Oscary 2019 – prognoza

Tradycyjnie, wraz z ogłoszeniem nominacji do Złotych Globów, sezon oscarowych dywagacji należy uznać za rozpoczęty. Hollywoodzkie Stowarzyszenie Prasy Zagranicznej rokrocznie nadaje ton ogólnej dyskusji na temat mijającego sezonu filmowego. Podobnie jak w poprzednich latach, jest to w dużej mierze komunikacja marketingowa – wskazująca konkretne tytuły, które mają się liczyć w walce o Oscary, a co za tym idzie – otrzymują etykietę najlepszych filmów 2018 roku.

Wybór jest mocno umowny, bowiem wsłuchujemy się w głos branży nie mając możliwości zweryfikowania ogólnych zachwytów i pochwał. Większość nominowanych filmów dopiero czeka na swoją światową premierę – a w Polsce standardowo jak w lesie część z nich będziemy mogli zobaczyć dopiero po Nowym Roku. Nie umniejsza to jednak powagi samych globowych nominacji, które warto potraktować jako wskazówkę na hollywoodzkiej mapie “2018”, z wyraźnie zaznaczonymi atrakcjami turystycznymi wartymi naszej uwagi.

Filmy

Jednego z najważniejszych bohaterów nadchodzących branżowych gal już zresztą znamy i podziwiamy w kinach nad Wisłą. “Narodziny Gwiazdy“, należąca do klasyki (i trwale zapisana w historii) kinematografii uniwersalna opowieść o muzykach budujących/niszczących swoje kariery i poznających miłość, w tym roku doczekała się już czwartej wersji. Wrażenia SithFroga możecie poczytać tutaj, a jeśli chodzi o uznanie krytyków filmowych – amerykanie wyróżnili film Bradleya Coopera w pięciu kategoriach: od tej oczywistej, jaką jest ścieżka dźwiękowa, po będące już wysokim rodzajem uznania nominacje za pierwszoplanowe role męskie (Cooper) i żeńskie (Lady Gaga!), na Najlepszym Reżyserze i Filmie Dramatycznym kończąc. Nie wydaje mi się, żeby Cooper miał zebrać laury już przy okazji pierwszego podejścia do reżyserskiego stołka, jednak wyróżnienie w kategorii aktorskiej jest całkiem realne. Zarówno w przypadku Coopera, jak i rewelacyjnie prezentującej się na ekranie Stefanii Germanotty, bo tak właściwie nazywa się popularna wokalistka.

Tak czy inaczej “Narodziny Gwiazdy” uchodzą za jeden z najważniejszych filmów roku, prezentujący przy okazji interesującą retrospektywę, zarówno w odniesieniu do historii kina (a Hollywood uwielbia nagradzać taką tematykę – wystarczy przypomnieć Oscary dla “The Artist” czy “La La Land”), jak i samej, znanej wszystkim, klasycznej opowieści, którą uwspółcześniono i napisano od nowa.

 

Jeżeli chodzi o kontrkandydatów do miana rewelacji sezonu, pozornie najmocniejszym graczem wydaje się być “Vice“. Film Adama McKaya zebrał aż sześć nominacji, czyli najwięcej w porównaniu z konkurencją. Jest to polityczna biografia Dicka Cheneya, byłego wiceprezydenta w gabinecie George’a Busha Juniora. Prawdę mówiąc, to jestem tymi sześcioma wyróżnieniami nieco zaskoczony: w Stanach co roku powstaje jakiś polityczny biogram (sam Bush doczekał się “W” z Joshem Brolinem, a ostatnio były – pierwsze z brzegu “JFK” i “LBJ” o Kennedym i Johnsonie). Przeważnie, filmy te nie umykają uwadze krytyków, jednak rzadko spotykają się z powszechnym aplauzem. Dziwi więc, że akurat ta historia dostąpiła wielu zaszczytów, chociaż oczywiście może się okazać, że posiada ona jakiś, niewyobrażalny w tym momencie dla mnie, potencjał na Wielkie Kino.

