Strona 18 z 54

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 11 lipca 2015, o 23:05
autor: SithFrog
Kronika (Chronicle) - Trzech nastolatków z Seattle (Andrew – introwertyk po przejściach; Alex, jego kuzyn i Steve, ich kumpel) przypadkiem znajduje jaskinię, a w niej jakieś dziwne kryształy. Coś się dzieje, a potem nagle mają moc. Telekineza. Zaczyna się od tego, że są w stanie siłą umysłu rzucić piłką, ale z czasem ich umiejętności osiągają zabójczy poziom. Dosłownie i w przenośni.

Podobało mi się i to bardziej niż się spodziewałem. Niby mamy tu nastolatków z super-mocami, ale to w żaden sposób nie jest popularne teraz, superbohaterskie kino. Wręcz przeciwnie. Dzieciaki robią z nowymi umiejętnościami to, co chyba sam bym zrobił. Bawią się tym, robią dowcipy i próbują latać. Problem w tym, że to dla nich okres młodzieńczego buntu i nie każdy dowcip idzie po ich myśli. Dodatkowo rodzina Andrew to raczej trudny dom. Ojciec pijak jest strażakiem po wylewie, a matka śmiertelnie chora leży przykuta do łóżka. Tato przelewa więc swoje frustracje na syna. Andrew znosi to godnie, ale kiedy nagle ma moc, żeby z tym walczyć…

Minusem filmu jest mały budżet i to widać na każdym kroku. Efekty specjalne wyglądają jak z amatorskiej produkcji na youtube. Całość nakręcona jest z ręki. Jak Blair Witch Project. Nie ma to specjalnego uzasadnienia, chyba tylko finansowe. Szkoda, bo mam wrażenie, że ta historia pokazana w klasyczny sposób, mogłaby jeszcze zyskać.

Na plus zaliczam młodych aktorów. Wypadają wiarygodnie, jak prawdziwe młode chłopaki, a nie (jak bywa w Holywood) trzydziestolatki udające nastolatków. Wszystkie rozmowy i wygłupy wyglądają bardzo autentycznie, nie ma się wrażenia, że to naciągana historia. Oczywiście poza wątkiem nadnaturalnym.

Andrew w trakcie filmu przekracza kolejne granice, a ja nie mogę się oprzeć, że tak powinien wyglądać… Anakin Skywalker. Serio. Drogę od odkrycia w sobie czegoś więcej przez zabawę do wykorzystania tego by krzywdzić ludzi pokazano tu w rewelacyjny sposób. Dziesięć razy lepiej niż Lucas w nowej trylogii. Tak to się powinno robić.

Końcówka trochę mnie zdziwiła i mam wrażenie, że można było trochę lepiej spuentować, ale i tak: wiele się nie spodziewałem, a Kronika to naprawdę solidna produkcja. Warto zobaczyć. 7/10

http://zabimokiem.pl/ciezkie-dziecinstw ... super-moc/

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 12 lipca 2015, o 11:25
autor: Crowley
SithFrog pisze:Andrew w trakcie filmu przekracza kolejne granice, a ja nie mogę się oprzeć, że tak powinien wyglądać… Anakin Skywalker. Serio. Drogę od odkrycia w sobie czegoś więcej przez zabawę do wykorzystania tego by krzywdzić ludzi pokazano tu w rewelacyjny sposób. Dziesięć razy lepiej niż Lucas w nowej trylogii. Tak to się powinno robić.
Post po swoim opisie Kroniki napisałem:
Crowley pisze:I jeszcze taki komentarz poza recenzją do Kroniki (mogą być SPOILERY):

Czy to nie jest skrótowo przedstawiona historia Anakina Skywalkera, którą powinniśmy zobaczyć w prequelach? Zwyczajny chłopak otrzymuje niezwykłą moc. Odkrywa ją razem z kumplami (Obi-Wan anyone), doskonali umiejętności. Potem martwi się o chorą, umierającą matkę i żeby zdobyć kasę na jej lekarstwa używa mocy i okrada stację benzynową. W trakcie ucieczki zostaje poważnie ranny w skutek wybuchu beczki z paliwem. Leży poparzony w szpitalu, gdzie odwiedza go ojciec, który nim przez całe życie pomiatał, a ten w złości zaczyna siać zniszczenie. Próbuje go powstrzymać kolega ale jest słabszy i udaje mu się tylko fortelem. No przecież tu wystarczy tylko dodać miecze świetlne i byłby z tego zajebisty prequel.
:D

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 12 lipca 2015, o 16:51
autor: SithFrog
Hehe, great minds think alike :D

Chociaż mi Obi-Wana nikt tam nie przypominał. A co do kasy na leki, to był dobry wyzwalacz z tą stacją, ale pająka zdefragmentował testowo już wcześniej. Widać było, że całe życie jako popychadło w końcu z niego wyłazi.

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 13 lipca 2015, o 20:34
autor: SithFrog
Nocny pościg (Run All Night) - Kumpel polecił mi film sensacyjny z Liamem Neesonem. Nie uwierzyłem na słowo, za dużo ostatnio było „tejkenów” i „non-stopów„. Liam Neeson pierwszą częścią Uprowadzonej wsadził się do szuflady podstarzałego aktora kina akcji. Byłem pewien, że przynajmniej w tym gatunku już nie błyśnie. Z tego miejsca, dziękuję Ci Przemysławie. Nocny pościg to pozycja zdecydowanie warta uwagi. Dowód, że Neeson wcale się jeszcze nie skończył.

Zarys fabuły powala oryginalnością. Jimmy Conlon (Neeson) jest przyjacielem Shawna Maguire’a (Ed Harris). Każdy z nich ma syna. Zbieg okoliczności sprawia, że Danny Maguire chce zabić Mike’a Conlona. Jimmy by ochronić syna zabija Danny’ego. Bum, teraz Shawn chce pomścić pierworodnego i bohater grany przez Neesona za wszelką cenę będzie chciał ochronić swoją latorośl. Banalne? Straszliwie.

Tylko, że ta historia zupełnie nie jest taka jak wynika z opisu. Jimmy i Shawn to starzy, emerytowani gangsterzy. Pierwszy był mafijnym egzekutorem, drugi szefem całej ekipy. Conlon obecnie to żaden wzorowy obywatel próbujący żyć normalnie jak chociażby John Wick. Jimmy to gnida i żul. Nękany przez demony z przeszłości, żyje na skraju biedy i pije do nieprzytomności. Shawn trzyma się nieźle i za wszelką cenę unika łamania prawa. Za to synowie jakby odwróceni. Syn Jimmy’ego to uczciwy trener boksu i kierowca limuzyny. Patologicznego ojca nie chce znać. Danny Maguire marzy o karierze gangstera i ćpa na potęgę.

Siłą filmu są genialne kreacje Harrisa i Neesona. Trudna przyjaźń, która ich łączy wygląda bardzo wiarygodnie. Nawet po śmierci Danny’ego są w stanie ze sobą porozmawiać (co za scena!), mimo, że obaj wiedzą, że finał tej historii może być tylko jeden. Dodatkowo postaci Harrisa przez moment nawet współczułem, a przecież jego syn sam na siebie ściągnął śmierć. Z drugiej strony kreacja Neesona powala. Niby chce dobrze, ale ani przez moment nie miałem do niego szacunku. Tym bardziej, że w miarę upływu czasu dowiadujemy się więcej o jego wyczynach z przeszłości.
Run all night to kawał dobrego kina sensacyjnego. Prosta historia przedstawiona w niebanalny sposób robi wrażenie. Poza tym jest wszystko, co taki film musi mieć: strzelaniny, pościgi, wartka akcja. Znalazłoby się kilka minusów (jak Price, zabójca na zlecenie polujący na Conlonów, przerysowany i zabójczy jak jakiś predator), ale nie ma sensu się nad nimi rozwodzić. Nocny pościg zaskakuje solidnością i wykonaniem, a Ed Harris i Liam Neeson odwalili kawał dobrej roboty. 7/10

http://zabimokiem.pl/liam-neeson-jeszcz ... -skonczyl/

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 14 lipca 2015, o 08:42
autor: Pquelim
Minionki (Minions)
Co tu dużo gadać. Kazdy, kto oglądał Descpicable Me chciał więcej tych fantastycznych stworków. No to teraz jest więcej - nie dość że dostały imiona, to jeszcze okazuje się że mają swoje emocje, uczucia i nie są wcale takie głupiutkie. A raczej - głupiutkie są wtedy, kiedy "mogą być", natomiast w pewnych kluczowych okolicznościach ich losem wydaje się kierować jakaś siła wyższa. Film jest przesympatyczny i idealny na wyjście z dzieckiem. Pomimo kilku sucharów naprawde ciężkiego kalibru (jakieś 8/10 w skali żabosuchoty), całość bawi i ogląda się z przyjemnością.
7/10

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 16 lipca 2015, o 09:18
autor: Pquelim
Terminator: Genisys
Wszystko napisane od nowa. Dużo nawiązań i własciwie równoległych wydarzeń do kultowych części 1 i 2. Sporo akcji, ładne wybuchy, kultowy main theme i powrót prawdziwego Arnolda, a nie pikselowej imitacji. I film jest lepszy od Salvation, naprawdę sporo lepszy.
Ale jednak nie można wyjsć z seansu z zachwytem. Co najwyżej z westchnieniem za starymi, kultowymi czasami, które nie powrócą. Próbuje odpowiedzieć sobie na pytanie, co mi się w tym najnowszym Terminatorze nie podobało - bo do rewrittingu całej sagi nawet nie mam za bardzo pretensji. Rozumiem, że było to konieczne rozwiązanie, żeby poszukać nowej jakości. Jednak ta, którą udało się osiągnać okazuje się niewystarczająca - a sam film to właściwie zwyczajnie niezła rozwałka rozpisana na kuponach legendy.
Przede wszystkim - bohaterowie. Kyle Reese nie wzbudza sympatii, a Daenerys - chociaż ciężko się do niej przyczepić o coś konkretnego (chyba że powiem wprost - jest za niska), to nadal nie pobudza obserwatora do większych emocji. Same Terminatory albo nic nie mówią i tłuką, albo gadają za dużo i zanudzają. Żaden nie wzbudza takiej grozy, jak T-1000 z Judgement Day. No i Schwarzenegger. Bardzo fajnie, że wrócił, świetnie jestp osłuchać ponownie kultowych tekstów i pośmiać się z jego komputerowym nastawieniem do rzeczywistości. Ale mam wrażenie, że scenarzyści trochę przegięli pałę w temacie tego dowcipkowania i budowania "sympateycznej" atmosfery. W efekcie kultorwy T-800 staje się największym parodystą w dramacie, jego rola bardziej jest zbliżona do Stańczyka i kabaretu, niż herosa ratującego ludzkosć. To mnie chyba najbardziej gryzło.
Bawiłem się nieźle. Nie jestem rozczarowany. Ale nie mogę powiedzieć, że jestem zadowolony. Pierwsze dwie częsci, a także nawet trzecia przyzwyczaiły mnie do wyższego poziomu rozrywki. Genisys to tylko niezłe S-F.
6/10

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 17 lipca 2015, o 16:06
autor: SithFrog
Cudowni chłopcy (Wonder Boys) - Kolejny film z polecenia. Kolejna pozycja, która pojawiła się przypadkiem w rozmowie o Michaelu Douglasie. Kolejny strzał w dziesiątkę. No, może w siódemkę, ale nadal - warto zobaczyć.

Wspomniany Douglas gra tutaj Grady'ego Trippa, profesora na uczelni, wykładowcę literatury angielskiej. Pięć lat temu napisał bestseller, od tamtego czasu pisze drugą książkę, ale z weną jakby gorzej. Poznajemy go w momencie, w którym natężenie pecha uderza go z łokcia prosto w splot słoneczny. Opuszcza go żona, spłukany wydawca przyjeżdża obejrzeć rękopis nowej powieści, a kochanka oznajmia mu, że jest w ciąży. Mało? Kochanką jest pani rektor uczelni, na której pracuje Grady, a jej mąż (a jakże!) jest... dziekanem wydziału... tak właśnie. Wydziału Literatury Angielskiej. Do tego dochodzi wyalienowany student z talentem, który zachowuje się jak socjopata, transwestyta - kochanek wydawcy, studentka napalona na profesora i ślepy pies. A to jeszcze nie wszystko.

