Przemysław Semczuk - Maluch. Biografia


Przemysław Semczuk - Maluch. Biografia

Średnia ocena: 8

Voo2014-12-28 21:57:04




Ostatnio gdzie się nie spojrzy, tam PRL. Wcale nie rozliczeniowo, tylko sentymentalnie i wspominkowo. W księgarniach pełno książek, w kioskach modele samochodów, w telewizji na okrągło powtórki seriali z tamtych lat, strony w Internecie, nawet muzea powstają. Jak człowiek pogada z kimś kto pamięta komunę to zawsze się okaże, że tak, no co prawda było szaro i biednie ale wesoło i bez stresów i wszyscy pracę mieli i na wczasy za darmo jeździli i nikt nikomu nie zazdrościł, bo nie było czego. Nawet przemysł polski mieliśmy a teraz to nic. Może bym się na to wszystko nawet nabrał gdybym jednak tego czerwonego raju trochę nie pamiętał a śladów po nim w polskiej mentalności nie znajdował codziennie. Skoro sam o sobie myślę, że peerelem zainfekowany nie jestem to czemu właśnie piszę tę recenzję?

Nie pamiętam roku ale musiała to być pierwsza połowa lat 80-tych. Ojciec wrócił z bydgoskiej giełdy Fiatem 126p, kolor żółty, czy raczej prawidłowo - yellow bahama. Rocznik 1978, silnik 650 cm3, cena- jeśli dobrze pamiętam 220 tysięcy złotych. Żeby w dzisiejszych czasach zakup samochodu był takim niesamowitym przeżyciem jak dla mnie wtedy, ba - żeby był tematem przewodnim rozmów w całej kamienicy przez najbliższe dwa tygodnie to chyba trzeba by podjechać pod dom Ferrari. Nie, po namyśle - nadal nie byłoby to adekwatne porównanie. Maluch był mały ale ja również, więc spokojnie mogłem zasypiać leżąc na tylnej kanapie podczas podróży (przypomnę, że zarówno fotelikami jak i pasami bezpieczeństwa z tyłu wtedy nikt sobie głowy nie zawracał). Własny samochód był nam potrzebny do przeprowadzki bo rodzice właśnie dostali mieszkanie spółdzielcze na drugim końcu miasta. No i woził Maluszek nas z dobytkiem, dokonał tej przeprowadzki a potem służył jeszcze dzielnie przez kilka lat aż został wymieniony na Zastavę Mediteran.

Tyle mojego tłumaczenia się z samego faktu czytania tej książki i chęci jej recenzowania. 126p był dla Polaków tym czym wcześniej 500-ka dla Włochów, Garbus dla Niemców a Ogórek dla hippisów. Nie był po prostu małym samochodem. Był przedmiotem, który zmienił życie milionów ludzi. W książce pana Semczuka fajne jest właśnie to, że autor nie zanudza kwestiami technicznymi, które bez problemu można znaleźć w necie, tylko skupia się na kwestiach historycznych, politycznych a przede wszystkim społecznych. Mamy tu historię powstania FSM i rozwoju tej fabryki od poziomu manufaktury po przedsiębiorstwo produkujące dziesiątki tysięcy samochodów rocznie. Ileż problemów trzeba było rozwiązać i pokonać barier w zacofanym kraju. Wszystko to nałożone na tło historyczne, dojście do władzy Gierka, dla którego hasło o samochodzie dla każdego Polak było oczkiem w głowie. Są tu opisane kulisy podpisania umowy z Włochami, autor przypomina całą narodową dyskusję wokół wyboru właśnie włoskiej a nie np. francuskiej licencji. Opisuje jak trudno było 126p zdobyć a później naprawiać, serwisować itd. Dużo tu także peerelowskich absurdów, które może byłyby nawet śmieszne, gdyby tylko nie były prawdziwe. Za kolejnych dwadzieścia-trzydzieści lat będzie się takie historie czytało jak science-fiction, tak bardzo rzeczywistość tamtych lat była odległa od normalności. Rozczulają fragmenty artykułów z ówczesnej prasy, cała ta wizja gierkowskiej stabilizacji czyli mieszkanie 32 m2, pralka, meblościanka, telewizor i książeczka oszczędnościowa na Fiacika. Jest o podróżowaniu Maluchami, nawet dookoła świata, a co. Jest o kombinowaniu i załatwianiu. Są oczywiście ponure lata 80-te, bezpieka, procesy. Jest wreszcie budzące wątpliwości przejęcie FSM przez FIATA i wreszcie koniec Malucha. Autor płynie na sentymentalnej nucie ale wie kiedy przybić do brzegu i nie wybiela tamtych czasów. Dlatego książka mi się spodobała i dlatego uważam, że byłaby ciekawą lekturą dla "ukąszonych przez PRL" - dostaliby to co lubią czyli garść sentymentalnych wspomnień ale i kubełek zimnej wody na głowę. Opowieść o tym jak potrafiliśmy robić rzeczy wielkie (tzn. w tym akurat przypadku małe) a potem koncertowo wszystko spierd...ć.

Na szczęście sam Maluch był naprawdę fajny, na swój sposób udany i chyba najbardziej charakterystyczny z całej tej siermiężnej, demoludowej motoryzacji. Niemcy powiedzieliby pewnie, że Trampek ale co nas obchodzi niemiecka legenda, skoro mamy własną.

8/10