Oscary 2017
: 7 grudnia 2016, o 14:47
No jak tam Szanowni, jesteście zainteresowani co w tym roku nam Holiłód przyniesie pod Gwiazdkę?
Od kilku lat forsuje opinie o kryzysie twórczym amerykańskiej kinematografii, ba - nawet nie jestem w tym poglądzie odosobniony. Wielu poważnych krytyków wraz z ludźmi bezpośrednio zaangazowanymi w branży twierdzi, że tradycyjne funkcje kinowe wobec widzów przejmują seriale, a samo kino staje się medium ekskluzywnym, zatem - poziom powinien wzrastać. Niestety, wydaje się to dotyczyć przede wszyskim produkcji mainstreamowych blockbusterów, których coraz to orginalniejsze wcielenia serwują nam przede wszystkim Marvel z DC Comics. Natomiast w temacie porządnej sztuki filmowej w USA od lat tak naprawdę nie zadziało się wiele.
Zeszłoroczny Spotlight osiągnął dawno niewidziany poziom spójności z klasyką kina, jednak wszyscy pewnie bardziej pamietamy bzdurny spór o brak nominacji dla czarnoskórych twórców i aktorów.
No to w tym roku jest dużo okazji, żeby nadrobić wyimaginowane rasowe zaległości
KATEGORIA - FILM
Wśród wymienianych do tej pory faworytów trudno jest mi znaleźć coś dla siebie. Problemy współczesnego świata poruszane w kinematografii przypominają porządnie nakręconą katarynkę - powtarzają się cyklicznie i od pierszego zapętlenia przestają zaskakiwać.
W tym roku mamy więc afroamerykański Boyhood - film opowiadający o niczym dorastaniu, odkrywaniu samego siebie i rozwoju tożsamości młodego, czarnoskórego chłopaka w trudnym środowisku mrocznej dzielnicy... Miami. Nazywa się toto Moonlight i prawdopodobnie zgarnie co najmniej kilka nominacji, a jeżeli w Akademii odczuwają wyrzuty sumienia po zeszłorocznej aferze - może i nawet sporo statuetek. Mnie osobiście tematyka filmu nie interesowałaby nawet gdyby dotyczył on dojrzałości Brajanka na warszawskim Grochowie.
No, ale antyrasistowski sznyt jest odhaczony, więc stawiam że o filmie będzie głośno.
Bardziej poważnym kandydatem w oczach krytyków jest Manchester by the Sea - dramat spod ręki wprawnego scenarzysty Kennetha Lonergana (znany przede wszystkim z Gangów Nowego Jorku). Jest to opowieść o trudnej relacji młodego sieroty ze swoim wujem, który zostaje przez los zmuszony do podjęcia misji wychowania chłopca. Z jednej strony całkiem duże pole do popisu scenarzysty, z drugiej - oklepany motyw i historia niewzbudzająca większych emocji. Mimo wszystko, jestem ciekaw jak to wyjdzie. Pierwsze opinie film zebrał niezwykle wysokie, ale nie powinno to dziwić skoro powstawały one w gorącej atmosferze festiwali, na których film był pokazywany. W rolach głównych Casey Affleck i Michele Williams i o tej parze mówi się również w kontekście nominacji w kategoriach aktorskich.
Kolejnym "pewniakiem do nominacji" wydaje się - jakież zdziwienie - kolejna historia o nierównościach rasowych, tym razem chodzi o okres lat .50tych ubiegłego wieku w USA. W Fences popis aktorski daje ponoć Denzel Washington, który jest również reżyserem filmu. Gra tam ojca, próbującego przeciwstawić się rasizmowi w okresie nierówności społecznych, w tle pojawia się rodząca się rewolucja obyczajowa i ruch związany z M.L. Kingiem... Trochę trudno mi uwierzyć, że Akademia po raz kolejny nabierze się na odgrzewany kotlet, ale z drugiej strony - nie wolno odbierać filmowi szans, jeżeli faktycznie jest bardzo dobrze zrobiony. Osobiście jednak jestem wstępnie niezainteresowany.
Kolejny faworyt - La La Land to miłosna historia muzyka jazzowego (Ryan Gossling) zakochującego się w aktorce (Emma Stone). W filmie pojawiają się elementy musicalu. Dla tych, których jeszcze nie zniechęciłem dodam, że widziałem ostatnio trailer i był równie nieciekawy. Zresztą, możecie zobaczyć sami - np tutaj.
