Strona 1 z 1

Ewolucja muzyczna

: 19 sierpnia 2015, o 16:42
autor: ThimGrim
Tak w słuchaniu jak i w graniu.

Czyli jak przebiegała/przebiega wasza droga jako słuchacza i/lub muzyka (w tym amatora).

Pierwsze co pamiętam z mojej drogi muzycznej, to różne kasety, które skądś w domu były (ojciec przywoził?). Wyglądały na oryginały, ale kasety MC (winyle jakieś w domu były ale nigdy tego nie ruszałem), oryginały i lata 90 brzmi niemożliwie, więc to pewnie jakieś fejki były. W każdym razie, z tego co pamiętam, było tam między innymi Bon Jovi "Keep the Faith" (znalazłem przed chwilą nazwę albumu, bo pamiętam jedynie okładkę z takimi łapami) jakieś Elektryczne Gitary i to czego słuchałem najwięcej (a przynajmniej mam z tym jakieś wspomnienia) czyli Michael Jackson. Trudno nazwać taki "gust muzyczny" świadomym wyborem, bo po prostu nie pamiętam żebym nad tym się już wtedy zastanawiał.

Natomiast pierwszym świadomym wyborem, po nasłuchaniu się w niemieckiej tv (Viva Zwei - ktoś pąmięta ten kanał? Kiedyś widziałem tam nawet koncert Manowar na żywo! W ogóle mnóstwo ostrych rzeczy tam leciało. Ale chyba już to nie istnieje... :crying: ), było... Backstreet Boys z ich pierwszym albumem. To były czasy, Bravo, jakieś klony Bravo (Popcorn?), czytanie wywiadów (ale miałem radochę, jak któryś z bojsów chwalił się, że zna polskie słowo "kiełbasa"), plakat Spice Girls, który... no nieważne.

Jednak brat (starszy), który w tym samym czasie słuchał Acid Drinkers wyśmiewał mój gust, więc pod jego wpływem musiałem ewoluować dalej, ale co ciekawe - kolejne zespoły i gatunki muzyczne zawsze były tylko i wyłącznie moim wyborem, a nie naśladownictwem brata. :P Dlatego po jakimś czasie, na drugi ogień poszło Red Hot Chilli Peppers z ich wciąż imho genialnym "Callifornication".

Kolejne mutacje pojawiały się szybko - HIM z albumem "Razorblade Romance" ( :>) i jednocześnie poczytywanie takich magazynów jak Morbid Noizz, Metal Hammer doprowadziło mnie w świat metalu Iron Maidenów i tych rzeczy, ale ciągle się rozwijałem. Pojawiła się cała kupa zespołów zrobionych z różnych metali - Opeth, Jag Panzer, Edguy (of course) aż dotarłem do punktu przegięcia i wszedłem na prog metal - chyba zaczynając od Porcupine Tree (przez to, że Steven Wilson współpracował z tym tam Mikiem z Opeth). Wpadłem na serwis progarchives i w ten sposób z grubsza przerabiałem i nadal przerabiam ich listę top 100 albumów.

Także aktualnie słucham i metalu i progu rockowego i muzyki elektronicznej i symfonicznej, filmowej itp. itd. i tak się zastanawiam, czy to po prostu nie jest naturalna droga, że się horyzont muzyczny i tolerancja muzyczna zwiększają z wiekiem. Mam tylko nadzieję, że nie zatoczę koła i nie wrócę do Backstreet Boys. Choć po filmie This is the end wydaje mi się, że to też nie byłoby jakoś bardzo dziwne...

Gatunki w skrócie

różne nieświadomie (pop/rock)->rock->rock/metal->metal różnych gatunków->prog metal/rock->prog wszelaki-> muzyka dziwna->?


Co ciekawe - prawie w ogóle nie słucham radia.


