistości. Poza tym, leniwce wygrywają ten film i wszystko inne, co widziałem w animacji od Małego Księcia w zeszłym roku. Scena jest genialna, a sam film polecam z całego, rozgrzanego przezeń serca
9/10
A może to luksus, żyć tylko pięć lat?
since 22/4/2003
since 22/4/2003
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Exodus: Bogowie i królowie (Exodus: Gods and Kings) - Wielkie widowiska historyczne i/lub biblijne ekranizacje odeszły do lamusa, to jest fakt. Czasy Ben Hurów i innych Jezusów z Nazaretu skończyły się trochę przed końcem XX wieku. Ridley Scott, znakomity przecież reżyser, postanowił wrócić do gatunku i zaserwował nam opowieść o Mojżeszu próbując ożenić spektakularność tego typu kina z współczesnym stylem. Jak wyszło? Cóż, najkrócej mówiąc: średnio.
Mojżesza poznajemy kiedy jest młodym chłopcem na dworze faraona. Jest najlepszym przyjacielem syna władcy, a tenże traktuje obu jak swoich potomków. Rzekłbym nawet, że ze wskazaniem na Hebrajczyka. Tzn. Egipcjanina, bo przecież sam przyszły przywódca Żydów nie ma świadomości swego pochodzenia. Po krótkim wprowadzeniu przenosimy się do czasu kiedy to Ramzes i Mojżesz są dorośli, a aktualny faraon dokonuje żywota. Pierworodny następca jest raczej zwolennikiem dobrej zmiany. Wprowadza usprawnienia typu budowa większego pałacu, zamordyzm i przykręcanie śruby robotnikom. Przy okazji wychodzi na jaw skąd wziął się jego kuzyn i Mojżesz dostaje bilet w jedną stronę poza granice Egiptu. Znajduje spokój i miłość w górskiej wsi, ale nie dane jest mu się tym nacieszyć. Podczas burzy zażywa przypadkiem kąpieli błotnej i na ciężkiej fazie widzi dziecko podające się za boga i gorejący (na niebiesko, że jak?) krzew. Nie do końca zgadza się z Jahwe, ale podejmuje się misji zostania Lechem Wałęsą p. n. e. Jako, że mamy do czynienia z kinem współczesnym, nasz bohater zamiast chodzić i gadać przystępuje do walki wręcz, a także szkoli hebrajską partyzantkę do walk miejskich i wojny podjazdowej. Resztę historii znamy z biblii, nie ma sensu opisywać.
Pierwsze słowo jakie mi przychodzi do głowy a propos filmu to słowo "nierówny". Z jednej strony Scott składa hołd dawnym produkcjom i niektóre sceny są przerażająco wręcz teatralne. Zagrane z taką przesadą, że na granicy groteski. Ot, choćby postać Ramzesa wypada karykaturalnie. Joel Edgerton stara się jak może, ale materiał, z którym pracuje (czy raczej walczy) jest najwyżej lichej jakości. Nie ma tu żadnej spójności. Raz jest czułym ojcem, raz potworem, ale to wszystko jest sztuczne i niewiarygodne. Dziwne o tyle, że podobną postać już kiedyś ten reżyser stworzył i była genialna. Chodzi mi o Kommodusa z Gladiatora. Christan Bale i jego Mojżesz to interesujące podejście do tematu. Nie jest pacyfistycznym mędrcem słodko popierdującym o religii i pokoju, ma raczej rewolucyjne podejście, a z bogiem wręcz się kłóci, nie zgadzając się na pewne ruchy. W tle jest jeszcze kilka znanych nazwisk, ale albo maja dwie kwestie przez cały film (Sigourney Weaver, dosłownie dwa-trzy zdania) albo nazywają się Aaron Paul i grają postać biblijną z twarzą Jesse'go Pinkmana z Breaking Bad. Tego się nie da "odzobaczyć".
Niesamowicie wygląda realizacja plag egipskich. Przede wszystkim pokazane są tak, jakby naprawdę mogły mieć miejsce. Woda w Egipcie nie zamienia się w krew na pstryknięcie palców, ma to swoje konkretne przyczyny. Reszta nieszczęść także układa się w logiczną całość. Ten element zaliczam na plus choć trwa to trochę zbyt... długo. Mam wrażenie, że na pół godziny aktorzy niemal zupełnie zniknęli z ekranu. Zamiast tego dostajemy sceny obrazujące kolejne plagi. Szerokie kadry, dużo (naprawdę niezłych) efektów specjalnych itp. Jedyny minus tutaj to kilka momentów już po wyjściu z niewoli. Kiedy Żydzi wędrują przez pustynie, w zależności od kąta kamery ich liczebność skacze jak liczebność demonstracji KODu w zależności od źródła liczącego.
Jestem zdziwiony, bo po recenzjach spodziewałem się mniej. Nie jest to najlepszy film Scotta. Nie jest nawet w top 10, ale to nadal przyzwoita produkcja, na pewno lepsza niż niektóre wyskoki reżysera z ostatniej dekady (Prometeusz, Robin Hood). Jak ktoś tęskni za klimatami z Ben Hura - może spokojnie obejrzeć. 6/10
http://zabimokiem.pl/mojzeszowe-zwiazki-zawodowe/
Mojżesza poznajemy kiedy jest młodym chłopcem na dworze faraona. Jest najlepszym przyjacielem syna władcy, a tenże traktuje obu jak swoich potomków. Rzekłbym nawet, że ze wskazaniem na Hebrajczyka. Tzn. Egipcjanina, bo przecież sam przyszły przywódca Żydów nie ma świadomości swego pochodzenia. Po krótkim wprowadzeniu przenosimy się do czasu kiedy to Ramzes i Mojżesz są dorośli, a aktualny faraon dokonuje żywota. Pierworodny następca jest raczej zwolennikiem dobrej zmiany. Wprowadza usprawnienia typu budowa większego pałacu, zamordyzm i przykręcanie śruby robotnikom. Przy okazji wychodzi na jaw skąd wziął się jego kuzyn i Mojżesz dostaje bilet w jedną stronę poza granice Egiptu. Znajduje spokój i miłość w górskiej wsi, ale nie dane jest mu się tym nacieszyć. Podczas burzy zażywa przypadkiem kąpieli błotnej i na ciężkiej fazie widzi dziecko podające się za boga i gorejący (na niebiesko, że jak?) krzew. Nie do końca zgadza się z Jahwe, ale podejmuje się misji zostania Lechem Wałęsą p. n. e. Jako, że mamy do czynienia z kinem współczesnym, nasz bohater zamiast chodzić i gadać przystępuje do walki wręcz, a także szkoli hebrajską partyzantkę do walk miejskich i wojny podjazdowej. Resztę historii znamy z biblii, nie ma sensu opisywać.
Pierwsze słowo jakie mi przychodzi do głowy a propos filmu to słowo "nierówny". Z jednej strony Scott składa hołd dawnym produkcjom i niektóre sceny są przerażająco wręcz teatralne. Zagrane z taką przesadą, że na granicy groteski. Ot, choćby postać Ramzesa wypada karykaturalnie. Joel Edgerton stara się jak może, ale materiał, z którym pracuje (czy raczej walczy) jest najwyżej lichej jakości. Nie ma tu żadnej spójności. Raz jest czułym ojcem, raz potworem, ale to wszystko jest sztuczne i niewiarygodne. Dziwne o tyle, że podobną postać już kiedyś ten reżyser stworzył i była genialna. Chodzi mi o Kommodusa z Gladiatora. Christan Bale i jego Mojżesz to interesujące podejście do tematu. Nie jest pacyfistycznym mędrcem słodko popierdującym o religii i pokoju, ma raczej rewolucyjne podejście, a z bogiem wręcz się kłóci, nie zgadzając się na pewne ruchy. W tle jest jeszcze kilka znanych nazwisk, ale albo maja dwie kwestie przez cały film (Sigourney Weaver, dosłownie dwa-trzy zdania) albo nazywają się Aaron Paul i grają postać biblijną z twarzą Jesse'go Pinkmana z Breaking Bad. Tego się nie da "odzobaczyć".
Niesamowicie wygląda realizacja plag egipskich. Przede wszystkim pokazane są tak, jakby naprawdę mogły mieć miejsce. Woda w Egipcie nie zamienia się w krew na pstryknięcie palców, ma to swoje konkretne przyczyny. Reszta nieszczęść także układa się w logiczną całość. Ten element zaliczam na plus choć trwa to trochę zbyt... długo. Mam wrażenie, że na pół godziny aktorzy niemal zupełnie zniknęli z ekranu. Zamiast tego dostajemy sceny obrazujące kolejne plagi. Szerokie kadry, dużo (naprawdę niezłych) efektów specjalnych itp. Jedyny minus tutaj to kilka momentów już po wyjściu z niewoli. Kiedy Żydzi wędrują przez pustynie, w zależności od kąta kamery ich liczebność skacze jak liczebność demonstracji KODu w zależności od źródła liczącego.
Jestem zdziwiony, bo po recenzjach spodziewałem się mniej. Nie jest to najlepszy film Scotta. Nie jest nawet w top 10, ale to nadal przyzwoita produkcja, na pewno lepsza niż niektóre wyskoki reżysera z ostatniej dekady (Prometeusz, Robin Hood). Jak ktoś tęskni za klimatami z Ben Hura - może spokojnie obejrzeć. 6/10
http://zabimokiem.pl/mojzeszowe-zwiazki-zawodowe/
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Londyn w ogniu (London Has Fallen) - No nie. Nie. NIE. Po prostu nie. Nie będę się za długo rozwodził, bo nawet nie ma nad czym. Pierwsza część - Olympus has fallen - była niezła i nawiązywała do takich klasyków jak Szklana pułapka czy inny Liberator. Dwójka to poziom niskobudżetowych ochłapów wydawanych od razu na VHS, a później DVD. Nie znalazłem tu nawet pół zalety. Niezamierzony dramat pełną gębą.
Po wydarzeniach z jedynki wszyscy są razem i się kochają. Mike Benning znów jest blisko prezydenta, chroni go i jest mu przyjacielem. Nagle umiera ważna osobistość i przywódcy całego świata (nie czekając na wyniki autopsji, bo po co?) zjeżdżają do Londynu, żeby oddać hołd zmarłemu. Tu już czeka na nich morze terrorystów zabezpieczających imprezę (tak, to nie żart). Służby, które normalnie robią takie rzeczy zaginęły najwyraźniej w otchłani dennego scenariusza.
W moich oczach nieźle wypada tylko Gerard Butler. Z wiecznym szczękościskiem i wykrzywionym uśmiechem posyła kolejnych wrogów do piachu szlachtując, strzelając i miażdżąc tchawice. Raz na czas rzuci sucharem albo "fakiem" i jest jak żywcem wyjęty z kina lat 90tych. Cała reszta nie ma tu specjalnie nic do roboty poza siedzeniem przy stole, klepaniem w klawiaturę lub ginięciem w efektowny sposób. O tym ile jest tu amerykańskiego, nadętego patosu nawet nie wspominam. Momentami może się zrobić widzowi niedobrze. Główny wniosek jest taki: zabić można wszystkich przywódców świata, ale dopiero zabicie amerykańskiego prezydenta sprawi, że przegramy wojnę z terroryzmem.
Strona techniczna filmu to koszmar. Niski budżet wyłazi z każdej sceny gdzie pojawiają się defekty specjalne. Tak, defekty, bo niektóre wybuchy były robione chyba przez studentów w ramach praktyk na nowym oprogramowaniu. Poziom dna i wodorostów. Podobnie jest z montażem. Po scenie gdzie auto traci drzwi mamy ujęcie z tym samym samochodem w stanie nienaruszonym. Takich baboli jest cała masa.
Scenariusz jest głupi. Nie głupkowaty jak to w kinie akcji klasy B, tylko tak głupi, że Ant-man to przy tym niemal paradokument. Techniczna strona filmu to niskobudżetowa porażka. Aktorzy z nazwiskami i warsztatem (Eckhart, Freeman, Haley) kompletnie niewykorzystani. Ten film, napisany i nakręcony byle jak, to wielka śmierdząca kupa. Nie polecam nikomu. Dam mu dwa oczka, a nie jedno, bo ma całe dwie zalety: po pierwsze nie jest długi (chociaż i tak się męczyłem); po drugie nie jest odcinaniem kuponów - nie niszczy dobrego imienia jakiejś uznanej marki jak np. Die Hard 5. Bo jeśli ktoś widział nieszczęsną, piątą odsłonę Szklanej pułapki - London has fallen to jest właśnie ten poziom dziadostwa. Nie tykać. 2/10
http://zabimokiem.pl/po-prostu-nie/
Po wydarzeniach z jedynki wszyscy są razem i się kochają. Mike Benning znów jest blisko prezydenta, chroni go i jest mu przyjacielem. Nagle umiera ważna osobistość i przywódcy całego świata (nie czekając na wyniki autopsji, bo po co?) zjeżdżają do Londynu, żeby oddać hołd zmarłemu. Tu już czeka na nich morze terrorystów zabezpieczających imprezę (tak, to nie żart). Służby, które normalnie robią takie rzeczy zaginęły najwyraźniej w otchłani dennego scenariusza.
