Godzilla 2014


Godzilla 2014

Średnia ocena: 6.86

Dragon_Warrior2014-05-18 00:58:38


Pierwszy raz od dawna nie zawiodłem się na tego typu produkcji. Naprawdę świetnie zaplanowana narracja pokazała, że wielkie potwory mogą wystąpić w czymś więcej niż tylko bezmyślnym teledysku. Obraz pokazany oszczędnie, z niezłym wyczuciem skupia się na swojej historii i jednocześnie wystrzega rażących błędów. Oparcie się na ludzkich i balansujących z nieznacznością bohaterach, pokazuje potęgę potworów dużo lepiej niż jakieś wydumane kategorie czy nieudolnie przedstawiane "parametry".Oczywiście wciąż dałoby się do czegoś przyczepić, ale film mimo wszystko zdaje się bronić na kilku poziomach jednocześnie. Bestie są ciekawe i świetnie wkomponowane, tak w scenariusz, jak i prezentowane z ich udziałem obrazy. Postacie są zagrane poprawnie a ich działania zdają się być wiarygodne, nawet jeśli czasem odbiegają od zdroworozsądkowych instynktów samozachowawczych. Zwyczajnie czuć, że bohaterów tworzy tutaj bardziej postawa i chęci niż faktyczny wpływ na przebieg fabuły... co jest zabiegiem równie ciekawym co skutecznym. Dźwiękowo film stoi również na świetnym poziomie. Kilka scen, jak choćby znany z trailera skok w ruiny miasta - naprawdę robi odpowiednie wrażenie, budując nastrój swoistymi pół statycznymi obrazami. Nie jest to może produkcja przełomowa, gdyż film poszedł ścieżką pseudo dokumentalnych produkcji wyznaczoną przez Projekt: Monster (Cloverfield) czy Monsters (Strefa X) jednak o tyle istotna, że pokazująca dobrą drogę, rozsądnego pożytkowania budżetu. Budżetu, który zafundował nie tylko efektowne walki olbrzymich potworów, rozsądną historię bohaterów, przeplecioną pomniejszymi ludzkimi epizodami, ale przede wszystkim okazał pewną dozę szacunku dla inteligencji swoich odbiorców.

8/10

Killashandra2014-05-18 23:14:48


Przede wszystkim świetne świetne świetne zdjęcia. Potwory walczące we mgle, skok ze spadochronu, opuszczone japońskie miasto itd. itp. Film kompletnie odcina się od poprzedniej amerykańskiej wersji Godzilli, która była zwyczajnie głupia.. i klimatyczne sięga do japońskich korzeni historii. Budynki się sypią, ludzie krzyczą, Godzira rzyga niebieskimi płomieniami. Cudo. Pierwsze 20 minut filmu ma pokazać, że teoretycznie fabuła związana z głównym ludzkim bohaterem, ale z biegiem akcji zaciera się to gdzieś i widz kibicuje kilkukrotnie powiększonemu w stosunku do japońskiego pierwowzoru Godzilli.. ja osobiście uroniłam nawet łzę na końcu, kiedy nie było wiadomo co z nim dalej. Film bardzo sympatyczny, lekki i przyjemny, a zarazem wbijający w fotel

9/10

Master of Muppets2014-05-19 22:06:16


Trailery trochę podkręciły oczekiwania, więc spodziewałem się po tym filmie czegoś więcej niż po takim, powiedzmy, Pacific Rim. Na pewno jest to film o klasę lepszy od kupowatej Godzilli z '98r. Tutaj mamy znacznie większy szacunek do materiału źródłowego, Japonia jest sercem wydarzeń i zanim ktokolwiek potwora nazwie po "hamerykańsku", wybrzmiewa dźwięczne, japońskie "GOOOJIRA". Zdjęcia zrobione ze smakiem, same potwory wyglądają świetnie, a rozpierducha, wiadomo, spektakularna. Za to jest kilka minusów: tekturowe postaci. Nie przywiązujemy się do nich, jak padają, to mamy to gdzieś. Mi bardziej szkoda było Godzilli, kiedy obrywała baty. Za to historia czasami zbyt nachalnie kładzie środek ciężkości właśnie na wątek ludzki, kosztem naparzania się gigantycznych stworów, a przecież o to tu chodzi Końcowa walka nadrabia, ale gdyby nie ona, byłoby oczko niżej.