Cała gama zawiłości i powiązań, przypadków i zbiegów okoliczności sprawia, że Grady musi nauczyć się czegoś, czego się boi: podejmowania decyzji. Do tej pory żył starając się unikać wyborów, teraz kilku dziedzinach zostaje postawiony pod ścianą. Obserwujemy przyspieszony proces, podczas którego około pięćdziesięcioletni chłopiec dojrzewa do roli około pięćdziesięcioletniego mężczyzny.

Film jest niesamowicie lekki i pozytywny. Obejrzałem mając podły nastrój i mimo tego, uśmiałem się na kilku scenach naprawdę mocno. To spora zasługa rewelacyjnej obsady. Wspomnianemu Douglasowi partnerują: Robert Downey Jr. (wydawca), rewelacyjna Frances McDormand (kochanka) i niezły (jak na swoje mozliwości) Tobey Maguire (student socjopata).

Zanim nie polecono mi Cudownych chłopców - nawet nie wiedziałem, że taki film istniał. Przeszedł mi gdzieś zupełnie bez echa. Dobrze, że wypady narciarskie obfitują w nocne Polaków rozmowy o kinematografii. Dzięki nim zobaczyłem naprawdę wartościową komedię obyczajową. Polecam. 7/10

http://zabimokiem.pl/cudowna-komedia-obyczajowa/

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 17 lipca 2015, o 23:35
autor: SithFrog
Milion sposobów, jak zginąć na Zachodzie (A Million Ways to Die in the West) - Seth MacFarlane to przede wszystkim twórca Family Guya. Poza tym popełnił jeszcze komedię romantyczną Ted, po której wszyscy spodziewali się "famili gaja z aktorami", a dostali dość pospolitego przedstawiciela gatunku.

Milion sposobów idzie trochę dalej. Humoru jest więcej, szczególnie tego jadącego po bandzie, a czasami i poza nią. Problem w tym, że zabrakło tu sensownej i zwartej historii. Są fajne gagi, fajne żarty ale oglądałem to bardziej jak zestaw skeczów. Między tymi skeczami jest średnio interesująca i nudnawa, przedłużana na sile historia miłosna. Nic odkrywczego, nic oryginalnego, nic ponad przeciętność. Dobrze, że wspomniane gagi ratują sytuację. No i nostalgia, strzeliłbym MacFarlane'a w ryło za granie na tej nucie, ale nie można się nie uśmiechnąć po zobaczeniu Doca Browna na ekranie.

Kolejnym problemem jest sam reżyser i odtwórca głównej roli. Seth może i zna się na rozbawianiu ludzi, ale aktorem jest co najwyżej średnim. Poprawnym. Widać to szczególnie jeśli partneruje mu Charlize Theron. Obok jest Liam Neeson, a w tle genialni Giovanni Ribisi i Sarah Silverman. Szkoda, że ich wątek jest tak słabo zarysowany, każda scena z ich udziałem bawiła mnie do łez. Jest też kilka zupełnie niespodziewanych wrzutek. Ryan Reynolds pojawia się na ćwierć ujęcia, a "stodołowym komikiem" jest tu Bill Maher! Pojawia się też Neil Patrick Harris, ale niestety, znowu gra lekko zmodyfikowaną wersję Barneya z HIMYM.

W porównaniu do opinii, jakie słyszałem o filmie, nie jestem zawiedziony. Nie jest to komedia, do której wrócę, ale co się pośmiałem, to moje. Może na plus zadziałały dwa piwa wypite w trakcie seansu (American IPA z Podróży Kormorana, polecam; Salamander Pale Ale z Browaru stu mostów, polecam jeszcze bardziej - prodakt plejsment niesponsorowany przez nikogo). Nieważne. Chmielu i żartów wystarczyło, żebym przez dwie godziny się nie nudził. W to mi graj, a scena z kwiatkiem - wisienką na torcie! 6/10

http://zabimokiem.pl/nie-jest-tak-zle-n ... zachodzie/

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 22 lipca 2015, o 16:28
autor: Pquelim
W głowie się nie mieści (Inside Out)
Padłem ofiarą trailera. Nienawidzę tralerów ;(
Film opowiada o emocjach w głowie dziewczynki, które w zabawny i przyjemny sposób przekładają się na rzeczywiste sytuacje i zachowania ludzi w rzeczywistości. Główną bohaterką jest Joy (Radość) i Sadness (Smuteczek), które w nieszczęśliwym wypadku wydostają się poza "centrum" dowodzenia gdzieś w mózgu. W efekcie dziewczynka pozbawiona dwóch skrajnych emocji trafia znajduje się pod kontrolą Strachu, Złości i czegośtam, a w jej głowie mają miejsce przygody sympatycznej dwójki. Film jest - jak na Pixara przystało - rewelacyjnie zrobiony i ckliwy, ponieważ studio cały czas operuje motywami związanymi z dzieciństwem, dorastaniem i podejmowaniem trudnych, acz mądrych życiowo decyzji. Bardzo fajnie, tylko że we wspomnianym trailerze znowu znalazła się praktycznie najlepsza scena filmu. Porównywalnie zabawnych z nią było jeszcze może jedna, lub dwie. Poza tym, bardzo mocno wyczuwalny jest niewykorzystany potencjał świetnego pomysłu w jakim zrealizowano cały ten mechanizm ludzkich uczuć i emocji. Aż się prosi o rozwinięcie wątków związanych z relacjami damsko-męskimi. Ostatecznie bawiłem się więc bardzo dobrze, ale oczekiwałem chyba ciut więcej. Rozczarowany nie jestem, ale nienasycony - jak najbardziej.
7/10

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 24 lipca 2015, o 17:09
autor: SithFrog
Terminator: Genisys - Zanim cokolwiek napiszę na temat Terminator: Genisys, małe wprowadzenie. Jedynkę uwielbiam i dla mnie to najlepszy film tej serii. Gęsty, mroczny, brutalny thriller s-f do dzisiaj robi wrażenie swoim klimatem. Dwójka to kino akcji, lżejsze, bardziej efektowne, ale nadal – świetne. Oba filmy to kamienie milowe w historii kinematografii. Potem przyszła trójka. Nie spodziewałem się wiele i dlatego się nie zawiodłem. Wiedziałem, że Cameron nie maczał w tym palców, a scena z różowymi okularami powiedziała mi wprost: o będzie pastisz. I był. Wcale niezły. Uśmiałem się i ubawiłem. Rozumiem ludzi, którzy się zawiedli oczekując tej samej jakości co wcześniej. Ja nie oczekiwałem więc i zawodu nie było. Do dziś nieźle wspominam Bunt maszyn. Czwarta część ma chyba tylko jeden plus. Próbowano czegoś nowego. Poza tym nie pamiętam z tego filmu nic.

Ktoś najwyraźniej wziął sobie do serca porażkę Salvation i wystraszył się oryginalności i świeżych pomysłów. Niestety, dzięki takiemu podejściu dostaliśmy piąty film o podtytule „Dżenisys”, chociaż powinno być „Oł dżizys!” albo „Hell no!”. Dostajemy bowiem gwałt na ekranie. Dosłownie. Zgwałcono wszystko co było dla mnie cenne w tym wymyślonym uniwersum.

Niezły początek tylko niepotrzebnie budzi w człowieku nadzieję. John Connor i jego partyzanci dzielnie walczą ze SkyNetem, przypuszczają ostateczny atak, a maszyny w ostatniej chwili uruchamiają plan B – wysyłają T-800 do 1984 roku, żeby zabił Sarę Connor. Chwilę później John wysyła Kyle’a Reese’a, żeby ją ochronił. Nie powiem, fajnie było zobaczyć wydarzenia, które do tej pory znało się tylko z dialogów w poprzednich filmach. Potem jednak jest już tylko gorzej.

Kyle przenosi się do 1984 roku, ale nic nie jest takie jak miało być. Zaczyna się festiwal „rebootowania” serii, zaczyna się przeinaczanie wszystkiego co było dobre. Zaczyna się kalanie legend. Zaczyna się wreszcie niekończąca seria nawiązywania, mrugania do widza, odwoływania się, a momentami wręcz kopiowania scen z dwóch filmów reżyserowanych przez Camerona.

Sara Connor w 1984 nie jest kelnerką. Jest żołnierzem i maszyną do zabijania. Okazuje się, że SkyNet wysłał jeszcze jednego terminatora (model T-1000), jeszcze wcześniej, żeby ją zabił, kiedy miała 9 lat. Ktoś inny wysłał jeszcze jednego T-800, żeby ją ochronił. Kto? Tego się nie dowiemy, bo nie i koniec. Scenarzyści nie muszą się tłumaczyć… W każdym razie rodzice giną, Sara nie (fatalną skuteczność mają te przyszłościowe „maszyny do zabijania”). Żyje teraz z terminatorem-ojcem (nawet nazywa go „tatko”) i szkoli się do walki. Brzmi głupio? Dalej jest jeszcze głupiej.

Oryginalnego terminatora, wysłanego do zabicia Sary (również T-800), tatko i młoda Sara ubijają w 1984 w minutę. Problem z głowy? Nie! Bo tam gdzie zjawia się Kyle, pojawia się kolejny T-1000, w dodatku ubrany bez przyczyny akurat w mundur policjanta? Dlaczego? Bo nawiązanie! Mało tego, Tatko i Sara są na jego nadejście przygotowani. Jakim cudem? Phi, kto by się przejmował ciągiem przyczynowo skutkowym? Jest akcja, terminatory się „szczelajo”, nie myśleć, nie marudzić, „paczeć”!

Już jest bez sensu, a to ledwie pierwsze piętnaście minut filmu. Potem okazuje się, że T-800 to model nie tyle bojowy co popularno-naukowy. Nie tylko potrafi strzelać i walczyć. Jest w stanie sam zbudować wehikuł czasu, opierając się na technologii z lat 80tych. Bohaterowie skaczą w przyszłość, do 2017 roku. SkyNet bowiem nie jest już projektem wojskowym, o nie. Teraz to jest apka czy tam OS na smartfony i tablety. Jak się uruchomi i wbije na te urządzenia to nadejdzie dzień sądu. Zastanawiam się jakim cudem? Ile wyrzutni rakiet balistycznych obecnie jest podłączonych do internetu? A kogo to obchodzi? Bo znów się „szczelajo”!

Do tego dochodzi John Connor, którego terminator (model T-Dr-Who) zamienił w terminatora (model T-Pixel-Art) dotykając dłonią jego ust. Tak właśnie, jak Agent Smith z sqeueli Matrixa produkujący swoje klony. Matt Smith (którym fani serialu jarają się jak dzicy, a w filmie widać go w sumie przez 2 minuty) gra tu bezprzewodowe ucieleśnienie SkyNetu i dotykiem zmienia ludzi w maszyny do zabijania. Zły dotyk boli przez całe życie.

Napisałbym „spoiler alert”, ale przecież to wszystko wiemy już ze… zwiastuna. Dałbym Oscara albo Nobla osobie, która wymyśliła, że w trailerze do filmu powinien się znaleźć największy zwrot akcji. Nie chce mi się dalej znęcać nad fabułą. Próba ogarnięcia jej rozumem może powodować raka. Nic tu nie ma sensu, a podróże w czasie namnażają dziur fabularnych w tempie geometrycznym. Nie czepiam się na siłę, o nie. Wiele problemów ze skokami w przeszłość można przykryć dobrą historią, ciekawymi postaciami, czymś co odwróci uwagę widza od zastanawiania się czy to w ogole ma sens. Dżenisys nie ma praktycznie żadnego z tych elementów.

Nie wiem kto był odpowiedzialny za casting, ale powinien zostać oskarżony o sabotowanie projektu. Aktorzy są fatalni. Jai Courtney chyba ma bogatego wujka. Najbardziej drewniany aktor od czasów Anakina z Ep2-3. Gość, który pomógł zarżnąć Szklaną pułapkę, jest na dobrej drodze, żeby pogrzebać drugą znaną markę. Nawet one-linery, które mogłyby być zabawne w ustach prawdziwego aktora, tu brzmią jak dowcipy Strasburgera. Nie lepiej jest z Sarą Connor. Emilia Clarke przy Lindzie Hamilton wygląda jak zagubiona dziewczynka z gimnazjum. Kiedy strzela i walczy wygląda jak moja dwuipółletnia córka próbująca robić groźne miny.