W moich oczach nieźle wypada tylko Gerard Butler. Z wiecznym szczękościskiem i wykrzywionym uśmiechem posyła kolejnych wrogów do piachu szlachtując, strzelając i miażdżąc tchawice. Raz na czas rzuci sucharem albo "fakiem" i jest jak żywcem wyjęty z kina lat 90tych. Cała reszta nie ma tu specjalnie nic do roboty poza siedzeniem przy stole, klepaniem w klawiaturę lub ginięciem w efektowny sposób. O tym ile jest tu amerykańskiego, nadętego patosu nawet nie wspominam. Momentami może się zrobić widzowi niedobrze. Główny wniosek jest taki: zabić można wszystkich przywódców świata, ale dopiero zabicie amerykańskiego prezydenta sprawi, że przegramy wojnę z terroryzmem.
Strona techniczna filmu to koszmar. Niski budżet wyłazi z każdej sceny gdzie pojawiają się defekty specjalne. Tak, defekty, bo niektóre wybuchy były robione chyba przez studentów w ramach praktyk na nowym oprogramowaniu. Poziom dna i wodorostów. Podobnie jest z montażem. Po scenie gdzie auto traci drzwi mamy ujęcie z tym samym samochodem w stanie nienaruszonym. Takich baboli jest cała masa.
Scenariusz jest głupi. Nie głupkowaty jak to w kinie akcji klasy B, tylko tak głupi, że Ant-man to przy tym niemal paradokument. Techniczna strona filmu to niskobudżetowa porażka. Aktorzy z nazwiskami i warsztatem (Eckhart, Freeman, Haley) kompletnie niewykorzystani. Ten film, napisany i nakręcony byle jak, to wielka śmierdząca kupa. Nie polecam nikomu. Dam mu dwa oczka, a nie jedno, bo ma całe dwie zalety: po pierwsze nie jest długi (chociaż i tak się męczyłem); po drugie nie jest odcinaniem kuponów - nie niszczy dobrego imienia jakiejś uznanej marki jak np. Die Hard 5. Bo jeśli ktoś widział nieszczęsną, piątą odsłonę Szklanej pułapki - London has fallen to jest właśnie ten poziom dziadostwa. Nie tykać. 2/10
http://zabimokiem.pl/po-prostu-nie/
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Furia (Edge of Darkness)
Próba powrotu Mela Gibsona do wielkiego kina. Teoretycznie wszystko jest w porządku: za kamerą Martin Campbell, na warsztacie scenariusz z rewelacyjnego minsierialu z lat .80 - nic, tylko zrobić porywający remake. Ale jednak porywająco nie jest. Fabuła kręci się jak wątki u Harlana Cobena, co samo w sobie złe nie jest, ale jej logiczność i realizm pozostawiają wiele do życzenia. Podobnie jak sam Mel - moim zdaniem najbardziej irytująca postać w filmie. W każdej scenie wygląda, jakby dominował psychicznie nie tylko nad pozostałymi bohaterami (wedle scenariusza), ale również nad wszystkimi uczestnikami planu zdjęciowego - dosłownie absorbuje atencję w możliwie najmniej przyjemny sposób. Poza tym jest nadaktywny aktorsko i ewidentnie brakuje mu wczucia w rolę. Cały czas widzimy bardziej Mela Gibsona odtwarzającego postać, niż faktycznego ojca poszukującego rozwiązania tajemnicy śmierci córki. Kino tego typu w ostatnich latach pokazało, że standardy się trochę pozmieniały i takie staroszkolne podejście już nie gryzie. Cały film ogląda się jednak z jako-takim zainteresowaniem, a napisów końcowych nie przywitałem z ulgą, raczej ambiwalentnie.
5/10
Uprowadzona 2 (Taken 2)
Liam Neeson w kontynuacji serii o rodzinnym Rambo. Tym razem jest trochę gorzej niż poprzednio, ale przede wszystkim wynika to z faktu, iż efekt zaskoczenia minął nam po pierwszej części. Film jest zrobiony solidnie, według sprawdzonych wzroców, również od strony technicznej nie ma się do czego przyczepić. Scenariusz co prawda nie chwyta za gardlo i nie rzuca widzem o podłogę, jak główny bohater większością napotkanych postaci, ale nadal dostarcza odpowiedniego tempa akcji i jej zwrotów, które gwarantują przyjemność podczas seansu. Solidne
6/10
Uprowadzona 3 (Taken 3)
Liam Neeson w kolejnej kontynuacji serii o rodzinnym Rambo. Tym razem jest trochę gorzej niż poprzednio, ale przede wszystkim wynika to z faktu, iż trzecia część jest po prostu kolejną modyfikacją wypracowanego wcześniej schematu. Film jest zrobiony solidnie, według sprawdzonych wzroców, również od strony technicznej nie ma się do czego przyczepić. Scenariusz co prawda nie jest kalką poprzednich części, co byłoby już dość nużące, ale w jego konstrukcji i tak trudno doszukać się jakiejkolwiek oryginalności. Zwroty akcji są przewidywalne i średnio zajmujące, a sama główna intryga - niespecjalna. Niemniej, nadal jest dużo fajnych wybuchów i dużo Liama wymachującego łapkami jak Seagal. Dla fanów jak najbardziej, dla całej reszty również dość lekkostrawne.
5/10
Dziewczyna z tatuażem (The Girl With a Dragon Tattoo)
David Fincher. Thriller. Właściwie wszystko jest już jasne.
Niejasne natomiast jest nazewnictwo książek i filmów opratych na powieściach Stiga Larssona - polecam przyjrzeć się tematowi, bo mamy teraz sytuacje, w której polski tytuł ksiażki jest tłumaczeniem orginału, polski tytuł filmu jest tłumaczeniem angielskiego tytułu ksiązki (który jest inny), a do tego dochodza jeszcze skandynawskie filmy zatytułowane jak ksiązki - zarówno w orginale, jak i u nas. Pomieszanie z poplątaniem.
Sam film - no cóż, wiele napisali już poprzednicy. Ja zwróciłem uwagę przede wszystkim na świetną muzykę (nieprzesadzony, klimatyczny ambient) i rewelacyjne kreacje Rooney Mary oraz Daniela Craiga, który moim zdaniem znacznie lepiej pasuje do takich ról, niż sprawdza się w Bondzie. Historia rodziny milionerów mieszkającej na wyspie w interesujący sposób przeplata się z wątkiem wykluczonej społecznie dziewczyny o ponadprzeciętnych zdolnościach umysłowych. I o ile ta fabuła w wydaniu ksiązkowym wydawała mi się mocno rozwleczona, nużąca i przegadana (do tego stopnia, że nie skończyłem książki), to jej kondensat, uwarzony przez Finchera na potrzeby srebrengo ekranu - ogląda się znakomicie. Mocne, solidne kino ze skandynawskim spojrzeniem na świat i społeczności - po prostu wysoka jakość, której reżyser jest gwarantem. Mało mi Finchera, chciałbym więcej mrocznych opowieści z dreszczykiem, które on potrafi kręcić jak nikt inny.
7+/10
Próba powrotu Mela Gibsona do wielkiego kina. Teoretycznie wszystko jest w porządku: za kamerą Martin Campbell, na warsztacie scenariusz z rewelacyjnego minsierialu z lat .80 - nic, tylko zrobić porywający remake. Ale jednak porywająco nie jest. Fabuła kręci się jak wątki u Harlana Cobena, co samo w sobie złe nie jest, ale jej logiczność i realizm pozostawiają wiele do życzenia. Podobnie jak sam Mel - moim zdaniem najbardziej irytująca postać w filmie. W każdej scenie wygląda, jakby dominował psychicznie nie tylko nad pozostałymi bohaterami (wedle scenariusza), ale również nad wszystkimi uczestnikami planu zdjęciowego - dosłownie absorbuje atencję w możliwie najmniej przyjemny sposób. Poza tym jest nadaktywny aktorsko i ewidentnie brakuje mu wczucia w rolę. Cały czas widzimy bardziej Mela Gibsona odtwarzającego postać, niż faktycznego ojca poszukującego rozwiązania tajemnicy śmierci córki. Kino tego typu w ostatnich latach pokazało, że standardy się trochę pozmieniały i takie staroszkolne podejście już nie gryzie. Cały film ogląda się jednak z jako-takim zainteresowaniem, a napisów końcowych nie przywitałem z ulgą, raczej ambiwalentnie.
5/10
Uprowadzona 2 (Taken 2)
Liam Neeson w kontynuacji serii o rodzinnym Rambo. Tym razem jest trochę gorzej niż poprzednio, ale przede wszystkim wynika to z faktu, iż efekt zaskoczenia minął nam po pierwszej części. Film jest zrobiony solidnie, według sprawdzonych wzroców, również od strony technicznej nie ma się do czego przyczepić. Scenariusz co prawda nie chwyta za gardlo i nie rzuca widzem o podłogę, jak główny bohater większością napotkanych postaci, ale nadal dostarcza odpowiedniego tempa akcji i jej zwrotów, które gwarantują przyjemność podczas seansu. Solidne
6/10
Uprowadzona 3 (Taken 3)
Liam Neeson w kolejnej kontynuacji serii o rodzinnym Rambo. Tym razem jest trochę gorzej niż poprzednio, ale przede wszystkim wynika to z faktu, iż trzecia część jest po prostu kolejną modyfikacją wypracowanego wcześniej schematu. Film jest zrobiony solidnie, według sprawdzonych wzroców, również od strony technicznej nie ma się do czego przyczepić. Scenariusz co prawda nie jest kalką poprzednich części, co byłoby już dość nużące, ale w jego konstrukcji i tak trudno doszukać się jakiejkolwiek oryginalności. Zwroty akcji są przewidywalne i średnio zajmujące, a sama główna intryga - niespecjalna. Niemniej, nadal jest dużo fajnych wybuchów i dużo Liama wymachującego łapkami jak Seagal. Dla fanów jak najbardziej, dla całej reszty również dość lekkostrawne.
5/10
Dziewczyna z tatuażem (The Girl With a Dragon Tattoo)
David Fincher. Thriller. Właściwie wszystko jest już jasne.
Niejasne natomiast jest nazewnictwo książek i filmów opratych na powieściach Stiga Larssona - polecam przyjrzeć się tematowi, bo mamy teraz sytuacje, w której polski tytuł ksiażki jest tłumaczeniem orginału, polski tytuł filmu jest tłumaczeniem angielskiego tytułu ksiązki (który jest inny), a do tego dochodza jeszcze skandynawskie filmy zatytułowane jak ksiązki - zarówno w orginale, jak i u nas. Pomieszanie z poplątaniem.
Sam film - no cóż, wiele napisali już poprzednicy. Ja zwróciłem uwagę przede wszystkim na świetną muzykę (nieprzesadzony, klimatyczny ambient) i rewelacyjne kreacje Rooney Mary oraz Daniela Craiga, który moim zdaniem znacznie lepiej pasuje do takich ról, niż sprawdza się w Bondzie. Historia rodziny milionerów mieszkającej na wyspie w interesujący sposób przeplata się z wątkiem wykluczonej społecznie dziewczyny o ponadprzeciętnych zdolnościach umysłowych. I o ile ta fabuła w wydaniu ksiązkowym wydawała mi się mocno rozwleczona, nużąca i przegadana (do tego stopnia, że nie skończyłem książki), to jej kondensat, uwarzony przez Finchera na potrzeby srebrengo ekranu - ogląda się znakomicie. Mocne, solidne kino ze skandynawskim spojrzeniem na świat i społeczności - po prostu wysoka jakość, której reżyser jest gwarantem. Mało mi Finchera, chciałbym więcej mrocznych opowieści z dreszczykiem, które on potrafi kręcić jak nikt inny.
7+/10
A może to luksus, żyć tylko pięć lat?
since 22/4/2003
since 22/4/2003
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
oglądalem pod rząd calą trylogie i okazało się, że tego zjazdu jakościowego zupełnie nie widać. W sumie to trzy podobne filmy, z czego pierwszy był fajny - bo nowy, drugi naturalnie kontynuował serię - z czym nie miałem problemu, a trzeci zaskoczył mnie trochę in plus - bo nie ma w nim żadnych totalnych przegięć i nie wykroczył poza wypracowany schemat.
Ostatecznie całą serie można porównać do udanego sensacyjnego miniserialu z naprawde charyzmatycznym Liamem Neesonem. Biorąc to pod uwagę jakoś głupio było mieszać z błotem
Ostatecznie całą serie można porównać do udanego sensacyjnego miniserialu z naprawde charyzmatycznym Liamem Neesonem. Biorąc to pod uwagę jakoś głupio było mieszać z błotem
A może to luksus, żyć tylko pięć lat?
since 22/4/2003
since 22/4/2003
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
W pierwszym poza finałem wszystko było utrzymane w konwencji "w miarę realnie". Strzelał ludziom w plecy, padali po pierwszym ciosie itp.