7/10

SithFrog2014-05-20 21:05:16


- Wielka nadzieja fanów oryginalnej Godzilli rodem z Japonii. Recenzje czytałem pozytywne więc chyba się udało. Chyba, bo ja nigdy nie zachwycałem się tymi filmami, a amerykańska wersja z 1998 nawet mi się podobała. Po pierwsze miała genialny zestaw utworów na OST, a po drugie była efekciarska i jak na tamte czasy robiła ogromne wrażenie efektami i widowiskowością. Że miała durnowatą "hamerykańską" fabułę naznaczoną nieśmiertelnym patosem wujka Sama? No jasne! Tego właśnie oczekiwałem idąc do kina na ową produkcję. Wiem, zaraz wszyscy mnie zjedzą, bo tamten film to kaszana. Może i tak ale mi (i mojemu bratu jeśli mnie pamięć nie myli) się podobało. Sory, taki mamy klimat. Czasy się zmieniły, nowy rimejk podobno robiono z poszanowaniem dla oryginału. Przez jakieś czterdzieści minut byłem pozytywnie zaskoczony. Jaszczura pokazują częściowo albo wcale. Historia zaczyna się poważnym i mocnym akcentem. Jest dramatycznie i naprawdę zrobiło to na mnie wrażenie. Duża w tym zasługa aktora znanego przede wszystkim z serialu Breaking Bad - Bryana Cranstona - grającego rolę inżyniera elektrowni atomowych. Dramatyzm nieznacznie psuje koleś grający syna tegoż inżyniera. Wyraźnie odstaje i gra słabo, momentami tragicznie. Chyba Dwayne Johnson ma większy wachlarz min i gestów. Nieważne. Atmosfera gęstnieje, robi się poważnie. Ludzie giną. Sceny momentami wciskają w fotel.Potem następują ze dwa dziwaczne przejścia. Mamy jakąś akcję, coś się dzieje. Jest noc, żołnierze biegają, strzelają, stwory atakują bohaterowie są na krawędzi i... nagle mamy dzień. Już po zadymie. Nie wiadomo co się działo, nie wiadomo co się stało. Nic nie wiadomo. John Snow czułby się jak u siebie. Myślałem, że jakiś dialog choć trochę wyjaśni co to było. Nic z tego. Jedziemy dalej. Zupełnie rozwala to kompozycję i wybija z rytmu.To jednak nie jest główna wada nowej Godzilli. Ta jest taka, że po obiecującym wstępie film przestaje udawać, że ma być czymś innym niż Godzilla A.D. 1998. Robi się durnowaty i "hamerykański". Typowy film o potworach i dzielnych chłopakach próbujących, pod gwieździstym sztandarem, zatrzymać najeźdźców. Oczywiście tylko dla dobra swoich ukochanych. Śmiesznie się ogląda po raz ąętnasty jak amerykańska armia strzela do megazordów z procy, a żołnierze doborowych jednostek biegają chaotycznie jak bezgłowe kurczaki. Nie tego się spodziewałem dając się omamić tymi kilkudziesięcioma minutami dobrego wprowadzenia. Poza tym para bohaterów, która przejmuje pierwsze skrzypce to jakiś żart. O kolesiu wspominałem wyżej. Jego żona, grana przez bliźniaczkę Olsen, to takie samo drewno. Żal patrzeć. No cóż, dobrze żarło i zdechło. Zdarza się. Nie czyni to tegorocznej wersji jakimś słabeuszem. Co to to nie, rozrywka jest na dobrym poziomie i w kinie nie ma nudy. Szkoda tylko, że tak wyszło. Mogło być o klasę lepiej.Na osobne słowa zasługuje wygląd, sposób poruszania się, walki tak tytułowej bohaterki jak i całej reszty potworów. Spece od efektów specjalnych spisali się na medal. Godzilla jest wielka, na swój sposób piękna, kroczy jak przystało na swoją wagę i wygląda jak nowa, lepsza wersja oryginału z Japonii. To jeden z najjaśniejszych punktów, szkoda tylko, że jak z cukrem w cukrze: trochę jednak za mało Godzilli w Godzilli. Rozbawiło mnie też, że poza firmowym rykiem, znanym z poprzednich filmów, potwory porozumiewają się ze sobą za pomocą dubstepu. Bardziej to bawi niż daje jakikolwiek inny efekt ale może czegoś nie skleiłem. Miałem wrażenie, że gigantyczni bohaterowie dogadaliby się bez tłumacza z wszystkimi Transformerami.Na marginesie. Nie twierdzę, że to zasada albo, że Warszawa to zło. Ba, nawet lubię stolicę. Jednak takiego wsiurstwa i bydła dawno w kinie nie spotkałem. Jeśli w ogóle. A wierzcie mi, widziałem wiele. Co ciekawe seans na 14:30 i w środku tygodnia więc spodziewałem się pustej sali. Tymczasem ludzi sporo, na oko przynajmniej dwa-trzy kluby dyskusyjne. Część przyszła komentować sceny, część pośmiać się w gronie znajomych, a jeszcze inni w ogóle mieli w dupie film. Są tu żeby spędzić czas w gronie znajomych głośno sobie rozmawiając. Serce skradła mi za to para siedząca za mną, jedno miejsce w prawo. Na oko 20-kilka lat. Byli wprost oburzeni, że śmiałem poprosić ich grzecznie, żeby przestali kopać (użyłbym słowa napierdalać ale jestem kulturalny) w rząd, w którym siedzę. Przecież, że o co mi w ogóle chodzi, jak kopią nie w mój fotel. Nieważne, że wszystkie dookoła się telepią. W ogóle ciekawy zwyczaj. Kładzenie buciorów na zagłówki rzędu przed sobą. No nie ma co, powiało wielkim światem i Europą Zachodnią No i powtarzam, nie przypisuję tego Warszawie jako jakiejś standardowej praktyki. Pewnie tak trafiłem ale serio, stężenie chamstwa, buractwa i cebulactwa na m2 przebiło rozmiarem nawet Godzillę. To nie jest łatwe zadanie.Nie ma co dłużej biadolić. Źle nie jest, dobrze wcale. Ot, taki wakacyjny hit. Iść, obejrzeć, dobrze się bawić. Zapomnieć. Miałem nadzieję, że urwie mi tyłek, a tylko postraszyło i tylko przez niecałą godzinę. Trochę szkoda. P.S. Widziałem w 3D. Tradycyjnie można sobie trójwymiar odpuścić.

