Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Moderatorzy: boncek, Zolt, Pquelim, Voo
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
oczywiście że tak. myślę, że w Jerozolimie zbyt wiele nie zarobił
Sobies, ja nie rozumiem jak można stawiać SP ponad FG. Niby nic się nie wyklucza, chociaż wśród znajomych raczej rzadko znajduje fanów obu serialów.
Sobies, ja nie rozumiem jak można stawiać SP ponad FG. Niby nic się nie wyklucza, chociaż wśród znajomych raczej rzadko znajduje fanów obu serialów.
A może to luksus, żyć tylko pięć lat?
since 22/4/2003
since 22/4/2003
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Ja stawiam oba na równi
Widać jestem inny
Widać jestem inny
Myślałem po cichu, że tylko ja dostrzegam, iż DaeL jest największym kretynem tego forum, ale wasze posty napawają mnie wiarą w tych smutnych czasach
- Stalker1984.pl
- zielony
- Posty: 383
- Rejestracja: 27 maja 2014, o 21:31
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Miasto 44
Dziś byłem na tym obrazie w kinie i mam mieszane uczucia na jego temat. Z jednej strony fajnie, że powstał przyzwoicie nakręcony film o tym wydarzeniu historycznym i nie narzuca on nam żadnej tezy iż powstanie było/nie było błędem. Niestety z drugiej strony ten film ma fatalnie poprowadzoną fabułę. Fabularnie nie ma w nim nic ciekawego, kolejny film o trójkącie miłosnym jakich wiele. Główni bohaterowie są chyba w tym filmie, tylko by uzasadnić przeniesienie akcji z jednego miejsca na drugie. Nie czułem specjalnej więzi z głównych bohaterem, owszem współczułem mu pewnych sytuacji jakich stał się uczestnikiem, ale nic ponadto. Podobnie było z walczącymi o jego wdzięki pannami. Za to co najlepsze w tym filmie, to pokazanie atmosfery tamtych dni. Od naiwnej wiary w maksimum 3 dni walk, po niechęć ludności cywilnej do powstańców. Ten film robi wrażenie, bo choć o niektórych wydarzeniach z historii człowiek wie, to zupełnie inaczej je przeżywa widząc ich rekreację na ekranie. Największy problem tego filmu, że stanowi migawki z powstania warszawskiego połączone słabą fabułą. Na pewno można, to było zrobić znacznie lepiej. Na szczęście warstwa wizualna i efekty specjalne dały radę i są na poziomie. Choć reżyser mógł odpuścić sobie slow mo w pewnych momentach. Warstwa muzyczna była znośna i dobór utworów muzycznych jako podkładu do konkretnych scen był ciekawym zabiegiem. Jednak nie jestem pewien, czy to było najlepsze rozwiązanie. Ogólnie obejrzeć można i warto wyrobić sobie zdanie o tym filmie samemu. Jak dla mnie zasługuje on wyłącznie na:
6/10
Dziś byłem na tym obrazie w kinie i mam mieszane uczucia na jego temat. Z jednej strony fajnie, że powstał przyzwoicie nakręcony film o tym wydarzeniu historycznym i nie narzuca on nam żadnej tezy iż powstanie było/nie było błędem. Niestety z drugiej strony ten film ma fatalnie poprowadzoną fabułę. Fabularnie nie ma w nim nic ciekawego, kolejny film o trójkącie miłosnym jakich wiele. Główni bohaterowie są chyba w tym filmie, tylko by uzasadnić przeniesienie akcji z jednego miejsca na drugie. Nie czułem specjalnej więzi z głównych bohaterem, owszem współczułem mu pewnych sytuacji jakich stał się uczestnikiem, ale nic ponadto. Podobnie było z walczącymi o jego wdzięki pannami. Za to co najlepsze w tym filmie, to pokazanie atmosfery tamtych dni. Od naiwnej wiary w maksimum 3 dni walk, po niechęć ludności cywilnej do powstańców. Ten film robi wrażenie, bo choć o niektórych wydarzeniach z historii człowiek wie, to zupełnie inaczej je przeżywa widząc ich rekreację na ekranie. Największy problem tego filmu, że stanowi migawki z powstania warszawskiego połączone słabą fabułą. Na pewno można, to było zrobić znacznie lepiej. Na szczęście warstwa wizualna i efekty specjalne dały radę i są na poziomie. Choć reżyser mógł odpuścić sobie slow mo w pewnych momentach. Warstwa muzyczna była znośna i dobór utworów muzycznych jako podkładu do konkretnych scen był ciekawym zabiegiem. Jednak nie jestem pewien, czy to było najlepsze rozwiązanie. Ogólnie obejrzeć można i warto wyrobić sobie zdanie o tym filmie samemu. Jak dla mnie zasługuje on wyłącznie na:
6/10
,,Semper homo bonus tiro est"-Dobry człowiek jest wiecznym nowicjuszem
"Szczęście ma się wtedy, gdy przygotowanie spotyka się z okazją" - Seneka
Being a game tester is a crucial and important job. It’s not about eating pizza, drinking beer and playing computer games, so sorry guys.
"Sometimes people deserve to have their faith rewarded" - Dark Knight
"Night Stalkers Don't Quit"
"Szczęście ma się wtedy, gdy przygotowanie spotyka się z okazją" - Seneka
Being a game tester is a crucial and important job. It’s not about eating pizza, drinking beer and playing computer games, so sorry guys.
"Sometimes people deserve to have their faith rewarded" - Dark Knight
"Night Stalkers Don't Quit"
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Warto jednak dodać że pod kątem efektów specjalnych to film w polskiej kinematografii przełomowy. W tym względzie - World Class.
Since 2001.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Glengarry Glen Ross
Film z 1992.
Film powinien być hitem. Świetni aktorzy, świetny scenarzysta i...
Wyszło to co wyszło. Parę dobrych dialogów i to wszystko.
Ciężko powiedzieć o czym jest ten film.
Nie urzekła mnie ta historia.
6/10
Podejrzani
Film ma prawie 20 lat i wytrzymał próbę czasu.
Klasyk.
Lubię filmy z otwartym zakończeniem, gdzie można film interpretować na wiele sposobów.
Kapitalny twist.
9/10
Film z 1992.
Film powinien być hitem. Świetni aktorzy, świetny scenarzysta i...
Wyszło to co wyszło. Parę dobrych dialogów i to wszystko.
Ciężko powiedzieć o czym jest ten film.
Nie urzekła mnie ta historia.
6/10
Podejrzani
Film ma prawie 20 lat i wytrzymał próbę czasu.
Klasyk.
Lubię filmy z otwartym zakończeniem, gdzie można film interpretować na wiele sposobów.
Kapitalny twist.
9/10
- Crowley
- Pan Bob Budowniczy Kierownik
- Posty: 7593
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 20:00
- Lokalizacja: Gdańsk / Wyszków
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Glengarry Glen Ross
Film z 1992.
Film powinien być hitem. Świetni aktorzy, świetny scenarzysta i...
Wyszło to co wyszło. Parę dobrych dialogów i to wszystko.
Ciężko powiedzieć o czym jest ten film.
Nie urzekła mnie ta historia.
6/10
Fantastyczny film, właśnie dlatego, ze o niczym. Mnie urzekł formą, niekoniecznie treścią.
All the good in the world
You can put inside a thimble
And still have room for you and me
If there's one thing you can say
About Mankind
There's nothing kind about man
You can put inside a thimble
And still have room for you and me
If there's one thing you can say
About Mankind
There's nothing kind about man
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Są filmy o niczym i są fajne. Są filmy po prostu o niczym.
Nie mówię, Spacey, Baldwin i Pacino - przyjemnie się ogląda ich monologi. Ale reszta filmu?
Każdy na każdego bluzga i jest wkurzony. A jak nie bluzgają, to jest to jednostronna relacja, gdzie jeden chce wydymać drugiego (Ed Harris ze swoim "kumplem").
W końcu Al Pacino znajduje wspólny język z dziadkiem. Być może to początek koleżeńskiej relacji. W końcu jest światełko w tunelu, żeby korpociemiężyciele dostali po łapach... i wtedy się okazuje, że Dziadek to looser i opuszcza towarzystwo.
Oczekiwałem na jakiś twist. Na jakieś pierdolnięcie. Na coś, co sprawi, że ten film nie będzie jednak o niczym. Przynajmniej na jakiś epilog i zakończenie wątków. Kto dostał tego cadilaca do jasnej cholery?!?
Nie mówię, Spacey, Baldwin i Pacino - przyjemnie się ogląda ich monologi. Ale reszta filmu?
Każdy na każdego bluzga i jest wkurzony. A jak nie bluzgają, to jest to jednostronna relacja, gdzie jeden chce wydymać drugiego (Ed Harris ze swoim "kumplem").
W końcu Al Pacino znajduje wspólny język z dziadkiem. Być może to początek koleżeńskiej relacji. W końcu jest światełko w tunelu, żeby korpociemiężyciele dostali po łapach... i wtedy się okazuje, że Dziadek to looser i opuszcza towarzystwo.
Oczekiwałem na jakiś twist. Na jakieś pierdolnięcie. Na coś, co sprawi, że ten film nie będzie jednak o niczym. Przynajmniej na jakiś epilog i zakończenie wątków. Kto dostał tego cadilaca do jasnej cholery?!?
- Alexandretta
- Współpraca GL
- Posty: 613
- Rejestracja: 5 maja 2014, o 09:00
- Lokalizacja: Wawa i okolice
- Kontakt:
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Na skraju jutra (Edge of Tomorrow)
Ziemię atakują obcy z kosmosu, trwa wojna, a główny bohater, który nawet nie jest żołnierzem, nagle dostaje się na pierwszą linię ataku. Jak się można domyślić, przewidywana długość życia takiego rekruta na polu walki to jakieś 5 minut. Jednak umierając, nabywa zdolność resetowania dnia (mówiąc językiem graczy, coś w rodzaju checkpointa). Budzi się, pamiętając przebieg bitwy. Jak się okazuje, nie jest sam... A dalej to już z górki - musi "tylko" zatłuc źródło energii obcych.
Film zrealizowany całkiem fajnie. Fabuła jest mocno pokręcona, ale bez trudu się łapie o co chodzi.
Plus za samych obcych - dla odmiany nie mamy do czynienia z niczym humanoidalnym.
Cruisa nie lubię, ale tu akurat wypada nieźle.
W kategoriach kina czysto rozrywkowego - można polecić.