W drugim córka szuka go rozrzucając granaty po mieście w losowe miejsca, żeby wybuchały. A potem on oddaje kilka strzałów w auto, w którym siedzi jego żona (co swoją drogą stawia go jednak w nieładnym świetle po tym co się stało w 3).
Dla mnie zjazd jakościowy jest kolosalny.
W drugim córka szuka go rozrzucając granaty po mieście w losowe miejsca, żeby wybuchały. A potem on oddaje kilka strzałów w auto, w którym siedzi jego żona (co swoją drogą stawia go jednak w nieładnym świetle po tym co się stało w 3).
Dla mnie zjazd jakościowy jest kolosalny.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
13 godzin (13 Hours: The Secret Soldiers of Benghazi)
Myślę, że film spodoba się każdemu kto dobrze wspomina Helikopter w ogniu. Historia opowiada o wydarzeniach z 2012 roku - atak na siedzibę konsulatu USA, w wyniku którego śmierć poniósł między innymi amerykański konsul w Libii. Islamiści padają gęsto, Amerykanie nieco mniej, ale też. Nie czułem żadnych dłużyzn, dużo łubudu.
7,5/10
Myślę, że film spodoba się każdemu kto dobrze wspomina Helikopter w ogniu. Historia opowiada o wydarzeniach z 2012 roku - atak na siedzibę konsulatu USA, w wyniku którego śmierć poniósł między innymi amerykański konsul w Libii. Islamiści padają gęsto, Amerykanie nieco mniej, ale też. Nie czułem żadnych dłużyzn, dużo łubudu.
7,5/10
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Zwierzogród (Zootopia) - Pierwszy raz od dawna naprawdę nie chce mi się pisać o filmie, który obejrzałem. Po prostu nie chce mi się. Dla kogoś, kto lubi skrobnąć kilka słów po każdym seansie najgorszy rodzaj filmu to taki, który zapominasz po dobie-dwóch. Nie jest tak dobry, żeby się nim zachwycać, ani tak zły, żeby się na nim wyżywać. Jest ok. Wiecie, jak koleżanka z liceum, z którą wymieniacie „cześć” i nic poza tym, a pytani o nią jesteście w stanie rzucić jedynie „miła, sympatyczna”.
Podobnie mam ze Zwierzogrodem. Animacja, która ma wszystko, czego można w teorii chcieć: niezły humor, historię z morałem, żarty zrozumiałe dla dorosłych, komentarze społeczne i odniesienia do popkultury. I co? No w sumie nic. Pośmiałem się, obejrzałem z przyjemnością, a nazajutrz rano nie mogłem sobie przypomnieć o czym traktowała produkcja Pixara i Disneya.
A traktuje ona o króliczce imieniem Judy, która bardzo chce zostać policjantką. Pierwszą pochodzącą ze swojego kicającego gatunku. Życie rzuca jej pod nogi kłody, w końcu umieszcza ją na ulicy i zmusza do wypisywania mandatów za parkowanie. Ambitna bohaterka nie da jednak za wygrana i z pomocą szczwanego lisa spróbuje wyjaśnić zagadkę drapieżników atakujących nagle inne zwierzęta.
Oczywiście pochwalić muszę Pixar, bo scenariusz ma ręce i nogi (a w zasadzie to cztery łapy, kopyta i racice), a warstwa wizualna to majstersztyk. Takiego animowanego futra jeszcze w kinie nie było. Na plus genialny angielski „voice acting”, oni to po prostu potrafią robić. No i wszystkie sceny z leniwcami to beczka śmiechu.
To wszystko jednak nie dało rezultatu wiele wyższego niż przeciętna, chwilami zabawna animacja dla dzieci z morałem. Zootopia nie ma startu do Toy story, Odlotu czy Wall-E, to zupełnie inny, sporo niższy poziom. Co nie znaczy, że odradzam. Można spokojnie obejrzeć, ubawić się i zaraz zapomnieć. 6/10
http://zabimokiem.pl/folwark-zwierzecy/
Podobnie mam ze Zwierzogrodem. Animacja, która ma wszystko, czego można w teorii chcieć: niezły humor, historię z morałem, żarty zrozumiałe dla dorosłych, komentarze społeczne i odniesienia do popkultury. I co? No w sumie nic. Pośmiałem się, obejrzałem z przyjemnością, a nazajutrz rano nie mogłem sobie przypomnieć o czym traktowała produkcja Pixara i Disneya.
A traktuje ona o króliczce imieniem Judy, która bardzo chce zostać policjantką. Pierwszą pochodzącą ze swojego kicającego gatunku. Życie rzuca jej pod nogi kłody, w końcu umieszcza ją na ulicy i zmusza do wypisywania mandatów za parkowanie. Ambitna bohaterka nie da jednak za wygrana i z pomocą szczwanego lisa spróbuje wyjaśnić zagadkę drapieżników atakujących nagle inne zwierzęta.
Oczywiście pochwalić muszę Pixar, bo scenariusz ma ręce i nogi (a w zasadzie to cztery łapy, kopyta i racice), a warstwa wizualna to majstersztyk. Takiego animowanego futra jeszcze w kinie nie było. Na plus genialny angielski „voice acting”, oni to po prostu potrafią robić. No i wszystkie sceny z leniwcami to beczka śmiechu.
To wszystko jednak nie dało rezultatu wiele wyższego niż przeciętna, chwilami zabawna animacja dla dzieci z morałem. Zootopia nie ma startu do Toy story, Odlotu czy Wall-E, to zupełnie inny, sporo niższy poziom. Co nie znaczy, że odradzam. Można spokojnie obejrzeć, ubawić się i zaraz zapomnieć. 6/10
http://zabimokiem.pl/folwark-zwierzecy/
- PIOTROSLAV
- Parmezan
- Posty: 3897
- Rejestracja: 5 maja 2014, o 12:06
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Świetny wstęp do 4akapitowego postu.SithFrog pisze:Zwierzogród (Zootopia) - Pierwszy raz od dawna naprawdę nie chce mi się pisać o filmie, który obejrzałem. Po prostu nie chce mi się.
"Po co się kłócić z drugim człowiekiem, skoro można go zabić?"
Zarejestrowany: 8/10/2001
Zarejestrowany: 8/10/2001
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
A może to Alzheimer?
Eat your greens,
Especially broccoli
Remember to
Say "thank you"
Especially broccoli
Remember to
Say "thank you"
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
O co chodzi? Dzisiaj rano też nie chciało mi się iść do roboty (bo kac i niedospanie po meczu Polaków), ale poszedłem i pracowałem 8 h
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
mnie się bardzo podobało. bardziej niż Pulp Fiction
a tak serio, to kiedyś mi Sith napisałeś, że któryś film mi nie podszedł. No to teraz odwracam argument - nie wiem, czy kwestia podejścia, czy wygórowanych oczekiwań (sami się często nakręcamy tutaj na różne filmy, widze to po sobie samym), ale nawet po treści recenzji nawet nie ma sensu polemizować dlaczego 6, a nie wyżej. Opisujesz chwaląc animacje i treść, ale jakoś bez emocji. Nie porwało Cię, chociaż po tekście wyraźnie widać, że przyczepić sie nie ma do czego, chociaż po prostu nie czujesz tej wyższej noty. Rozumiem, chociaż się nie zgadzam. Dla mnie właśnie to jest poziom najlepszych produkcji Pixara.
a tak serio, to kiedyś mi Sith napisałeś, że któryś film mi nie podszedł. No to teraz odwracam argument - nie wiem, czy kwestia podejścia, czy wygórowanych oczekiwań (sami się często nakręcamy tutaj na różne filmy, widze to po sobie samym), ale nawet po treści recenzji nawet nie ma sensu polemizować dlaczego 6, a nie wyżej. Opisujesz chwaląc animacje i treść, ale jakoś bez emocji. Nie porwało Cię, chociaż po tekście wyraźnie widać, że przyczepić sie nie ma do czego, chociaż po prostu nie czujesz tej wyższej noty. Rozumiem, chociaż się nie zgadzam. Dla mnie właśnie to jest poziom najlepszych produkcji Pixara.
A może to luksus, żyć tylko pięć lat?
since 22/4/2003
since 22/4/2003
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Przecież my lejemy z tego Twojego 6 czy 7 dla Pulp fiction*. To raz, dwa to są filmy gdzie nie mam pojęcia jak to się może podobać, bo są chujowe, chujowo zrobione i zagrane, z idiotyczną fabułą - patrz Uprowadzona 2 i 3. A są takie gdzie wszystkie składniki są ok, przepis fajny tylko wychodzi z tego coś kompletnie średniego. Coś, co kompletnie mnie nie rusza, ale jeśli kogoś rusza to ja w pełni rozumiem. Właśnie jak Zootopia czy Inside out. Sympatyczne produkcje, które ledwo pamiętam dwa dni po seansie.
Poza tym ja dałem (i podtrzymuję, mam nawet na blureju) dychę Pacific Rimowi więc sam nie jestem bez winy
* - no nie tka do końca lejemy, bo się kurwa nie znasz i tyle
Poza tym ja dałem (i podtrzymuję, mam nawet na blureju) dychę Pacific Rimowi więc sam nie jestem bez winy
* - no nie tka do końca lejemy, bo się kurwa nie znasz i tyle
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
ale właśnie z Pulp Fiction miałem praktycznie to samo, co Ty z Zootopią. I mam do dzisiaj, podtrzymuje - ja nie jestem w stanie tych 140 minut wysiedzieć z bananem na twarzy, zawsze mnie przynudza. Jako poszczególne sceny - pełen geniusz, kunszt scenariusza i wykonawców na planie. Ale całość, jak się mówi w żargonie dziennikarskim, "nie żre". I jak się potem dokształciłem z Tarantino, to wiem już teraz że to jego styl mi nie do końca pasuje. Dlatego bardziej doceniam Django, czy Bękartów, gdzie jednak jest historia i interesujący przekaz, zamiast zabawy konwencją i wydłuzania suspensu do granic możliwości.
Takeny 2 i 3 mi się nie podobały, ale w pewnym momencie potrzebowałem odsapnąć od prywatnych spraw i skupić się na czymkolwiek innym, a że Neesona bardzo lubię to się przydały. Tyle na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć
Natomiast Pacific Rim to musisz chyba oglądać na jakims ekranie 50' czy rzutniku, bo jak któregoś razu trafiłem na to w telewizji, to wyglądało na małym ekranie fatalnie, wręcz komicznie. Niczym jakaś Mechagodzilla kontra Motra
Takeny 2 i 3 mi się nie podobały, ale w pewnym momencie potrzebowałem odsapnąć od prywatnych spraw i skupić się na czymkolwiek innym, a że Neesona bardzo lubię to się przydały. Tyle na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć
Natomiast Pacific Rim to musisz chyba oglądać na jakims ekranie 50' czy rzutniku, bo jak któregoś razu trafiłem na to w telewizji, to wyglądało na małym ekranie fatalnie, wręcz komicznie. Niczym jakaś Mechagodzilla kontra Motra
A może to luksus, żyć tylko pięć lat?
since 22/4/2003
since 22/4/2003
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Piksele
Adam Sandler to geniusz komedii. Świetny pomysł, dobre wykonanie, krótkie i zabawne dialogi, czyli bezpretensjonalna rozrywka prosto z Hollywood. Chciałbym zobaczyć ten film w kinie w 3D. Polecam!
7/10
Adam Sandler to geniusz komedii. Świetny pomysł, dobre wykonanie, krótkie i zabawne dialogi, czyli bezpretensjonalna rozrywka prosto z Hollywood. Chciałbym zobaczyć ten film w kinie w 3D. Polecam!
7/10
- Ptaszor
- zielony
- Posty: 1881
- Rejestracja: 4 września 2014, o 17:06
- Lokalizacja: Forum SGK dodaje mi otuchy, gdy brakuje mi jej w czasie dnia.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Lobo, WTF? czy ja widziałem jakieś inne Piksele i Sandler nie był w nich mistrzem komedii? Czy to studio Yayo?
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
nie, to Lobo.