W każdym razie, obsada filmu jest z najwyższej półki. Nominowani zostali Christian Bale (pierwszy plan), Amy Adams i Sam Rockwell (plan drugi), na ekranie pojawia się też Steve Carell. Pan Bale prawdopodobnie będzie liczył się do ostatnich chwil w walce o Oscara, chociaż w przypadku Złotych Globów zadanie ma łatwiejsze – nominowany jest w kategorii filmu muzycznego lub komedii, a wspomniany wyżej Bradley Cooper powalczy o Globa za występ w dramacie. Amy Adams powinna już dawno mieć Oscara w gablocie (pięć nominacji dotychczas), więc każdy rok będzie dobry na wyrównanie tego niedoboru. “Vice” walczy również o tytuł Najlepszego Musicalu/Komedii, a także Scenariusza i Reżyserii. Za jedno i drugie odpowiedzialny jest Adam McKay – wzięty scenarzysta (od “Legendy telewizji” przez “Saturday Night Live”, aż po “The Big Short”), który od dłuższego czasu próbuje sił również za reżyserskim stołkiem. “Vice” wchodzi do kin w USA na Boże Narodzenie, a w Polsce będziemy mogli go sprawdzić od 11 stycznia.

 

Dużym wydarzeniem jest fakt, iż w tym roku pięć nominacji do Złotych Globów dostał film Yorgosa Lanthimosa (“Faworyta“). Biorąc pod uwagę wymienione wcześniej filmy – “Narodziny gwiazdy” Coopera i “Vice” McKaya można pokusić się o stwierdzenie, że 2018 rok należał do kina autorskiego. Lanthimos to poważany na całym świecie grecki awangardzista, którego “Lobster” był przedmiotem niedawnej recenzji na naszej głównej. “Faworyta”, w przeciwieństwie do dotychczasowych produkcji reżysera, jest filmem twardo osadzonym w czasie i przestrzeni – opowiada o trójstronnych relacjach na XVIII-wiecznym dworze brytyjskim, za czasów panowania królowej Anny Stuart (Olivia Colman), której pomaga Lady Sarah (Rachel Weisz). Obie panie otrzymały nominacje, odpowiednio za pierwszy i drugi plan kobiecy, a na gali towarzyszyć im będzie również zaproszona Emma Stone, która wcieliła się w dworską służkę Abigail. “Faworyta” ma również szansę w kategorii Scenariusza oraz Filmu Muzycznego/Komedii. Prywatnie nie jestem fanem twórczości Lanthimosa, ale dla jego miłośników zapowiada się pozycja obowiązkowa. Premiera w Polsce – późno, bo dopiero 8 lutego.

 

Kolejnym dużym tytułem, na który warto zwrócić uwagę, jest “Czarne Bractwo. BlacKkKlansmann“. Film, który mieliśmy już okazję… przeoczyć w tym roku. Wzorowana na autentycznej historii opowieść o dwóch detektywach, przenikających w struktury KKK w Colorado Springs lat 60., miała swoją polską premierę 14-ego września. Zebrał pozytywne (acz niepozbawione uwag) recenzje i zniknął, nawet z mojego – nieskromnie przyznam, że szerokiego – pola uwagi. Tymczasem “BlacKkKsmanni” otrzymali aż cztery nominacje: za Najlepszy Dramat, dla Spike’a Lee za Reżyserię oraz dla Johna Davida Washingtona i Adama Drivera za pierwszy i drugi plan męski. O szansach na realne statuetki – i późniejsze Oscary – dla tej pozycji radzę rozprawiać jednak dość ostrożnie, nie jest to tematyka specjalnie lotna, a w dzisiejszych czasach wręcz niebezpiecznie kontrowersyjna. Ewentualne wyróżnienia interpretowałbym w tym przypadku jako ukłon w stronę podjętej tematyki, chociaż sam film mam zamiar jak najszybciej nadrobić, aby przekonać się na własne oczy, czy przeczucie mnie nie myli.

 

Jest jeszcze “Mary Poppins powraca” – familijna fantasmagoria ze świetną Emily Blunt w roli zwariowanej niani, pomagającej bliźniakom w ich życiowych problemach. To ciepła opowieść o wchodzeniu w dorosłość i pielęgnowaniu dziecięcej natury wewnątrz nas – z pewnością pozycja bardzo atrakcyjna w kontekście świątecznego, rodzinnego wypadu do kina. Cztery nominacje do Złotych Globów – dla pani Blunt i pana Lin-Manuela Mirandy (nowa twarz na czerwonym dywanie) oraz za muzykę i w kategorii Musicalu/Komedii Roku. Warto zwrócić uwagę na Mirandę, który jest piosenkarzem – był nominowany do Oscara za kawałek w “Moanie” z 2016 roku, a którego umiejętności sceniczne zasługują ponoć na wielką uwagę. Mary Poppins zawita do naszych kin dokładnie 25 grudnia.

