Michael Jackson's This Is It


Michael Jackson's This Is It

Średnia ocena: 10

SithFrog2009-11-03 11:16:00


- to nie jest biografia Majkela. To nie jest film o tym czy był pedofilem czy nie. To nie jest film o operacjach plastycznych ani lekomanii. To nawet nie jest film o Majkelu. To jest zapis przygotowań do absolutnie najlepszego koncertu w historii świata. Mimo, że ten nigdy się nie odbył. Reżyser przeplata materiały typu 'making of' z próbami generalnymi największych hitów Jacksona. I powiem wam jak dresiarz: to co widzimy i słyszymy zwyczajnie urywa dupę!!! W czasach Fergie, PusiKatDolls, kultury emo i 'wielkich' gwiazd pokroju Britney Spears nikt nie ma nawet cienia tego talentu co Majkel. Ale po kolei.

Choreografia jest bezbłędna i czarująca oczy. Bez fajerwerków w stylu 50 salt, fiflaków i generalnie całej tej breakdance`owej gimnastyki artystycznej. Tu jest po prostu ciekawie. Równo, rytmicznie i hipnotyzująco. Bez cyrków w stylu "You can dance"... you can kiss my ass! Świetne słowa padają kiedy wybierają tancerzy. Nie chodzi o kogoś kto świetnie tańczy, chodzi o kogoś, kto to czuje, kto będzie 'przedłużeniem' Majkela na scenie. Takich właśnie wybrali i potem widać jak to procentuje. Kolesie powtarzają ruchy Michaela po jednym pokazaniu pomysłu na jakiś kawałek.

Do tego efekty specjalne, pirotechniczne i aranżacje wizualne wszystkich piosenek. Coś niesamowitego. Jak za starych czasów. Każdy, absolutnie każdy utwór to osobna historia opowiedziana od początku do końca. Takimi środkami jakich chyba nawet on nigdy wcześniej nie użył.

No i najważniejsze - sam artysta. Nie wiem ile można zdziałać lekami i faszerowaniem człowieka jakimś wynalazkiem farmaceutów ale Majkel był naprawdę w rewelacyjnej formie. Miał za sobą zespół tancerzy z atletycznymi sylwetkami, a on - 50-latek, chudy jak patyk, ruszał się tak samo dobrze albo lepiej. Przychodziło mu to z łatwością i naturalnością, do tego jeszcze, w odróżnieniu od nich śpiewał. I tak samo z percepcją, jedna zła nuta, jedna pauza o sekundę za szybko, nie w takt i od razu to wyłapywał. Był absolutnym perfekcjonistą. To jak brał udział w tworzeniu każdego elementu show zaimponowało mi. Od aranżacji utworów przez filmiki wprowadzające nastrój po choreografię i to co się działo na scenie. Koleś był księciem, królem, bogiem popu! Był niepokonany w tym co robił i nie wiem czy kiedykolwiek jeszcze znajdzie się artysta tak kompletny. Aranżacja-taniec-śpiew-historia - taki Leonardo da Vinci muzyki pop. Mówienie, że taka Britney była/jest księżniczką pop to obraza dla tego faceta. Oczywiście, że miał zrypaną psychikę, to też widać w tym filmie, zachowuje się trochę jak dziecko, jak ma uwagi to najpierw przeprasza, że je ma. Tu jednak nie o to chodzi. Siłą tego filmu jest nie on jako postać ale jego twórczość i to jak miało wyglądać podsumowanie jej w serii 50 koncertów. Po wyjściu z kina żałowaliśmy, że koncerty się nie odbędą, bo aż miało się ochotę kupić na nie bilet. Oczywiście za fortunę od handlarzy najwyżej, bo dawno temu wszystkie wyprzedano.

Do tego dochodzi muzyka i muzycy. Nie wiem skąd wytrzasnęli młodą gitarzystkę o nieskomplikowanym nazwisku Orianthi Panagaris ale to co dziewucha robi z wiosłem przechodzi ludzkie pojęcie. Szarpie druty jak najlepsi, a cały zespół i chórek kładzie na łopatki. W ogóle pomysłowość nowych aranżacji muzycznych hitów Majkela zaskakuje ale sprawia też, że nie tracą swojego pierwotnego charakteru.

Podsumowując - to po prostu trzeba zobaczyć... to naprawdę warto zobaczyć. W czasach gdzie nie trzeba umieć śpiewać, żeby być sławnym wokalistą Michael był unikatem. Skansenem z czasów kiedy najpierw było się artystą, a potem przychodziła sława. Teraz są dwa hity pop podrasowane komputerowo, 3 układy choreograficzne i mamy gwiazdę, mamy koncerty, jest show, po co się starać o więcej? W filmie mamy odpowiedź po co. Szkoda, że to chyba ostatni, prócz Madonny (której do Majkela wokalnie dalej niż do słońca), taki artysta. Piszę na gorąco i jeszcze przeżywam ten film, może jak emocje opadną dopiszę coś więcej.
Na pewno kupię sobie blu-raya z This is it, żeby pokazać kiedyś dzieciom jak wyglądał prawdziwy artysta. Zasłużone i niewygórowane

10/10

@lONzO2009-11-08 14:50:00




Niesamowity film.
Sith napisał chyba wszystko. Nie zgodzę się tylko z tym, że Michael jak miał jakieś uwagi to przepraszał. Była taka jedna scena kiedy ustalali jak mają grać bodajże The Way You Make Me Feel i nie podobał mu się facet na keyboardzie i ciągle się irytował, ale nie potrafił powiedzieć co dokładnie nie gra. Ale wracając do sedna, on był stanowczy, ale w taki skromny i uprzejmy sposób. Zresztą nie było potrzeby, żeby ostrzej sobie z nimi pogrywał, bo wszyscy, łącznie z reżyserem byli w niego zapatrzeni jak w obrazek.

Mam też takie spostrzeżenie i pytanie. Na początku jak wypowiadają się tancerze to wyglądało to tak jakby nagrywali już po śmierci Michaela. Wszyscy mieli łzy w oczach, a jeden zaniemówił zupełnie.

Skala tego koncertu trochę mnie przytłoczyła. Każda piosenka miała niesamowitą otoczkę. Począwszy od choreografii (pomysł na tancerzy wyskakujących spod sceny był kapitalny), oświetlenia, rewelacyjnych muzyków, efektów specjalnych, filmów wyświetlanych na ekranach (łał!) i samego Michaela, który angażował się we wszystko, każda sekunda była dopracowana. Zero improwizacji.

Największe wrażenie zrobiła na mnie aranżacja do Earth Song. A już na końcu jak na scenę wyjechała koparka to aż mnie zatkało.

Myślę, że ludzie go zapamiętają takiego jaki był na tym filmie. Czyli zapomną o procesach, operacjach i całej reszcie. Pozostanie wizerunek prawdziwej i największej gwiazdy naszych czasów.

10/10