A może to luksus, żyć tylko pięć lat?
since 22/4/2003
since 22/4/2003
- Ptaszor
- zielony
- Posty: 1881
- Rejestracja: 4 września 2014, o 17:06
- Lokalizacja: Forum SGK dodaje mi otuchy, gdy brakuje mi jej w czasie dnia.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Pitbull. Nowe porządki
Vega odcina kupony od popularności serialu, patrz: plakat filmowy, na którym stoją Królikowski i Grabowski, mimo że ten pierwszy dostaje do powiedzenia 2 zdania. Żeruje na nazwiskach, mimo że niczego nie wnoszą. Obsadzenie Anny Muchy czy Agnieszki Dygant skutkuje przymusową cenzurą scen erotycznych - nie proszę o porno, ale zasłanianie i wyciemnianie wszystkiego w XXI wieku trąci myszką. Drugi plan znowu nie istnieje, obsadza się naturszczyków i tylko w przypadku Stracha zdaje to egzamin. Zamiast wyrzucać budżet na zbędne twarze, można było doinwestować w drugi plan - czwarta ściana pęka za każdym razem, gdy słyszę suche deklamowanie i zamiast oglądać film, zastanawiam się dlaczego wszystkie mieszkania mają białe ściany i wystrój (cięcia budżetowe?). Oświeciński Tomasz vel Strach to najjaśniejszy punkt filmu i kropka. Aktorzy z pierwszej ligi grają swoje, ale nie wiedzieć czemu uwaga scenarzysty skupia się na postaci Stracha. To znaczy ja wiem, dlaczego. Scenariusz pisał dziadek Patryka Vegi po drugim wylewie. Kolejny polski film, do którego wrzuca się gagi (niektóre śmieszne) i próbuje pozszywać z nich film. Motywacja Babci jest dla mnie niejasna, a jego postać groteskowa. Sceny z gangsterką mokotowską przyprawiają o śmiech. Postarałbym się wytłumaczyć na krótkim przykładzie, ale za każdym razem połączenie: przemoc, śmieszny dialog, słowo "kurwa", dramatyczna muzyka Łukasza Targosza zaburzają ton. Gdyby to nie był polski film, po necie fruwałyby przeróbki z muzyką z Benny Hilla - wystarczyłoby zmienić nutę i z dramatu byłaby komedia. Tak naprawdę nie wiem co obejrzałem. Serial i wcześniejsza część była lepiej wyważona, miała lepszy szkielet, o pracy policji polskiej można było dowiedzieć się ciekawych rzeczy, swojskość, Warszawka, picie wódy na służbie i zgniła rzeczywistość po służbie, slang - to było świeże, tymczasem teraz dostajemy faceta z irokezem na głowie i bronią na wierzchu, który chodzi po bazarze z trzema innymi, rozdaje wizytówki i organizuje zasadzki na bandytów w budkach z kebabem, proszę bardzo polska policja anno domini 2016. Nie trafia to do mnie, ale że serię lubiłem, dlatego daję
4/10
Vega odcina kupony od popularności serialu, patrz: plakat filmowy, na którym stoją Królikowski i Grabowski, mimo że ten pierwszy dostaje do powiedzenia 2 zdania. Żeruje na nazwiskach, mimo że niczego nie wnoszą. Obsadzenie Anny Muchy czy Agnieszki Dygant skutkuje przymusową cenzurą scen erotycznych - nie proszę o porno, ale zasłanianie i wyciemnianie wszystkiego w XXI wieku trąci myszką. Drugi plan znowu nie istnieje, obsadza się naturszczyków i tylko w przypadku Stracha zdaje to egzamin. Zamiast wyrzucać budżet na zbędne twarze, można było doinwestować w drugi plan - czwarta ściana pęka za każdym razem, gdy słyszę suche deklamowanie i zamiast oglądać film, zastanawiam się dlaczego wszystkie mieszkania mają białe ściany i wystrój (cięcia budżetowe?). Oświeciński Tomasz vel Strach to najjaśniejszy punkt filmu i kropka. Aktorzy z pierwszej ligi grają swoje, ale nie wiedzieć czemu uwaga scenarzysty skupia się na postaci Stracha. To znaczy ja wiem, dlaczego. Scenariusz pisał dziadek Patryka Vegi po drugim wylewie. Kolejny polski film, do którego wrzuca się gagi (niektóre śmieszne) i próbuje pozszywać z nich film. Motywacja Babci jest dla mnie niejasna, a jego postać groteskowa. Sceny z gangsterką mokotowską przyprawiają o śmiech. Postarałbym się wytłumaczyć na krótkim przykładzie, ale za każdym razem połączenie: przemoc, śmieszny dialog, słowo "kurwa", dramatyczna muzyka Łukasza Targosza zaburzają ton. Gdyby to nie był polski film, po necie fruwałyby przeróbki z muzyką z Benny Hilla - wystarczyłoby zmienić nutę i z dramatu byłaby komedia. Tak naprawdę nie wiem co obejrzałem. Serial i wcześniejsza część była lepiej wyważona, miała lepszy szkielet, o pracy policji polskiej można było dowiedzieć się ciekawych rzeczy, swojskość, Warszawka, picie wódy na służbie i zgniła rzeczywistość po służbie, slang - to było świeże, tymczasem teraz dostajemy faceta z irokezem na głowie i bronią na wierzchu, który chodzi po bazarze z trzema innymi, rozdaje wizytówki i organizuje zasadzki na bandytów w budkach z kebabem, proszę bardzo polska policja anno domini 2016. Nie trafia to do mnie, ale że serię lubiłem, dlatego daję
4/10
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
IMHO większość komedii z Sandlerem ociera o geniusz, któryc przejawy mieliśmy w Bejsbolokoszu, serii Naga Broń i Jajach w Tropikach. A Nie Zadzieraj z Fryzjerem oglądałem chyba z milion razy i za każdym razem seans sprawiał i radość.Ptaszor pisze:Lobo, WTF? czy ja widziałem jakieś inne Piksele i Sandler nie był w nich mistrzem komedii? Czy to studio Yayo?
- Ptaszor
- zielony
- Posty: 1881
- Rejestracja: 4 września 2014, o 17:06
- Lokalizacja: Forum SGK dodaje mi otuchy, gdy brakuje mi jej w czasie dnia.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Kurczę, chaos mamy w agregacie, bo tytuł Pitbull. Nowe porządki każdy napisał inaczej. Da radę to poprawić?
- Ptaszor
- zielony
- Posty: 1881
- Rejestracja: 4 września 2014, o 17:06
- Lokalizacja: Forum SGK dodaje mi otuchy, gdy brakuje mi jej w czasie dnia.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Dzień Niepodległości: Odrodzenie
Jedynka była głupia, ale tutaj przechodzą samych siebie. Za dużo wątków, za dużo bohaterów, za dużo tego samego (soft reboot? to nie dla mnie), tylko więcej i z metakomentarzem samych bohaterów. Ile razy Jeff Goldblum przewraca oczami, nie zliczę. Nagromadzenie wątków sprawia, że muszą się śpieszyć z rozwinięciem i zakończeniem, więc żadna z postaci nie dostaje wystarczająco dużo czasu. Poza tym próbują tłumaczyć ekskursję kosmitów, ale zamiast science fiction, dostajemy wyjaśnienia w stylu Transformers, zszywają do kupy na szybko kilka pomysłów i jeszcze próbują zajawić kolejną część. Fuj. Mnóstwo nietrafionych one-linerów. Mnóstwo niezamierzonego złego filmu w filmie. Tak zły, że aż dobry? No nie, to jest po prostu złe.
A szkoda, bo Pacific Rim pokazał jak można zrobić rozrywkowe kino z wysokim budżetem. 0/10
Jedynka była głupia, ale tutaj przechodzą samych siebie. Za dużo wątków, za dużo bohaterów, za dużo tego samego (soft reboot? to nie dla mnie), tylko więcej i z metakomentarzem samych bohaterów. Ile razy Jeff Goldblum przewraca oczami, nie zliczę. Nagromadzenie wątków sprawia, że muszą się śpieszyć z rozwinięciem i zakończeniem, więc żadna z postaci nie dostaje wystarczająco dużo czasu. Poza tym próbują tłumaczyć ekskursję kosmitów, ale zamiast science fiction, dostajemy wyjaśnienia w stylu Transformers, zszywają do kupy na szybko kilka pomysłów i jeszcze próbują zajawić kolejną część. Fuj. Mnóstwo nietrafionych one-linerów. Mnóstwo niezamierzonego złego filmu w filmie. Tak zły, że aż dobry? No nie, to jest po prostu złe.
A szkoda, bo Pacific Rim pokazał jak można zrobić rozrywkowe kino z wysokim budżetem. 0/10
- Crowley
- Pan Bob Budowniczy Kierownik
- Posty: 7589
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 20:00
- Lokalizacja: Gdańsk / Wyszków
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Pamiętaj, że mówisz o jednym z filmów mojego dzieciństwa, w którym pierwszy raz widziałem wybuchający Biały Dom i w którym Will Smith bije po ryju kosmitę. Waż słowa. Zwłaszcza, że chwilę potem wspominasz ten głupi film o robotach, do którego fapuje Sith.Ptaszor pisze:Jedynka była głupia, ale tutaj przechodzą samych siebie.
Ale coś z tą liczbą wątków w nowych filmach jest na rzeczy. Fabułę dobrego akcyjniaka powinno się dać streścić w dwóch zdaniach, żeby zostało miejsce na sceny akcji i wszystko trzymało się kupy (pomimo swojej głupoty). Taki był czwarty Mad Max na przykład. Tymczasem próby robienia poważnego kina z filmu o wybuchającym świecie są z góry skazane na porażkę, zwłaszcza że na każdą "mądrą scenę" przypada 10 minut idiotycznych animacji komputerowych.
All the good in the world
You can put inside a thimble
And still have room for you and me
If there's one thing you can say
About Mankind
There's nothing kind about man
You can put inside a thimble
And still have room for you and me
If there's one thing you can say
About Mankind
There's nothing kind about man
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Crowley pisze:Zwłaszcza, że chwilę potem wspominasz ten głupi film o robotach, do którego fapuje Sith.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Problem polega też na tym, że przez ten pierdyliard bohateró i wątków przeciętny amerykański gniot do kotleta trwa teraz 2,5 godziny, co czyni go niestrawnym nawet w niedzielę... Ostatnio na X-Men: Apocalypse tak się wymęczyłem, że na sama myśl o napisaniu recenzji jawi mi się jako kontynuacja jakiegoś ogromnego wysiłku. Film był średni, ale w ogóle nie zrozumiałem tych twistów z bohaterami - połowa postaci, miałem wrażenie, występowała już w poprzednich częsciach, a w najnowszej pojawili się jako zupełni nowicjusze. Wolverine też zdaje się był w Days of Future Past... no, ogólna moja konkluzja jest taka, że nie mam już głowy do emocjonowania się tyloma niuanso-pierdołami, faktycznie wolałbym coś prostego i mocnego, jak styliskiem łopaty przez łebCrowley pisze: z tą liczbą wątków w nowych filmach jest na rzeczy. Fabułę dobrego akcyjniaka powinno się dać streścić w dwóch zdaniach, żeby zostało miejsce na sceny akcji i wszystko trzymało się kupy (pomimo swojej głupoty).
A może to luksus, żyć tylko pięć lat?
since 22/4/2003
since 22/4/2003
- Ptaszor
- zielony
- Posty: 1881
- Rejestracja: 4 września 2014, o 17:06
- Lokalizacja: Forum SGK dodaje mi otuchy, gdy brakuje mi jej w czasie dnia.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Crow, mówimy o filmie, w którym
Film się zestarzał, oglądałem go ostatnio raz jeszcze i nie czuję żadnej nostalgii. Ma na to wpływ ile tego typu tandetnych filmów od 1996 obejrzałem, niestety duża część z nich to zasługa Rolanda Emmericha (2012, Pojutrze, 10 000 BC, Godzilla).
Spoiler:
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
A widziałeś go w kinie w 1996?Ptaszor pisze:Film się zestarzał, oglądałem go ostatnio raz jeszcze i nie czuję żadnej nostalgii. Ma na to wpływ ile tego typu tandetnych filmów od 1996 obejrzałem, niestety duża część z nich to zasługa Rolanda Emmericha (2012, Pojutrze, 10 000 BC, Godzilla).
- Ptaszor
- zielony
- Posty: 1881
- Rejestracja: 4 września 2014, o 17:06
- Lokalizacja: Forum SGK dodaje mi otuchy, gdy brakuje mi jej w czasie dnia.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Pierwszy raz na Polsacie. Nawet gdybym widział go w kinie i teraz obejrzał ponownie, wnioski miałbym te same.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Nie udowodnię Ci, że byłoby inaczej, ale ja widziałem to w kinie mając lat 14 i obsrałem się na miętowo. Najlepsze efekty specjalne od czasów Gwiezdnych wojen z pominięciem Terminatora 2 (ale tam na mniejszą skalę). Statki obcych, dogfight, rozwalane miasta. To był pierwszy film pokazujący zagładę na taką skalę, tak efektownie i tak dobrze wizualnie.Ptaszor pisze:Pierwszy raz na Polsacie. Nawet gdybym widział go w kinie i teraz obejrzał ponownie, wnioski miałbym te same.
Nie sądzę, żeby oglądane później to samo na kineskopowym TV, na Polsacie, pewnie ze 2-3 lata później (Matrix być może już był) robiło takie samo wrażenie.
