Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Moderatorzy: boncek, Zolt, Pquelim, Voo
- Voo
- Stary Człowiek, A Może
- Posty: 6417
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
- Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Dawno temu chyba jeszcze w latach 90tych w TV leciała cała seria. Szkoda, że tego nie powtarzają.
A Kruk z Cussackiem znacie? Taka wariacji na temat Poego?
A Kruk z Cussackiem znacie? Taka wariacji na temat Poego?
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [100%] Spłacić kredyt [60%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
tytuł owszem, osobiście nie widziałem. Może to jakiś pomysł na któryśtam wieczor, można sprawdzić.
A może to luksus, żyć tylko pięć lat?
since 22/4/2003
since 22/4/2003
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
O Kruku kiedys tu pisalem. Dla mnie fajny ale moze tez dlatego, ze bardzo lubie Cusacka.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
a co mi tam
przypominam sobie (i przy okazji nauczam aktualną drugą połówkę) Star Warsy. Oczywiście nie musze sobie nic przypominać, ale jakoś tak przed premierą Śiódemki poczułem logiczną potrzebę. Oczywiście oglądamy zgodnie z jedyną właściwą chronologią. To chyba dobry moment, żeby w końcu na spokojnie ocenić te filmy moim krzywym okiem.
Gwiezdne Wojny: Część IV - Nowa Nadzieja (Star Wars: Episode IV - A New Hope)
Prawdopodobnie główny winowajca skali popularności serii. A raczej na pewno. Czegoś takiego widzowie w kinach lat siedemdziesiątych jeszcze nie widzieli, no chyba że ktoś poszedł na Odyseję Kubricka 10 lat wcześniej i coś tam spamiętał - ale to zupełni inna kategoria doznań. Film zaczyna się od solidnego kopniaka, a potem wszystko "leci" jak z dobrego podręcznika, których jeszcze wtedy nie pisali - kilka suspensów, mocny czarny charakter, wielka intryga w tle, wielość pytań po napisach końcowych. A przede wszystkim - efekty specjalne. Dzisiaj niewiele już z tego widać, bo najnowsze BluRaje zawierają dodrukowane komputerowo modelingi tych wszystkich stworków, a w scenie ataku na Gwiazdę Śmierci bije po oczach podwójny recykling sceny z renderowanymi szczegółami - więc trudno mi stwierdzić ile dodrukowali, ale sam zabieg muszę wymienić i jednoznacznie potepić. Po latach ogląda się to jak sztucznie podrasowaną produkcję za 10 tysięcy dolarów z garażu w Connecticut.
Pod względem aktorstwa Mark Hamill występuję tu jako minimum kwalifikacyjne - wszystko co jest na jego poziomie, nie przeszkadza. Niestety Carrie Fisher nie jest na jego poziomie, podobnie z resztą rodziny. Sceny z wujkiem Benem Owenem wyglądają dzisiaj jak wyjątek z Trudnej Sprawy - młody Roman chce w końcu iść na studia, ale srogi Boryna nie wyobraża sobie sianokosów bez siostrzeńca. Uzasadnione, zbawienne dla filmu i w pewien sposób genialne ze strony Lucasa jest zatem "oddanie" roli bohaterów drugoplanowych postaciom co najwyżjej humanoidalnym - robotom, przebierańcom, kosmitom i Chewbacce. Podczas seansu nasunęla mi się do głowy myśl, że te wszystkie kosmiczne rasy, a w szczególności ich fizjologię trzeba było wymyślać na porządnym kwasie. Galaktyka Kurvix z Kapitana Bomby przy tej kawalkadzie dziwadeł to miejsce wręcz pozbawione kreatywności, a mówię tu o przestrzeni Kurvinoxów, Zdupydomordyzaurów i Chujewów...
Aktorsko film robi jeden gościu, ale jego nie trzeba przedstawiać, ani argumentować. Harrison Ford połączył cechy sprytnego szmuglera, romantycznego bawidamka i oddanego sprawie egocentryka w sposób wybitny, chociaż jeszcze wazniejszym osiągnięciem było dlań to, że ostatecznie nie dał się zaszufladkować tej ponadczasowej kreacji. Warty uwagi jest również kapitan pokładowy Gwiazdy Śmierci - Peter Cushing. Jest zły do szpiku, bardziej przerażający od Vadera.
Cały film jest podróżą w nieznane - wraz z głównym bohaterem odkrywamy kolejne elementy misternie tkanej przez Lucasa pajęczyny wątków, której pełne zrozumienie twórca zaserwował fanom dopiero trzydzieści lat pózniej. Niewielki problem z droidami zamienia się w chwilową przygode, a ta wrzuca nas w sam środek międzygalaktyczne afery, której skali nawet jeszcze się nie domyślamy. trzeba docenić tę fabularną sprawność, nawet jeśli momentami jest ona ratowana mało wiarygodnymi zbiegami okoliczności, kilogramami sprzyjającej fortuny, czy wątpliwą inteligencją adwersarzy (szturmowcy).
Cała seria, a zatem również jej pierwsza część urozmaicona jest absolutnie genialnymi i ponadczasowymi kompozycjami Johna Williamsa, które wypadałoby chyba słusznie ocenić, jako najlepszy soundtrack w historii kina. To głównie dzięki rewelacyjnym doznaniom audiowizualnym film nawet dzisiaj wywiera bardzo pozytywne wrażenie, chociaż z pewnością nie tak powalające jak dekady temu. Pomimo scenariuszowej oczywistości i lekkiego znużenia w końcowych scenach, których montaż nie powala (wspomniany recykling ujęć) całość zagwarantowała mi taką samą, porządną rozrywkę, co zawsze. Nowa Nadzieja to film, który - jak cała seria - nigdy nie ruszał mnie emocjonalnie, ale zawsze wywoływał przyjemność podczas seansu. W tym temacie już nic się nie zmieni.
[edit]: Aha, i to Greedo strzela pierwszy. Zawsze strzelał!
8/10
przypominam sobie (i przy okazji nauczam aktualną drugą połówkę) Star Warsy. Oczywiście nie musze sobie nic przypominać, ale jakoś tak przed premierą Śiódemki poczułem logiczną potrzebę. Oczywiście oglądamy zgodnie z jedyną właściwą chronologią. To chyba dobry moment, żeby w końcu na spokojnie ocenić te filmy moim krzywym okiem.
Gwiezdne Wojny: Część IV - Nowa Nadzieja (Star Wars: Episode IV - A New Hope)
Prawdopodobnie główny winowajca skali popularności serii. A raczej na pewno. Czegoś takiego widzowie w kinach lat siedemdziesiątych jeszcze nie widzieli, no chyba że ktoś poszedł na Odyseję Kubricka 10 lat wcześniej i coś tam spamiętał - ale to zupełni inna kategoria doznań. Film zaczyna się od solidnego kopniaka, a potem wszystko "leci" jak z dobrego podręcznika, których jeszcze wtedy nie pisali - kilka suspensów, mocny czarny charakter, wielka intryga w tle, wielość pytań po napisach końcowych. A przede wszystkim - efekty specjalne. Dzisiaj niewiele już z tego widać, bo najnowsze BluRaje zawierają dodrukowane komputerowo modelingi tych wszystkich stworków, a w scenie ataku na Gwiazdę Śmierci bije po oczach podwójny recykling sceny z renderowanymi szczegółami - więc trudno mi stwierdzić ile dodrukowali, ale sam zabieg muszę wymienić i jednoznacznie potepić. Po latach ogląda się to jak sztucznie podrasowaną produkcję za 10 tysięcy dolarów z garażu w Connecticut.
Pod względem aktorstwa Mark Hamill występuję tu jako minimum kwalifikacyjne - wszystko co jest na jego poziomie, nie przeszkadza. Niestety Carrie Fisher nie jest na jego poziomie, podobnie z resztą rodziny. Sceny z wujkiem Benem Owenem wyglądają dzisiaj jak wyjątek z Trudnej Sprawy - młody Roman chce w końcu iść na studia, ale srogi Boryna nie wyobraża sobie sianokosów bez siostrzeńca. Uzasadnione, zbawienne dla filmu i w pewien sposób genialne ze strony Lucasa jest zatem "oddanie" roli bohaterów drugoplanowych postaciom co najwyżjej humanoidalnym - robotom, przebierańcom, kosmitom i Chewbacce. Podczas seansu nasunęla mi się do głowy myśl, że te wszystkie kosmiczne rasy, a w szczególności ich fizjologię trzeba było wymyślać na porządnym kwasie. Galaktyka Kurvix z Kapitana Bomby przy tej kawalkadzie dziwadeł to miejsce wręcz pozbawione kreatywności, a mówię tu o przestrzeni Kurvinoxów, Zdupydomordyzaurów i Chujewów...
Aktorsko film robi jeden gościu, ale jego nie trzeba przedstawiać, ani argumentować. Harrison Ford połączył cechy sprytnego szmuglera, romantycznego bawidamka i oddanego sprawie egocentryka w sposób wybitny, chociaż jeszcze wazniejszym osiągnięciem było dlań to, że ostatecznie nie dał się zaszufladkować tej ponadczasowej kreacji. Warty uwagi jest również kapitan pokładowy Gwiazdy Śmierci - Peter Cushing. Jest zły do szpiku, bardziej przerażający od Vadera.
Cały film jest podróżą w nieznane - wraz z głównym bohaterem odkrywamy kolejne elementy misternie tkanej przez Lucasa pajęczyny wątków, której pełne zrozumienie twórca zaserwował fanom dopiero trzydzieści lat pózniej. Niewielki problem z droidami zamienia się w chwilową przygode, a ta wrzuca nas w sam środek międzygalaktyczne afery, której skali nawet jeszcze się nie domyślamy. trzeba docenić tę fabularną sprawność, nawet jeśli momentami jest ona ratowana mało wiarygodnymi zbiegami okoliczności, kilogramami sprzyjającej fortuny, czy wątpliwą inteligencją adwersarzy (szturmowcy).
Cała seria, a zatem również jej pierwsza część urozmaicona jest absolutnie genialnymi i ponadczasowymi kompozycjami Johna Williamsa, które wypadałoby chyba słusznie ocenić, jako najlepszy soundtrack w historii kina. To głównie dzięki rewelacyjnym doznaniom audiowizualnym film nawet dzisiaj wywiera bardzo pozytywne wrażenie, chociaż z pewnością nie tak powalające jak dekady temu. Pomimo scenariuszowej oczywistości i lekkiego znużenia w końcowych scenach, których montaż nie powala (wspomniany recykling ujęć) całość zagwarantowała mi taką samą, porządną rozrywkę, co zawsze. Nowa Nadzieja to film, który - jak cała seria - nigdy nie ruszał mnie emocjonalnie, ale zawsze wywoływał przyjemność podczas seansu. W tym temacie już nic się nie zmieni.
[edit]: Aha, i to Greedo strzela pierwszy. Zawsze strzelał!
8/10
A może to luksus, żyć tylko pięć lat?
since 22/4/2003
since 22/4/2003
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
wniosek o warna in 3... 2... 1...[edit]: Aha, i to Greedo strzela pierwszy. Zawsze strzelał!
You give up a few things, chasing a dream.
"Ty jesteś menda taka pozytywna" - colgatte
#sgk 4 life.
Old FŚGK number is 12526
MISTRZ FLEP EURO 2024
- Matthias[Wlkp]
- purpurowy
- Posty: 7478
- Rejestracja: 17 czerwca 2014, o 15:58
- Lokalizacja: Swarożycu! Rządź!
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Ja myślałem, że ostrzeżenie będzie za zbyt niską ocenę...
Nie wiem czy warto roztrząsać tą dyskusję, ale jeśli już, to powinna się ona toczyć w wątku o poprawności politycznej.
Nie wiem czy warto roztrząsać tą dyskusję, ale jeśli już, to powinna się ona toczyć w wątku o poprawności politycznej.