Moje największe odkrycia muzyczne, z których jestem dumny:

- Jag Panzer
- Judas Priest
- Edguy
- Avantasia
- Opeth
- Porcupine Tree
- Yes

Co do grania, to uczyłem się w latach podstawówkowych grać na keyboardzie, ale w związku z moją drogą muzyczną (metal) uznałem, że to pedalskie i w późniejszym czasie przesiadłem się na gitarę. Żałuję, że porzuciłem keyboard, choć coś tam bym sobie potrafił jeszcze przypomnieć i odgrażam się, że kiedyś sobie kupię elektroniczne pianino. Na gitarze też się nigdy nie nauczyłem grać tylko zawsze cośtam plumkałem. W każdym razie miałem/miewam jakiś kontakt z instrumentami i znam nawet nuty - choć zawsze mam problem z odczytaniem jak coś wykracza mocno w górę albo w dół poza pięciolinię i nigdy tego nie skumałem :P; i zupełnie nie umiem korzystać z nut na gitarę, tylko na keyboard/pianino umiem...

A u was?

Re: Ewolucja muzyczna

: 19 sierpnia 2015, o 22:39
autor: Cherryy
Ja dość długo nie interesowałem się żadną muzyką (tak do 15 roku życia). Później w ucho wpadło mi G'n'R i Alice Cooper, ale słuchałem też dużo popu (który wtedy miał jeszcze jakąś wartość, dzisiejszego nie da się słuchać, ale może to po prostu magia wieku). Tak naprawdę mała rewolucja w moim życiu zaczęła się za sprawą jednej ze składanek muzycznych, na której ThimGrim wrzucił kawałek Edguy'a - Tears of Mandrake. Było to dobre kilka lat temu. Strasznie się w tego Edguy'a wkręciłem, jak i w coraz cięższy metal. Zapuściłem nawet włosy. Były różne okresy - okres Metalliki, okres Sepultury i wielu innych zespołów, coraz mroczniejszych, których nie chce mi się wymieniać. Później miałem czas peace&love, słuchałem dużo punka, Włochatego, Farben Lehre, Zmazy i wiele, wiele innych. Aż przyszedł moment, że nagle wkręciła mnie muzyka elektroniczna. Crystal Castles, The XX, Chemical Brothers i tym podobne. I w zasadzie tak jest do dziś, tylko że lubię coraz mroczniejsze klimaty - czasem sobie zapuszczę jakieś dark techno, ale takie w dobrym, mam nadzieję, guście. :P A ostatnie naprawdę znaczące odkrycie, to Rudimental i Antwoordzi, jak jeszcze nie byli tacy popularni.

Re: Ewolucja muzyczna

: 20 sierpnia 2015, o 00:11
autor: Yusutina
Moja ewolucja muzyczna też była dość skomplikowana.

Kiedy miałąm ok. 5 lat, ojciec karmił mnie Pink Floyd i inną muzyką z lat 60. i 70. W tle leciały też jakieś Fasolki :)

W ok. 3 klasie podstawówki kupiłam sobie kasetę z przebojami Queen i słuchałam jej do znudzenia. Potem za radą Bravo i Popcornu zaczęłąm słuchać 2 Unlimited. W końcu, pod koniec podstawówki przyszedł czas na bunt, i zaczęłam słuchać Nirvany i Soundgarden.

Po grunge'u przyszedł czas na różne zespoły metalowe: Sentenced, My Dying Bride, Anathema, Moonspell, Type O Negative, Cradle of Filth, Dimmu Borgir. Oprócz tego, zaczęłam słuchać też takich klasyków jak: Deep Purple, Led Zeppelin, Black Sabbath, T.Rex, itp.

Na studiach zainteresowałam się też tradycyjną muzyką irlandzką i bretońską.

Od kilku lat mój gust muzyczny jest dość zróżnicowany: od symfonicznego metalu po dark electro. Czasami też lubię się posmucić słuchając przedstawicieli "doom folku" w postaci Empyrium i Nenia C'alladhan.