- Ptaszor
- zielony
- Posty: 1881
- Rejestracja: 4 września 2014, o 17:06
- Lokalizacja: Forum SGK dodaje mi otuchy, gdy brakuje mi jej w czasie dnia.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Ok, Sith, rozumiem, o co chodzi, źle się wyraziłem. Efekty są nadal super, nic nie mam do efektów. Obcy są spoko, statki jeszcze lepsze, wysadzenie Białego Domu to już klasyka. Formuła się zestarzała; one-linery, najazdy kamery na zatroskaną twarz, "Panie prezydencie, nie uwierzy pan co się stało", przemowy do ludu, 4 lipca, deus ex machiny w scenariuszu - to wszystko na śmietnik, bo mieliśmy tego po uszy i jeszcze więcej. Jako dziecko łykałem to wszystko bez mrugnięcia okiem, teraz oczy/uszy mi krwawią.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
To prawda, ale właśnie ID był pierwszy na tym polu, a na pewno pierwszy tak efektownyPtaszor pisze:to wszystko na śmietnik, bo mieliśmy tego po uszy i jeszcze więcej
To tak jak parodie i zapożyczenia z Matrixa, najpierw kultowy Matrix, potem chwalono za kopiowanie od najlepszych, a teraz odniesienia do Matrixa i bullet time to wiocha i ludzie mają po dziurki w nosie
Dla mnie ID zawsze będzie lekkim, zabawnym, lekko tandetnym i mocno przerysowanym filmem o kosmitach atakujących ziemię
Poza tym lepszą mowę motywacyjną od wystąpienia prezydenta w ID, zrobiono dopiero w Pacific Rimie.
- Jutsimitsu
- Człowiek-Reklamówka
- Posty: 2930
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 22:51
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
SithFrog pisze:Poza tym lepszą mowę motywacyjną od wystąpienia prezydenta w ID, zrobiono dopiero w Pacific Rimie.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Jutsimitsu pisze:SithFrog pisze:Poza tym lepszą mowę motywacyjną od wystąpienia prezydenta w ID, zrobiono dopiero w Pacific Rimie.
http://fsgk.pl/forum/viewtopic.php?p=76202#p76202
- Voo
- Stary Człowiek, A Może
- Posty: 6414
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
- Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Mowy motywacyjne skończyły się na Braveheart.
ID wspominam dobrze. Film był niezbyt mądry ale zrobiony z werwą i rozmachem choc wcale nie miał powalajacego budzetu i dominowaly w nim efekty praktyczne.
ID wspominam dobrze. Film był niezbyt mądry ale zrobiony z werwą i rozmachem choc wcale nie miał powalajacego budzetu i dominowaly w nim efekty praktyczne.
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [100%] Spłacić kredyt [60%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
- Voo
- Stary Człowiek, A Może
- Posty: 6414
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
- Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Nim diabeł dowie się, że nie żyjesz (Before the Devil Knows You're Dead)
Za tym przydługim tytułem kryje się ostatni film w blisko 60-letniej reżyserskiej karierze Sidneya Lumeta, będący dosyć posepnym dramatem o ludziach, którzy chcieli od życia więcej ale małym kosztem. Dwóch nieco niedorobionych braciszków, pierwszy japiszon/narkoman a drugi życiowy przegryw, fantastycznie zagranych przez Philipa Seymoura Hoffmana i Ethana Hawke'a postanawia obrobić sklep jubilerski należący do własnych rodziców. Ma pójść jak po maśle i zgodnie z filmową tradycją oczywiście nie idzie. Fabuła nie przynosi zaskoczeń, oglądamy kolejne żałosne próby wykaraskania się z problemów a happy end niestety nie jest wliczony w cenę biletu. Za to zgrabne piersi Marisy Tomei jak najbardziej. Jest jeszcze Albert Finney i to starania tego zacnego towarzystwa sprawiają, że ta raczej kameralna produkcja jest zdecydowanie warta zobaczenia. 7/10
Nieracjonalny mężczyzna (Irrational Man)
Emma Stone to taka dziewczyna, o której można powiedzieć, że ma wieeeelkie oczy i faktycznie będzie chodziło o oczy Trochę rozumiem starego zboka Allena, że dał jej u siebie ostatnio stały etat. Sam film jest takim bardzo typowym dla późnego Allena "sympatycznym-takim-o-niczym". Inteligentne damsko-męskie gadki-szmatki, trochę humoru i zgryźliwych, celnych obserwacji na temat środowisk uniwersyteckich i relacji damsko-męskich. Do tego Joaquin Phoenix, który wyraźnie dobrze bawi się na planie. Tradycyjnie trochę "rozlazły", prowokacyjnie wypinający wielkie brzucho, jakby kpiący ze wzorca wyglądu obowiązującego męskie gwiazdy kina. Niewiele zostaje w głowie po seansie poza poczuciem, że film wprawił nas w dobry nastrój. No i te oczy Emmy... 7/10
Za tym przydługim tytułem kryje się ostatni film w blisko 60-letniej reżyserskiej karierze Sidneya Lumeta, będący dosyć posepnym dramatem o ludziach, którzy chcieli od życia więcej ale małym kosztem. Dwóch nieco niedorobionych braciszków, pierwszy japiszon/narkoman a drugi życiowy przegryw, fantastycznie zagranych przez Philipa Seymoura Hoffmana i Ethana Hawke'a postanawia obrobić sklep jubilerski należący do własnych rodziców. Ma pójść jak po maśle i zgodnie z filmową tradycją oczywiście nie idzie. Fabuła nie przynosi zaskoczeń, oglądamy kolejne żałosne próby wykaraskania się z problemów a happy end niestety nie jest wliczony w cenę biletu. Za to zgrabne piersi Marisy Tomei jak najbardziej. Jest jeszcze Albert Finney i to starania tego zacnego towarzystwa sprawiają, że ta raczej kameralna produkcja jest zdecydowanie warta zobaczenia. 7/10
Nieracjonalny mężczyzna (Irrational Man)
Emma Stone to taka dziewczyna, o której można powiedzieć, że ma wieeeelkie oczy i faktycznie będzie chodziło o oczy Trochę rozumiem starego zboka Allena, że dał jej u siebie ostatnio stały etat. Sam film jest takim bardzo typowym dla późnego Allena "sympatycznym-takim-o-niczym". Inteligentne damsko-męskie gadki-szmatki, trochę humoru i zgryźliwych, celnych obserwacji na temat środowisk uniwersyteckich i relacji damsko-męskich. Do tego Joaquin Phoenix, który wyraźnie dobrze bawi się na planie. Tradycyjnie trochę "rozlazły", prowokacyjnie wypinający wielkie brzucho, jakby kpiący ze wzorca wyglądu obowiązującego męskie gwiazdy kina. Niewiele zostaje w głowie po seansie poza poczuciem, że film wprawił nas w dobry nastrój. No i te oczy Emmy... 7/10
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [100%] Spłacić kredyt [60%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
i to jest fraza, której się po autorze nie spodziewałem. Ładnie!Voo pisze: jakby kpiący ze wzorca wyglądu obowiązującego męskie gwiazdy kina.
A może to luksus, żyć tylko pięć lat?
since 22/4/2003
since 22/4/2003
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Dzikie historie (Relatos salvajes) - Upadek Joela Schumachera z 1993 roku to film o człowieku, u którego suma drobnych niepowodzeń i nerwowych sytuacji skumulowała się w niekontrolowany wybuch agresji i morderczej pasji. W telegraficznym skrócie Dzikie historie to zbiór takich "upadków" - brutalnych reakcji kilku osób, którym puściły nerwy.
Film otwiera sekwencja w samolocie, gdzie zebrało się podejrzanie dużo ludzi, którzy znają Gabriela Pasternaka. W dodatku każdy z nich miał z wymienionym jakiś zatarg, kłótnię bądź postąpił wobec niego nieelegancko. Po chwili okazuje się, że sam zainteresowany też jest na pokładzie. W kokpicie. Z konkretnym zamiarem. Potem poznajemy kolejnych bohaterów w kolejnych etiudach, których motywem przewodnim są granice ludzkiej cierpliwości i to, co dzieje się, kiedy zostaną przekroczone. Mamy podobny do wspomnianego Upadku motyw ojca śpieszącego się na urodziny córki, którego auto niesłusznie odholowano. Jest młoda kelnerka, która musi obsłużyć mafioza pośrednio odpowiedzialnego za śmierć jej ojca. Poznamy pannę młodą odkrywającą na weselu zdradę męża, a także zobaczymy dość niezdarny pojedynek frustratów na szosie.
Poszczególne historie są pokazane w konwencji czarnej komedii. Nawet jeśli jest krwawo i brutalnie to w tak przesadzony sposób, że widz raczej się śmieje niż daje nastraszyć. W kilku momentach szczerze się uśmiałem, ale zabrakło mi tu jednak więcej powagi. W takim sensie, żeby wywołać jakąś refleksję na temat zemsty, granic wytrzymałości i tego jak łatwo czasem traci się kontrolę nad sobą. Zabrakło mi również jakiegoś, choćby minimalnego, elementu fabularnego, który spajałby wszystkie historie. Ostatni zarzut to właściwie przypadek i autorzy nie są tu odpowiedzialni. Historia Gabriela Pasternaka, ta w samolocie, niespecjalnie bawi rok po katastrofie lotu 9525 Germanwings w Alpach. Nikt tego nie mógł przewidzieć, ale skojarzenie nasuwa się automatycznie i trochę odziera wspomniane sceny z komizmu.
Podsumowując - można obejrzeć i pośmiać się z absurdalnego, czarnego humoru, ale ten film jest jak plotka, która jednym uchem wpadnie, a drugim wypadnie i za dwa dni nie pozostanie po niej nawet drobny ślad w naszym mózgu. 6/10
http://zabimokiem.pl/upadki/
Film otwiera sekwencja w samolocie, gdzie zebrało się podejrzanie dużo ludzi, którzy znają Gabriela Pasternaka. W dodatku każdy z nich miał z wymienionym jakiś zatarg, kłótnię bądź postąpił wobec niego nieelegancko. Po chwili okazuje się, że sam zainteresowany też jest na pokładzie. W kokpicie. Z konkretnym zamiarem. Potem poznajemy kolejnych bohaterów w kolejnych etiudach, których motywem przewodnim są granice ludzkiej cierpliwości i to, co dzieje się, kiedy zostaną przekroczone. Mamy podobny do wspomnianego Upadku motyw ojca śpieszącego się na urodziny córki, którego auto niesłusznie odholowano. Jest młoda kelnerka, która musi obsłużyć mafioza pośrednio odpowiedzialnego za śmierć jej ojca. Poznamy pannę młodą odkrywającą na weselu zdradę męża, a także zobaczymy dość niezdarny pojedynek frustratów na szosie.
Poszczególne historie są pokazane w konwencji czarnej komedii. Nawet jeśli jest krwawo i brutalnie to w tak przesadzony sposób, że widz raczej się śmieje niż daje nastraszyć. W kilku momentach szczerze się uśmiałem, ale zabrakło mi tu jednak więcej powagi. W takim sensie, żeby wywołać jakąś refleksję na temat zemsty, granic wytrzymałości i tego jak łatwo czasem traci się kontrolę nad sobą. Zabrakło mi również jakiegoś, choćby minimalnego, elementu fabularnego, który spajałby wszystkie historie. Ostatni zarzut to właściwie przypadek i autorzy nie są tu odpowiedzialni. Historia Gabriela Pasternaka, ta w samolocie, niespecjalnie bawi rok po katastrofie lotu 9525 Germanwings w Alpach. Nikt tego nie mógł przewidzieć, ale skojarzenie nasuwa się automatycznie i trochę odziera wspomniane sceny z komizmu.
Podsumowując - można obejrzeć i pośmiać się z absurdalnego, czarnego humoru, ale ten film jest jak plotka, która jednym uchem wpadnie, a drugim wypadnie i za dwa dni nie pozostanie po niej nawet drobny ślad w naszym mózgu. 6/10
http://zabimokiem.pl/upadki/
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Batman v Superman
Ta wersja rozszerzona. Nie widziałem wersji kinowej, ale ta dłuższa o pół godziny ponoć trochę poprawia, to lepsze coś oceniam.
Mógł być fajny film, ale księgowi wyraźnie przesadzili wymyślając, żeby napchać co tylko się da do BvS. Trzeba było powyrzynać wszystko co nie jest niezbędne z pierwszych 2h. Chociaż i tak zostałyby problemy. Na przykład jaka jest motywacja Lexa? Oprócz tego, że jest zły i musi czynić zło. No i dlaczego ktoś pomyślał, że trzeba się wzorować na Zedzie z Akademii Policyjnej:
WTF?
No i Marta...
Brawo US&A! Nie ma jak to pierdolnąć atomówkę wysoko w atmosferze! Gigantyczny skażony teren i usmażona elektronika w całym stanie! No ale filmy o Batmanie uczą, że takimi rzeczami się tam nie przejmują
Szkoda, że Superman nie zaprosił 12 kumpli na kolację z domowym pieczywem i winkiem, bo ktoś mógł nie zauważyć symboliki
Świetnie wypadają sceny akcji, sporo ładnych i plastycznych ujęć, a i muzyka dawała radę. WW była fajna zwłaszcza z tym jej motywem muzycznym (https://www.youtube.com/watch?v=Gw_o7XUX3fg). Nie przeszkadzał mi trailer Ligii Sprawiedliwości wetknięty w losowe momenty.
EDIT: A i Batflek oczywiście na plus.