7/10

Crowley2014-08-23 14:43:06




Powinienem zacząć grać na wyścigach - pomimo świetnych trailerów przepowiadałem badziewie i nie myliłem się. Miała być nowa jakość, miała być rozpierducha na niespotykaną skalę, miał być efekt ŁAŁ. Może coś przegapiłem, bo przysypiałem z nudów ale nic z powyższego nie miało miejsca. To znaczy owszem, w porównaniu do faceta w gumowym kostiumie jaszczurki, przewracającego tekturowe domki postęp jest ogromny ale tylko w warstwie wizualnej. Poza tym film leży i kwiczy. Zamiast równania z ziemia metropolii mamy wielką ćmę, wielką jaszczurkę rzygającą niebieskim ogniem (to było spoko ) i wielką ni to ćmę, ni szympansa, które udają, że ze sobą walczą. Udają, bo najpierw przez godzinę nic się nie dzieje, potem chwilę powalczą i ni z tego ni z owego idą sobie do jułesej i tam znowu chwilę walczą. To co w międzyczasie robią ludzie jest tak niewyobrażalnie bezsensowne i głupie, że chyba się przeproszę z Pacific Rim. Tego się nie da opisać. Dodatkowy -1 punkt za aktora, grającego główną rolę. Czy to aby nie jakiś krewny Haydena Christensena?
Na plus niezłe zdjęcia ale w wielu momentach animacje komputerowe i komputerowo dorabiane tła były tak kiepsko zrobione, że prawie przypomniał mi się drugi Hobbit. Najlepsza była ta przewracająca się elektrownia na początku. Najpierw widok na miasteczko z dorobionymi w Photoshopie kominami a potem te same kominy składające się w idiotyczny sposób.