Skoro już przy odtwórcach Kyle’a i Sary jesteśmy – przecież to rodzice Johna Connora, prawda? W tej linii czasu John zapewne powstanie dzięki in vitro, bo takiego braku chemii między postaciami nie widziałem od bardzo, bardzo dawna. Prędzej uwierzyłbym w związek T-800 i Sary niż jej i Kyle’a. Znów, to zapewne wina słabej gry aktorskiej i kiepskiego scenariusza, ale ta para na ekranie po prostu wzbudza zażenowanie. Nie najgorszy jest Jason Clarke jako John Connor. Szkoda J.K. Simmonsa. Dobry aktor, a w Genisys gra postać z potencjałem, który w ogóle nie został wykorzystany.

W końcu dochodzimy do jakiegoś plusa. Arnold to Arnold i w filmie o terminatorach po prostu musi być. Jest i mimo wieku nadal prezentuje się nieźle. Nie stracił dawnego wdzięku, a jego austriacki akcent jest po prostu nieśmiertelny. Nawet tu jednak jest problem. Nie dość, że Schwarzeneggera jest wg mnie za mało, to jeszcze zbyt często pełni rolę komediową. Po nabijaniu się z jego kultowych tekstów w Terminatorze 3 i Expendables naprawdę jeszcze kogoś bawi sto siedemdziesiąte trzecie „ajl bi bak”?

Scenariusz ssie, reżyseria ssie, aktorzy w większości też. No to może sceny akcji? Owszem są i są niezłe. I tyle. Absolutnie żadna nie zapadnie widzom w pamięć tak jak chociażby pościg z Dnia sądu, kiedy w kanale burzowym ciężarówka ściga motocykl.

Genisys to porażka. Podróba. Film żerujący na nostalgii fanów, depczący jednocześnie legendy, które zapoczątkowały serię. Gdyby wyciąć z tego filmu sceny gdzie są mniejsze lub większe nawiązania do jedynki czy dwójki – z dwóch godzin zostałoby pewnie ze 45 minut miałkiego, bezpłciowego i beznadziejnie zagranego kina akcji klasy C. Dla mnie, wielbiciela terminatorów Camerona, Genisys jest jak beznadziejny, dubstepowy cover ukochanej piosenki. Wolałbym, żeby nigdy nie powstał. 4/10

http://zabimokiem.pl/terminator-ol-dzizys/

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 24 lipca 2015, o 23:10
autor: Crowley
Spoiler:
ara Connor w 1984 nie jest kelnerką. Jest żołnierzem i maszyną do zabijania. Okazuje się, że SkyNet wysłał jeszcze jednego terminatora (model T-1000), jeszcze wcześniej, żeby ją zabił, kiedy miała 9 lat. Ktoś inny wysłał jeszcze jednego T-800, żeby ją ochronił. Kto? Tego się nie dowiemy, bo nie i koniec. Scenarzyści nie muszą się tłumaczyć… W każdym razie rodzice giną, Sara nie (fatalną skuteczność mają te przyszłościowe „maszyny do zabijania”). Żyje teraz z terminatorem-ojcem (nawet nazywa go „tatko”) i szkoli się do walki. Brzmi głupio? Dalej jest jeszcze głupiej.

Oryginalnego terminatora, wysłanego do zabicia Sary (również T-800), tatko i młoda Sara ubijają w 1984 w minutę. Problem z głowy? Nie! Bo tam gdzie zjawia się Kyle, pojawia się kolejny T-1000, w dodatku ubrany bez przyczyny akurat w mundur policjanta? Dlaczego? Bo nawiązanie! Mało tego, Tatko i Sara są na jego nadejście przygotowani. Jakim cudem? Phi, kto by się przejmował ciągiem przyczynowo skutkowym? Jest akcja, terminatory się „szczelajo”, nie myśleć, nie marudzić, „paczeć”!

Już jest bez sensu, a to ledwie pierwsze piętnaście minut filmu. Potem okazuje się, że T-800 to model nie tyle bojowy co popularno-naukowy. Nie tylko potrafi strzelać i walczyć. Jest w stanie sam zbudować wehikuł czasu, opierając się na technologii z lat 80tych. Bohaterowie skaczą w przyszłość, do 2017 roku. SkyNet bowiem nie jest już projektem wojskowym, o nie. Teraz to jest apka czy tam OS na smartfony i tablety. Jak się uruchomi i wbije na te urządzenia to nadejdzie dzień sądu. Zastanawiam się jakim cudem? Ile wyrzutni rakiet balistycznych obecnie jest podłączonych do internetu? A kogo to obchodzi? Bo znów się „szczelajo”!
Obrazek

A wy się śmialiście z Jupitera i Wachowskich...

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 25 lipca 2015, o 00:11
autor: SithFrog
Zdarzenie (The Happening) - Całkiem niedawno Mieciu Mietczyński znęcał się nad polską produkcją Drzewa. Film (stworzony prawdopodobnie na srogich pigułach) opowiada o czujących i myślących roślinach, głównie drzewach, które atakują i zabijają ludzi. Kto by pomyślał, że nieco ponad dekadę później ta niszowa produkcja znad Wisły zainspiruje M. Night Shyamalana? Na pewno nie ja.

Dzień jak co dzień, ludzie pracują, śpią, robią cokolwiek. Nagle wieje wiatr i nagle wszyscy w okolicy ze stoickim spokojem popełniają samobójstwa. Nauczyciel biologii, Eliott (Mark Wahlberg) wraz z żoną i córką przyjaciela ucieka przed tym zjawiskiem. Nie powiem, zainteresowało mnie to od początku. Pomysł oryginalny. Szkoda tylko, że ciekawie jest tylko pierwsze dziesięć minut. Reszta to najnudniejszy, najmniej straszny horror, jaki w życiu widziałem.

Nic tu nie straszy, nie ma klimatu i budzi raczej niezamierzony śmiech. Aktorzy grają beznadziejnie, a związek postaci Marka Wahlberga i Zooey Deschanel wygląda jak stworzony w ramach jakiejś kary. Samą Zooey uwielbiam, ale do horroru pasuje mniej więcej tak jak Michał Milowicz do dramatu w typie Długu. W filmie nie dzieje się nic wartego uwagi, niewiarygodne, że ktoś to w ogóle puścił do dystrybucji kinowej. Zdarzenie nie nadaje się nawet na poniedziałkowe kino w TV Puls, bo jest doskonale nijakie. Omijać szerokim łukiem. Jak koniecznie chcecie się bać motywów roślinnych, dwa razy bardziej przerazi wasz barszcz Sosnowskiego rosnący w pobliżu. 2/10

http://zabimokiem.pl/ludzkosc-kontra-flora/

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 25 lipca 2015, o 22:42
autor: SithFrog
Terminator (The Terminator) - Po moim soczystym narzekaniu na Terminator: Genisys usłyszałem od pewnej osoby, że nostalgia zaciemnia mi spojrzenie. Że dawno oglądałem pierwszego Terminatora i pamięć zniekształcił czas. No to sobie obejrzałem. I co? Nostalgia? Litości... Kiedyś pewnie dałbym osiem, dzisiaj daję dychę.

Ten film jest doskonały w swojej kategorii. Prosta i spójna historia. Proste środki użyte do jej opowiedzenia i najważniejsze: klimat. Tu naprawdę czuć brak nadziei w 2029 roku. Armia zagonionych pod ziemię obdartusów przymiera głodem. Odziani w szmaty. W kolejnych odsłonach (szczególnie dwóch ostatnich) wojsko Johna Connora wygląda się i zachowuje jak doborowe jednostki specjalne. Gdzie ta beznadzieja post-apokaliptycznej zagłady?

To, o czym faktycznie zapomniałem, a co pozwala wsiąknąć w losy bohaterów to brutalność i dosłowność wielu scen. Maszyna do zabijania to maszyna do zabijania. Z zimną krwią strzela ludziom w twarz, w plecy, kiedy trzeba - wyrywa organy wewnętrzne. Arnold w tej wersji to monstrum, którego masz się bać. Nie żaden efekciarski cyborg, który rzuca oszczepem z płynnego metalu. Poza tym wszystko co mamy wiedzieć - widać na ekranie. Nikt tam nie musi niczego tłumaczyć. Widzimy jak wygląda przyszłość, widzimy jak mordowani są niewinni ludzie. Nic nie jest tu podane w formie pseudo-dialogu, który służy do objaśniania fabuły.

Kolejna różnica między wtedy, a teraz: sceny akcji. W Terminatorze uzupełniają fabułę, stanowią całość z wydarzeniami na ekranie. Są środkiem do opowiadania historii, a nie celem samym w sobie. Jakbym miał zgadywać to powiedziałbym, że Cameron kończył swój scenariusz ubogacając go efektownymi pościgami i strzelaninami. Współczesne części wyglądają jakby scenarzyści najpierw wymyślili przekombinowane ewolucje, a potem dopisywali do nich cokolwiek, byle się jako-tako kleiło.

Aktorów nie chcę nawet oceniać. Oni po prostu "robią" ten film. Linda Hamilton (kobieta, a nie gimnazjalistka), Michael Biehn (a nie drewniany klocek) i Arnold, który ze swoim niezdarnym akcentem i śladową mimiką idealnie pasuje do grania maszyny. Słowem, stara szkoła. Trochę już zapomniana, dobrze, że ostatnio George Miller pokazał, że to nadal działa lepiej niż tona komputerowo generowanych bajerów. A propos, efekty specjalnie w 1984 roku zapewne kopały zad. Animacje poklatkowe, modele terminatora - dziś mocno trącą myszką, ale znów - jest ich na tyle niedużo, że to w ogóle nie przeszkadza.

Po dzisiejszym seansie zauważyłem jeszcze jedną ciekawą różnicę. Trzy pierwsze części nie kończą się happy endem. Na pewno nie w klasycznym wydaniu. Salvation kończy się... nie wiem jak, nie pamiętam i szczerze mówiąc mam to gdzieś. Genisys kończy się jak Godzilla (ta z 1998). Nie dość, że wszystko pięknie to jeszcze tandetna furtka do sequeli zaraz po napisach. Żenada.

Podczas oglądania Genisys nostalgia niczego nie przesłoniła. Ba, powiem więcej, po najnowszych Terminatorach podnoszę ocenę oryginału, bo ten film po 31 latach zjada na śniadanie ostatnie produkcje, które nie są filmami, a błyskotkami. Zabaweczkami, które kolorowym opakowaniem próbują niezdarnie ukryć swoją miałkość i brak treści. Terminator numer jeden to krok milowy dla kinematografii i trampolina do wielkiej kariery dla Arnolda Schwarzeneggera i Jamesa Camerona. Film, który prawie się nie zestarzał. Polecam obejrzeć zamiast wyświetlanej w kinach parodii. 10/10

http://zabimokiem.pl/elektroniczny-morderca-atakuje/

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 25 lipca 2015, o 23:13
autor: Crowley
Ja wczoraj oglądałem któryś raz Conana Barbarzyńcę i muszę stwierdzić, że Arnold jest odpowiedzialny za gigantyczny kawał historii. Cały ten film wygląda dziś jak biblia dla wszelkiej maści twórców wszystkiego co z fantasy związane. Od archetypicznych postaci, przez stroje, lokacje, rekwizyty a nawet konstrukcję pewnych scen. To samo później było z filmami akcji, bo właśnie Terminator, Predator, czy Commando to kopalnia schematów dla późniejszych naśladowców.
A tak w ogóle to nie wiem czy wiecie, ale Schwarzenegger najpierw zgłosił się do roli Reese'a. Dopiero w czasie castingu Cameron sobie wymyślił, że facet będzie idealnym Terminatorem. Sam Arnold natomiast przez 3 miesiące uczył się... strzelać, żeby realistycznie posługiwać się bronią na planie. Uwielbiam takie historie zza kulis.

