Czarny łabędź


Czarny łabędź

Black Swan

Średnia ocena: 6.64

Crowley2011-01-31 21:59:00




Źle szukam, czy faktycznie nikt nic o tym filmie jeszcze nie napisał? Przyznam szczerze, że po trailerach, zapowiedziach i recenzjach napaliłem się jak szczerbaty na suchary. Aronofsky, Portman, jakieś schizy, balet, horror i takie tam atrakcje. Miało być pięknie a wyszedł Zapaśnik 2: Koszmar Baletnicy.
Nie podobał mi się ten film. Zapaśnik też mi się nie podobał bo był nudny. Tu nie ma miejsca na nudę, scena goni scenę i praktycznie nie ma tu nawet sekundy na oddech. Bardzo mnie zmęczył ten film. Jest duszny i klaustrofobiczny. Jest jak Chlebowski tłumaczący się z afery hazardowej albo jak jazda zatłoczonym tramwajem w środku lata. Kamera lata ciągle za plecami Portman, kręci się i trzęsie tak, że po 20 minutach błagałem w myślach o jakiś szerszy plan. Chociaż na chwilę, dla złapania oddechu. Do tego prawie cały czas w tle napieprza muzyka z Jeziora Łabędziego.
Fabuła też mnie nie przekonała. Postacie są jakieś takie groteskowe i kompletnie nierealne. Może chodziło o to, że głównej bohaterce tak się w głowie pokręciło od dążenia do doskonałości, że absolutnie wszystko wokół niej jest jak ze snu pijanego paranoika a może nie. Nie wiem. Nie odgadłem myśli mistrza. Takie zabiegi dobrze wyszły Aronofskiemu w Pi ale to był niskobudżetowy, niszowy, czarno-biały film młodego debiutanta. Łabędź stoi w rozkroku pomiędzy kinem rozrywkowym a alternatywą w stylu srania bursztynem.
Portman gra nieźle ale wstrzymam się z ocenami do czasu zobaczenia pozostałych kandydatek do Oscara. Bohnam-Carter na pewno bardziej zapadła mi w pamięć ale ona grała tylko rolę drugoplanową. Jedno co mnie wkurzało to to co już gdzieś w sieci wyczytałem - W większości scen Portman wygląda jak żeński odpowiednik Nicolasa Cage'a z wiecznie zbolała miną kota srającego na pustyni.
Mimo tych wszystkich chłodnych słów nie mogę napisać, że Czarny Łabędź to bardzo zły film. Nie podobał mi się, ale trzeba oddać Aronofskiemu, ze stworzył konsekwentną i intrygującą wizję. Ten gęsty klimat, o którym pisałem na początku, chociaż mnie zmęczył, to jednak stanowi spore osiągnięcie całej ekipy. Szkoda tylko, że zamiast wniknąć w ten wykreowany świat, interesować się losem bohaterki, przez większość czasu zastanawiałem się jak oni to kręcili, ze w lustrach nie widać kamery.
Daję

5/10

SithFrog2011-02-07 00:16:00


- Oglądam wszystkie filmy Aronofsky'ego, bo jego twórczość po prostu mi 'leży'. Wydaje mi się, że rozumiem jego przesłania, dobrze się czuję po jego filmach i zawsze pozostawiają mnie co najmniej w stanie głębokiej refleksji na kilka dni. Tak mi się przynajmniej wydawało po dziś dzień. Tutaj pragnę podkreślić to co już dawno chciałem napisać: jak dobrze, że Crowley wrócił na forum i do recenzowania filmów. Gdyby nie jego opis pomyślałbym, że może jestem jakiś płytki i za cienki w uszach na ten film. Z tym, że ja posunę się dalej niż on: to jest zły film, zły prawie pod każdym względem.

Aronofsky stworzył utwór, który nadaje się chyba wyłącznie dla srających bursztynem. Może to mój stosunek do baletu, którego nie rozumiem i nie chcę nawet próbować? Nie wiem. W każdym razie film mnie potwornie znudził. Ograne kadry i ujęcia z Zapaśnika nie robią już wrażenia (ileż można), zamiast naprawdę zaskakujących i przerażających momentów (działających na wyobraźnię) mamy typowe i ograne w horrorach klasy B straszliwe 'wyskakiwajki', gwałtowne akordy muzyczne i inne takie 'klasyki' sztuki kinowej. One fajnie wypadają u Tarantino, który z nich drwi. Tutaj powodowały moją irytację i coś co robię bardzo rzadko - ze trzy razy spoglądałem na zegarek.