3/10

Pquelim2014-08-28 15:39:06



Wreszcie wpadł mi w łapska ten bezwzględnie idealny dokotletowiec, który w żaden sposób nie potrafił wyskoczyć poza granice miedzy ostatnim kęsem schabowego, a pierwszą łyżeczką deseru lodowego. Miało być pięknie. I tragicznie zarazem, bo oto wspaniały pierwszy trailer nadawał walce z atomowym monstrum wymiaru bardziej ludzkiego, a chowając głównego bohatera w oparach dymu zniszczonego San Francisco obiecywał znacznie więcej. Niestety, podczas projekcji okazuję się, ze trailer zawierał jedne z najlepszych ujęć. Natomiast urok potęgi i strach przed niewidocznym ulatuję dosyć prędko, bo po pierwszej scenie z przebudzonym monstrum dotarło do mnie, że to tylko sprawne oko za kamerą połączone ze współczesnym stylem filmowania, żadna tam rewolucja w opowiadaniu o Jaszczurze. Może to i dobrze? W najnowszej produkcji amerykanie całkowicie odcięli się od emmerichowskiej, śmiechu wartej wizji. Tym razem pochylili się nad dziedzictwem - najnowszy film zawiera niemalże wszystkie elementy konstytuujące japoński pierwowzór. Godzilla jest przerażający i sieje zniszczenie, a jednak wzbudza sympatię i dopuszcza się bohaterskich czynów. Chwilami już właściwie umiera, a jednak wciąż powraca nieśmiertelny i groźny. No i przede wszystkim - zachwyca wizualnie, wbijając się na szczyt mojej prywatnej listy komputerowych monstrów przedstawionych w filmach. Dźwięk rozstrojonego kontrabasu przyspiesza bicie serca i można go wreszcie, po kilkudziesięciu latach, uznać za doprowadzony do perfekcji. Z elementów wciaż bardziej ideologicznych - bardzo brutalnie potraktowano antynuklearną genezę tej historii, umiejętnie odwracając kota ogonem. Dzisiaj nikomu to już pewnie nie przeszkadza, ale twórcom pierwszych produkcji przyświecało przecież zupełnie inne światło. Zabieg ten, fabularnie (oczywiście na poziomie dokotleta) całkiem sprawnie spaja całą historię i czyni ją w miarę wiarygodną w ramach konwencji, jednak w perspektywie czasowej wydaje się zupełnie nieprzystający do całego "uniwersum".
A przechodzac do kolejnych wad konstrukcyjnych, to niewątpliwie wspomnieć trzeba o banalnym wątku miłosno-dramatycznym, jakby żywcem wziętym z telewizyjnych produkcji o "naszych chłopcach w Iraku" w ramach kina familijnego za Wielką Wodą. Aktorstwo w wykonaniu tego gościa faktycznie nie istnieje, ale już małżonkę to raczej będę chwalił za całkiem wiarygodną wersję matki, żony i kochanki. Bryan Cranston jest i tyleż jedynie mogę o nim powiedzieć, wciaż jeszcze nieoniesmielony i niezauroczony jego kreacją w Breaking Bad, którego nie oglądałem. Cała reszta filmu to popis techniki łaczącej kino katastroficzne z dziecięcymi marzeniami o nietekturowych pojedynkach Godzillii z resztą wesłoej ferajny. Byłem uknontentowany, aczkolwiek głowy przed twórcami nie pochylam. Well done.

6/10

Voo2016-10-08 18:51:18




Nie da się nakręcić mądrego filmu o potworach wielkości drapaczy chmur napieprzających się ogonami w centrum miasta. Jednak w ramach tego co było można, twórcy osiągnęli chyba wszystko. Jeśli pierwsze japońskie historie odpowiadały na lęki związane z wojną atomową to tutaj czuć echa Fukushimy, ataków na WTC i tsunami niszczącego Indonezję. Oczywiście film jest o wiele lepszy w tych momentach, gdy na ekranie wcale nie ma potworów i istnieją one tylko jako skryte w dymie lub mroku niejasne zagrożenie a znacznie słabszy gdy widzimy je w tytanicznych starciach. Nie ma w tym jednak nic dziwnego, to oczywistość znana od czasu "Szczęk". Podobał mi się poważny klimat tej historii, nie zawiodły mnie efekty a scenariusza nie zamierzam się czepiać bo to blockbuster o potworach. Ludzie narzekali na nową Godzillę a dla mnie to trochę staroszkolne SF na poziomie, o którym nawet nie śnią hałaśliwe gnioty Michaela Baya albo festyniarskie, choć sympatyczne, widowiska spod znaku Avengers.

8/10