Dredd (2012)

Sędzia DaeL: Nieodległa przyszłość. Ameryka jest nuklearną pustynią. Mega-City One to miasto-państwo, w którym żyje ponad 800 milionów ludzi. Ale nie jest to egzystencja, jakiej można pozazdrościć. Dystopijne jutro pełne jest przemocy, przestępczości, biedy, rozpaczy i narkotyków. I tylko Sędziowie stoją po stronie ładu i porządku.

Recydywista SithFrog: I żeby była jasność – nie będziemy dziś omawiać premiery kinowej.

D: Premiery premierami, ale czasem warto wrócić do produkcji nieco starszych i mniej znanych. W przypadku “Dredda” nadarza nam się właśnie wspaniała okazja. Pod koniec zeszłego roku jak grom z jasnego nieba gruchnęła wiadomość, że Netflix przygotowuje serial będący quasi-sequelem filmu z Karlem Urbanem. Jest to pewnym zaskoczeniem, bo chociaż film zyskał sobie przez te lata status niemal kultowy, to jednak wyniki box office’owe mogły lekko zniechęcać.

Dredd i jego kwadratowa szczęka.

S: Nie owijajmy w bawełnę, “Dredd” potwornie w kinach wtopił. I to mimo, że kosztował tyle co średniej klasy Mercedes.

D: Może odrobinę więcej…

S: Sprawdzałem, budżet “Dredda” to 45 milionów dolarów, czyli o 15 milionów mniej niż żenującego “Resident Evil: Retrybucja”, który trafił do kin w tym samym czasie. Z jednej strony stosunek wydanej kasy do efektu końcowego wspaniały. Z drugiej jednak braki budżetowe widać. A fakt, że film się nie zwrócił, w ogóle zakrawa na żart.

D: W przypadku “Dredda” najbardziej zawiódł marketing. Film trafił do kin jako “Dredd 3D”, w samym środku fali najgorszego trójwymiarowego badziewia ostatniej dekady. W niektórych krajach w ogóle nie dystrybuowano wersji 2D, co z automatu wykluczyło znaczną część widowni. Nie pomagała też pamięć o ostatnim filmie o Sędzim Dreddzie, w którym w tytułową rolę wcielił się Sylvester Stallone.

S: I to jest właśnie dramat, bo “Dredd” jest naprawdę niezłym filmem. Może nie wybitnym, ale bardzo solidnym, oferującym to, czego ludzie oczekują od kina akcji.

Dredd i Anderson.

D: Dokładnie. “Dredd” ma to, co w tego typu filmach najważniejsze – dobrze poprowadzone sceny akcji oraz proste, ale ciekawe postaci. Historia Dredda i Anderson naprawdę trzyma w napięciu do ostatniej minuty, w dużej mierze dzięki sprytnemu wykorzystaniu “settingu”. Dwójka sędziów zostaje zamknięta w ogromnym wieżowcu pełnym ludzi, którzy chcą ich zabić. Proste, ale skuteczne. Nawiasem mówiąc “Dredd” trafił do kin rok po zbierającym świetne recenzje indonezyjskim filmie “The Raid” i został – niesłusznie – oskarżony o skopiowanie pomysłu odizolowania bohaterów w klaustrofobicznym budynku. W rzeczywistości scenariusz do “Dredda” powstał przed rozpoczęciem zdjęć do “Raid”, więc o plagiacie nie ma mowy. To była jak najbardziej oryginalna (i bardzo dobra) koncepcja.

S: To zresztą nie jedyny sprytny pomysł twórców filmu. Wielkie brawa należą się scenarzyście Aleksowi Garlandowi…

D: Znanemu ze świetnego horroru “28 dni później”…

S: No a ostatnio z “Ex Machina”. Garland to naprawdę pierwszorzędny scenarzysta, pełen oryginalnych pomysłów. Mnie bardzo pozytywnie zaskoczył narkotyk slo-mo i sposób w jaki pokazano jego działanie.