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 26 lipca 2015, o 13:01
autor: Voo
Gagarin

Zrobiona bez specjalnego zadęcia i pewnie przez to dająca się oglądać z przyjemnością opowieść o pierwszym locie człowieka w kosmos. Dość dokładnie pokazano tu przebieg samego lotu, bardziej migawkowo same przygotowania i wcześniejsze szkolenie pilotów. W tle dzieciństwo bohatera, okupacja, młodość, ot typowy film biograficzny. Solidne efekty specjalne. Dwie rzeczy uderzają. Po pierwsze - siermiężność ówczesnego Związku Radzieckiego. Niby to dla nas oczywiste ale pewne rzeczy trzeba zobaczyć, żeby je sobie uświadomić. Gagarin przygotowuje się do lotu a w tym czasie jego ojciec gdzieś na jakieś zabłoconej, zapadłej ruskiej wsi jedzie w kufajce trzy godziny rowerem do roboty. Kosmodrom pośrodku stepu. Skromniutkie mieszkanko Gagarina i skromne sukienki jego młodej żony. Kompletna tajemnica i całkowita anonimowość. Porównajmy to Corvettami pierwszych amerykańskich astronautów i ich olbrzymią medialną sławą jeszcze przed pierwszymi lotami. Po drugie - niby był to największy tryumf radzieckiej propagandy a film jest po rosyjsku bardziej nostalgiczny niż można by oczekiwać. Oczywiście nie obyło się bez patosu, chociaż i tak "Gagarin" zrobiony jest w stylu bardzo dalekim od znanego z amerykańskich filmów. Dla miłośników tematu na pewno jest to warta obejrzenia produkcja. 7/10


P.S. Nie wstawiam tytułu oryginalnego - ten na filmwebie i imdb to jakieś nieporozumienie, jak często bywa u nas z przerabianiem angielskich zapisów rosyjskich tytułów lub nazwisk.

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 26 lipca 2015, o 21:36
autor: Ptaszor
Antman
Nie cierpię filmów o superbohaterach, ale widziałem Avengers i Strażników i stwierdzam, że Antman też był śmieszny i też był przygłupi. Jest kilka rzeczy, które mogą skłonić niezdecydowanych do pójścia:
- jakieś dziecko w kinie powiedziało na widok kostiumu: "Mamo, a kupisz mi taki strój?", a matka powiedziała, żeby w końcu przestał gadać
- ludzie w kinie śmiali się we fragmentach, które powinny być zabawne
- tych fragmentów było sporo
- 3D wreszcie się do czegoś przydało, jeśli oglądać, to tylko z okularami, robią wrażenie te sceny z żabiej perspektywy
- odmłodzony Michael Douglas
w kategorii filmów o superbohaterach byłoby ex aequo z Guardians of the Galaxy
7/10

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 27 lipca 2015, o 08:12
autor: Gregor
SithFrog pisze:Poza tym wszystko co mamy wiedzieć - widać na ekranie. Nikt tam nie musi niczego tłumaczyć. Widzimy jak wygląda przyszłość, widzimy jak mordowani są niewinni ludzie. Nic nie jest tu podane w formie pseudo-dialogu, który służy do objaśniania fabuły.
Strasznie mi tego brakuje we współczesnym kinie. Połowę klimatu takiego Terminatora, czy Aliens robi to, że sporo o świecie przedstawionym trzeba się domyślić z tego co widzimy na ekranie, bo bohaterowie nie rozmawiają o czymś dla nich oczywistym, a co przy odrobinie wyobraźni widz może sobie dopowiedzieć.

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 27 lipca 2015, o 10:24
autor: Crowley
Strasznie mi tego brakuje we współczesnym kinie. Połowę klimatu takiego Terminatora, czy Aliens robi to, że sporo o świecie przedstawionym trzeba się domyślić z tego co widzimy na ekranie, bo bohaterowie nie rozmawiają o czymś dla nich oczywistym, a co przy odrobinie wyobraźni widz może sobie dopowiedzieć.
Powiedz to Nolanowi. :P Facet będzie musiał zacząć kręcić 10 minutowe teledyski na YT.

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 27 lipca 2015, o 10:42
autor: Zolt
jakby teraz zaczęli kręcić filmy, w których widz musi się czegoś domyślić, to by zjechali reżysera za zbytnią komplikację fabuły.

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 30 lipca 2015, o 11:29
autor: Dragon_Warrior
Strasznie mi tego brakuje we współczesnym kinie. Połowę klimatu takiego Terminatora, czy Aliens robi to, że sporo o świecie przedstawionym trzeba się domyślić z tego co widzimy na ekranie, bo bohaterowie nie rozmawiają o czymś dla nich oczywistym, a co przy odrobinie wyobraźni widz może sobie dopowiedzieć.
+1

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 31 lipca 2015, o 18:27
autor: SithFrog
Terminator 2: Dzień sądu (Terminator 2: Judgment Day) - Oglądanie Terminatora i Terminatora 2 kilka dni po traumie Genisys to z jednej strony kuracja zdrowotna dla mózgu, z drugiej, ocena najnowszej odsłony pikuje w dół z prędkością światła. Naprawdę, miałem ochotę jeszcze trochę po Dżenisysie pojeździć, ale to już byłoby kopanie leżącego.

Dzień sądu jest sequelem doskonałym. Opowiada nam niemal tą samą historię co poprzednik, a jednak wystarczyła mała zmiana - tym razem Sarę i Johna chroni cyborg - i mamy praktycznie inny film. Drobna zmiana schematu zupełnie zmieniła reguły gry. Arnold jako T-800 ma chronić młodego Connora, ale jednocześnie stanowi nagle substytut ojca, którego nie było. Sam John też stanowi ciekawą odmianę i jego sytuacja jest jeszcze trudniejsza niż poprzednio Sary. Niby wie co się stanie, ale cały świat wmówił mu, że matka jest chora psychicznie i to co mówi nie ma sensu. Czy takie trio ma coś do powiedzenia w starciu z zabójczym T-1000?

James Cameron przy sequelu poszedł w stronę kina akcji kosztem klimatu. Nie winię go, dzięki temu mamy dwa doskonałe, ale różne filmy. W Dniu sądu pojawia się zdecydowanie więcej humoru i widowiskowych scen akcji. Efekty specjalne (poza jedną sceną - bohaterowie jadą stojącym autem, a puszczone na jakimś ekranie tło ma udawać ruch - nie wiem jak takie coś trafiło do filmu) do dziś wyglądają rewelacyjnie. Jest też sporo subtelnych (halo, twórcy Genisysa, słowo klucz) nawiązań do pierwszej produkcji. Pojawia się Michael Biehn, Sarę leczy ten sam psychiatra (ten sam aktor), który sugerował chorobę psychiczną Reesowi. Nadal jest brutalnie. Scena wybuchu nuklearnego ze snu/wizji Sary (dzieci na placu zabaw) czy T-1000 zabijający przybranego ojca Johna? Gdzie takie rzeczy są dzisiaj w filmach oznaczonym PG-13? Nie ma. A to uderza w realizm scen, w poczucie empatii dla bohaterów. Widzisz coś takiego i wiesz, że czeka nas straszliwa zagłada. Albo, że koleś z płynnego metalu jest tu po to, żeby brutalnie zabijać, a nie żartować i efektownie skakać.

Mnóstwo scen robi, nawet dziś, piorunujące wrażenie. Pierwsze spotkanie Sary i T-800, próba zabicia Dysona, wizje Sary, Dyson z detonatorem, rozmowy Johna z terminatorem i, rzecz jasna, finałowa scena w hucie. Dlaczego była wzruszająca? Bo zależało mi na postaciach, kibicowałem im - tego w nowszych filmach nie ma. Widzę nową Sarę, nowego Kyle'a i nie obchodzi mnie zupełnie co się z nimi stanie. Mam wrażenie, że są w filmie tylko po to by dostarczyć mi kolejnych czerstwych one-linerów.

Na osobny akapit zasługuje postać Sary Connor. A właściwie to nie będę wiele pisał. Obraz jest wart więcej niż tysiąc słów. Tak wygląda silna kobieca postać w zestawieniu "kiedyś i dziś":

http://zabimokiem.pl/wp-content/uploads ... /t2jd7.jpg

Dwójka ma najlepszą muzykę w historii terminatorów, twórczo rozwija trochę przestarzałe plumkanie z poprzedniczki i chyba nie ma fana s-f, który nie kojarzyłby głównego motywu właśnie z drugiej części.

Terminator 2: Dzień sądu to sequel kompletny. Prawie pozbawiony wad. Scenariusz opowiada historię, nie dzieli się sztywno na sceny akcji, sceny z żarcikiem i kolejne sceny akcji. Jeśli dziś miałbym się czepiać to tylko jednej sceny z kiepskim nałożeniem tła na jazdę autem i może tego, że Robert Patrick kiedy się odzywa, ma jednak w sobie za dużo z człowieka. Wiem, że T-1000 miał się wtapiać (hehe, nomen omen) w tłum i być nie do odróżnienia od statystycznego homo sapiens, ale jednak poszedł za daleko. Czasem mógłby być bardziej, hm... bezdusznie poważny?

Dlaczego "tylko" 9? Jedynkę widziałem pierwszą, zrobiła na mnie większe wrażenie i najważniejsze: mimo całej genialności dwójki, zawsze kiedy oglądam, brakuje mi tego co miała pierwsza odsłona. Poczucia beznadziei, walki z dużo silniejszym przeciwnikiem, świadomości braku wyjścia z sytuacji. Nie zmienia to jednak faktu, że Terminator 2 to jeden z najważniejszych filmów s-f w historii kina. 9/10

http://zabimokiem.pl/sequel-doskonaly/

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 31 lipca 2015, o 22:26
autor: MajinFox
SithFrog pisze:Terminator 2: Dzień sądu (Terminator 2: Judgment Day) - Dyson z detonatorem
Fajnie, że to wymieniłeś. Jedna z moich ulubionych, krótkich scen w historii kina.

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 31 lipca 2015, o 22:51
autor: Crowley
Powstanie warszawskie

Film stworzony z autentycznych nagrań z czasów powstania, częściowo fabularyzowany. Zacząłem oglądać przypadkiem, przerzucając kanały i do końca siedziałem przed ekranem z rozdziawioną gębą. Odrestaurowane i pokolorowane zdjęcia robią KO-LO-SAL-NE wrażenie. Żaden amerykański film, żadne Ryany, Pianiści ani Schindlery nie niosą nawet ułamka emocji, które towarzyszą oglądaniu urywków filmów z życia codziennego w czasie walki z Niemcami. Ciężko to opisać ale patrzyłem na to jak na rodzinne nagrania sprzed -nastu lat, jak na coś w pewien sposób znajomego, autentycznego. Tym bardziej walą w łeb momenty z końcówki - stosy ciał, niemiecka broń pancerna przeczesująca puste ulice i potwornie okaleczone miasto. Łzy cisnęły się do oczu.
I byłoby pięknie, gdyby nie kretyński pomysł udźwiękowienia tego materiału. A w zasadzie nie sam pomysł, ale jego wykonanie. Głosy i odgłosy z offu brzmią trochę jak Dziennik telewizyjny Jacka Fedorowicza albo filmiki z Sejmu w programie Świat się kręci. Albo jak niskobudżetowy dubbing w grze komputerowej. Zresztą nie o samych czytających tu chodzi. Dźwięk nie zgrywa się z obrazem, nikt nie próbował nawet nadać odgłosom jakiejś przestrzeni, ani autentyczności. Cały czas miałem wrażenie, jakby gdzieś za ścianą siedział wąsaty koleś i tu plusnął wodą, tam strzelił kapiszonem, kiedy indziej odtworzył z taśmy dźwięk płonącego ogniska. Dramat, który bardzo psuje odbiór filmu.
Sam pomysł, żeby połączyć różne nagrania w całość, komentowaną zza kadru przez wyimaginowanych braci operatorów, którzy postanawiają stworzyć kronikę powstania nie był zły. Nawet te ich kwestie nie są jakieś tragiczne i jakoś tam sklejają akcję do kupy. Ale skoro za nagrywanie wzięli się jacyś amatorzy z mikrofonem z Biedronki, to trzeba było zatrudnić Wołoszańskiego albo zostawić samą (znakomicie dobraną) muzykę.
Kłuje to w uszy tym bardziej, że zdjęcia odrestaurowano na pełnym wypasie. Fantastyczną robotę zrobili goście, którzy ustabilizowali obraz. Wiele ujęć wygląda jak robionych ze steadicama. Obraz pomimo widocznego ziarna jest lepszy, niż w większości filmów z lat 90tych. Do tego wyblakłe kolory, które niesamowicie ożywiają te zdjęcia. Naprawdę warto, a nawet trzeba to zobaczyć.
Nie dam żadnej oceny. Musiałbym odjąć kilka oczek za udźwiękowienie a to byłoby nie fair. Film mną wstrząsnął i przykuł do ekranu jak mało co. Jest fascynujący i przerażający zarazem.