5/10
Ta wersja rozszerzona. Nie widziałem wersji kinowej, ale ta dłuższa o pół godziny ponoć trochę poprawia, to lepsze coś oceniam.
Mógł być fajny film, ale księgowi wyraźnie przesadzili wymyślając, żeby napchać co tylko się da do BvS. Trzeba było powyrzynać wszystko co nie jest niezbędne z pierwszych 2h. Chociaż i tak zostałyby problemy. Na przykład jaka jest motywacja Lexa? Oprócz tego, że jest zły i musi czynić zło. No i dlaczego ktoś pomyślał, że trzeba się wzorować na Zedzie z Akademii Policyjnej:
WTF?
No i Marta...
Spoiler:
Szkoda, że Superman nie zaprosił 12 kumpli na kolację z domowym pieczywem i winkiem, bo ktoś mógł nie zauważyć symboliki
Świetnie wypadają sceny akcji, sporo ładnych i plastycznych ujęć, a i muzyka dawała radę. WW była fajna zwłaszcza z tym jej motywem muzycznym (https://www.youtube.com/watch?v=Gw_o7XUX3fg). Nie przeszkadzał mi trailer Ligii Sprawiedliwości wetknięty w losowe momenty.
EDIT: A i Batflek oczywiście na plus.
5/10
- Ptaszor
- zielony
- Posty: 1881
- Rejestracja: 4 września 2014, o 17:06
- Lokalizacja: Forum SGK dodaje mi otuchy, gdy brakuje mi jej w czasie dnia.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Gregor, Hans Zimmer po stworzeniu tego utworu powiedział, i tu cytuję, "kończę z kinem o superbohaterach i wracam do Nolana".
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
A niech robi co chce Jak dla mnie w tym filmie akurat muzyka była jedną z rzeczy, która przychodzi na myśl jak się szuka plusów
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Tropiciele Mogił (Grave Encounters)
Film sprzed 5 lat ale ostatnio polecono mi go jako dobry horror. Czy jest dobry? I tak i nie. Z jednej strony setting ma potencjał. Grupka "filmowców" kręcąca program o nawiedzonych miejscach postanawia, w 6 odcinku programu, spędzić noc w opuszczonym zakładzie psychiatrycznym. Oczywiście żadne z nich w nadprzyrodzone zjawiska nie wierzy i robią to bo temat jest chwytliwy... i oczywiście w tym przypadku okaże się, że budynek jak najbardziej jest nawiedzony.
Niestety film ma wiele niewykorzystanego potencjału. Klimat budowany jest powoli (co jest fajne) ale bardziej na poziomie tempa budowania drugiej linii warszawskiego metra (co jest nie fajne). Nawet kiedy gówno uderza już w wiatrak to akcja znowu opada i mamy kolejne 20 minut cichego chlipania do kamery. Film, oprócz jump scarów bazuje bardziej na uczuciu osaczenia i absolutnego braku szans na przetrwanie ale to nie wystarczy na wiele jeśli nawet uśmiercanie kolejnych bohaterów jest robione bez polotu i większego pomysłu.
Mimo to oglądało się przyjemnie, jeśli ktoś bardzo lubi horrory o duchach i nawiedzonych budynkach to pierwsza część Grave Encounters (po raz kolejny brawa dla osoby, która wpadła na polski tytuł... chcę połowę tego co on(a) bierze) jest jak najbardziej do strawienia.
6/10
Film sprzed 5 lat ale ostatnio polecono mi go jako dobry horror. Czy jest dobry? I tak i nie. Z jednej strony setting ma potencjał. Grupka "filmowców" kręcąca program o nawiedzonych miejscach postanawia, w 6 odcinku programu, spędzić noc w opuszczonym zakładzie psychiatrycznym. Oczywiście żadne z nich w nadprzyrodzone zjawiska nie wierzy i robią to bo temat jest chwytliwy... i oczywiście w tym przypadku okaże się, że budynek jak najbardziej jest nawiedzony.
Niestety film ma wiele niewykorzystanego potencjału. Klimat budowany jest powoli (co jest fajne) ale bardziej na poziomie tempa budowania drugiej linii warszawskiego metra (co jest nie fajne). Nawet kiedy gówno uderza już w wiatrak to akcja znowu opada i mamy kolejne 20 minut cichego chlipania do kamery. Film, oprócz jump scarów bazuje bardziej na uczuciu osaczenia i absolutnego braku szans na przetrwanie ale to nie wystarczy na wiele jeśli nawet uśmiercanie kolejnych bohaterów jest robione bez polotu i większego pomysłu.
Mimo to oglądało się przyjemnie, jeśli ktoś bardzo lubi horrory o duchach i nawiedzonych budynkach to pierwsza część Grave Encounters (po raz kolejny brawa dla osoby, która wpadła na polski tytuł... chcę połowę tego co on(a) bierze) jest jak najbardziej do strawienia.
6/10
What Darwin was too polite to say, my friends, is that we came to rule the earth not because we were the smartest, or even the meanest, but because we have always been the craziest, most murderous motherfuckers in the jungle.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Dzień Niepodległości: Odrodzenie (Independence Day: Resurgence) - Jestem dzieckiem lat osiemdziesiątych. Dzień Niepodległości to był dla mnie jeden z najważniejszych kinowych "momentów". Sympatyczni bohaterowie, niesamowite sceny niszczenia wielkich miast, popularny motyw ludzie kontra obcy i najlepsze efekty specjalnie od czasów Gwiezdnych Wojen(tak, wiem, po drodze był Terminator 2, ale tam wszystko było na zdecydowanie mniejszą skalę). Film zestarzał się niezbyt ładnie, efekty dziś wyglądają raczej marnie, a sam film to głupiutki amerykański blockbuster. Tak, mimo nostalgii mam tego świadomość. Nic jednak nie usprawiedliwia robienia sequela po 20 latach jeśli się nie ma pomysłu na sensowne pociągnięcie historii w nowym kierunku. Fabularnie Resurgence to jest pierwsza część, niemal scena po scenie, z tą różnicą, że tu wszystko jest słabsze, gorsze i mniej spektakularne. Spojlery w recenzji raczej się pojawią, najlepiej czytać po obejrzeniu filmu, chociaż nie wiem czy warto tracić czas.
Wracamy na ziemię 20 lat po wydarzeniach z pierwszej odsłony. Z duchem czasów mamy już panią prezydent, ziemianie ożenili swoją technologię z bajerami obcych, mamy bazy na księżycu, działa laserowe i jest pięknie. Niestety wszystko psuje kolejna inwazja obcych, tym razem zamiast floty wielkich statków mają jeden, za to wielkości 1/4 Ziemi. Tak, to nie żart. Potem następuje standardowa sekwencja wydarzeń: obcy lądują i robią wielkie bum, dzielni ziemianie lecą im dokopać, przegrywają z kretesem, a na koniec ktoś wymyśla sprytny plan i dzięki niemu możemy się (niestety) doczekać części trzeciej...
Tak jak pisałem, wszystko w tym filmie jest gorsze, dlatego nawet nie jestem w stanie w recenzji opisać wszystkich wad. Nie mam pojęcia po co komu film, w którym na pierwszym i drugim planie mamy na oko gdzieś tak z piętnastu bohaterów. Serio, ktoś nie wierzy? Stary prezydent, pani prezydent, generał/prezydent, Jeff Goldblum, tata Jeffa Goldbluma, pani psycholog od kosmitów, córka prezydenta, jej chłopak, najlepszy kolega chłopaka, chiński obiekt westchnień kolegi chłopaka, rywal chłopaka/syn Willa Smitha z pierwszej części, striptizerka z jedynki, która została lekarką (często się to zdarza?), szalony profesor z jedynki, Afrykanin z maczetami i chyba najgłupsza, najbardziej zbędna postać w historii kina - wkurwiający księgowy. Ten ostatni osobnik to scenarzysta wrzucony chyba do filmu przez własną próżność. Inaczej nie potrafię wyjaśnić obecności tak irytującej, niepotrzebnej i nic nie wnoszącej osoby w obsadzie.
Przez mnogość wątków i postaci nikt nie dostaje tu wystarczająco dużo czasu na ekranie przez co kompletnie mnie nie interesowały losy poszczególnych bohaterów. Młodzi piloci mają jakieś zatargi, stary prezydent ma chyba problemy psychiczne, ale generalnie widz ma to w nosie, bo każdy temat jest zarysowany jednym dialogiem, trzema zdaniami. W dodatku poza może Goldblumem wszyscy aktorzy grają taką padaczkę, że żal na to patrzeć. Generalnie wszyscy wzięli udział, bo ktoś słono płacił. Takiego braku charyzmy nie wytrzyma żadna produkcja. W jedynce mieliśmy przebojowego Willa Smitha, Jeff Goldblum grał bardziej przekonywająco, a Bill Pullman wygłosił jedną z najlepszych mów motywacyjnych w historii kina. Tutaj młodzi piloci maja tyle czaru i charyzmy co postacie z seriali na Disney Channel. Młody Hemsworth i aktor grający syna Willa Smitha to najbardziej bezpłciowy duet jaki widziałem od dawna. A stary, dobry prezydent wygłasza jeszcze jedną mowę. Przypadkową, do przypadkowych ludzi w hangarze. Groteskowe i naprawdę mało zabawne. Raczej żałosne.
Film z 1996 roku był kolejnym krokiem milowym w temacie efektów specjalnych, dwójka nawet nie zbliża się do tego poziomu. Wiadomo, że wygląda lepiej niż poprzednik, ale szału nie ma. W zderzeniu z wieloma współczesnymi produkcjami (Mad Max, Prometeusz, nawet od biedy Transformers) po prostu wysiada. Dość powiedzieć, że najbardziej spektakularne momenty z jedynki - zniszczenie miast - tutaj trwają minutę, może dwie. Dosłownie - jeśli widzieliście rozpierduchę w zwiastunie to w zasadzie widzieliście wszystko.
Nic tu nie ma sensu, scenariusz nie ma ciągów przyczynowo-skutkowych. Wszystko dzieje się po to, żeby kolejne sceny uczynić bardziej dramatycznymi. Autobus pełen dzieci jedzie w oko cyklonu, bo tak. Wielki kosmita ma naprzeciwko siebie jedynego wroga zdolnego go zniszczyć, ale nie rusza do niego tylko atakuje właśnie ten autobus. Bo ma być dramatycznie i koniec! W ogóle finał jest kiepski, mało spektakularny i zostawia widza z wielkim uczuciem niedosytu. Ostatnie kwestie w filmie to już niezamierzona autoparodia. Mimo usilnego silenia się na powagę film ani przez moment nie angażuje emocjonalnie, nie sprawia, że czujemy powagę zagrożenia, że czujemy bliskość zagłady ludzkości. Nie ma tu też tego, co zawsze trochę ratowało pierwszy Dzień niepodległości - autoironii. Tu wszystko jest robione ze ściśniętymi pośladami i poważną miną.
Wady, wady, jeszcze większe wady. Czy coś w tym filmie zasługuje na pochwałę? Znalazłoby się kilka rzeczy. Motyw z jedynym statkiem, który wylądował po poprzedniej inwazji był ciekawy. Zamiast dwójki, chętnie bym zobaczył spin off o zmaganiach okolicznych plemion z kosmitami. Taki Aliens/Predator, maczety kontra macki. Kilka efektów specjalnych było nawet nawet. Podobał mi się pomysł ze zbiorową jaźnią kosmitów no i na koniec fajnym zabiegiem było dorzucenie trzeciego elementu do konfliktu - białego pac-mana, który ma być lekiem na całe zło. To ostatnie śmierdziało mocnym zapożyczeniem (tudzież bezczelną kalką) z serii gier Mass Effect, ale jak kopiować to od najlepszych.
Podsumowując - nowy Dzień Niepodległości to według mnie największy syf od czasów Battleship. Śmierdząca kupa gówna. Niewiarygodne, że coś takiego może powstać i nikt po drodze nie zapadnie na refleksję: hej, może przesadzamy z tym szajsem? Zanim ktoś mi zacznie odpisywać, kilka uwag: nie, nie spodziewałem się wiele; tak, szedłem na głupi amerykański blockbuster z kosmitami; tak, jedynka też była głupawa i czynnik nostalgii robi swoje. Są jednak pewne granice pójścia w stronę tandety i o ile w 1996 zrobili wesoły film o inwazji paskudników z kosmosu, o tyle 20 lat później wpadli w czarną dziurę beznadziejnego "filmoróbstwa". Nie oglądać, nie tykać. Trzymać się z daleka. 1/10
http://zabimokiem.pl/dzien-niepodleglosci-obrzydzenie/
Wracamy na ziemię 20 lat po wydarzeniach z pierwszej odsłony. Z duchem czasów mamy już panią prezydent, ziemianie ożenili swoją technologię z bajerami obcych, mamy bazy na księżycu, działa laserowe i jest pięknie. Niestety wszystko psuje kolejna inwazja obcych, tym razem zamiast floty wielkich statków mają jeden, za to wielkości 1/4 Ziemi. Tak, to nie żart. Potem następuje standardowa sekwencja wydarzeń: obcy lądują i robią wielkie bum, dzielni ziemianie lecą im dokopać, przegrywają z kretesem, a na koniec ktoś wymyśla sprytny plan i dzięki niemu możemy się (niestety) doczekać części trzeciej...
