Kowboje i obcy


Kowboje i obcy

Cowboys & Aliens

Średnia ocena: 4.83

SithFrog2011-11-21 11:03:00


- Nie jest tak źle jak się spodziewałem ani tak dobrze jak mogłoby być. Trochę akcji. Pomieszanie westernu z s-f wcale nie wychodzi tak pokracznie jak się spodziewałem. Całkiem zgrabnie rzekłbym. Film cierpi jednak na przesadne rozwleczenie i niepotrzebnie dorzucone wątki (np. Indianie, ciekawe czemu nie trafili do tytułu ). Gdyby był 30-40 minut krótszy to nawet bym polecił jako kino gastronomiczne ale w tej sytuacji - niekoniecznie.

5/10

Koobik2011-11-28 09:01:00


2011

Wszystkim ten pomysł wydawał się brawurowy i hollywoodzki.
No i obsada- Harrison Ford, Daniel Craig (gdzieś tam śmiesznie wpletli Olivię Wilde- he he)
Wyniki finansowe chyba zaliczyły ostre dno, z tego co słyszałem.

A Ja przede wszystkim byłem nastawiony na zabawę. Rozrywka jakiej dostarczył ten film była na przyzwoitym poziomie. Eksplozje, strzelaniny, zapijaczone mordy, parowiec na środku równiny i obrzydliwi obcy. Kilka uśmieszków.
Fajny film. Jedyny powód, dla którego go nie zapomnę to tytuł i konwencja.
Najlepszy był Ford, świetnie się dopasował staruszek.
Olivia Wilde niesamowicie straszyła drewnem i oczami.

6/10

Peterpan2011-11-28 11:51:00



Bombastyczne połączenie zdawałoby się dwóch rozłącznych konwencji. Oglądało się wyśmienicie, poza tą nieszczęsną "13" . Zgodzę się że Ford w roli "statecznego" Indiany sprawdził się o niebo lepiej niż w czwartej części. Ubawiłem się solidnie, kawał dobrej rzemieślniczej roboty. Punkt dodatkowy właśnie za Forda.

7/10

Vooplayer2011-12-27 00:49:00




Tutaj łapie się kosmitów na lasso, rzuca w nich włóczniami, skacze im się na plery, daje w pysk i wysadza dynamitem. Także lata się na kosmitach. Mamy tajemniczego twardziela, starego twardziela, mamy kobietę podobną do Bachledy-Curuś, mamy dziecko walczące z kosmitami oraz psa walczącego z kosmitami. Mamy antykosmiczne porozumienie amerykańsko-indiańskie oraz antykosmiczne porozumienie międzypokoleniowe. Walka z kosmitami kształtuje amerykańskiego ducha i sprzyja rozwojowi amerykańskich miast. Wiecie co? To mógłby być naprawdę fajny film, gdyby tylko nie był tak NA POWAŻNIE w stopniu ŚMIERTELNYM. Zabrakło mrugnięcia okiem, przeciez nie można na poważnie podejść do czegoś co ma tytuł "Kowboje i obcy". Oczywiście można obejrzeć ale ...coś tu nie gra do końca.

6/10

Crowley2012-01-15 14:10:00




Co by nie napisać ten film i tak pozostanie gniotem. Jest dokładnie tak żenujący jak wskazuje tytuł i naprawdę szkoda czasu, żeby to oglądać. Żeby jeszcze był w nim jakieś zabawne momenty albo godne zapamiętania sceny ale nie. Jest za to stuletni Indiana Jones, James Bond z amnezją, Olivia Drewniana Wilde, amerykańsko-indiański sajuz i dźganie kosmitów dzidami. Aha, no i jeszcze parowiec na środku pustkowia. Żenada.

2/10

Asmodeush2016-08-21 14:16:55




W dzisiejszych czasach western, jako gatunek filmowy, jest raczej martwy. Oczywiście co roku dostajemy przynajmniej jedną, zazwyczaj udaną produkcję lub remake jakiegoś "spaghetti klasyka”. Na przestrzeni lat zdarzały się też różne eksperymenty z gatunkiem. Twórcy dodawali elementy komedii, horroru, thrillera czy kryminału. Jednakże western miewał też romanse z science fiction. Wielkimi krokami nadchodzi serial "Westworld”, w którym klienci parku rozrywki za określoną kwotę mogą przenieść się do krainy coltów i Indian, by poczuć na własnej skórze tamten klimat. Zwiastuny, obsada i cała koncepcja zapowiadają się niezwykle obiecująco, jaki będzie efekt końcowy – przekonamy się już nie długo. Ale to co się odjebało przy "Kowbojach i obcych” to zwykła kinowa patologia.

Przenosimy się do roku 1873. Kowboj o imieniu Jake (Craig), trafia do oddzielonego od większej cywilizacji miasteczka, o wdzięcznej nazwie Absolution. Nie zostaje jednak ciepło przyjęty. Mieszkańcy na co dzień, żyjąc w nieustannym strachu, wykonują polecenia bezwzględnego pułkownika Dolarhyde’a (Ford). Nagle z nieba przybywają tajemnicze, pozaziemskie istoty i zaczynają porywać ludzi. Jedyną nadzieją na ratunek jest odrzucony wcześniej przez mieszkańców Jake. Z pomocą Elli (Wilde) zbiera ekipę śmiałków, która zmierzy się z kosmitami i uratuje porwanych.

