Byłem dzisiaj drugi raz w kinie na TFA. Generalnie i tak planowałem, a że ostatni dzień puszczania na dużym ekranie w Heliosie...
Dolby Atmos jest naprawdę fajne, obraz jednak gorszy niż w Imaxie. Ogólnie i tak jestem zadowolony z kina i z efektu.
Mam drugie przemyślenia (jak się kurwa tłumaczy second thought?!?), film zyskał w moim odczuciu trochę. Owszem pewnych rzeczy się trzymam w tym co powiedziałem, ale niektóre złagodzę. Poza tym starałem się skupić na pewnych scenach i dialogach, żeby więcej wniosków móc wyciągnąć.
Po pierwsze wady, bo zawsze muszę ponarzekać. Nadal uważam że scena na statku Hana jest kompletnie niepotrzebna. Nadal uważam że Rey jest trochę irytująca przez to, że wszystko jej wychodzi i scena z "i rzucisz broń" była kwintesencją tego, Finn ma kilka durnych tekstów. Chaos, copypasta, teleportacje, galaktyka to jeden system... ale co więcej i co mnie uderzyło. Całość była zrobiona w jednym aspekcie tak jak Nowa Nadzieja, jak tylko można było, tyle że tutaj to razi nawet bardziej. W NN mamy ciągłą akcję - poza jedną nocą kiedy R2 ucieka Luke'owi, wszystko dzieje się w "jednym dniu". Nie ma czasu na odpoczynek, ani odetchnięcie, nie ma dłuższych cięć fabularnych. Jak tam to nie przeszkadza aż tak, tutaj mnie to uderzyło. Mamy też jedną noc na początku i dopiero jak Rey odlatuje z Chewiem. Nie jestem w stanie powiedzieć czemu tutaj to bije po oczach, a tam nie. Może jak już obejrzę na BR w domu dojdę do tego czemu.
Plusy, bo kilka rzeczy rozwinę. Co do rozmowy o Poe Dameronie, ma więcej kwestii w filmie niż zapamiętałem z pierwszego oglądania i teraz rozumiem czemu ludzie robią na jego temat długie wywody. Właściwie bierze udział ciągle, poza czasem od zniknięcia do walki u Maz Kanaty. Ciągle się pojawia i zwyczajnie jest bardzo spójną postacią, która dobrze jest odegrana i wpasowuje się doskonale w klimat Star Warsów - w ten klimat, na który liczyliśmy. No i co właściwie nazywamy klimatem Star Warsów? Wiele rzeczy, walkę dobra ze złem, przytłaczającą siłę Imperium, przygodę ludzi którzy stają się przyjaciółmi, tajemniczą Moc pozwalającą na dokonywanie cudów w tym jakże technologicznym świecie, ale też galaktykę która pojawia się w tle i żyje pod panowaniem Imperium. Tutaj niby to wszystko jest, tylko First Order jest jakoś taki mniej przytłaczający, dobro i zło nagle wyglądają jak jakieś mniej ważne siły niż np. Republika, przygoda przyjaciół jest ograniczona do właściwie dwóch postaci. Coś się to wszystko mniej klei. Moment, bo miało być o plusach
. Jednak wydaje mi się, że w kolejnych częściach to zacznie być bardziej zróżnicowane od starej trylogii, właśnie dlatego że nie klei się przez to czym się różni od tamtej trylogii. Wierzę, że jednak to jest dobry wstęp do całości jaką otrzymamy za kilka lat (3?). W sumie podoba mi się ten film, bo ma coś przyciągającego.
Teraz o rzeczach, które mnie interesowały. Akcja z mieczem Luke'a: najpierw scena z Bespin'u, gdzie Luke walczył z Vaderem, później scena jak Luke dotyka R2, następnie Kylo Kata... Ren chyba z zakonem Ren zabija uczniów Luke'a (chronologicznie te dwie sceny powinny być chyba odwrotnie, bo Luke chyba pokazany jest po stracie uczniów), dalej scena jak Rey zostaje na Jakku jako dziecko. Teraz do czego zmierzam, oczywiście do tego kim są jej rodzice. Słyszy podczas tej wizji, coś w stylu "ona łączy wszystko", czy jakoś tak. Maz Kanata mówi jej, że ten miecz należał do Vadera, a później do Luke'a, teraz "it calls to you" czy jakoś tak. Dalej Maz Kanata mówi jej "wiesz jaka jest prawda, rodzice nie wrócą po ciebie na Jakku, ale możesz znaleźć kogoś innego", na co Rey odpowiada "Luke'a Skywalker'a". Nie jestem pewien, możliwe że to ma zmylić że Luke nie jest jej ojcem, kto wie. Jednak to jest ciekawy fragment.
Wydaje mi się że wiele rzeczy można poprawić w tym filmie, ale powiem o jednej, dlatego że była mocno dyskutowana. KataR(e)n jest o tyle dobrym czarnym charakterem, że ma ten pierdzielony charakter. Nie tylko ma budzić grozę, ale również pokazywać że jest w nim gniew. To nie jest drugi Darth Maul - który wiemy że jest Sithem, tylko przez ubranie, wygląd i to z kim walczy, choć faktycznie to wszystko co robił, bo słowem się prawie nie odezwał i charakteru nie miał. Dooku (był taki), ja szczerze mówię nie wiem jaki był, bo był drewniany. Imperator ciągał za sznurki i miał być "lalkarzem", nadal jednowymiarowy charakter. Vader był bardziej złożony niż tamci i tylko on pokazywał trochę więcej emocji. No był jeszcze Anakin kadłubek z "I hate you", szkoda że zagrany bardziej drewnianie od Dooku i ogólnie żenua. Tutaj otrzymujemy bardziej złożoną postać, może nie wygląda jak by wielu chciało, ale charakter istnieje, ta postać ma sens! O czym to ja chciałem... A tak, poprawić można to jak wygląda ostatnia walka. Poza uderzaniem w bok, powinien po odrzuceniu Rey wyglądać na bardziej wyczerpanego, okazać dużą słabość z powodu rany. Wtedy nikt by nie powiedział, że powinien spokojnie skopać ich bez wazeliny. Można oczywiście też dorzucić do tego że się woził, bo co to nie on - żaden czarnuch i zbieraczka złomu mu nie podskoczą. Tyle że tego nie widać imo. Dodatkowo, gdyby Finn rozwalił tego memowego szturmowca (tr-8r), wyglądałoby to bardziej wiarygodnie na koniec.
Mógłbym jeszcze trochę popisać o tym co myślę po drugim seansie, ale jest późno i o 6 pobudka na siłownię
. Może jutro coś dopiszę, albo odpiszę na ewentualną dyskusję.
EDIT: Matt Kobosko, aż tyle napisałem? Chyba od czasu pracy magisterskiej nie napisałem tak długiego tekstu.