Ja z racji nocnego trybu życia czasem łapie się na końcówki spotkań. Wczoraj było szaleństwo, aż 11 bramek w dwóch spotkaniach i wlaściwie same niespodzianki - Boliwia ograła Ekwador, a stawiane w roli faworyta turnieju Chile nie dało rady Meksykowi, który przysłał praktycznie drugi garnitur.
Dotychczas rzuca się w oczy przede wszystkim nieefektywność największych gwiazd światowej piłki uczestniczacych w turnieju - zarówno Vidal, czy James (sensacyjna porazka Kolumbii z bardzo fajnie grająca Wenezuela) starają się udźwignac ciężar gry na swoich barkach, ale niewiele z tego wychodzi.
Właściwie tylko Neymar stanął na wysokości zadania, w ostatnich minutach przepychając zwycięstwo Cannarinhos nad Peru fenomenalną asystą do Douglasa Costy.
Niemniej, otwarcie przyznaję, że Copa America oglądam regularnie od 1999 roku i ten turniej stał się jednym z moich ulubionych - głównie ze względu na wizualną przyjemność z oglądania, brak kunktatorstwa (no, chyba że gra Paragwaj
![;) ;)](./images/smilies/2.gif)
![;) ;)](./images/smilies/2.gif)