8/10
Ziemię atakują obcy z kosmosu, trwa wojna, a główny bohater, który nawet nie jest żołnierzem, nagle dostaje się na pierwszą linię ataku. Jak się można domyślić, przewidywana długość życia takiego rekruta na polu walki to jakieś 5 minut. Jednak umierając, nabywa zdolność resetowania dnia (mówiąc językiem graczy, coś w rodzaju checkpointa). Budzi się, pamiętając przebieg bitwy. Jak się okazuje, nie jest sam... A dalej to już z górki - musi "tylko" zatłuc źródło energii obcych.
Film zrealizowany całkiem fajnie. Fabuła jest mocno pokręcona, ale bez trudu się łapie o co chodzi.
Plus za samych obcych - dla odmiany nie mamy do czynienia z niczym humanoidalnym.
Cruisa nie lubię, ale tu akurat wypada nieźle.
W kategoriach kina czysto rozrywkowego - można polecić.
8/10
Ostatnio zmieniony 6 października 2014, o 12:26 przez Alexandretta, łącznie zmieniany 1 raz.
"Żal, że sie coś zrobiło, przemija z czasem. Żal, że się czegoś nie zrobiło, nie przemija nigdy."
Na Pograniczu
Na Pograniczu
- Crowley
- Pan Bob Budowniczy Kierownik
- Posty: 7593
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 20:00
- Lokalizacja: Gdańsk / Wyszków
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Dodaj angielski tytuł w nawiasie.Alexandretta pisze:Na skraju jutra
All the good in the world
You can put inside a thimble
And still have room for you and me
If there's one thing you can say
About Mankind
There's nothing kind about man
You can put inside a thimble
And still have room for you and me
If there's one thing you can say
About Mankind
There's nothing kind about man
- Larofan
- Social Media Ninja
- Posty: 3932
- Rejestracja: 5 maja 2014, o 10:15
- Lokalizacja: Poznań, Poland
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
You're not my real momSithFrog pisze:Nie mów jej jak ma żyć!!!
- Alexandretta
- Współpraca GL
- Posty: 613
- Rejestracja: 5 maja 2014, o 09:00
- Lokalizacja: Wawa i okolice
- Kontakt:
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Naprawione, proszę nie krzyczeć z poniedziałku
"Żal, że sie coś zrobiło, przemija z czasem. Żal, że się czegoś nie zrobiło, nie przemija nigdy."
Na Pograniczu
Na Pograniczu
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Milion sposobów, jak zginąć na Zachodzie (A Million Ways to Die in the West)
Nie no, nie. Jakie 7+? Przecież ten film jest marny. Jest tam co prawda trochę fajnych gagów, związanych np. z religią, ale przeważnie tamtejsze dżołki są w ogóle nieśmieszne. Do tego film nie bardzo wie czy chce być komedią dla hardkorowców, bo jak już się reżyserowi włączy powaga, to film się robi nudny/nieśmieszny/denny. I tak jest niestety przez dobry kawałek filmu. Zresztą całą historia jest tak nakręcona jakby reżyser nie wiedział czy chce robić komedię o owcach z wielkimi fujarami czy romantyczne pierdu-pierdu. Na głównego bohatera, tego aktora Setha, w ogóle nie mogę patrzeć i ani trochę mnie nie przekonuje jako aktor. Ta, ta, ta wysoka blond też z dupy gra, podobnie jak pan "I will find you and kill you". Jedyne dobre role to ten pedał z Jak poznstałem waszą matkę, oraz ta od "I'm fucking Mat Damon" + jej partner. Średnio na jeża... Lubię absurdalny, głupi, a nawet prostacki humor, ale ten film zupełnie mi nie wszedł. Choć zaczyna się dobrze...
5/10
Nie no, nie. Jakie 7+? Przecież ten film jest marny. Jest tam co prawda trochę fajnych gagów, związanych np. z religią, ale przeważnie tamtejsze dżołki są w ogóle nieśmieszne. Do tego film nie bardzo wie czy chce być komedią dla hardkorowców, bo jak już się reżyserowi włączy powaga, to film się robi nudny/nieśmieszny/denny. I tak jest niestety przez dobry kawałek filmu. Zresztą całą historia jest tak nakręcona jakby reżyser nie wiedział czy chce robić komedię o owcach z wielkimi fujarami czy romantyczne pierdu-pierdu. Na głównego bohatera, tego aktora Setha, w ogóle nie mogę patrzeć i ani trochę mnie nie przekonuje jako aktor. Ta, ta, ta wysoka blond też z dupy gra, podobnie jak pan "I will find you and kill you". Jedyne dobre role to ten pedał z Jak poznstałem waszą matkę, oraz ta od "I'm fucking Mat Damon" + jej partner. Średnio na jeża... Lubię absurdalny, głupi, a nawet prostacki humor, ale ten film zupełnie mi nie wszedł. Choć zaczyna się dobrze...
5/10
Eat your greens,
Especially broccoli
Remember to
Say "thank you"
Especially broccoli
Remember to
Say "thank you"
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
no nie wiem, Thim - mnie podeszło bardzo łagodnie. Nie widze tam miernoty, jedynie typowy dla MacFarlane'a styl opowiadania historii - połączony z autoironią i dowcipami ze stosowanej konwencji. Jak to kazanie w kościele, kończone informacją o pumie grasującej w okolicy. Albo dyskusje pomiędzy absztyfikantami, kiedy Neil Harris mówi: "Moge dać jej zawinięte w papierek cukierki. Rozumiesz? Zawinięte w papierek! Co Ty możesz jej dać?" Przejechałem sobie na szybko jeszcze raz ten film przed chwilą i podtrzymuję swoją opinię - mi takie podejscie pasuje.
Reżyser wchodzi w określony okres (zarówno historii USA jak i kinematografii) i jedzie po kolei ze wszystkim. Monolog podsumowujący "dlaczego Wild West to najgorsze miejsce do życia" jest dokładnym odwzorowaniem tego stylu. Z jednej strony okres, w którym opowiadana jest historia aż roi się od dziwactw, które MacFarlane wyśmiewa z punktu widzenia współczesności (rozkmina, jak można się uśmiechać na zdjęciu, trzysekundowa scena z fotografem), z drugiej sama konwencja klasycznego westernu również jest regularnie parodiowana (wspomniana już wejściówka i ujęcia w niej stosowane). Cała reżyseria polega tutaj na wychwytywaniu głupot i udziwnień z dzisiejszego punktu widzenia i przedstawieniu tego w konkretnych okolicznościach.
Jasne, może nie jest to najbardziej wyrafinowane, a poszczególne sceny nie grzeszą wybitnością (słaba jest np ta ucieczka wśród owiec), ale przecież znając twórce FG od razu było wiadomo, że jemu nawet nie zależy na najwyższym poziomie i uniwersalnym dowcipie. Wręcz przeciwnie, ten gość uwielbia wywoływać konsternacje i malować kontrasty wszędzie, gdzie się da (We saw your boobs na Oscarowej gali). Z kolei niektóre fragmenty wypadają super (cała akcja u Indian plus narkotykowe delirium), co w ogólnym rozrachunku oraz w połączeniu z moim subiektywnym uczuciem dobrej zabawy daje taką ocenę.
Żarty nienajwyższych lotów, lecz spostrzeżenia trafne. Fabuła trąci mychą, ale poszczególne sceny rozbrajają. Tak widziałem ten film. No i przede wszystkim świetnie nadał się na wieczór ze znajomymi.
Reżyser wchodzi w określony okres (zarówno historii USA jak i kinematografii) i jedzie po kolei ze wszystkim. Monolog podsumowujący "dlaczego Wild West to najgorsze miejsce do życia" jest dokładnym odwzorowaniem tego stylu. Z jednej strony okres, w którym opowiadana jest historia aż roi się od dziwactw, które MacFarlane wyśmiewa z punktu widzenia współczesności (rozkmina, jak można się uśmiechać na zdjęciu, trzysekundowa scena z fotografem), z drugiej sama konwencja klasycznego westernu również jest regularnie parodiowana (wspomniana już wejściówka i ujęcia w niej stosowane). Cała reżyseria polega tutaj na wychwytywaniu głupot i udziwnień z dzisiejszego punktu widzenia i przedstawieniu tego w konkretnych okolicznościach.
Jasne, może nie jest to najbardziej wyrafinowane, a poszczególne sceny nie grzeszą wybitnością (słaba jest np ta ucieczka wśród owiec), ale przecież znając twórce FG od razu było wiadomo, że jemu nawet nie zależy na najwyższym poziomie i uniwersalnym dowcipie. Wręcz przeciwnie, ten gość uwielbia wywoływać konsternacje i malować kontrasty wszędzie, gdzie się da (We saw your boobs na Oscarowej gali). Z kolei niektóre fragmenty wypadają super (cała akcja u Indian plus narkotykowe delirium), co w ogólnym rozrachunku oraz w połączeniu z moim subiektywnym uczuciem dobrej zabawy daje taką ocenę.
Żarty nienajwyższych lotów, lecz spostrzeżenia trafne. Fabuła trąci mychą, ale poszczególne sceny rozbrajają. Tak widziałem ten film. No i przede wszystkim świetnie nadał się na wieczór ze znajomymi.
A może to luksus, żyć tylko pięć lat?
since 22/4/2003
since 22/4/2003
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Ile się od tego czasu zmieniło patrząc na urywek z Jennifer Lawrence!We saw your boobs na Oscarowej gali
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Widzisz Pq, może problem w tym, że ja nie znam Setha, nie znam Family Guy'a[*] i dlatego nastawiałem się na film komediowy, a dostałem zestaw skeczy w większości śmiesznych - zgadzam się z wymienionymi przez ciebie przykładami, ale np. scena z Indianami i odlotem była dla mnie właśnie jedną z żałośniejszych w całym filmie (coś trzeba było nakręcić więc wrzucimy dziwne gówno). Podobało mi się jak gadali o Indianach (trochę wcześniej), że mimo, że dzielą się z nimi ziemią 50/50 to oni i tak są selfish...Pquelim pisze:wrote, wrote, wrote
Z tych scen, które z założenia nie miałybyć śmieszne, a miały robić za fabułę filmu to tak:
Nie podobała mi się gadka szmatka wieczorową porą i palenie skrętów (ta scena z wężem). Strzelanie i nauka strzelania. Znowu pierdu-pierdu z jedzeniem ciastek z ziolem, zaraz potem pierdu-pierdu z tańcami i śpiewaniem o wąsach. O, i znowu pierdu-pierdu z gadaniem. Kurde. Teraz dopiero zdałem sobie sprawę, że są aż trzy takie same sceny, w który główny bohater gada z blondyną o tym jak mu smutno. Później znowu jakaś z dupy scena z kwiatkiem w dupie i w ogóle nie śmieszne. O, i znowu scena z pierdu-pierdu gadką między blondyną, a głównym! Czyli jednak cztery sceny... Ja pitole.
