Spartakus


Spartakus

Spartacus

Średnia ocena: 8

Pquelim2017-08-09 15:10:06




Fabuła “Spartakusa” jest archetypiczną opowieścią o walce z systemem. Opowiada o powstaniu wśród niewolników – głównie gladiatorów w starożytnym Cesarstwie Rzymskim oraz próbach jego stłumienia przez stolicę. Akcja rozgrywa się dwutorowo – z jednej strony portretowana jest zbiorowa walka jednostek o godność życia ludzkiego (tam świetnie sprawdza się Kirk Douglas oraz jego romantyczny wątek z Jean Simmons). Drugą osią fabularną są rozgrywki polityczne na forum skorumpowanego rzymskiego Senatu, ilustrujące jego bezsilność wobec zagrożeń oraz partykularne interesy jednostek, stawiane ponad dobro narodu. Film jest mądry i wyrazisty, a jednowymiarowość większości postaci niespecjalnie mi w nim przeszkadzała – zamysłem scenarzysty nie było bowiem tkanie traktatów filozoficznych, a zderzenie dwóch ogromnych sił (społecznej i politycznej) oraz operowanie na emocjach widza.

Scena, w której wszyscy uczestnicy powstania niewolników jednoznacznie opowiadają się za swoim wodzem, przeszła do historii kinematografii i była wielokrotnie cytowana i parafrazowana w innych dziełach kultury. Jest ona prostym (i przez to poruszającym) manifestem idei wyzwolenia z okowów, którą walczące ze sobą siły pojmują w zupełnie inny sposób. Deklaracja “I’m Spartakus” jest dla niewolników niczym innym, jak deklaracją wolności, namacalnym wypowiedzeniem nadziei na lepszy los, wolny od okowów ciemiężycieli. Rzymscy legioniści traktują ją jako solidarność z buntownikiem. Dla Rzymu bohater filmu jest solą w oku, ale tylko jednym ziarnem – nie dostrzegają idącego za nim ducha całego ludu niewolników. Rzym traktuje rebelię jako wybryk jednostki, którą – w celu rozwiązania problemu – wystarczy po prostu zdeptać.

“Spartakus” jest filmem monumentalnym, gatunkowo bardzo zbliżonym do “Ben-Hura”. Dominują w nim ogromne przestrzenie, w jakich był realizowany – m. in. w Dolinie Śmierci w Newadzie. W szczytowym momencie w niektórych scenach możemy zobaczyć ponad 8 tysięcy statystów – hiszpańskich żołnierzy – tworzących armię buntowników. Jest też filmem rozległym – trwa ponad 3 godziny (zawarto w nim dwie intermisje), a na półkach sklepowych można znaleźć również jego sześcioczęściową, serialową wersję. Obejrzenie “Spartakusa” w dzisiejszych czasach jest wciąż doświadczeniem niecodziennym – to imponująca pod względem realizacyjnym epopeja, której punkty kulminacyjne chwytają za serce, angażują w wydarzenia i każą z całych sił kibicować niepokornym rebeliantom. To również wycieczka w zupełnie inne czasy kinematografii. Kinematografii realistycznej, prawdziwej, niezapchanej efektami CGI, które współcześnie stanowią główne narzędzie do imitowania epickości. W “Spartakusie” nikt nie imitował, wszystko zostało stworzone materialnie i od podstaw.

Imponująca jest również oprawa muzyczna, za którą odpowiadał Alex North. Kompozytor został sześciokrotnie nagrodzony przez Akademię Filmową, liczby nominacji nawet nie ma sensu tutaj przytaczać (starczy informacja, że za “Spartakusa” też dostał). Do nagrania ścieżki dźwiękowej zgromadził on oryginalne, lub odtworzone na podstawie oryginalnych opisów, instrumenty używane w czasach Cesarstwa Rzymskiego. Efekt jest oczywiście piorunujący. Podobnie jak to miało miejsce w “Ben Hurze”, muzyka efektywnie wzmaga wrażenie monumentalizmu dzieła filmowego, umiejętnie współgra z poszczególnymi scenami, a jej realizacja odzwierciedla kubrickowską dbałość o wszelkie detale. Dzisiaj jest uznawana i umieszczana na listach najwybitniejszych soundtracków w historii Hollywood.

“Spartakus” pojawił się w kinach w 1960 roku i odniósł kasowy sukces, korzystając nieco na fali popularności wielkich superprodukcji w USA, zapoczątkowanej przez “Ben-Hura”. Film zebrał na planie prawdziwą plejadę gwiazd kina – główną rolę zagrał oczywiście Kirk Douglas, a w jego rzymskiego antagonistę wcielił się Lawrence Olivier. Piękna Jean Simmons została kochanką Spartakusa, natomiast Peter Ustinov – za rolę rzymskiego senatora oddanego demokratycznym ideom – otrzymał Oscara w drugim planie. Produkcja spotkała się z pozytywnym przyjęciem krytyków, w dość istotny sposób wpłynęła również na stabilizację kierunku, w jakim gatunek epickich filmów historycznych podążał w późniejszych latach.

Poza wymiernymi wpływami dla studia, “Spartakus” dostał również sześć nominacji oscarowych, a statuetki otrzymał – poza wspomnianym Ustinovem – za zdjęcia, choreografię i kostiumy. Z punktu widzenia kariery Stanleya Kubricka był to z pewnością milowy krok naprzód – jeżeli wcześniej, po “Ścieżkach Chwały” wiele drzwi uchyliło się przed młodym reżyserem, to sam fakt, że “podołał” realizacji kasowego hitu z plejadą hollywoodzkich gwiazd spowodował, że wrota wielkiej kariery stanęły przed nim otworem. Szkoda tylko, że nieporozumienia i kłotnie w okresie produkcji skończyły się zerwaniem stosunków z dwoma tak ważnymi jednostkami dla kina – ani Kubrick, ani Douglas, nigdy później nie spotkali się na planie filmowym.

8/10