Zespoły, których w ostatnich tygodniach słychać u mnie najczęściej: Therion, Tiamat i Luciferian Light Orchestra.

Re: Ewolucja muzyczna

: 20 sierpnia 2015, o 01:31
autor: Matthias[Wlkp]
Najwcześniejsze kawałki, jakie pamiętam to Dire Straits "Walk of Life". Pamiętam, że chodził za mną ten utwór jak chyba żaden do tej pory. Bawiłem się też w kopiowanie utworów z kaset ojca, ale nie pamiętam już, co to było. Potem przyszła pora, na Eltona Johna... Każdy kiedyś zbłądził...

Potem długo, długo nic, aż trafiłem do kapeli grającej muzykę irlandzką i uznałem, że to jest uber muzik względem wszystkiego i w ogóle tylko muzycy tradycyjni potrafią sensownie grać, reszta jest be. I tak mi z grubsza zostało, chociaż słucham czasem też innej muzyki akustycznej.

Zafascynowały mnie też ostatnio chip-tune'y (co się odbiło na FTL-owej wyprawie forumowej ;)). W ogóle muzyka z FTL-a rządzi :cool:

Re: Ewolucja muzyczna

: 20 sierpnia 2015, o 07:07
autor: Cherryy
Potem przyszła pora, na Eltona Johna... Każdy kiedyś zbłądził...
A to jest w ogóle temat na oddzielną dyskusję. ;) Ja na przykład swego czasu katowałem płytę tego gościa, który ksywkę sceniczną miał bodajże Mika (wiecie... "Relax... take it easy..." ;)).

Re: Ewolucja muzyczna

: 20 sierpnia 2015, o 09:22
autor: Pquelim
jako berbeć byłem regularnie częstowany przez starszego brata klasykami polskiego rocka - od Lady Punk, Lombardów i Perfectów, przez wariacje typu DeMono, aż po Oddział Zamknięty i Kocham Cię jak Irlandie.