- Voo
- Stary Człowiek, A Może
- Posty: 6417
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
- Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Człowiek Tai Chi (Man of Tai Chi)
Reżyserski debiut Keanu Reevesa. Gatunek - film kopany. Nie skopany, tylko kopany, znaczy karate. Tiger Chen wygląda jak nieśmiały student konserwatorium, pracuje z pokorą jako kurier i opiekuje się rodzicami. Wolne chwile spędza w świątyni ze starym mistrzem gdzie poznaje raczej mało efektowną i zapomnianą sztukę Link Kong Tai Chi. Niby taki pierdoła i wzorowy uczeń ale drzemie w nim niezły furiat, co w czasie oficjalnych mistrzostw Chin w sztukach walki zauważa niejaki Donaka. Donaka to badass rodem z gry automatowej z lat 90-tych, ma srogą minę, srogi głos i jeździ Bugatti Veyronem. Gra go sam Keanu i tutaj jego drewniana aparycja całkiem się sprawdza. Donaka organizuje, tutaj cudów się nie spodziewajcie, nielegalne walki, w których nasz harcerzyk odnajduje się zaskakująco dobrze. Stary mistrz nie jest zadowolony, Tiger zdradza ideały Tai Chi i wkracza na ciemną ścieżkę mocy, blabla a potem kopali się do upadłego. Serio, film wygląda jakby wyrwano go z lat 70-tych i nakręcono od nowa. Jest tak "klasyczny" do bólu, że musiało to być zamierzone. Choreografia walk jest wzorowa, muzyka i montaż dynamiczny i z zażenowaniem przyznam, że film w 3/4 przyniósł mi nieprzyzwoitą satysfakcję. W 3/4 bo końcówka to taki zjazd jakby nagle ktoś zauważył, że skończyły się piniondze i trzeba spieprzać z planu. Bez pomysłu i spodziewanego pierdolnięcia. Szkoda. Dodatkowy minus za to, że Keanu się bije. Wiem, że umi bo trenuje ale na tle chińskich wymiataczy wygląda jak nieruchawy celebryta w "Tańcu z gwiazdami". 5/10
Reżyserski debiut Keanu Reevesa. Gatunek - film kopany. Nie skopany, tylko kopany, znaczy karate. Tiger Chen wygląda jak nieśmiały student konserwatorium, pracuje z pokorą jako kurier i opiekuje się rodzicami. Wolne chwile spędza w świątyni ze starym mistrzem gdzie poznaje raczej mało efektowną i zapomnianą sztukę Link Kong Tai Chi. Niby taki pierdoła i wzorowy uczeń ale drzemie w nim niezły furiat, co w czasie oficjalnych mistrzostw Chin w sztukach walki zauważa niejaki Donaka. Donaka to badass rodem z gry automatowej z lat 90-tych, ma srogą minę, srogi głos i jeździ Bugatti Veyronem. Gra go sam Keanu i tutaj jego drewniana aparycja całkiem się sprawdza. Donaka organizuje, tutaj cudów się nie spodziewajcie, nielegalne walki, w których nasz harcerzyk odnajduje się zaskakująco dobrze. Stary mistrz nie jest zadowolony, Tiger zdradza ideały Tai Chi i wkracza na ciemną ścieżkę mocy, blabla a potem kopali się do upadłego. Serio, film wygląda jakby wyrwano go z lat 70-tych i nakręcono od nowa. Jest tak "klasyczny" do bólu, że musiało to być zamierzone. Choreografia walk jest wzorowa, muzyka i montaż dynamiczny i z zażenowaniem przyznam, że film w 3/4 przyniósł mi nieprzyzwoitą satysfakcję. W 3/4 bo końcówka to taki zjazd jakby nagle ktoś zauważył, że skończyły się piniondze i trzeba spieprzać z planu. Bez pomysłu i spodziewanego pierdolnięcia. Szkoda. Dodatkowy minus za to, że Keanu się bije. Wiem, że umi bo trenuje ale na tle chińskich wymiataczy wygląda jak nieruchawy celebryta w "Tańcu z gwiazdami". 5/10
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [100%] Spłacić kredyt [60%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Człowiek taj czi był całkiem fajny. Prawda, że Keanu bije się raczej nie po chińsku, ale prawda też, że jego drewniana facjata się w tym filmie sprawdziła. Oglądałem ten film już jakiś czas temu i ciągle coś pamiętam więc imho musiało być trochę lepiej niż 5/10...
I am a detector, and you have been detected
I am a detector, and you have been detected
Eat your greens,
Especially broccoli
Remember to
Say "thank you"
Especially broccoli
Remember to
Say "thank you"
- Voo
- Stary Człowiek, A Może
- Posty: 6417
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
- Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Gdyby utrzymano konwencję i dynamikę filmu i Tiger na końcu skopałby po 15 minutowej morderczej walce jakieś 2-metrowe monstrum z krwiożerczym wyrazem twarzy to rozważyłbym nawet 7. Ale skiepścili.
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [100%] Spłacić kredyt [60%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
- Crowley
- Pan Bob Budowniczy Kierownik
- Posty: 7589
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 20:00
- Lokalizacja: Gdańsk / Wyszków
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Wujek był Owen. Ben to Obi-Wan. Karny kutas! Twoja ocena się nie liczy.Pquelim pisze:Sceny z wujkiem Benem
All the good in the world
You can put inside a thimble
And still have room for you and me
If there's one thing you can say
About Mankind
There's nothing kind about man
You can put inside a thimble
And still have room for you and me
If there's one thing you can say
About Mankind
There's nothing kind about man
- Voo
- Stary Człowiek, A Może
- Posty: 6417
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
- Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Dzisiejsze mini recenzje sponsoruje literką "B", jak kino SF klasy B...
Ostatnie dni na Marsie (The Last Days on Mars)
Ruairi Robinson to irlandzki twórca animacji i filmów krótkometrażowych, dzięki którym dał się poznać jako filmowiec utalentowany, pomysłowy i zdecydowanie "czujący" SF. Zarazem już ukształtowany i niezbyt już potrzebujący jakichś kolejnych wprawek. Wspominam o tym, bo po jego pierwszym długim metrażu spodziewałem się wiele. W zasadzie miał przecież zrobić to samo co robił przez kilkanaście lat czyli opowiedzieć ciekawą historię. Tyle, że mając na to 1,5 godziny a nie 15 minut. Do pewnego momentu "Ostatnie dni..." nie zawodzą. Marsjańska baza w przeddzień wylotu załogi na Ziemię, jakieś drobne konflikty wynikające z przemęczenia, tajemnicze odkrycie, zagadka. Staranna realizacja dość umiejętnie maskująca niewielki budżet. Ok, właśnie dałem się wciągnąć w fabułę gdy nagle zarobiłem strzała z mokrej szmaty w pysk. Okazało się, że Irlandczyk nakręcił horror z kosmicznym zombiakami, tak schematyczny i toporny, że aż przykro. Na dodatek niestraszący. Wiecie, ktoś się zaraża i atakuje drugiego i tak aż zostanie jeden. Światła migają, alarmy piszczą, komputery nie działają, ktoś krzyczy, ktoś biega, nic nie widać. Astronauci zachowujący się jak grupka przypadkowych patałachów. Takich tandetnych podróbek "The Thing" powstało już ze 2 miliony i na pisanie o tej szkoda czasu. Fatalny debiut na dużym ekranie, Robinson być może powinien zostać przy tym co mu dobrze wychodziło. Zobaczcie sobie np. "BlinkyTM". Zdolny gość ale widać nie każdy musi skończyć w Hollywood. 3/10
Ostatnie dni na Marsie (The Last Days on Mars)
Ruairi Robinson to irlandzki twórca animacji i filmów krótkometrażowych, dzięki którym dał się poznać jako filmowiec utalentowany, pomysłowy i zdecydowanie "czujący" SF. Zarazem już ukształtowany i niezbyt już potrzebujący jakichś kolejnych wprawek. Wspominam o tym, bo po jego pierwszym długim metrażu spodziewałem się wiele. W zasadzie miał przecież zrobić to samo co robił przez kilkanaście lat czyli opowiedzieć ciekawą historię. Tyle, że mając na to 1,5 godziny a nie 15 minut. Do pewnego momentu "Ostatnie dni..." nie zawodzą. Marsjańska baza w przeddzień wylotu załogi na Ziemię, jakieś drobne konflikty wynikające z przemęczenia, tajemnicze odkrycie, zagadka. Staranna realizacja dość umiejętnie maskująca niewielki budżet. Ok, właśnie dałem się wciągnąć w fabułę gdy nagle zarobiłem strzała z mokrej szmaty w pysk. Okazało się, że Irlandczyk nakręcił horror z kosmicznym zombiakami, tak schematyczny i toporny, że aż przykro. Na dodatek niestraszący. Wiecie, ktoś się zaraża i atakuje drugiego i tak aż zostanie jeden. Światła migają, alarmy piszczą, komputery nie działają, ktoś krzyczy, ktoś biega, nic nie widać. Astronauci zachowujący się jak grupka przypadkowych patałachów. Takich tandetnych podróbek "The Thing" powstało już ze 2 miliony i na pisanie o tej szkoda czasu. Fatalny debiut na dużym ekranie, Robinson być może powinien zostać przy tym co mu dobrze wychodziło. Zobaczcie sobie np. "BlinkyTM". Zdolny gość ale widać nie każdy musi skończyć w Hollywood. 3/10
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [100%] Spłacić kredyt [60%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
- Voo
- Stary Człowiek, A Może
- Posty: 6417
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
- Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Riddick
Film, który niczego nie udaje i który jest trochę nie z tych czasów. Nie ma teraz zbyt wielu akcyjniakow SF, które kiedyś zapełniały niezliczone kasety VHS. Uwielbiałem takie filmy jak miałem 12 lat. "Riddick" przypomina mi właśnie takie dziełka. Jest obca planeta, są potwory, najemnicy, jest blondynka, mięśniak w roli głównej, karabiny, pojazdy i takie tam. Jest posklejana z kawałków fabuła, wystarczająca, żeby na dwie godziny wyłączyć myślenie. Tego się spodziewałem. Cały ten świat i postać głównego bohatera są tak przerysowany, że aż fajne. Miło było wrócić klimatem do czasów dzieciństwa. 6/10
Film, który niczego nie udaje i który jest trochę nie z tych czasów. Nie ma teraz zbyt wielu akcyjniakow SF, które kiedyś zapełniały niezliczone kasety VHS. Uwielbiałem takie filmy jak miałem 12 lat. "Riddick" przypomina mi właśnie takie dziełka. Jest obca planeta, są potwory, najemnicy, jest blondynka, mięśniak w roli głównej, karabiny, pojazdy i takie tam. Jest posklejana z kawałków fabuła, wystarczająca, żeby na dwie godziny wyłączyć myślenie. Tego się spodziewałem. Cały ten świat i postać głównego bohatera są tak przerysowany, że aż fajne. Miło było wrócić klimatem do czasów dzieciństwa. 6/10
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [100%] Spłacić kredyt [60%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Warto zauważyć, że fabuła nawet wraca na planetę, gdzie miejsce miała część pierwsza, więc ten powrót do lat młodości mógł być zamierzony .
What Darwin was too polite to say, my friends, is that we came to rule the earth not because we were the smartest, or even the meanest, but because we have always been the craziest, most murderous motherfuckers in the jungle.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
no chyba nie, inne potwory to były. Ale fabuła jak w pierwszej części.
You give up a few things, chasing a dream.
"Ty jesteś menda taka pozytywna" - colgatte
#sgk 4 life.
Old FŚGK number is 12526
MISTRZ FLEP EURO 2024
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Fakt, z jakiegoś powodu wydawało mi się, że gdzies na początku filmu jest wzmianka, że to ta sama planeta. Ale internety też mówią, że nie jest.
What Darwin was too polite to say, my friends, is that we came to rule the earth not because we were the smartest, or even the meanest, but because we have always been the craziest, most murderous motherfuckers in the jungle.
- Voo
- Stary Człowiek, A Może
- Posty: 6417
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
- Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Nawet nie chodziło mi o nawiązania do pierwszej części ale do całej stylistyki kina SF i akcji z lat 80tych. Oglądało się wtedy jakieś filmy z Arnoldem czy innym napakowanym i zarazem drewnianym gościem i człowiek był dosłownie oszczany. Vin Diesel urodził się o jakieś 25 lat za późno, w tamtym czasie odnalazłby sie znakomicie.
