Film z cyklu: w życiu o nim nie słyszałam, a dobry. Ale o panu z tytułu usłyszałam niedawno z okazji zgłębiania podręcznika do socjologii, więc się skusiłam na ipleksie zobaczywszy. Już mówię, co to zacz ten Kinsey. Profesor biologii, który w latach 50. w USA postanowił przebadać na masową skalę seksualność mężczyzn i kobiet. Wyniki jego ankiet wstrząsnęły purytańską opinią publiczną, bo okazało się, że ludzie jednak nie żyją tak po Bożemu, jak się wszystkim zdawało. Często wymienia się Kinseya jako swego rodzaju sprawcę rewolucji seksualnej lat 60.
To teraz o filmie: Liam Neeson w tytułowej roli pokazuje w znakomity sposób sylwetkę syna pastora, który stał się jednym z największych skandalistów świata ówczesnej nauki. To film biograficzny, a więc uwaga skupia się na postaci Kinseya, jednak w wyważony sposób ukazano też jego żonę i inne osoby z otoczenia. Do tego udało się wyłuskać pewne problemy natury moralnej, a szczególnie pytanie, czy możliwy jest seks bez zobowiązań, czy miłość fizyczną da się całkowicie oddzielić od uczuć. Bardzo zgrabnie poprowadzona historia, polecam. Ale nie nastawiajcie się na "gorszące" sceny Klimat lat 50. jednak tu dominuje, a seks jest stałym tematem rozmów, co wystarcza, żeby nie musiał pojawiać się na ekranie.