No dobrze, zatem - czy jest w ogóle coś, co przykułoby moją uwagę i na co warto czekać? Na listach pojawiają się znane już i - w moim przekonaniu niewystarczająco dobre - produkcje takie jak Arrival, Hacksaw Ridge, czy nawet Free State of Jones, jednak wydaje się, że tylko ten peirwszy ma realną szansę na statuetkę (statuetki, być może w kategoriach technicznych), bo faktycznie zachwycił on widzów i krytyków.
Jest jeszcze Lion - film o indiańskim dzieciaku zagubionym, znalezionym i wychowanym w Australii, który próbuje odnaleźć bilogiczną rodzinę. W filmie niezła żeńska obsada - Nicole Kidman i Rooney Mara, więc może być sensownie, ale czy naprawde zajmująco?
Jest Sully - historia amerykańskiego kapitana Wrony, który wylądował samolotem na rzece Hudson. W rolach glównych również doborowe towarzystwo - Tom Hanks i Aaron Eckhart. Oba te filmy łatwiej jest mi jednak traktować jako ciekawostki do obejrzenia, niż przykłady znakomitego kina obsypanego nominacjami i nagrodami.
I wydawałoby się, że w tym roku zupełnie nic nie przykuje mej uwagi potwierdzając tylko słuszność dotychczasowych utyskiwań na kondycję Fabryki Snów, gdyby nie Martin Scorsese. W tym roku wział na tapetę mało znaną w Polsce książkę japońskiego pisarza Shushaku Endo opowiadającą o poszukiwaniach ukrywającego się w Japonii byłego księdza jezuity. A właściwie to opowiadającą o próbie pogodzenia dalekowschodnich wartości z kulturą europejską, stawiającą pytanie o uniwersalność chrześcijaństwa jako religji dla całego świata. Ekranizacja powiesci ma ten sam tytuł - Silence, a w jej realizacji reżysorowi pomagali Kylo Ren bez opryszczki Adam Driver, Andrew Garfield i Liam Neeson. Nie sądze, aby tematyka filmu mocno zainteresowała Akademię, jednak ja osobiście chyba największe nadzieję wiążę właśnie z tą produkcją. Temat jest skomplikowany i złożony, ale Scorsese to mistrz kina, więc zwyczajnie jestem ciekaw w jaki sposób podszedł do tej historii.
Przy okazji, odczuwam potrzebę ponownego polecenia filmu Hell or High Water - który nie jest może niczym wybitnym i z pewnością nie znadzie się wśród nominowanych w kategorii Film Roku, ale jest to bardzo ciekawa i zgrabna historia opowiedziana w subtelny sposób. Jak pisałem w wątku recenzji, z tego roku jeszcze nie trafiłem na ciekawsze kino, chociaż - co zrozumiałe - nie widziałem zdecydowanej większości z opisanych powyżej tytułów. Premiery w Polsce, jak zwykle, zapowiedziane są na końcówkę bieżącego oraz pierwsze miesiące nadchodzącego roku.
KATEGORIE AKTORSKIE
Wśród Panów pierwszego planu - wspomniany już Denzel (Fences) ma walczyć z wspomnianym Andrew Garfieldem (Silence), wspomnianym Tomem Hanksem (Sully) oraz niewspomnianym Joelem Edgertonem (Loving). Wymienia się jeszcze kapitalną ponoć dyspozycję Viggo Mortensena w familijnym Captain Fantastic, no i Casey'a Afflecka (Manchester by the Sea). Ze swojej strony życzyłbym czegoś Jake'woi Gyllenhaalowi. Nocturnal Animals było poruszające w stopniu porównywalnym do Gone Girl, również chętnie widziałbym ten film w innych kategoriach.
Wśród kobiet tryumfy ma święcić Amy Adams (Arrival i Noctrunal Animals), trudno mi zresztą poddawać w wątpliwość umiejętnosci tej świetnej aktorki. Obok niej padają nazwiska Emmy Stone (La La Land), Natalie Portman (za rolę córki żony (thx Crow) prezydenta Kennedy'ego w biograficznym Jackie). No i nie zapominajmy o obligatoryjnej nominacji dla Meryl Streep, która przecież w tym roku zagrała w jakimś filmie.