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [100%] Spłacić kredyt [60%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
- Voo
- Stary Człowiek, A Może
- Posty: 6417
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
- Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Night Moves
Tytuł filmu to zarazem nazwa motorówki, którą kupują głowni bohaterowie, żeby użyć jej do wysadzenia tamy powodującej hekatombę wśród łososi. Nie są żadnymi oszołomami ani nawiedzonymi eko-terrorystami. Bardziej wyglądają na trochę zagubione duże dzieci. Wiecie, studia rzucone w połowie, praca gdzieś na jakiejś farmo-komunie, mieszkanie w przyczepie kempingowej, zero pomysłu na życie. Za dużo nie opowiadają o swoich ideałach tylko działają. Do połowy czyli do samego zamachu film ogląda się nawet z zainteresowaniem, trochę jak nastrojowy i niespieszny thriller. Potem kończą się pomysły scenarzyście, więc dostajemy dużo ujęć na zamyśloną twarz Jesse Eisenberga, zresztą tą samą i niezmienną przez cały film. Całość skręca mocno w stronę, nie wiem jak to nazwać lepiej, kina festiwalowego. Ostatecznie zostajemy bez żadnego morału, przemyślenia, żadnej wiedzy. Normalnie kino "niezaangażowane", chłodna relacja z wydarzeń. Wolałbym, żeby było w tym więcej ikry, nawet gdyby film miał przez to przybrać postać jakiejś ekologicznej agitki. Żeby bohaterowie dali się lubić, żebyśmy rozumieli ich intencje. Po niezłej obsadzie i samym temacie spodziewałem się trochę więcej. 5/10
Tytuł filmu to zarazem nazwa motorówki, którą kupują głowni bohaterowie, żeby użyć jej do wysadzenia tamy powodującej hekatombę wśród łososi. Nie są żadnymi oszołomami ani nawiedzonymi eko-terrorystami. Bardziej wyglądają na trochę zagubione duże dzieci. Wiecie, studia rzucone w połowie, praca gdzieś na jakiejś farmo-komunie, mieszkanie w przyczepie kempingowej, zero pomysłu na życie. Za dużo nie opowiadają o swoich ideałach tylko działają. Do połowy czyli do samego zamachu film ogląda się nawet z zainteresowaniem, trochę jak nastrojowy i niespieszny thriller. Potem kończą się pomysły scenarzyście, więc dostajemy dużo ujęć na zamyśloną twarz Jesse Eisenberga, zresztą tą samą i niezmienną przez cały film. Całość skręca mocno w stronę, nie wiem jak to nazwać lepiej, kina festiwalowego. Ostatecznie zostajemy bez żadnego morału, przemyślenia, żadnej wiedzy. Normalnie kino "niezaangażowane", chłodna relacja z wydarzeń. Wolałbym, żeby było w tym więcej ikry, nawet gdyby film miał przez to przybrać postać jakiejś ekologicznej agitki. Żeby bohaterowie dali się lubić, żebyśmy rozumieli ich intencje. Po niezłej obsadzie i samym temacie spodziewałem się trochę więcej. 5/10
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [100%] Spłacić kredyt [60%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
- Voo
- Stary Człowiek, A Może
- Posty: 6417
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
- Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Snowpiercer: Arka przyszłości (Snowpiercer)
Weź jednego azjatyckiego reżysera. Dodaj do niego scenariusz z post-apokaliptyczną wizją świata mogącą stawać w szranki o miano najbardziej absurdalnej w historii kina (ale tylko wtedy, gdy ktoś spróbuje odbierać ją na dosłownie). Dodaj zmielonego Fallouta. Posyp drobno siekanym Terrym Gilliamem i Jean-Pierrem Jeunetem. Wrzuć ząbek Orwella. W trakcie gotowania mieszaj intensywnie, polewając sosem z teorii Darwina. Talerz przyozdób scenami walki na broń białą. Spożyj i poczekaj na eksplozję własnego mózgu. Wyszła ci zupa zarazem kuriozalna jak i genialna. Gdyby tylko jej spożywanie trwało o sporo niepotrzebnych dłużyzn krócej to padłbym przed twoim daniem na kolana. Miał być przypalony kotlet schabowy a wyszło danie szalonego kucharza na haju. Uwaga - nie podawać sztywniakom, szukaczom dziury w całym i krótkowidzom niezdolnym do dostrzeżenia metafory wielkości ...pociągu. 8/10
Wyrównanie rachunków (Gettin' Square)
Australijska perełka sprzed kilkunastu już lat. Młody Sam Worthington (jeszcze przed sukcesem w "Avatarze") gra gościa po odsiadce, który próbuje poukładać sobie normalne życie. Jak to w filmie gangsterskim bywa nie pozwalają na to ani byli kumple ani przekupni gliniarze. W filmie gra także David "Faramir" Wenham, który kradnie show życiową rolą zakręconego ćpuna. Są charakterystyczne bandyckie mordy, jest nieco zakręcony scenariusz typowy dla filmu łotrzykowskiego, są kapitalne dialogi i świetna muzyka. Fajne kino w stylu Guya Ritchie, tyle, że Antypodów. Przyjemna niespodzianka. 7/10
Weź jednego azjatyckiego reżysera. Dodaj do niego scenariusz z post-apokaliptyczną wizją świata mogącą stawać w szranki o miano najbardziej absurdalnej w historii kina (ale tylko wtedy, gdy ktoś spróbuje odbierać ją na dosłownie). Dodaj zmielonego Fallouta. Posyp drobno siekanym Terrym Gilliamem i Jean-Pierrem Jeunetem. Wrzuć ząbek Orwella. W trakcie gotowania mieszaj intensywnie, polewając sosem z teorii Darwina. Talerz przyozdób scenami walki na broń białą. Spożyj i poczekaj na eksplozję własnego mózgu. Wyszła ci zupa zarazem kuriozalna jak i genialna. Gdyby tylko jej spożywanie trwało o sporo niepotrzebnych dłużyzn krócej to padłbym przed twoim daniem na kolana. Miał być przypalony kotlet schabowy a wyszło danie szalonego kucharza na haju. Uwaga - nie podawać sztywniakom, szukaczom dziury w całym i krótkowidzom niezdolnym do dostrzeżenia metafory wielkości ...pociągu. 8/10
Wyrównanie rachunków (Gettin' Square)
Australijska perełka sprzed kilkunastu już lat. Młody Sam Worthington (jeszcze przed sukcesem w "Avatarze") gra gościa po odsiadce, który próbuje poukładać sobie normalne życie. Jak to w filmie gangsterskim bywa nie pozwalają na to ani byli kumple ani przekupni gliniarze. W filmie gra także David "Faramir" Wenham, który kradnie show życiową rolą zakręconego ćpuna. Są charakterystyczne bandyckie mordy, jest nieco zakręcony scenariusz typowy dla filmu łotrzykowskiego, są kapitalne dialogi i świetna muzyka. Fajne kino w stylu Guya Ritchie, tyle, że Antypodów. Przyjemna niespodzianka. 7/10
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [100%] Spłacić kredyt [60%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
- Crowley
- Pan Bob Budowniczy Kierownik
- Posty: 7589
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 20:00
- Lokalizacja: Gdańsk / Wyszków
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
To mi pojechałeś.Voo pisze:nie podawać sztywniakom, szukaczom dziury w całym i krótkowidzom
All the good in the world
You can put inside a thimble
And still have room for you and me
If there's one thing you can say
About Mankind
There's nothing kind about man
You can put inside a thimble
And still have room for you and me
If there's one thing you can say
About Mankind
There's nothing kind about man
- Voo
- Stary Człowiek, A Może
- Posty: 6417
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
- Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Cały ja, zimny jak polodowcowy głaz.
Do pewnego momentu nie wiedziałem co sądzić o tym filmie ale jak [spojler]śpiewającą nauczycielka w ciąży, ubrana w ta kolorową sukienkę w stylu lat 50tych zaczęła pruć z automatu[/spojler] to coś mi "przeskoczyło" Niczego w tym filmie nie można traktować dosłownie.
Shit na dziś:
Lucy
Młoda trzpiotka balująca na Tajwanie zostaje przemocą zmuszona do przewiezienia we własnym brzuchu narkotyków. Super nowych i super kopiących. Pakunek pęka i dziewucha przyjmuje potężną dawkę stymulantów wskutek czego jej mózg zaczyna pracować na coraz wyższych obrotach a ona zostaje kimś w rodzaju nadczłowieka. Fajny pomysł? Jak dla mnie fajny. Wystarczyło zrobić to na luzie, z przymrużeniem oka, odrobiną humoru, kupą akcji i już. Film jest jednak zaskakująco drętwy, poważny, przepełniony pseudofilozoficznym pierdoleniem, męczącymi efektami komputerowymi, wcale nie ma tyle akcji ile się spodziewałem a Scarlett Johansson ani przez moment nie wygląda seksownie. Brawo Luc Besson, co film to coraz głupszy i co gorsza coraz mniej sprawny realizacyjnie. Bez kitu, porównajcie strzelaniny w tym filmie z tymi z "Leona" sprzed 20 lat. Niechby to sobie było i głupie ale przy tym z jajem, jak np. "Taxi". Ale nie. Francuzowi przydałby się ten narkotyk z filmu żeby ożywić szare komórki bo wyszedł mu dziwny i nieudany film. 4/10
Do pewnego momentu nie wiedziałem co sądzić o tym filmie ale jak [spojler]śpiewającą nauczycielka w ciąży, ubrana w ta kolorową sukienkę w stylu lat 50tych zaczęła pruć z automatu[/spojler] to coś mi "przeskoczyło" Niczego w tym filmie nie można traktować dosłownie.
Shit na dziś:
Lucy
Młoda trzpiotka balująca na Tajwanie zostaje przemocą zmuszona do przewiezienia we własnym brzuchu narkotyków. Super nowych i super kopiących. Pakunek pęka i dziewucha przyjmuje potężną dawkę stymulantów wskutek czego jej mózg zaczyna pracować na coraz wyższych obrotach a ona zostaje kimś w rodzaju nadczłowieka. Fajny pomysł? Jak dla mnie fajny. Wystarczyło zrobić to na luzie, z przymrużeniem oka, odrobiną humoru, kupą akcji i już. Film jest jednak zaskakująco drętwy, poważny, przepełniony pseudofilozoficznym pierdoleniem, męczącymi efektami komputerowymi, wcale nie ma tyle akcji ile się spodziewałem a Scarlett Johansson ani przez moment nie wygląda seksownie. Brawo Luc Besson, co film to coraz głupszy i co gorsza coraz mniej sprawny realizacyjnie. Bez kitu, porównajcie strzelaniny w tym filmie z tymi z "Leona" sprzed 20 lat. Niechby to sobie było i głupie ale przy tym z jajem, jak np. "Taxi". Ale nie. Francuzowi przydałby się ten narkotyk z filmu żeby ożywić szare komórki bo wyszedł mu dziwny i nieudany film. 4/10
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [100%] Spłacić kredyt [60%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Sicario - Sicario to dziwny film. Rzekłem. Jakby się przyjrzeć po kolei poszczególnym elementom to mamy prawie ideał thrillera. Temat ambitny, aktorzy rewelacyjni, reżyser z głową na karku itp. Z kina wyszedłem jednak zadowolony, ale bez specjalnego zachwytu. Sam nie do końca znam powód.
Nie widziałem wcześniej zwiastunów, niewiele czytałem więc na seans poszedłem jako tabula rasa. Zaprawiona w boju agentka FBI, Kate Macer (Emily Blunt) zamiast ścigać kolejnych dilerów i przemytników dostaje szansę dorwania szefa meksykańskiego kartelu. Ma wejść w skład zespołu do zadań specjalnych, który zajmuje się takimi sprawami. Przyjdzie jej pracować z przesadnie wyluzowanym Mattem Graverem (Josh Brolin) i małomównym Alejandro (Benicio del Toro). bardzo szybko okazuje się, że nowa jednostka Kate stosuje trochę inne metody, niż te, do których przywykła.
Im dłużej myślę o Sicario tym bardziej wydaje mi się, że nie zagrał scenariusz. Dziwnie rozłożono akcenty opowieści. Np. taki przyjaciel Kate z FBI - Reggie. Mam wrażenie, że gdyby wyciąć go z filmu, nikt nie zauważyłby różnicy. Historia opowiedziana jest dość chaotycznie. Koniec końców ciężko stwierdzić, czy jest to opowieść o systemie łamiącym własne zasady czy może o Kate i jej bezsilności? A może o zemście? Kilka wątków się przewija, ale żaden nie dostaje na ekranie wystarczająco dużo czasu, żeby zaangażować widza. Sceny z dyskoteką i następujące po nich pominę milczeniem. Są tak złe, że pasują do reszty jak pięść do nosa. No i im dalej końca tym bardziej scenariusz wydaje mi się naiwny. Od przesadnego realizmu do kina akcji raczej spod znaku Bourne'a niż czegoś bardzo na serio.