Kiedy odkryłem, że muzykę mogę dobierać sobie sam - trafiłem na pierwszy boom na polski hiphop lat dziewięcdziesiątych. to wtedy zapoznałem się z Kalibrem, Molestą, Liroy'em i jakimiś dziwnymi składankami dodawanymi do magazynów z tamtego okresu, gdzie przewijali się moi ulubieńcy Fisz, Ostry i Łona.
Ale to trwało tylko chwilę, bo momentalnie poczułem smaka na zagraniczne gitary.
Pierwszy był System of a Down, który własnie wydał rozpierniczającą sufity Toxicity. Potem dołączył Linkin Park z Hybrid Theory i już wiedziałem, że z hiphopem łączył mnie będzie jedynie romans, który pociągnałem do Paktofoniki i The Eminem Show.
Chwilę później nastał dla mnie Czas Ludzi Cienia i postanowiłem, że nigdy w życiu nie usłyszę niczego lepszego niz Sweet Noise. Ale kiedy Glaca zniknął po wydaniu Revolty, a ja już znałem na pamięć wszystkie płyty tego zespołu okazało się, że wylądowałem w Gimnazjum.
Tu ciekawa sytuacja. Otóż w tym gówniarskim wieku bardzo istotna w mojej miejscowości była przynależność do "ekipy", którą możnaby dzisiaj nazwać jakimśtam zaczątkiem subkultury. Nie tyle chodziło o rodzaj słuchanej muzyki, ale o wyróżniki typu spodnie Clinica, bejsbolówki na głowie i nieuzasadnione poczucie wyższości nad innymi "niezrzeszonymi". Zbiegło się to oczywiście z modą na ubiór hiphopowców i wysyp wszelkiego rodzaju skate shopów, ale że w tej akurat "subkulturze" śmigali najwięksi kretyni z mojej szkoły, a w dodatku zaczęli się szarogęsić i urzadzać "polowania na metali", to postanowiłem - zgodnie zresztą z umiłowaniem do gitary, przyłączyć się do tej drugiej grupy.
Tak poznałem Kata, Dimmu Borgir, Children of the Bodom, ale także Metallicę, Iron Maiden, Death, Panterę InFlames, Judas Priest i wiele innych, o których nawet już nie pamiętam. W międzyczasie zawartosc mojej szafki na ubrania stała się monochroniczna - dosłownie wszystkie ciuchy, poza spodniami (bojówki, najlepiej moro), miałem czarne. Zakochałem się w tej muzyce, a nasza "ekipa metalowców" w tym czasie toczyła zażarte boje z hiphopowcami, których zresztą było więcej. Wtedy też nauczyłem się co to jest "solówa 5ciu na 5ciu" i dostrzegłem, że tkwię w patogennym środowisku, z którego trzeba jak najszybciej spierniczać.
Do liceum dostałem się bardzo dobrego i do tego słynącego z tolerancji dla idei oraz ubioru, więc powoli zacząłem eksperymentować. Mój wychowawca opowiadał nam historie o Jarocinach i że #razpunkzawszepunk, a mnie nie trzeba było dłużej zachęcać.
Tak powstał Peku-punkowiec, który nosił się z A w kołeczku, a w słuchawkach miał KSU, Dezertera, Apatię, Analogsów, Armię, Wolf Spidera, Sex Pistols. Nigdy nie zniżyłem się do poziomu Pidżamy Porno, ani żadnego Green Daya.
W międzyczasie subkultura hiphopowców została zastąpiona w mojej okolicy przez skinheadow, z których wywodziło się mnóstwo moich znajomych z "ekipy metalowców". Tak powstał specyficzny paradoks, który objawiał się tym, że zdarzało mi się w czerwonych spodniach i Judaszem Farben Lehre na plecach pić tanie wina z NRowcami i całą resztą starych kumpli ;)
W liceum odkryłem również w sobie schowaną gdzieś wcześniej, tak zwaną wrażliwość emocjonalną, co przejawiało się namiętnym wzdychaniem do płci przeciwnej przy dźwiękach Myslovitz. Dzięki tej fascynacji poznałem również trochę zagranicznej muzyki łagodnej, a mam tu na myśli zespoły typu Radiohead, coldplay czy Nine Inch Nails. Pod wpływem znajomych doceniłem Creeda, a później Alter Bridge.
Kiedy poszedłem na studia to już był miszmasz tych wszystkich gatunków i nurtów. Tak zostało mi do dzisiaj. Raz lubię przypomnieć sobie Reroute to Remain InFlamesów, innym razem słucham ballad Kostrzewskiego. Na potrzeby roweru doceniłem również zespoły, które uważałem za "komercję dla piździelców", czyli właśnie Green Day, czy Offspring. Czasami wracam do Sweet Noise i wtedy wydaje mi się, że to był najbardziej wpływowy zespół mojego życia - eksperymentując z różnymi gatunkami przede wszystkim zawsze wyróżniali się mocnym ładunkiem emocjonalnym, a przede wszystkim poruszającym tekstem. I taką muzykę, nastawioną na treść przekazu, zawszę będę cenił najbardziej, bez względu na to czy jest wykrzyczana do podwójnej stopy, czy delikatnie wyszeptana przy fortepianie.