Do wspomnianego nurtu kina autorskiego dobrze wpisuje się jeszcze “Green Book” – kolejna biograficzna historia, sięgająca korzeniami do amerykańskich ikon kultury popularnej. Napisany i wyreżyserowany przez Petera Farrelly’ego (“Głupi i głupszy”) film opowiada o trasie koncertowej, jaką odbył w latach 60. jazzowy mistrz Don Shirley (Mahershala Ali) w towarzystwie swojego bodyguarda Tony’ego Vallelongi (Viggo Mortensen). Trasa koncertowa obejmowała tzw. “Głęboką północ”, czyli region USA nazywany również “bawełnianymi stanami”. Tematyka filmu narzuca się jednoznacznie – czarnoskóry artysta w krainie ideologicznych wrogów, całość jednak jest utrzymana w nurcie komedii obyczajowej. Wygląda na to, że Hollywood wciąż przepracowuje stare traumy, odgrzewając utarte klisze. Rezultat jest taki, że “Green Book” zgarnął aż pięć nominacji – powalczy o tytuł Komedii Roku, Najlepszego Scenariusza i Reżyserii. Również wspomniana para męskich aktorów ma szanse na statuetkę. “Green Book” to typowy przykład “kolejkowania” premier przez polskich dystrybutorów – w USA film oglądają już niemal od miesiąca, my poczekamy jeszcze dwa – premierę zapowiedziano na 15 lutego.

Jeżeli chodzi o kategorie animacji roku, ja osobiście czekam na premierę nominowanego do Złotego Globa “Ralph Demolka w Internecie” – film wyszedł już w USA (do Polski zawita 11 stycznia) i zbiera pozytywne recenzje. Prywatnie jestem wielkim fanem pierwszej części, która bardzo przyjemnie odświeżyła oldschoolowy klimat automatów analogowych. Podróże internetowe bohatera retro będą walczyły o Globa z sequelem “Iniemamocnych”, najlepszym filmem animowanym Marvela od dobrych kilku lat (“Spider-Man Universe”),  a także standardowo – z przedstawicielem anime (w tym roku “Mirai no Mirai”) oraz animacją Wesa Andersona pt. “Wyspa psów”. I to w tej ostatniej pozycji widziałbym największego faworyta w wyścigu po Oscara – utrzymana w specyficznym (autorskim!) klimacie reżysera opowieść o nierównościach i ksenofobii, pięknie wpisuje się w nurt społecznie potrzebnych, bajkowych opowieści z morałem. Ja jednak skłaniam się ku gamingowej opowieści spod ręki mistrzów animacji Disneya.

 

Ludzie

Jeżeli chodzi o najgorętsze kategorie aktorskie to lista nominowanych do Złotego Globa wydłuża niemiłosiernie pole do spekulacji i kombinatorstwa. Jest to związane z archaiczną i przestarzałą formułą przyznawania tych nagród: filmy i aktorzy pierwszoplanowi walczą w kategoriach rozdzielnych – funkcjonuje baaaardzo umowny podział na Dramaty i Komedie/Musicale (dla przykładu “BlacKkKsmann” został zgłoszony jako dramat, ale już “Faworyta” Lanthimosa – jako Komedia/Musical). Żeby było jeszcze (nie)logiczniej, podział ten nie ma żadnego zastosowania w przypadku aktorskich kategorii drugoplanowych, scenariusza, reżyserii, muzyki.

Trudno spodziewać się, że Filmem Roku zostanie dzieło twórcy “Głupiego i Głupszego”, czy greckiego oryginała, dlatego w kontekście Oscara – zarówno “Faworyta” jak i “Green Book” powinny ucieszyć się samą, bardzo prawdopodobną, nominacją. Jestem w stanie wyobrazić sobie scenariusz, w którym “Narodziny Gwiazdy” zyskują powszechne uznanie, jednak mam problem z debiutującym w roli reżysera Cooperem – trudno spodziewać się, że Akademia wyróżni go wzorem lat poprzednich, kiedy to statuetki Filmu Roku i Reżysera Roku były ze sobą niejako powiązane. Możliwa jest więc sytuacja, w której “Narodziny Gwiazdy” zostaną docenione tylko w jednej z tych kategorii. Moim zdaniem o tytuł filmu sezonu powalczą z “Vice” i “BlacKkKsmannem” . Spodziewać się należy również większej liczby nominacji dla filmów z udziałem Afroamerykanów – stąd widzę szansę na zaistnienie zarówno dla marvelowskiej “Czarnej Pantery”, jak i przejmującego dramatu “If Beale Street Could Talk” (oba filmy zebrały po trzy nominacje do Złotego Globa).