Warto jednak film obejrzeć. Po pierwsze dlatego, że trio Brolin, Blunt i del Toro gra po prostu koncertowo. Po drugie dlatego, że reżyser nie zawiódł. Budowanie napięcia, sceny akcji, wszystko jak u Michaela Manna w najlepszym okresie. Widać dobre rzemiosło. Po trzecie i nie wiem czy nie najważniejsze: rewelacyjne zdjęcia. Mam wrażenie, że ich autor wzorował się trochę na serialu True Detective. Pod tym kątem to strzał w dziesiątkę. Długie ujęcia, szerokie kadry, klimatyczne "naloty" na krajobrazy. Wszystko to sprawia, że Arizona i Meksyk wydają się nieprzyjazną, suchą krainą wypełnioną przemocą i ludzkimi dramatami.
Nie wiem czy całą winę można zrzucić na scenariusz, ale czegoś mi w Sicario zabrakło. To solidne kino akcji, kawał porządnego thrillera, ale nie sądzę, żebym zapamiętał go na dłużej. Tak, jak chociażby Labirynt (Prisoners) tego samego reżysera. 7/10
http://zabimokiem.pl/brudna-robota-nie-zrobi-sie-sama/
Nie widziałem wcześniej zwiastunów, niewiele czytałem więc na seans poszedłem jako tabula rasa. Zaprawiona w boju agentka FBI, Kate Macer (Emily Blunt) zamiast ścigać kolejnych dilerów i przemytników dostaje szansę dorwania szefa meksykańskiego kartelu. Ma wejść w skład zespołu do zadań specjalnych, który zajmuje się takimi sprawami. Przyjdzie jej pracować z przesadnie wyluzowanym Mattem Graverem (Josh Brolin) i małomównym Alejandro (Benicio del Toro). bardzo szybko okazuje się, że nowa jednostka Kate stosuje trochę inne metody, niż te, do których przywykła.
Im dłużej myślę o Sicario tym bardziej wydaje mi się, że nie zagrał scenariusz. Dziwnie rozłożono akcenty opowieści. Np. taki przyjaciel Kate z FBI - Reggie. Mam wrażenie, że gdyby wyciąć go z filmu, nikt nie zauważyłby różnicy. Historia opowiedziana jest dość chaotycznie. Koniec końców ciężko stwierdzić, czy jest to opowieść o systemie łamiącym własne zasady czy może o Kate i jej bezsilności? A może o zemście? Kilka wątków się przewija, ale żaden nie dostaje na ekranie wystarczająco dużo czasu, żeby zaangażować widza. Sceny z dyskoteką i następujące po nich pominę milczeniem. Są tak złe, że pasują do reszty jak pięść do nosa. No i im dalej końca tym bardziej scenariusz wydaje mi się naiwny. Od przesadnego realizmu do kina akcji raczej spod znaku Bourne'a niż czegoś bardzo na serio.
Warto jednak film obejrzeć. Po pierwsze dlatego, że trio Brolin, Blunt i del Toro gra po prostu koncertowo. Po drugie dlatego, że reżyser nie zawiódł. Budowanie napięcia, sceny akcji, wszystko jak u Michaela Manna w najlepszym okresie. Widać dobre rzemiosło. Po trzecie i nie wiem czy nie najważniejsze: rewelacyjne zdjęcia. Mam wrażenie, że ich autor wzorował się trochę na serialu True Detective. Pod tym kątem to strzał w dziesiątkę. Długie ujęcia, szerokie kadry, klimatyczne "naloty" na krajobrazy. Wszystko to sprawia, że Arizona i Meksyk wydają się nieprzyjazną, suchą krainą wypełnioną przemocą i ludzkimi dramatami.
Nie wiem czy całą winę można zrzucić na scenariusz, ale czegoś mi w Sicario zabrakło. To solidne kino akcji, kawał porządnego thrillera, ale nie sądzę, żebym zapamiętał go na dłużej. Tak, jak chociażby Labirynt (Prisoners) tego samego reżysera. 7/10
http://zabimokiem.pl/brudna-robota-nie-zrobi-sie-sama/
- Voo
- Stary Człowiek, A Może
- Posty: 6417
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
- Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Besson mi się znowu trafił...
72 godziny (3 Days to Kill)
Kevin Costner wchodzi w buty Liama Nessona czyli przyjeżdża do Europy żeby zatroszczyć się o córkę i pozabijać trochę złych ludzi. Scenariusz Luca Bessona, na szczęście nie on reżyserował tylko jakiś Amerykanin i to prawdopodobnie uratowało ten film. Jest sporo humoru, trochę strzelania, trochę reklamy Peugeota, Costner daje radę i ma atrakcyjne partnerki. Całkiem niezła zabawa. Oczywiście jak na średnio-budżetowe kino, za którym stoją przebrzmiałe gwiazdy aktorstwa i reżyserii. Mimo wszystko dla mnie pozytywna niespodzianka po ostatnich gniotach Bessona. 7/10
72 godziny (3 Days to Kill)
Kevin Costner wchodzi w buty Liama Nessona czyli przyjeżdża do Europy żeby zatroszczyć się o córkę i pozabijać trochę złych ludzi. Scenariusz Luca Bessona, na szczęście nie on reżyserował tylko jakiś Amerykanin i to prawdopodobnie uratowało ten film. Jest sporo humoru, trochę strzelania, trochę reklamy Peugeota, Costner daje radę i ma atrakcyjne partnerki. Całkiem niezła zabawa. Oczywiście jak na średnio-budżetowe kino, za którym stoją przebrzmiałe gwiazdy aktorstwa i reżyserii. Mimo wszystko dla mnie pozytywna niespodzianka po ostatnich gniotach Bessona. 7/10
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [100%] Spłacić kredyt [60%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Recenzja Voo zachecila mnie do obejrzenia
Zulu
Policyjny z Whitakerem i Bloomem.
Bloom wcielil sie chyba w najciekawsza ze swoich dotychczasowaych postaci.
Do tego wyglada paskudnie, w koncu jak facet.
Voo dobrze opisal ten film, wiec nie bede dublowac.
Podobal mi sie - wciagnal mnie i prawie cale dwie godziny seansu minely bez dluzyzny.
Zaluje, ze ogladalam wersje z lektorem, bo slychac bylo, ze wszyscy mowili ciekawymi akcentami.
Brakowalo mi troszke lepszego portretu glownych bohaterow, zwlaszcza Orlando.
Nie do konca rozumialam ich motywacje i tlo, odnosilam wrazenie, jakby pare watkow z prywatnego zycia bohaterow bylo napoczetych i nic z nich dalej nie wynikalo. Tej spojnosci troszke mi zabraklo, ale tak to i historia ciekawa i mimo nierealistycznego zakonczenia, polecam film na wieczorne ogladanie.
Jesli bedziemy robic kiedys zestawienie FSGKowe z ocenami filmow, w kategorii 'najgorszy poscig ewer' chyba mialabym juz kandydata.
7/10
Miami Vice
Nie wiem czemu ten tytul kojarzyl mi sie z czyms dobrym. Wydawalo mi sie, ze to jakas klasyka kina sensacyjnego.
Byc moze przez to spodziewalam sie czegos ciekawszego, cos jak L.A. Confidential, a dostalam cienizne ze strzelaniem.
Tylko dla zabicia meganudy.
pew! pew!
5/10
Girl on a bicycle
Fajny film obyczajowy o niezdecydowanym Wlochu - narzeczonym Niemki w Paryzu - i o tym, jak to trawa po drugiej stronie plotu jest zawsze bardziej zielona oraz co z tego moze wyniknac. Zwykle nic innego jak zamieszanie i rozbicie, chyba lepiej nie zapominac, ze 'There will always be a girl on a bicycle'.
7/10
Zulu
Policyjny z Whitakerem i Bloomem.
Bloom wcielil sie chyba w najciekawsza ze swoich dotychczasowaych postaci.
Do tego wyglada paskudnie, w koncu jak facet.
Voo dobrze opisal ten film, wiec nie bede dublowac.
Podobal mi sie - wciagnal mnie i prawie cale dwie godziny seansu minely bez dluzyzny.
Zaluje, ze ogladalam wersje z lektorem, bo slychac bylo, ze wszyscy mowili ciekawymi akcentami.
Brakowalo mi troszke lepszego portretu glownych bohaterow, zwlaszcza Orlando.
Nie do konca rozumialam ich motywacje i tlo, odnosilam wrazenie, jakby pare watkow z prywatnego zycia bohaterow bylo napoczetych i nic z nich dalej nie wynikalo. Tej spojnosci troszke mi zabraklo, ale tak to i historia ciekawa i mimo nierealistycznego zakonczenia, polecam film na wieczorne ogladanie.
Jesli bedziemy robic kiedys zestawienie FSGKowe z ocenami filmow, w kategorii 'najgorszy poscig ewer' chyba mialabym juz kandydata.
7/10
Miami Vice
Nie wiem czemu ten tytul kojarzyl mi sie z czyms dobrym. Wydawalo mi sie, ze to jakas klasyka kina sensacyjnego.
Byc moze przez to spodziewalam sie czegos ciekawszego, cos jak L.A. Confidential, a dostalam cienizne ze strzelaniem.
Tylko dla zabicia meganudy.
pew! pew!
5/10
Girl on a bicycle
Fajny film obyczajowy o niezdecydowanym Wlochu - narzeczonym Niemki w Paryzu - i o tym, jak to trawa po drugiej stronie plotu jest zawsze bardziej zielona oraz co z tego moze wyniknac. Zwykle nic innego jak zamieszanie i rozbicie, chyba lepiej nie zapominac, ze 'There will always be a girl on a bicycle'.
7/10
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Ten szajs nigdy nie powinien ujrzeć światła dziennego. Klasyką to jest rewelacyjny, lekki serial z lat 80tych, a to coś Manna to straszne gówno.colgatte pisze: Miami Vice
Nie wiem czemu ten tytul kojarzyl mi sie z czyms dobrym. Wydawalo mi sie, ze to jakas klasyka kina sensacyjnego.
- Voo
- Stary Człowiek, A Może
- Posty: 6417
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
- Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Ja dzisiaj klasyka zaliczyłem...