Wyliczam to żeby pokazać, że to o czym mówię, to nie są jakieś tam odrzuty z filmu (dobre ponad 30 minut), tylko jego znaczny kawałek. Jakby to wyciąć to zostałoby może z 50-60 minut gagów. I wtedy byłoby ok.
Okej, jeżeli oglądać film jako poszczególne sceny, to w porządku, ale to miał być chyba film, nie? Jako film się zwyczajnie nie sprawdza...
[*]
Eat your greens,
Especially broccoli
Remember to
Say "thank you"
Especially broccoli
Remember to
Say "thank you"
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
W ramach nadrabiania cornerowych zaległości z recenzjami, zainspirowany wynikami plebiscytu na najlepsze filmy minionej dekady, dorzucam swoje trzy grosze o filmach Spacey'a:
K-Pax
Kevin Spacey robi ten film. Jest tym filmem. Pomaga mu trochę Jeff Bridges, ale to tylko uzupełnienie taktów, jak linia basowa w Metallice. Sama fabuła jest prosta jak etuida dyplomowa na Akademii Filmowej - w pewnym momencie gdzies w świecie pojawia się postać wzbudzająca ogromne wątpliwości. Z jednej strony szaleniec, którego nie imają się żadne farmakologiczne metody leczenia, z drugiej hipotetyczny kosmita z bardzo spójną i wiarygodną wersją swojej historii. Do samego końca widz stawia sobie pytanie nurtujące psychiatrę granego przez Bridgesa - które z wcieleń jest tym jedynym, prawdziwym? W trakcie napisów końcowych odpowiedź wciaż nie jest jasna.
Pod tym względem to bardzo przemyślany, umiejętny i wciągający na swój leniwie melancholijny sposób film. Tyle tylko, że z biegiem czasu trudno jest cokolwiek konkretnego z K-Pax zapamiętać. Poza świetną rolą głównego bohatera brakuje w tym filmie głębi drugoplanowych postaci - okoliczności i atmosfera wyraźnie wzorowane na klasykach gatunku z Lotem nad kukułczym gniazdem na czele, tutaj nie sprawiają piorunującego wrażenia. Ot, jest całkiem sympatycznie. I taki właśnie jest cały ten film - ciekawy, intrygujący, ale też przemykający przez świadomość z intensywnością kolejnych odcinków Pierwszej Miłości.
Poza tym, mam osobisty żal do tego twórców za niekonsekwentnie zbudowaną postać Prota i to niby-otwarte zakończenie, które w moim odczuciu jest naiwne i sprzeczne z resztą misternie utkanej tajemnicy. Niespójne, chociaż interesujące.
6+/10
Kroniki portowe (Shipping News)
Trudno jest opisać ten film. Porusza bardzo szerokie spektrum wątków, tematów i gatunków. Z początku jest tragifarsą dramatu z beznadziejnym głównym bohaterem. Potem jest obyczajową opowieścią o życiu w nowofunlandskim miasteczku portowym. Z czasem zmienia się w intrygujący thriller o mrocznej historii jeden z rodzin, a momentami w zupełnie sympatyczny wyjątek z życia prowincjonalnego dziennikarza-ciamajdy. Jest tego dużo, ale w żadnym momencie nie odczuwałem przesytu treści nad formą, która sama w sobie zasługuje na oddzielny akapit. Lasse Hallstrom odmalował pejzaż nadmorskich rubieży, twarde jak skały charaktery miejscowych sprzężył delikatnością i nieporadnością głównego bohatera, wszystko oblókł w sztormy północy i mroczne cienie historii niesione przez niemal każdego bohatera na ekranie. Niezwykły klimat tego filmu to mariaż tak różnych elementów, że choćby dla niego samego warto jest Kroniki Portowe obejrzeć.
Bo, że dla Kevina Spacey'a warto, to chyba nie muszę nawet wspominać. Odnotuje jedynie, że w tym przypadku jest on... najsłabszą częścią filmu. Oczywiście nie warsztatowo - gra na swoim, bardzo wysokim poziomie, ale cała ta postać wydaję się dosyć brutalnie przerysowana, przez co trudno obdarzyć go jakimkolwiek uczuciem poza politowaniem - które w miarę upływu kolejnych minut zamienia się w znużenie. Serio, w pewnym momencie już ciężko było patrzeć na tego niebogę i każdy jego kolejny występ lekko podnosił mi ciśnienie, obniżając ocenę filmu. Ja wiem, że to tak dla kontrastu z otoczeniem, ale nie pozbyłem się myśli, że od początku do końca narysowany został bohater niemający nic wspólnego z realizmem miejsca, w którym się znalazł. Trochę szkoda.
7/10
K-Pax
Kevin Spacey robi ten film. Jest tym filmem. Pomaga mu trochę Jeff Bridges, ale to tylko uzupełnienie taktów, jak linia basowa w Metallice. Sama fabuła jest prosta jak etuida dyplomowa na Akademii Filmowej - w pewnym momencie gdzies w świecie pojawia się postać wzbudzająca ogromne wątpliwości. Z jednej strony szaleniec, którego nie imają się żadne farmakologiczne metody leczenia, z drugiej hipotetyczny kosmita z bardzo spójną i wiarygodną wersją swojej historii. Do samego końca widz stawia sobie pytanie nurtujące psychiatrę granego przez Bridgesa - które z wcieleń jest tym jedynym, prawdziwym? W trakcie napisów końcowych odpowiedź wciaż nie jest jasna.
Pod tym względem to bardzo przemyślany, umiejętny i wciągający na swój leniwie melancholijny sposób film. Tyle tylko, że z biegiem czasu trudno jest cokolwiek konkretnego z K-Pax zapamiętać. Poza świetną rolą głównego bohatera brakuje w tym filmie głębi drugoplanowych postaci - okoliczności i atmosfera wyraźnie wzorowane na klasykach gatunku z Lotem nad kukułczym gniazdem na czele, tutaj nie sprawiają piorunującego wrażenia. Ot, jest całkiem sympatycznie. I taki właśnie jest cały ten film - ciekawy, intrygujący, ale też przemykający przez świadomość z intensywnością kolejnych odcinków Pierwszej Miłości.
Poza tym, mam osobisty żal do tego twórców za niekonsekwentnie zbudowaną postać Prota i to niby-otwarte zakończenie, które w moim odczuciu jest naiwne i sprzeczne z resztą misternie utkanej tajemnicy.
Spoiler:
6+/10
Kroniki portowe (Shipping News)
Trudno jest opisać ten film. Porusza bardzo szerokie spektrum wątków, tematów i gatunków. Z początku jest tragifarsą dramatu z beznadziejnym głównym bohaterem. Potem jest obyczajową opowieścią o życiu w nowofunlandskim miasteczku portowym. Z czasem zmienia się w intrygujący thriller o mrocznej historii jeden z rodzin, a momentami w zupełnie sympatyczny wyjątek z życia prowincjonalnego dziennikarza-ciamajdy. Jest tego dużo, ale w żadnym momencie nie odczuwałem przesytu treści nad formą, która sama w sobie zasługuje na oddzielny akapit. Lasse Hallstrom odmalował pejzaż nadmorskich rubieży, twarde jak skały charaktery miejscowych sprzężył delikatnością i nieporadnością głównego bohatera, wszystko oblókł w sztormy północy i mroczne cienie historii niesione przez niemal każdego bohatera na ekranie. Niezwykły klimat tego filmu to mariaż tak różnych elementów, że choćby dla niego samego warto jest Kroniki Portowe obejrzeć.
Bo, że dla Kevina Spacey'a warto, to chyba nie muszę nawet wspominać. Odnotuje jedynie, że w tym przypadku jest on... najsłabszą częścią filmu. Oczywiście nie warsztatowo - gra na swoim, bardzo wysokim poziomie, ale cała ta postać wydaję się dosyć brutalnie przerysowana, przez co trudno obdarzyć go jakimkolwiek uczuciem poza politowaniem - które w miarę upływu kolejnych minut zamienia się w znużenie. Serio, w pewnym momencie już ciężko było patrzeć na tego niebogę i każdy jego kolejny występ lekko podnosił mi ciśnienie, obniżając ocenę filmu. Ja wiem, że to tak dla kontrastu z otoczeniem, ale nie pozbyłem się myśli, że od początku do końca narysowany został bohater niemający nic wspólnego z realizmem miejsca, w którym się znalazł. Trochę szkoda.
7/10
A może to luksus, żyć tylko pięć lat?
since 22/4/2003
since 22/4/2003
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Spoiler:
A może to luksus, żyć tylko pięć lat?
since 22/4/2003
since 22/4/2003
- PIOTROSLAV
- Parmezan
- Posty: 3899
- Rejestracja: 5 maja 2014, o 12:06
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Pq - zawsze możesz sięgnąć po kontynuację w formie książki (chociaż ja się zawiodłem)
A brak wspomnienia o genialnej muzyce rozumiem, że oglądałeś film bez dźwięku, z napisami.
A brak wspomnienia o genialnej muzyce rozumiem, że oglądałeś film bez dźwięku, z napisami.
"Po co się kłócić z drugim człowiekiem, skoro można go zabić?"
Zarejestrowany: 8/10/2001
Zarejestrowany: 8/10/2001
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Muzyka była owszem, klimatyczna. Wprawiała mnie w atmosferę zakupów w Piotrze i Pawle. Albo przejażdżki windą w biurowcu, w którym kiedyś pracowałem
A tak serio - to mnie taki pitu-pitu przebijane dziesiątkami ogólnych planów na fontanne, szybę, okulary, krzaki, panoramę miasta i patio w psychiatryku zwyczajnie nuży i zakrawa o sztuczne wydłużanie seansu, jak np w Magnolii.
BTW jeszcze jeden film:
28 tygodni później (28 Weeks Later)
Czyli sequel rewelacyjnego brytyjskiego horroru o zombie apokalipsie "28 dni później" z 2002 roku. Całkiem udany, trzeba powiedzieć. Wszyscy, na których wrażenie robią dramatyczne sceny i pozbawianie bohaterów życia w Walking Dead, powinni zapoznać się z tą serią, gdyż przekracza ona granice nakreślone przez twórcow serialu. Bezwzględność świata przedstawiona jest tutaj jednoznacznie, a położenie głównych bohaterów ulega nieustannemu pogorszeniu. Ogląda sie z dreszczykiem, chociaz w sumie niczego nowego nie doświadczymy. Ot, po wstepnym opanowaniu sytuacji z pierwszej cześci podjęta zostaje próba ponownego zasiedlenia zarażonego obszaru - w tym wypadku jest to centrum Londynu. Oczywiście nie wszystko udaje się przewidzieć organizatorom akcji, a wirus okazuje się sprytniejszy od wojskowych dowódców. Podobała mi się, podobnie jak w pierwszej części, bezkompromisowa reakcja armii na niepowodzenie planu. Nie ma tu zbędnej kalkulacji i skazanych na niepowodzenie idiotyzmów, którymi karmią nas podobne produkcje. Rewelacyjna jest natomiast ściezka dźwiękowa Johna Murphy'ego, wraz z jednym z najlepszych i najbardziej niepokojących main themów w historii horrorów (imho). W rolach głównych zobaczymy znanego i poważanego Jeremy'ego Rennera, przez obraz przewija się również Idris Elba. Generalnie warto obejrzeć, bo niewiele jest solidnie zrobionych horrorów o zombie.
