Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Moderatorzy: boncek, Zolt, Pquelim, Voo
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
nie chce mi się pisać recenzji... mam kryzys twórczy ;/
A może to luksus, żyć tylko pięć lat?
since 22/4/2003
since 22/4/2003
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Zapij go i powróci nowyPquelim pisze:nie chce mi się pisać recenzji... mam kryzys twórczy ;/
Myślałem po cichu, że tylko ja dostrzegam, iż DaeL jest największym kretynem tego forum, ale wasze posty napawają mnie wiarą w tych smutnych czasach
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Pq - zazwyczaj piszę na emocjach, zaraz po filmie. Potem ulatują najczęściej i emocje i detale, na które zwróciłbym uwagę w tekście.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
ja zwykle pisze co najmniej dzień po seansie, zeby nabrac dystansu. ale potem to się nawarstwia, robi się kilkanascie tytułów i o niektórych zwyczajnie nie chce mi się pisac. albo dojezdzają mi inne sprawy i nie mam czasu.
A może to luksus, żyć tylko pięć lat?
since 22/4/2003
since 22/4/2003
- Crowley
- Pan Bob Budowniczy Kierownik
- Posty: 7590
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 20:00
- Lokalizacja: Gdańsk / Wyszków
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Dlatego co jakiś czas trzeba sobie zrobić post zbiorczy z krótkim opisem paru filmów a potem znowu jechać na bieżąco. Ja mam nie tyle kryzys twórczy, co brak czasu na oglądanie filmów. Folder "do obejrzenia" robi się niebezpiecznie duży. Wszystko zależy od tego, o której młodzież uda się uśpić.
All the good in the world
You can put inside a thimble
And still have room for you and me
If there's one thing you can say
About Mankind
There's nothing kind about man
You can put inside a thimble
And still have room for you and me
If there's one thing you can say
About Mankind
There's nothing kind about man
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Wielka Szóstka (Big Hero 6)
Niezły, smieszny, sympatyczny film plus naprawdę pocieszny Bejmax. Oscar jednak lekko mnie zaskoczył.
6+/10
Mandarynki (Mandariinid)
Poruszająca kameralna opowiesć o wpływie wojny na jednostki ludzkie (i plantacje mandarynek). Przy okazji zawiera w sobie bardzo klasyczny dramat sytuacyjny, w którym główną rolę odgrywają bezrefleksyjne antagonizmy pomiędzy wrogami i ogólna paradoksalnosć wojny. Serdecznie polecam, bo film pomimo ponurej treści ma w sobie wewnętrzne ciepło, pozytywny wydźwięk. Aha, no i zdecydowanie bardziej mi się podobał niż nominowana w tej samej kategorii "Ida".
7+/10
Bez Reguł (Unthinkable)
Samuel L. Jackson robi ten film. Jest też ciekawą propozycją dla wszystkich przeciwników tortur, o ile przymknie się oko na przesadzone zakończenie. Umiejetnie nie stawia jednoznacznej tezy. Szkoda, że o filmie było cicho w momencie premiery.
7/10
narazie tyle
Niezły, smieszny, sympatyczny film plus naprawdę pocieszny Bejmax. Oscar jednak lekko mnie zaskoczył.
6+/10
Mandarynki (Mandariinid)
Poruszająca kameralna opowiesć o wpływie wojny na jednostki ludzkie (i plantacje mandarynek). Przy okazji zawiera w sobie bardzo klasyczny dramat sytuacyjny, w którym główną rolę odgrywają bezrefleksyjne antagonizmy pomiędzy wrogami i ogólna paradoksalnosć wojny. Serdecznie polecam, bo film pomimo ponurej treści ma w sobie wewnętrzne ciepło, pozytywny wydźwięk. Aha, no i zdecydowanie bardziej mi się podobał niż nominowana w tej samej kategorii "Ida".
7+/10
Bez Reguł (Unthinkable)
Samuel L. Jackson robi ten film. Jest też ciekawą propozycją dla wszystkich przeciwników tortur, o ile przymknie się oko na przesadzone zakończenie. Umiejetnie nie stawia jednoznacznej tezy. Szkoda, że o filmie było cicho w momencie premiery.
7/10
narazie tyle
A może to luksus, żyć tylko pięć lat?
since 22/4/2003
since 22/4/2003
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Pingwiny z Madagaskaru (Penguins of Madagascar) - Najpierw był niezły Madagaskar. Potem genialna dwójka i słaba trójka. W międzyczasie pingwiny i król Julian dostali własny serial. Warto dodać, że całkiem udany. Teraz przyszła kolej na pełnometrażową przygodę czarno-białych nielotów.
Obejrzałem. Nie żałuję. Zapomnę najdalej jutro. Szkoda. Kowalski, Skipper, Rico i Szeregowy mają razem tyle gracji i charyzmy, że ciężko zrobić z ich udziałem film tragiczny. Ten taki nie jest, ale zawiodłem się. Ktoś wziął ulubionych bohaterów i bardzo chciał wycisnąć z tematu jeszcze trochę gotówki. Pomysłu nie miał na pewno. Niby jest akcja, przebrzydły przeciwnik, konkurencyjna ekipa, ale im dalej w las tym bardziej… nijako. Pingwiny dają radę i można się kilka razy zaśmiać ale to tyle. Do obejrzenia, do zapomnienia. 5/10
http://zabimokiem.pl/pingwini-skok-na-kase/
Obejrzałem. Nie żałuję. Zapomnę najdalej jutro. Szkoda. Kowalski, Skipper, Rico i Szeregowy mają razem tyle gracji i charyzmy, że ciężko zrobić z ich udziałem film tragiczny. Ten taki nie jest, ale zawiodłem się. Ktoś wziął ulubionych bohaterów i bardzo chciał wycisnąć z tematu jeszcze trochę gotówki. Pomysłu nie miał na pewno. Niby jest akcja, przebrzydły przeciwnik, konkurencyjna ekipa, ale im dalej w las tym bardziej… nijako. Pingwiny dają radę i można się kilka razy zaśmiać ale to tyle. Do obejrzenia, do zapomnienia. 5/10
http://zabimokiem.pl/pingwini-skok-na-kase/
- Crowley
- Pan Bob Budowniczy Kierownik
- Posty: 7590
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 20:00
- Lokalizacja: Gdańsk / Wyszków
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Interstellar
Po pierwszych zapowiedziach napalilem się na ten film jak rzadko kiedy. Nie dałem jednak rady iść do kina, zresztą recenzje nie napawaly zbytnim optymizmem. Może i dobrze, bo na wielkim ekranie bezmiar debilizmu tej katastrofy mógłby mnie doprowadzić do jakiejś zapaści nerwowej. Żaba ostrzegał, że jest głupio ale to, co zobaczyłem, przerosło moje najczarniejsze obawy.
Ludzkość umiera. Zaraza zabija rośliny uprawne, szaleją burze piaskowe, NASA musi się ukrywać przed światem, bo humaniści przejęli Ziemię we władanie. Do akcji wkracza wiec dzielny hodowca kukurydzy, który za płotem znajduje tajna bazę i niczym Ben Affleck z Brucem William leci w kosmos szukać nowej planety do skolonizowania.
Wbrew temu, co obiecywaly zapowiedzi, to nie jest film o podróżach kosmicznych. To jest pseudonaukowe mambo-dzambo kompletnie o niczym. Pełen skopiowanych i ogranych pomysłów, postaci i motywów. Dialogi to typowe poznonolanowe banaly w formie wzniosłych i lzawych przemówień. Najważniejsza wyprawa w dziejach składa się z załogi, przy której ekipa z Prometeusza to mistrzowie profesjonalizmu. Postacie głównie płaczą albo gapia się gdzieś poza kadr w poszukiwaniu sensu życia, a może raczej sensu i logiki scenariusza? Bo prawdę mówiąc nie wiem o co w tym filmie chodziło. Stężenie bzdur i TOTALNYCH idiotyzmow przekracza wszelkie normy i żeby je wszystkie opisać, musiałbym napisać ze trzy posty.
Jeden punkt daje za ładne kosmiczne widoki ale poza tym to najgorszy film, jaki widziałem od dawna.
2/10
Wyslane z jaskini za pomoca sygnalow dymnych.
Po pierwszych zapowiedziach napalilem się na ten film jak rzadko kiedy. Nie dałem jednak rady iść do kina, zresztą recenzje nie napawaly zbytnim optymizmem. Może i dobrze, bo na wielkim ekranie bezmiar debilizmu tej katastrofy mógłby mnie doprowadzić do jakiejś zapaści nerwowej. Żaba ostrzegał, że jest głupio ale to, co zobaczyłem, przerosło moje najczarniejsze obawy.
Ludzkość umiera. Zaraza zabija rośliny uprawne, szaleją burze piaskowe, NASA musi się ukrywać przed światem, bo humaniści przejęli Ziemię we władanie. Do akcji wkracza wiec dzielny hodowca kukurydzy, który za płotem znajduje tajna bazę i niczym Ben Affleck z Brucem William leci w kosmos szukać nowej planety do skolonizowania.
Wbrew temu, co obiecywaly zapowiedzi, to nie jest film o podróżach kosmicznych. To jest pseudonaukowe mambo-dzambo kompletnie o niczym. Pełen skopiowanych i ogranych pomysłów, postaci i motywów. Dialogi to typowe poznonolanowe banaly w formie wzniosłych i lzawych przemówień. Najważniejsza wyprawa w dziejach składa się z załogi, przy której ekipa z Prometeusza to mistrzowie profesjonalizmu. Postacie głównie płaczą albo gapia się gdzieś poza kadr w poszukiwaniu sensu życia, a może raczej sensu i logiki scenariusza? Bo prawdę mówiąc nie wiem o co w tym filmie chodziło. Stężenie bzdur i TOTALNYCH idiotyzmow przekracza wszelkie normy i żeby je wszystkie opisać, musiałbym napisać ze trzy posty.
Jeden punkt daje za ładne kosmiczne widoki ale poza tym to najgorszy film, jaki widziałem od dawna.
2/10
Wyslane z jaskini za pomoca sygnalow dymnych.