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 1 sierpnia 2015, o 20:30
autor: SithFrog
Terminator 3: Bunt maszyn (Terminator 3: Rise of the Machines) - Mózg ma to do siebie, że nie chce pamiętać złego. Stara się trzymać we wspomnieniach wszystko co było fajne, czasem nawet podkolorować, a te niedobre momenty wypierać do podświadomości. Taki właśnie numer wyciął mi mój własny organ myślący. Wydawało mi się, że Terminator 3 był naprawdę fajnym pastiszem. Był pastiszem, owszem, resztę jednak podkolorowały wspomnienia.

Zaczyna się całkiem nieźle. Pojawia się kobieta-terminator i standardowo - Arnold. Co ciekawe - głównym celem złej T-X nie jest John Connor, przynajmniej nie od razu. Ma ona zlikwidować ludzi, którzy staną się najbliższym otoczeniem zbawcy ludzkości. Jego współpracownicy, porucznicy, generałowie. Dopiero kiedy T-X próbuje zabić jedną z osób na liście - Kate Brewster - przypadkiem wpada na Connora. Po chwili, rzecz jasna, pojawia się Arnold i zaczynamy po raz trzeci zabawę w kotka i myszkę.

Pomysł nie jest zły. Przynajmniej z pozoru. Gorzej jest z jego realizacją. Widać, że ktoś się nie skupił na detalach. Skąd na przykład zupełnie inny model T-800 pamięta, żeby szukać kluczyków za osłonką przeciwsłoneczną? Nawiązania są fajne, ale znów - jakim cudem cyborg o twarzy Arnolda zna cytaty z Komando? Na szczęście nie poszli w tych wszystkich odniesieniach za daleko i jest więcej delikatnych sugestii niż kopiowania scen czy tekstów.

Pastisz pastiszem, ale to co odróżnia filmy Camerona od trójki to na pewno podejście do scen akcji. W trzeciej odsłonie twórcy poszli w stronę, którą Robert Downey Jr. odradzał ( https://www.youtube.com/watch?v=oAKG-kbKeIo ). Mamy przez to kilka momentów tak przeładowanych atrakcjami wizualnymi i tak przesadzonych, że zaczynają być niezamierzoną autoparodią. Poza finałem, scena pościgu z użyciem zdalnie sterowanych aut śmieszy zamiast wprowadzać jakieś napięcie i emocje. To samo jest jeśli chodzi o realizm scen. Brutalność jest tu groteskowa i budzi raczej - ponownie - śmiech, albo uczucie zażenowania. Największym hitem jest zdecydowanie Arnie wypluwający pocisk. Zapomniałem o tym ujęciu, a szkoda, bo to jedna z najgłupszych scen w historii terminatorów. Tak samo jak walka wręcz T-X z T-800. Brakowało tylko muzyki z Benny Hilla.

Szkoda, bo uważam, że potencjał był, a pomysły na fabułę wydają się lepsze niż w marnym Genisysie. Aktorzy nie wypadli najgorzej, Nick Stahl był niezłym Johnem Connorem, a Claire Danes solidną partnerką. Zabrakło lepszego scenariusza i mniej kombinowania przy fajerwerkach wizualnych. Nadal jednak cenię trójkę wyżej niż wspomnianego Dżenisysa. Chociażby za brak happy endu i ostatnie sceny, które do dziś robią ogromne wrażenie. 5/10

http://zabimokiem.pl/pamiec-plata-figle/

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 2 sierpnia 2015, o 13:11
autor: SithFrog
Ant-man - Jakiś czas temu odbyłem rozmowę z kumplem, który świetnie orientuje się w świecie komiksów. Marudziliśmy trochę na Marvela i jeszcze więcej na DC w związku z nowym trailerem Batman v Superman. Doszliśmy do wniosku, że DC ma (poza Nietoperzem) bardziej niedzisiejszych bohaterów i dlatego większy problem z sensownymi ekranizacjami. Z jednej strony można się zgodzić, z drugiej, Marvel daje nam świene argumenty do polemiki.

Powiem otwarcie, tak Strażnicy Galaktyki jak i Ant-Man na zwiastunach wyglądali wg mnie słabo i dziwacznie. Przecież nie da się zrobić sensownego filmu dla dorosłych z gadającym szopem, chodzącym drzewem albo człowiekiem, który się kurczy i rozmawia telepatycznie z mrówkami... No właśnie. Da się. Marvel ma tę ciekawą właściwość jeśli idzie o kinowe przeboje. Potrafi sprzedać coś z pozoru głupkowatego albo kiczowatego jako fajne, zabawne i dostarczające solidnej rozrywki. Ant-man to kolejny dowód na to, że opanowali tę umiejętność do perfekcji.

Scott Lang to dobroduszny złodziej, który brzydzi się przemocą, a serce ma ze złota. Potrafi niczym Robin Hood, okraść bank czy korporację, a potem rozdać bogactwo oszukanym klientom. Kiedy trafia za kratki przestaje być zabawnie. Po wyjściu z więzienia nie może znaleźć uczciwej pracy (a chce) plus jego kontakt z córką zostaje bardzo ograniczony. Szansę na odkupienie oferuje mu Hank Pym, genialny naukowiec, który chce zapobiec, jak to zwykle u Marvela, chaosowi i zakusom złych ludzi w skali światowej.

Ant-man to pierwsza produkcja w MCU, która tak genialnie łączy Avengersów z nowym bohaterem. Hank Pym ma na pieńku ze Starkami i prędzej sam się narazi na niebezpieczeństwo niż wezwie ekipę Kapitana Ameryki. Na wyjaśniającym dialogu wcale się nie kończy, przez chwilę pojawi się Falcon. Niestety jak to u Marvela, straszny i zły czarny charakter nie powala. Jest tak generyczny, że pasuje do dowolnego filmu klasy B. Robi miny, wścieka się i wygląda przy tym groteskowo. Poza tym jego wątek to niemal kopia motywu z pierwszego Iron Mana. Brakuje pomysłów? Czy w MCU jest jakikolwiek "niemilec" o charyzmie zbliżonej do Jokera? Albo równie przerażający jak Darth Vader? Póki co we wszystkich filmach pokazują nam same, pardon my French, popierduchy.

Fabuła opiera się na podobnych fundamentach jak seria Ocean's Eleven. Mniej tu supebohaterskich pojedynków, więcej planowania jak, którędy i kiedy coś ukraść/wynieść/zabrać. Miła odmiana po tych wszystkich fajerwerkach z Avengersów. W ogóle cały film jest bardzo kameralny. Nie ma tłumów na ekranie. Michael Douglas świetnie portretuje Hanka Pyma, Paul Rudd zadziwiająco sprawnie wcielił się w Ant-mana, Michael Pena ma rolę drugoplanową, ale kradnie każdą scenę ze swoim udziałem. Najlepszy i najbardziej sympatyczny meksykański cwaniaczek jakiego widziałem. Do całości średnio pasuje Kate z Losta (Evangeline Lilly) jako córka Pyma. Mam do niej słabość, ale we wszystkich filmach gra trzema minami: smutna, radosna, radosna i lekko zawstydzona jednocześnie. Koniec warsztatu aktorskiego.

Ważnym elementem historii są relacje Scotta i jego małej córki na tle trudnej więzi Hanka ze swoją pierworodną. Sporo w tym emocji. Może czasem jest trochę naiwnie, ale wystarczająco realnie, żebym czuł współczucie dla postaci, a to już coś. Nawet finałowa walka w niczym nie przypomina chaosu wielkiej bitwy znanego z innych filmów. O efektach nie piszę nic, bo na tym poziomie to już tradycja, że dostajemy produkt z najwyższej półki. Wszystko do razem daje naprawdę przyzwoity film oparty o komiks, który wydawał mi się niemożliwy do sensownego przeniesienia na ekran. Cóż, cieszę się, że się pomyliłem. 7/10

http://zabimokiem.pl/czlowiek-mrowka/

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 2 sierpnia 2015, o 16:30
autor: SithFrog
Szybcy i wściekli 7 (Furious Seven) - Jaka ta seria jest - każdy widzi. Kolejna, siódma już (!) część przygód szybkich i nerwowych jest dokładnie taka jak można się spodziewać.

Scenariusz zabiera nas, jak gry komputerowe typu Uncharted czy Tomb raider, w kilka egzotycznych miejsc na świecie. W każdym z tych miejsc trzeba wykonać misję, a potem następną w nowym miejscu. Historia sprowadza się do tego, że brat terrorysty, Deckard Shaw, pokonanego w poprzednich filmach chce się zemścić. Nasi bohaterowie chcą go dopaść. Nie jest łatwo, facet znika jak duch. Żeby faceta namierzyć potrzebny będzie mini-skynet i hakerka, która potrafi go użyć. Znajduje dowolną osobę na całym świecie w parę minut. Niestety babeczka została porwana więc trzeba ją odbić. W tej akcji (i kolejnych) przeszkadzać będzie ów brat terrorysty. Pojawia się więc co chwilę. Tak, ten sam koleś, którego nie da się namierzyć i potrzeba do tego skynetu w pendrive'ie.

Podchodzenie do fabuły z jakąkolwiek logiką może spowodować przegrzanie mózgu, ewentualnie krwawe wysięki z uszu. Żeby czasem nie próbować - twórcy przygotowali zestaw widowiskowych scen, mających odwrócić uwagę od idiotycznej historii. Mamy więc pościgi, strzelaniny, strzelaniny podczas pościgów, drony, helikoptery, wyrzutnie rakiet i Polski Bus wyposażony w sześć czy osiem mini-gunów. Nie będę pisał, że to wszystko jest jazdą po bandzie, bo seria F&F wypadła poza trasę już koło czwartej odsłony. Mimo tego ogląda się znośnie. Można w trakcie filmu odebrać telefon, wciągnąć jakieś szamanie albo wyjść do WC bez strachu, że coś ważnego nas ominie.

Samochody - esencja Szybkich i wściekłych - znów wracają do centrum uwagi. Podziwiamy amerykańskie klasyki, mocno stuningowane japończyki i super-samochody za bazylion dolarów. Prócz aut możemy napatrzeć się na piękne kobiety i ich pośladki/dekolty, a także dowiedzieć się, że z energetyków najlepszy jest Monster, a z piw Corona. Usłyszymy też słowo "rodzina" odmienione przez wszystkie przypadki. Wiem, że to część obowiązkowa dla mądrości wygłaszanych przez Toretto, ale tutaj już popadli w śmieszność.

A propos śmieszności. Dominic jest tak bardzo samcem alfa, że zamiast resuscytacji potrzebuje tylko kilku słów swojej ukochanej, a ślub bierze w białej podkoszulce "żonobijce". Dobrze, że na tym się skończyło, bo więcej testosteronu mogłoby rozsadzić ekran od środka. Poza tym, że film jest jaki jest - jest za długi. Ponad dwie godziny intensywnego kina akcji, które ma nielogiczną i durną fabułę to o jakieś 40 minut za dużo.