 

W kategorii aktorów największym faworytem będzie Bradley Cooper, bo nie ulega wątpliwości, że wokalne popisy Akademia doceniać potrafi, a i sam aktor na wszelkie pochwały po prostu zasłużył. Wśród kontrkandydatów widzę wszechobecnego ostatnio Christiana Bale’a, który przeszedł ogromną przemianę fizyczną (nie po raz pierwszy zresztą) dla kreacji Dicka Cheneya. Liczyć się będzie na pewno Rami Malek za kolejną świetną kreację muzyczną, nad którą zachwycałem się w recenzji “Bohemian Rhapsody“. Zbiór muzycznych odtwórców zamyka Mahershala Ali i jego Don Shirley z “Green Book”, co ciekawe nominowany za drugi plan do Globa. Do grona potencjalnych zwycięzców warto chyba dokooptować wspomnianego Johna Davida Washingtona – facet jest synem tego Denzela Washingtona, wiec genetyczne predyspozycje z pewnością ma na miejscu. Po cichu liczę również na nominację dla Roberta Redforda za szaloną rolę w kryminale komediowym Davida Lowery’ego “Gentelman z rewolwerem”, która zagościła już na ekranach kin w październiku.

 

Wśród pań wielu krytyków próbuje zawczasu wręczać wszelkie statuetki Lady Gadze, co nie jest wcale takim bezsensownym postulatem, na jaki pozornie wygląda. Polecam obejrzeć “Narodziny gwiazdy”, gdzie celebrytka pozbawiona (przynajmniej częściowo) hektogramów tandety i kiczu sprawdziła się zaskakująco wdzięcznie i naturalnie. Konkurencja jednak jest spora i do tego na niezwykle wysokim poziomie: jest Charlize Theron, chociaż za rolę w średnio ocenionej komedii (“Tully”), jest wspomniana Amy Adams (drugi plan w “Vice”), jest Rosamund Pike (“A Private War”), no i przede wszystkim: jest Nicole Kidman, której roli w “Destroyer” podobno nie da się porównać z żadną inną, tak wiele aktorka zmieniła w swoim wyglądzie i aparycji. Wystarczy obejrzeć trailer:

 

Film trochę przypomina żeńską wersję “Zjawy”, za którą DiCaprio otrzymał wreszcie wyczekiwanego Oscara, może podobnie będzie i tym razem? Na nominację mogą liczyć też wspomniane wyżej Emily Blunt za rolę Pani Poppins oraz Olivia Coleman (“Faworyta”). Do Globa nominowano też Melissę McCarthy (“Can You Ever Forgive Me?”). Co do samej statuetki – obstawiałbym Gagę lub Kidman, chyba że…. wszystkich pogodzi weteranka Glen Close. Legendarna aktorka, gwiazda takich filmów jak “Niebezpieczne związki” czy “Fatalne zauroczenie”, była już sześciokrotnie nominowana do Oscara – to może być dla niej absolutnie ostatnia okazja. Chociaż film, za który jest nominowana do Złotego Globa (“Żona”), tak po prawdzie to premierę miał we wrześniu 2017 roku.

W kategorii reżyserów powalczyć powinni twórcy autorscy – Cooper, Lathimos, Farrelly, McKay, chociaż osobiście faworyta upatruję w Spike’u Lee. Czarnoskóry reżyser odbierający statuetkę za film o walce z prześladowaniem czarnoskórych obywateli USA to coś, co idealnie będzie wpasowywać się w społeczno-polityczny kontekst współczesnych Stanów Zjednoczonych, a dla Akademii będzie stanowić idealną odpowiedź na coroczne oskarżenia o rasizm i pomijanie nie-białych twórców filmowych.

Scenariusz – adaptowany lub oryginalny w kontekście Oscarów, dla Złotego Globa ujęty w jedną kategorię – zapewne powędruje w ramach nagrody pocieszenia dla filmu, któremu nie wystarczy statuetek w ważniejszych kategoriach. Duże szanse mają tutaj wspomnieni reżyserowie-scenarzyści, zwłaszcza w kontekście potencjalnego zwycięstwa Spike’a Lee w kategorii Reżyseria. Liczyć się będzie zarówno Ferrelly, jak i Adam McKay, chociaż zerkając na listę wyróżnionych przez Prasę Zagraniczną Hollywood warto odnotować Barry’ego Jenkinsa (“If Beale Street…”) oraz Alfonso Cuarona, którego społeczny dramat o życiu w Mexico City pt. “Roma” został bardzo wysoko oceniony przez krytyków na całym świecie (do tego 3 nominacje do Globa: Scenariusz, Reżyseria i Dramat).