6/10
wspomniany fragment OSTa:
A tak serio - to mnie taki pitu-pitu przebijane dziesiątkami ogólnych planów na fontanne, szybę, okulary, krzaki, panoramę miasta i patio w psychiatryku zwyczajnie nuży i zakrawa o sztuczne wydłużanie seansu, jak np w Magnolii.
BTW jeszcze jeden film:
28 tygodni później (28 Weeks Later)
Czyli sequel rewelacyjnego brytyjskiego horroru o zombie apokalipsie "28 dni później" z 2002 roku. Całkiem udany, trzeba powiedzieć. Wszyscy, na których wrażenie robią dramatyczne sceny i pozbawianie bohaterów życia w Walking Dead, powinni zapoznać się z tą serią, gdyż przekracza ona granice nakreślone przez twórcow serialu. Bezwzględność świata przedstawiona jest tutaj jednoznacznie, a położenie głównych bohaterów ulega nieustannemu pogorszeniu. Ogląda sie z dreszczykiem, chociaz w sumie niczego nowego nie doświadczymy. Ot, po wstepnym opanowaniu sytuacji z pierwszej cześci podjęta zostaje próba ponownego zasiedlenia zarażonego obszaru - w tym wypadku jest to centrum Londynu. Oczywiście nie wszystko udaje się przewidzieć organizatorom akcji, a wirus okazuje się sprytniejszy od wojskowych dowódców. Podobała mi się, podobnie jak w pierwszej części, bezkompromisowa reakcja armii na niepowodzenie planu. Nie ma tu zbędnej kalkulacji i skazanych na niepowodzenie idiotyzmów, którymi karmią nas podobne produkcje. Rewelacyjna jest natomiast ściezka dźwiękowa Johna Murphy'ego, wraz z jednym z najlepszych i najbardziej niepokojących main themów w historii horrorów (imho). W rolach głównych zobaczymy znanego i poważanego Jeremy'ego Rennera, przez obraz przewija się również Idris Elba. Generalnie warto obejrzeć, bo niewiele jest solidnie zrobionych horrorów o zombie.
6/10
wspomniany fragment OSTa:
A może to luksus, żyć tylko pięć lat?
since 22/4/2003
since 22/4/2003
- Stalker1984.pl
- zielony
- Posty: 383
- Rejestracja: 27 maja 2014, o 21:31
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Brud (Filth)
Właśnie wróciłem z seansu na Warszawskim Festiwalu Filmowym. Powiem wprost, ten film bardzo mi się podobał. Gra aktorska Jamesa McAvoya jest rewelacyjna podobnie jak reszty obsady. Konstrukacja fabuły jest prosta - widz towarzyszy głównemu bohaterowi w jego zmaganiach o upragniony awans na inspektora szkockiej policji. W osiągnięciu tego wymarzonego celu ma ma służyć śledztwo w sprawie śmierci japońskiego studenta zakatowanego przez lokalny gang. I dzięki temu odbywamy wędrówkę po zniszczonym używkami umyśle głównego bohatera widząc jak stacza się on coraz niżej próbując za wszelką cenę osiągnąć swój cel. Film ma specyficzny czarny humor połączony z burzeniem czwartej ściany, który mi się bardzo podobał, ale nie każdemu musi to odpowiadać. Dzięki Brudowi/Filth mamy okazję obejrzeć współczesną Szkocję oczami stróża jej porządku. Jak dla mnie film jest wart uwagi i mocno go polecam. Ode mnie otrzymuje zdecydowane
8/10
The Drop (Brudna forsa)
To kolejny film jaki można obejrzeć na Warszawskim Festiwalu Filmowym. Niestety jeden z ostatnich filmów Jamesa Gandolfiniego nie należy do dzieł wybitnych. Całość oparta jest o schematach jakie widzieliśmy w innych produkcjach. Główny bohater grany przez Toma Hardego jest barmanem pracującym w lokalu należącym do mafii, gdzie odbywa się zbiórka brudnych pieniędzy - tytułowy Drop. W pewnym momencie dochodzi do napadu na jego miejsce pracy i to powoduje ciąg zdarzeń, który zmieni życie głównego bohatera. Mamy mroczną przeszłość, kobietę po przejściach stanowiącą obiekt uczuć, kuzyna nie mogącego pogodzić się iż został odstawiony na boczny tor, lokalnego świra prześladującego głównego bohatera z powodu pitbula jakiego przygarnął oraz czeczeńską mafię. Obsada jest bardzo dobra - Tom Hardy, Naomi Rapace, James Gandolfini. Wszyscy pokazali swój kunszt aktorski, tyle iż efekt jaki osiągnięto jest przecięny. Film opiera się na serii klisz jakie widzieliśmy w innych bardziej znanych produkcjach. Sam w sobie nie jest zły, ale nie jest to dzieło na jakie warto wybrać się do kina. Pasuje raczej na wieczorny seans przed telewizorem, kiedy szukamy czegoś sensownego do obejrzenia. Jak dla mnie zasługuje wyłącznie na:
6/10
Właśnie wróciłem z seansu na Warszawskim Festiwalu Filmowym. Powiem wprost, ten film bardzo mi się podobał. Gra aktorska Jamesa McAvoya jest rewelacyjna podobnie jak reszty obsady. Konstrukacja fabuły jest prosta - widz towarzyszy głównemu bohaterowi w jego zmaganiach o upragniony awans na inspektora szkockiej policji. W osiągnięciu tego wymarzonego celu ma ma służyć śledztwo w sprawie śmierci japońskiego studenta zakatowanego przez lokalny gang. I dzięki temu odbywamy wędrówkę po zniszczonym używkami umyśle głównego bohatera widząc jak stacza się on coraz niżej próbując za wszelką cenę osiągnąć swój cel. Film ma specyficzny czarny humor połączony z burzeniem czwartej ściany, który mi się bardzo podobał, ale nie każdemu musi to odpowiadać. Dzięki Brudowi/Filth mamy okazję obejrzeć współczesną Szkocję oczami stróża jej porządku. Jak dla mnie film jest wart uwagi i mocno go polecam. Ode mnie otrzymuje zdecydowane
8/10
The Drop (Brudna forsa)
To kolejny film jaki można obejrzeć na Warszawskim Festiwalu Filmowym. Niestety jeden z ostatnich filmów Jamesa Gandolfiniego nie należy do dzieł wybitnych. Całość oparta jest o schematach jakie widzieliśmy w innych produkcjach. Główny bohater grany przez Toma Hardego jest barmanem pracującym w lokalu należącym do mafii, gdzie odbywa się zbiórka brudnych pieniędzy - tytułowy Drop. W pewnym momencie dochodzi do napadu na jego miejsce pracy i to powoduje ciąg zdarzeń, który zmieni życie głównego bohatera. Mamy mroczną przeszłość, kobietę po przejściach stanowiącą obiekt uczuć, kuzyna nie mogącego pogodzić się iż został odstawiony na boczny tor, lokalnego świra prześladującego głównego bohatera z powodu pitbula jakiego przygarnął oraz czeczeńską mafię. Obsada jest bardzo dobra - Tom Hardy, Naomi Rapace, James Gandolfini. Wszyscy pokazali swój kunszt aktorski, tyle iż efekt jaki osiągnięto jest przecięny. Film opiera się na serii klisz jakie widzieliśmy w innych bardziej znanych produkcjach. Sam w sobie nie jest zły, ale nie jest to dzieło na jakie warto wybrać się do kina. Pasuje raczej na wieczorny seans przed telewizorem, kiedy szukamy czegoś sensownego do obejrzenia. Jak dla mnie zasługuje wyłącznie na:
6/10
Ostatnio zmieniony 12 października 2014, o 20:25 przez Stalker1984.pl, łącznie zmieniany 1 raz.
,,Semper homo bonus tiro est"-Dobry człowiek jest wiecznym nowicjuszem
"Szczęście ma się wtedy, gdy przygotowanie spotyka się z okazją" - Seneka
Being a game tester is a crucial and important job. It’s not about eating pizza, drinking beer and playing computer games, so sorry guys.
"Sometimes people deserve to have their faith rewarded" - Dark Knight
"Night Stalkers Don't Quit"
"Szczęście ma się wtedy, gdy przygotowanie spotyka się z okazją" - Seneka
Being a game tester is a crucial and important job. It’s not about eating pizza, drinking beer and playing computer games, so sorry guys.
"Sometimes people deserve to have their faith rewarded" - Dark Knight
"Night Stalkers Don't Quit"
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Stalker: przez "/" zamiast () dla oryginalnego tytułu nie łyknie ci recenzji.
- Stalker1984.pl
- zielony
- Posty: 383
- Rejestracja: 27 maja 2014, o 21:31
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Już zmieniłem.
,,Semper homo bonus tiro est"-Dobry człowiek jest wiecznym nowicjuszem
"Szczęście ma się wtedy, gdy przygotowanie spotyka się z okazją" - Seneka
Being a game tester is a crucial and important job. It’s not about eating pizza, drinking beer and playing computer games, so sorry guys.
"Sometimes people deserve to have their faith rewarded" - Dark Knight
"Night Stalkers Don't Quit"
"Szczęście ma się wtedy, gdy przygotowanie spotyka się z okazją" - Seneka
Being a game tester is a crucial and important job. It’s not about eating pizza, drinking beer and playing computer games, so sorry guys.
"Sometimes people deserve to have their faith rewarded" - Dark Knight
"Night Stalkers Don't Quit"
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Gone Girl
Nowy Fincher obowiązkowo! Poziomem i klimatem Gone Girl zbliża się do Se7en czy Zodiaca, czyli najbardziej ponurych, brudnych thrillerów Finchera, i na pewno jest też mocnym kandydatem do Oscara. Już to powinno wystarczyć za rekomendację.