Coś (The Thing)
Pamiętam, że jako dzieciak gdzieś w jakimś programie w TV o fantastyce najpierw zobaczyłem scenę z "odgryzieniem" rąk i długo mnie to potem prześladowało. Autentycznie, wtedy to był dla mnie niezły koszmar. Film w całości zobaczyłem po raz pierwszy jako nastolatek i zrobił na mnie przeogromne wrażenie. Potem widziałem go pewnie z 5 razy ale ostatni raz to musiało być dobre kilkanaście lat temu, na podłej jakości kasecie VHS (wszystkie były podłej jakości jak sobie człowiek przypomni, zarżnięte w wypożyczalniach). Żeby nie zanudzać - niby znam ten film dobrze ale po takim czasie i wreszcie w HD oglądałem go tak, jakbym widział go po raz pierwszy. Ciekawy i bardzo unikalny jest tutaj pomysł na źródło suspensu. "Obcy" wprowadził zasadę, żeby kosmity jak najdłużej nie pokazywać i większość filmowych scenariuszy trzyma się do tej pory tego, żeby "wróg" był jak najbardziej tajemniczy i zagadkowy zarówno dla bohaterów jak i widzów. Tymczasem tutaj prawie od początku wiemy wszystko. Bardzo szybko to "coś" pokazuje na co je stać, bohaterowie domyślają się czym jest przeciwnik, jak działa i co im zagraża. Pojawia się za to znakomicie rozegrany i budujący napięcie wątek kto jest sobą a kto jest już nieświadomą tego "imitacją". Wszystko w klaustrofobicznych wnętrzach odciętej od świata antarktycznej bazy. W efekcie atmosfera w tym filmie, podkreślona jeszcze oszczędną ścieżką dźwiękową to prawdziwe mistrzostwo. Oczywiście nie ma cudów i po ponad 30 latach na animatroniczne efekty trzeba spojrzeć z pewnym przymrożeniem oka. Były wówczas prawdziwą rewelacją (nie przypadkiem na wspomnianej na początku mini-recenzji scenie przerażony wyłączyłem wówczas TV) i do tej pory całe te chrzęszczenie i "ślurpanie" deformujących się oślizgłych ciał może wywołać dreszcz zgrozy i obrzydzenia. Jednak oko współczesnego widza łatwo wychwytuje ich sztuczność co nieco sprowadza nas na ziemię i przypomina, że mamy doczynienia jednak z bardzo starym już filmem. Mimo wszystko przyszło mi na myśl, że z tych wszystkich klasyków z przełomu lat 70-tych i 80-tych paradoksalnie to "Gwiezdne wojny", które rozpętały cały ten boom na filmową fantastykę, zestarzały się najbardziej, z różnych względów. Natomiast filmy takie jak "Obcy", "Blade Runner" czy własnie "Coś" trzymają się po latach świetnie. Może "Coś" trochę mniej, właśnie z uwagi na technikę i mnogość efektów ale jednak nie rozczarowałem się po latach. 8/10
Coś (The Thing)
Pamiętam, że jako dzieciak gdzieś w jakimś programie w TV o fantastyce najpierw zobaczyłem scenę z "odgryzieniem" rąk i długo mnie to potem prześladowało. Autentycznie, wtedy to był dla mnie niezły koszmar. Film w całości zobaczyłem po raz pierwszy jako nastolatek i zrobił na mnie przeogromne wrażenie. Potem widziałem go pewnie z 5 razy ale ostatni raz to musiało być dobre kilkanaście lat temu, na podłej jakości kasecie VHS (wszystkie były podłej jakości jak sobie człowiek przypomni, zarżnięte w wypożyczalniach). Żeby nie zanudzać - niby znam ten film dobrze ale po takim czasie i wreszcie w HD oglądałem go tak, jakbym widział go po raz pierwszy. Ciekawy i bardzo unikalny jest tutaj pomysł na źródło suspensu. "Obcy" wprowadził zasadę, żeby kosmity jak najdłużej nie pokazywać i większość filmowych scenariuszy trzyma się do tej pory tego, żeby "wróg" był jak najbardziej tajemniczy i zagadkowy zarówno dla bohaterów jak i widzów. Tymczasem tutaj prawie od początku wiemy wszystko. Bardzo szybko to "coś" pokazuje na co je stać, bohaterowie domyślają się czym jest przeciwnik, jak działa i co im zagraża. Pojawia się za to znakomicie rozegrany i budujący napięcie wątek kto jest sobą a kto jest już nieświadomą tego "imitacją". Wszystko w klaustrofobicznych wnętrzach odciętej od świata antarktycznej bazy. W efekcie atmosfera w tym filmie, podkreślona jeszcze oszczędną ścieżką dźwiękową to prawdziwe mistrzostwo. Oczywiście nie ma cudów i po ponad 30 latach na animatroniczne efekty trzeba spojrzeć z pewnym przymrożeniem oka. Były wówczas prawdziwą rewelacją (nie przypadkiem na wspomnianej na początku mini-recenzji scenie przerażony wyłączyłem wówczas TV) i do tej pory całe te chrzęszczenie i "ślurpanie" deformujących się oślizgłych ciał może wywołać dreszcz zgrozy i obrzydzenia. Jednak oko współczesnego widza łatwo wychwytuje ich sztuczność co nieco sprowadza nas na ziemię i przypomina, że mamy doczynienia jednak z bardzo starym już filmem. Mimo wszystko przyszło mi na myśl, że z tych wszystkich klasyków z przełomu lat 70-tych i 80-tych paradoksalnie to "Gwiezdne wojny", które rozpętały cały ten boom na filmową fantastykę, zestarzały się najbardziej, z różnych względów. Natomiast filmy takie jak "Obcy", "Blade Runner" czy własnie "Coś" trzymają się po latach świetnie. Może "Coś" trochę mniej, właśnie z uwagi na technikę i mnogość efektów ale jednak nie rozczarowałem się po latach. 8/10
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [100%] Spłacić kredyt [60%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Ja to widziałem jako siedmiolatek albo ośmiolatek. Musiałem sam zostać w domu przez dobre 8 godzin (do późnego wieczora). W dodatku nie w swoim domu, bo rzecz się działa u wujka. Moi rodzice, razem ze wspomnianym wujkiem, pojechali na ślub jakichś znajomych. No i żeby mi się nie nudziło, tata wziął mi z wypożyczalni "jakiś fajny film sajens-fikszyn".Voo pisze:Pamiętam, że jako dzieciak gdzieś w jakimś programie w TV o fantastyce najpierw zobaczyłem scenę z "odgryzieniem" rąk i długo mnie to potem prześladowało. Autentycznie, wtedy to był dla mnie niezły koszmar. Film w całości zobaczyłem po raz pierwszy jako nastolatek i zrobił na mnie przeogromne wrażenie.
Tak, to był "The Thing" Carpentera...
Przypuszczam, że musiało minąć kilka dni, nim mogłem przebywać sam w ciemnym pomieszczeniu
Ale to w tej chwili, obok Obcego i Lśnienia, jeden z moich trzech ulubionych horrorów. Niektóre efekty rzeczywiście trącą myszką, ale niektóre nadal się trzymają. Powiedziałbym, że CGI w nieudanym pod każdym względem remake'u/prequelu sprzed kilku lat zestarzały się bardziej niż animatronika oryginału.
BTW dziwię się, że nie wspomniałeś o muzyce. Jeden z najlepszych soundtracków w historii horrorów. https://www.youtube.com/watch?v=meU2gAU7Xss
CD-Action, RETRO i cdaction.pl
- Counterman
- Waniaaa!
- Posty: 4016
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 19:07
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
W ogóle ten film jest przeboski. Zwróćcie zresztą uwagę na pracę kamery w tym filmie. Samym kadrowaniem reżyser budował napięcie. Świetna robota.
IRON MAIDEN are KINGS
"Jedynym właściwym stanem serca jest radość" Terry Pratchett R.I.P.
"errare humanum est" - i nie zapominajcie o tym.
"Jedynym właściwym stanem serca jest radość" Terry Pratchett R.I.P.
"errare humanum est" - i nie zapominajcie o tym.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Marsjanin (The Martian) - Ridley Scott ostatnimi czasy trochę wg mnie dołował. Facet odpowiedzialny za Obcego, Gladiatora czy Blade runnera dał nam ostatnio takie kasztany jak Robin Hood czy Prometeusz. Tym bardziej cieszy mnie fakt, że gość wraca do formy. Bierze na warsztat (moim zdaniem - nie tak znów fantastyczny) bestseller i robi z niego lekkie kino s-f o klasę lub dwie lepsze od literackiego pierwowzoru.
Kto nie czytał książki ten musi wiedzieć jedynie, że Mark Watney to astronauta, który w wyniku nieszczęśliwego zbiegu okoliczności zostaje sam na Marsie i musi wymyślić: jak nie umrzeć z głodu, jak nie zwariować i jak dać znać, że żyje na ziemię. Cast away lub Robinson Crusoe w kosmosie. Proste jak drut. Fabuła książki oddana jest całkiem wiernie. Wszystkie cięcia spowodowane specyfiką kina są absolutnie uzasadnione i nie miałem poczucia, że coś ważnego pominięto. Co więcej, Scott moim skromnym zdaniem lepiej rozłożył akcenty dramatyczne i komediowe. Z jednej strony mamy naprawdę lekki film, bez dramaturgii Grawitacji i bez sztucznego, tandetnego nadęcia w Interstellar. Z drugiej - kiedy widz ma czuć, że jest źle - czuje, że jest źle. Na to narzekałem w przypadku powieści, Ridley wyważył to dużo, dużo lepiej. Dodatkowy plus za to, że pod koniec seansu jest epilog, którego zdecydowanie zabrakło w pierwowzorze.
Już przy Prometeuszu chwaliłem reżysera za audiowizualne doznania. Marsjanin na tym polu także wypada świetnie. Krajobrazy Marsa, wnętrza huba, łazik (ewidentnie zapożyczony z Prometeusza - czemu nie!) czy sceny w kosmosie - wszystko nakręcone efektownie i widowiskowo. Tu jednak wrzucam małym kamyczek do ogródka. Efekty specjalne mnie nie powaliły. Ba, nawet trochę raziły. Najwyraźniej większość 108-milionowego budżetu poszła na gaże gwiazdorskiej obsady. Mars sprawia wrażenie planety z grawitacją równą ziemskiej. Sceny w kosmosie nie umywają się do tych od konkurencji. Nawet kosmonauci w stanie nieważkości poruszali się tak sztucznie i niemrawo jak w produkcji z czasów dawno minionych w kinie. Nawet burza piaskowa na początku wyglądała słabo. Miałem silne poczucie, że to wszystko kręcono w greenboxie i potem pył i kamienie dołożono komputerowo. To jest czepialstwo, ale jednak na tle wymienionych wcześniej filmów - pod tym kątem niemal doskonałych (Grawitacja, Interstellar) - to jest bolączka.
Pisałem o olbrzymiej kasie na gaże. Cóż, ciężko płacić grosze, jak się bierze nazwiska typu Damon, Chastain, Peña, Wiig, Daniels, Mara, Ejiofor czy Bean. Wszyscy wypadli świetnie. Uwagi mogę mieć tylko do dwóch osób, ale to raczej kwestia castingu. Po prostu do pierwowzoru i moich własnych wyobrażeń nie pasuje ani zbyt ckliwa Jessica Chastain jako komandor Lewis ani misiowaty Michael Peña jako as amerykańskich sił powietrznych. Z drugiej strony na osobne słowa zasługują Matt Damon i Jeff Daniels. Pierwszy, mimo moich obaw, jest rewelacyjnym Markiem Watney'em. Nie wyobrażam sobie, że można to było zagrać lepiej. Drugi niespodziewanie przysłonił swoją postacią wszystkich innych bohaterów NASA na ziemi. Chapeau bas.
Do kina szedłem z mieszanymi uczuciami. Bardzo chciałem, żeby się udało, ale bardzo bałem się albo filmu głupkowatego albo drugiego nadętego Interstellar. Ridley Scott po raz kolejny pokazał jednak, że zna się na rzeczy i odwalił tu kawał dobrej roboty. Marsjanin to emocjonujące kino s-f w starym, przygodowym stylu. Zdecydowanie polecam.
P.S. Niby seans się zaczyna, ciemno na sali, krajobraz marsjański i nagle zza kadru tekst Marka Watney'a mówiony głosem... Jacka Rozenka. Zamurowało mnie i już chciałem wybiec z sali krzycząc jak Vader. Uff... reklama audiobooka. Dubbing filmów, brrrrrrr.
P.P.S. Będę szczerze zdziwiony jeśli Honest Trailer do Marsjanina nie będzie potężnie nawiązywał do epizodu Damona w Interstellar
8/10
http://zabimokiem.pl/niezla-ksiazka-swietny-film/
Kto nie czytał książki ten musi wiedzieć jedynie, że Mark Watney to astronauta, który w wyniku nieszczęśliwego zbiegu okoliczności zostaje sam na Marsie i musi wymyślić: jak nie umrzeć z głodu, jak nie zwariować i jak dać znać, że żyje na ziemię. Cast away lub Robinson Crusoe w kosmosie. Proste jak drut. Fabuła książki oddana jest całkiem wiernie. Wszystkie cięcia spowodowane specyfiką kina są absolutnie uzasadnione i nie miałem poczucia, że coś ważnego pominięto. Co więcej, Scott moim skromnym zdaniem lepiej rozłożył akcenty dramatyczne i komediowe. Z jednej strony mamy naprawdę lekki film, bez dramaturgii Grawitacji i bez sztucznego, tandetnego nadęcia w Interstellar. Z drugiej - kiedy widz ma czuć, że jest źle - czuje, że jest źle. Na to narzekałem w przypadku powieści, Ridley wyważył to dużo, dużo lepiej. Dodatkowy plus za to, że pod koniec seansu jest epilog, którego zdecydowanie zabrakło w pierwowzorze.
Już przy Prometeuszu chwaliłem reżysera za audiowizualne doznania. Marsjanin na tym polu także wypada świetnie. Krajobrazy Marsa, wnętrza huba, łazik (ewidentnie zapożyczony z Prometeusza - czemu nie!) czy sceny w kosmosie - wszystko nakręcone efektownie i widowiskowo. Tu jednak wrzucam małym kamyczek do ogródka. Efekty specjalne mnie nie powaliły. Ba, nawet trochę raziły. Najwyraźniej większość 108-milionowego budżetu poszła na gaże gwiazdorskiej obsady. Mars sprawia wrażenie planety z grawitacją równą ziemskiej. Sceny w kosmosie nie umywają się do tych od konkurencji. Nawet kosmonauci w stanie nieważkości poruszali się tak sztucznie i niemrawo jak w produkcji z czasów dawno minionych w kinie. Nawet burza piaskowa na początku wyglądała słabo. Miałem silne poczucie, że to wszystko kręcono w greenboxie i potem pył i kamienie dołożono komputerowo. To jest czepialstwo, ale jednak na tle wymienionych wcześniej filmów - pod tym kątem niemal doskonałych (Grawitacja, Interstellar) - to jest bolączka.