D: Tak, slo-mo pozwoliło na pokazanie… jak to nazwać… estetycznej strony przemocy? Sceny po zażyciu narkotyku z jednej strony są atrakcyjne wizualnie, a z drugiej trochę dają do myślenia, bo zachwycamy się pięknie podkolorowanymi rozbryzgami krwi i pękającymi czaszkami. Świetnie wpisuje się to w komiksowe przesłanie tej postaci. Dredd miał być w końcu satyrą na brutalność świata, zarówno tę o charakterze przestępczym, jak i zgodną z prawem.

Przemoc może być piękna.

S: Ale nie udawajmy, że film jest bardzo intelektualny. Mimo wszystko to jest prosta historia sensacyjna. Cersei Lannister kontra Eomer w post-apokaliptycznej scenerii Mega-City One! Gość z kwadratową szczęką i ładna, ale na początku trochę zbyt naiwna asystentka zabijają złoczyńców. Dużo strzelania, klisza goni kliszę.

D: Jasne. To jest przede wszystkim bardzo męskie kino, dla ludzi, którzy lubią, gdy zło zostaje ukarane. A najlepiej, gdy zostaje ukarane przez rozwalenie łba pociskiem przeciwpancernym.

S: I tylko szkoda tego budżetu. Wizja świata jest bardzo spójna, ale co jakiś czas jednak gryzą po oczach te detale. Na przykład motocykle sędziów…

D: …wyglądają jakby ktoś oblepił Junaka pomalowanymi na czarno pudełkami kartonowymi.

S: Właśnie. Takich detali stanowczo za dużo. No i może Urban mógłby tak nie wyginać usteczek w podkówkę, bo to też trochę śmiesznie wyglądało. Jakby był nie tyle zły, co smutny.

D: Wezmę tu Urbana w obronę, bo jednak komiksowy Dredd też miał często taką właśnie dziwną, ponurą minę.

S: OK, w każdym razie to detale. Bo jeśli ktoś lubi klimatyczne, komiksowe s-f, to powinien “Dredda” obejrzeć. To nie jest dzieło wybitne, ale po prostu poprawnie nakręcony, naprawdę wciągający film “do kotleta”. Mnie bardzo mile zaskoczył.

D: I mnie również. Film “Dredd” jest jak sędzia Dredd – morderczo efektywny, nawet gdy ma do wykorzystania ograniczone środki. Dlatego “Dredda” rekomendujemy i z niecierpliwością czekamy co wyjdzie z serialu Netfliksa.


A na koniec ciekawy smaczek – musicalowy apel o stworzenie drugiej części “Dredda”.

-->

Kilka komentarzy do "Dredd (2012)"

  • 6 marca 2018 at 13:18
    Permalink

    Też mi się podobał, w przeciwieństwie do gniota ze Sly’em Stallone’em.

    Reply
    • 6 marca 2018 at 13:30
      Permalink

      Matt Kobosko, ale klasykę to Ty szanuj, hę?
      Sędzia Dredd ze Stallone to jeden z największych klasyków ery VHS!

      Nowy też jest dobry, ale nie umywa się do genialnego pojedynku między Jospehem a Rico w wersji ’95. W ogóle tamte filmy S-F miały niesamowity klimat: Total Recall, Demolition Man i Judge Dredd to moje ulubione filmy po dziś dzień 😀

      Reply
      • 6 marca 2018 at 18:15
        Permalink

        Popieram! Za mało o nim wspomniano w tej recenzjorozmówce, liczyłem na ciekawe porównanie.

        Reply
        • SithFrog
          6 marca 2018 at 18:30
          Permalink

          Nie mam sentymentów do starego Dredda. Był strasznie przaśny i jeśli oglądam go czasem to tylko dlatego, że jest tak zły, że aż dobry. Za mało tam puszczania oka i ironii, a za dużo napinki. Dredd z Urbanem nieporównywalnie lepszy, wierniejszy (żadnego ściągania hełmu) i lepiej zrealizowany.

          Z klasyków wolę Człowieka demolkę czy wspomniane Total Recall. Sędzia Sylwek mnie nie kupił wtedy, nie kupuje mnie teraz.