Żeby nie wrzucać spoilerów - bo film zbudowany jest na niespodziankach - napiszę tylko, że Gone Girl to świetne studium manipulacji, niepozbawione dużej dozy krytyki wobec współczesnego społeczeństwa medialnego, a także obraz, który serwuje wszystko, czego należy spodziewać się po znakomitym dreszczowcu: wciągającą historię, ogromną dawkę suspensu, solidne aktorstwo. Naprawdę, Affleck grający męża zaginionej Amy, oskarżonego później o jej morderstwo, nie jest tu irytująco drewniany!
I chociaż na minus można zaliczyć dość dziwne zakończenie, które mnie specjalnie nie przekonało, oraz sporo dziur w fabule, a konkretniej jednym jej fragmencie (nie będę zdradzać, bo wiadomo, spoilery), Fincherowi należą się brawa za najbardziej hipnotyzujący film, jaki ostatnio miałam okazję obejrzeć.
8/10
Nowy Fincher obowiązkowo! Poziomem i klimatem Gone Girl zbliża się do Se7en czy Zodiaca, czyli najbardziej ponurych, brudnych thrillerów Finchera, i na pewno jest też mocnym kandydatem do Oscara. Już to powinno wystarczyć za rekomendację.
Żeby nie wrzucać spoilerów - bo film zbudowany jest na niespodziankach - napiszę tylko, że Gone Girl to świetne studium manipulacji, niepozbawione dużej dozy krytyki wobec współczesnego społeczeństwa medialnego, a także obraz, który serwuje wszystko, czego należy spodziewać się po znakomitym dreszczowcu: wciągającą historię, ogromną dawkę suspensu, solidne aktorstwo. Naprawdę, Affleck grający męża zaginionej Amy, oskarżonego później o jej morderstwo, nie jest tu irytująco drewniany!
I chociaż na minus można zaliczyć dość dziwne zakończenie, które mnie specjalnie nie przekonało, oraz sporo dziur w fabule, a konkretniej jednym jej fragmencie (nie będę zdradzać, bo wiadomo, spoilery), Fincherowi należą się brawa za najbardziej hipnotyzujący film, jaki ostatnio miałam okazję obejrzeć.
8/10
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Na skraju jutra (Edge of Tomorrow)
Nie pamiętam, o czym był ten film. Pamiętam za to, że oglądałem go z umiarkowaną przyjemnością i że Tom Cruise znów uratował świat. Było też coś o quicksave'ach. Koncepcja ciekawa, realizacja efektowna, ale nie pozwoliło to na wyłamanie się spoza schematu dokotletowca. Można, nie trzeba.
6/10
Charlie (The Perks of Being a Wallflower)
Nie ma to jak przetłumaczyć dla polskiego odbiorcy angielski tytuł filmu na angielskie imię. Mogliby po prostu dowalić "Karol".
Czasem zastanawiam się, co mnie popycha ku takim filmom z gatunku 'teen movies'. Czasem próbuje sobie wmówić, że to wcale nie jest efekt tęsknoty za uciekającym okresem dojrzewania i lat młodzieńczych. W każdym razie - tę produkcję powinno się serwować wszystkim rozwydrzonym i rozstrojonym hormonalno-emocjonalnie nastolatkom jako panaceum na niesprawiedliwość życia i modelową opowieść o dojrzewaniu. Jest trochę śmieszny, przepełniony młodzieńczą energią bardzo dobrej obsady (Emma Watson nawet w krótkich włosach jest... no wiecie) i delikatnie poważny, a może nawet poważnie delikatny w niektórych momentach. Generalnie jest to historia typowego szkolnego outsaidera, który dodatkowo ma problemy z własną psychiką i bardzo chciałby się odnaleźć w nowym srodowisku szkoły średniej. Modelowo mamy więc poszukiwanie własnej drogi w pędzacym tłumie zendorfinowanych rówiesników, wyjątkowo dojrzałe jak na wiek zainteresowania i wrażliwość czujnego obserwatora, do tego piękną historię o przyjaźni młodych ludzi, która przechodzi ciężką próbę i - obowiązkowe w tym segmencie - romantyczno-pompatyczne love story. Oglada się z przyjemnością, nawet pomimo przewijających się czasem zbutwiałych banalów o słusznych wartościach i poszukiwaniu swojej drogi przez życie. Warto zobaczyć, warto pokazać swoim dzieciom (Voo!) w odpowiednim dla ich wieku momencie. Aczkolwiek zachwytów zachodniej prasy nie podzielam.
7/10
Ostatni Samuraj (The Last Samurai)
Hameryka pełną gębą. Trochę ten film wygląda na gwałt popełniony na Japonii - oto ostatnim bastionem i obrońcą najstarszych i bezlitośnie tępionych przez postęp wartości tysiącletniego cesarstwa zostaje amerykański weteran wojny secesyjnej, do tego pijak i Tom Cruise w jednej osobie. Z jednej strony - kompletna żenua i niesmaczny wybryk chorej fascynacji twórców, ale z drugiej - przecież to się cholernie dobrze ogląda. No i mam taki problem z tym filmem, trochę jak z tą piosenką disco-polo, której przecież nie mogę znieść, a jednak z przyjemnością do niej hopsam na parkiecie w remizie sierżanta Józka. Warsztatowo oczywiście pierwsza klasa - aktorstwo (Ken Watanabe!) na rewelacyjnym poziomie, odpowiedni patos i epickość również osiągnięte. Tylko jeszcze ten wątek niemiłosierny - ten, w którym małzonka zamordowanego samuraja ofiaruję swoją miłość i pancerz męża własnemu oprawcy. To chyba wtedy Edward Zwick przekroczył Rubikon, ostatecznie pogrążając się dla mnie w odmętach niesmacznego pastiżu i przesadnej fascynacji. Nie umiałbym tego kupić pod żadnym względem - nawet jeśli byłoby to na faktach i pergaminach spisane. Fajny film, ale cierpiący na zbyt przewlekłą hollywoodzkość, jeśli można to nazwać w ten sposób.
6/10
Cast Away - poza światem (Cast Away)
Czyli nawiększa i najdłuższa reklama FedExu, jaką możecie zobaczyć. Albo - Robinson Cruzoe wg Zemeckisa i Hanksa. Generalnie niczym nie różni się od klasyka Defoe, tylko tutaj zamiast Piętaszka mamy milczącą piłkę siatkową (thx Crow) Wilsona. Szczerze mówiąc, spodziewałem się, że ten film będzie popisem aktorskim Toma Hanksa, którego bezsprzecznie trzeba nazwać jednym z najlepszych żyjących aktorów. Szczerze mówiąc, zawiodłem się o tyle, że wspomniany geniusz prawdopodobnie nie znjadował się wówczas najlepszej formie - zarówno fizycznej (co widać na ekranie), jak i aktorskiej. To nadal bardzo dobra kreacja, jednak miejscami zupełnie serio zachaczająca o przeciętność i brak ekspresji, które tak świetnie mogliśmy obserwować w niedawnym Kapitanie Philipsie. W efekcie mamy odgrzewany kotlet, moralne banały o wyższości samostanowianie i obcowania z naturą nad zdobyczami cywilizacji oraz otwarte zakończenie, w którym nie bardzo wiadomo do czego miało służyć. Narzekam tak trochę z poczucia obowiązku - bo to nadal jest dobrze skręcony film, jednak nieuczciwym byłoby pominac owe utarte schematy, na których został zbudowany. Dobre na jesienną stagnację, jednak jako gwóźdź programu w niedzielne popołudnie pozostawia całkiem nieznośny niedosyt.
6+/10
Wolverine
Zrobili. Kolejny. Film. O Rosomaku. Tym razem w Japonii. Nie rozumiem już tej chronologii filmów. Twórcy chyba też się pogubili. Biedny niedźwiedź i brzydka Japonka. Hugh Jackman ekscentryczny jak zwykle. Dużo akcji, mało sensu. Niezbyt ciekawe. Nic się nie zmienia. Nadal nie lubię tych komiksów. Nie wiem, po co to oglądam
4/10
Nie pamiętam, o czym był ten film. Pamiętam za to, że oglądałem go z umiarkowaną przyjemnością i że Tom Cruise znów uratował świat. Było też coś o quicksave'ach. Koncepcja ciekawa, realizacja efektowna, ale nie pozwoliło to na wyłamanie się spoza schematu dokotletowca. Można, nie trzeba.
6/10
Charlie (The Perks of Being a Wallflower)
Nie ma to jak przetłumaczyć dla polskiego odbiorcy angielski tytuł filmu na angielskie imię. Mogliby po prostu dowalić "Karol".
Czasem zastanawiam się, co mnie popycha ku takim filmom z gatunku 'teen movies'. Czasem próbuje sobie wmówić, że to wcale nie jest efekt tęsknoty za uciekającym okresem dojrzewania i lat młodzieńczych. W każdym razie - tę produkcję powinno się serwować wszystkim rozwydrzonym i rozstrojonym hormonalno-emocjonalnie nastolatkom jako panaceum na niesprawiedliwość życia i modelową opowieść o dojrzewaniu. Jest trochę śmieszny, przepełniony młodzieńczą energią bardzo dobrej obsady (Emma Watson nawet w krótkich włosach jest... no wiecie) i delikatnie poważny, a może nawet poważnie delikatny w niektórych momentach. Generalnie jest to historia typowego szkolnego outsaidera, który dodatkowo ma problemy z własną psychiką i bardzo chciałby się odnaleźć w nowym srodowisku szkoły średniej. Modelowo mamy więc poszukiwanie własnej drogi w pędzacym tłumie zendorfinowanych rówiesników, wyjątkowo dojrzałe jak na wiek zainteresowania i wrażliwość czujnego obserwatora, do tego piękną historię o przyjaźni młodych ludzi, która przechodzi ciężką próbę i - obowiązkowe w tym segmencie - romantyczno-pompatyczne love story. Oglada się z przyjemnością, nawet pomimo przewijających się czasem zbutwiałych banalów o słusznych wartościach i poszukiwaniu swojej drogi przez życie. Warto zobaczyć, warto pokazać swoim dzieciom (Voo!) w odpowiednim dla ich wieku momencie. Aczkolwiek zachwytów zachodniej prasy nie podzielam.