All the good in the world
You can put inside a thimble
And still have room for you and me
If there's one thing you can say
About Mankind
There's nothing kind about man
You can put inside a thimble
And still have room for you and me
If there's one thing you can say
About Mankind
There's nothing kind about man
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Widzę, że na vod.toruń Interstellar się pojawił - ciekawe recenzje incoming
Myślałem po cichu, że tylko ja dostrzegam, iż DaeL jest największym kretynem tego forum, ale wasze posty napawają mnie wiarą w tych smutnych czasach
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Ja oglądając Point Break zwątpiłem w momencie jak nie zauważyli tych klaunów jak podjechali pod bank, jak dali im uciec a potem jak jeden z nich spierdolił przez Keanu... Filmy Bigalow są po prostu masakrycznie chujowe.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
No scena z bankiem była dramatyczna, ale akurat spierdolił, bo Keanu miał konflikt czy strzelić czy nie. Tę scenę rozumiem.cns pisze:Ja oglądając Point Break zwątpiłem w momencie jak nie zauważyli tych klaunów jak podjechali pod bank, jak dali im uciec a potem jak jeden z nich spierdolił przez Keanu...
Gorzej, że na dzień doby partnerzy się nie cierpią, ale wystarczy pokrzyczeć na siebie minutę i nagle oddaliby za siebie życie
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
No niby tak, ale przecież zawsze mógł strzelać po nogach, nie musiał go od razu zabijać jak to robi amerykańska policja teraz
- Crowley
- Pan Bob Budowniczy Kierownik
- Posty: 7590
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 20:00
- Lokalizacja: Gdańsk / Wyszków
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Zombeavers
Tak, obejrzałem to zacne dzieło. No może nie dzieło i nie zacne ale obejrzałem. Trwająca 70 minut horroro-komedia, czy też parodia ale tak nie do końca, albo może raczej w 100% zamierzone i zrobione z premedytacją kino klasy Z. 6 młodych ludzi, domek na odludziu, bobry potraktowane substancją chemiczną, pod wpływem której zmieniają się w krwiożercze bestie. Po drodze trochę krwi i flaków, cycki (śliczne ale mało), parę żartów (pies-przynęta ), dużo bezsensownego biegania i tyle. Nikt tu niczego nie udaje, to film nakręcony celowo tak, żeby swoją słabością i idiotycznością zarobić pieniądze. Jak dla mnie za mało śmieszny jak na parodię, a za dobrze zrobiony jak na konkurencję dla dzieł wytwórni Asylum. Przy piwie ze znajomymi pewnie nawet można się pośmiać.
4/10
Tak, obejrzałem to zacne dzieło. No może nie dzieło i nie zacne ale obejrzałem. Trwająca 70 minut horroro-komedia, czy też parodia ale tak nie do końca, albo może raczej w 100% zamierzone i zrobione z premedytacją kino klasy Z. 6 młodych ludzi, domek na odludziu, bobry potraktowane substancją chemiczną, pod wpływem której zmieniają się w krwiożercze bestie. Po drodze trochę krwi i flaków, cycki (śliczne ale mało), parę żartów (pies-przynęta ), dużo bezsensownego biegania i tyle. Nikt tu niczego nie udaje, to film nakręcony celowo tak, żeby swoją słabością i idiotycznością zarobić pieniądze. Jak dla mnie za mało śmieszny jak na parodię, a za dobrze zrobiony jak na konkurencję dla dzieł wytwórni Asylum. Przy piwie ze znajomymi pewnie nawet można się pośmiać.
4/10
All the good in the world
You can put inside a thimble
And still have room for you and me
If there's one thing you can say
About Mankind
There's nothing kind about man
You can put inside a thimble
And still have room for you and me
If there's one thing you can say
About Mankind
There's nothing kind about man
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Przepraszam Crowley, ale jeżeli Zombieweavers (czy jakkchujkolwiek to się nazywa) oceniasz wyżej niż Interstellar to ja unikam od teraz Pana postów w tym temacie
Myślałem po cichu, że tylko ja dostrzegam, iż DaeL jest największym kretynem tego forum, ale wasze posty napawają mnie wiarą w tych smutnych czasach
- Crowley
- Pan Bob Budowniczy Kierownik
- Posty: 7590
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 20:00
- Lokalizacja: Gdańsk / Wyszków
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Oczywiście, że wyżej. Zombibobry są dokładnie tym, czym miały być - kretyńskim do bólu filmem z wypchanymi bobrami, rzucającymi się ludziom do gardeł. Zresztą popatrz na trailer:
Interstellar nie dość, że jest filmem beznadziejnym, to jeszcze udaje film doby i czyni to tak nieumiejętnie, że aż zęby szczypią.
Interstellar nie dość, że jest filmem beznadziejnym, to jeszcze udaje film doby i czyni to tak nieumiejętnie, że aż zęby szczypią.
All the good in the world
You can put inside a thimble
And still have room for you and me
If there's one thing you can say
About Mankind
There's nothing kind about man
You can put inside a thimble
And still have room for you and me
If there's one thing you can say
About Mankind
There's nothing kind about man
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Otóż to. Zawsze przyklejaj zamiary filmu, twórców i sam gatunek Sobieś. No bo np. 10 dla Toy Story czy Shreka i 10 dla Shawshank redemption czy choćby Bravehearta?
Gdzie bajeczkom do poważnego kina?
No właśnie. Każdy oceniasz w swojej kategorii. Dlatego 4 dla Zombeavers i 2 dla Interstellar (ode mnie 3) to nie znaczy, że Zombibobry są lepszym filmem w ogóle. Nie. Są głupawą komedyjką wartą 4 na 10, a Interstellar jest paskudnym kupiszczem s-f udającym (i nawiązującym wprost do) kolejną Odyseję Kubricka. W rzeczywistości to śliczny film, który miał wielkie ambicje. Tylko wyszło z tego niemal 3 godziny sucharów i pustych frazesów na takim poziomie, że gdyby nie otoczka kosmosu, to pomyślałbym, że to jakaś kampania wyborcza.
Gdzie bajeczkom do poważnego kina?
No właśnie. Każdy oceniasz w swojej kategorii. Dlatego 4 dla Zombeavers i 2 dla Interstellar (ode mnie 3) to nie znaczy, że Zombibobry są lepszym filmem w ogóle. Nie. Są głupawą komedyjką wartą 4 na 10, a Interstellar jest paskudnym kupiszczem s-f udającym (i nawiązującym wprost do) kolejną Odyseję Kubricka. W rzeczywistości to śliczny film, który miał wielkie ambicje. Tylko wyszło z tego niemal 3 godziny sucharów i pustych frazesów na takim poziomie, że gdyby nie otoczka kosmosu, to pomyślałbym, że to jakaś kampania wyborcza.
- Larofan
- Social Media Ninja
- Posty: 3932
- Rejestracja: 5 maja 2014, o 10:15
- Lokalizacja: Poznań, Poland
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
a dorzuciliby zombibobra na interstelarz i od razu punkcik w gore przez usrednienie
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Niezniszczalni 3 (Expendables 3) - Fajnie było zobaczyć wszystkich dawnych bohaterów kina akcji razem. Dlatego pierwsi Niezniszczalni byli ok. Super zabawa z konwencją, autoironia i gęby przypominające złotą erę VHS. Druga odsłona to był niezamierzony dramat. Jeszcze raz to samo, niby więcej, niby bardziej spektakularnie, ale całość była do bólu wtórna. Poza sceną z Chuckiem Norrisem – nie pamiętam dosłownie nic. Jedynie to, że się nudziłem.
Dlatego do trójki podchodziłem pełen obaw i w sumie – nie wyszło wcale tak źle. Kolejny raz starzy dobrzy wymiatacze muszą zmierzyć się z godnym przeciwnikiem. Tym razem to jeden z nich, były Niezniszczalny – ciekawie zagrany przez Mela Gibsona – Stonebanks. Tym razem nie tylko stara gwardia ma coś do powiedzenia. Bohater grany przez Sylwestra Stallone kompletuje drugą ekipę, z kolejnego pokolenia. Poza tym jak zwykle sporo (tak niezłych jak i koszmarnych i wymuszonych) one-linerów, kupa strzelania, masa tandetnych akcji – wszystko jak za czasów Rambo i Commando. Na szczęście jest mniej żartów z samych siebie więc niewiele tekstów powoduje zażenowanie.
Poza Melem Gibsonem genialnie wypadł Antonio Banderas. Nie chcę zdradzać jaką postać dostał w filmie – warto się przekonać. Na drugim biegunie jest panna grająca jedyną kobietę w Niezniszczalnych 3. Rozumiem obecne trendy, wiem, że wszędzie trzeba wstawić silną postać żeńską. W to mi graj. Niech tylko – do kaduka – będzie to aktorka z krwi i kości. Stallone zatrudnił jakąś zawodniczkę MMA. Ta, owszem, stara się bardzo grać, ale wypada mniej naturalnie niż Izabela Trojanowska w Klanie, a to jest nie lada sztuka. Za każdym razem jak robi minę albo coś mówi – zęby same zgrzytają. Dramat.
Jestem trochę w szoku. Wydawało mi się, że po nieudanej odsłonie numer dwa może być już tylko gorzej, a tu niespodzianka. Obejrzałem bez zażenowania i poczucia straconego czasu. Chyba dobrze Sylwkowi zrobiło wzięcie do pomocy innych scenarzystów niż tylko samego siebie. 6/10
http://zabimokiem.pl/do-trzech-razy-sztuka/
Dlatego do trójki podchodziłem pełen obaw i w sumie – nie wyszło wcale tak źle. Kolejny raz starzy dobrzy wymiatacze muszą zmierzyć się z godnym przeciwnikiem. Tym razem to jeden z nich, były Niezniszczalny – ciekawie zagrany przez Mela Gibsona – Stonebanks. Tym razem nie tylko stara gwardia ma coś do powiedzenia. Bohater grany przez Sylwestra Stallone kompletuje drugą ekipę, z kolejnego pokolenia. Poza tym jak zwykle sporo (tak niezłych jak i koszmarnych i wymuszonych) one-linerów, kupa strzelania, masa tandetnych akcji – wszystko jak za czasów Rambo i Commando. Na szczęście jest mniej żartów z samych siebie więc niewiele tekstów powoduje zażenowanie.
Poza Melem Gibsonem genialnie wypadł Antonio Banderas. Nie chcę zdradzać jaką postać dostał w filmie – warto się przekonać. Na drugim biegunie jest panna grająca jedyną kobietę w Niezniszczalnych 3. Rozumiem obecne trendy, wiem, że wszędzie trzeba wstawić silną postać żeńską. W to mi graj. Niech tylko – do kaduka – będzie to aktorka z krwi i kości. Stallone zatrudnił jakąś zawodniczkę MMA. Ta, owszem, stara się bardzo grać, ale wypada mniej naturalnie niż Izabela Trojanowska w Klanie, a to jest nie lada sztuka. Za każdym razem jak robi minę albo coś mówi – zęby same zgrzytają. Dramat.