Fabuła jest słaba, historia zaczyna się dziwnie, a kończy bez sensu. Za dużo tu realizmu na film w stylu Źródła, a za mało na wiarygodną opowieść. Wyszło z tego takie nie-wiadomo-co. Aktorstwo słabe. Portman cały film ma taką samą minę.

Jedyne dwa jasne punkty to świetna rola Vincenta Cassela i muzyka, bo to w końcu Czajkowski. Mila Kunis też całkiem fajnie. Reszta niestety to żal. Oczywiście nie jest to zły film w ogóle - na pewno lepszy niż wiele chłamu, który powstaje ale przecież Aronofsky'ego nie porównujemy do Weekendu Pazury, prawda? W swojej kategorii porażka, dawno się tak nie zawiodłem.

3/10

Peterpan2011-02-17 21:25:00



Zostałem wyciągnięty do kina przez dziewczynę, chociaż miałem trochę obaw. Pobieżne zapoznanie się z fabułą, nie zachęcało, nie kręcą mnie tematy muzyczno-taneczne. Na szczęście nie było to ycd balet, czym byłby jakby zrobiono go w Polsce.
Ale do meritum - na początku film mi się nie spodobał. Męczył, był duszny. Gdyby trwał dłużej byłby naprawdę ZBYT intensywny. Ale skończył w idealnym momencie. Wprawdzie finał trochę mnie rozczarował, ale tak musiało być.
Świetne studium pogłębiającej się choroby psychicznej. W sumie mógłbym dorobić katolską interpretację, ale nie chcę was męczyć ;p
Postacie podczas projekcji wydały mi się zbyt przerysowane, ale później po sensie doszedłem do wniosku, że tak musiało być. Inaczej filmy byłby zwyczajnie nudną obyczajówką. I nie działał tak na emocje.
W sumie film bardziej mi się podobał trzy godziny po wyjściu z kina niż podczas seansu
Solidne kino z gatunku bursztynowego. A zaznaczam, że nie lubię tego gatunku.

8/10

Elmi2011-02-18 10:25:00




Aronowskiego widziałem wszystko. Faktycznie (za bardzo?) przypomina zapaśnika. Kamera zza pleców i jak to zawsze u tego reżysera jest: rutynowe gesty, dużo zbliżeń na parę rzeczy itp. Mam mieszane odczucia jeśli chodzi o grę Natalie Portman, faktycznie grała jedną miną i w ogóle nie pomyślałbym o obsadzeniu jej w roli czarnego łabędzia.

Sęk w tym, że to film o tym jak świat widzi bohaterka a nie o tym jak ogólnie wygląda jej życie. O popieprzonej kobiecie, która życie ujmuje tylko w kilku kategoriach. Stąd klaustrofobia i karykaturalne postaci. I jest to zrobione naprawdę kapitalnie. Ten film uderza widza wspomnianą wyżej klaustrofobią, lękami, psychodelią. Nieprzyjemny, ciężki. Z wieloma smaczkami, schizami Zwróciliście uwagę postać w jednym portrecie przewróciła oczami, kiedy zerknęła, a było ich co najmniej kilkanaście?. Nie polubiłem tej bohaterki, ale ostatnio tak świetne przedstawienie postaci widziałem w Obywatelu Kane'nie. Zresztą Aronowsky już w Zapaśniku wzorował się na tym filmie,. Nie dziwię się rozrzutowi ocen.

8/10

Cherryy2011-02-19 22:55:00




Hmmm. Hmm, hmm. Dziwny ten film. Tak, jak już wielu zwróciło uwagę film zalatywał Wrestlerem, ale później psychodela zupełnie zmienia wrażenie. Nie wiem czy to nie nazbyt mocne wręcz gatunkowe przeistoczenie z ciekawego obyczaju w thriller na skraju psychodeli do końca zdało egzamin. Dla mnie się tę końcówkę dziwnie oglądało, miałem wrażenie, jakby ktoś skleił dwa filmy z tą samą aktorką.

Trochę mnie wkurzała ta przesadnie dziecinna Portmanowa z tym cienkim głosikiem, która nagle awansuje na zbuntowaną nastolatkę.

Ale mimo wszystko dobry.

Sith - zgadzam się co do tego, że ona była molestowana.

A w ogóle to ja sądzę, ze to wszystko to była imaginacja. Nikt nie zauważył przed wejściem na scenę, że ona ma dziurę w brzuchu? Po upadku dopiero się zaczęła wykrwawiać?

Dla mnie to ona straciła jakikolwiek związek z rzeczywistością, kiedy nie została wybrana na łabędzia. A reszta to jej fiks.