Pisałem o olbrzymiej kasie na gaże. Cóż, ciężko płacić grosze, jak się bierze nazwiska typu Damon, Chastain, Peña, Wiig, Daniels, Mara, Ejiofor czy Bean. Wszyscy wypadli świetnie. Uwagi mogę mieć tylko do dwóch osób, ale to raczej kwestia castingu. Po prostu do pierwowzoru i moich własnych wyobrażeń nie pasuje ani zbyt ckliwa Jessica Chastain jako komandor Lewis ani misiowaty Michael Peña jako as amerykańskich sił powietrznych. Z drugiej strony na osobne słowa zasługują Matt Damon i Jeff Daniels. Pierwszy, mimo moich obaw, jest rewelacyjnym Markiem Watney'em. Nie wyobrażam sobie, że można to było zagrać lepiej. Drugi niespodziewanie przysłonił swoją postacią wszystkich innych bohaterów NASA na ziemi. Chapeau bas.
Do kina szedłem z mieszanymi uczuciami. Bardzo chciałem, żeby się udało, ale bardzo bałem się albo filmu głupkowatego albo drugiego nadętego Interstellar. Ridley Scott po raz kolejny pokazał jednak, że zna się na rzeczy i odwalił tu kawał dobrej roboty. Marsjanin to emocjonujące kino s-f w starym, przygodowym stylu. Zdecydowanie polecam.
P.S. Niby seans się zaczyna, ciemno na sali, krajobraz marsjański i nagle zza kadru tekst Marka Watney'a mówiony głosem... Jacka Rozenka. Zamurowało mnie i już chciałem wybiec z sali krzycząc jak Vader. Uff... reklama audiobooka. Dubbing filmów, brrrrrrr.
P.P.S. Będę szczerze zdziwiony jeśli Honest Trailer do Marsjanina nie będzie potężnie nawiązywał do epizodu Damona w Interstellar
8/10
http://zabimokiem.pl/niezla-ksiazka-swietny-film/
- Crowley
- Pan Bob Budowniczy Kierownik
- Posty: 7589
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 20:00
- Lokalizacja: Gdańsk / Wyszków
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Ponoć Scott stwierdził, że szkoda zachodu na udawanie mniejszej niż na Ziemi siły ciążenia, bo za drogo by to kosztowało, a i tak niewiele by to wniosło do filmu. Trochę szkoda mimo wszystko. Ale zgadzam się, że jeśli chodzi o efekty specjalne, to Grawitacja ustawiła poprzeczkę na takim poziomie, że nawet bardzo poprawnie zrobiony Marsjanin robi momentami filmu sprzed 10 lat.SithFrog pisze:Mars sprawia wrażenie planety z grawitacją równą ziemskiej.
A zwróciłeś uwagę na samym początku, że napis The Martian i muzyczka w tle wyglądają i brzmią jakby żywcem wyjęte z wstępu Obcego (1 i 2)? Takie mrugnięcie okiem do miłośników wcześniejszych dokonań pana Ridleya.
Pozamiatał Sean Bean, który po pierwsze nie ginie, a po drugie został zatrudniony chyba tylko z powodu Elronda. Był rechot w czasie tej sceny. Podobna sytuacja do Ewana McGregora pytającego o jedi w Człowieku, który gapił się na kozy.
All the good in the world
You can put inside a thimble
And still have room for you and me
If there's one thing you can say
About Mankind
There's nothing kind about man
You can put inside a thimble
And still have room for you and me
If there's one thing you can say
About Mankind
There's nothing kind about man
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Ano, ludzie nawet głośno komentowali na saliCrowley pisze:A zwróciłeś uwagę na samym początku, że napis The Martian i muzyczka w tle wyglądają i brzmią jakby żywcem wyjęte z wstępu Obcego (1 i 2)? Takie mrugnięcie okiem do miłośników wcześniejszych dokonań pana Ridleya.
A co do Beana - szkoda, że jego postać trochę okrojono w stosunku do książki. Liczyłem na ciut więcej czasu antenowego. Przez jego brak niektóre emocje były mniejsze, a jego starcie z Teddy'm nie zrobiło wrażenia.
- Voo
- Stary Człowiek, A Może
- Posty: 6417
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
- Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Pacific Rim
Strasznie trudno wystawić tu jakąś racjonalna ocenę. Film jest głupi, napisane przez 5-latka dialogi wywołują krwotok z nosa, niekonsekwencja goni nielogiczność. Wpadający w ucho temacik muzyczny brzęczy natrętnie przez cały film aż w końcu ma się go już serdecznie dosyć. Groteskowa para naukowców irytuje i psuje klimat. Jednocześnie walki mechów z potworami oglądałem dosłownie na bezdechu, zapominając momentalnie o wszystkich wadach tej produkcji. W scenach akcji bawiłem się naprawdę przednio ale żałuję, że tak na siłę starano się zrobić z tego "kino wakacyjne", jakby z założenia głupkowate, proste i schematyczne. Weźmy np. takich X-menów. Pioruny z oczu, noże w rękach, czytanie myśli etc. Idiotyzmy, który dzięki poważnej formie i inteligentnym scenariuszom kupuje się bez zastanowienia. Nie chcę wyjść na sztywniaka, umiem zrozumieć konwencję ale myślę, że do tematu bardziej pasowałaby nieco poważniejsza formuła. Więcej ujęć z niszczonych miast, uciekającej ludności, dramatyzmu jak w scenach ze wspomnień japońskiej pilotki. Pokazanie walk z perspektywy ludzi, tak dla uświadomienia ich skali. Bo tak, to pomimo kapitalnych efektów i porywających pojedynków jest to taka troszkę filmowa popierdółka. 6/10
Frost/Nixon
Z filmem tym mam pewien problem, który nazywa się David Frost lub jak kto woli Michael Sheen. Nie wiem czy prawdziwy Frost był takim irytującym i pustym typem, czy też to Sheen miał taki pomysł na przedstawienie tej postaci. Przez cały film jego bohater przemieszcza się z przyklejonym uśmieszkiem, wydaje się najmniej zainteresowany merytoryczną stroną wywiadu, olewa współpracowników, w decydującym momencie doznaje olśnienia a po osiągnięciu sukcesu wraca momentalnie do pozy irytującego celebryty. Nie interesuje go prawda tylko oglądalność i własna popularność. Nie czułem sympatii dla tej postaci. Teraz nie wiem czy to niedoskonałość filmu czy właśnie jego siła bo np. Frost dokładnie taki był. Jeśli jednak był to o co to wielkie halo? Stary, zmęczony życiem, cwany polityk po prostu poddał walkę a nie ją przegrał. Oczekiwałem pojedynku osobowości a niestety Frost/Sheen nie okazał się osobowością więc film nieco mnie rozczarował. Oczywiście wielkie brawa dla Howarda za cały ten charakterystyczny dla niego pietyzm - stroje, wnętrza, całą otoczkę związaną z produkcją filmu. Brawa da genialnego Langelli. Jednak po tych wszystkich zachwytach, nagrodach i nominacjach trochę się rozczarowałem. 7/10
Więzy krwi (Blood Ties)
Dwóch braci - policjant i bandyta. Bandyta wychodzi z więzienia więc policjant próbuje mu pomóc w powrocie na uczciwą drogę. Przygarnia pod swój dach, załatwia robotę. Problem w tym, że brat-bandyta i nie bardzo chce i niezbyt może zostać uczciwym człowiekiem. Problem także w tym, że policjant nie jest człowiekiem bez skazy i ma swoje za uszami. Może to mało odkrywczy pomysł na fabułę ale w tym wypadku dostajemy trochę dramat sensacyjny a trochę solidne kino obyczajowe z bardzo hmm... życiowymi postaciami i zachowaniami. Bracia nienawidzą się, rywalizują a jednocześnie jeden dla drugiego łamią zasady obowiązujące w ich środowiskach. Na pewno mocną stroną filmu jest świetna obsada, np. Clive Owen udowadnia, że jest świetnym aktorem, który wypada wiarygodnie w każdej roli. Żeńska cześć ekipy (Cotillard, Saldana, Kunis) na dodatek bardzo atrakcyjnie wygląda w stylizacji z lat 70-tych, bo własnie w tamtych czasach dzieje się akcja filmu. Stroje, samochody, muzyka, klimat, wszystko jak w klasycznych policyjnych amerykańskich dramatach policyjnych w stylu "Francuskiego łącznika". Solidne kino, bez fajerwerków ale warte zobaczenia. 7/10
Strasznie trudno wystawić tu jakąś racjonalna ocenę. Film jest głupi, napisane przez 5-latka dialogi wywołują krwotok z nosa, niekonsekwencja goni nielogiczność. Wpadający w ucho temacik muzyczny brzęczy natrętnie przez cały film aż w końcu ma się go już serdecznie dosyć. Groteskowa para naukowców irytuje i psuje klimat. Jednocześnie walki mechów z potworami oglądałem dosłownie na bezdechu, zapominając momentalnie o wszystkich wadach tej produkcji. W scenach akcji bawiłem się naprawdę przednio ale żałuję, że tak na siłę starano się zrobić z tego "kino wakacyjne", jakby z założenia głupkowate, proste i schematyczne. Weźmy np. takich X-menów. Pioruny z oczu, noże w rękach, czytanie myśli etc. Idiotyzmy, który dzięki poważnej formie i inteligentnym scenariuszom kupuje się bez zastanowienia. Nie chcę wyjść na sztywniaka, umiem zrozumieć konwencję ale myślę, że do tematu bardziej pasowałaby nieco poważniejsza formuła. Więcej ujęć z niszczonych miast, uciekającej ludności, dramatyzmu jak w scenach ze wspomnień japońskiej pilotki. Pokazanie walk z perspektywy ludzi, tak dla uświadomienia ich skali. Bo tak, to pomimo kapitalnych efektów i porywających pojedynków jest to taka troszkę filmowa popierdółka. 6/10
Frost/Nixon
Z filmem tym mam pewien problem, który nazywa się David Frost lub jak kto woli Michael Sheen. Nie wiem czy prawdziwy Frost był takim irytującym i pustym typem, czy też to Sheen miał taki pomysł na przedstawienie tej postaci. Przez cały film jego bohater przemieszcza się z przyklejonym uśmieszkiem, wydaje się najmniej zainteresowany merytoryczną stroną wywiadu, olewa współpracowników, w decydującym momencie doznaje olśnienia a po osiągnięciu sukcesu wraca momentalnie do pozy irytującego celebryty. Nie interesuje go prawda tylko oglądalność i własna popularność. Nie czułem sympatii dla tej postaci. Teraz nie wiem czy to niedoskonałość filmu czy właśnie jego siła bo np. Frost dokładnie taki był. Jeśli jednak był to o co to wielkie halo? Stary, zmęczony życiem, cwany polityk po prostu poddał walkę a nie ją przegrał. Oczekiwałem pojedynku osobowości a niestety Frost/Sheen nie okazał się osobowością więc film nieco mnie rozczarował. Oczywiście wielkie brawa dla Howarda za cały ten charakterystyczny dla niego pietyzm - stroje, wnętrza, całą otoczkę związaną z produkcją filmu. Brawa da genialnego Langelli. Jednak po tych wszystkich zachwytach, nagrodach i nominacjach trochę się rozczarowałem. 7/10
Więzy krwi (Blood Ties)
Dwóch braci - policjant i bandyta. Bandyta wychodzi z więzienia więc policjant próbuje mu pomóc w powrocie na uczciwą drogę. Przygarnia pod swój dach, załatwia robotę. Problem w tym, że brat-bandyta i nie bardzo chce i niezbyt może zostać uczciwym człowiekiem. Problem także w tym, że policjant nie jest człowiekiem bez skazy i ma swoje za uszami. Może to mało odkrywczy pomysł na fabułę ale w tym wypadku dostajemy trochę dramat sensacyjny a trochę solidne kino obyczajowe z bardzo hmm... życiowymi postaciami i zachowaniami. Bracia nienawidzą się, rywalizują a jednocześnie jeden dla drugiego łamią zasady obowiązujące w ich środowiskach. Na pewno mocną stroną filmu jest świetna obsada, np. Clive Owen udowadnia, że jest świetnym aktorem, który wypada wiarygodnie w każdej roli. Żeńska cześć ekipy (Cotillard, Saldana, Kunis) na dodatek bardzo atrakcyjnie wygląda w stylizacji z lat 70-tych, bo własnie w tamtych czasach dzieje się akcja filmu. Stroje, samochody, muzyka, klimat, wszystko jak w klasycznych policyjnych amerykańskich dramatach policyjnych w stylu "Francuskiego łącznika". Solidne kino, bez fajerwerków ale warte zobaczenia. 7/10
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [100%] Spłacić kredyt [60%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Przecież w drugiej części filmu Frost trochę się zmienia, po tym jak zobaczył, że Nixon go robi jak chce. Potem wydaje się być zaangażowany na serio w rozłożenie prezydenta na łopatki. Trochę jak Tom Cruise w Ludziach honoru.