Jestem trochę w szoku. Wydawało mi się, że po nieudanej odsłonie numer dwa może być już tylko gorzej, a tu niespodzianka. Obejrzałem bez zażenowania i poczucia straconego czasu. Chyba dobrze Sylwkowi zrobiło wzięcie do pomocy innych scenarzystów niż tylko samego siebie. 6/10
http://zabimokiem.pl/do-trzech-razy-sztuka/
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Kupiliśmy zoo (We Bought a Zoo) - Benjamin Mee (Matt Damon) to sympatyczny i trochę nieogarnięty ojciec dwójki dzieci. Wdowiec - żona zmarła po ciężkiej chorobie. Ben próbuje zacząć życie na nowa, ale potrzebna jest znacząca zmiana w ich życiu. W romantycznym zrywie kupuje nowy dom, a w komplecie z nim... nieduże, podupadające zoo. Ma nadzieję, że nowe miejsce i nowe wyzwania pozwolą tak jemu jak dzieciom na pogodzenie się ze śmiercią ukochanej mamy i żony.
Kino familijne jakiego dawno nie widziałem. Obyczajowe, z elementami tak komedii jak i dramatu. Niewiele się dzieje, za to bardzo dobrze i ciekawie pokazane są ludzkie emocje i interakcje między ludźmi. Problemy samotnego ojca z wychowaniem pociech, żałoba i żal, które nie chcą odejść nawet po dłuższym czasie, wyzwania w opiece nad zwierzętami, ale także w kontaktach z pracownikami ogrodu zoologicznego. W tym z piękną Kelly (Scarlett Johanson).
Oglądając Kupiliśmy zoo co chwilę albo śmiałem się, albo wzruszałem. Nie ma tu przesadnego patosu, nie ma zadęcia i moralizatorstwa. Prosta opowieść o rodzinie jakich wiele zmusza do zastanowienia się nad kilkoma poważnymi tematami. Za to właśnie polubiłem ten film i zachęcam do obejrzenia. W możliwie największym gronie rodzinnym. Przekrój pokoleniowy dowolny, każdy znajdzie kilka scen dla siebie. 7/10
http://zabimokiem.pl/trauma-zwierzaki-i ... o-miejsca/
Kino familijne jakiego dawno nie widziałem. Obyczajowe, z elementami tak komedii jak i dramatu. Niewiele się dzieje, za to bardzo dobrze i ciekawie pokazane są ludzkie emocje i interakcje między ludźmi. Problemy samotnego ojca z wychowaniem pociech, żałoba i żal, które nie chcą odejść nawet po dłuższym czasie, wyzwania w opiece nad zwierzętami, ale także w kontaktach z pracownikami ogrodu zoologicznego. W tym z piękną Kelly (Scarlett Johanson).
Oglądając Kupiliśmy zoo co chwilę albo śmiałem się, albo wzruszałem. Nie ma tu przesadnego patosu, nie ma zadęcia i moralizatorstwa. Prosta opowieść o rodzinie jakich wiele zmusza do zastanowienia się nad kilkoma poważnymi tematami. Za to właśnie polubiłem ten film i zachęcam do obejrzenia. W możliwie największym gronie rodzinnym. Przekrój pokoleniowy dowolny, każdy znajdzie kilka scen dla siebie. 7/10
http://zabimokiem.pl/trauma-zwierzaki-i ... o-miejsca/
- Crowley
- Pan Bob Budowniczy Kierownik
- Posty: 7590
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 20:00
- Lokalizacja: Gdańsk / Wyszków
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
'71
Belfast, rok 1971. Brytyjski odział jedzie na rutynową akcję w poszukiwaniu broni dostarczanej IRA. Na miejscu atakuje ich tłum mieszkańców, a w wyniku całego zamieszania jeden z żołnierzy zostaje sam w mieście, gdzie niemal każdy katolik chce go zabić. Momentami film bardzo przypomina Helikopter w ogniu ale chyba bardziej trzyma za jaja, bo mamy jedną centralną postać i kilkanaście osób, które próbują ją dorwać. Poza środkową częścią, gdzie jest trochę spokojniej, początek i koniec samotnej walki o przetrwanie to kapitalnie pokazany chaos, zaszczucie i bezsens wojny. Trup ściele się gęsto, często dość nieoczekiwanie. Za kulisami wąsaci panowie ze służb specjalnych prowadzą swoje gierki, wiele osób gra na dwa fronty, a do tego wszędzie biegają dzieciaki z bronią i strzelają do każdego, kto się rusza. Irlandia Północna w tamtych czasach to było prawdziwe bagno. Bardzo mocny film, bardzo dołujący i naprawdę trzymający w napięciu. Jest brutalnie, brudno, nie występuje żaden znany aktor. Dużo kręcenia z ręki ale bardzo dobrze zrobionego, świetna, pulsująca muzyka, klimat zaszczucia i do tego europejski - konkretnie brytyjski - sposób kręcenia. Mocno polecam.
8/10
Belfast, rok 1971. Brytyjski odział jedzie na rutynową akcję w poszukiwaniu broni dostarczanej IRA. Na miejscu atakuje ich tłum mieszkańców, a w wyniku całego zamieszania jeden z żołnierzy zostaje sam w mieście, gdzie niemal każdy katolik chce go zabić. Momentami film bardzo przypomina Helikopter w ogniu ale chyba bardziej trzyma za jaja, bo mamy jedną centralną postać i kilkanaście osób, które próbują ją dorwać. Poza środkową częścią, gdzie jest trochę spokojniej, początek i koniec samotnej walki o przetrwanie to kapitalnie pokazany chaos, zaszczucie i bezsens wojny. Trup ściele się gęsto, często dość nieoczekiwanie. Za kulisami wąsaci panowie ze służb specjalnych prowadzą swoje gierki, wiele osób gra na dwa fronty, a do tego wszędzie biegają dzieciaki z bronią i strzelają do każdego, kto się rusza. Irlandia Północna w tamtych czasach to było prawdziwe bagno. Bardzo mocny film, bardzo dołujący i naprawdę trzymający w napięciu. Jest brutalnie, brudno, nie występuje żaden znany aktor. Dużo kręcenia z ręki ale bardzo dobrze zrobionego, świetna, pulsująca muzyka, klimat zaszczucia i do tego europejski - konkretnie brytyjski - sposób kręcenia. Mocno polecam.
8/10
All the good in the world
You can put inside a thimble
And still have room for you and me
If there's one thing you can say
About Mankind
There's nothing kind about man
You can put inside a thimble
And still have room for you and me
If there's one thing you can say
About Mankind
There's nothing kind about man
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Paul - Simon Pegg i Nick Frost znów popełniają komedię ze sobą w roli głównej. Po Wysypie żywych trupów i Hot Fuzz przyszła kolej na bliskie spotkania trzeciego stopnia.
Graeme i Clive to dwóch nerdów ze Zjednoczonego Królestwa na wycieczce po USA. Po spełnieniu największego marzenia – pobycie na ComicConie – ruszają kamperem po bezdrożach ameryki mając w planie odwiedzić wszystkie miejsca związane rzekomo z UFO. Przypadkowo spotykają na swojej drodze kosmitę Paula, który prosi o pomoc w powrocie do domu. Ufoludka ściga bezlitosna agencja rządowa, a po drodze do kolorowej ekipy dołącza jeszcze zwariowana fanatyczka religijna.
Film obejrzałem na wyjeździe narciarskim ze znajomymi. Wieczorem, na sporym zmęczeniu, przy dobrym piwie. To chyba idealne warunki na taki seans. Paul jest bowiem zabawny, ale nie do przesady. Momentami skojarzenia miałem bardziej z kinem familijnym niż z poprzednimi dokonaniami Pegga i Frosta. Jest trochę żartów z fanów s-f (motyw muzyczny z kantyny z gwiezdnych wojen – pierwsza klasa), kilka celnych uwag na temat USA i stereotypów tam panujących, ale scenariusz z czasem skręca w stronę E.T. Tytułowy bohater bywa wulgarny, ale ma dobre serce. Lubi palić papierosy, pierdzieć, ale troszczy się o przyjaciół. Ot, takie skrzyżowanie Alfa z TEDem.
Taka krzyżówka wyszła jednak trochę nijako. Ani nie dostałem komedii tak dobrej jak chociażby Hot Fuzz, ani kina familijnego pełną gębą. Chyba wolę bardziej niegrzeczną wersję Pegga i Frosta. 5/10
http://zabimokiem.pl/kosmiczny-urwis/
Graeme i Clive to dwóch nerdów ze Zjednoczonego Królestwa na wycieczce po USA. Po spełnieniu największego marzenia – pobycie na ComicConie – ruszają kamperem po bezdrożach ameryki mając w planie odwiedzić wszystkie miejsca związane rzekomo z UFO. Przypadkowo spotykają na swojej drodze kosmitę Paula, który prosi o pomoc w powrocie do domu. Ufoludka ściga bezlitosna agencja rządowa, a po drodze do kolorowej ekipy dołącza jeszcze zwariowana fanatyczka religijna.
Film obejrzałem na wyjeździe narciarskim ze znajomymi. Wieczorem, na sporym zmęczeniu, przy dobrym piwie. To chyba idealne warunki na taki seans. Paul jest bowiem zabawny, ale nie do przesady. Momentami skojarzenia miałem bardziej z kinem familijnym niż z poprzednimi dokonaniami Pegga i Frosta. Jest trochę żartów z fanów s-f (motyw muzyczny z kantyny z gwiezdnych wojen – pierwsza klasa), kilka celnych uwag na temat USA i stereotypów tam panujących, ale scenariusz z czasem skręca w stronę E.T. Tytułowy bohater bywa wulgarny, ale ma dobre serce. Lubi palić papierosy, pierdzieć, ale troszczy się o przyjaciół. Ot, takie skrzyżowanie Alfa z TEDem.
Taka krzyżówka wyszła jednak trochę nijako. Ani nie dostałem komedii tak dobrej jak chociażby Hot Fuzz, ani kina familijnego pełną gębą. Chyba wolę bardziej niegrzeczną wersję Pegga i Frosta. 5/10
http://zabimokiem.pl/kosmiczny-urwis/
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Jack Ryan: Teoria chaosu (Jack Ryan: Shadow Recruit) - Jack Ryan to genialny analityk, który jeszcze na studiach, widząc zamach na WTC, idzie za głosem patriotycznego zewu i zaciąga się do armii. Tam zostaje ciężko ranny i nie jest pewne czy wróci do pełni zdrowia. Rząd nadal chce korzystać z jego zdolności i pewien admirał (Kevin Costner) rekrutuje go do CIA. Pod przykrywką sprawnego finansisty na Wall Street, Ryan rozpoczyna poszukiwanie podejrzanych transakcji, które mogą być związane ze światowym terroryzmem. Podczas pracy odkrywa jednak spisek z zupełnie innej beczki.
