FSGK.PL

Dzięki Piotro za podlinkowanie interesującego artykułu. Chyba spędzę długie godziny na tym blogu

http://polska.newsweek.pl/terlikowski-s ... html#fp=nw
Ja wiem, że link z Terlikowskim, pierdolącym głupoty na poziomie orbitalnym jest równie szokujący jak zapowiedź nowej Fify, ale ta teza wybitnie mnie rozbawiła .

Piccolo pisze:http://polska.newsweek.pl/terlikowski-s ... html#fp=nw
Ja wiem, że link z Terlikowskim, pierdolącym głupoty na poziomie orbitalnym jest równie szokujący jak zapowiedź nowej Fify, ale ta teza wybitnie mnie rozbawiła .

Ja się w pełni z nim zgadzam. Tak samo w samochodzie nie używam pasów bezpieczeństwa, bo to tylko kusi do niebezpiecznej jazdy. Poduszki powietrzne tez dawno wymontowalem.

A pieniądze na pasy i poduszki powietrzne powinny być przeznaczone na promowanie bezpiecznej jazdy, tez się w pełni zgadzam .

Kalendarzyk bezpiecznej jazdy, dni bezpiecze.

zastanawia mnie jedna sprawa. Ostatnio w mediach było głośno, że powinniśmy się otrząsnąć z poczucia niższości, bo jesteśmy fajnym krajem i wszystko jest fajne lub przynajmniej spoko.

A potem jest coś takiego:
http://natemat.pl/150761,kostka-bauma-t ... t-obciachu

Problemy pierwszego świata, psia mać. Przaśne jest to, że 3/4 mojego pokolenia nie stać na własne mieszkanie i jest niewolnikiem wynajmu, 1/4 dostaje je od rodziców, a 1% zarabia tyle, że może wziąć kredyt na coś porządnego. Może zajmijmy się najpierw tym, a później kostką bauma.

Ale dobra, ja już nic nie piszę, bo zaraz usłyszę coś niemiłego od Col.

Ja uważam, że ktos kto pozwolił na wyłożenie chmielnej kostką powinien zostać wytarzany w smole i chmielu i wypędzony przez rogatki Warszawy. A potem dalej aż do Piaseczna.

A po co kupować mieszkanie?

Mi tam się podobały chodniki wyłożone kostką... W porównaniu do rozpadających się płytek wyglądały lepiej, były trwalsze itd. Na prawdę nie kumam o co chodzi.

Całe życie na wynajmie... nie wiem, ale średnio mi się podoba taka wizja.

A myślisz, że własne jedno M starczy Ci na "całe życie"? Ja oczywiście trochę trolluję, bo wcale a wcale mam własne zdanie na ten temat, ale wiem, że są dwa punkty widzenia.

Cherryy pisze:Całe życie na wynajmie... nie wiem, ale średnio mi się podoba taka wizja.

W Niemczech chyba 40% ludzi cale zycie na wynajmie. Tam sie to po prostu w wielu przypadkach oplaca.

Matthias pisze:Mi tam się podobały chodniki wyłożone kostką... W porównaniu do rozpadających się płytek wyglądały lepiej, były trwalsze itd. Na prawdę nie kumam o co chodzi.

Bo to kolejno jest tak, od szitu do hitu: Plytki chodnikowe, kostka, marmurki czy piaskowce.

Kostka jest lepsza, ale jest nadal dosyc tania i niezbyt ladna. Problem pierwszego swiata .

ThimGrim pisze:A myślisz, że własne jedno M starczy Ci na "całe życie"? Ja oczywiście trochę trolluję, bo wcale a wcale mam własne zdanie na ten temat, ale wiem, że są dwa punkty widzenia.

Ja ostatnio jestem coraz bardziej zdania, że własny dom działa jak kotwica. Będąc mobilnym masz o wiele większą szansę na lepszą pracę/zarobki. Wyjątek to kiedy dom kosztuje równowartość 2-3 rocznych pensji.

Ale jak tu remontować/urządzać nie swoje, tak naprawdę, mieszkanie? Inaczej jest, gdy planujesz coś swojego, a co innego, gdy czyjeś.

Właśnie - malujesz/urządzasz na samym początku (najlepiej wybrać coś, co wielu zabiegów nie wymaga), urządzasz raz, a jak zbliża się potrzeba jakiejś większej roboty, to właściciel robi za free, albo zbierasz się do nowego, większego lokum, bliżej nowej, zajebistszej pracy.