6/10

Pquelim2011-02-27 12:45:00




Hm. Hm.
Nie chciało mi się oglądać tego filmu. Owszem, Natalie Portman w oscarowej roli, ale balet potrafi mnie odrzucić nawet od takiego cukierka. Nie miałem ochoty iść nań do kina, nawet z kradzieżą wstrzymywałem się parę tygodni. Ostatecznie zaważył Arronofsky, który film o wrestlerze zrobił tak, że podobał się dziewczynom, więc ten może i balet da się pokazać strawnie dla męskiego oka?
No nie wiem.
Zacznę od rzeczy oczywistych, które pierwsze przychodzą mi do głowy dwa dni po obejrzeniu. Natalie Portman gra drewnianie, bardziej drewnianie od Bale'a. I niech mi nikt nie wmawia, że poświęcenie dla roli świadczy o wielkości aktora, bo zrzucanie 40 kg w stylu Bale'a do roli w Mechaniku(czy teraz w The Fighter) to z mojego punktu widzenia czysty brak odpowiedzialności i ogromne krzywdzenie własnego organizmu. Portman, poza tym że schudła, przez większość filmu gra z tym samym zgwałconym wyrazem twarzy, uśmiecha się raz i choć robi to przeuroczo, w żaden sposób nie stawia jej to choćby w pobliżu nominacji do Oscara.
Druga rzecz, to potwierdzenie moich obaw. Film jest nudny, balet jest cholernie nudny, a baletnice z tym samym co Portman wyrazem twarzy są beznadziejne. Arronofsky próbował trzymać tempo poprzez umiejętne wstawianie przywidzeń i urojeń bohaterki, jednak na mnie to niespecjalnie zadziałało. Brakowało jakiejkolwiek akcji, trochę życia w tym teatrze. Chłodno, oszczędne dialogi, mnóstwo niedopowiedzeń, postaci właściwie jednopłaszczyznowe - zupełnie nie poczułem głębi "świata" filmu. Niewielka ilość miejsc akcji, wąskie kadry, elementy tak doskonale poprowadzone w King's Speech, tutaj po pewnym czasie zaczynają uwierać i przeszkadzać. Osobiście uważam, że pod względem przyjemności w odbiorze, to najsłabszy film Arronofsky'ego. I tak, oglądałem jego "Pi" oraz "The Fountain". Ale cóż, być może tak się nudziłem i męczyłem przez ten balet.
Hm, hm.
Black Swan to dobry film. To opinia większości, także moja - dlatego na temat jego zalet nie będę się tak rozpisywał, większość zostało powiedziane. Świetny montaż, doskonałe zdjęcia, bardzo ładne efekty. Film bardzo ratuje końcówka. Trochę nolanowska - bo przecież mało realistyczna, jednak trzyma w napięciu i angażuje widza. Właściwie dopiero wtedy naprawdę wkręciłem się w tę historię i poczułem mniej więcej, że nie straciłem czasu.
Moim zdaniem Arronofsky jako reżyser się zatrzymał, choć wygląda to na bzdurę, bo Black Swan to jego pierwszy obsypany nominacjami film. Jakoś tak chyba liczyłem na więcej od tego zdolnego reżysera. Tak jak Nolan dał się włożyć w szufladkę "kasowe hity zaraz po Cameronie", tak DA trochę w jakby "ciężkie w odbiorze, trudne do zrozumienia, głębokie". Hm, a obaj mogli być naprawdę wielcy.

6/10

colgatte2011-03-05 01:26:00



Bardzo lubię ten sposób pokręcenia filmu, gdy nie wiadomo co się dzieje, czy zdarzenia są prawdziwe, czy dzieje się to tylko w głowie bohatera (taka sama niepewność jak w Shutter Island), a podczas oglądania jest kilka możliwych scenariuszy i każdy równie (nie)prawdopodobny.
Tutaj wszystko pod koniec nabiera sensu i przy drugim obejrzeniu film będzie już zupełnie inny.
Nie sądziłam, że zainteresuje mnie dramat baletowy, ale klimat filmu, lekki dreszczyk, sprawiły, że balet i zbolała mina szkieletu Natalie - mimo że drażniła mnie jak nigdy dotąd - nie zniechęciły do obejrzenia filmu do końca.
Dobry, ciekawy i dość odważny film - bo kiedy ostatnio z zapartym tchem oglądałam historię o czymś tak pozornie nudnym? Nie pamiętam.