Polska

Niestety żadnej nominacji do Złotego Globa nie otrzymała “Zimna wojna” Pawła Pawlikowskiego. Szkoda tym większa, że film przed chwilą rozbił bank europejskich Nagród Filmowych – tryumfował na niedawnej gali w Sevilli niepodzielnie, zdobywając statuetki za Film Roku, Reżyserie, Scenariusz (wszystkie dla Pawlikowskiego) oraz pierwszoplanową żeńską (Joanna Kulig). Do tego Janusz Kamiński odebrał specjalną nagrodę za zdjęcia – w normalnych warunkach taki wysyp nagród dla polskiego filmu nie zdarza się… nigdy. Już same kategorie, w których “Zimną wojnę” wyróżniono, stawiają go w miejscu największych filmowych osiągnięć Starego Kontynentu. Nagrody te przed Pawlikowskim odbierali m.in. Pedro Almodóvar, Roberto Benigni, Lars von Trier, Michael Haneke, czy Paolo Sorrentino. To naprawdę najwyższa możliwa półka.

Z szansami na Oscary dla “Zimnej Wojny” (warto dodać, że nie obowiązuje już żaden klucz terytorialny, więc teoretycznie możliwa jest np. nominacja dla Joanny Kulig) może być zatem różnie. Sugeruję poczekać na nominację do BAFT, które są drugim – po Złotych Globach – papierkiem lakmusowym w kontekście oscarowego wyścigu. Brytyjczycy Pawlikowskiego cenią bardzo wysoko, więc istnieje szansa, że nieobecność “Zimnej wojny” na listach do Złotego Globa to jedynie przesadna ekstrawagancja amerykańskich krytyków.

Tym bardziej, że na ogłoszonej wczoraj, skróconej liście filmów zakwalifikowanych do dalszego etapu kwalifikacji do nominacji(sic!) do Oscara, znalazły się aż trzy polskie akcenty. Poza “Zimną wojną”, Akademia postanowiła przyjrzeć się bliżej dokumentalnej “Komunii” w reżyserii Anny Zamęckiej oraz fabularnej koprodukcji polsko-kazachskiej pt. “Ajka” w reżyserii Sergieja Dvortsevoya.

Szczerze przyznaję, że nie do końca rozumiem przypadek “Komunii”, która światową premierę miała… w sierpniu 2016 roku. W kontekście filmów dokumentalnych Akademia wprowadziła w tym roku nowe regulacje, na mocy których nominowany do Oscara może zostać dokument zdobywający laury na ważnych festiwalach branżowych. Tak właśnie jest w przypadku “Komunii” Anny Zamęckiej, która dostała m.in. Europejską Nagrodę Filmową za najlepszy dokument 2017 roku. Po kolejnym zwycięstwie na prestiżowym Yamagata International Documentary Film Festival w Japonii, film Zamęckiej mógł zostać zgłoszony do nagrody za 2018 rok. Niestety, nie dokopałem się do szczegółowych informacji na temat daty premiery filmu zgłaszanego tą drogą do konkursu. Pewnym tropem jest jednak informacja, że “Komunia” była w tym roku dystrybuowana w Stanach Zjednoczonych i być może to również jest czynnikiem kwalifikującym ją do udziału w wyścigu.

Niestety, wśród faworytów kategorii nieanglojęzycznego filmu fabularnego wymienia się przede wszystkim wspomnianą wyżej “Romę” Cuarona, więc – nawet w przypadku nominacji dla “Zimnej wojny” lub “Ajki”, o ostateczne zwycięstwo będzie bardzo trudno.


 

Reasumując powyższy przegląd – kilka ogólnych komentarzy:

  • Bardzo wyraźnie rysuje się “amerykocentryczność” nominowanych historii – od “Mary Poppins powraca” przez “Green Book”, aż po “Narodziny Gwiazdy”, amerykanie wciąż przyglądają się sobie pod różnym kątem, wciąż poszukują – za pośrednictwem dzieł kultury popularnej – odpowiedzi na własną tożsamość;
  • Rok 2018 upływa pod znakiem muzyki, co jest niemałym zaskoczeniem – chyba wszystkim wydawało się, że popularność “La La Land” to raczej łabędzi śpiew minionej epoki w kinie, tymczasem musicale czy też filmy muzyczne trzymają się mocno i wciąż elektryzują odbiorców;
  • Zauważalny, wyraźny skręt w stronę autorów z pogranicza mainstreamu i undergroundu, może wskazywać na poszukiwanie nowej krwi w Hollywood, gdzie niedawno obalone na fali afer seksualnych pomniki wciąż oczekują swoich następców;
  • Film amerykański w 2018 roku nie wywołuje tak wielkich emocji, jak ostatnio. Na listach faworytów próżno szukać pozycji absolutnie obowiązkowej. Zwykle w takich okolicznościach nazwałbym go “biedarokiem”, ale nauczony doświadczeniem postanowiłem poczekać, aż interesujące mnie pozycje obejrzę. Nie spodziewam się jednak wielkiej różnicy jakościowej w stosunku do roku 2017, który był umiarkowanie przyzwoity;
  • Jak zwykle – gros nominowanych dopiero czeka na polskie premiery, zatem większość powyższych dywagacji ma charakter spekulacyjny/wróżbiarski. Pomimo tego, z pewnością warto zapoznać się z “Zimną wojną”, “Narodzinami Gwiazdy” i “BlacKkKsmannem”, które w ten czy inny sposób są już dostępne dla polskiego widza.