Odpowiadając na tytułowe pytanie z początku wpisu: nie. Jack to nie James Bond. Nie ma ani takiej charyzmy, ani tego gentlemańskiego czaru, ani gadżetów. Nie zmienia to jednak faktu, że nieźle radzi sobie w walce wręcz, strzelając czy rozpracowując plany wszelkich niemilców dybiących na wolność i bezpieczeństwo USA. Początek filmu bardzo mi się podobał i chyba zwiastował coś poważniejszego niż ostatecznie dostałem.
Zaczęło się bowiem całkiem poważnie i miałem nadzieję na klimat raczej z Polowania na Czerwony Październik. Tu dostałem mniej udana inkarnację Jamesa Bonda, ze scenami akcji ocierającymi się o kicz w stylu najnowszej Szklanej pułapki. Kilka scen to po prostu obraza inteligencji, nawet w kinie tego typu. Nie czuć też stawki, o jaką toczy się gra. Rosjanie chcą dokonać dwóch rzeczy na raz, żeby pogrążyć USA i na pewnym etapie tak się fabuła rozchodzi, że ani jeden ani drugi wątek nie są wystarczająco dobrze pokazane. Wszystko niejako po łebkach. Dodatkowo miałem wrażenie, że w CIA pracuje tylko dwóch agentów. Wspomniany wcześniej admirał i tytułowy bohater.
Chris Pine jako Ryan daje radę. Na pewno wypada lepiej niż Affleck. Szkoda tylko, że scenarzyści poszli po bandzie, a nawet daleko za nią. Mogli zrobić amerykańskiego Bonda, albo coś na kształt nowego Bourne’a. Nie wyszło. Aczkolwiek świadom wszystkich wspomnianych wad, bawiłem się zaskakująco dobrze. Oglądając, chyba łyknąłem konwencję, bo każdy kolejny idiotyzm raczej mnie bawił niż wkurzał. Zdecydowanie da się obejrzeć. 6/10
http://zabimokiem.pl/amerykanski-james-bond/
Odpowiadając na tytułowe pytanie z początku wpisu: nie. Jack to nie James Bond. Nie ma ani takiej charyzmy, ani tego gentlemańskiego czaru, ani gadżetów. Nie zmienia to jednak faktu, że nieźle radzi sobie w walce wręcz, strzelając czy rozpracowując plany wszelkich niemilców dybiących na wolność i bezpieczeństwo USA. Początek filmu bardzo mi się podobał i chyba zwiastował coś poważniejszego niż ostatecznie dostałem.
Zaczęło się bowiem całkiem poważnie i miałem nadzieję na klimat raczej z Polowania na Czerwony Październik. Tu dostałem mniej udana inkarnację Jamesa Bonda, ze scenami akcji ocierającymi się o kicz w stylu najnowszej Szklanej pułapki. Kilka scen to po prostu obraza inteligencji, nawet w kinie tego typu. Nie czuć też stawki, o jaką toczy się gra. Rosjanie chcą dokonać dwóch rzeczy na raz, żeby pogrążyć USA i na pewnym etapie tak się fabuła rozchodzi, że ani jeden ani drugi wątek nie są wystarczająco dobrze pokazane. Wszystko niejako po łebkach. Dodatkowo miałem wrażenie, że w CIA pracuje tylko dwóch agentów. Wspomniany wcześniej admirał i tytułowy bohater.
Chris Pine jako Ryan daje radę. Na pewno wypada lepiej niż Affleck. Szkoda tylko, że scenarzyści poszli po bandzie, a nawet daleko za nią. Mogli zrobić amerykańskiego Bonda, albo coś na kształt nowego Bourne’a. Nie wyszło. Aczkolwiek świadom wszystkich wspomnianych wad, bawiłem się zaskakująco dobrze. Oglądając, chyba łyknąłem konwencję, bo każdy kolejny idiotyzm raczej mnie bawił niż wkurzał. Zdecydowanie da się obejrzeć. 6/10
http://zabimokiem.pl/amerykanski-james-bond/
- Voo
- Stary Człowiek, A Może
- Posty: 6418
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
- Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Koliber (Hummingbird)
Film z Jasonem Stathamem i Agatą Buzek. Yes. Z Jasonem Stathamem i Agatą Buzek Jason gra dezertera, któremu psycha wysiadła w Afganistanie i który się zmenelił. Pomieszkuje w kartonie, pije i ćpa i generalnie jest wrakiem. Agata gra zakonnicę, która mu trochę pomaga (a potem trochę on jej). W zasadzie to całkiem klimatyczny dramat, choć oczywiście nie obyło się bez tego, żeby Jason nie skopał kilku tyłków. Czytając streszczenie tego filmu można trochę zwątpić w sens oglądania ale zapewniam - film może się podobać, choć należy pamiętać, że to nie jest kino akcji. Uważam, że oboje głównych aktorów ze swych ról wywiązało się koncertowo, bo prostu grając siebie. On zabijakę, ona szarą myszkę o gołębim sercu i nie do końca czystych myślach. Nieśmiało polecam. 7/10
Film z Jasonem Stathamem i Agatą Buzek. Yes. Z Jasonem Stathamem i Agatą Buzek Jason gra dezertera, któremu psycha wysiadła w Afganistanie i który się zmenelił. Pomieszkuje w kartonie, pije i ćpa i generalnie jest wrakiem. Agata gra zakonnicę, która mu trochę pomaga (a potem trochę on jej). W zasadzie to całkiem klimatyczny dramat, choć oczywiście nie obyło się bez tego, żeby Jason nie skopał kilku tyłków. Czytając streszczenie tego filmu można trochę zwątpić w sens oglądania ale zapewniam - film może się podobać, choć należy pamiętać, że to nie jest kino akcji. Uważam, że oboje głównych aktorów ze swych ról wywiązało się koncertowo, bo prostu grając siebie. On zabijakę, ona szarą myszkę o gołębim sercu i nie do końca czystych myślach. Nieśmiało polecam. 7/10
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [100%] Spłacić kredyt [60%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Top Gun
W warstwie fabularnej i aktorskiej ten film to żenua. Banalna historyjka, z jednowymiarowymi postaciami i niezamierzenie groteskowymi scenami. W dodatku postarzał się okropnie, tak pod kątem looku bohaterów, jak i dzięki towarzyszącej w tle muzyce. 2/10.
Ale, ale. Jest też druga scena medalu, czyli niesamowite, techniczne majstersztyki bitw i ćwiczeń lotniczych. Absolutne mistrzostwo i perfekcja, która w ogóle się nie zestarzała. Za to aż dwa dodatkowe punkty. Ten film mógłby składać się tylko z tych fragmentów. Byłby lepszym i bardziej kompletnym dziełem.
4/10
W warstwie fabularnej i aktorskiej ten film to żenua. Banalna historyjka, z jednowymiarowymi postaciami i niezamierzenie groteskowymi scenami. W dodatku postarzał się okropnie, tak pod kątem looku bohaterów, jak i dzięki towarzyszącej w tle muzyce. 2/10.
Ale, ale. Jest też druga scena medalu, czyli niesamowite, techniczne majstersztyki bitw i ćwiczeń lotniczych. Absolutne mistrzostwo i perfekcja, która w ogóle się nie zestarzała. Za to aż dwa dodatkowe punkty. Ten film mógłby składać się tylko z tych fragmentów. Byłby lepszym i bardziej kompletnym dziełem.
4/10
Since 2001.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Heh, dla mnie ma status kultowy, ale jakbym go teraz zobaczył po raz pierwszy...
- Voo
- Stary Człowiek, A Może
- Posty: 6418
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
- Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Mogę sobie wyobrazić, że "Take my breath away" w kiczowatym zestawieniu z pędzącym motocyklem i startującym F-14 może teraz trochę już odrzucać Ale za siatkówkę powinien dodać punkta, no gdzie jak gdzie ale na tym forum!
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [100%] Spłacić kredyt [60%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
- Voo
- Stary Człowiek, A Może
- Posty: 6418
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
- Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Sekretne życie Waltera Mitty (The Secret Life of Walter Mitty)
Zaskakujący i niegłupi film z ogromnym ładunkiem pozytywnego przesłania i dobrego nastroju. Nie mam akurat doła żeby sprawdzić, czy podnosi na duchu ale wyobrażam sobie, że tak właśnie działa. Bez dwóch zdań najlepszy film Stillera, oczywiście zaraz po Tropic Thunder. Albo nie - na remis, w końcu to zupełnie różne filmy. Może trochę zawyżę ale nie mogę przejść obojętnie obok tego, że po raz pierwszy widziałem bohatera amerykańskiego filmu jadącego Matizem. Tak, podajcie chusteczkę. Bomba film. 9/10
Zaskakujący i niegłupi film z ogromnym ładunkiem pozytywnego przesłania i dobrego nastroju. Nie mam akurat doła żeby sprawdzić, czy podnosi na duchu ale wyobrażam sobie, że tak właśnie działa. Bez dwóch zdań najlepszy film Stillera, oczywiście zaraz po Tropic Thunder. Albo nie - na remis, w końcu to zupełnie różne filmy. Może trochę zawyżę ale nie mogę przejść obojętnie obok tego, że po raz pierwszy widziałem bohatera amerykańskiego filmu jadącego Matizem. Tak, podajcie chusteczkę. Bomba film. 9/10
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [100%] Spłacić kredyt [60%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Hobbit: Bitwa Pięciu Armii 2014
Znakomite dzieło, niepowtarzalne, wyjątkowe i z tym czymś.
5/10
Znakomite dzieło, niepowtarzalne, wyjątkowe i z tym czymś.
5/10
Eat your greens,
Especially broccoli
Remember to
Say "thank you"
Especially broccoli
Remember to
Say "thank you"
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Wygląda to jak "Bardzo dobrze, bardzo dobrze, siadaj dwója" .ThimGrim pisze:Hobbit: Bitwa Pięciu Armii 2014
Znakomite dzieło, niepowtarzalne, wyjątkowe i z tym czymś.