8/10

eddina2011-03-21 10:27:00




Może to moje nastawienie i pewna wcześniejsza wiedza oraz lektura przeróżnych recenzji rzutowały na mój odbiór tego filmu. W każdym razie dla mnie "Czarny łabędź" był od samego początku mocno przewidywalny, wręcz na siłę wciskał widzowi podpowiedzi kierujące go na "właściwy" tor interpretacyjny (piszę w cudzysłowie, bo pewnie nie istnieje tylko jedna słuszna interpretacja, a raczej jej ogólny kierunek). Tym niemniej nie nudziłam się. Jak już pisano - film ma szybkie tempo, przez co wcale nie nuży. Nie męczyła mnie też wcale jego gęsta atmosfera.
Co mnie denerwowało, to nijaka Portman (ja nie wiem skąd ten Oscar, w końcu się nie znam, ale mam wrażenie, że kto inny zagrałby to tak samo, jeśli nie lepiej) - choć może to nie wina jej gry, a scenariusza, w którym jej postać jest taka jednowymiarowa. Irytowały też trochę ciągłe wstawki muzyczne z Jeziora łabędziego (dlaczego wiecznie ta najsłynniejsza partia? w pozytywce, jako dzwonek komórki??) - chociaż z drugiej strony może miało to spotęgować wizję opętania Niny rolą.
Krótko mówiąc, film jest świetnie zrobiony, ale nazbyt czytelny. Powtórzę za przedmówcami - klasyczne kino dla srających bursztynem - co to niby jest takie ę ą ambitne i głebokie, ale nie zapominajmy, że to Hollywood. Poza tym Arronofsky się powtarza, ileż można wałkować temat obsesji w różnych odsłonach? Najpierw Pi, potem Reqiuem dla snu, teraz to. To kolejny, po słabiutkim Źródle, film, który utwierdza mnie w przekonaniu, że pan Darren nie jest aż takim mistrzem, za jakiego początkowo można by go uważać. Chociaż przyznaję, że nie widziałam Wrestlera, więc może jeszcze zmienię zdanie.

Daję

7/10

Koobik2011-07-10 00:49:00





Obejrzałem i to w HD!



Jedno słowo: MINDFUCK. Tym jest ten film. Czysty Aronofsky. Ci co się zawiedli spodziewali się chyba nie-wiadomo czego.

Wizje, schizy, dowolnośc interpretacji i penetracja światka baletnic. Zazdrosne suki, które są szczupłe.Przez cały film powtarzałem sobie 'cholera, ta laska ma problem'.

No problem ma i o tym jest ten film. Oraz o tym, ze zdrowa dieta, rozsądne życie to nic. Ważne są marzenia. Zatańczyła zajebiście i to się liczy.

Lesbijskie smaczki to dodatkowe +2 do tego filmu, a fakt że to była masturbacja i fantazja głównej bohaterki to kolejne +1



2010 to dla mnie Black Swan

9/10

Gregor2011-07-11 21:32:00


- czyli dajcie sie tej lasce spokojnie pomasturbowac Serio: za kazdym razem, gdy chciala sobie ulzyc ciezkie zycie baletnicy przy pomocy palca ktos jej przeszkadzal, a do tego to ciagle napierdalanie Czajkowskim - nic dziwnego, ze tak szybko zeswirowala....



Sam film jest taka luzna wariacja Fight Club, tylko, ze brakuje polotu i ze niby ĄĘ ambitny. Patrzac na konkurencje oskarowa, to jest to cale lata swietlne za Kings Speech i Fighterem. Szkoda Natalii, bo miala zawsze zdrowa sylwetke na tle innych aktorek. Obawiam sie, ze ta wersja bylaby lepsza: http://www.youtube.com/watch?v=yTD6xTM5dVE


5/10

Vooplayer2012-04-29 10:37:00




Podobał mi się ten film ale jednocześnie mnie zmęczył. Wcale nie tą duszną atmosferą, klaustrofobicznymi ujęciami i całym klimatem midfucka pomieszanego z opowieścią grozy tylko ...baletnicami. Nie mam przyjemności w patrzeniu na baletnice, mam jakąś awersję do wychudzonych kobiet o kościstych bużkach, płaskich biustach z zarysowanymi żebrami, nie będzie więc żadnych plusików za spotkania Natalie z palcem albo językiem Mili Kunis. Wszystko było dla mnie okropnie aseksualne. Są takie filmy, które się nam podobają, doceniamy je ale jednocześnie w jakiś sposób nas męczą i ten właśnie dla mnie taki był. Ale mimo wszystko odebrałem go pozytywnie. Film o balecie, sztuce chyba dla każdego niesrającego bursztynem kompletnie już niezrozumiałej ale dający się oglądać, pędzący, napadający widza różnymi schizami, z MOIM ZDANIEM jednak świetną rolą Portman. Także oryginalny, jeśli już nie sposobem realizacji to na pewno wciąż tematem. Pozytywne zaskoczenie, biorąc pod uwagę chłodną swego czasu reakcję forum.

8/10