7/10
Ostatni Samuraj (The Last Samurai)
Hameryka pełną gębą. Trochę ten film wygląda na gwałt popełniony na Japonii - oto ostatnim bastionem i obrońcą najstarszych i bezlitośnie tępionych przez postęp wartości tysiącletniego cesarstwa zostaje amerykański weteran wojny secesyjnej, do tego pijak i Tom Cruise w jednej osobie. Z jednej strony - kompletna żenua i niesmaczny wybryk chorej fascynacji twórców, ale z drugiej - przecież to się cholernie dobrze ogląda. No i mam taki problem z tym filmem, trochę jak z tą piosenką disco-polo, której przecież nie mogę znieść, a jednak z przyjemnością do niej hopsam na parkiecie w remizie sierżanta Józka. Warsztatowo oczywiście pierwsza klasa - aktorstwo (Ken Watanabe!) na rewelacyjnym poziomie, odpowiedni patos i epickość również osiągnięte. Tylko jeszcze ten wątek niemiłosierny - ten, w którym małzonka zamordowanego samuraja ofiaruję swoją miłość i pancerz męża własnemu oprawcy. To chyba wtedy Edward Zwick przekroczył Rubikon, ostatecznie pogrążając się dla mnie w odmętach niesmacznego pastiżu i przesadnej fascynacji. Nie umiałbym tego kupić pod żadnym względem - nawet jeśli byłoby to na faktach i pergaminach spisane. Fajny film, ale cierpiący na zbyt przewlekłą hollywoodzkość, jeśli można to nazwać w ten sposób.
6/10
Cast Away - poza światem (Cast Away)
Czyli nawiększa i najdłuższa reklama FedExu, jaką możecie zobaczyć. Albo - Robinson Cruzoe wg Zemeckisa i Hanksa. Generalnie niczym nie różni się od klasyka Defoe, tylko tutaj zamiast Piętaszka mamy milczącą piłkę siatkową (thx Crow) Wilsona. Szczerze mówiąc, spodziewałem się, że ten film będzie popisem aktorskim Toma Hanksa, którego bezsprzecznie trzeba nazwać jednym z najlepszych żyjących aktorów. Szczerze mówiąc, zawiodłem się o tyle, że wspomniany geniusz prawdopodobnie nie znjadował się wówczas najlepszej formie - zarówno fizycznej (co widać na ekranie), jak i aktorskiej. To nadal bardzo dobra kreacja, jednak miejscami zupełnie serio zachaczająca o przeciętność i brak ekspresji, które tak świetnie mogliśmy obserwować w niedawnym Kapitanie Philipsie. W efekcie mamy odgrzewany kotlet, moralne banały o wyższości samostanowianie i obcowania z naturą nad zdobyczami cywilizacji oraz otwarte zakończenie, w którym nie bardzo wiadomo do czego miało służyć. Narzekam tak trochę z poczucia obowiązku - bo to nadal jest dobrze skręcony film, jednak nieuczciwym byłoby pominac owe utarte schematy, na których został zbudowany. Dobre na jesienną stagnację, jednak jako gwóźdź programu w niedzielne popołudnie pozostawia całkiem nieznośny niedosyt.
6+/10
Wolverine
Zrobili. Kolejny. Film. O Rosomaku. Tym razem w Japonii. Nie rozumiem już tej chronologii filmów. Twórcy chyba też się pogubili. Biedny niedźwiedź i brzydka Japonka. Hugh Jackman ekscentryczny jak zwykle. Dużo akcji, mało sensu. Niezbyt ciekawe. Nic się nie zmienia. Nadal nie lubię tych komiksów. Nie wiem, po co to oglądam
4/10
A może to luksus, żyć tylko pięć lat?
since 22/4/2003
since 22/4/2003
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
TAK BARDZO NIE!Ostatni Samuraj (The Last Samurai)
Hameryka pełną gębą. Trochę ten film wygląda na gwałt popełniony na Japonii - oto ostatnim bastionem i obrońcą najstarszych i bezlitośnie tępionych przez postęp wartości tysiącletniego cesarstwa zostaje amerykański weteran wojny secesyjnej, do tego pijak i Tom Cruise w jednej osobie. Z jednej strony - kompletna żenua i niesmaczny wybryk chorej fascynacji twórców
Ostatnio zmieniony 15 października 2014, o 13:32 przez SithFrog, łącznie zmieniany 1 raz.
- Crowley
- Pan Bob Budowniczy Kierownik
- Posty: 7593
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 20:00
- Lokalizacja: Gdańsk / Wyszków
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Sam jesteś ręczny.Pquelim pisze:zamiast Piętaszka mamy milczącą piłkę ręczną Wilsona
All the good in the world
You can put inside a thimble
And still have room for you and me
If there's one thing you can say
About Mankind
There's nothing kind about man
You can put inside a thimble
And still have room for you and me
If there's one thing you can say
About Mankind
There's nothing kind about man
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
masz rację
A może to luksus, żyć tylko pięć lat?
since 22/4/2003
since 22/4/2003
- Larofan
- Social Media Ninja
- Posty: 3932
- Rejestracja: 5 maja 2014, o 10:15
- Lokalizacja: Poznań, Poland
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
+ wchujdylionOstatni Samuraj (The Last Samurai)
Hameryka pełną gębą. Trochę ten film wygląda na gwałt popełniony na Japonii - oto ostatnim bastionem i obrońcą najstarszych i bezlitośnie tępionych przez postęp wartości tysiącletniego cesarstwa zostaje amerykański weteran wojny secesyjnej, do tego pijak i Tom Cruise w jednej osobie. Z jednej strony - kompletna żenua i niesmaczny wybryk chorej fascynacji twórców
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Chyba inny film oglądaliście. Pijak, morderca i weteran jedzie walczyć za kasę. Widzi we wrogu średniowiecznych barbarzyńców i brutali, a potem spędza kupę czasu w ich wiosce. Zaczyna rozumieć z czego wynikają ich tradycje i kto w tej wojnie jest po złej stronie mocy. Wg mnie tytułowy ostatni samurai, to nie Tomek, a Katsumoto. To on od początku do końca dowodzi samurajami, do końca trzyma się swojej doktryny. Cruise jest tu tylko po to, żeby nauczyć go więcej o świecie. Przecież przybycie i obecność Amerykanina nie wpłynęła na przebieg wydarzeń. Tak jak mieli zostać zmasakrowani tak zostali.
Naprawdę czytam ten opis Pq i zachodzę w głowę jak można tak opacznie zrozumieć ten film.
Naprawdę czytam ten opis Pq i zachodzę w głowę jak można tak opacznie zrozumieć ten film.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
ależ ja zrozumiałem wszystko, co Ty napisałeś. I zgadzam się, zupełnie oczywiste dla mnie jest to, że tytułowym bohaterem jest Katsumoto. Dokładnie tak jak opisujesz chcieli ten filmi sprzedać, ale ja po prostu nie kupiłem tej historii. Zwyczajnie mnie rozśmieszyła - po równo: naiwnością wątków i brakiem realizmu. Tom Cruise gra tam postać żywcem wyjętą z podręcznika dla początkujacych scenarzystów, a jego charakterologiczne rozterki (doprawiane przez melancholijne retrospekcje z czasów wojny secesyjnej) mają tyle wspólnego z wiarygodnością, co fakt przyjęcia go w wiosce Samurajów i ulokowania w domu człowieka, którego zabił. Nie jestem i pewnie nigdy nie będe ekspertem od Japonii, ale postać spiździałego cesarza, otoczonego przez handlarzy doradzców też jakoś ni w ząb nie pasuje do autorytarnej i deistycznej niemal formy ówczesnej monarchii (cesarstwa). Poza tym jest to motyw oklepany i zgrany jeszcze w Faraonie Kawalerowicza z '66 roku i milion razy później.
Jeżeli dodajesz do tego wspomniany w recenzji "wątek miłosny" i gadających na każdym kroku świetnie po angielsku (w XIX wieku!) Japończyków, Samurajów i wieśniaków - to otrzymujesz imho paradoksalną karykaturę Bravehearta, bo nawet nie Gladiatora. I pomimo, że całość ogląda się naprawde momentami super fajnie, to nie umiałem się uwolnić od rosnacego "łotdefaka" i fejspalmów prosto w czoło.
Zgadzam się natomiast, że film w bardzo przystepny sposób przybliża niedzielnemu widzowi kulturę i tradycje japońskie, wraz z etosem samuraja i tym ichnim egzotycznie pojmowanym honorem.
Jeżeli dodajesz do tego wspomniany w recenzji "wątek miłosny" i gadających na każdym kroku świetnie po angielsku (w XIX wieku!) Japończyków, Samurajów i wieśniaków - to otrzymujesz imho paradoksalną karykaturę Bravehearta, bo nawet nie Gladiatora. I pomimo, że całość ogląda się naprawde momentami super fajnie, to nie umiałem się uwolnić od rosnacego "łotdefaka" i fejspalmów prosto w czoło.
Zgadzam się natomiast, że film w bardzo przystepny sposób przybliża niedzielnemu widzowi kulturę i tradycje japońskie, wraz z etosem samuraja i tym ichnim egzotycznie pojmowanym honorem.
A może to luksus, żyć tylko pięć lat?
since 22/4/2003
since 22/4/2003
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Wiesz, czepiasz się tak naprawdę detali. Jakbym ci wymienił ile rzeczy w Gladiatorze jest całkowicie z dupy w porównaniu z wiedzą o ówczesnych czasach to byś się przeżegnał
Oglądając taki film naprawdę mam w dupie ilu Japończyków mówiło wtedy po angielsku.
Oglądając taki film naprawdę mam w dupie ilu Japończyków mówiło wtedy po angielsku.
- Counterman
- Waniaaa!
- Posty: 4016
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 19:07
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Hm a mnie akurat kręci w filmach hmmm "poprawność" językowa. Jak wszyscy mówią po swojemu i to w dobrych akcentach i proporcjach to jakoś mi się ciepło na serduszku robi. No i można wyczyniać takie legendy jak: "Palce!... Panze?!...".
IRON MAIDEN are KINGS
"Jedynym właściwym stanem serca jest radość" Terry Pratchett R.I.P.
"errare humanum est" - i nie zapominajcie o tym.
"Jedynym właściwym stanem serca jest radość" Terry Pratchett R.I.P.
"errare humanum est" - i nie zapominajcie o tym.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
No to Braveheart do kosza, bo gdyby zrobili jak mówicie to bez napisów nie zrozumieliby tego nawet obecni Szkoci
- Ptaszor
- zielony
- Posty: 1882
- Rejestracja: 4 września 2014, o 17:06
- Lokalizacja: Forum SGK dodaje mi otuchy, gdy brakuje mi jej w czasie dnia.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Snowpiercer: arka przyszłości (Snowpiercer)
O k***a. Dlaczego ten film jest tak słabo oceniany? Dlaczego przeszedł bez echa? Postapo rated R, niektóre sceny walki przypominały mi Oldboya (no i rzeczywiście reżyser z południowej Korei!), wszyscy aktorzy na piątkę, ba, nawet protagonista (czyli Chris Evans) nie jest mdławy i nijaki, jak to się często zdarza w superprodukcjach, efekty dają radę, ale to nie o efekty chodzi, tylko historię, budowanie napięcia, klimat, cud, miód i orzeszki, dużo rzeczy upchali w tym filmie, ale wszystko mi pasowało i nawet się nie dłużyło. Jedna bzdura w całym filmie, zasadnicza, można powiedzieć - pociąg-Arka zapieprzający przez zlodowaciałą ziemię jako perpetuum mobile. C'mon.
