Król wyjęty spod prawa


Król wyjęty spod prawa

Outlaw King

Średnia ocena: 8

Voo2018-12-18 16:57:35




Nie da się, nawet w krótkiej recenzji, nie wspomnieć o związku z "Braveheart" Mela Gibsona. Fabuła filmu Davida Mackenzie zaczyna się krótko przed pojmaniem Williama Wallace'a i opowiada o dalszym ciągu walki Szkotów o niepodległość. Wychodzi na to obie produkcje mogą stanowić niezły pomysł na filmowy maraton. Ta nowsza w tym zestawieniu wypada na mniej hollywoodzką i chyba na nieco bardziej staranną i realistyczną pod kątem historycznym. Szkoci nie paradują w wymyślonych 300 lat później kiltach, nie malują twarzy i nie mieszkają w ziemiankach. Co ciekawe, to jak na produkcję telewizyjną (można tak pisać o pełnometrażowych filmach Netflixa?) "Król..." jest zrealizowany z zaskakującym rozmachem i starannością, czego najlepszym dowodem jest efektowny prolog nakręcony w jednym długim ujęciu albo przynajmniej sprawiający takie wrażenie. Widać i czuć, że w ten film włożono kasę, serce i pomyślunek, dzięki czemu udało się twórcom uzyskać u widza wrażenie "podróży w czasie". Przynajmniej u mnie Oczywiście nie obyło się bez filmowych uproszczeń i przerysowań. W tym wydaniu nieszczęsny Edward II jest zakompleksionym psychopatą, własnoręcznie mordującym buntowników. Robert de Bruce dla odmiany troszczy się o lud, pozwala służbie bawić się na własnym weselu a jego żona osobiście broni szkockich młodzików przed przymusowym werbunkiem. Ok. Niech będzie.
Niestety najsłabszym a może i jednym słabym, poza wspomnianymi uproszczeniami, elementem filmu jest... Tak, muszę to napisać - Chris Pine. Ten przystojny mężczyzna o smutnej twarzy znakomicie prezentuje się w kostiumie ale pomysłu na króla Roberta nie miał. Może swoje dołożył albo raczej nie dołożył scenarzysta, nie wiem. Pine zagrał w taki sposób, że nic nie tłumaczy co właściwie było powodem, dla którego ludzie za de Brucem poszli. Sprawia wrażenie człowieka, którego poniosła historia, zresztą zupełnie jak w filmie Gibsona. A przecież nie mogło tak być skoro "Waleczne serce" to tak naprawdę on, a nie Wallace.
Pomimo tego muszę przyznać, że Netflix pozytywnie mnie zaskoczył a równie solidnego filmu historycznego nie widziałem od bardzo dawna.

8/10