Na ten moment to wszystko z mojej strony. Do tematu Oscarów powrócimy, kiedy poznamy już listę nominowanych przez Akademię – czyli pod koniec stycznia. Tymczasem zapraszam do dyskusji w komentarzach!

-->

Kilka komentarzy do "Oscary 2019 – prognoza"

  • 19 grudnia 2018 at 12:46
    Permalink

    Wyglada mi na slaby ten rok. Jakos nie kreca mnie muzyczne filmy po Bohemian Rhapsody. Narodziny. Gwiazdy dostaly dobre noty od Sithfroga, ale ja slyszalem ze film w sumie o niczym, poza dobra muzyka fabula kiepska.

    Na pewno omijam Lanthimosa, bo to bedzie dziwadelko w stylu ‘Phantom thread’ z zeszlego roku.

    Moze ten ‘Vice’, ale tu raczej ze wzgledu na obsade, bo tematyka biograffi politykow to raczej nie jest moj typ kina.

    Intrygujaco wyglada Kidman w tym ‘Destroyerze’, o ktorym nie slyszalem. Nie ma info w tekscie, kiedy premiera w PL?

    Reply
  • 19 grudnia 2018 at 12:52
    Permalink

    w USA “Destroyer” wchodzi w Boże Narodzenie. w Polsce – daty premiery na razie brak.
    Opinie na prapremierach zebrał przeciętne – narazie 6,7 na imdb. Niemniej, chyba warto będzie zobaczyć – to policyjny thriller, Kidman wystepuje w roli zrozpaczonej i pozbawionej sensu życia detektyw mierzącej się z traumą z przeszłości. Pachnie mi klimatem noir ten film.

    Reply
  • 19 grudnia 2018 at 13:16
    Permalink

    uff korekta korekty zakonczona 😀

    btw jak to jest z tymi nominacjami za 2018 rok, że zostają nominowane filmy z 2017 albo 2016? xD

    Reply
    • 19 grudnia 2018 at 13:35
      Permalink

      W przypadku filmów anglojęzycznych kryteria są takie, że film musi mieć publiczną premierę w kinie w danym roku kalendarzowym. I tak w przypadku “Żony” z Glen Close ten wymóg został spełniony, ponieważ film był tylko pokazywany przedpremierowo w 2017, a “publicznie” pojawiał się w różnych datach w różnych krajach, ale już w 2018.

      W przypadku filmów nieanglojęzycznych (co wcale nie oznacza “zagranicznych”, jak sie często mylnie te nagrody nazywa) zasada jest nieco bardziej skomplikowana. Po pierwsze, o zgłoszeniu decydują krajowe komisje, a nie producenci.
      Po drugie, wskazany może być jedynie film mający premierę w kraju pochodzenia między październikiem roku poprzedzającego rozdanie o dwa lata, a wrześniem roku poprzedzającego rozdanie.
      Czyli – żeby polski film mógł startować w przedbiegach oscarowych w 2019 roku, jego premiera w Polsce musiała się odbyć pomiędzy 1.09.2017 a 30.10.2018.
      “Zimna wojna” swoją premierę w PL miała 8.06.2018. Więc się wszystko zgadza.

      Zasięgnęłem języka i dowiedziałem się, że jeszcze inaczej jest z “Komunią” – ta została zaprezentowana na światowej premierze już we wrześniu 2016. Ale jest to film dokumentalny, który wygrał kilka przegladów “uznawanych” przez Akademię za ważne wydarzenia branżowe i z tego względu – po wprowadzeniu nowych regulacji dla kategorii filmu dokumentalnego – został nominowany w tym roku. Ma być to furtka dla niezależnych twórców-dokumentalistów, którzy nie mają funduszy i wsparcia na działania marketingowe.

