Wojciech Mann - RockMann, czyli jak nie zostałem saksofonistą


Wojciech Mann - RockMann, czyli jak nie zostałem saksofonistą

Średnia ocena: 6

Voo2015-09-30 19:54:16




Wypadałoby zacząć od historii jak to wychowałem się na Trójce i radiowych audycjach Manna. Niestety tak naprawdę to nigdy nie przepadałem za słuchaniem radia a i teraz robię to tylko w samochodzie. Mann był więc dla mnie zawsze jajcarzem z kamienna twarzą z tych wszystkich zakręconych i kultowych do tej pory programów telewizyjnych. Książkę przeczytałem bo dosłownie wpadła mi w ręce i akurat nie miałem nic innego do roboty. Nie zawiodłem się jednak, bo napisana jest bardzo lekkim piórem, z humorem, wielkim dystansem do własnej osoby i osobistych dokonań. Mann skupia się na swoich związkach z muzyką jako dziennikarza, showmana, festiwalowego konferansjera, podróżnika a nawet tekściarza (o tym akurat nie miałem pojęcia). Ma co wspominać, bo w muzyczny światek wbił się już jako nastolatek, jeszcze w siermiężnej Polsce lat 60-tych, gdy bywał przewodnikiem dla zachodnich zespołów przyjeżdżających do Warszawy na koncerty. Niewielu może o sobie powiedzieć, że piło wódkę z The Animals. Siłą rzeczy jego pełne anegdot wspominki to także niezły obrazek dawnej Polski i zachodzących w niej najpierw powolnych a potem gwałtownych przemian. Wyobrażam sobie, że książka będzie szczególnie atrakcyjna dla tych ludzi, którzy pamiętają "tamte" czasy i czytając to uśmiechają się pod nosem ze zrozumieniem i w ogóle lubią takie wspominki z czasów biedy i głupoty. Kiedy np. smarowało się zajechaną płytę gramofonową tłuszczem, żeby pożyła jeszcze chwile i dało się ja opchnąć jakiemuś frajerowi. Z drugiej strony nikomu nie zaszkodzi poczytać o tym jak radzili sobie ludzie w czasach gdy nie było niczego i np. pasja muzyczna wymagała olbrzymich wyrzeczeń. Jak sobie radzili i gdzie zaszli bo trzeba przyznać, że Wojciech Mann to od lat prawdziwa instytucja. To co nie pozwala mi ocenić tej książki wyżej to fakt, że przeczytałem ją w kilka godzin i ukończyłem z uczuciem wielkiego niedosytu. Chciałbym więcej treści, więcej anegdot, więcej wszystkiego. Do tego może bardziej uporządkowanej formy i jakiejś głębszej myśli na koniec, bo książka kończy się dosłownie ni z gruchy ni z pietruchy, zaskakując tym faktem czytelnika.

6/10