- Voo
- Stary Człowiek, A Może
- Posty: 6417
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
- Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Zmienił się a raczej pokazano to jak zmienił się między nagraniem trzeciej i czwartej części wywiadu, w nocy, po telefonie Nixona. Tak jakby nagle otrzeźwiał ale i tak bardziej pod katem profesjonalnym, takie "kurwa muszę się wziąć do roboty". Ostatecznie zniechęcił mnie w ostatniej, prywatnej rozmowie z Nixonem, kiedy tak stał z tym swoim sztucznym uśmieszkiem i nie miał w sumie nic do powiedzenia. No i ta motywacja - wrócić do NY, jadać znowu w najlepszej restauracji, nie czuć pustki (braku popularności), dżizas... A może taki był zamysł Howarda, żeby nie czynić filmu zbyt uproszczonym i czarno-białym, żebyśmy automatycznie nie lokowali sympatii po jego stronie. Jeśli tak to mu się udało.
Ostał się ten tekst z ksiązki, tej babki, która jak zorientowała się o co chodzi z tym Elrondem to stwierdziła coś w stylu "rany, żaden z was raczej sobie nie zaruchał w liceum?"?Pozamiatał Sean Bean, który po pierwsze nie ginie, a po drugie został zatrudniony chyba tylko z powodu Elronda. Był rechot w czasie tej sceny.
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [100%] Spłacić kredyt [60%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Niestety nie ostał się, było coś w tym stylu ale chyba raczej "jesteście największymi nerdami na świecie, prawda?". Coś w ten deseń.
A to mi się właśnie we Frost/Nixon podobało. Żadnego z nich nie polubiłem, obaj byli odpychający, ale jak Nixon wjechał Frostowi na ambicję to okazało się, że ten drugi pod płaszczykiem pyszałka i celebryty też potrafi się zmobilizować i dokręcić śrubę. Nie wiem, nie oczekiwałem, że będzie postacią, którą polubię.
A to mi się właśnie we Frost/Nixon podobało. Żadnego z nich nie polubiłem, obaj byli odpychający, ale jak Nixon wjechał Frostowi na ambicję to okazało się, że ten drugi pod płaszczykiem pyszałka i celebryty też potrafi się zmobilizować i dokręcić śrubę. Nie wiem, nie oczekiwałem, że będzie postacią, którą polubię.
- Voo
- Stary Człowiek, A Może
- Posty: 6417
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
- Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Jeszcze tylko apropos Pacific Rim - https://www.youtube.com/watch?v=hWHlOIKr_oY Fajne
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [100%] Spłacić kredyt [60%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Na moje to Obcy zjada jednak Coś.
Swoją drogą ciekawe jak by dziś przetumaczyli Aliena, czy The Thing. The Thing: nieznane zagrożenie?
BTW
http://southpark.cc.com/clips/104352/ca ... -the-thing#
Swoją drogą ciekawe jak by dziś przetumaczyli Aliena, czy The Thing. The Thing: nieznane zagrożenie?
BTW
http://southpark.cc.com/clips/104352/ca ... -the-thing#
#sgk 4 life.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
The Thing - COŚ się czai!
A Obcego z Cosiem ciężko porównać mimo wszystko. Inny rodzaj strachu.
Też oglądałem Coś jako dzieciak i też najbardziej zapadłą mi w pamięć scena z paszczą-klatką piersiową. Plus to co zaraz po niej czyli odpada głowa i zamienia się w pająka. Brrrrrr.
A Obcego z Cosiem ciężko porównać mimo wszystko. Inny rodzaj strachu.
Też oglądałem Coś jako dzieciak i też najbardziej zapadłą mi w pamięć scena z paszczą-klatką piersiową. Plus to co zaraz po niej czyli odpada głowa i zamienia się w pająka. Brrrrrr.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Wg mnie Obcy się gorzej zestarzał niż The Thing, choć oba to genialna klasyka. Tylko ciężko dzisiaj się bać jak alien sprawia wrażenie takiego nieruchawego żuka machającego tylko odnóżami
- Larofan
- Social Media Ninja
- Posty: 3932
- Rejestracja: 5 maja 2014, o 10:15
- Lokalizacja: Poznań, Poland
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Jack Strong
Film przede wszystkim dla ludzi jak ja ktorzy nie znaja Polskiej historii wspolczesnej bo uznali ja za nudna smyntna i ogolnie nieprzyswajalna.
Im mniej wiesz tym bardziej ogarnia cie potrzeba dowiedzenia sie natychmiast jak najwiecej.
Dla tych co sie nie znaja, czyli dla mnie, trzyma w napieciu caly czas.
8/10
Film przede wszystkim dla ludzi jak ja ktorzy nie znaja Polskiej historii wspolczesnej bo uznali ja za nudna smyntna i ogolnie nieprzyswajalna.
Im mniej wiesz tym bardziej ogarnia cie potrzeba dowiedzenia sie natychmiast jak najwiecej.
Dla tych co sie nie znaja, czyli dla mnie, trzyma w napieciu caly czas.
8/10
- Voo
- Stary Człowiek, A Może
- Posty: 6417
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
- Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Noe: Wybrany przez Boga (Noah)
Na początku wizja Aronofsky'ego odrzuciła mnie ale po kilkudziesięciu minutach zmieniłem na jej temat zdanie i wydała mi się na swój sposób spójna i logiczna. Jeśli w ogóle traktować biblijną historię dosłownie a nie alegorycznie i próbować przedstawić ją na ekranie to pomysły reżysera w jakiś sposób nadają jej sens. Uprzedzają też złośliwe pytania ateistów w rodzaju "a skąd Kain wziął żonę", oczywiście w odniesieniu do mitu o Potopie. Noe sam nie zbudowałby olbrzymiej arki więc pomagają mu w tym wyklęci aniołowie. Fakt, wyglądający jak kamienni entowie ale poskręcana kupa kamieni ma być dokładnym przeciwieństwem ich pierwotnej świetlistej postaci i karą za "zdradę". Zwierzaki na arce zostają uśpione bo inaczej zeżarłyby się nawzajem i osrały wszystko na amen. Potop zresetował historię ludzkości więc tak naprawdę przed nim cywilizacja mogła przypominać jakieś post-apokaliptyczne nie-wiem-co, bo dlaczego nie? Obserwowanie śmierci wszystkich ludzi na świecie musiałoby odcisnąć niesamowite piętno na psychice człowieka. Coś na pograniczu szaleństwa, potęgowanego przekonaniem, że jest się świadkiem i współwykonawcą wyroku na ludzkości. Członkowie rodziny Noego na pewno pytaliby czemu nie mogą uratować kogoś znajomego itd. Tym przydługim wywodem chciałem wyjaśnić, że kontrowersyjna forma nie zraziła mnie do tego filmu a wręcz przeciwnie. Natomiast zraziło mnie to, że jest cholernie NUDNY. To raz. Dwa, że w ogóle nie jest tak widowiskowy jak można by oczekiwać. Trzy, że chuda od Pottera nijak nie pasuje. Cztery, że kompletnie nie rozumiem do kogo jest adresowany. Kino rozrywkowe? Nie. Kino artystyczne? Nie. Kino biblijne dla mocherów i dzieci do puszczania w Święta w TV? Ale co tam, nie do zaakceptowania. W efekcie przez cały seans miałem wrażenie, że oglądam coś dziwnego i niedookreślonego. Ocena siłą rzeczy też wypadnie na środku skali. 5/10
Na początku wizja Aronofsky'ego odrzuciła mnie ale po kilkudziesięciu minutach zmieniłem na jej temat zdanie i wydała mi się na swój sposób spójna i logiczna. Jeśli w ogóle traktować biblijną historię dosłownie a nie alegorycznie i próbować przedstawić ją na ekranie to pomysły reżysera w jakiś sposób nadają jej sens. Uprzedzają też złośliwe pytania ateistów w rodzaju "a skąd Kain wziął żonę", oczywiście w odniesieniu do mitu o Potopie. Noe sam nie zbudowałby olbrzymiej arki więc pomagają mu w tym wyklęci aniołowie. Fakt, wyglądający jak kamienni entowie ale poskręcana kupa kamieni ma być dokładnym przeciwieństwem ich pierwotnej świetlistej postaci i karą za "zdradę". Zwierzaki na arce zostają uśpione bo inaczej zeżarłyby się nawzajem i osrały wszystko na amen. Potop zresetował historię ludzkości więc tak naprawdę przed nim cywilizacja mogła przypominać jakieś post-apokaliptyczne nie-wiem-co, bo dlaczego nie? Obserwowanie śmierci wszystkich ludzi na świecie musiałoby odcisnąć niesamowite piętno na psychice człowieka. Coś na pograniczu szaleństwa, potęgowanego przekonaniem, że jest się świadkiem i współwykonawcą wyroku na ludzkości. Członkowie rodziny Noego na pewno pytaliby czemu nie mogą uratować kogoś znajomego itd. Tym przydługim wywodem chciałem wyjaśnić, że kontrowersyjna forma nie zraziła mnie do tego filmu a wręcz przeciwnie. Natomiast zraziło mnie to, że jest cholernie NUDNY. To raz. Dwa, że w ogóle nie jest tak widowiskowy jak można by oczekiwać. Trzy, że chuda od Pottera nijak nie pasuje. Cztery, że kompletnie nie rozumiem do kogo jest adresowany. Kino rozrywkowe? Nie. Kino artystyczne? Nie. Kino biblijne dla mocherów i dzieci do puszczania w Święta w TV? Ale co tam, nie do zaakceptowania. W efekcie przez cały seans miałem wrażenie, że oglądam coś dziwnego i niedookreślonego. Ocena siłą rzeczy też wypadnie na środku skali. 5/10
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [100%] Spłacić kredyt [60%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
- Crowley
- Pan Bob Budowniczy Kierownik
- Posty: 7589
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 20:00
- Lokalizacja: Gdańsk / Wyszków
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Noe był słabiutki. Dużo lepszy moim zdaniem Exodus Ridleya Scotta. Też trochę na podobną modłę, czyli wyjaśniania biblijnych fenomenów ale zamiast fantasy, bardziej na poważnie. Taka odświeżona wersja Dziesięciorga przykazań i to nawet przyzwoicie zrobiona.
All the good in the world
You can put inside a thimble
And still have room for you and me
If there's one thing you can say
About Mankind
There's nothing kind about man
You can put inside a thimble
And still have room for you and me
If there's one thing you can say
About Mankind
There's nothing kind about man
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Ex Machina - Lubię takie niespodzianki. Nic o filmie nie wiem, niewiele słyszałem, nawet zwiastuna nie widziałem. Wtem! Kawał niezłej produkcji. Wciąga, trochę hipnotyzuje i pozostawia w głowie kilka pytań.
Młody programista wygrywa konkurs i dostaje "staż". Siedem dni w siedzibie/domu/twierdzy/laboratorium ekscentrycznego szefa hipotetycznego firmy a'la google (tu blue book). Nie napiszę ani słowa więcej, bo psułbym niespodziankę. Film skonstruowany jest tak, że nie bardzo wiadomo o co chodzi. W miarę upływu czasu widz dostaje do ręki kolejne informacje i robi się ciekawiej i ciekawiej. To właśnie siła tego obrazu. Powolne dozowanie faktów, dziwne interakcje między bohaterami, naukowe i filozoficzne dialogi.