Tak jak pisałem, wszystko w tym filmie jest gorsze, dlatego nawet nie jestem w stanie w recenzji opisać wszystkich wad. Nie mam pojęcia po co komu film, w którym na pierwszym i drugim planie mamy na oko gdzieś tak z piętnastu bohaterów. Serio, ktoś nie wierzy? Stary prezydent, pani prezydent, generał/prezydent, Jeff Goldblum, tata Jeffa Goldbluma, pani psycholog od kosmitów, córka prezydenta, jej chłopak, najlepszy kolega chłopaka, chiński obiekt westchnień kolegi chłopaka, rywal chłopaka/syn Willa Smitha z pierwszej części, striptizerka z jedynki, która została lekarką (często się to zdarza?), szalony profesor z jedynki, Afrykanin z maczetami i chyba najgłupsza, najbardziej zbędna postać w historii kina - wkurwiający księgowy. Ten ostatni osobnik to scenarzysta wrzucony chyba do filmu przez własną próżność. Inaczej nie potrafię wyjaśnić obecności tak irytującej, niepotrzebnej i nic nie wnoszącej osoby w obsadzie.
Przez mnogość wątków i postaci nikt nie dostaje tu wystarczająco dużo czasu na ekranie przez co kompletnie mnie nie interesowały losy poszczególnych bohaterów. Młodzi piloci mają jakieś zatargi, stary prezydent ma chyba problemy psychiczne, ale generalnie widz ma to w nosie, bo każdy temat jest zarysowany jednym dialogiem, trzema zdaniami. W dodatku poza może Goldblumem wszyscy aktorzy grają taką padaczkę, że żal na to patrzeć. Generalnie wszyscy wzięli udział, bo ktoś słono płacił. Takiego braku charyzmy nie wytrzyma żadna produkcja. W jedynce mieliśmy przebojowego Willa Smitha, Jeff Goldblum grał bardziej przekonywająco, a Bill Pullman wygłosił jedną z najlepszych mów motywacyjnych w historii kina. Tutaj młodzi piloci maja tyle czaru i charyzmy co postacie z seriali na Disney Channel. Młody Hemsworth i aktor grający syna Willa Smitha to najbardziej bezpłciowy duet jaki widziałem od dawna. A stary, dobry prezydent wygłasza jeszcze jedną mowę. Przypadkową, do przypadkowych ludzi w hangarze. Groteskowe i naprawdę mało zabawne. Raczej żałosne.
Film z 1996 roku był kolejnym krokiem milowym w temacie efektów specjalnych, dwójka nawet nie zbliża się do tego poziomu. Wiadomo, że wygląda lepiej niż poprzednik, ale szału nie ma. W zderzeniu z wieloma współczesnymi produkcjami (Mad Max, Prometeusz, nawet od biedy Transformers) po prostu wysiada. Dość powiedzieć, że najbardziej spektakularne momenty z jedynki - zniszczenie miast - tutaj trwają minutę, może dwie. Dosłownie - jeśli widzieliście rozpierduchę w zwiastunie to w zasadzie widzieliście wszystko.
Nic tu nie ma sensu, scenariusz nie ma ciągów przyczynowo-skutkowych. Wszystko dzieje się po to, żeby kolejne sceny uczynić bardziej dramatycznymi. Autobus pełen dzieci jedzie w oko cyklonu, bo tak. Wielki kosmita ma naprzeciwko siebie jedynego wroga zdolnego go zniszczyć, ale nie rusza do niego tylko atakuje właśnie ten autobus. Bo ma być dramatycznie i koniec! W ogóle finał jest kiepski, mało spektakularny i zostawia widza z wielkim uczuciem niedosytu. Ostatnie kwestie w filmie to już niezamierzona autoparodia. Mimo usilnego silenia się na powagę film ani przez moment nie angażuje emocjonalnie, nie sprawia, że czujemy powagę zagrożenia, że czujemy bliskość zagłady ludzkości. Nie ma tu też tego, co zawsze trochę ratowało pierwszy Dzień niepodległości - autoironii. Tu wszystko jest robione ze ściśniętymi pośladami i poważną miną.
Wady, wady, jeszcze większe wady. Czy coś w tym filmie zasługuje na pochwałę? Znalazłoby się kilka rzeczy. Motyw z jedynym statkiem, który wylądował po poprzedniej inwazji był ciekawy. Zamiast dwójki, chętnie bym zobaczył spin off o zmaganiach okolicznych plemion z kosmitami. Taki Aliens/Predator, maczety kontra macki. Kilka efektów specjalnych było nawet nawet. Podobał mi się pomysł ze zbiorową jaźnią kosmitów no i na koniec fajnym zabiegiem było dorzucenie trzeciego elementu do konfliktu - białego pac-mana, który ma być lekiem na całe zło. To ostatnie śmierdziało mocnym zapożyczeniem (tudzież bezczelną kalką) z serii gier Mass Effect, ale jak kopiować to od najlepszych.
Podsumowując - nowy Dzień Niepodległości to według mnie największy syf od czasów Battleship. Śmierdząca kupa gówna. Niewiarygodne, że coś takiego może powstać i nikt po drodze nie zapadnie na refleksję: hej, może przesadzamy z tym szajsem? Zanim ktoś mi zacznie odpisywać, kilka uwag: nie, nie spodziewałem się wiele; tak, szedłem na głupi amerykański blockbuster z kosmitami; tak, jedynka też była głupawa i czynnik nostalgii robi swoje. Są jednak pewne granice pójścia w stronę tandety i o ile w 1996 zrobili wesoły film o inwazji paskudników z kosmosu, o tyle 20 lat później wpadli w czarną dziurę beznadziejnego "filmoróbstwa". Nie oglądać, nie tykać. Trzymać się z daleka. 1/10
http://zabimokiem.pl/dzien-niepodleglosci-obrzydzenie/
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Warcraft: Początek (Warcraft) - Mógłbym się znęcać nad tłumaczem/dystrybutorem za dodanie kompletnie niepotrzebnego tytuł, ale po co? Jak wytłumaczyć komuś, że samo Warcraft brzmi dobrze i nie trzeba zaznaczać, że to początek być może dłuższej serii? Ech... W każdym razie mamy w końcu ekranizację gry Blizzarda. Hegemona rynku komputerowej rozrywki. Firmy znanej z tego, że wydaje tylko dobre gry, robi je tak długo jak potrzebuje i jest w stanie skasować projekt nawet w zaawansowanym stadium, jeśli zachodzi podejrzenie, że nie będzie dość dobry. Jak wyszło zderzenie Blizzarda z Hollywoodem? No cóż, tak sobie.
Graczom fabuły opisywać nie trzeba, innym widzom wypada. Plemię walecznych Orków musi opuścić swoją krainę, bo ta dosłownie umiera. Aby udać się do innego świata muszą przejść przez portal. Ten znowu zasilany jest duszami wysysanymi z żywych istot. Takie oto niecne metody ma Gul'dan, szaman Orków. Część z pobratymców nie patrzy na to zbyt przychylnie, ale kiedy alternatywą jest zagłada - cel uświęca środki. Najbardziej niechętny magii szamana jest Durotan, herszt plemienia klanu Mroźnego Wilka, świeżo upieczony ojciec. Portal zaś prowadzi do Azeroth, krainy ludzi, krasnoludów i innych stworzeń żyjących w harmonii. Kiedy pojawia się zagrożenie w postaci Orków, mieszkańcy królestwa pod wodzą rycerza Lothara, króla Llane'a i strażnika krainy Medivha stają do walki o swój dom.
Pierwszy problem to stylizacja filmu. Kolorowe miecze, przesadnie zdobione tarcze, to już nawet nie jest "high fantasy", to wygląda jak jakiś przekombinowany cosplay. Nadaje to filmowi mało poważnego wyrazu i zdecydowanie dalej mu do Gry o tron, Władcy Pierścieni czy nawet Willowa, a zdecydowanie bliżej do produkcji telewizyjnych spod znaku Xeny i Herkulesa. Rozumiem skąd to się wzięło - tak wygląda gra, jest kolorowa i bogata w takie przesadne ornamenty. Tylko nie wszystko dobrze się przenosi z ekranu monitora na kinową salę. W tym wypadku mogli to chociaż trochę stonować, chociaż trochę uprościć. Tu muszę wyraźnie zaznaczyć, że powyższe nie tyczy się Orków. Wyglądają naprawdę dobrze, strasznie i nawet bardziej realistycznie niż w zwiastunach. Fantastyczna robota animatorów i speców od efektów.
To w sumie obrazuje najważniejszy podział w filmie. Większość rzeczy związanych z Orkami jest świetna, większość tycząca się ludzi jest zła, kiepska, a momentami wręcz koszmarna. Weźmy choćby samą historię. Opowieść Durotana podobała mi się od początku do końca. Jest tu wszystko czego trzeba: bohater z krwi i kości, rodzina, widmo zagłady, trudne wybory, zdrada, poświęcenie i odkupienie. Gdyby film toczył się powiedzmy w 90% wokół tego wątku - wszyscy by na tym skorzystali. I widzowie i twórcy.
Niestety jest też wątek ludzki i sam nie wiem co tu jest najgorsze. Przede wszystkim wszyscy aktorzy to kpina. Poziom gry rodem z polskich seriali obyczajowych. Lothar w każdej scenie ma emocje, które kazali mu zagrać w danym momencie i koniec. Nie pamięta gdzie ta postać leży w kontekście całej historii. Przeżywa więc przesadnie dramat, za chwilę jest lekkoduchem i cwaniakiem, a po chwili chyba się zakochał. Kompletnie to wszystko niespójne i niewiarygodne. Do towarzystwa mamy tu jeszcze Garonę - mieszańca, kobietę, która jest półkrwi Orkiem, półkrwi człowiekiem. Mieszanie genów polegało na tym, że po ludziach dostała świetny seksowny wygląd, a po Orkach zielony kolor skóry i dwa zęby. Postać niestety nijaka i kompletnie niewykorzystana. To jeszcze nie koniec. Na deser mamy królową, która wali górnolotne suchary i robi zbolałe miny. Strażnika/maga/młodego Saurona, który tak groźnie marszczy brwi, że nie wystraszyłby tym nawet dwulatka i króla. To mój faworyt. Facet gra i wygląda jak skrzyżowanie Szeryfa Rottingham (Robin Hood: Faceci w rajtuzach) i Lorda Farquada (Shrek). Jest tak beznadziejny i groteskowy, że brakuje słów...
Nie zawiodłem się na Warcraft głównie dlatego, że mam do filmów na podstawie gier z automatu bardzo, bardzo niskie oczekiwania. Mam nadzieję, że Blizzard wyciągnie wnioski i w nieuniknionym sequelu zrobi wszystko dużo lepiej. Nie mam wątpliwości, że przy ich podejściu do tworzenia rozrywki - gdyby Warcraft: Początek był grą - w tej postaci nie ujrzałby światła dziennego nigdy. Nie znaczy to jednak, że nie warto go obejrzeć. Jeśli jesteś fanem którejś części znanych RTSów albo fenomeny on-line WoW - musisz zobaczyć. Wszyscy inni - mogą, jak bardzo się znudzą w listopadowy, deszczowy wieczór. 5/10
http://zabimokiem.pl/blizzard-w-holywoo ... ie-grzeszy
Graczom fabuły opisywać nie trzeba, innym widzom wypada. Plemię walecznych Orków musi opuścić swoją krainę, bo ta dosłownie umiera. Aby udać się do innego świata muszą przejść przez portal. Ten znowu zasilany jest duszami wysysanymi z żywych istot. Takie oto niecne metody ma Gul'dan, szaman Orków. Część z pobratymców nie patrzy na to zbyt przychylnie, ale kiedy alternatywą jest zagłada - cel uświęca środki. Najbardziej niechętny magii szamana jest Durotan, herszt plemienia klanu Mroźnego Wilka, świeżo upieczony ojciec. Portal zaś prowadzi do Azeroth, krainy ludzi, krasnoludów i innych stworzeń żyjących w harmonii. Kiedy pojawia się zagrożenie w postaci Orków, mieszkańcy królestwa pod wodzą rycerza Lothara, króla Llane'a i strażnika krainy Medivha stają do walki o swój dom.