Nie lubię oceniać, ale chciałbym, żeby inni też się wypowiedzieli, bo ten film to prawdziwa perełka, zwłaszcza, że dostępna jest już dobra jakość.
9/10
O k***a. Dlaczego ten film jest tak słabo oceniany? Dlaczego przeszedł bez echa? Postapo rated R, niektóre sceny walki przypominały mi Oldboya (no i rzeczywiście reżyser z południowej Korei!), wszyscy aktorzy na piątkę, ba, nawet protagonista (czyli Chris Evans) nie jest mdławy i nijaki, jak to się często zdarza w superprodukcjach, efekty dają radę, ale to nie o efekty chodzi, tylko historię, budowanie napięcia, klimat, cud, miód i orzeszki, dużo rzeczy upchali w tym filmie, ale wszystko mi pasowało i nawet się nie dłużyło. Jedna bzdura w całym filmie, zasadnicza, można powiedzieć - pociąg-Arka zapieprzający przez zlodowaciałą ziemię jako perpetuum mobile. C'mon.
Nie lubię oceniać, ale chciałbym, żeby inni też się wypowiedzieli, bo ten film to prawdziwa perełka, zwłaszcza, że dostępna jest już dobra jakość.
9/10
- Crowley
- Pan Bob Budowniczy Kierownik
- Posty: 7593
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 20:00
- Lokalizacja: Gdańsk / Wyszków
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
http://fsgk.pl/recenzje/reviews/details/2924Snowpiercer
O k***a. Dlaczego ten film jest tak słabo oceniany? Dlaczego przeszedł bez echa? Postapo rated R, niektóre sceny walki przypominały mi Oldboya (no i rzeczywiście reżyser z południowej Korei!), wszyscy aktorzy na piątkę, ba, nawet protagonista (czyli Chris Evans) nie jest mdławy i nijaki, jak to się często zdarza w superprodukcjach, efekty dają radę, ale to nie o efekty chodzi, tylko historię, budowanie napięcia, klimat, cud, miód i orzeszki, dużo rzeczy upchali w tym filmie, ale wszystko mi pasowało i nawet się nie dłużyło. Jedna bzdura w całym filmie, zasadnicza, można powiedzieć - pociąg-Arka zapieprzający przez zlodowaciałą ziemię jako perpetuum mobile. C'mon.
Nie lubię oceniać, ale chciałbym, żeby inni też się wypowiedzieli, bo ten film to prawdziwa perełka, zwłaszcza, że dostępna jest już dobra jakość.
9/10
All the good in the world
You can put inside a thimble
And still have room for you and me
If there's one thing you can say
About Mankind
There's nothing kind about man
You can put inside a thimble
And still have room for you and me
If there's one thing you can say
About Mankind
There's nothing kind about man
- Counterman
- Waniaaa!
- Posty: 4016
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 19:07
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Mówiłem, że mnie kręci, a nie że jest to must have w każdym filmie.SithFrog pisze:No to Braveheart do kosza, bo gdyby zrobili jak mówicie to bez napisów nie zrozumieliby tego nawet obecni Szkoci
@Ptaszor:
Jak złapię chwilę to skrobnę swoją recenzję, bo jak widzę średnią 6,5 dla takiego gniotu to mi serce pęka. Osobiście dla mnie jest to jeden z najgorszych filmów wszech czasów i strasznie zmarnowany potencjał pomysłu i fajnego plakatu.
IRON MAIDEN are KINGS
"Jedynym właściwym stanem serca jest radość" Terry Pratchett R.I.P.
"errare humanum est" - i nie zapominajcie o tym.
"Jedynym właściwym stanem serca jest radość" Terry Pratchett R.I.P.
"errare humanum est" - i nie zapominajcie o tym.
- Voo
- Stary Człowiek, A Może
- Posty: 6419
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 21:57
- Lokalizacja: ŚCD (Środek Ciemnej Dupy)
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Na skraju jutra (Edge of Tomorrow)
Jak zobaczyłem Billa Paxtona i drużynę J to poczułem się trochę jakbym to ja zresetował nie jeden dzień a prawie trzy dekady i znowu oglądał Aliens. Oczywiście porównanie jest mocno na wyrost, nie da się tego porównać nawet do Starship Troopers ale mimo wszystko jest to dziarskie, militarne SF z intrygującym pomysłem wyjściowym. Dokładnie tak jak lubię. No i z fabułą, nad którą lepiej się za długo nie zastanawiać, to też mimowolne nawiązanie do klasyków poruszających temat podróży w czasie lub manipulowania czasem. Kompletnie nie wiem co jeszcze można o tym filmie napisać. Może po prostu - oglądało się naprawdę dobrze ale zabrakło mi jakiegoś własnego charakteru, chociażby w wizji uzbrojenia niedalekiej przyszłości. Jakiegoś większego pierdolnięcia. Odpału, który poczułem tylko przez moment gdy zobaczyłem Ritę z wielkim mieczem zrobionym chyba ze śmigła ogonowego helikoptera (?). Mam wrażenie, że zabrakło jakiegoś pójścia na całość, w SF/akcji to się zazwyczaj opłaca. 7/10
Jak zobaczyłem Billa Paxtona i drużynę J to poczułem się trochę jakbym to ja zresetował nie jeden dzień a prawie trzy dekady i znowu oglądał Aliens. Oczywiście porównanie jest mocno na wyrost, nie da się tego porównać nawet do Starship Troopers ale mimo wszystko jest to dziarskie, militarne SF z intrygującym pomysłem wyjściowym. Dokładnie tak jak lubię. No i z fabułą, nad którą lepiej się za długo nie zastanawiać, to też mimowolne nawiązanie do klasyków poruszających temat podróży w czasie lub manipulowania czasem. Kompletnie nie wiem co jeszcze można o tym filmie napisać. Może po prostu - oglądało się naprawdę dobrze ale zabrakło mi jakiegoś własnego charakteru, chociażby w wizji uzbrojenia niedalekiej przyszłości. Jakiegoś większego pierdolnięcia. Odpału, który poczułem tylko przez moment gdy zobaczyłem Ritę z wielkim mieczem zrobionym chyba ze śmigła ogonowego helikoptera (?). Mam wrażenie, że zabrakło jakiegoś pójścia na całość, w SF/akcji to się zazwyczaj opłaca. 7/10
Urodzić się [100%] Wykształcić się [100%] Znaleźć pracę [100%] Znaleźć kobietę [100%] Założyć rodzinę [100%] Wziąć kredyt [100%] Spłodzić dziecko [100%] Wychować dziecko [100%] Spłacić kredyt [60%] Iść na emeryturę [0%] Umrzeć [0%]
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Furia (Fury)
Brud, błoto, flaki, dekapitacje i okaleczenia przez ponad 2h. Nic nowego jeśli nie liczyć większej brutalności scen niż zazwyczaj jest w takich filmach. Nieświadomie posłuchałem rady Brada Pitta udzielonej świeżakowi w załodze i nie przywiązałem się do żadnego z żołnierzy, którzy widzieli za dużo i byli przez to emocjonalnie otępiali. Dobrze pokazany bezsens wojenny? Pewnie tak. Kilka razy już coś takiego widziałem. Fajna walka z Tygrysem i chyba całkiem nieźle pokazana jazda ówczesnym czołgiem "od kuchni".
Natomiast fabuła taka se. Żal mi nawet opisywać absurd kluczowej walki w filmie.
Można obejrzeć dla Brada Pitta, który gra najtwardszego sierżanta po tej stronie Mississippi, ale czy trzeba?
5/10
Brud, błoto, flaki, dekapitacje i okaleczenia przez ponad 2h. Nic nowego jeśli nie liczyć większej brutalności scen niż zazwyczaj jest w takich filmach. Nieświadomie posłuchałem rady Brada Pitta udzielonej świeżakowi w załodze i nie przywiązałem się do żadnego z żołnierzy, którzy widzieli za dużo i byli przez to emocjonalnie otępiali. Dobrze pokazany bezsens wojenny? Pewnie tak. Kilka razy już coś takiego widziałem. Fajna walka z Tygrysem i chyba całkiem nieźle pokazana jazda ówczesnym czołgiem "od kuchni".
Natomiast fabuła taka se. Żal mi nawet opisywać absurd kluczowej walki w filmie.
Można obejrzeć dla Brada Pitta, który gra najtwardszego sierżanta po tej stronie Mississippi, ale czy trzeba?
5/10
You give up a few things, chasing a dream.
"Ty jesteś menda taka pozytywna" - colgatte
#sgk 4 life.
Old FŚGK number is 12526
MISTRZ FLEP EURO 2024
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Oglądnąłem właśnie Mrocznego Rycerza po raz chyba piąty po kilkuletniej przerwie.
Ten film jest doskonały pod każdym względem. Nawet nie wiem kiedy te 2,5 minęły. Jak sobie pomyślę, że trójka była tak wielkim rozczarowaniem to trochę mi smutno. Może nie na taką skalę jak 2 i 3 Matrix, ale jednak wielkim.
Ten film jest doskonały pod każdym względem. Nawet nie wiem kiedy te 2,5 minęły. Jak sobie pomyślę, że trójka była tak wielkim rozczarowaniem to trochę mi smutno. Może nie na taką skalę jak 2 i 3 Matrix, ale jednak wielkim.
+4k postów since 02/2005
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
+pierdylionalonzo pisze:Oglądnąłem właśnie Mrocznego Rycerza po raz chyba piąty po kilkuletniej przerwie.
Ten film jest doskonały pod każdym względem. Nawet nie wiem kiedy te 2,5 minęły. Jak sobie pomyślę, że trójka była tak wielkim rozczarowaniem to trochę mi smutno. Może nie na taką skalę jak 2 i 3 Matrix, ale jednak wielkim.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Furia (Fury) - W końcu, po długiej przerwie wybrałem się do kina. Wybrałem Furię - film wojenny z Bradem Pittem w roli głównej i... sam nie wiem co myśleć. Wrażenia podczas seansu to prawdziwy rollercoaster. Z piekła do nieba i z powrotem.
Zacznę od swoich oczekiwań. Po zwiastunach i opisach spodziewałem się typowo amerykańskiej produkcji o super odważnych żołnierzach, jednocześnie zwykłych, wrażliwych ludziach, wielce odważnych i walecznych za kraj, naród i boga. Taki miks Czterech pancernych i Szeregowca Ryana.