      Reply
    • 19 grudnia 2018 at 14:25
      Permalink

      Klantalupa dlaczego jestes czerwony? Wkupiles sie w laski redkacji? 😛

      Reply
      • 19 grudnia 2018 at 14:29
        Permalink

        zielonego ani różowego dac nie chcieli, wiec musialem zadowolic sie czerwonym 🙁

        Reply
        • 19 grudnia 2018 at 19:42
          Permalink

          Zawsze to jakis zyciowy achievement 😛

          Reply
  • 19 grudnia 2018 at 13:53
    Permalink

    Vice ma być grany w Polsce od 11 stycznia. Podobno film petarda. Big Short mi się bardzo podobał, obsada jest rewelacyjna, więc nie mogę się doczekać.

    Ale tak poza tym, to nie wiem kompletnie nic o pozostałych kandydatach. Pod tym względem jest jeszcze gorzej niż w latach ubiegłych.

    Reply
    • 19 grudnia 2018 at 14:04
      Permalink

      dzięki Crowley, wstawiam poprawkę do tekstu.

      dam sobie trzy paznokcie obgryźć, że kiedy nad nim pracowałem parę dni temu, data premiery w Polsce nie była znana.

      Reply
    • 19 grudnia 2018 at 19:46
      Permalink

      Tez jestem ‘zielony’ w temacie wiekszosci tych filmow. Jakies amerykanskie historie, ktore akuratnie nie przesaczyly sie przez zelazna kurtyne i nie mam o nich pojecia.

      Nie ma zadnej wielkiej superprodukcji, zadnego murowanego hitu oscarowego w typie Wladcy Pierscieni, lub chociaz Pianisty. Mam wrazenie, ze coraz bardziej niszowe te filmy zza oceanu. I ukierunkowane mocno na amerykanskiego widza.

      Reply
      • 20 grudnia 2018 at 08:37
        Permalink

        to ciekawe spostrzeżenie. i chyba słuszne – Hollywood bardzo wyraźnie odeszło od produkowania blockbusterów z ambicjami. teraz mamy taki twardy podział, że jak film kosztuje bazyliony dolców, to wiadomo ze robi go Lucas/Disney/Marvel i to będzie jakaś fantasmagoria na wakacje.
        Natomiast poważne fabuły kręcą się wokół tych samych osi, jak nie prześladowanie etniczne, to kulturowe, jak nie ksenofobia i rasizm, to marzenia i sny o potędze. We wszystkim przebija się ogólna apatia, niegatywizm, lub w najlepszym przypadku – ambiwalencja.
        Kino już dawno przestało pocieszać społeczeństwa, nadawać życiu więcej barw i mobilizować do działania. Mam wrażenie, że obecnie razem z nim próbuje znaleźć dla siebie miejsce.

        Reply
        • 20 grudnia 2018 at 18:53
          Permalink

          Na szczescie te wszystkie Marvele powstaja nna tyle czesto, ze zawsze trafi sie jakis dobry egzemplarz. Np jak Deadpool, czy ostatni Thor.

          Ciekawe czy DC sie w koncu ogarnie. Aquaman wlasnie wszedl do kin, opinie zbiera calkiem niezle.

          Reply
  • 19 grudnia 2018 at 21:40
    Permalink

    Ja dopiero dzisiaj przez przypadek dowiedziałem się o filmie z Aragor… wróć Viggo Mortensenem. Okazuje się, że ma pełno nominacji i złote globy, a premierę w Polsce bedzie miał 19 lutego. Polska jest chole… bardzo w tyle. Film z tego co pokazują w zwiastunach mam wrażenie idealnie wpisuje się w obecną sytuacje hollywood’u. Czarnioskóry, który pokazuje białasom, że nie są panami świata. Raczej rola pierwszoplanowa dla Mahershalalhashbaz Gilmore’a choć nie wiem czy może już okres udobruchania czarnoskórej części ameryki się skończył i dostanie go tylko jeśli naprawdę dobrze zagrał. Filmu nie widziałem i raczej długo nie obejrzę i trochę przykro, ze na świecie puszczono go cztery miesiące wcześniej.

    Reply
    • 20 grudnia 2018 at 08:25
      Permalink

      Średni ten suchar z Aragornem. Mortensen już dawno wydostał się z szuflady.

      Reply
    • 20 grudnia 2018 at 08:40
      Permalink

      Green Book może być naprawde fajną historią z jajem. Tylko ten Farrelly mi trochę nie pasuje… “Głupi i głupszy” mówi sam za siebie. Ciężko mi uwierzyć, ze uchwycił ten trudny temat z jajem, nie wpadając w śmieszność.
      Ale może się wyrobił, nie chcę odbierać mu zasług przed seansem. Chociaz wątpliwości mam.