5/10
What Darwin was too polite to say, my friends, is that we came to rule the earth not because we were the smartest, or even the meanest, but because we have always been the craziest, most murderous motherfuckers in the jungle.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
HASŁO DNIA:Piccolo pisze:Wygląda to jak "Bardzo dobrze, bardzo dobrze, siadaj dwója" .ThimGrim pisze:Hobbit: Bitwa Pięciu Armii 2014
Znakomite dzieło, niepowtarzalne, wyjątkowe i z tym czymś.
5/10
Ironia
Myślałem po cichu, że tylko ja dostrzegam, iż DaeL jest największym kretynem tego forum, ale wasze posty napawają mnie wiarą w tych smutnych czasach
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Whiplash - Jeśli film o muzykach i jazzie jest w stanie przez 90% czasu trzymać twój zad na skraju krzesła to wiedz, że coś się dzieje. Jeśli przez większą część seansu pocisz się razem z głównym bohaterem, jeśli twoje palce nerwowo zaciskają się tak mocno, że bieleją knykcie – masz do czynienia z czymś naprawdę dobrym. I mocnym. Masz do czynienia z Whiplashem.
Andrew Neimann to młody perkusista, który marzy o dołączeniu do jazzowych legend tego instrumentu. Trafia do najlepszej szkoły w USA, gdzie wpada w oko nauczycielowi-dyrygentowi, który ma opinię mistrza w swoim fachu. Terence Fletcher to jednak nie jest byle belfer. To skrzyżowanie doktora House’a, kapitana Herberta Sobela z Kompanii Braci i sierżanta Hartmana z Full Metal Jacket. Sadystyczny perfekcjonista, socjopatyczny manipulator i przyczajony furiat w jednym. Andrew po pierwszym szoku wcale nie zamierza łatwo porzucać marzeń, mimo kolejnych kłód rzucanych pod nogi.
Oczekiwałem filmu muzycznego, a to jest rasowy thriller. Napięcie można ciąć nożyczkami. Wszystkie sceny z udziałem wspomnianych bohaterów zawierają dawkę emocji, która starczyłaby na kilka osobnych produkcji. Rewelacyjnie dobrani aktorzy toczą pasjonujący pojedynek charakterów. Nie wiadomo kto i kiedy wyprowadzi kolejny cios, podłoży drugiemu kolejną świnię. A przecież to niby historia o waleniu w bęben!
Milles Teller jako Andrew wypadł wyśmienicie. Uwierzyłem w jego opowieść, w jego emocje, w jego dramaty. Uwierzyłem w poczucie wyalienowania i w granice wytrzymałości, które próbował przesunąć. Miał trudne zadanie, bo dostał nie lada oponenta. J.K. Simmons do tej pory kojarzył mi się z apodyktycznym i groteskowym redaktorem naczelnym ze Spidermana. Tu nie ma w sobie za grosz tej groteski. Gra tylko (i aż) nauczyciela muzyki, a jest momentami przerażający jak John Doe z Siedem, kiedy indziej wyrachowany i metodyczny jak Hannibal Lecter. Nie widziałem pozostałych nominowanych do Oscara za drugi plan, ale nie wiem co i kto musiałby zagrać, żeby w tym roku pokonać Simmonsa. Być może nawet rola życia.
Jazz jest tu, jak na film muzyczny, trochę w tle. Nadal – kawałki dobrano świetnie, idealnie podkreślają ważniejsze momenty, a złożoność utworów świetnie obrazuje jakim ciężkim kawałkiem chleba jest granie jazzu na najwyższym poziomie. Ciekawie pokazano świat, w którym funkcjonują najlepsi. To żadne High School Musical. To szkoła przetrwania, wyścig szczurów, walka każdego z każdym. Tu nie ma przyjaciół, medali za sam udział i drugich miejsc.
Na osobny akapit zasłużył autor zdjęć. Sharone Meir sprawił, że oglądałem jazzowy big band (grający jakiś tam standard) z zapartym tchem. Dynamiczna praca kamery. Kamera wiruje, skacze od dyrygenta, przez zbliżenia na nuty, instrumenty, żeby na koniec pokazać pot spływający po uchu perkusisty. Wygląda to wszystko niesamowicie. Jest dynamicznie i efektownie, a w połączeniu z muzyką dostajemy hipnotyzujący audiowizualny show. Momentami zatykało mnie z wrażenia.
Dałem sobie czas po seansie, bo po napisach końcowych bliski byłem oceny maksymalnej. Dlaczego w takim razie „tylko” dziewiątka? Jest kilka elementów, do których można się przyczepić. Niezbyt podobało mi się wszystko co działo się poza szkołą. Scena rodzinnego obiadu czy cały wątek romantyczny wydają się przyklejone do fabuły na siłę. Wiem jaka jest ich rola, ale można to było albo porządniej zrobić/rozwinąć, albo podarować zupełnie i te same treści przemycić w dialogach. Przy całym realizmie historii, sceny z wypadkiem i te zaraz po nim, wydały mi się solidnie przesadzone. Jakby nieprzystające do reszty scenariusza.
To jednak detale. Whiplash to tytuł ocierający się o geniusz. Świetnie pomyślany, pięknie nakręcony, koncertowo zagrany (dosłownie i w przenośni). Godny polecenia każdemu, kto lubi ambitne kino. Ode mnie dostaje dziewiątkę i nieistniejący znaczek Żaba Poleca! 9/10
http://zabimokiem.pl/granice-wytrzymalosci/
Andrew Neimann to młody perkusista, który marzy o dołączeniu do jazzowych legend tego instrumentu. Trafia do najlepszej szkoły w USA, gdzie wpada w oko nauczycielowi-dyrygentowi, który ma opinię mistrza w swoim fachu. Terence Fletcher to jednak nie jest byle belfer. To skrzyżowanie doktora House’a, kapitana Herberta Sobela z Kompanii Braci i sierżanta Hartmana z Full Metal Jacket. Sadystyczny perfekcjonista, socjopatyczny manipulator i przyczajony furiat w jednym. Andrew po pierwszym szoku wcale nie zamierza łatwo porzucać marzeń, mimo kolejnych kłód rzucanych pod nogi.
Oczekiwałem filmu muzycznego, a to jest rasowy thriller. Napięcie można ciąć nożyczkami. Wszystkie sceny z udziałem wspomnianych bohaterów zawierają dawkę emocji, która starczyłaby na kilka osobnych produkcji. Rewelacyjnie dobrani aktorzy toczą pasjonujący pojedynek charakterów. Nie wiadomo kto i kiedy wyprowadzi kolejny cios, podłoży drugiemu kolejną świnię. A przecież to niby historia o waleniu w bęben!
Milles Teller jako Andrew wypadł wyśmienicie. Uwierzyłem w jego opowieść, w jego emocje, w jego dramaty. Uwierzyłem w poczucie wyalienowania i w granice wytrzymałości, które próbował przesunąć. Miał trudne zadanie, bo dostał nie lada oponenta. J.K. Simmons do tej pory kojarzył mi się z apodyktycznym i groteskowym redaktorem naczelnym ze Spidermana. Tu nie ma w sobie za grosz tej groteski. Gra tylko (i aż) nauczyciela muzyki, a jest momentami przerażający jak John Doe z Siedem, kiedy indziej wyrachowany i metodyczny jak Hannibal Lecter. Nie widziałem pozostałych nominowanych do Oscara za drugi plan, ale nie wiem co i kto musiałby zagrać, żeby w tym roku pokonać Simmonsa. Być może nawet rola życia.
Jazz jest tu, jak na film muzyczny, trochę w tle. Nadal – kawałki dobrano świetnie, idealnie podkreślają ważniejsze momenty, a złożoność utworów świetnie obrazuje jakim ciężkim kawałkiem chleba jest granie jazzu na najwyższym poziomie. Ciekawie pokazano świat, w którym funkcjonują najlepsi. To żadne High School Musical. To szkoła przetrwania, wyścig szczurów, walka każdego z każdym. Tu nie ma przyjaciół, medali za sam udział i drugich miejsc.
Na osobny akapit zasłużył autor zdjęć. Sharone Meir sprawił, że oglądałem jazzowy big band (grający jakiś tam standard) z zapartym tchem. Dynamiczna praca kamery. Kamera wiruje, skacze od dyrygenta, przez zbliżenia na nuty, instrumenty, żeby na koniec pokazać pot spływający po uchu perkusisty. Wygląda to wszystko niesamowicie. Jest dynamicznie i efektownie, a w połączeniu z muzyką dostajemy hipnotyzujący audiowizualny show. Momentami zatykało mnie z wrażenia.
Dałem sobie czas po seansie, bo po napisach końcowych bliski byłem oceny maksymalnej. Dlaczego w takim razie „tylko” dziewiątka? Jest kilka elementów, do których można się przyczepić. Niezbyt podobało mi się wszystko co działo się poza szkołą. Scena rodzinnego obiadu czy cały wątek romantyczny wydają się przyklejone do fabuły na siłę. Wiem jaka jest ich rola, ale można to było albo porządniej zrobić/rozwinąć, albo podarować zupełnie i te same treści przemycić w dialogach. Przy całym realizmie historii, sceny z wypadkiem i te zaraz po nim, wydały mi się solidnie przesadzone. Jakby nieprzystające do reszty scenariusza.
To jednak detale. Whiplash to tytuł ocierający się o geniusz. Świetnie pomyślany, pięknie nakręcony, koncertowo zagrany (dosłownie i w przenośni). Godny polecenia każdemu, kto lubi ambitne kino. Ode mnie dostaje dziewiątkę i nieistniejący znaczek Żaba Poleca! 9/10
http://zabimokiem.pl/granice-wytrzymalosci/
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Masz pomysł, reszta do dopracowania.Ode mnie dostaje dziewiątkę i nieistniejący znaczek Żaba Poleca!
Since 2001.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Czlowiek-rakieta (The Rocketeer) - Wstęp do filmu jest zaskakujący. Pilot oblatywacz w eksperymentalnym samolocie, lata trzydzieste XX wieku, nastrój przygody i świetna muzyka Jamesa Hornera. Zapachniało mi klimatem znanym z Indiany Jonesa. Szkoda, że im dalej w las, tym więcej drewna, głównie aktorskiego.
Cliff Secord to narwaniec, pilot, miłośnik wszystkiego co lata. Wraz z przyjacielem i konstruktorem – Peevym – szykują maszynę na krajowe zawody. Wszystko się jednak komplikuje. Samolot zostaje zniszczony, a bohaterowie wchodzą w posiadanie rakietowego plecaka, który jest celem FBI, mafii i nazistowskich szpiegów.