Ex Machina zrealizowana jest z mistrzowską precyzją. Film jest bardzo kameralny, kilka pomieszczeń i dosłownie cztery postacie. Tyle wystarczy, żeby wywołać we mnie strach, empatię, podziw i napięcie. Ani przez chwilę się nie nudziłem, a przecież całość sprowadza się jedynie do serii dialogów. Dialogów ciekawych, oszczędnych i oddanych na warsztat świetnym aktorom. Domhnall Gleeson, Oscar Isaac i Alicia Vikander dopasowali poziom gry aktorskiej do reżyserii, doskonałej scenografii i niepokojącego udźwiękowienia. Jestem w szoku tym bardziej, że ten film wyreżyserował Alex Garland. Facet, którego poprzednia produkcja to Dredd 3D!
Wiem, że powyższy tekst niewiele mówi. Recenzja jest enigmatyczna, ale naprawdę nie chcę psuć nikomu seansu przez wchodzenie w poziom detali, który mi ułatwi pisanie, ale komuś może powiedzieć zbyt dużo. A warto zagłębić się w tę historię jako tabula rasa. Wtedy smakuje najlepiej. 8/10
http://zabimokiem.pl/sztuczna-inteligencja/
Młody programista wygrywa konkurs i dostaje "staż". Siedem dni w siedzibie/domu/twierdzy/laboratorium ekscentrycznego szefa hipotetycznego firmy a'la google (tu blue book). Nie napiszę ani słowa więcej, bo psułbym niespodziankę. Film skonstruowany jest tak, że nie bardzo wiadomo o co chodzi. W miarę upływu czasu widz dostaje do ręki kolejne informacje i robi się ciekawiej i ciekawiej. To właśnie siła tego obrazu. Powolne dozowanie faktów, dziwne interakcje między bohaterami, naukowe i filozoficzne dialogi.
Ex Machina zrealizowana jest z mistrzowską precyzją. Film jest bardzo kameralny, kilka pomieszczeń i dosłownie cztery postacie. Tyle wystarczy, żeby wywołać we mnie strach, empatię, podziw i napięcie. Ani przez chwilę się nie nudziłem, a przecież całość sprowadza się jedynie do serii dialogów. Dialogów ciekawych, oszczędnych i oddanych na warsztat świetnym aktorom. Domhnall Gleeson, Oscar Isaac i Alicia Vikander dopasowali poziom gry aktorskiej do reżyserii, doskonałej scenografii i niepokojącego udźwiękowienia. Jestem w szoku tym bardziej, że ten film wyreżyserował Alex Garland. Facet, którego poprzednia produkcja to Dredd 3D!
Wiem, że powyższy tekst niewiele mówi. Recenzja jest enigmatyczna, ale naprawdę nie chcę psuć nikomu seansu przez wchodzenie w poziom detali, który mi ułatwi pisanie, ale komuś może powiedzieć zbyt dużo. A warto zagłębić się w tę historię jako tabula rasa. Wtedy smakuje najlepiej. 8/10
http://zabimokiem.pl/sztuczna-inteligencja/
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Był. To był taki brytyjski John Olivier swoich czasów. ALbo bardziej ten blondyn z kwadratową twarzą, którego nazwiska nie pamiętam.Voo pisze:nie wiem czy prawdziwy Frost był takim irytującym i pustym typem
A co do Pacific Rim, to w weekend załapałem się na ostatnie 45 minut, kiedy puszczali gdzieś w TV. Gdybym miał wystawić recenzje teraz i w oparciu o końcówkę, to zredukowałbym ocenę o kilka punktów. Tak do 2/10. Film, pozbawiony magii sali kinowej i dużego ekranu sprawia wrażenie przeinwestowanej wariacji na temat Power Rangers z jeszcze biedniejszym scenariuszem, nawet w ramach konwencji.
A może to luksus, żyć tylko pięć lat?
since 22/4/2003
since 22/4/2003
- Voo
- Stary Człowiek, A Może
- Posty: 6417
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
- Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Wojownik (Warrior)
Ze wszystkich sportów walki chyba tylko boks dostąpił zaszczytu bycia tematem (i to częstym) poważnych dramatów sportowych, z oskarowymi włącznie. Tutaj poważną oprawę nadano opowieści o MMA a grupie świetnych aktorów dano niezły materiał do zagrania. Trudno jednak ukryć, że sam rdzeń opowieści, czyli historia turnieju "o wielką nagrodę" trąci trochę starym, tanim kinem kopanym z kasety VHS. Ot, drabinka turniejowa i coraz więksi madafakerzy do pokonania. Na szczęście scenarzyści nie poszli drogą "zemsty za brata" a przez moment myślałem, że właśnie tak będzie. Domyślam się, że dwóch kompletnie nieznanych zawodników spoza czołówki na takim turnieju to gruba scenariuszowa ściema ale zdaje się, że mówimy o filmie fabularnym a nie dokumentalnym, więc dla mnie ok. Rodzinna historia, osobiste dramaty i problemy dodają opowieści powagi i powodują, że w decydujących momentach widzem targają naprawdę nie-sa-mo-wi-te emocje. Sportowy pojedynek nabiera bardzo symbolicznego wymiaru bo tak naprawdę do walki stają złość, nienawiść i rozgoryczenie z jednej strony a przebaczenie i miłość z drugiej. Jak to wszystko ocenić chłodnym okiem po fakcie to widać, że to wszystko trochę tanie chwyty ale w trakcie seansu o tym w ogóle się nie myśli. Duży szacunek dla Toma Hardy i Joela Edgertona za bardzo dobre role i kapitalne przygotowanie fizyczne i dla seniora Nolte za świetną kreację. Dobry film, łezka w oku w finale. Czego chcieć więcej? 8/10
Ze wszystkich sportów walki chyba tylko boks dostąpił zaszczytu bycia tematem (i to częstym) poważnych dramatów sportowych, z oskarowymi włącznie. Tutaj poważną oprawę nadano opowieści o MMA a grupie świetnych aktorów dano niezły materiał do zagrania. Trudno jednak ukryć, że sam rdzeń opowieści, czyli historia turnieju "o wielką nagrodę" trąci trochę starym, tanim kinem kopanym z kasety VHS. Ot, drabinka turniejowa i coraz więksi madafakerzy do pokonania. Na szczęście scenarzyści nie poszli drogą "zemsty za brata" a przez moment myślałem, że właśnie tak będzie. Domyślam się, że dwóch kompletnie nieznanych zawodników spoza czołówki na takim turnieju to gruba scenariuszowa ściema ale zdaje się, że mówimy o filmie fabularnym a nie dokumentalnym, więc dla mnie ok. Rodzinna historia, osobiste dramaty i problemy dodają opowieści powagi i powodują, że w decydujących momentach widzem targają naprawdę nie-sa-mo-wi-te emocje. Sportowy pojedynek nabiera bardzo symbolicznego wymiaru bo tak naprawdę do walki stają złość, nienawiść i rozgoryczenie z jednej strony a przebaczenie i miłość z drugiej. Jak to wszystko ocenić chłodnym okiem po fakcie to widać, że to wszystko trochę tanie chwyty ale w trakcie seansu o tym w ogóle się nie myśli. Duży szacunek dla Toma Hardy i Joela Edgertona za bardzo dobre role i kapitalne przygotowanie fizyczne i dla seniora Nolte za świetną kreację. Dobry film, łezka w oku w finale. Czego chcieć więcej? 8/10
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [100%] Spłacić kredyt [60%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
EkhemVoo pisze:Ze wszystkich sportów walki chyba tylko boks dostąpił zaszczytu bycia tematem (i to częstym) poważnych dramatów sportowych,
#sgk 4 life.
- Voo
- Stary Człowiek, A Może
- Posty: 6417
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
- Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Elisabeth Shue grała w Karade Kid? Hehehe.
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [100%] Spłacić kredyt [60%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
- Voo
- Stary Człowiek, A Może
- Posty: 6417
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
- Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Ja bym powiedział - dokopał mi.
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [100%] Spłacić kredyt [60%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
- Counterman
- Waniaaa!
- Posty: 4016
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 19:07
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Voo nie zabieraj chleba (suchego) Żaby!
IRON MAIDEN are KINGS
"Jedynym właściwym stanem serca jest radość" Terry Pratchett R.I.P.
"errare humanum est" - i nie zapominajcie o tym.
"Jedynym właściwym stanem serca jest radość" Terry Pratchett R.I.P.
"errare humanum est" - i nie zapominajcie o tym.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
300: Początek imperium (300: Rise of an Empire) - 300 Zacka Snydera to ciekawy eksperyment filmowy. Komiks przeniesiony na ekran niemal z dokładnością kadru. Nie zachwycił mnie ponad miarę, oglądało się w miarę. Druga część jest dowodem na to, że pierwsza to była ładna, ale jednorazowa sztuczka magiczna.
Nie chcę w chodzić w detale, bo nie ma sensu rozkładać Początku imperium na czynniki pierwsze. Nie ma w zasadzie o czym pisać. Główny bohater - Temistokles - nie ma ćwierci tej charyzmy co Leonidas. Nic dziwnego, wszak jego kumplem jest Smutny Pan Jezus. Eva Green jako Artemizja bardzo chce wypaść groźnie i robi straszne miny, ale wygląda jak nastolatka pizgająca focha na rodziców, którzy jak zawsze niczego nie rozumieją. Sceny bitew są obraźliwe dla zdrowego rozsądku. Wiem, że konwencja nie jest realistyczna, ale w jedynce były przynajmniej sensowne okoliczności. Wąskie przejście, łatwe do zablokowania przez małą grupę. Tu bitwy morskie wyglądają cudacznie. Persowie rzucają niepoliczalne siły na 10 Greckich okrętów, a potem bitwa wygląda jakby stosunek sił był 1 do 1. To i tak nieźle, bo miałem wrażenie po scenach odpraw przed bitwą, że obrońców Hellady jest dosłownie dwudziestu.
Sequel to marna próba powtórzenia sukcesu jedynki. Niestety, nie da się dwa razy zaskoczyć tym samym. Jest nudno, bez pomysłu i bez polotu. Tak naprawdę dobrze ogląda się tylko ostatnią bitwę i scenę zbliżenia głównych bohaterów. Nie miałem pojęcia, że Eva Green ma tak zniewalający biust. Końcowa ocena to suma. Dwa punkty za bliźniaki panny Green, dwa za całą resztę. Jak ktoś chce zobaczyć najważniejsze - polecam "wyguglać" scenę seksu i ostatnią bitwę. Poza tym nie ma tu nic wartego uwagi. 4/10
http://zabimokiem.pl/300-2-czyli-w-sumie-600/
Nie chcę w chodzić w detale, bo nie ma sensu rozkładać Początku imperium na czynniki pierwsze. Nie ma w zasadzie o czym pisać. Główny bohater - Temistokles - nie ma ćwierci tej charyzmy co Leonidas. Nic dziwnego, wszak jego kumplem jest Smutny Pan Jezus. Eva Green jako Artemizja bardzo chce wypaść groźnie i robi straszne miny, ale wygląda jak nastolatka pizgająca focha na rodziców, którzy jak zawsze niczego nie rozumieją. Sceny bitew są obraźliwe dla zdrowego rozsądku. Wiem, że konwencja nie jest realistyczna, ale w jedynce były przynajmniej sensowne okoliczności. Wąskie przejście, łatwe do zablokowania przez małą grupę. Tu bitwy morskie wyglądają cudacznie. Persowie rzucają niepoliczalne siły na 10 Greckich okrętów, a potem bitwa wygląda jakby stosunek sił był 1 do 1. To i tak nieźle, bo miałem wrażenie po scenach odpraw przed bitwą, że obrońców Hellady jest dosłownie dwudziestu.
Sequel to marna próba powtórzenia sukcesu jedynki. Niestety, nie da się dwa razy zaskoczyć tym samym. Jest nudno, bez pomysłu i bez polotu. Tak naprawdę dobrze ogląda się tylko ostatnią bitwę i scenę zbliżenia głównych bohaterów. Nie miałem pojęcia, że Eva Green ma tak zniewalający biust. Końcowa ocena to suma. Dwa punkty za bliźniaki panny Green, dwa za całą resztę. Jak ktoś chce zobaczyć najważniejsze - polecam "wyguglać" scenę seksu i ostatnią bitwę. Poza tym nie ma tu nic wartego uwagi. 4/10
http://zabimokiem.pl/300-2-czyli-w-sumie-600/