          Reply
  • 6 marca 2018 at 18:03
    Permalink

    Oba dreddy sa porownywalne, oba specyficzne, meskie i na swoj sposob zajebiste 🙂
    Osobiscie wole Stallone’a w tej roli, ale Karl Urban tez dal rade. Nowa czesc to troche podobna historia jak ‘Riddick’, gdzie film robia tworcy za wlasne pieniadze kosztem kampanii marketingowej, ale zyskuje jakosc. W porownaniu z remakiem “Pamieci absolutnej” to wypadlo wrecz rewelacyjnie.

    Ale mam nadzieje, ze “Czlowieka Demolki” nie beda przerabiac. Oryginal z Snipsem, Sly’em i Sandra Bullock jest perfekcyjny 🙂

    Reply
    • SithFrog
      6 marca 2018 at 18:33
      Permalink

      “W porownaniu z remakiem “Pamieci absolutnej” to wypadlo wrecz rewelacyjnie.”

      Proszę nie kłamać! Taki film nigdy nie powstał. Tak jak nie ma żadnego rimejka Robocopa. Nie, nie nie! NIE! 😛

      “Ale mam nadzieje, ze “Czlowieka Demolki” nie beda przerabiac. Oryginal z Snipsem, Sly’em i Sandra Bullock jest perfekcyjny”

      Jezusmaria, jeszcze by tego brakowało, żeby jakiś pożal-się-boże producent wziął się za robienie nowej wersji Demolki. Tak jak piszesz – to jest film jedyny w swoim rodzaju i w ramach własnej konwencji praktycznie bez wad. Rozrywka na 110%.

      Reply
  • 6 marca 2018 at 18:16
    Permalink

    Niech będzie, że to nie jest plagiat ‘Raidu’, ale wyszedł po filmie Evansa i trudno się oprzeć wrażeniu, że to trochę ‘Raid dla ubogich’.

    Reply
    • SithFrog
      6 marca 2018 at 18:36
      Permalink

      Wiesz, jak kopiować to od najlepszych. Swoją drogą chyba kiedyś się pokuszę, żeby wrzucić tu swoje refleksje na temat obu części The Raid. Mimo sporego szumu i tak uważam, że za słabo doceniono te produkcje.

      A sam Dredd nie wydaje mi się plagiatem, premiery dzieli jakiś rok czasu, to chyba za mało, żeby ogarnąć taki projekt od zera, po obejrzeniu The Raid. Sam koncept na zamknięcie w jakimś pomieszczeniu/na małym obszarze protagonisty z przeciwnikami nie jest przecież specjalnie nowy czy odkrywczy 😉

      P.S. Jak mogły 3 bilbordy nie wygrać za scenariusz i najlepszy film to ja nie wiem. Skandal 🙁

      Reply
      • 7 marca 2018 at 00:11
        Permalink

        Przyłączam się do sprzeciwu, Bilbordy o poziom wyżej od Kształtu Wody
        Ale mnie najbardziej rozczarowało zero dla BabyDriver 🙁
        No i oczywiście brak cudu dla Vincenta 🙁 🙁

        Reply
      • 7 marca 2018 at 16:17
        Permalink

        Obok jest temat o Oscarach, tam się wyżal 🙂

        Reply
        • SithFrog
          7 marca 2018 at 17:32
          Permalink

          Wczoraj jeszcze nie było 😛

          EJM: jak w danym roku Disney wypuszcza dobrze przyjętą animację to najlepsze produkcje mogą zacząć pić na umór, bo nie mają szans na Oscara.

          Reply
          • 9 marca 2018 at 19:24
            Permalink

            Co do filmu absolutnie się z tobą zgadzam – I bardzo czekam na serial mam nadzieje że Karl powróć do swojej roli , jednak z tego co wiem serial nie jest produkcji Netflixa i nie ma na razie swojego domu .

            Reply
  • 11 marca 2018 at 21:20
    Permalink

    Nigdy nie byłem jakimś wielkim fanem tej serii, ale obejrzałem film z ciekawości i muszę przyznać, że byłem bardzo pozytywnie zaskoczony. “Dredd” to kawał solidnej roboty i przyjemnie się go oglądało, zwłaszcza z taką obsadą jak Lena Headey i Karl Urban. Tym bardziej szkoda, że film nie odniósł sukcesu kasowego.

    Reply
  • Pingback: Raid (2011) – FSGK.PL

Skomentuj EJM Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 pozostało znaków