Drugi Plan, Reżyserie i Scenariusze, a także być może kategorię nieanglojęzyczną oraz nasze w niej szanse (zgłaszamy "Powidoki" Wajdy) omówię następnym razem. Dobrą okazją wydaje mi się ogłoszenie listy nominacji do Złotych Globów, bo dzięki niej będzie można trochę zawęzić pole poszukiwań i oczekiwań. A to już niedługo. Tymczasem zachęcam do dyskusji
Od kilku lat forsuje opinie o kryzysie twórczym amerykańskiej kinematografii, ba - nawet nie jestem w tym poglądzie odosobniony. Wielu poważnych krytyków wraz z ludźmi bezpośrednio zaangazowanymi w branży twierdzi, że tradycyjne funkcje kinowe wobec widzów przejmują seriale, a samo kino staje się medium ekskluzywnym, zatem - poziom powinien wzrastać. Niestety, wydaje się to dotyczyć przede wszyskim produkcji mainstreamowych blockbusterów, których coraz to orginalniejsze wcielenia serwują nam przede wszystkim Marvel z DC Comics. Natomiast w temacie porządnej sztuki filmowej w USA od lat tak naprawdę nie zadziało się wiele.
Zeszłoroczny Spotlight osiągnął dawno niewidziany poziom spójności z klasyką kina, jednak wszyscy pewnie bardziej pamietamy bzdurny spór o brak nominacji dla czarnoskórych twórców i aktorów.
No to w tym roku jest dużo okazji, żeby nadrobić wyimaginowane rasowe zaległości
KATEGORIA - FILM
Wśród wymienianych do tej pory faworytów trudno jest mi znaleźć coś dla siebie. Problemy współczesnego świata poruszane w kinematografii przypominają porządnie nakręconą katarynkę - powtarzają się cyklicznie i od pierszego zapętlenia przestają zaskakiwać.
W tym roku mamy więc afroamerykański Boyhood - film opowiadający o niczym dorastaniu, odkrywaniu samego siebie i rozwoju tożsamości młodego, czarnoskórego chłopaka w trudnym środowisku mrocznej dzielnicy... Miami. Nazywa się toto Moonlight i prawdopodobnie zgarnie co najmniej kilka nominacji, a jeżeli w Akademii odczuwają wyrzuty sumienia po zeszłorocznej aferze - może i nawet sporo statuetek. Mnie osobiście tematyka filmu nie interesowałaby nawet gdyby dotyczył on dojrzałości Brajanka na warszawskim Grochowie.
No, ale antyrasistowski sznyt jest odhaczony, więc stawiam że o filmie będzie głośno.
Bardziej poważnym kandydatem w oczach krytyków jest Manchester by the Sea - dramat spod ręki wprawnego scenarzysty Kennetha Lonergana (znany przede wszystkim z Gangów Nowego Jorku). Jest to opowieść o trudnej relacji młodego sieroty ze swoim wujem, który zostaje przez los zmuszony do podjęcia misji wychowania chłopca. Z jednej strony całkiem duże pole do popisu scenarzysty, z drugiej - oklepany motyw i historia niewzbudzająca większych emocji. Mimo wszystko, jestem ciekaw jak to wyjdzie. Pierwsze opinie film zebrał niezwykle wysokie, ale nie powinno to dziwić skoro powstawały one w gorącej atmosferze festiwali, na których film był pokazywany. W rolach głównych Casey Affleck i Michele Williams i o tej parze mówi się również w kontekście nominacji w kategoriach aktorskich.
Kolejnym "pewniakiem do nominacji" wydaje się - jakież zdziwienie - kolejna historia o nierównościach rasowych, tym razem chodzi o okres lat .50tych ubiegłego wieku w USA. W Fences popis aktorski daje ponoć Denzel Washington, który jest również reżyserem filmu. Gra tam ojca, próbującego przeciwstawić się rasizmowi w okresie nierówności społecznych, w tle pojawia się rodząca się rewolucja obyczajowa i ruch związany z M.L. Kingiem... Trochę trudno mi uwierzyć, że Akademia po raz kolejny nabierze się na odgrzewany kotlet, ale z drugiej strony - nie wolno odbierać filmowi szans, jeżeli faktycznie jest bardzo dobrze zrobiony. Osobiście jednak jestem wstępnie niezainteresowany.
Kolejny faworyt - La La Land to miłosna historia muzyka jazzowego (Ryan Gossling) zakochującego się w aktorce (Emma Stone). W filmie pojawiają się elementy musicalu. Dla tych, których jeszcze nie zniechęciłem dodam, że widziałem ostatnio trailer i był równie nieciekawy. Zresztą, możecie zobaczyć sami - np tutaj.