Re: Ewolucja muzyczna

: 27 sierpnia 2015, o 10:20
autor: Crowley
ThimGrim pisze:Także aktualnie słucham i metalu i progu rockowego i muzyki elektronicznej i symfonicznej, filmowej itp. itd. i tak się zastanawiam, czy to po prostu nie jest naturalna droga, że się horyzont muzyczny i tolerancja muzyczna zwiększają z wiekiem.
I tak i nie. Czytając internety, spotykam w zasadzie dwa typy ludzi. Pierwsi to właśnie ci, którzy z wiekiem coraz bardziej otwierają się na nowe gatunki i style. Internet jest dla nich kopalnią pełną niespodzianek, przez co wiele kapel zostało na nowo (a czasem w ogóle po raz pierwszy) odkrytych i zyskało status "kultowych". Jest też typ drugi, który z wiekiem staje się coraz bardziej zacietrzewiony i radykalny, który zaczyna szukać w muzyce nie wiadomo czego, brnie w coraz większe dziwactwa i odrzuca wszystko, co proste, znane i (tfu!) komercyjne. Nie da się z takimi ludźmi dyskutować, bo w swoim zaślepieniu są niczym najwięksi bojownicy onetowych komentarzy i zawsze znajdą powód, żeby wyzwać cię od ignoranta, a potem wrócą do spuszczania się nad niszowym turkmeńskim jazzem, granym jedną nogą na drewnianej trąbce i marakasach.

Ja muzykę zacząłem poznawać z płyt taty. To znaczy na samym początku słuchałem kaset, które on nagrywał kiedyś w czasie Wieczorów płytowych w Trójce. Z tego czasu została mi miłość do kilku płyt ale nie powiem, żebym się wtedy jakoś mocno interesował muzyką. Dopiero jak zaczęliśmy regularnie, parę razy w roku jeździć na Stadion dziesięciolecia i przywozić stamtąd pirackie składanki, narodziło się u mnie prawdziwe zainteresowanie muzyką. Nie było wtedy internetu, był za to Teraz Rock (kiedyś Tylko Rock), gdzie w każdym numerze była wkładka o jakimś zespole, z przekrojowym opisem dyskografii. Jak wynalazłem coś ciekawego w szafce z płytami, to pożyczałem od nauczyciela WFu archiwalny numer TR i czytałem o zespole. W zamian dawałem mu zgrywać sobie te płyty na kasety i jeszcze miałem celujący z wychowania fizycznego. Co ciekawe, ojciec nie kupował albumów, tylko składanki, bo stwierdzał, że nie warto wydawać forsy na 40 minutową płytę z dwoma przebojami i 4 utworami, których nie znał.
Było nie było, poznałem w ten sposób sporo klasycznych rockowych kapel, zapałałem afektem do Deep Purple, Budgie, Kansas, Pink Floyd (które jako jedna z niewielu grup dostąpiła zaszczytu reprezentowania przez konkretne albumy a nie składanki), czy Jethro Tull. Toczyło się to mniej więcej do początków XXI wieku, kiedy w końcu doczekałem się internetu w domu i odkryłem wspominane już Progarchives. Lata liceum i początek studiów to okres fascynacji wszelkiej maści rockiem progresywnym i nałogowe ściąganie płyt. Przesłuchałem tego pewnie z półtora tysiąca albumów i trochę zacząłem iść w kierunku - im dziwniejsze i bardziej skomplikowane, tym lepsze. Dziś się śmieję z niektórych "arcydzieł", które wtedy zrobiły na mnie wrażenie ale do wielu zespołów sentyment mi pozostał. Przerobiłem w ten sposób dyskografie wielu klasyków rocka i odkryłem, że te składanki to pic na wodę, fotomontaż. Przeboje przebojami ale o prawdziwej sile zespołu świadczy to, czy poza tymi znanymi nagraniami potrafił nagrać spójny album, wypełniony dobrą muzyką. Niektórym się udało, inni faktycznie poza paroma piosenkami nic ciekawego nie stworzyli.
Po studiach nie miałem już tyle czasu na szperanie po sieci, za to z ciekawością odkryłem, że podobają mi się płyty, które wcześniej obchodziłem szerokim łukiem. Okazało się, że lata 80te to kopalnia fantastycznych melodii. Że nie trzeba grać 15 minutowej solówki, a w zasadzie że nie powinno się grać 15 minutowej solówki, jeśli nie jest się Ritchiem Blackmorem. Okazało się, że muzyka elektroniczna to morze beznadziei, w którym można znaleźć wyspy genialnego materiału. Liznąłem trochę jazzu, nauczyłem się nie przejmować opiniami w internetach na temat tego, co jest wielkie a co miałkie. Potrafię słuchać po sobie półgodzinnego rzępolenia jakiejś kanadyjskiej grupy, która wydała 10 sztuk swoich płyt, a zaraz potem sączyć piwo przy muzyce Chrisa Rea. Uwielbiam Marillion po odejściu Fisha, polubiłem Iron Maiden bez Dickinsona, mój ulubiony Yes to Cyferki, a Vangelis - Soil Festivities.
Dziś po nowości sięgam sporo rzadziej, niż kiedyś. Nowości, w sensie rzeczy mi nie znane, niekoniecznie wydane ostatnio. Straciłem trochę zapał do poznawania nowej muzyki. Wystarczy mi to, co znam. Staram się regularnie uzupełniać kolekcję płyt i szukam wygodnego fotela, który postawię w pobliżu sprzętu hi-fi i będę w nim słuchał muzyki, nie robiąc nic innego. Mam kilka ulubionych płyt, na które kiedyś machnąłbym ręką. Odkrywam, że starocie sprzed roku 70 mają w sobie często mnóstwo uroku. Sporo słucham radia i ostatnio głównie stamtąd czerpię informacje o nowościach. W Radiu Gdańsk i w Trójce można usłyszeć naprawdę dużo dobrego jak się wie, kiedy słuchać.