Pierwszy problem to stylizacja filmu. Kolorowe miecze, przesadnie zdobione tarcze, to już nawet nie jest "high fantasy", to wygląda jak jakiś przekombinowany cosplay. Nadaje to filmowi mało poważnego wyrazu i zdecydowanie dalej mu do Gry o tron, Władcy Pierścieni czy nawet Willowa, a zdecydowanie bliżej do produkcji telewizyjnych spod znaku Xeny i Herkulesa. Rozumiem skąd to się wzięło - tak wygląda gra, jest kolorowa i bogata w takie przesadne ornamenty. Tylko nie wszystko dobrze się przenosi z ekranu monitora na kinową salę. W tym wypadku mogli to chociaż trochę stonować, chociaż trochę uprościć. Tu muszę wyraźnie zaznaczyć, że powyższe nie tyczy się Orków. Wyglądają naprawdę dobrze, strasznie i nawet bardziej realistycznie niż w zwiastunach. Fantastyczna robota animatorów i speców od efektów.
To w sumie obrazuje najważniejszy podział w filmie. Większość rzeczy związanych z Orkami jest świetna, większość tycząca się ludzi jest zła, kiepska, a momentami wręcz koszmarna. Weźmy choćby samą historię. Opowieść Durotana podobała mi się od początku do końca. Jest tu wszystko czego trzeba: bohater z krwi i kości, rodzina, widmo zagłady, trudne wybory, zdrada, poświęcenie i odkupienie. Gdyby film toczył się powiedzmy w 90% wokół tego wątku - wszyscy by na tym skorzystali. I widzowie i twórcy.
Niestety jest też wątek ludzki i sam nie wiem co tu jest najgorsze. Przede wszystkim wszyscy aktorzy to kpina. Poziom gry rodem z polskich seriali obyczajowych. Lothar w każdej scenie ma emocje, które kazali mu zagrać w danym momencie i koniec. Nie pamięta gdzie ta postać leży w kontekście całej historii. Przeżywa więc przesadnie dramat, za chwilę jest lekkoduchem i cwaniakiem, a po chwili chyba się zakochał. Kompletnie to wszystko niespójne i niewiarygodne. Do towarzystwa mamy tu jeszcze Garonę - mieszańca, kobietę, która jest półkrwi Orkiem, półkrwi człowiekiem. Mieszanie genów polegało na tym, że po ludziach dostała świetny seksowny wygląd, a po Orkach zielony kolor skóry i dwa zęby. Postać niestety nijaka i kompletnie niewykorzystana. To jeszcze nie koniec. Na deser mamy królową, która wali górnolotne suchary i robi zbolałe miny. Strażnika/maga/młodego Saurona, który tak groźnie marszczy brwi, że nie wystraszyłby tym nawet dwulatka i króla. To mój faworyt. Facet gra i wygląda jak skrzyżowanie Szeryfa Rottingham (Robin Hood: Faceci w rajtuzach) i Lorda Farquada (Shrek). Jest tak beznadziejny i groteskowy, że brakuje słów...
Nie zawiodłem się na Warcraft głównie dlatego, że mam do filmów na podstawie gier z automatu bardzo, bardzo niskie oczekiwania. Mam nadzieję, że Blizzard wyciągnie wnioski i w nieuniknionym sequelu zrobi wszystko dużo lepiej. Nie mam wątpliwości, że przy ich podejściu do tworzenia rozrywki - gdyby Warcraft: Początek był grą - w tej postaci nie ujrzałby światła dziennego nigdy. Nie znaczy to jednak, że nie warto go obejrzeć. Jeśli jesteś fanem którejś części znanych RTSów albo fenomeny on-line WoW - musisz zobaczyć. Wszyscy inni - mogą, jak bardzo się znudzą w listopadowy, deszczowy wieczór. 5/10
http://zabimokiem.pl/blizzard-w-holywoo ... ie-grzeszy
- Voo
- Stary Człowiek, A Może
- Posty: 6414
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
- Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Klucz do wieczności (Self/less)
Damien Hale (Ben Kingsley) jest bogatym i twardym skurczybykiem, mieszającym w domu ze złota. Handluje nieruchomościami, ma miliony i szacunek podwładnych. Poza tym ma 68 lat, raka, pół roku życia przed sobą i pluje krwią. Ktoś podsuwa mu wizytówkę tajemniczej firmy, która oferuje rozpoczęcie życia od nowa. No, niezupełnie od nowa - świadomość umierającej osoby zostaje przeniesiona do silnego, młodego, sztucznie wyhodowanego ciała. Damien Hale ma wątpliwości ale gdy okazuje się, że jego nowym ciałem będzie Ryan Reynolds to wiadomo, że się ich pozbywa, bo kto by nie chciał? Początkowo po "zabiegu" wszystko jest bardzo ok. Nowy Damien, przystojniaczek z wymyśloną tożsamością i historią używa życia, kobiet i samochodów. Ale potem.. No tak, wiadomo, że w filmach tego typu zawsze następuje jakieś "potem", bo nie ma tak dobrze, że dostaje się nowe ciało i szafa gra. Zawsze za tym musi się coś kryć i tu także się kryje. Scenariusz nie jest jakoś specjalnie odkrywczy i zaskakujący, średnio rozgarnięty widz będzie pewnie cały czas o krok przed wydarzeniami ("aha, już wiem, teraz się okaże, że...") ale szczerze mówiąc bawiłem się nieźle. Mimo, że pomysł aż prosił się o hollywoodzkie pierdyknięcie to całość ma raczej kameralny charakter i nieco psychologiczny wydźwięk, choć nie brakuje w filmie także elementów akcji. W ogóle "Klucz do wieczności" to taka fantastyka bliskiego zasięgu, rozgrywająca się w obecnych realiach, z dodanym jednym pomysłem rodem z SF. Zawsze do mnie trafiają takie filmy. Wyreżyserował to niejaki Tarsem Singh, koleś od także dość specyficznej "Celi". Ciekawe zdjęcia, dobra ścieżka dźwiękowa, wiarygodni odtwórcy głównych ról. Co jeszcze? 9.99 zł w koszu w Biedronce! Czego chcieć więcej?
7/10
Damien Hale (Ben Kingsley) jest bogatym i twardym skurczybykiem, mieszającym w domu ze złota. Handluje nieruchomościami, ma miliony i szacunek podwładnych. Poza tym ma 68 lat, raka, pół roku życia przed sobą i pluje krwią. Ktoś podsuwa mu wizytówkę tajemniczej firmy, która oferuje rozpoczęcie życia od nowa. No, niezupełnie od nowa - świadomość umierającej osoby zostaje przeniesiona do silnego, młodego, sztucznie wyhodowanego ciała. Damien Hale ma wątpliwości ale gdy okazuje się, że jego nowym ciałem będzie Ryan Reynolds to wiadomo, że się ich pozbywa, bo kto by nie chciał? Początkowo po "zabiegu" wszystko jest bardzo ok. Nowy Damien, przystojniaczek z wymyśloną tożsamością i historią używa życia, kobiet i samochodów. Ale potem.. No tak, wiadomo, że w filmach tego typu zawsze następuje jakieś "potem", bo nie ma tak dobrze, że dostaje się nowe ciało i szafa gra. Zawsze za tym musi się coś kryć i tu także się kryje. Scenariusz nie jest jakoś specjalnie odkrywczy i zaskakujący, średnio rozgarnięty widz będzie pewnie cały czas o krok przed wydarzeniami ("aha, już wiem, teraz się okaże, że...") ale szczerze mówiąc bawiłem się nieźle. Mimo, że pomysł aż prosił się o hollywoodzkie pierdyknięcie to całość ma raczej kameralny charakter i nieco psychologiczny wydźwięk, choć nie brakuje w filmie także elementów akcji. W ogóle "Klucz do wieczności" to taka fantastyka bliskiego zasięgu, rozgrywająca się w obecnych realiach, z dodanym jednym pomysłem rodem z SF. Zawsze do mnie trafiają takie filmy. Wyreżyserował to niejaki Tarsem Singh, koleś od także dość specyficznej "Celi". Ciekawe zdjęcia, dobra ścieżka dźwiękowa, wiarygodni odtwórcy głównych ról. Co jeszcze? 9.99 zł w koszu w Biedronce! Czego chcieć więcej?
7/10
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [100%] Spłacić kredyt [60%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Zaba, mały fact check, Garona jest mieszanką Orka i Draenei (tych z klatek), przypominam, że w Draenorze (późniejszym Outlands) ludzie nie występowali .
Poza tym zgadzam się z większością recenzji poza tym, że mi się stylizacja podobała. Jeżeli idę na Animację (z aktorami) w świecie Warcrafta to spodziewam się dokładnie tego co widziałem w Warcrafcie a w nim są własnie takie przesadzone i niepraktyczne zbroje . Ja byłem kupiony .
Co do aktorów zadziwiające jest to, że oni naprawdę potrafią grać, kurde przecież gość grający Lothara to nasz dobrze znany Wiking! Król i Królowa aktualnie grają w Preacherze i tam dają performance co najmniej kilka oczek wyższy... nie wiem co się złego zadziało w tym filmie ale wydaje mi się, że po przeczytaniu scenariusza uznali po prostu "Fuck it, hajs się zgadza".
Poza tym zgadzam się z większością recenzji poza tym, że mi się stylizacja podobała. Jeżeli idę na Animację (z aktorami) w świecie Warcrafta to spodziewam się dokładnie tego co widziałem w Warcrafcie a w nim są własnie takie przesadzone i niepraktyczne zbroje . Ja byłem kupiony .
Co do aktorów zadziwiające jest to, że oni naprawdę potrafią grać, kurde przecież gość grający Lothara to nasz dobrze znany Wiking! Król i Królowa aktualnie grają w Preacherze i tam dają performance co najmniej kilka oczek wyższy... nie wiem co się złego zadziało w tym filmie ale wydaje mi się, że po przeczytaniu scenariusza uznali po prostu "Fuck it, hajs się zgadza".
What Darwin was too polite to say, my friends, is that we came to rule the earth not because we were the smartest, or even the meanest, but because we have always been the craziest, most murderous motherfuckers in the jungle.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Czy w filmie pada chociaż jedno słowo na ten temat? Wydaje mi się, że nie. Nie wygląda kompletnie jak taka mieszanka jak mówisz, z Draenei nie miała w sobie nic. Prawdę mówiąc pół seansu zachodziłem w głowę jak jej ludzki(a) ojciec/matka trafili wcześniej do krainy Orków, ale założyłem, że może to jakiś mag był czy coś.Piccolo pisze:Zaba, mały fact check, Garona jest mieszanką Orka i Draenei (tych z klatek)
Yop, wiem, że to nie są źli aktorzy, tym bardziej mnie zdziwiła ich słaba postawa. Albo pomyśleli "gry są głupie, robimy film dla nerdów, nie trzeba się starać".Piccolo pisze:po przeczytaniu scenariusza uznali po prostu "Fuck it, hajs się zgadza".
A co do stylizacji, co kto lubi. Dla mnie to było za dużo. Chociaż na duży plus zaliczam podbite kolory w całym filmie, to akurat mi się podobało.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Wydaje mi się, że na samym początku jak ktoś ją nazywał mieszańcem to wskazywał dosyć jednoznacznie, że ona jest mieszanką z tymi z klatek ale mogę się mylić. Faktem jest, że bardziej przypomina pomieszanie Orka z Człowiekiem ale znowu, niestety, to raczej Fuck-up Blizzarda bo tak wygląda też w concept artach od nich.SithFrog pisze: Czy w filmie pada chociaż jedno słowo na ten temat? Wydaje mi się, że nie. Nie wygląda kompletnie jak taka mieszanka jak mówisz, z Draenei nie miała w sobie nic. Prawdę mówiąc pół seansu zachodziłem w głowę jak jej ludzki(a) ojciec/matka trafili wcześniej do krainy Orków, ale założyłem, że może to jakiś mag był czy coś.
What Darwin was too polite to say, my friends, is that we came to rule the earth not because we were the smartest, or even the meanest, but because we have always been the craziest, most murderous motherfuckers in the jungle.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Wydaje mi się, że jeżeli pada jakakolwiek sugestia o jej pochodzeniu od tych w klatce to tylko dająca się wychwycić tylko fanom gry.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Jak film pojawi się w dobrze znanej darmowej wypożyczalni filmów (:P) to jeszcze potwierdzę czy gdzieś na początku jest to wskazane, aktualnie pamiętam tylko, że dla mnie (a nie znałem pochodzenia Garony) dosyć jasnym było, że ona jest mieszanką Orka i Draenei... w ogóle niestety niewiele pamiętam z filmu poza tym, że pod względem przedstawionego świata byłem mega zajarany.
No i to w sumie mógł być jeden ze "smaczków" pozostawionych dla fanów serii. Na tej samej zasadzie jak Medivha ostatecznie przejmuje korupcja to fani skumają w kogo on się zamienia, podczas gdy inni widzowie po prostu uznają, że korupcja zamieniła go w Bieda-Cthulhu.
No i to w sumie mógł być jeden ze "smaczków" pozostawionych dla fanów serii. Na tej samej zasadzie jak Medivha ostatecznie przejmuje korupcja to fani skumają w kogo on się zamienia, podczas gdy inni widzowie po prostu uznają, że korupcja zamieniła go w Bieda-Cthulhu.
What Darwin was too polite to say, my friends, is that we came to rule the earth not because we were the smartest, or even the meanest, but because we have always been the craziest, most murderous motherfuckers in the jungle.