No dobrze, zatem - czy jest w ogóle coś, co przykułoby moją uwagę i na co warto czekać? Na listach pojawiają się znane już i - w moim przekonaniu niewystarczająco dobre - produkcje takie jak Arrival, Hacksaw Ridge, czy nawet Free State of Jones, jednak wydaje się, że tylko ten peirwszy ma realną szansę na statuetkę (statuetki, być może w kategoriach technicznych), bo faktycznie zachwycił on widzów i krytyków.
Jest jeszcze Lion - film o indiańskim dzieciaku zagubionym, znalezionym i wychowanym w Australii, który próbuje odnaleźć bilogiczną rodzinę. W filmie niezła żeńska obsada - Nicole Kidman i Rooney Mara, więc może być sensownie, ale czy naprawde zajmująco?
Jest Sully - historia amerykańskiego kapitana Wrony, który wylądował samolotem na rzece Hudson. W rolach glównych również doborowe towarzystwo - Tom Hanks i Aaron Eckhart. Oba te filmy łatwiej jest mi jednak traktować jako ciekawostki do obejrzenia, niż przykłady znakomitego kina obsypanego nominacjami i nagrodami.
I wydawałoby się, że w tym roku zupełnie nic nie przykuje mej uwagi potwierdzając tylko słuszność dotychczasowych utyskiwań na kondycję Fabryki Snów, gdyby nie Martin Scorsese. W tym roku wział na tapetę mało znaną w Polsce książkę japońskiego pisarza Shushaku Endo opowiadającą o poszukiwaniach ukrywającego się w Japonii byłego księdza jezuity. A właściwie to opowiadającą o próbie pogodzenia dalekowschodnich wartości z kulturą europejską, stawiającą pytanie o uniwersalność chrześcijaństwa jako religji dla całego świata. Ekranizacja powiesci ma ten sam tytuł - Silence, a w jej realizacji reżysorowi pomagali Kylo Ren bez opryszczki Adam Driver, Andrew Garfield i Liam Neeson. Nie sądze, aby tematyka filmu mocno zainteresowała Akademię, jednak ja osobiście chyba największe nadzieję wiążę właśnie z tą produkcją. Temat jest skomplikowany i złożony, ale Scorsese to mistrz kina, więc zwyczajnie jestem ciekaw w jaki sposób podszedł do tej historii.
Przy okazji, odczuwam potrzebę ponownego polecenia filmu Hell or High Water - który nie jest może niczym wybitnym i z pewnością nie znadzie się wśród nominowanych w kategorii Film Roku, ale jest to bardzo ciekawa i zgrabna historia opowiedziana w subtelny sposób. Jak pisałem w wątku recenzji, z tego roku jeszcze nie trafiłem na ciekawsze kino, chociaż - co zrozumiałe - nie widziałem zdecydowanej większości z opisanych powyżej tytułów. Premiery w Polsce, jak zwykle, zapowiedziane są na końcówkę bieżącego oraz pierwsze miesiące nadchodzącego roku.
KATEGORIE AKTORSKIE
Wśród Panów pierwszego planu - wspomniany już Denzel (Fences) ma walczyć z wspomnianym Andrew Garfieldem (Silence), wspomnianym Tomem Hanksem (Sully) oraz niewspomnianym Joelem Edgertonem (Loving). Wymienia się jeszcze kapitalną ponoć dyspozycję Viggo Mortensena w familijnym Captain Fantastic, no i Casey'a Afflecka (Manchester by the Sea). Ze swojej strony życzyłbym czegoś Jake'woi Gyllenhaalowi. Nocturnal Animals było poruszające w stopniu porównywalnym do Gone Girl, również chętnie widziałbym ten film w innych kategoriach.
Wśród kobiet tryumfy ma święcić Amy Adams (Arrival i Noctrunal Animals), trudno mi zresztą poddawać w wątpliwość umiejętnosci tej świetnej aktorki. Obok niej padają nazwiska Emmy Stone (La La Land), Natalie Portman (za rolę córki żony (thx Crow) prezydenta Kennedy'ego w biograficznym Jackie). No i nie zapominajmy o obligatoryjnej nominacji dla Meryl Streep, która przecież w tym roku zagrała w jakimś filmie.
Drugi Plan, Reżyserie i Scenariusze, a także być może kategorię nieanglojęzyczną oraz nasze w niej szanse (zgłaszamy "Powidoki" Wajdy) omówię następnym razem. Dobrą okazją wydaje mi się ogłoszenie listy nominacji do Złotych Globów, bo dzięki niej będzie można trochę zawęzić pole poszukiwań i oczekiwań. A to już niedługo. Tymczasem zachęcam do dyskusji