Na koniec dostajemy hołd dla Paula Walkera. Miłe i cenne pożegnanie. Był na pewno jedną z głównych twarzy Szybkich i wściekłych. Szkoda, że więcej nie będzie nam dane oglądać go na ekranie. Dzięki Paul za wszystkie dobre (i za te gorsze też) filmy, za emocje i przyjemność z oglądania. Szerokości na nowych trasach! 5/10

http://zabimokiem.pl/ostatnia-jazda-paula-walkera/

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 3 sierpnia 2015, o 23:03
autor: Voo
Październikowe niebo (October Sky)

Amerykańskie kino familijne z końcówki lat 90-tych, takie w najlepszejszym krzepiącym stylu. Młodziutki Jake Gyllenhaal gra Homera Hickama - licealistę z zapyziałego, upadającego górniczego miasteczka. Ot, taki niewyróżniający się koleś, kiepski w sporcie i nietęgi w nauce. Jego ojciec, klasyczny amerykański samiec alfa o niezłomnych zasadach jest kierownikiem w kopalni, w chwilach wolnych od pracy zajmuje się kibicowaniem starszemu bratu naszego bohatera i spoglądaniem na tego ostatniego z rozczarowaniem i dezaprobatą. Stary ma problem w tym, że młody nie chce iść pracować w kopalni a w tym miasteczku albo jesteś świetny w sporcie i dostajesz stypendium (jak starszy brat bohatera) albo idziesz tyrać pod ziemię. Zapomniałem dodać, że akcja dzieje się w latach 50-tych i pewnej nocy nad głowami oczarowanych ale i trochę przerażonych mieszkańców miasteczka przelatuje migająca kropeczka - Sputnik. Homer ni z gruchy ni z pietruchy postanawia zostać konstruktorem rakiet. Oczywiście nie ma o tym pojęcia więc dobiera sobie do pomocy podobnych sobie zapalonych dyletantów, którzy zaczynają do wysadzenia płotu a potem rakietowego ostrzału okolicy. Stawką wcale nie jest zabawa ale udział w konkursie naukowym, w którym zwycięstwo gwarantuje stypendium czyli jedyną szansę na wyrwanie się z górniczej beznadziei. Oczywiście ojciec Homera uważa to wszystko za bzdury. Dalej już znacie, nawet jeśli nie oglądaliście. Wszyscy są wrogo nastawieni ale jednak znajdują się ludzie życzliwi i chętni do pomocy. Są problemy małe i wielkie dramaty i już nic z tego nie wychodzi. Homer nie da rady ani z rakietą ani nie pogodzi się z ojcem. Halo, przecież to amerykańska opowieść, tak? Musi być zwrot akcji i wiecie co dalej. Banalne? Tak. Przewidywalne? Tak. Przesadnie ckliwe? Chwilami. Tylko teraz najlepsze - to prawdziwa historia o prawdziwych chłopakach. Obowiązkowo do obejrzenia z synem. Albo z tatą. Zależy w jakim kto jest wieku. 7/10

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 4 sierpnia 2015, o 09:08
autor: Crowley
Czytam tego posta dwa razy i opis filmu wydaje mi się znajomy ale tytułu nie kojarzę. Wklepałem w Filmweb i włala! Polski tytuł w momencie kiedy ja oglądałem ten film brzmiał <fanfary>Dosięgnąć kosmosu</fanfary>. ;]
Nawet nie pamiętam, czy mi się podobał ale chyba tak, bo lubię historie o rakietach kosmicznych.

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 4 sierpnia 2015, o 21:26
autor: Crowley
Trafiłem przypadkiem w telewizji na:

Speed: Niebezpieczna prędkość (Speed)

Oglądałem ten film ze dwadzieścia razy. Na VHSie z wypożyczalni ze trzy razy, potem nagrany z telewizji też na kasetę i jeszcze parę razy jak się przypadkiem natknąłem tak jak dziś. I oglądam znowu, bo niewiele lepszego nagrano w latach 90tych. Tu jest wszystko:
- zajebisty główny bohater - nie żadna popierdółka, tylko Keanu Policjant Reeves, który cię zastrzeli, jeśli przekroczysz prawo,
- zajebista główna bohaterka - Sandra Bullock jest urocza, zadziorna, prowadzi wielki autobus i jest PRZEŚLICZNA,
- fabuła - jest początek, koniec, dzieje się w miarę z sensem jak na film o autobusie, który nie może zwolnić poniżej pewnej prędkości,
- zajebista muzyka - nie żadne robione przez kalkę orkiestrowe pierdu-pierdu, tylko temat, który poznam zawsze i wszędzie,
- zabawne momenty z murzynem w jaguarze,
- charakterystyczne postacie drugoplanowe - każdy chyba pamięta śmiesznego kierowcę, babkę, która próbowała wysiąść w biegu, kolesia z bronią, turystę, czy Głupiego i głupszego w roli speca od bomb,
- świetne sceny akcji - poza słynnym idiotycznym skokiem przez wyrwę w drodze same klasyki: rozwalanie aut na autostradzie, scena z wózkiem, scena z przesiadaniem się z jaguara do autobusu, pękające opony i Bullock z Reevesem jadący przytuleni na deskorolce. How cool is that?

Jedyne co mnie tylko denerwowało to przerysowany czarny charakter, grany przez Dennisa Hoppera. Robi wszystko, co przystało na kretyńskiego bandytę z amerykańskiego filmu, z diabolicznym śmiechem włącznie. Szkoda, bo byłoby idealnie.
Dziś już takich filmów nie kręcą.

8/10

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 5 sierpnia 2015, o 23:05
autor: Crowley
Dzień zagłady (Deep Impact)

Kometa leci kursem kolizyjnym w kierunku Ziemi, dzielni Amerykanie wysyłają statek kosmiczny z głowicami atomowymi, które mają rozpiździć lodową kulę w drobny mak. Było? Pewnie, że było i to z Brusem Łilisem w roli głównej.
A tak naprawdę Dzień zagłady wyszedł niecałe dwa miesiące wcześniej niż Armageddon i jest przy okazji dużo dużo lepszym filmem. Autorzy zamiast głupkowatej komedii próbowali podejść do tematu na poważnie i pokazać świat w obliczu prawdziwej katastrofy. Od razu zdradzę, że misja się nie udaje, wdrożony zostaje plan B, a nawet C, pokazany jest chaos na całym świecie, ludzie panikują, inni godzą się z losem, część ma szansę na ratunek, inni wiedzą, że umrą. Obserwujemy losy kilkorga bohaterów, którzy w obliczu zagłady muszą jeszcze uporać się z osobistymi problemami i, o dziwo, te postacie są naprawdę ciekawe.
Jest więc warstwa sensacyjno-fantastyczna, jest katastroficzna, jest też obyczajowa i wszystkie na całkiem przyzwoitym poziomie. Morgan Freeman w roli prezydenta USA, który ogłasza światu wyniki prób zestrzelenia komety, czy niektóre sceny w końcówce potrafią chwycić za gardło i naprawdę poruszyć.
Co tu dużo gadać, lubię ten film. Pierwszy raz obejrzałem go zupełnie przypadkiem, spodziewając się marnej podróbki Armageddonu i bardzo pozytywnie się zadziwiłem.

7/10

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 6 sierpnia 2015, o 01:11
autor: Zolt
jak możesz mówić takie rzeczy.

phpBB [video]


9/10 i dwie Grammy :P

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 6 sierpnia 2015, o 07:32
autor: Voo
Lubię "Dzień zagłady" a najbardziej to, że jednak "jebło". Nie ma jak fajna katastrofa.

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 6 sierpnia 2015, o 07:47
autor: Cherryy
Voo pisze:Lubię "Dzień zagłady" a najbardziej to, że jednak "jebło". Nie ma jak fajna katastrofa.
uwaga spoilery w dalszej części posta!!! Z filmów, w których"jeblo" i to jebniecie jest pokazane w bardzo łapiący za gardło, ale kameralny dla odmiany sposób, polecam "Przyjaciela do końca świata". Caly film to komediodramat z momentami, jak z glupkowatych komedii, ale final to ciarki na plecach. Na prawdę polecam, bo rzadko co wywołuje u mnie ciarki na plecach.

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 6 sierpnia 2015, o 08:52
autor: Pquelim
potwierdzam słowa Cherryego, film ogólnie niezły, ale końcówka zapada w pamięć.

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 6 sierpnia 2015, o 17:36
autor: Crowley
Voo pisze:Lubię "Dzień zagłady" a najbardziej to, że jednak "jebło". Nie ma jak fajna katastrofa.
No właśnie to mnie zdziwiło. Myślałem, że Freeman powie, że rakiety rozwaliły kometę i będzie cacy a tu zonk. I potem widok ludzi, którzy wiedzą, że zaraz umrą. To było całkiem mocne, jak na film o komecie walącej w Ziemię. :D

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 11 sierpnia 2015, o 09:01
autor: Pquelim
W 1988 roku japońskie studio Ghibli stworzyło dwa filmy, które uważane są dzisiaj za najwybitniejsze i najwyżej oceniane anime w historii gatunku. Nie jestem i nigdy nie byłem fanem anime, ale postanowiłem sobie je przypomnieć i skonfrontować wspomnienia z nimi związane z moim dzisiejszym umysłem stetryczałego dwudziestoparolatka.

Mój sąsiad Totoro (Tonari no Totoro)
Kameralna bajka, w której umiejętnie zatarto granice pomiędzy światem dziecięcej wyobraźni, a światem dorosłych. Wciąż nie jestem pewny, co dokładnie oznaczać ma postać Totoro, ale jest to jedna z tych opowieści, gdzie nie wszystko jest dopowiedziane, jasne i konkretne - i właśnie tak powinno pozostać. Troszkę jestem już przyzwyczajony do większego ladunku fabularnego, przed którym to anime otwarcie się broni - treści mamy tu niewiele, zdecydowanie więcej dziecięcych emocji, pięknych rysunków, smutku i radości. Piękna rzecz z naprawdę fantastyczną postacią Totoro - gigantyczny królichomik jest tyleż przesympatyczny, co niepokojący - momentami rozśmiesza, innym razem przeraża. Fascynujący. Jak cała animacja, której czas nie pozbawił magii i warto do niej wracać zarówno teraz, jak w przyszłości.
8/10

Grobowiec świetlików (Hotaru no haka)
Smutek i żal. Nie lubiłem tej bajki jako dziecko i nie polubiłem jej teraz. Nie jest to spowodowane jej niską jakością - Boże broń. Jednak bardzo cięzko jest poczuć sympatię do historii, która rozpoczyna się od zapowiedzi tragicznego końca. Grobowiec świetlików to - podobnie jak opisany wyżej film Miyazakiego - kameralna bajka, tylko że tym razem opowiada o śmierci. Braku nadziei, niesprawiedliwości wojny* i powolnym, sukcesywnym ograbianiu człowieka z iskierek życia. To niezwykle trudny w odbiorze produkt, bo emocjonalne zaangazowanie w opowiedzianą tu historię musi wiązać się z silnymi, negatywnymi emocjami. Ja historie podobną do Seito i Satsuki znam z opowieści rodzinnych, więc było mi trochę łatwiej - i nawet musze przyznać, że nudziły mnie przydługie, melancholijne sceny wpychane mi przed oczy w oczekiwaniu na nieuniknione. Bez wątpienia jest to bardzo poruszająca bajka, w której dodatkowym atutem - zamiast animacji, która tym razem mnie osobiście nie zachwyciła - jest fantastycznie dobrana ścieżka dźwiękowa z ponadczasowym wątkiem głównym. Niezwykła opowieść, że bardzo ważna dla całej światowej kinematografii.
7+/10
* - czy USA faktycznie zrzucało w Japonii napalm na cele cywilne? nie mam wiedzy (doczytam), ale wydaje mi się, że napalm to dopiero w Wietnamie...

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 11 sierpnia 2015, o 09:52
autor: Voo
czy USA faktycznie zrzucało w Japonii napalm na cele cywilne? nie mam wiedzy (doczytam), ale wydaje mi się, że napalm to dopiero w Wietnamie...
Amerykanie używali bomb zapalających do nalotów dywanowych na japońskie miasta. Sposób ich działania był zbliżony do napalmu (pali się jak wściekłe i lepi do wszystkiego) ale nie wiem, czy można je nazwać w ten sposób. Zawsze miałem trójki z chemii :P

https://www.youtube.com/watch?v=uPteVZyF4U0

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 11 sierpnia 2015, o 10:53
autor: Crowley
czy USA faktycznie zrzucało w Japonii napalm na cele cywilne? nie mam wiedzy (doczytam), ale wydaje mi się, że napalm to dopiero w Wietnamie...
https://en.wikipedia.org/wiki/Air_raids ... ng_attacks

W samym Tokio w czasie bombardowania zginęło ok. 100 000 osób. W Kobe, którego bombardowanie jest chyba pokazane w filmie, zginęło ok. 8 000 ludzi, 650 000 straciło dach nad głową. Nie pierdolili się tam jedni i drudzy...