Nie no, jasne że że swoim możesz robić co chcesz", a z wynajmowanym jak chcesz coś więcej robić to musisz dogadać się z właścicielem. I w ogóle jak masz własne M to masz przecież majątek, który w odpowiednim momencie możesz spieniężać albo wynająć Mathiasowi.

No nie wiem... jakoś tak na własnym bezpieczniej i przytulniej. Tak zawsze do tego podchodziłem. Nie masz poczucia, że ktoś Ci nad głową stoi i może wyjebać, jak mu się odwidzi.

Cherryy pisze:No nie wiem... jakoś tak na własnym bezpieczniej i przytulniej. Tak zawsze do tego podchodziłem. Nie masz poczucia, że ktoś Ci nad głową stoi i może wyjebać, jak mu się odwidzi.

True. Tylko trzeba na zjeba trafić, bo takiemu właścicielowi przecież bardziej się opłaca wynajmować niż żeby to mieszkanie leżało odłogiem i jeszcze do niego trzeba dopłacać. Ale sytuacje są różne i masz rację, że zawsze bezpieczniej na swoim.

Chyba, że masz hipotekę z ratą wielkości 1/2 pensji...

Ja się ogólnie czasem zastanawiam, kto te wszystkie mieszkania na rynku kupuje. Serio, czuję się, jakby istniała jakaś lepsza klasa społeczna.

zapieprzasz, starzy zapieprzają i powoli udaje się oszczędzić na wkład własny.

Zastanawiam się jeszcze jak do jest z tym programem "Mieszkanie dla młodych" albo możliwościami spłaty mieszkania w czynszu. Ktoś, coś korzystał, wie więcej, niż anonimy w internecie?

Cherryy pisze:Ja się ogólnie czasem zastanawiam, kto te wszystkie mieszkania na rynku kupuje. Serio, czuję się, jakby istniała jakaś lepsza klasa społeczna.

Mam dokładnie to samo. Znajomi narzekają na ceny mieszkań, przeprowadzają się do miast oddalonych o godzinę drogi, a w Toronto domy sprzedają się za ponad milion po małej "licytacji" (tu jest tak głupio, że musisz wysłać ofertę kupna domu, i właściciel może odpisać, że dostał ofertę na $10k więcej i możesz się licytować). Ostatecznie dom sprzedaje się za $100k więcej niż była cena wywoławcza.

Ceny mieszkań rosną w kosmicznym tempie, a średnie zarobki prawie nie drgnęły od dekady.

Cherryy - wydaje mi się, że w większości kupują ludzie, którym mogą pomóc ich starzy. Przynajmniej jeśli mówimy o ludziach młodych. Mi pierwsze mieszkanie (kawalerkę) pomogli kupić. Sam spłacałem ale wymagany wkład po prostu mi dali. Ja sam zaczynam zastanawiać się nad oszczędzaniem na mieszkanie dla młodego chociaż ma w tej chwili ...12 lat Z obserwacji ludzi trochę starszych ode mnie widzę to tak w tej chwili - albo pomożesz dzieciakowi wystartować w dorosłość albo będziesz go widywał tylko na skype.

Teraz jest trudniej, jak ja brałem kredyt to możliwe było tylko 10% wkładu własnego, a w niektórych bankach zupełnie bez. Na 100% mieszkania.

Teraz chyba przez regulacje KNF 20% to minimum, prawda?

Prawda... bo oni niby to zrobili dla ludzi...

Dziwi mnie tylko fakt, że mimo tego, że w Polsce w takiej sytuacji jest z kilkaset tysięcy ludzi, to nic się z tym nie robi. Wszyscy jakoś zdają się podchodzić do tego, że "tak już jest" i żyją bez pomysłu na wynajmie obtoczeni najczęściej starymi meblami, bo właściciel nie pozwala wyrzucić, albo na wszystko dmuchają i chuchają, bo będzie dym. No, ja tak nie chcę mieszkać, a tak mieszka większość moich znajomych.