Początkowy zachwyt szybko ustępuje pola znużeniu. Postacie są przerysowane w komiksowy sposób ale w ogóle nieciekawe. Mniej więcej w połowie seansu dopadła mnie nuda i rozważałem zaprzestanie oglądania. Alan Arkin czy John Locke z Losta (miło go było zobaczyć) dają radę, ale Jennifer Connely już niespecjalnie. Najgorzej wypada jednak tytułowy człowiek-rakieta. Billy Campbell jako Cliff Secord prezentuje tu warsztat aktorski na poziomie Tomasza Karolaka w komedii romantycznej. Sprawdził by się w polskim serialu. Może taki był zamiar? Wszystko lekko tandetne i tekturowe? Skąd w takim razie naprawdę niezły Timothy Dalton w roli czarnego charakteru? Kontrast jest aż za duży.
Nie spodziewałem się wiele po produkcji z 1991 roku, w dodatku z takim tytułem. Początek narobił nadziei, a potem reszta filmu brutalnie dała mi piąchą w nos. Szkoda. Potencjał był. Jak ktoś lubi groteskowy i przerysowany klimat – o (nomen omen) niebo lepiej przypomnieć sobie Sky captain z Judem Law. 5/10
http://zabimokiem.pl/mile-zlego-poczatki/
Cliff Secord to narwaniec, pilot, miłośnik wszystkiego co lata. Wraz z przyjacielem i konstruktorem – Peevym – szykują maszynę na krajowe zawody. Wszystko się jednak komplikuje. Samolot zostaje zniszczony, a bohaterowie wchodzą w posiadanie rakietowego plecaka, który jest celem FBI, mafii i nazistowskich szpiegów.
Początkowy zachwyt szybko ustępuje pola znużeniu. Postacie są przerysowane w komiksowy sposób ale w ogóle nieciekawe. Mniej więcej w połowie seansu dopadła mnie nuda i rozważałem zaprzestanie oglądania. Alan Arkin czy John Locke z Losta (miło go było zobaczyć) dają radę, ale Jennifer Connely już niespecjalnie. Najgorzej wypada jednak tytułowy człowiek-rakieta. Billy Campbell jako Cliff Secord prezentuje tu warsztat aktorski na poziomie Tomasza Karolaka w komedii romantycznej. Sprawdził by się w polskim serialu. Może taki był zamiar? Wszystko lekko tandetne i tekturowe? Skąd w takim razie naprawdę niezły Timothy Dalton w roli czarnego charakteru? Kontrast jest aż za duży.
Nie spodziewałem się wiele po produkcji z 1991 roku, w dodatku z takim tytułem. Początek narobił nadziei, a potem reszta filmu brutalnie dała mi piąchą w nos. Szkoda. Potencjał był. Jak ktoś lubi groteskowy i przerysowany klimat – o (nomen omen) niebo lepiej przypomnieć sobie Sky captain z Judem Law. 5/10
http://zabimokiem.pl/mile-zlego-poczatki/
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Raid (Serbuan maut) - Ostatnio głośno się zrobiło o drugiej części więc postanowiłem najpierw obejrzeć jak to się zaczęło. Nie żałuję, choć Raid to film dla naprawdę specyficznej publiczności.
Dwudziestu Indonezyjskich policjantów w typie S.W.A.T.u jedzie na akcję. Mają aresztować lokalnego bosa. Ten zamieszkuje trzydziestopiętrowy apartamentowiec, który po brzegi wypchany jest narkotykami, bronią palną, białą, śmierdzącymi zbirami i czystym złem. Wpadają do środka, budynek zostaje odcięty, nie mają wsparcia. Sami kontra armia „niemilców”. Brzmi jak odgrzany kotlet a’la historia pewnego entuzjasty prawa – Dredda. Chociaż w sumie to Raid pojawił się wcześniej, niecały rok. Głównym bohaterem jest jeden ze stróżów prawa, gość o swojsko brzmiącym imieniu Rama. Gdzieś tam jeszcze jest jakiś spisek, rodzinny motyw i braterstwo broni, ale kto by się tym przejmował?
Nikt. Fabuła w Raid jest tylko pretekstem do pokazania brutalnej, naturalistycznej, dynamicznej i naprawdę efektownej walki policjantów z bandytami. Od większych bitew na karabiny, przez zbiorowe „maczetowanie” (jakiś hołd reżysera dla miasta Kraków?) aż po pojedynki jeden na jeden. Film kipi od emocji i intensywnej akcji. Jak już się zaczyna rąbanka, to nie ma miejsca nawet na mruganie i tak do samego finału.
To jest właśnie siła, która tkwi w Raid. Dawno nie widziałem tylu pomysłów na pokazanie jeszcze raz tego samego. Choreografia walk hipnotyzuje, sposób pokazania pojedynków imponuje. Żadnych pół i ćwierć-sekundowych ujęć, od których można dostać padaczki. W każdym momencie widać co się dzieje i kto kogo akurat okłada. A robią to chłopaki z niesamowitą gracją. Celowo napisałem chłopaki, a nie aktorzy. Po pierwsze, dlatego, że to sami faceci – w filmie występuje jedna kobieta przez jakieś 60 sekund; po drugie: profesjonalnego aktorstwa podczas seansu podziwiamy tyle, co w Pamiętnikach z wakacji i Ukrytej prawdzie. Na koniec słodzenia dorzucam jeszcze muzykę. Świetnie dopasowana i tam gdzie się pojawia, umiejętnie stopniuje napięcie.
Brak profesjonalnej gry aktorskiej i fabuły to zazwyczaj dyskwalifikujące cechy. Nie tym razem. Raid to pokazówka sztuk walki, hołd dla kina kung-fu z czasów Bruce’a Lee. Jeśli nie możesz znieść „realizmu” na poziomie kopania się w głowy pięć razy na minutę, wychodzenia żywcem z kilku ciężkich starć, krzyków ‚adżja’ co parę sekund i sporego stężenia przerysowanej brutalności – to nie jest film dla ciebie. Dlatego pisałem o specyficznej publice. Jeśli natomiast lubisz wszystko powyższe i chcesz zobaczyć naprawdę świeżą i dobrze zrealizowaną siekaninę – polecam. Ode mnie tylko szóstka, bo intensywność akcji połączona z brakiem fabuły w końcu mnie znudziła, ale i tak cieszę się, że obejrzałem. Chylę czoła przed umiejętnościami wojowników i chcę zobaczyć sequel. 6/10
http://zabimokiem.pl/naparzanie-na-ekranie/
Dwudziestu Indonezyjskich policjantów w typie S.W.A.T.u jedzie na akcję. Mają aresztować lokalnego bosa. Ten zamieszkuje trzydziestopiętrowy apartamentowiec, który po brzegi wypchany jest narkotykami, bronią palną, białą, śmierdzącymi zbirami i czystym złem. Wpadają do środka, budynek zostaje odcięty, nie mają wsparcia. Sami kontra armia „niemilców”. Brzmi jak odgrzany kotlet a’la historia pewnego entuzjasty prawa – Dredda. Chociaż w sumie to Raid pojawił się wcześniej, niecały rok. Głównym bohaterem jest jeden ze stróżów prawa, gość o swojsko brzmiącym imieniu Rama. Gdzieś tam jeszcze jest jakiś spisek, rodzinny motyw i braterstwo broni, ale kto by się tym przejmował?
Nikt. Fabuła w Raid jest tylko pretekstem do pokazania brutalnej, naturalistycznej, dynamicznej i naprawdę efektownej walki policjantów z bandytami. Od większych bitew na karabiny, przez zbiorowe „maczetowanie” (jakiś hołd reżysera dla miasta Kraków?) aż po pojedynki jeden na jeden. Film kipi od emocji i intensywnej akcji. Jak już się zaczyna rąbanka, to nie ma miejsca nawet na mruganie i tak do samego finału.
To jest właśnie siła, która tkwi w Raid. Dawno nie widziałem tylu pomysłów na pokazanie jeszcze raz tego samego. Choreografia walk hipnotyzuje, sposób pokazania pojedynków imponuje. Żadnych pół i ćwierć-sekundowych ujęć, od których można dostać padaczki. W każdym momencie widać co się dzieje i kto kogo akurat okłada. A robią to chłopaki z niesamowitą gracją. Celowo napisałem chłopaki, a nie aktorzy. Po pierwsze, dlatego, że to sami faceci – w filmie występuje jedna kobieta przez jakieś 60 sekund; po drugie: profesjonalnego aktorstwa podczas seansu podziwiamy tyle, co w Pamiętnikach z wakacji i Ukrytej prawdzie. Na koniec słodzenia dorzucam jeszcze muzykę. Świetnie dopasowana i tam gdzie się pojawia, umiejętnie stopniuje napięcie.
Brak profesjonalnej gry aktorskiej i fabuły to zazwyczaj dyskwalifikujące cechy. Nie tym razem. Raid to pokazówka sztuk walki, hołd dla kina kung-fu z czasów Bruce’a Lee. Jeśli nie możesz znieść „realizmu” na poziomie kopania się w głowy pięć razy na minutę, wychodzenia żywcem z kilku ciężkich starć, krzyków ‚adżja’ co parę sekund i sporego stężenia przerysowanej brutalności – to nie jest film dla ciebie. Dlatego pisałem o specyficznej publice. Jeśli natomiast lubisz wszystko powyższe i chcesz zobaczyć naprawdę świeżą i dobrze zrealizowaną siekaninę – polecam. Ode mnie tylko szóstka, bo intensywność akcji połączona z brakiem fabuły w końcu mnie znudziła, ale i tak cieszę się, że obejrzałem. Chylę czoła przed umiejętnościami wojowników i chcę zobaczyć sequel. 6/10
http://zabimokiem.pl/naparzanie-na-ekranie/
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Obywatel roku (Kraftidioten)
Wg opisu z filmwebu jest to czarna komedia lub komedia kryminalna. Pierwsze chwile filmu na to nie wskazują. Główny bohater (Stellan Skarsgard), zajmujący się odśnieżaniem dróg podczas jedynej pory roku w Norwegii, otrzymuje tytuł obywatela roku w swojej społeczności. Zaraz potem jego syn umiera z przedawkowania narkotyków, w co nasz bohater nie chce uwierzyć. Zrozpaczony postanawia przeprowadzić własne śledztwo i zemścić się na winnych.
Film mocno przypomina Fargo, ale nie w złym kontekście - nie jest to kalka. Sam główny wątek jest smutny, ale śmierć kolejnych postaci przedstawiona jest w wyjątkowo groteskowy sposób, przez co film broni się jako komedia kryminalna. Fabuła i gra aktorska jest na bardzo dobrym poziomie. Główny bohater jest znany szerszej publice jako profesor, znajomek Natalie Portman z Thora i The Avengers. Zdjęcia pokazują piękno Norwegii przykryte minimum dwoma metrami białego puchu, widać film kręcono w lecie.
