Pierwszy raz w kinie byłem - podobno - na Niekończącej się opowieści. Piszę podobno, bo tego nie pamiętam. To musiał być chyba 1986. Miałem trzy lata. Niby mama mnie nauczyła czytać jakoś mniej więcej jak miałem 3 i pół roku, ale to było takie dukanie i po prostu nie ma takiej opcji, żebym był w stanie nadążać z napisami. To jest w każdym razie wersja, której się moi rodzice trzymają, więc ją dla porządku podaję
Pierwszy film, na którym byłem w kinie i który doskonale pamiętam to Batman. Ale nie byłem na żadnej wycieczce szkolnej (jeszcze chodziłem do zerówki), tylko razem z tatą. Ależ ten film była zarąbiaszczy. Pamiętam, że poszedłem na niego jakoś stosunkowo późno (leciał w kinach kilka miesięcy), i chciałem obejrzeć go po raz drugi, ale już go zdjęli z repertuaru. Powiem Wam szczerze, Batman odcisnął na mnie niemałe piętno
![:) :)](./images/smilies/1.gif)
Rodzice zaczęli mi kupować komiksy o superbohaterach (jakoś w tym samym czasie pojawiło się wydawnictwo TM-Semic), miałem też swoją ulubioną czapkę z logo nietoperza... No i bodaj w kwietniu 1990, podczas wyjazdu do Krynicy Górskiej, bawiłem się z kuzynem w Batmana i zbiegając z górki przydzwoniłem w drzewo, wybijając sobie zęba (na szczęście mleczaka). Good times...
Pierwszy film na jaki poszedłem ze szkoły to był chyba Beethoven. Nic z niego nie pamiętam, poza tym, że jest o psie.
Za to świetnie zapamiętałem film na jaki poszedłem w ramach szkolnej wycieczki w trzeciej klasie podstawówki. Powiedzmy, że ktoś nie sprawdził ograniczeń wiekowych. Cycki były.
https://www.youtube.com/watch?v=hWbErpqtSHg
SithFrog pisze:I to przekonanie, że po słabym Ep1 NA PEWNO będzie lepiej. Po seansie siedziałem razem z kumplem jeszcze chyba 10 min w jeden pozycji. Kompletne odrętwienie. A jacyś ludzie wstali na napisach i... klaskali? Kumacie to?
Dla mnie Mroczne Widmo było o wiele bardziej dobijającym przeżyciem, bo byłem na seansie w pełni trzeźwy i świadomy. Na Atak Klonów poszedłem za to z bardzo atrakcyjną koleżanką i w stanie, który sprzyjał polewaniu z niemal każdej sceny. Na czele z tą, kiedy Anakin, spocony, jęczy i miota się w łóżku wzywając swoją mamę
![:) :)](./images/smilies/1.gif)
Z kolei Zemstę Sithów obejrzałem na premierze, o północy. Ale że poszedłem z kolegami ze studiów, to byłem już tak "zrobiony", że dobrze, iż nie puściłem pawia przy pierwszych scenach.
Sorry, że psuję nostalgiczny temat takimi komentarzami, ale to może być niezły sposób na ominięcie rozczarowania kolejnymi częściami Gwiezdnych Wojen. Na premierę zawsze bierzcie jakieś środki psychoaktywne.