EDIT: https://en.wikipedia.org/wiki/M-69_incendiary

To były właśnie bomby z napalmem.

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 11 sierpnia 2015, o 11:03
autor: Pquelim
thx!

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 11 sierpnia 2015, o 13:50
autor: Voo
Chce się żyć

Porażenie mózgowe nie jest "filmowe". To nie białaczka, nie AIDS ani autyzm. To nawet nie gruźlica więc nie mamy tutaj przystojnego, młodego mężczyzny o bladej twarzy pokasłującego od czasu do czasu w chusteczkę w rytm smutnej muzyki. Mateusz, główny bohater, wygląda jak poskręcany, podrygujący patyczek wydający z siebie postękiwania i jęki. Film opowiada o trudnej do wyobrażenia drodze jaką przebył zanim uznano go za człowieka. W tle zmieniająca się Polska i zmieniające się nasze nastawienie do niepełnosprawnych fizycznie i umysłowo. Wydawać by się mogło, że historia musi być ciężka w odbiorze i przygnębiająca. Na pewno jest bardzo poruszająca i dająca do myślenia ale udało się nadać jej zaskakująco optymistyczny i ciepły ton. To taki trochę "amerykański" film, w którym bohater w wewnętrznym monologu komentuje wszystko z dystansem i odrobiną humoru. Co do aktorów - Dawid Ogrodnik rzeczywiście dobił do końca skali aktorskiej. Niby granie chorej osoby to samograj ale tutaj było to niemałe wyzwanie fizyczne i pewnie też ciężka próba psychiczna. Samo patrzenie na niego aż boli, tak bardzo realistycznie wygląda na ekranie. Za kilka lat pewnie skończy w nędznych serialikach, bo nasze kino nie jest w stanie wykorzystać aktora o takim potencjale. Także aktorzy na drugim planie spisali się znakomicie, zwłaszcza ekranowi rodzice Mateusza i chłopaczek, który zagrał małego Mateusza (naprawdę, czapki z głów, niesamowity talent). "Chce się żyć" to kawał porządznego, choć przecież tak naprawdę skromnego polskiego kina. Nie potrzeba wielkich budżetów i wielkich gwiazd a chce się je oglądać. 9/10


Mistrz (The Master)

Joaquin Phoenix to dla mnie niepokojący typ. Jego kariera aktorska zmierza dość wyraźnie w stronę samozaszufladkowania w rolach dziwaków i outsiderów. Musi mu być z tym dobrze i pewnie każda z jego charakterystycznych ekranowych postaci ma cechy prawdziwego Joaquina. W "Mistrzu" jest wiecznie pijanym, znerwicowanym i nadpobudliwym ex-marynarzem, który trafia pod skrzydła guru wzorowanego chyba na twórcy scjentologii. Twórcy filmu odżegnywali się ponoć od takich powiązań i nie jest to nigdzie powiedziane wprost ale czasy, w których dzieje się akcja i bełkot jaki wyrzuca z siebie tytułowy Mistrz grany przez ś.p. Philipa Seymoura Hoffmana raczej nie zostawiają złudzeń. Twórcą filmu jest Paul Thomas Anderson, co mówi w zasadzie wszystko o charakterze tego dzieła aczkolwiek uprzedzam, że film jest dość ciężki w odbiorze nawet jak na tego reżysera. Aktorsko to jest Mount Everest, sceny dialogów między Phoenixem a Hoffmanem hinotyzują zupełnie tak jak Mistrz hipnotyzuje swoje "ofiary". Mimo wszystko zabrakło mi tutaj czegoś - wszystko co wygłasza Mistrz powinno trafiać także do widza a tymczasem nie mogłem wyjść z roli obojętnego obserwatora, który nie do końca rozumie czym też tak bardzo fascynowała ta postać swoich wyznawców. Bohater grany przez Phoenixa ma z czego się podnosić i od czego uciekać ale Mistrza otacza tez wianuszek jak najbardziej normalnych psychicznie i zamożnych ludzi. Co ich ciągnęło do wygadanego i charyzmatycznego ale tak naprawdę chyba niezbyt ciekawego człowieka pozostającego pod wpływem trochę manipulatorskiej żony (Amy Adams, lubię ją!)? Po obejrzeniu filmu nie wiem. Trudno, może coś mi umknęło. 7/10

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 11 sierpnia 2015, o 14:06
autor: Crowley
Bardzo podobnie odebrałem Mistrza. Ostatni film Andersona - Wada ukryta (Inherent Vice) jest w sumie bardzo podobny. Też nie do końca wiadomo, co autor miał na myśli, też jest to bardzo ciężki w odbiorze film, też są dziwni ludzie i też wszyscy, z genialnym Phoenixem na czele, grają kosmicznie. Taka trochę sztuka dla sztuki momentami ale robi wrażenie od strony realizacyjnej.

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 12 sierpnia 2015, o 15:19
autor: Voo
Automata (Autómata)

Trochę intrygujące a trochę irytujące europejskie SF. Połowa XXI wieku, przetrzebiona ludzkość w wyniku zmian klimatycznych została zepchnięta do nielicznych, zatłoczonych i zaśmieconych miast, w których całą czarną robotę odwalają nomen omen roboty. Od razu czujemy tu klimaty Dicka i Asimova, roboty wyposażone są w zabezpieczenie, tzw. protokół, który zabrania im robić krzywdę człowiekowi ale także rozwijać się i samodzielnie naprawiać. Pewnego dnia pracownik korporacji produkującej maszyny dostaje zgłoszenie o zastrzelonym przez policję automacie, który został zmodyfikowany poza fabryką. Rusza więc ku wyjaśnieniu sprawy, które nie jest ani trochę zaskakujące ale i chyba niespecjalnie miało być. Hiszpański reżyser Gabe Ibanez składa hołd klasykom gatunku, kreując spójną i realną wizję przyszłości za przysłowiową czapkę śliwek. Ludzkość i technika są w odwrocie, roboty to nieporadne i powolne machiny i daleko im do elektronicznych nadludzi z "Blade Runnera". Skromne wnętrza wypełnia mieszanina futurystycznej elektroniki i sprzętu rodem z lat 80-tych ubiegłego stulecia. Zmęczeni ludzie noszą szare garnitury i jeżdżą rozklekotanymi samochodami. Do tego trochę niesamowitych miejscówek, jakieś opuszczone kopalnie, pustynne krajobrazy i miłe dla mnie skojarzenia z niskobudżetowym kinem SF z lat 80-tych. Co nie zagrało? Gdyby reżyser zdecydował się na nakręcenie prostego akcyjniaka SF to bym to kupił. Gdyby to miała być jakaś wizja nawiedzonego artysty pewnie też. Natomiast ten intrygująco rozpoczynający się film robi się irytujący gdy nagle pojawiają się w nim koszmarne dłużyzny przeplatane nieporadnymi scenami akcji. Przysnąłem w pewnym momencie i dlatego ma pan ciężki grzech panie reżyserze. Do odrobienia przy następnym filmie. 5/10

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 12 sierpnia 2015, o 15:35
autor: PIOTROSLAV
też w weekend widziałem i miałem podobne odczucia

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 14 sierpnia 2015, o 17:29
autor: SithFrog
Ten niezręczny moment (That Awkward Moment) - Więc... zupełnym przypadkiem trafiłem na ten tytuł. Znajomy polecił mi zupełnie inny film, a ja nie pamiętając tytułu, a jedynie aktorkę, niechcący namierzyłem Ten niezręczny moment. Nie żałuję.

Więc... mamy trzech kumpli. Zbliżają się do trzydziestki, ale wciąż dwóch z nich żyje imprezami i przygodnym seksem. Trzeciemu dla odmiany rozpada się małżeństwo. Niezbyt oryginalnie deklarują więc, ze pozostaną singlami i będą świetnie się bawić. Jak zawsze w takim momencie pojawiają się "te jedyne. Historia zaczyna się i kończy dokładnie tak jak można się spodziewać w przypadku komedii romantycznej. Scenariusz niczym nie zaskakuje. Nikt tu nie sili się na oryginalność, ale to wcale nie jest wada. Sporo tu zabawnych spostrzeżeń o relacjach damsko męskich, trochę obleśnych żartów i obowiązkowa łyżka dziegciu by nie było zbyt pięknie.

Więc... muszę przyznać, że spodziewałem się czegoś słabszego. Mimo niezbyt odkrywczej fabuły, film ma swój urok. Duża w tym zasługa Milesa Tellera. Dwaj jego kumple (Zac Efron i Michael B. Jordan) nie są kiepscy, ale to Teller kradnie dla siebie wszystkie sceny, w których się pojawia. Jest zabawny, trochę obleśny i jakiś taki... prawdziwy. Efron i Jordan są zbyt filmowi, zbyt idealni. Kobiety za to wypadają świetnie. Mam słabość do nietypowej urody Imogen Poots, a jej roli nie mam nic do zarzucenia. Duży plus jeszcze dla Mackenzie Davis. Świetnie wypada w duecie z Tellerem i mimo jego wysiłków na ekranie, we wspólnych scenach wcale nie dała się przykryć (ale dała się pokryć! haha! ...że co? że nie śmieszne? oj tam, oj tam).

Więc... żeby zrozumieć początki akapitów należy obejrzeć film, bo jak się okazuje, "więc" to słowo klucz. Ze swojej strony polecam na bezstresowy wieczór. Nie jest to komedia romantyczna wszech czasów (Love actually jest tylko jedno :), ale pośmiać można się całkiem sporo. 7/10

http://zabimokiem.pl/wiec/

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 15 sierpnia 2015, o 19:20
autor: colgatte
Tylko kochankowie przeżyją (Only Lovers Left Alive)
Najnowszy film Jarmuscha. Typowy. Fabuła sama w sobie nie jest szczególnie ważna. Liczy się klimat, drobne sceny. Tutaj klimat był genialny: nieco mroczny, ze świetną grą aktorską w znanej obsadzie (Tom Hiddleston, Tilda Swinton), piękne wizualnie sceny okraszone hipnotyzującą muzyką.
Takie na mnie wywarła wrażenie, że aż miałam muzyczny sen w nocy.
Tom i Tilda to Adam i Ewa - para wampirów żyjąca we współczesnym świecie. To jak sobie radzą z pragnieniem, co im daje zaspokojenie go to nieźle ćpuńskie klimaty, ale i jaką mają przy tym stylówę!
Podróż do Maroko i studio Adama to uczta dla oczu i uszu.
8/10

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 17 sierpnia 2015, o 11:07
autor: Piccolo
Z cyklu "Czemu ja to sobie robię? czyli kącik masochisty". A to wszystko przez Żabskiego bo polecał te filmy na FB.

