Obcy: Przymierze (Alien: Covenant)
Film Ridleya Scotta wyjaśnia wiele wątków z "Prometeusza" i łączy uniwersum z filmem "Obcy" w sposób niezdarny, stawia przy tym szereg innych pytań oraz jest podziurawiony babolami.
To co najbardziej zapamiętacie z "Covenanta" to pretekst, by akcja się zawiązała. Jest nim "znana" w Internecie, idiotyczna, infantylna, nieprofesjonalna - nierzetelna załoga "Przymierza". Wybory i decyzje tych Państwa rażą tak dosadnie, że zapominamy o tym, że patrzymy na (heloooo!) film o obcych w kosmosie! Alieny to real, ta załoga to jest dopiero kosmos!
Ciężko skupić się na akcji, kiedy nachalnie naiwne zachowania głównych bohaterów są dla nas nierealne, dziecinne, nie do zaakceptowania.
Scott "tłumaczy" świat i rzuca smaczki niczym słoń w składzie porcelany. Nie podoba mi się to.
Wszystkie wady "Prometeusza" są tutaj wyolbrzymione, ten film jest pod każdym względem słabszy- włączając w to zdjęcia i muzykę.
To co jeszcze się wyróżnia w tym filmie jako negatyw to trzy odzielne tempa i sposoby prowadzenia fabuły. Zaczyna się nieźle, klimatycznie, bez oczywistości. To co następuje potem to letni horror o znikających nastolatkach (zabijanych przez potwora). Finał wita nas rażącym brakiem zaskoczenia, "kliszowością" i po prostu słabym motywem.
Czy ten film to dno? Nie. Jest filmem słabym i najgorszym z serii. Ma jednak sporo smaczków (właściwe jest zlepkiem odniesień, referencji, nawiązań i "wytłumaczeń"). Próba wyjaśnienia skąd wzięły się ksenomorfy, pociągnięcie wątków z "Prometeusza", sceny akcji i kolejne gatunki "Obcych" dają radę. Co oczywiste, świetnie spisał się też Fassbender. Postać Davida to ciekawy element, który na chwilę pozwala zapomnieć o idiotach. Nie jest to potrzebny film, ale jako osoba lubiąca klimat "Obcych"- stwierdzam, że zawsze to jakaś przygoda i kontakt z lubianym uniwersum. Hollywód miało na mnie żer (ale moralniaka nie mam, bo ten Alien to wielka klapa finansowa, straty wręcz). Często zasłaniałem twarz w zażenowaniu ale miałem zapewnioną rozrywkę i z przyjemnością oglądałem wiele sekwencji
4/10
no i tak mnie wzięło...
Obcy: Ósmy pasażer Nostromo (Alien)
Załoga statku transportującego surowce na zlecenie korporacji zostaje wyrwana z hiperskoku przez Komputer pokładowy, "Matkę". Logiści napotyka na swojej drodze obcą planetę, z którym dociera do nich tajemniczy, 12 sekundowy sygnał. Korpo klauzule są jasne- zbadać wszystko co może być e-terrestrialem albo ni ma buły. To schodzą na planetę zbadać. Coś się komuś przykleja do buzi. I temu komuś z klaty po jakimś czasie wydziera się Obcy, który rośnie. Jak urósł zaczął przerażać- przebiegły i żądny krwi (nie głodny()
"Obcy" to bardzo dobry film, zbudowany wokół fascynującego "Obcego", rewelacyjnej obsady oraz bardzo świadomie zbudowanego, intensywnego klimatu kosmicznej pustki, ucieczki przed obcym i codzienności kosmicznych podróży. Rozumiemy, że wielu rzeczy "nie widać" ze względu na poziom techniczny efektów specjalnych, lecz właśnie te niedopowiedzenia, niedosłowności, mrok- jeżą nam włos na głowie. Ripley, główna bohaterka, jest zdeterminowana, niegłupia i ma pewną głębię (jak na taki film)
Ogląda się to świetnie, szczególnie ze świadomością, że to film kultowy.
Niemrawy Alien w niektórych, bardzo krótki ujęciach wygląda po prostu WOW, chociaż zaiste efekty "kostiumowe" postarzały się bardzo mocno (za to efekty "w przestrzeni" wcale nie!)
Ale ten film musiał urywać w roku 1979, niesamowite!
9/10
Oglądanie tego po "Przymierzu" jest niesamowicie poniżające dla nowego filmu Scotta. Ja wiem, żeby mi tłumaczył się zmianami w świecie kina, gustach widzów i wymogami wytwórni. Co z tego, skoro można robić nawet dzisiaj wyczesany, popularny, nastawiony na zysk film a Scott stworzył po prostu film znacznie słabszy od swojej perełki z 1979 i było to pewnie do przewidzenia na każdym etapie produkcji. Co on sobie myślał?
Obcy: Decydujące starcie (Aliens)
Kochamy Jamesa Camerona? Wyraźnie widać i czuć "jego ręke" w "aliensach". Wziąć materiał z "Alien" dokładnie w momencie, w którym się końcy, pogłębić główną bohaterkę, obudować uniwersum, żołnierzami, misją i mnóstwem akcji to ten Pan potrafi!
"Aliens" premierę miało w 1986, efekty specjalne bardzo się postarzały i znow trochę razi niemrawość "Obcych". To jednak delikatne mankamenty, bo całość nadal trzyma fason a nie śmieszy. Jasne, marines są trochę nieprofesjonalni i dziecinni, ale mocno trzymamy za nich kciuki, z rozbawieniem patrzymy na Billa Paxtona aka "co my teraz zrobimy" czy "Biehna". Fajny film akcji i sequel, który tak dobrze został zrobiony, że nie musiał być lepszy, nie był a jednak był za jednym zamachem
Oscary w pełni zasłużone. Pamiętajmy, że oglądanie na wielkim ekranie w HD może dla takich filmów być bezlitosne a tutaj- jest świetnie. Szczególnie rekwizyty, scenografia i oświetlenie.
8/10