Re: Ewolucja muzyczna

: 27 sierpnia 2015, o 15:50
autor: Ptaszor
ThimGrim pisze:Żałuję, że porzuciłem keyboard, choć coś tam bym sobie potrafił jeszcze przypomnieć i odgrażam się, że kiedyś sobie kupię elektroniczne pianino.
Kup koniecznie! Ja kupiłem i po kilkunastu latach wróciłem do grania. Wydałem prawie 4 tysiące na pianino elektryczne, ale to jedna z najlepszych decyzji w życiu. Zawsze mówiłem, że nie ma nic lepszego niż napierdalanie w klawiaturę po ciężkim dniu pracy.
Odkryłem też, że nieważne jak trudny jest utwór, będę w stanie się go nauczyć, wszystko to tylko kwestia czasu. Słucham czasami Marka Fowlera i nigdy bym nie pomyślał, że kiedykolwiek zagram to:
https://www.youtube.com/watch?v=7Hfz6A9ExPU
A gram :D
Więcej: pianino za 4 tysiące powoli zaczyna mi nie wystarczać i myślę nad kupnem lepszego...

Re: Ewolucja muzyczna

: 27 sierpnia 2015, o 17:38
autor: ThimGrim
Ptaszor pisze:
Dobre... Pamiętam, że mi "Pan od muzyki" mówił, że mam dobre wyczucie tempa, intonacji, itd., ale technicznie to ja jakiś krezus nie jestem więc chyba bym sobie z tym nie poradził, tym bardziej teraz... ;)

Ale nauka czyni mistrza więc sky is the limit... ;)

Re: Ewolucja muzyczna

: 11 września 2015, o 11:37
autor: Piccolo
Tak, jak wszyscy chyba tutaj, zaczynałem od muzyki z kaset Ojca. W moim przypadku było to Smokie, Budka Suflera i... Franek Kimono :D.
Potem coś poszło nie tak (znaczy coś... fakt, że miałem jakieś 6-8 lat :P) i chwilowe słuchanie klasyki gatunku, czyli Smerfnych Hitów (Kto nie zna "Wszystkie smerfy nasze są" niech pierwszy rzuci kamieniem!) ale np. tez jeszcze w podstawówce trafiła się kaseta z Eminem Show.
Gimnazjum muzycznie nie pamiętam, jestem w stanie nawet stwierdzić, że nie słuchałem chyba niczego.
Potem, w okolicach szkoły średniej wciągnąłem się w to, do czego najwyraźniej ciągnęło mnie od dawna i pokochałem metal. Iron Maiden, Metallica itp. Miłość do Ironów pozostała, Metallicę szanuję :D. W połowie szkoły średniej zacząłem grać na gitarze i teraz wiele piosenek wpada mi w ucho głównie przez riffy gitarowe (w taki sposób tez przyzwyczaiłem się do piosenek Ironów bez Dickinsona. Bayley może nie wyciągał takiego wokalu, ale Man on the Edge uwielbiam). Co do garderoby to został mi Metalowy styl. Pojawiły się co prawda koszule, ale pod nimi prawie zawsze znajduje się czarny t-shirt... zresztą teraz siedzę w pracy w Bluzie Iron Maiden z "The Trooper" :D.
Dzisiaj, również przez gitarę i mojego nauczyciela, poznaję nowsze odmiany progresywnego metalu np. Djent. Monuments, które wrzucałem niedawno w innym temacie to właśnie przykład Djentu.