Ot taka prosta i "klasyczna” fabułka. Tajemniczy, uzbrojony bohater ratujący grupkę biedaków w opałach. Klisza przemielona przez kino na dziesiątki różnych sposobów w różnorakich gatunkach. Sęk w tym, że tutaj wykonana baaaardzo nieudolnie. Naprawdę nie rozumiem co odjebało tak solidnemu reżyserowi jakim jest Jon Favreau, twórca dwóch pierwszych "Iron Manów", sympatyczne "Szefa” o tematyce kulinarnej, niezłą "Zathurę” czyli takie "Jumanji w kosmosie” i świetną, najnowsza adaptację "Księgi Dżungli”. Chociaż nie będę go tu obwiniał, bo nie był odpowiedzialny za fabułę. Niektóre ujęcia, widoczki i klimat pojedynczych scen były naprawdę niezłe. Najczęstszym problemem jest zazwyczaj mdły scenariusz, obojętnie czy oryginalny czy też adaptowany. Kogo my tu mamy? Ahaaa, panowie Kurtzman i Orci, specjaliści od "yntelygentnego” letniego kina wysokobudżetowego, na czele z "Transformers" i innymi głupotkami dla mas. Żeby nie było, lubię te filmidła o napieprzających się robotach, bo i są całkiem efektowne, potrafią dać dużo frajdy jak się wyłączy mózg, no i zwyczajnie "wiedzą” czym mają być – mało wymagającą, popcornową rozrywką.

A tutaj? Wszystko jest takie ciężkostrawne, poważne i patetyczne. Nie wiem, może nawiązuje do klimatu komiksowego pierwowzoru z 2006r., autorstwa niejakiego Scotta Mitchella Rosenberga (jeśli ktoś znał i czytał niech się podzieli wrażeniami ). Nie mniej moim zdaniem, taki westernowo-kosmiczny pastisz o wiele lepiej sprawdziłby się w wesołej, kiczowatej formule niż poważnym i mrocznym thrillerze sci-fi. Aktorzy zwyczajnie błąkają się na planie, wykonując polecenia twórców rozpisane w scenariuszu. Właściwie ciężko mi oceniać poziom w takim syfie (ten film nie zasługuje na łatkę "tak zły, że aż dobry” – on jest po prostu chujowy), ale ogólnie odtwórcy głównych i drugoplanowych ról spisali się poprawnie. Największym zarzutem produkcji jednak nie są ani aktorzy, ani miałkość scenariusza, ani konwencja czy klimat. Ten film najzwyczajniej w świecie wieje nudą. Napisałem wieje? Oj przepraszam, toż to jebany huragan Katrina nudy i wywoływania u widza bezwarunkowego odruchu ziewania na setki sposobów. Nawet ja, człowiek który nierzadko przy pozornie kiepskich filmach, potrafi dotrwać do końca, aby je rzetelnie ocenić (i nie raz to właśnie końcówka ratowała dany obraz, który początkowo miałem ochotę skazać na klęskę jak np. "Byzantium” Neila Jordana z 2012r.), nie mogłem się kilkukrotnie powstrzymać przed zaśnięciem. I to będąc wypoczętym przed seansem! Cytując rodzimego, politycznego gwiazdora internetów: "To jest dramat, kurwa!”.

Na koniec nasuwa się ważne pytanie: czy ten gniot ma jakieś plusy? Hmm, no jakieś tam niby ma. Te horrendalne 163 mln $ budżetu nie poszło tak całkiem psu pod ogon bądź na bajońskie gaże aktorów (innej przyczyny, skąd się w tym gównie wziął Harrison Ford nie widzę). Sporo pieniążków włożono w naprawdę ładne efekty specjalne, a także kostiumy i scenografię. Dzięki czemu nim w filmie pojawiają się tytułowe ufoludki, a główny bohater ściera się z nieufnymi mieszkańcami i złym szeryfem, można w paru scenach poczuć klasyczny klimat Dzikiego Zachodu. Ale to tylko malutka część filmu, bo potem wszystko leci na łeb na szyję w otchłań miałkości, nudy, patosu i wszystkich innych grzechów i gówien kina, oprawionych w piękne sreberko i udających wykwintne czekoladki. Nie polecam tego ścierwa nikomu. Nie testujcie swojej wytrzymałości ani nie oglądajcie z ciekawości, bo naprawdę nie warto. Lepiej poszukajcie jakiegoś porządnego westernu czy jakiegokolwiek solidnego filmu. Jeśli nie, to zajmijcie się jakimś przyjemniejszym zajęciem np. wpieprzaniem pinezek, obtaczanych w cynamonie i zapijaniem ich sokiem z wędzonego śledzia (tego samego co z internetowych challenge’y). Byle byście się trzymali od "Kowbojów i obcych” jak najdalej!

3/10