W mniejszych miejscowościach popularne jest dzielenie działek i stawianie swojego domu obok domu rodziców. Albo rozbudowywanie chałup i robienie dwóch oddzielnych wejść, żeby mieszkać razem. Na mieszkania przeważnie tak jak pisze Voo, pomagają uzbierać rodzice. Spośród moich znajomych ostatni kupili mieszkanie w tym roku. Wszyscy są już na swoim, czyli każdy uporał się z tym przed trzydziestką. No bo tak naprawdę jak dwie osoby pracują w dużym mieście, to te 4-5k na rękę raczej powinny uskrobać bez problemu. 1500 na ratę, 1500 na opłaty i za resztę trzeba przeżyć. I jeszcze na wakacje jechać. I samochód utrzymać. I dziecko wychować. I się napić. Polacy to zaradny naród.
Dużo jeszcze zależy od cen nieruchomości. W Warszawie faktycznie jest koszmarnie drogo i ciężko coś kupić w promieniu 20km od centrum. W Gdańsku mieszkania są już po ok. 4000 zł/m2. 100 000 zł na wkład własny z pomocą od rodziców spokojnie można w parę lat odłożyć. Zostaje powiedzmy 150 000 zł kredytu, a to nie są jakieś kosmiczne pieniądze. W zamian masz mieszkanie ok. 60m2.

Crowley pisze:100 000 zł na wkład własny z pomocą od rodziców spokojnie można w parę lat odłożyć.

Bardzo śmiałe założenie. Może jak rodzice zarabiają powyżej średniej krajowej, a Ty jesteś jedynakiem

Moi rodzice zarabiali zawsze niezbyt wiele, na pewno poniżej średniej krajowej. Odłożyli dla mnie brata ponad stówę, ja dostałem po ślubie, brat się teraz przymierza do kupna mieszkania, więc dostanie swoją działkę. Mi się trafiły dwa dobre lata w pracy plus możliwość mieszkania praktycznie bez czynszu (jedynie opłaty) u teściów przez chwilę i w sumie te sto tysięcy się zebrało. A jeszcze samochód w międzyczasie kupiłem ale to głównie z wcześniejszych oszczędności. No ale Lego miałem tylko trzy małe zestawy. Czego jak czego ale oszczędności to moi rodzice mogliby uczyć w Izraelu.
Oczywiście upraszczam ale powiedzmy, że w ciągu 10 lat można sobie na ten wkład własny uzbierać przy odrobinie szczęścia.

10 to się zgodzę, a rodzice zapewne odkładali całe życie. Parę zabrzmiało jak wiesz, przedział od 2 do 4.

SithFrog pisze:a rodzice zapewne odkładali całe życie

No tak jak pisał Voo, trzeba wcześnie zacząć.
Ja na razie założyłem konto oszczędnościowe dla Młodego i co miesiąc wrzucam tam 100 zł. Zamierzam mu to dać na 18 urodziny. Sobie daję czas do 30 urodzin, czyli jeszcze pół roku i podobne konto zakładam na swoje kieszonkowe w czasie emerytury. Dobre i kilkadziesiąt złotych odłożyć, chociaż odkąd jest nas trójka, jest to bardzo trudne, zwłaszcza że zona nie pracowała przed ciążą, więc jedziemy tylko na mojej pensji. No ale nie mam kredytu, więc nie jest źle.

Byłem naprawdę przekonany, że plaga tego gówna wymarła w latach 90-tych... widocznie tylko w Polsce.

Facebook mnie takim plakatem uraczył

U mnie się skończy tak, że kupię mieszkanie w jakimś małym mieście. ~200 tysięcy wporzo M3 z czego za parę lat powinno być z 50k na wkład własny, a resztę da się spłacić w miarę rozsądnym czasie Wrocławie i inne takie odpadają, bo nie będę płacił pół bańki za coś wielkości nory Hobbita i potem spłacał do emerytury

Bez przesady. We Wrocku za pół bańki to już kupisz 80-100 m.

w Płocku 80m to już za 200k właśnie można szukać

Ja tam od rodziców nie mam hajsów na wkłady własne, pracuje na śmieciówkach (lub z 1/8 etatu), więc o jakimkolwiek kredo mogę zapomnieć. Za 10 lat będę za stary żeby ładować się w hipoteczny, a myślę że może uda się mi odłożyć przy wynajmnie i kupić za gotówkę za 20-25 lat.

Na razie i tak ciągle mieszkam w akademiku, aby kisić kasę

peterpan pisze:Ja tam od rodziców nie mam hajsów na wkłady własne, pracuje na śmieciówkach (lub z 1/8 etatu), więc o jakimkolwiek kredo mogę zapomnieć. Za 10 lat będę za stary żeby ładować się w hipoteczny, a myślę że może uda się mi odłożyć przy wynajmnie i kupić za gotówkę za 20-25 lat.

