Deadpool


Deadpool

Średnia ocena: 7.89

Peterpan2016-02-12 23:20:22



Trailer był minimalnie lepszy To byłaby najkrótsza recenzja, ale nie byłaby uczciwa. Film jest fajny, szybki, trzyma w napięciu i zaskakuje. Ryczeliśmi razem z salą momentami ze śmiechu. Tylko że jednocześnie miałem za duże oczekiwania przy takim hypie. Nie czytałem komiksów, Deadpoola znam tylko z opowieści w sumie. I nie wiem czy bohater powinien być właśnie taki. Zabił mnie totalnie wątek romantyczny, zwłaszcza w końcówce. Nie wiem do końca co o nim myśleć - czy to zamierzona autoironia, bo moim zdaniem tylko w tym jednym momencie film był zbyt kiczowaty. Bo Deadpool kiczowaty jest. I przez większość czasu bardzo ładnie na krawędzi kiczu balansuje, poza tym jednym nieszczęsnym wątkiem. Świetnie dobrana jest muzyka. I aktorsko jest wystarczająco na ten rodzaj filmu. Poza tym - cały film poza tym jednym wątkiem jest jak swój trailer. Jeżeli spodobał ci się - spodoba ci się i film.
Suma sumarum bawiłem się bardzo dobrze.

7/10

Larofan2016-02-14 11:40:03




Ubawilem sie setnie - bez orgazmow wprawdzie ale na pewno taki pastisz na filmy o superbohaterach sa potrzebne. Momentami humor w stylu 'dick'n'fart jokes' jest prostacki jak z amerykanskich komedii dla gimnazjalistow ale ogolnie smieszy. Retrospektywna konstrukcja troche meczy.. mnie przynajmniej, ale ogolnie nie utrudnia odbioru. Skupilem sie na wadach ale film jako tako jest bardzo godny polecenia +1 za niewidoma wspollokatorke bohatera

9/10

Alexandretta2016-02-16 11:21:11



Film utrzymany jest w konwencji parodii filmów o superbohaterach, z którymi Deadpool nie ma nic wspólnego. Jest gadatliwym, kompletnym dupkiem z przerośniętym ego.
Całość nasycona jest nisko latającymi, czerstwymi i niewybrednymi żartami. Bohaterowie nie przebierają w słowach. Są cycki.
Już sama czołówka, utrzymana w konwencji scen wydartych z kart komiksu, zapowiada że twórcy filmu mają duży dystans zarówno do swojego dzieła jak i siebie samych. I bardzo dobrze, bo ile można oglądać przesiąkniętych patosem kolesi ratujących świat? Tu dostajemy solidną parodię wszystkich powyższych, z licznymi nawiązaniami do innych filmów (a także seriali).
W pełnym rozkoszowaniu się filmem przeszkadzało jedynie słabe miejscami tłumaczenie żartów, które – powiedzmy sobie szczerze – nie stanowiły wyzwania językowego.
Film mi się podobał. Jasne, było parę rzeczy, do których można by się przyczepić, ale żadna nie psuła odbioru filmu, więc pomijam. To ma być proste kino rozrywkowe na piątkowy wieczór, i w tej kategorii sprawdza się bardzo dobrze.

8/10

SithFrog2016-02-20 11:19:07


- Zwiastuny były zachęcające, ale zawsze mam wtedy z tyłu głowy pytanie czy nie dali najlepszych momentów w trailerze czy w klipach genialnej akcji promocyjnej. Nic z tego, Deadpool rządzi! Mamy ledwie luty, a nie wyobrażam sobie, żeby powstał w tym roku lepszy film na podstawie komiksu. Pamiętacie Strażników Galaktyki i scenę, w której Starlord tańczy w ruinach jakiejś budowli używając kosmicznego szczura jako mikrofonu? W Deadpoolu w podobny sposób działają początkowe napisy. Pokazują widzowi wprost: tak wyglądać będzie ten film, taki ton mu nadajemy już w pierwszej scenie, taki mamy dystans. A owych napisów nie powstydziliby się ludzie ze Screen Junkies, twórcy Honest Trailerów. W tym momencie wchodzimy w nastrój totalnego absurdu, który skończy się dopiero po wyjściu z kina.

Popaprany, arogancki i wyszczekany eks-komandos - Wade Wilson - poznaje prostytutkę Vanessę. Zakochują się w sobie. Po jakimś czasie on dowiaduje się, że ma zabójczą odmianę nowotworu. Godzi się na tajemniczą terapię zaproponowaną przez podejrzanego typa. Eksperyment kończy się całkowitym wyleczeniem i bonusem - Wilson staje się nieśmiertelny. Problem w tym, ze jednocześnie jego skóra na całym ciele wygląda jak powierzchnia zgniłej pomarańczy. Wade postanawia dorwać winnych tego obrotu spraw i zmusić ich do odwrócenia skutków ubocznych zanim znów stanie przed Vanessą.

