Pquelim, powiem Ci tak - czwarty i piąty tom nie są najlepszymi w cyklu. Mają jedną, ogromną wadę, jaką jest rozbicie geograficzne. Uczta dla Wron mówi o tym, co dzieje się w Westeros, Taniec Smoków o wydarzeniach z Essos i z Muru, choć wydarzenia z obu książek toczą się równocześnie. GRRM to rozbił, bo pierwotnie planował zrobić w książkach pięcioletni przeskok czasowy, ostatecznie nic z tego nie wyszło, musiał zacząć pisanie od nowa i niestety wpadł na ten podział.
Więc jest w czwartym i piątym tomie fundamentalna wada. Ale, jeśli czytać obie książki równocześnie (można ściągnąć z netu chronologiczną listę rozdziałów), to dają radę. Pewnie, są niesamowite dłużyzny momentami (np. całą historię Quentyna Martella można podsumować w pięciu zdaniach, a GRMM ciągnie ją pięć rozdziałów). Ale generalnie nie jest źle.
W książkach Cersei po śmierci Joffreya
popada w kompletny obłęd. Zaczyna knuć i tworzyć wielopoziomowe, chore spisku, które ostatecznie się zawalają, a na dodatek robi sobie masę wrogów (taki drobny przykładzik - żaden spoiler, bo w serialu to zrobią inaczej - Cersei odmawia terminowego spłacania pożyczek zaciągniętych jeszcze przez Roberta w Żelaznym Banku... co skłania Żelazny Bank do wsparcia Stannisa).
Jon ma kapitalne interakcje z
Nawet wątek Brana jest ciekawy, bo zaczynasz się na poważnie zastanawiać, czy on się
W zasadzie tylko wątek Daenerys jest do bani, ale to celowo, bo GRRM chce nas zamęczyć sytuacją z Mereen i pokazać, że Dany jest niedojrzała, a nawet
Także pod tym względem książki są w porządku. Nie ma idiotyzmów, postaci są tak samo ciekawe jak wcześniej, fabuła idzie do przodu.
Za to serial ewidentnie ssie. Z pięciu dotychczasowych odcinków tylko dwa jakoś trzymały poziom. No i serial pozwala sobie na coraz większe odstępstwa od fabuły książkowej.