8/10
Wg opisu z filmwebu jest to czarna komedia lub komedia kryminalna. Pierwsze chwile filmu na to nie wskazują. Główny bohater (Stellan Skarsgard), zajmujący się odśnieżaniem dróg podczas jedynej pory roku w Norwegii, otrzymuje tytuł obywatela roku w swojej społeczności. Zaraz potem jego syn umiera z przedawkowania narkotyków, w co nasz bohater nie chce uwierzyć. Zrozpaczony postanawia przeprowadzić własne śledztwo i zemścić się na winnych.
Film mocno przypomina Fargo, ale nie w złym kontekście - nie jest to kalka. Sam główny wątek jest smutny, ale śmierć kolejnych postaci przedstawiona jest w wyjątkowo groteskowy sposób, przez co film broni się jako komedia kryminalna. Fabuła i gra aktorska jest na bardzo dobrym poziomie. Główny bohater jest znany szerszej publice jako profesor, znajomek Natalie Portman z Thora i The Avengers. Zdjęcia pokazują piękno Norwegii przykryte minimum dwoma metrami białego puchu, widać film kręcono w lecie.
8/10
You give up a few things, chasing a dream.
"Ty jesteś menda taka pozytywna" - colgatte
#sgk 4 life.
Old FŚGK number is 12526
MISTRZ FLEP EURO 2024
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
The Raid 2: Infiltracja (Serbuan maut 2: Berandal) - Fani Gwiezdnych wojen (Imperium kontratakuje), Jump street (nr 22) czy Władcy pierścieni (Dwie wieże) wiedzą, że czasem kontynuacja może być lepsza niż początek sagi. Rzadka to sytuacja, ale zdarza się. Żadna jednak z wymienionych pozycji nie jest lepsza od poprzedniczki o tyle, o ile Raid 2 przebija oryginał. Bez owijania w bawełnę: to jeden z najlepszych filmów akcji jakie widziałem od długiego czasu.
Po pierwsze: fabuła. Tym razem nie mamy zdawkowej i niemrawej opowieści stworzonej na potrzeby scen walk i zabijania. Film oferuje, niezbyt może oryginalną, historię policjanta pod przykrywką infiltrującego środowisko mafijne. Nasz znajomy z jedynki – Rama – aby nie paść ofiarą tych, którzy chcą zatuszować wydarzenia z poprzedniej części, musi wsadzić za kraty najwyższych bossów półświatka. Wiem, wielkiej pomysłowości to nie ma, ale jak to jest pokazane! Jak to jest opowiedziane! W końcu sięgnięto po zawodowych aktorów. Nakreślono kilka ciekawych postaci, których historia naprawdę mnie wciągnęła. Nie było tu żadnego wielkiego, fabularnego zaskoczenia, a mimo to śledziłem ich losy w skupieniu, jednym kibicując, innym życząc powolnej śmierci.
Po drugie: walka. Jest tak samo dobra, momentami nawet lepsza niż w The Raid. Są tu walki wręcz, walki na noże i inne przedmioty, strzelaniny i pościgi samochodowe. Pojedynki jeden na jeden i zbiorowe zadymy. Najlepsze jest to, że upchano tego w filmie sporo wcale nie przesadzając z ilością. Proporcje między opowiadaniem historii, a scenami akcji są, nie boję się tego napisać, doskonałe!
Po trzecie: styl. Praca kamery to materiał na osobną analizę. Rozłożyły mnie na łopatki nieśpieszne ujęcia, służące do zbudowania nastroju pod kolejny dialog bohaterów. Urzekły mnie szerokie kadry krajobrazów gdzie coś się dzieje jedynie w rogu ekranu. Kto robi takie rzeczy w filmach o waleniu się z łokcia w czambuł? Tutaj jest kasa, jest budżet (zauważalnie większy niż jedynka) – jest więc i rozmach. Zaczarowała mnie też muzyka, w całym filmie dobrana rewelacyjnie. Pewna scena zaś, finałowy pojedynek na pięści, ma podkład rodem z filmów karate z lat 80tych. Najlepszy możliwy hołd dla źródeł. Dodatkowo mam wrażenie, że dosadna brutalność z jedynki tu poszła (nieprzesadnie) w stronę groteski. Sceny są bardziej przerysowane, a kilka (bejsbol, młotki, metro, wąski korytarz) ociera się o wczesnego Tarantino. To mówi samo za siebie.
Po czwarte: minusy? Są, a właściwie: jest. Jedyny zarzut jaki mam do reżysera to recycling aktorów. W zasadzie jednego. Bez zagłębiania się w detale: jeden z charakterystycznych aktorów w jedynce wraca w Raid 2 jako zupełnie inna postać. Oglądałem obie pozycje w odstępie trzech dni i bardzo rzuciło mi się to w oczy.
Werdykt: blisko do perfekcji. Infiltracja wg Garetha Evansa to kino kompletne. Z jednej strony nie próbuje udawać filmu mądrzejszego niż widowiskowe, sensacyjne kino akcji. Z drugiej – umiejętnie wyciska ze swojej kategorii 100% tego, co się da wycisnąć. Odpowiednie tempo, widowiskowe sceny walki, niezła historia, mocne charaktery, dwa naprawdę wzruszające momenty (!!!) i poruszające, pseudo-otwarte zakończenie. Nie wiem czy da się to zrobić lepiej.
W animacji Ratatuj był wątek o tym, że najtrudniej w kuchni zrobić rzecz prostą w taki sposób, żeby pobiła na głowę najbardziej wyszukane kulinarne cuda. Raid 2 to klasyczne kino killing i fajting podane w taki sposób, że klękajcie narody! Wszystkie Fasty i inne Furiousy mogą się schować głęboko (mimo, że jedynkę uwielbiam). Powiem tylko, że jedynka (całkiem niezła) wygląda przy dwójce jak demo produkowane z myślą o youtube.
Na koniec tego przydługiego tekstu słowo wyjaśnienia. Po seansie dałem drugiej odsłonie Raidu dziewiątkę i taka ocena widnieje na pod spodem. Warto jednak zaznaczyć fakt, o którym dowiedziałem się później. Cały film miał budżet 4,5 mln dolarów. CZTERY I PÓŁ MILIONA BAKSÓW! To mniej niż sam jeden Mark Wahlberg dostaje za byle gówno! Dlatego w odniesieniu do proporcji budżet – efekt końcowy, Infiltracja dostaje ode mnie okrągłą, honorową dychę. Bierzcie Evansa do Holywood i dajcie mu przyzwoitą kasę!
… albo i nie? Jak masz mniej środków i musisz kombinować to stajesz się kreatywny (George Lucas w latach 77-83), a jak wszystkiego jest za dużo to jedziesz po najmniejszej linii oporu (ten sam Lucas 99-05).
P.S. Rama, jak wszyscy prawdziwi faceci, nosi zegarek na prawej
9/10
http://zabimokiem.pl/killing-end-fajting-2-perfekcja/
Po pierwsze: fabuła. Tym razem nie mamy zdawkowej i niemrawej opowieści stworzonej na potrzeby scen walk i zabijania. Film oferuje, niezbyt może oryginalną, historię policjanta pod przykrywką infiltrującego środowisko mafijne. Nasz znajomy z jedynki – Rama – aby nie paść ofiarą tych, którzy chcą zatuszować wydarzenia z poprzedniej części, musi wsadzić za kraty najwyższych bossów półświatka. Wiem, wielkiej pomysłowości to nie ma, ale jak to jest pokazane! Jak to jest opowiedziane! W końcu sięgnięto po zawodowych aktorów. Nakreślono kilka ciekawych postaci, których historia naprawdę mnie wciągnęła. Nie było tu żadnego wielkiego, fabularnego zaskoczenia, a mimo to śledziłem ich losy w skupieniu, jednym kibicując, innym życząc powolnej śmierci.
Po drugie: walka. Jest tak samo dobra, momentami nawet lepsza niż w The Raid. Są tu walki wręcz, walki na noże i inne przedmioty, strzelaniny i pościgi samochodowe. Pojedynki jeden na jeden i zbiorowe zadymy. Najlepsze jest to, że upchano tego w filmie sporo wcale nie przesadzając z ilością. Proporcje między opowiadaniem historii, a scenami akcji są, nie boję się tego napisać, doskonałe!
Po trzecie: styl. Praca kamery to materiał na osobną analizę. Rozłożyły mnie na łopatki nieśpieszne ujęcia, służące do zbudowania nastroju pod kolejny dialog bohaterów. Urzekły mnie szerokie kadry krajobrazów gdzie coś się dzieje jedynie w rogu ekranu. Kto robi takie rzeczy w filmach o waleniu się z łokcia w czambuł? Tutaj jest kasa, jest budżet (zauważalnie większy niż jedynka) – jest więc i rozmach. Zaczarowała mnie też muzyka, w całym filmie dobrana rewelacyjnie. Pewna scena zaś, finałowy pojedynek na pięści, ma podkład rodem z filmów karate z lat 80tych. Najlepszy możliwy hołd dla źródeł. Dodatkowo mam wrażenie, że dosadna brutalność z jedynki tu poszła (nieprzesadnie) w stronę groteski. Sceny są bardziej przerysowane, a kilka (bejsbol, młotki, metro, wąski korytarz) ociera się o wczesnego Tarantino. To mówi samo za siebie.
Po czwarte: minusy? Są, a właściwie: jest. Jedyny zarzut jaki mam do reżysera to recycling aktorów. W zasadzie jednego. Bez zagłębiania się w detale: jeden z charakterystycznych aktorów w jedynce wraca w Raid 2 jako zupełnie inna postać. Oglądałem obie pozycje w odstępie trzech dni i bardzo rzuciło mi się to w oczy.
Werdykt: blisko do perfekcji. Infiltracja wg Garetha Evansa to kino kompletne. Z jednej strony nie próbuje udawać filmu mądrzejszego niż widowiskowe, sensacyjne kino akcji. Z drugiej – umiejętnie wyciska ze swojej kategorii 100% tego, co się da wycisnąć. Odpowiednie tempo, widowiskowe sceny walki, niezła historia, mocne charaktery, dwa naprawdę wzruszające momenty (!!!) i poruszające, pseudo-otwarte zakończenie. Nie wiem czy da się to zrobić lepiej.