Dwie najważniejsze rzeczy: ograniczenie wiekowe i bezpretensjonalność. Doczekaliśmy się kolejnego komiksowego filmu dla widzów dorosłych. Są cycki, gołe tyłki, rozbryzgujące się mózgi i odcinane kończyny. Wszystkie te atrakcje mają uzasadnienie. Nikt tu nie wrzuca golizny ani przemocy na siłę. Twórcy od początku do końca byli świadomi jaki film chcą zrobić. Dowcip pogania tu dowcip, często tytułowy bohater przełamuje tu tzw. czwartą ścianę i zwraca się bezpośrednio do widzów. Pojawia się masa żartów z popkultury ze szczególnym uwzględnieniem branży filmowej (budżety, Liam Neeson, 127 godzin) i filmów na podstawie komiksów (żart "McAvoy czy Stewart?" przyprawił mnie o skurcz przepony). Na tym nie koniec. Wilson drze łacha i z samego siebie w sensie kinowym (poprzednie, dramatycznie słabe wcielenie w Wolverine: Geneza) i z samego siebie w sensie rzeczywistym (czyli z aktora Ryana Reynoldsa, odtwórcy tej roli i tu i w Wolverine: Geneza). A to jedynie czubek góry lodowej.

Co mi się podobało najbardziej? Umiejętne pogodzenie klimatu z prostą, ale wciągającą historią. Mimo żartów, żartów w żartach i żartów w przerwach między żartami jest też kilka momentów, które budzą empatię i angażują emocjonalnie. Uwierzyłem w miłość dwójki wykolejeńców, uwierzyłem w ich dramat. Wilson rzadko, bo rzadko, ale bywa zwyczajnie wkurwiony i nagle żarty się kończą. Na plus zaliczam też kameralność fabuły. Nikt nie ratuje tu świata, nie odpiera inwazji z kosmosu, nie zdobywa artefaktu w kształcie broszki nieskończoności. Chodzi tylko o miłość i starą, dobrą zemstę. Gdyby rozłożyć film na czynniki pierwsze - wszystko jest tu zrealizowane prostymi środkami, ale tak sprytnie, że idealnie składa się w imponującą całość.

Powiedzieć, ze Ryan Reynolds zrehabilitował się za Wolverine: Geneza (który słabym filmem był) to jak nic nie powiedzieć. Facet jest stworzony do grania tej roli. Coś jak Downey Jr. jako Iron Man czy McKellen jako Gandalf. Zresztą, on nie gra Deadpoola, on jest Deadpoolem. Pozostali aktorzy dają radę. Prześliczna Morena Baccarin wygląda obłędnie i gra nietuzinkową dziewuchę. Ed Skrein jest przekonywającym antagonistą chociaż szału nie ma, jak to u Marvela. Na minus zaliczam Ginę Carano jako "strongwoman", pomagierkę głównego złego. Nie mówi wiele i strzela kilka min, ale robi to tak, że producenci Klanu już wysyłają faksy z zapytaniem o dostępność w najbliższym czasie.

Deadpoola obejrzę jeszcze wiele razy. Nie tylko dlatego, że tak cholernie mi się podobał. Jest jedna scena w barze dla typów spod ciemnej gwiazdy, najemników i innego tałatajstwa prowadzonym przez przyjaciela Wilsona. Na tablicy są nazwiska mniej lub bardziej znanych ludzi, a także bywalców baru i zakłady na to, który pierwszy wyciągnie kopyta. Oczywiście jest tam sam Wilson, ale zauważyłem też Charliego Sheena... Jestem pewien, że takich smaczków jest dużo, dużo więcej. Nie mogę się doczekać, żeby odkryć je wszystkie. A tymczasem wszystkim polecam wizytę w kinie. Miła odmiana po tych wszystkich nadętych filmach komiksowych przeznaczonych dla 10-latków. Deadpool rozsiadł się na tronie i nie wiem czy którakolwiek z zaplanowanych na ten rok komiksowych adaptacji będzie w stanie go strącić. Hail to the king!

9/10

Ptaszor2016-02-21 20:15:10



Marny post-postmodernizm w filmie o superbohaterach, pastisz, zabawa formułą, można żonglować tymi pojęciami, jak Deadpool żongluje konwencjami. Interesujące, ale po dłuższym obcowaniu powoduje senność. Po Antmanie i Guardians of the Galaxy mam rozumieć, że w tą stronę będzie szło kino o superbohaterach. Oby nie spowodowało to odruchu wymiotnego. Na brak historii nie narzekam, właściwie motyw zemsty bardziej oklepany być nie mógł. Jedyne do czego mogę się przyczepić, to że film nie był aż tak obrazoburczy i odjechany, jak można się było spodziewać. Dialogi wygładzono, żeby nie obrażać mniejszości. Scena seksu, o której mówił Reynolds nie była aż tak pikantna. W zasadzie jedyny raz, w którym zobaczymy cycek na ekranie, zdarza się podczas walki. A i tak jest ocenzurowany! Dajcie mi film prawdziwie niepoprawny politycznie, a nazwę go Deadpoolem. Jeden gruby Gandalf niczego nie zmienia. Jasne, uśmiałem się w kilku momentach, ale kilka dowcipów i mrugnięć arcydzieła nie robi.