Nauczyłem się jednak otwierać na inne gatunki. Dobra muzyka elektroniczna nie jest zła, ostatnio co raz częściej, jak ktoś siedzi w klimatach growych, można słuchać muzyki zaciągającej trochę retro. Nawet dźwięki zepsutej pralki i wiertarki są niezłe, jeśli je połączyć z czymś innym np. w Make it Bun Dem z FarCry 3.

Re: Ewolucja muzyczna

: 12 września 2015, o 15:29
autor: Voo
Jak wynalazłem coś ciekawego w szafce z płytami, to pożyczałem od nauczyciela WFu archiwalny numer TR i czytałem o zespole. W zamian dawałem mu
Mroczny sekret dzieciństwa... :alien:

Re: Ewolucja muzyczna

: 12 września 2015, o 20:21
autor: Crowley
To było na poziomie Gazety Wyborczej...

Re: Ewolucja muzyczna

: 16 września 2015, o 10:19
autor: ThimGrim
Ej, a zauważyliście jak niepokojąco długie albumy muzyczne się zrobiły? Kiedyś 30, 40 minut to był standard. Ja wiem, że winyle i pojemność, ale teraz jak album nie ma 60 minut, to kupowanie tego to jak pieniądze wyrzucone w błoto. Ja się czasami na tym łapie, że myślę "łee, tylko 55 minut?" :D

Re: Ewolucja muzyczna

: 16 września 2015, o 11:02
autor: Larofan
kiedys ballady rockowe trwaly kilkadziesiat minut :D teraz jak utwor trwa 4 minuty to ło panie jakie to dlugie

Re: Ewolucja muzyczna

: 16 września 2015, o 12:14
autor: Zolt
kiedyś rockowa ballada była pisana przez jedną osobę, a teraz ... https://pl.wikipedia.org/wiki/Single_La ... g_on_It%29

Re: Ewolucja muzyczna

: 16 września 2015, o 12:16
autor: Larofan
kiedys wszyscy mieli prace
i lepiej bylo

Re: Ewolucja muzyczna

: 16 września 2015, o 12:59
autor: PIOTROSLAV
Pff.. Na tubular bells Oldfielda były tylko dwa utwory.

