ZOMG co za shit.
Ok, pomine oczywiste - efekty specjalne sa suuuper. Koniec w tym temacie.
Fajnie było, jak w kazdym odcinku McGuyvera zawsze działo się cos w OSTATNIM momencie? Tutaj na każde 5 minut przypada średnio 7 takich momentów. W niektórych scenach nawet jest to co kilka sekund. Zamiast wciskac w fotel - zenuje.
Wątek rodzinny - żenada, patetyzm. Swiat sie wali, ludzkosc zaraz wyginie, ale on MUSI porozmawiac sobie flegmatycznie z zona, jak to bardzo ja kocha. aha (SPOJLER) w momencie, gdy zalewa ich woda i zaraz zabraknie im miejsca do oddychania. Cool.
O sprawach prawdopodobienstw technicznych tez nie ma co mowic. Nie chodzi mi nawet o cala koncepcje zaglady swiata, ale jezeli (SPOJLER) wielkie gigantyczne wrota moga byc zablokowane, przez glupi kawalek kabla w trybikach, to sorry, ktos tu spierdolil obliczenia .
Oczywiscie poprawnosc pelna gębą. Krok dalej to moga byc tylko bohaterowie typu albinos zyd gej kochajacy chinczyka transseksualiste, ktory w gruncie rzeczy jest lesbijka.
Moja rada - kupic bilet w miare blisko ekranu, zeby bylo wszystko ladnie widac, zalozyc stopery do uszu i delektowac sie efektami specjalnymi.
Ha. Byłem. Nastawiłem się na odmóżdżacz, wysysacz inteligencji i odkurzacz jakiejkolwiek logiki, ale i tak zostałem zaskoczony. Rozumiem, że dla efektowności można zrobić dużo, nagiąć pewne fakty, przymknąć oko nawet na zasady fizyki, ale ludzieeee.... dajcie spokój. Po prostu nie wierzę, że można zaserwować ludziom tak marną historyjkę. Właściwie to jak z grami FPP. Chodzi przecież tylko o strzelanie i fabuła najczęściej była cienka jak barszcz z proszku, żeby tylko jakoś posklejać ze sobą kolejne poziomy. W 2012 fabułka jest po to, żeby pokazać epickie sceny komputerowe. I rzeczywiście, efekty specjalne to majstersztyk i cholernie mi się podobały. Film byłby znakomity, gdyby tylko komuś chciało się zawrzeć w tym trochę ambicji. No ale cóż, prawa rynku są nieubłagane, komercja wyplenia wszelkie wymogi używania szarych komórek, co by się widz nie przegrzał.
W każdym razie, za efekty wizualne...
- takie filmy mogą się obronić tylko dwoma sposobami: niezłą fabułą (Dzień Zagłady) albo świetnymi efektami i dobrym humorem (Armageddon, Pojutrze). Tu tałzynd tłelw nie ma ani jednego, ani drugiego. Nie wiem czy jest najgłupszym i najbardziej hamerykańskim obrazem jaki miałem okazję zobaczyć ale na pewno plasuje się w ścisłej czołówce. Efekty (nie)specjalne słabe jak na ten budżet, fabuła gryzie ziemię od spodu i w ogóle nagromadzenie kiczu przekracza wszelkie możliwe normy. Jedyny znajomy akcent to jak te drogi i asfalty pękały przy trzęsieniu ziemi, wyglądało to kropka w kropkę jak Wrocław i jego arterie. Odradzam. Ocena nie jest totalnie obniżona, bo i oczekiwania przy takim kalibrze nie są wygórowane.
Efekty specjalne- uczta dla oczi.
Przesłanie?
Irytujące, ogłupiające, nieprawdzie i mieszające w głowach.
Cały film to intensywny seans pakujący nam do głowy: JEDNOSTKA, JEDNOSTKA, JEDNOSTKA.
Ryzykujmy życiem 100 osób, by uratować jedną osobę i mieć spokojne sumienie.
Rzućmy na szalę istnienie gatunku i trawłym uszkodzeniem szansy przeżycia i sprzętu, by uratować zbyt powolnych.
Tuptajmy nóźkami, że świat się dzieli na biednych i bogatych.
Tryskajmy żółcią, że nie uciska się do jednego pokoju 100 osób bo inżynier pomyślał o przestrzeni życiowej i związanym z tym stresem psychicznym (główny bohater oburza się, że w arce dla ocalałych sam dla siebie ma prycze o pow. 6 m. kw- a mogłoby tam się zmieścić 10 osób.
No po prostu głupota. Jakby tak to miało przebiegać ludzkośc by się nie uratowała.
Za akcje jakie robią główni bohaterzy- w wojsku grożą wieloletnie wyroki.
Może się wygłupiam ale strasznie raziło mnie to w tym filmie- co chwile ryzyko wszystkich żeby uratować kolegę i przedstawienie 'rządowców' jako bogatych, krwiożerczych skurwysynów bez uczuć. Słowem- kupujmy narkomanom działki, bo to im ulży.
Prócz tego- kupka Idealna na L4 o 12 rano