      Reply
  • 20 grudnia 2018 at 08:23
    Permalink

    Kot nie wygrał europejskiej nagrody filmowej. Proszę poprawić błąd 🙂

    ‘Roma’ może się liczyć także w najważniejszych kategoriach, spodziewam się nominacji dla aktorki i reżysera. Podobno arcydzieło. Widziałem wiele opinii wyrażających żal, że trafił się ‘Zimnej wojnie’ aż tak mocny konkurent.
    Nazwisko McKaya i obecność w kategoriach komediowych sugeruje, że ‘Vice’ to nie jest typowy polityczny biopic.
    ‘If Beale Street could talk’ to może być TEN film. Wśród oskarowiczów zawsze zdarza się jeden tytuł, który jest prawdziwą rewelacją.
    Nie wspomniałeś o możliwych szansach na nominację dla Toni Colette za ‘Hereditary’. Liczę też po cichu, że Akademia dostrzeże rewelacyjne ‘Zatrzyj ślady’.
    Sporo wyróżnień po drodze pozbierał ‘Pierwszy reformowany’. Patrząc po różnych nagrodach faworytem do Oscara może być Ethan Hawke. Czekam na recenzję tego filmu na fsgk. Może mi ktoś wyjaśni jak pięciolatkowi jakim cudem taka szmira zbiera tyle nagród.

    A Oscara i tak wygra ‘Czarna pantera’ 😀

    Reply
    • 20 grudnia 2018 at 08:32
      Permalink

      Kota poprawiam.

      First Reformed jest na mojej liście dość daleko, a ciężar gatunkowy nie współgra z obecnym klimatem, więc raczej go szybko nie zrecenzuję.

      Faktycznie, “If Beale Street…” może być bardzo dobrym kandydatem na rewelacje gali. Ale juz mniejsza z gala, film ma potencjał by po prostu okazać się świetnym dziełem. Czekam.

      Hereditary mi zupełnie nie podeszło. Za to “Vice” mnie intryguje, polityczne kliamty mi nie przeszkadzają, a okres ‘panowania’ Dicka Cheneya to interesujący czas i faktycznie, ten film może wybić się ponad przeciętną gatunkową.

      Reply
      • 20 grudnia 2018 at 11:18
        Permalink

        To daj Sithowi znać, by ‘Firsta’ opisał. Poważnie. Albo ja jestem głupkiem albo zgłupieli wszyscy krytycy w Stanach. Za scenariusz to tu się należą Maliny i żadne inne nagrody.

        Może źle się wyraziłem. ‘Ulica Beale’ może i nie będzie rewelacją gali. Ale ta gala zawsze jakiś rewelacyjny film ma. Rok temu były to ‘Billboardy’, dwa lata temu ‘Moonlight’. Akademia drugi raz Jenkinsa nagrodami nie obsypie, nie wierze w to. Uważam ‘Moonlight’ za wspaniały film i- patrząc także po opiniach znajomych z fw- ‘Ulica Beale’ może być równie wspaniała. Ciekaw jestem polskiego tytułu 🙂

        Film Jenkinsa powstał na podstawie książki znanego afroamerykańskiego pisarza Jamesa Baldwina i w tym miejscu polecam genialny dokument ‘Nie jestem twoim murzynem’, w którym Baldwin jest kluczową postacią. Piekielnie inteligentny i dający do myślenia film.

        Reply
        • 20 grudnia 2018 at 13:33
          Permalink

          Moonlight to było duże rozczarowanie. Tego filmu nie trzeba było w ogóle oglądać, żeby się domyśleć jaki jest. Strasznie pretensjonalny w formie też był.

          Chyba nie polubiłem Jenkinsa.

          Natomaist ‘Moonlight’ to był jego debiut, nawet tego nie pamiętałem. I Oscara dostał.
          Ale Cooperowi za “Narodziny gwiazdy” się chyba nie należy. ten film jest bardzo przecietnie skomponowany, w przeciwienstwie do aktorów i muzyki.

          Reply
          • 21 grudnia 2018 at 17:48
            Permalink

            No i masz, nie dogadamy się 😀 Dla mnie ‘Moonlight’ to prawie arcydzieło, 9/10.

            Reply
  • 7 stycznia 2019 at 16:40
    Permalink

    Rozdali Zlote Globy, moze jakis komentarz redakcji? 🙂
    Tylko dwa filmy dostaly wiecej niz jeden: Green Book trzy, i pewnie sie Pq ucieszyl bo Bohemian Rhapsody dostal dwie 🙂

    Reply
  • Pingback: Złote Globy 2019 – komentarz – FSGK.PL

Skomentuj tolkien Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 pozostało znaków