6/10

DaeL2016-02-23 15:30:35


- A może Kapitan Deadpool? Nie, tylko Deadpool. Czy film jest jakimś arcydziełem? Zdecydowanie nie. Czy to najlepszy film o superbohaterach? Nie sądzę. Ale śmiałem się więcej niż na Strażnikach Galaktyki i Ant-Manie. Ba, śmiałem się więcej niż na jakiejkolwiek komedii z ostatnich lat. Po tekście o tym kto odtwarza rolę Profesora X ledwo się pozbierałem. I niech to wystarczy za rekomendację.
Ocena:

8/10

Counterman2016-02-25 12:48:16




Powiem wprost - na ten film trzeba chcieć iść. Trzeba wiedzieć o co biega, trzeba mieć konkretne oczekiwania. Można pójść nie wiedząc nic i nadal się dobrze bawić, ale to po prostu NIE BĘDZIE TO SAMO. Moja opinia jest opinią fana, który jarał się jak burdel na kółkach przed seansem.
Film jest wszystkim co oczekiwałem. Nie udało się autorom przenieść w 100% klimatu Deadpoola, ale byli cholernie blisko. Jest humor po bandzie, są krew i flaki, są fajne cycki (w rozsądnych ilościach). Ilość szczególików przewijających się w filmie jest kosmiczna i świetnie oddaje absurdalny humor postaci.
Dla mnie bomba. Dostałem dokładnie to co chciałem. Odejmuję jeden punkt, bo dosłownie 10 minut filmu jest dla mnie zbędna. Ale to tyle, reszta jest bombowa.

9/10

Pquelim2016-03-08 09:23:56



Okazało się, że to jednak ja sam dałem się wrobić w clever marketing.
Film jednak jest komedią romantyczną skrojoną pod Walentynki.
Uśmiałem się kilka razy, kilka razy strzeliłem facepalma.
Nie znam komiksu, nie wiem na ile to jest wierne oryginałowi, ale nie spodziewałem się że będzie aż tak cukierkowo i słodziutko. Nawet nie zapamiętałem jaki był główny wątek fabularny, oprócz tego, że Ryan Reynolds wstydził się pokazać twarz przed ukochaną.
Z jednej strony kawał dobrej zabawy, z drugiej strasznie wieje komercyjną szmirą. Uśredniając wychodzi przeciętnie, ale daję bonus za całkiem sympatycznego głównego bohatera.

7/10

Crowley2016-09-05 23:30:36




Krótko: zarąbista komedia dla popkulturożerców i niezobowiązujące kino z latającymi kończynami. Podobał mi się pomysł i dystans, podobali mi się główni bohaterowie, podobało mi się szaleństwo i rynsztokowy humor, czy wreszcie duża ilość mrugnięć okiem i nawiązań do innych filmów. Podobała mi się wreszcie prosta historia, która ma ręce i nogi.
Nie podobało mi się pięć rzeczy. Po pierwsze TRAGICZNE efekty komputerowe. Poziom Spider Mana 3 mniej więcej. Szok, że to przeszło przez kontrolę jakości. Po drugie Colossus i Sinead O'Connor. Po co oni w ogóle byli w tym filmie? I dlaczego byli tak beznadziejni? Ok, Colossus brał udział w najśmieszniejszej scenie z łamaniem kończyn ale poza tym? Chyba że chodziło o to, żeby Gina Carano ze swoją kwadratową grą nie raziła tak mocno na tle reszty obsady. To jest rzecz trzecia. Ten babochłop przypominał mi Xenę, ale poziomem aktorstwa bliżej jej do wersji z pornoparodii niż z oryginału. I wreszcie po czwarte część odniesień, o których wspominałem, wydała mi się wciśnięta na siłę. Przykładowo początkowo dialogi między Wadem a Vanessą były super, ale od pewnego momentu chodziło tylko o to, żeby wcisnąć do nich jakiś tekst, który tylko geek zrozumie. I wreszcie sama końcówka z tymi żołnierzami z bronią maszynową, starym lotniskowcem i ratowaniem damy z potrzasku było strasznie sztampowe i nudne. Mógł mu po prostu wsadzić granat w spodnie, czy coś w tym stylu.
W każdym razie ubawiłem się świetnie, a plusy zdecydowanie przesłoniły mi minusy.

8/10