Czas na miłość (About Time)
Ostatnimi czasy zauważam, że dożyliśmy czasów, gdzie dużo więcej, naprawdę śmiesznych, komedii to komedie romantyczne, zmiatające na dzień dobry Tedy, American Paje i wiele innych "komedii" ostatnich lat. Jednym z przykładów jest właśnie Czas na miłość.
Główny bohater (Tim) ma, na dzień dobry, przewalone w życiu. Jest rudy i urodził się w Wielkiej Brytanii. Na twarz więc nie wyrwie, choćby od tego zależało jego życie, a akcent... wszyscy w okół mają taki sam. Odstawia jednak numer z Love Actually i podrywa jedyną dziewczynę w okolicy jaka może polecieć na akcent czyli Amerykankę Mary. Do tego dowiaduje się od ojca, że wszyscy mężczyźni w ich rodzinie, po wbiciu 21 poziomu odblokowują skill cofania się w czasie do wydarzeń, które pamiętają.
Tak więc cała fabuła kręci się w okół ich związku, rodziny i tego, że cwaniak cheatuje bo zna Konami Code.
Pomimo mojej zgryźliwości, cały film pełny jest scen gdzie wybuchałem śmiechem albo przynajmniej cicho rechotałem.
Film co chwila podpuszcza nas przedstawiając coś, co może być typowym schematem każdego romansidła odwracając to, ostatecznie, w niezły plot twist. Obsada jest albo dobra albo bardzo dobra. Główni bohaterowie: Rudy Domhnall Gleeson i Rachel McAdams naprawdę dają radę, chociaż co do tej aktorki mogę tylko powiedzieć, że nie denerwuje. Lubię ją, fajnie się ją oglądało w Holmesie, ale zastanawiam się teraz za co ją lubię i nic, poza ładną buzią, mi do głowy nie przychodzi.
Obsada poboczna: Bill Nighy jako Ojciec wymiata, uwielbiam styl w jaki prowadzi dialogi, uwielbiam jego pauzy w zdaniach i dziwne gesty.
Podsumowując, Czas na miłość to bardzo dobry, ciepły, trochę wzruszający i nie idący w klisze, film, którego nie powinny tykać osoby samotne, chyba że mają pod ręką alkohol.
9/10

Kocha, lubi, szanuje (Crazy, Stupid, Love)
Kolejna komedia romantyczna, którą katowałem się bo człowiek bez duszy ją polecał.
Tym razem głównym bohaterem jest Cal Weaver, mąż i ojciec w średnim wieku, którego poznajemy w momencie kiedy jego żona postanawia, że chce rozwodu. Cal, przeszczęśliwy, że 25 lat małżeństwa poszło wpiz@$%# zalewa smutki w barze, opowiadając, przez długie dni, każdemu w zasięgu jego wzroku o tym co mu się przydarzyło, do czasu kiedy pewien nieznajomy, Jacob Palmer, postanawia, niczym Barney Stinson, nauczyć go, jak żyć. W taki sposób Cal powoli zamienia statyczne życie męża i ojca 3 dzieci w one night standy z barowymi dziuńkami. Obok tego, film przedstawia nam również problemy sercowe jego 13 letniego syna, opiekunki dla jego dzieci i, w pewnym momencie, samego Jacoba.
Film, mimo, że nie tak zabawny jak Czas na miłość, również trzyma poziom. Aktora grającego Cala (Steve Carell) kojarzę raczej z głupawych komedyjek, gdzie większość gagów to, tak zwane, cringe i bywa to bardziej żenujące niż śmieszne, tutaj takich cringy jest zadziwiająco mało.
Laskowyrywacza Jacoba gra Ryan Gosling, którego chyba pierwsze raz widzę w takiej roli. Zamiast cichego gościa rodem z Drive, mamy tutaj wygadanego, nienagannie ubranego i pewnego siebie samca alpha, który mimo wszystko nie jest skończonym dupkiem, naprawdę ma szczere chęci pomocy Calowi i okazuje się, że wcale nie jest taki nieczuły.
Motyw, który mi się bardzo nie podobał to problemy 13 letniego syna. Ja rozumiem, że "miłość" 13 latka powinna być naiwna i trochę żenująca ale serio, dla kogo to jest? Dla 13 letnich widzów? 13 letnich widzów filmu o 45 latku uczącym się pukać młode laski? Serio?
Do tego aktor grający syna uuugh... podstawcie, zamiast niego, pluszową małpkę na sznurkach, jestem pewien, że zagrałaby lepiej. Albo nie, mogli wysłać gówniarza do szkoły z internatem i całą tą dramę przedstawić jako maile do ojca... nawet białe okno z literkami odstawiłoby lepszą grę aktorską niż ten dzieciak.
Ostatecznie muszę przyznać, że film oglądało się naprawdę przyjemnie, obsada, poza jednym wyjątkiem, była dobra (wielu uważa Emmę Stone za drewno, ale ja tam ją nawet lubię) a żarty, przez większość czasu, na poziomie.
8/10

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 18 sierpnia 2015, o 16:11
autor: SithFrog
Detektyw (True Detective) - Sezon drugi. Minął już tydzień od ostatniego odcinka drugiego sezonu True detective, a mi dalej nie chce się na ten temat pisać. Zazwyczaj kiedy film mnie rozczaruje - łatwo się po nim jeździ. Zdecydowanie trudniej przychodzi mi pisanie recenzji pochwalnych. Negatywne teksty to zazwyczaj zabawa (Człowiek o żelaznych pięściach) albo wyrzucenie z siebie złości na twórców za to, że zawiedli (Interstellar). Z Detektywem mam ten problem, że po prostu mnie zasmucił. Coś, co było intrygujące zamieniono w zlepek beznadziejnych wątków i nieudaną próbę powtórzenia sukcesu pierwszej serii.

Udało się powtórzyć sposób kręcenia serialu. Po raz drugi dostajemy naprawdę piękne ujęcia. Zakurzona i spalona słońcem Kalifornia zupełnie nie przypomina krainy mlekiem i miodem płynącej. Upał, brud, smród i ubóstwo. Pochwalić muszę też świetną czołówkę. Sam nie wiem czy nowa nie jest nawet ciut lepsza niż poprzednia.

Koniec dobrego. Dalej jest tylko źle, słabo i bezpłciowo. Mamy czterech bohaterów: policjant z drogówki Paul Woodrugh (Taylor Kitsch), szeryf Ani Bezzerides (Rachel McAdams), detektyw, furiat i alkoholik Ray Velcoro (Colin Farrell) i lokalny mafiozo, Frank Semyon (Vince Vaughn). Trójka stróżów prawa ma rozwikłać zagadkę morderstwa Bena Caspere'a, który robił interesy za spore pieniądze z wspomnianym szefem lokalnej organizacji przestępczej.

Brzmi prosto, ale nic nie jest proste. Wszystko w drugim sezonie jest za bardzo skomplikowane. Zależności między bohaterami jeszcze da się sensownie śledzić, ale już zależności między ich strukturami (biuro szeryfa, miasto, hrabstwo), milion drugoplanowych postaci, milion niepotrzebnych wątków powodują w głowie mętlik, a do fabuły nie wnoszą kompletnie nic. Jakbym miał opisać pierwszy sezon to sprawa jest łatwa. Dwóch skrajnie różnych detektywów prowadzi dochodzenie w bardzo tajemniczej sprawie. Są tak różni od siebie, że ich interakcje bywają ciekawsze niż ich praca. Tyle.

W drugiej serii jest aż czwórka głównych bohaterów, a mniej więcej 3/4 czasu stracimy na poznawanie ich prywatnego życia i osobistych problemów, które na siłę scenarzyści próbują odnieść do prowadzonego śledztwa. Wątków jest stanowczo za dużo. Są naiwne i żywcem wyjęte z dużo słabszych seriali. Akcja chaotycznie skacze z jednego bohatera na drugiego i nie ma tu jakiejś sensownej klamry. Samo śledztwo w kilku odcinkach dostaje jakieś 10 minut czasu antenowego. Na domiar złego mamy jeszcze kilka scen akcji, które wyglądają jak komedia pomyłek z Louisem de Funesem. Najlepsza jednak jest zdecydowanie chwila kiedy Bezzerides za pomocą palców w gardle próbuje zwymiotować narkotyk przyjęty... w aerozolu. Padłem.

Aktorów nie zamierzam obwiniać. Zrobili co mogli, doceniam ich wysiłek. Mam wrażenie, że i tak wyciągnęli niemożliwe maksimum z dramatycznie słabych scen i nieprawdopodobnie czerstwych dialogów. Niektóre wryły mi się w pamięć swoją mizerią ("I need to be in the field"). Na wyróżnienie zasługuje na pewno Farrell, którego postać sprawiła, że (niestety) dotrwałem do końca. Zdecydowanie na plus zaskoczył też Vaughn. Jak nie pajacuje w debilnych komediach to potrafi pokazać niezły warsztat. Najlepiej jednak wypadła postać drugoplanowa, żona Franka Semyona - Jordan. Aktorka Kelly Reilly w każdej scenie wygląda zjawiskowo. Roztacza wokół siebie aurę silnej, zdecydowanej i twardej kobiety. Jednocześnie ocieka seksapilem. Czapki z głów.

Dopiero siódmy odcinek naprawdę mi się podobał. Pewnie dlatego, że w końcu głównym bohaterem był motyw morderstwa i prowadzenie dochodzenia. Z tego powodu narobiłem sobie nadziei na finał, a ten był tak samo marny jak cały ten sezon. Chciałbym jak najszybciej zapomnieć, że straciłem niecałe osiem godzin na taką lipę. Mam wrażenie, że ta historia wyglądała lepiej w głowach scenarzystów, ale zabrakło im talentu i pomysłów jak to sensownie przenieść na ekran. Dostajemy więc miniserial, w którym mamy aż cztery główne postacie, milion drugoplanowych (GoT się chowa) i kilkanaście wątków pobocznych upchanych bez sensu w osiem krótkich odcinków. Nie pamiętam innego serialu, który na przełomie sezonów tak gwałtownie zjechał z jakością. 3/10

http://zabimokiem.pl/historyczny-zjazd-jakosciowy/

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 19 sierpnia 2015, o 12:22
autor: Pquelim
Antiviral
W ramach transatlantykowego festiwalu w kategorii "Kino Klasy B" pokazywano najnowsze dzieło stawiającego pierwsze kroki w kinematografii Brandona Croneberga (tak, syna tego Croneberga od Naked Lunch czy Muchy). Młody reżyser w gruncie rzeczy kontynuuje i obraca się wokół tematyki i wątków poruszanych w filmografii przez ojca, tyleż tylko, że robi to w nieumiejętny sposób. Film opowiada o świecie, w którym celebryci stanowią dobro narodowe i obiekt powszechnej obsesji gawiedzi, zwanej opinią publiczną. Obsesja ta dotarła już do punktu, w którym rywalizujące ze sobą laboratoria kosmetyczne oferują zblazowanym (i bogatym) klientom zabiegi injektujące... wirusy i choroby pozyskane od gwiazd z pierwszych stron tabloidów. Chodzi tu np o opryszczkę ulubionej aktorki, którą jeden z klientów wstrzyjue sobie w kąciki ust. Głownym boahterem tego obłędnego i niesmacznego dramatu jest pracownik jednej z klinik, dodatkowo silnie uzależniony od nowych rodzajów wirusów, niczym heroinista na głodzie. Zaproponowana perspektywa wydaje się całkiem interesującą wariacją na temat kondycji współczesnej opinii publicznej, a także mediów, które w świecie przedstawionym przez Croneberga jr mają silnie stabolidyzowany charakter. Godna pochwały jest również pierwszoplanowa kreacja Caleba Jamesa, którego postać jest bardzo wiarygodna i niepokojąca. Niestety na tym dobre strony tego filmu w moim przekonaniu się kończą, cała reszta jest albo obleśna, albo średnia, momentami kiepska i przez większość czasu po prostu nudna.
Obraz charakteryzuje wymuszony i pretensjonalny kadr przywodzacy na myśl pseudoartystyczne wymościny studentów łódzkiej filmówki lub krajowych ASP-ów. Momentami bywa całkiem zgrabnie, jednak wiekszość wizualnej narracji raczej przyprawia o ból głowy, zwłaszcza w zestawieniu z niezbyt lekkostrawną treścią scenariusza. Sam film przeciągnięty i pusty, bo poza minimalnie interesującym wątkiem kryminalnym nie oferuje niczego wartościowego, nieumiejętnie gubiąc potencjał oryginalnego pomysłu. Twórcy się, jednym słowem, nie popisali - zabrakło im warsztatu, aby w ciekawy sposób poprowadzić niezły pomysł na fabułę w satysfakcjonujący widza sposób. Nie warto.
3+/10

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 19 sierpnia 2015, o 15:26
autor: Dragon_Warrior
Piccolo pisze: Czas na miłość (About Time)
Ostatnimi czasy ...
9/10

Kocha, lubi, szanuje (Crazy, Stupid, Love)
Kolejna komedia romantyczna... na poziomie.
8/10
Oglądasz z dziewczyną?...
czy co bardziej prawdopodobne szykujesz się do comming outu?
;P

Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje

: 20 sierpnia 2015, o 08:46
autor: Piccolo
Coming outu nie planuję, oglądanie z dziewczyną... taaaaaaaaaaa... I hate you.
Po prostu ostatnimi czasy komedie jako takie są, moim zdaniem, w naprawdę marnym stanie i doszło do tego, że, jak się przełknie słodko pierdzące elementy romantyczne, to te filmy są nawet śmieszne.