Re: Ewolucja muzyczna

: 16 września 2015, o 20:50
autor: Crowley
Ej, a zauważyliście jak niepokojąco długie albumy muzyczne się zrobiły? Kiedyś 30, 40 minut to był standard. Ja wiem, że winyle i pojemność, ale teraz jak album nie ma 60 minut, to kupowanie tego to jak pieniądze wyrzucone w błoto. Ja się czasami na tym łapie, że myślę "łee, tylko 55 minut?" :D
To jest smutna tendencja. Niby 45 minut było wyznaczone pojemnością czarnej płyty ale nie bez powodu ktoś kiedyś powiedział, że 40-45 minut to idealny czas, żeby zainteresować słuchacza. Bo jeśli tego nie zrobisz w tym czasie, to tym bardziej w ciągu godziny, czy półtorej.
Myślę, że często chodzi i wrzucenie jak największej liczny piosenek na płytę, bo w dobie internetu sporo osób kupuje pojedyncze utwory w wersji elektronicznej. Więcej utworów, więcej pieniędzy. Inna sprawa, że wygląda to tak, jakby wydawcy przestali robić selekcję utworów i wrzucają na płyty wszystko z sesji nagraniowej, jak leci. Dawniej też nagrywało się dużo więcej, niż ukazywało się na albumach ale trzeba było wybrać co najlepsze. Stąd wszelkie wznowienia i delux edyszn gdzie często są całe dodatkowe płyty z niepublikowanymi nagraniami. I jak się tego słucha, to na ogół od razu widać, czemu to nie było wcześniej w sprzedaży - bo było słabe, a w każdym razie słabsze od tego, co finalnie trafiło do tłoczni.
Ja bardzo nieufnie podchodzę do płyt dłuższych niż 50 minut. Rzadko się zdarza, żeby ktoś miał aż tyle dobrego do zagrania i zaśpiewania (o ile to nie koncert oczywiście). Jest też bardzo dużo płyt, które tracą mocno przez taką rozwlekłość, bo dobre kawałki giną pomiędzy przeciętnymi. Najlepszy przykład to nowy Iron Maiden, który jakby zostawić z niego 6 z 11 utworów, byłby naprawdę niezłym albumem. A tak trzeba prawie połowę przewijać.

Re: Ewolucja muzyczna

: 21 sierpnia 2016, o 18:54
autor: Guldan
w muzyce elektronicznej inaczej, pelne albumy juz malo kto wydaje, caly czas tylko bezduszne EPki po 2-3 kawalki. a gdzie takim skrotowcom do albumow jak World of Sleepers Carbonow :(

Re: Ewolucja muzyczna

: 22 sierpnia 2016, o 10:09
autor: Crowley
Tylko Steve Roach cały czas po 3-4 albumy rocznie nagrywa, że nawet RYM nie nadąża z uzupełnianiem dyskografii. :D

Re: Ewolucja muzyczna

: 22 czerwca 2020, o 21:53
autor: PIOTROSLAV
Koszerne regge tylko na koszernych kablach

Re: Ewolucja muzyczna

: 22 czerwca 2020, o 21:55
autor: Matthias[Wlkp]
Czy te boty to lecą po tematach od początku? Żeby złapać temat z 2016 ;)

A może zrobimy z tego grę, że musimy kontynuować temat, który bot odkopał?

Ja to już w ogóle nie patrzę na albumy. Tylko Youtube Music i robię swoje playlisty.

Taka to ewolucja się zrobiła przez ostatnie 5 lat...

Re: Ewolucja muzyczna

: 22 czerwca 2020, o 21:57
autor: PIOTROSLAV
W ogóle to:
"Kto slucha regge
Ten rucha kolegę (...)"

Re: Ewolucja muzyczna

: 22 czerwca 2020, o 22:13
autor: Crowley
A ja od ubiegłego roku stawiam sobie cel przesłuchania co najmniej 365 nowych albumów, średnio po jednym na dzień. W 2019 udało się z lekką nawiązką, w tym jestem 34 płyty do tyłu, ale nadrabiam.
A składanki robię sobie sam na Spotify.

Re: Ewolucja muzyczna

: 23 czerwca 2020, o 07:23
autor: ThimGrim
Ja zostałem głuchym audiofilem. Mam dobre słuchawki, koszerny kabel, DAC (trzeci do mnie ma przyjść za jakoś niedługo), program do odtwarzania za $100 na rok i ostatnio szarpnąłem się na albumy audio, digitalne, w DSD 256.

Re: Ewolucja muzyczna

: 23 czerwca 2020, o 07:45
autor: PIOTROSLAV
A ja slucham i lubię tylko tej muzyki jaką znam, więc ostatnim nowym albumem jaki slucham to ostatni Tool. Jako ciekawostkę napiszę, że to pierwszy album Toola jakiego słucham