W animacji Ratatuj był wątek o tym, że najtrudniej w kuchni zrobić rzecz prostą w taki sposób, żeby pobiła na głowę najbardziej wyszukane kulinarne cuda. Raid 2 to klasyczne kino killing i fajting podane w taki sposób, że klękajcie narody! Wszystkie Fasty i inne Furiousy mogą się schować głęboko (mimo, że jedynkę uwielbiam). Powiem tylko, że jedynka (całkiem niezła) wygląda przy dwójce jak demo produkowane z myślą o youtube.
Na koniec tego przydługiego tekstu słowo wyjaśnienia. Po seansie dałem drugiej odsłonie Raidu dziewiątkę i taka ocena widnieje na pod spodem. Warto jednak zaznaczyć fakt, o którym dowiedziałem się później. Cały film miał budżet 4,5 mln dolarów. CZTERY I PÓŁ MILIONA BAKSÓW! To mniej niż sam jeden Mark Wahlberg dostaje za byle gówno! Dlatego w odniesieniu do proporcji budżet – efekt końcowy, Infiltracja dostaje ode mnie okrągłą, honorową dychę. Bierzcie Evansa do Holywood i dajcie mu przyzwoitą kasę!
… albo i nie? Jak masz mniej środków i musisz kombinować to stajesz się kreatywny (George Lucas w latach 77-83), a jak wszystkiego jest za dużo to jedziesz po najmniejszej linii oporu (ten sam Lucas 99-05).
P.S. Rama, jak wszyscy prawdziwi faceci, nosi zegarek na prawej
9/10
http://zabimokiem.pl/killing-end-fajting-2-perfekcja/
-
- sraczkowaty
- Posty: 909
- Rejestracja: 1 stycznia 2015, o 21:56
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Przecież Dwie Wieże (film) były najsłabsze
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Co kto lubi. Dla mnie najsłabszy był Powrót króla przez 124323452345 zakończeń. Dwie wieże lubię najbardziej, za bitwę o Helmowy Jar, którą uważam, za najlepszy kawałek LotRa ever na ekranie.grel3gargamel pisze:Przecież Dwie Wieże (film) były najsłabsze
-
- sraczkowaty
- Posty: 909
- Rejestracja: 1 stycznia 2015, o 21:56
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Mnie się ona kojarzy z tym:SithFrog pisze:. Dwie wieże lubię najbardziej, za bitwę o Helmowy Jar, którą uważam, za najlepszy kawałek LotRa ever na ekranie.
- Matthias[Wlkp]
- purpurowy
- Posty: 7478
- Rejestracja: 17 czerwca 2014, o 15:58
- Lokalizacja: Swarożycu! Rządź!
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Død Snø 2 (ENG: Dead Snow: Read vs Dead, PL: Zombie SS 2)
Od czego zacząć... Czegoś podobnego nie widziałem, a obejrzałem trochę filmów o zombie. Film nie jest amerykański i to widać. Po prostu coś pięknego... aż słów brakuje. Piękna historia miłosna... w pewnym sensie... Właściwie tytuł mówi sam za siebie (najlepiej zastosować tutaj kombinację wszystkich wersji językowych tytułu).
Dawno tak dobrze się nie bawiłem. Nie napiszę nic więcej bo padnę ze śmiechu .
10/10
P.S. Polecam na walentynki. Serio!
Od czego zacząć... Czegoś podobnego nie widziałem, a obejrzałem trochę filmów o zombie. Film nie jest amerykański i to widać. Po prostu coś pięknego... aż słów brakuje. Piękna historia miłosna... w pewnym sensie... Właściwie tytuł mówi sam za siebie (najlepiej zastosować tutaj kombinację wszystkich wersji językowych tytułu).
Dawno tak dobrze się nie bawiłem. Nie napiszę nic więcej bo padnę ze śmiechu .
10/10
P.S. Polecam na walentynki. Serio!
Ostatnio zmieniony 26 lipca 2016, o 20:25 przez Matthias[Wlkp], łącznie zmieniany 1 raz.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Droga do zatracenia (Road to Perdition)
(SPOJLERY)
Kojarzyłem ten film z wielu nagród, a że miałem akurat ochotę na coś "świeższego" to się skusiłem. No i strasznie mi "Droga..." nie podeszła...
Zapowiadało się świetnie. Cudowne lata '30, tuzin dobrze zarysowanych postaci w pierwszych pięciu minutach filmu, fabuła daje radę. I tak było do momentu aż synalek nie postanowił zabawić się w sneaky bastarda. Wtedy zaczyna się równia pochyła, jak to mawiają.
Nagromadzenie naiwności i banalnej ckliwości mnie przygniotła. Jako film o relacjach ojca z synem - wypada to okropnie papierowo, ogranicza się do radosnych i lapidarnych wręcz napadów na banki (wow, nie wiedziałem, że to takie proste - wystarczy wejść, pokazać broń i kasa Capone'a jest twoja) i jednej rozmowy w tej ruderze in fuckin' nowhere. Rozmowy na poziomie "Interstellar". No dobra, może przesadzam, ale nie były to dialogi najwyższych lotów.
Jako film gangsterski - mamy jedną mało emocjonującą strzelaninę z Judem Lawem, trwającą kilkanaście sekund i egzekucję na środku ulicy. Ktoś, chyba Sith, pisał kiedyś, że to świetna scena. Sorry. Trochę filmów gangsterskich już widziałem i chyba nigdzie nie zdecydowano się na tak mało realistyczną scenę. Serio - koleś stoi w jednym punkcie i wybija całą armię (umiejętnie omijając swojego przybranego ojca). Nie, to nie dla mnie.
I sama fabuła jest niestety prosta, lecąca po łebkach, skrótami i po prostu źle się to ogląda. Zakończenie mogłoby być fajne, gdyby go nie skopali wielką chęcią zakończenia tego wszystkiego w dobry sposób.
Piątka za muzykę, potencjał z początku filmu, który jakoś to wszystko uratował, i plejadę bardzo dobrych aktorów.
5/10
(SPOJLERY)
Kojarzyłem ten film z wielu nagród, a że miałem akurat ochotę na coś "świeższego" to się skusiłem. No i strasznie mi "Droga..." nie podeszła...
Zapowiadało się świetnie. Cudowne lata '30, tuzin dobrze zarysowanych postaci w pierwszych pięciu minutach filmu, fabuła daje radę. I tak było do momentu aż synalek nie postanowił zabawić się w sneaky bastarda. Wtedy zaczyna się równia pochyła, jak to mawiają.
Nagromadzenie naiwności i banalnej ckliwości mnie przygniotła. Jako film o relacjach ojca z synem - wypada to okropnie papierowo, ogranicza się do radosnych i lapidarnych wręcz napadów na banki (wow, nie wiedziałem, że to takie proste - wystarczy wejść, pokazać broń i kasa Capone'a jest twoja) i jednej rozmowy w tej ruderze in fuckin' nowhere. Rozmowy na poziomie "Interstellar". No dobra, może przesadzam, ale nie były to dialogi najwyższych lotów.
Jako film gangsterski - mamy jedną mało emocjonującą strzelaninę z Judem Lawem, trwającą kilkanaście sekund i egzekucję na środku ulicy. Ktoś, chyba Sith, pisał kiedyś, że to świetna scena. Sorry. Trochę filmów gangsterskich już widziałem i chyba nigdzie nie zdecydowano się na tak mało realistyczną scenę. Serio - koleś stoi w jednym punkcie i wybija całą armię (umiejętnie omijając swojego przybranego ojca). Nie, to nie dla mnie.
I sama fabuła jest niestety prosta, lecąca po łebkach, skrótami i po prostu źle się to ogląda. Zakończenie mogłoby być fajne, gdyby go nie skopali wielką chęcią zakończenia tego wszystkiego w dobry sposób.
Piątka za muzykę, potencjał z początku filmu, który jakoś to wszystko uratował, i plejadę bardzo dobrych aktorów.
5/10
Since 2001.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Do you even Rohirrim charge, bro?SithFrog pisze:Dwie wieże lubię najbardziej, za bitwę o Helmowy Jar, którą uważam, za najlepszy kawałek LotRa ever na ekranie
You give up a few things, chasing a dream.
"Ty jesteś menda taka pozytywna" - colgatte
#sgk 4 life.
Old FŚGK number is 12526
MISTRZ FLEP EURO 2024
- Razorblade
- Mr. Kroper
- Posty: 4892
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 18:56
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Zolt pisze:Do you even Rohirrim charge, bro?SithFrog pisze:Dwie wieże lubię najbardziej, za bitwę o Helmowy Jar, którą uważam, za najlepszy kawałek LotRa ever na ekranie
- PIOTROSLAV
- Parmezan
- Posty: 3897
- Rejestracja: 5 maja 2014, o 12:06
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Moim zdaniem najlepszym fragmentem lotra było jak frodo myślał że Sam zjadł wszystkie lembasy, a tak naprawdę to nie on.
"Po co się kłócić z drugim człowiekiem, skoro można go zabić?"
Zarejestrowany: 8/10/2001
Zarejestrowany: 8/10/2001
- Larofan
- Social Media Ninja
- Posty: 3932
- Rejestracja: 5 maja 2014, o 10:15
- Lokalizacja: Poznań, Poland
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
bo to byl gollum chytrusek
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
PIOTROSLAV pisze:Moim zdaniem najlepszym fragmentem lotra było jak frodo myślał że Sam zjadł wszystkie lembasy, a tak naprawdę to nie on.
Do you even 1433254823 endings to one story bro?Razorblade pisze:Zolt pisze:Do you even Rohirrim charge, bro?SithFrog pisze:Dwie wieże lubię najbardziej, za bitwę o Helmowy Jar, którą uważam, za najlepszy kawałek LotRa ever na ekranie
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
I tak za mało o Porządki w Shire.
Do you even 1433254823 endings to one story bro?
#sgk 4 life.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Chwila, to po czworokącie hobbitów na łóżku było coś jeszcze?SithFrog pisze:PIOTROSLAV pisze:Moim zdaniem najlepszym fragmentem lotra było jak frodo myślał że Sam zjadł wszystkie lembasy, a tak naprawdę to nie on.
Do you even 1433254823 endings to one story bro?Razorblade pisze:Zolt pisze:Do you even Rohirrim charge, bro?SithFrog pisze:Dwie wieże lubię najbardziej, za bitwę o Helmowy Jar, którą uważam, za najlepszy kawałek LotRa ever na ekranie
You give up a few things, chasing a dream.
"Ty jesteś menda taka pozytywna" - colgatte
#sgk 4 life.
Old FŚGK number is 12526
MISTRZ FLEP EURO 2024