Na razie i tak ciągle mieszkam w akademiku, aby kisić kasę

Zostań nauczycielem na wsi - to ostatni bastion mieszkań zakładowych

No fucking way. Zajebałbym gówniarzy, a gówniary wyjebał Doświadczenia w praktykach w "renowmowanym" warszawskim LO totalnie zabiły we mnie jakąkolwiek chęć nauczania kogokolwiek

Swoją drogą bycie słoikiem ma jeden wielki plus - uczysz się samodzielności od razu na początku studiów, a nie po studiach. Ilość ludzi z Warszawy, którzy zaczęli studia ze mną, (historia, znajomi z prawa itp.), a jeszcze mieszkają z rodzicami niszczy. Ja chyba zjebałbym sobie dokumentnie psychikę

Piccolo pisze:Byłem naprawdę przekonany, że plaga tego gówna wymarła w latach 90-tych... widocznie tylko w Polsce.

Tele-ewangeliści w USA i Kanadzie to wciąż poważna sprawa, chociaż coraz mniej ma to wspólnego z religią...

@LLo - tracę ostatnie resztki szacunku do Pallotynów... Prowadzą jedyną polską parafię w moim mieście i niestety napierdzielają polityką gorzej, niż jakikolwiek ksiądz jakiego miałem okazję w Polsce poznać (poza tymi znanymi z TV).

Ilość ludzi z Warszawy, którzy zaczęli studia ze mną, (historia, znajomi z prawa itp.), a jeszcze mieszkają z rodzicami niszczy. Ja chyba zjebałbym sobie dokumentnie psychikę

Wbicie warszawiakom do głów przekonania, że należy wychodzić na swoje zaraz po studiach i to jeszcze z Warszawy do Warszawy to marketing stulecia zdecydowanie
Skończ szkołę, weź kredyt i jeszcze spraw sobie dzieci, koniecznie 2+ a żyć będziesz na emeryturze

Nie wyobrażam sobie mieszkać teraz z rodzicami. Wtedy dopiero nie byłoby życia

EDIT: No chyba że ktoś ma zupełnie inny kontakt, a jego rodzice nie wchrzaniają się w wybory, wspierają samodzielność, nie rozmawiają z nim z pozycji "starszy i mądrzejszy". Ale to w sumie temat na moją psychoterapię

http://www.fronda.pl/a/polacy-nie-robia ... 55600.html

Ja wiem, że nabijanie się z Frondy to jak złoty medal na paraolimpiadzie ale uroczy jest ten tekst, a nagłówek genialny, godny Onetu.

Nasze dzieci mogą przeczytać w książce, że homoseksualiści to ludzie czujący pociąg do osób tej samej płci. - Ten opis zdecydowanie obraża uczucia religijne. A wystarczyłoby napisać: Homoseksualiści - pedały, lubią w kakao.

Wyżej, nad hasłem homoseksualista widnieje hasło homofob, czyli „ktoś, kto nie lubi homoseksualistów”. I oczywiście zdjęcie wściekłego mężczyzny o czerwonej twarzy, który ma zaciśnięte pięści i patrzy z nienawiścią na spacerujące lesbijki. - Powinno być "Homofob - patriota". No i ileż to można emocji wyczytać z jednego niewinnego obrazka.

A już tak na poważnie. Po chwili zastanowienia nad kwestią "po co w słowniku dla dzieci hasła o homoseksualistach" myślę sobie, że to wcale nie takie bezsensowne. W mediach codziennie używa się takiego słownictwa, a odnoszę wrażenie, że wiele edukacyjnych mediów zatrzymało się pod względem treści gdzieś w latach dziewięćdziesiątych. Nic dziwnego, że mogą nie być dla dzieci interesujące.

Crowley pisze:Ten opis zdecydowanie obraża uczucia religijne.

Nie, nie nie. Czytaj uważnie! Ten opis atakuje polską rodzinę

To się rozumie samo przez tak zwane się.

Moim zdaniem to dobrze, że takie tematy są poruszane w książkach dla dzieci skoro wszędzie tych pojęć pełno. nie każde dziecko ma szczęście móc porozmawiać z rodzicami o wszystkim.

Ale według ciemnoty o takich rzeczach powinny albo nie słyszeć w ogóle, albo tylko z ust księdze i, że to grzech, nieczyste, niedobre i w ogóle fe... a potem oglądam takie filmiki i się zastanawiam dlaczego w 2015 roku ludzie potrafią tak bardzo w sobie to tłumić (spoiler, akurat w samym filmiku nie ma wątku religijnego, ale dziewczyna naprawdę mocno tłamsiła swój homoseksualizm bo bała się reakcji otoczenia).