Pierwsza połowa filmu to zupełnie coś innego niż moje przewidywania. Brud, smród i flaki mieszają się na ekranie ze świstem kul, hukiem wybuchów i jękami konających. Bardzo naturalistyczne sceny niosą za sobą potworne wrażenie. Początkowe 45-60 minut to rozciągnięty wstęp do wspomnianego Ryana. Wojna na serio z całym okrucieństwem, brutalnością i dosłownością. Naziści to zło wcielone ale i alianci nie są do końca pozytywnymi bohaterami w ogniu walki. Postać grana przez Pitta rzuca nawet coś w stylu "nie chodzi o to co jest dobre, a co złe, chodzi o to, żeby zabić ich zanim zabiją nas". Potem zmusza młodego chłopaka, nowego członka swojej załogi, do zabicia bezbronnego jeńca. Mocne, bardzo mocne. Podobało mi się pokazanie wojny w ten sposób. Nie jest czarno-biało. Tylko dobrzy my, tylko źli oni.
Gdzieś w połowie filmu mamy scenę w domu dwóch niemieckich kobiet, która nie wiem co miała znaczyć. Domyślam się ale owa scena jest tak tandetna i jednocześnie niedorzeczna, że człowiek nagle ma mętlik w głowie. Potem jest tylko gorzej. Coraz więcej banału, wzniosłych haseł i prawdziwych męskich więzi. Szkoda, że to wszystko przez swoje efekciarstwo i jednocześnie nadęcie sprawia, że nie mogłem tego wziąć serio. Szkoda, bo moment pojedynku trzech czy czterech Shermanów kontra Tiger to było coś! Mistrzostwo! Potem jednak nadchodzi finał. Kulminacja. Owszem, efektowna ale bardzo, bardzo słaba, przewidywalna i momentami żenująca. Kilka klasycznych klisz ponakładanych na siebie plus idiotyczny moment świadczący, że nie wszyscy Niemcy byli źli. Szkoda, że wybrali do tego gościa z SS, a nie kogoś bardziej wiarygodnego.
Był materiał i potencjał na wielki hit. Jest tylko niezłe kino wojenne. Da się obejrzeć ale do zapomnienia. Stąd właśnie taki, a nie inny tytuł recenzji. Mam wrażenie, że w połowie pisania scenariusza zmienił się jego autor. Pierwsza połowa przypomniała mi o takich filmach jak "Kiedy ucichną działa" czy "Listy z Iwo Jima", druga to już sieczka i kino akcji dla niedzielnego pożeracza hamburgerów i popcornu. W sumie to lubię popcorn. 6/10
http://zabimokiem.pl/czterej-pancerni-i ... narzystow/
Zacznę od swoich oczekiwań. Po zwiastunach i opisach spodziewałem się typowo amerykańskiej produkcji o super odważnych żołnierzach, jednocześnie zwykłych, wrażliwych ludziach, wielce odważnych i walecznych za kraj, naród i boga. Taki miks Czterech pancernych i Szeregowca Ryana.
Pierwsza połowa filmu to zupełnie coś innego niż moje przewidywania. Brud, smród i flaki mieszają się na ekranie ze świstem kul, hukiem wybuchów i jękami konających. Bardzo naturalistyczne sceny niosą za sobą potworne wrażenie. Początkowe 45-60 minut to rozciągnięty wstęp do wspomnianego Ryana. Wojna na serio z całym okrucieństwem, brutalnością i dosłownością. Naziści to zło wcielone ale i alianci nie są do końca pozytywnymi bohaterami w ogniu walki. Postać grana przez Pitta rzuca nawet coś w stylu "nie chodzi o to co jest dobre, a co złe, chodzi o to, żeby zabić ich zanim zabiją nas". Potem zmusza młodego chłopaka, nowego członka swojej załogi, do zabicia bezbronnego jeńca. Mocne, bardzo mocne. Podobało mi się pokazanie wojny w ten sposób. Nie jest czarno-biało. Tylko dobrzy my, tylko źli oni.
Gdzieś w połowie filmu mamy scenę w domu dwóch niemieckich kobiet, która nie wiem co miała znaczyć. Domyślam się ale owa scena jest tak tandetna i jednocześnie niedorzeczna, że człowiek nagle ma mętlik w głowie. Potem jest tylko gorzej. Coraz więcej banału, wzniosłych haseł i prawdziwych męskich więzi. Szkoda, że to wszystko przez swoje efekciarstwo i jednocześnie nadęcie sprawia, że nie mogłem tego wziąć serio. Szkoda, bo moment pojedynku trzech czy czterech Shermanów kontra Tiger to było coś! Mistrzostwo! Potem jednak nadchodzi finał. Kulminacja. Owszem, efektowna ale bardzo, bardzo słaba, przewidywalna i momentami żenująca. Kilka klasycznych klisz ponakładanych na siebie plus idiotyczny moment świadczący, że nie wszyscy Niemcy byli źli. Szkoda, że wybrali do tego gościa z SS, a nie kogoś bardziej wiarygodnego.
Był materiał i potencjał na wielki hit. Jest tylko niezłe kino wojenne. Da się obejrzeć ale do zapomnienia. Stąd właśnie taki, a nie inny tytuł recenzji. Mam wrażenie, że w połowie pisania scenariusza zmienił się jego autor. Pierwsza połowa przypomniała mi o takich filmach jak "Kiedy ucichną działa" czy "Listy z Iwo Jima", druga to już sieczka i kino akcji dla niedzielnego pożeracza hamburgerów i popcornu. W sumie to lubię popcorn. 6/10
http://zabimokiem.pl/czterej-pancerni-i ... narzystow/
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Kurcze. Zolt dał dobry format, a na naszym portalu agregującym i tak źle przydzieliło.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
i to przydzieliło do filmu, któremu należy się 2/10
You give up a few things, chasing a dream.
"Ty jesteś menda taka pozytywna" - colgatte
#sgk 4 life.
Old FŚGK number is 12526
MISTRZ FLEP EURO 2024
- Crowley
- Pan Bob Budowniczy Kierownik
- Posty: 7593
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 20:00
- Lokalizacja: Gdańsk / Wyszków
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Dawno nie pisałem, bo nie mam weny, więc zbiorczo:
Wszystko za życie (Into the Wild)
Pretensjonalny film o chłopaku, który odrzuca materialistyczny świat i rusza na Alaskę, po drodze ewangelizując(?) napotkanych ludzi. Nie wiem czemu ale bardzo mi się podobało. Niespieszny klimat, świetni aktorzy, piękne zdjęcia i fantastyczna muzyka Veddera. No i nawet skłania do refleksji.
7/10
Locke
Tom Hardy gra budowlańca, który po robocie jedzie do szpitala żeby zdążyć na poród swojego dziecka. Problem w tym, że rodzi dziewczyna poznana w delegacji, trzeba o tym powiadomić telefonicznie żonę a do tego na rano zaplanowane jest gigantyczne betonowanie, więc wszystko się pieprzy. Cały film to Hardy jadący samochodem i gadający przez telefon. I teoretycznie jest ok, bo gra aktorska na wysokim poziomie, napięcie jest, człowiek czeka co się wydarzy, ale jako budowlaniec czułem się jak informatyk oglądający film o hakerach. Cały ten wątek pracy i betonowania jest tak najeżony głupotami i bezsensownymi tekstami, że aż zęby szczypią. W ogóle reszta bohaterów też jakaś niedorobiona, dialogi w sumie z każdą minutą coraz mniej sensowne. Ostatecznie nie dotrwałem nawet do końca. Strasznie zmarnowany pomysł.
3/10
Gangster (Lawless)
John Hillcoat (ten od Drogi) za kamerą, Nick Cave jako twórca scenariusza, Tom Hardy, Guy Pierce, Gary Oldman, ten głupek co niby grał syna Indy'ego w jakimś podrabianym filmie plus Jessica Chastain i paru aktorów, których każdy kojarzy z gęby ale nie z nazwiska. Historia braci, którzy w czasie prohibicji pędzą bimber w górach gdzieś na amerykańskiej wsi i pewnego prokuratora, który wypowiada im wojnę.
Świetnie się to oglądało. Historia jest dość ponura, pełna krwi i brutalności. Bohaterowie to sami twardziele, nawet ciapowaty LeBeouf ma coś w sobie. Scenariusz nie zaskakuje ale trzyma poziom. No i aktorsko to jest pierwsza liga. Nie wiem kto lepszy, Hardy czy Pierce ale obaj po prostu hipnotyzują. Oczywiście duża w tym zasługa dobrych dialogów i porządnego skryptu.
Trochę zawiodło zakończenie, spodziewałem się większej jatki, ale tak ogólnie bardzo dobry film.
7/10
Wojna żeńsko-męska
Jest taka scena w Czasie apokalipsy, w której Marlon Brando w rozmowie z Martinem Sheenem mówi grobowym głosem "a horror... a horror...". Pewnie właśnie obejrzał film o tym jak Sonia Bohosiewicz maca ludziom przyrodzenia.
2/10
X-Men: Przeszłość, która nadejdzie (X-Men: Days of Future Past)
Poza paroma idiotyzmami związanymi z podróżowaniem w czasie, nieścisłościami i zaburzeniami ciągłości świata z poprzednich filmów, nie ma w sumie do czego się przyczepić. Świetna rozrywka, zrealizowana bez zarzutu, z fajnymi postaciami i dobrymi aktorami. Efekty zrobione nieźle, bez większych przegięć, fabuła w ogólnym zarysie nawet trzyma się kupy, a sam film nie wygląda jak reklama zabawek. W zupełności mi to wystarczy jak na ekranizację marvelowego komiksu.
7/10
Wszystko za życie (Into the Wild)
Pretensjonalny film o chłopaku, który odrzuca materialistyczny świat i rusza na Alaskę, po drodze ewangelizując(?) napotkanych ludzi. Nie wiem czemu ale bardzo mi się podobało. Niespieszny klimat, świetni aktorzy, piękne zdjęcia i fantastyczna muzyka Veddera. No i nawet skłania do refleksji.
7/10
Locke
Tom Hardy gra budowlańca, który po robocie jedzie do szpitala żeby zdążyć na poród swojego dziecka. Problem w tym, że rodzi dziewczyna poznana w delegacji, trzeba o tym powiadomić telefonicznie żonę a do tego na rano zaplanowane jest gigantyczne betonowanie, więc wszystko się pieprzy. Cały film to Hardy jadący samochodem i gadający przez telefon. I teoretycznie jest ok, bo gra aktorska na wysokim poziomie, napięcie jest, człowiek czeka co się wydarzy, ale jako budowlaniec czułem się jak informatyk oglądający film o hakerach. Cały ten wątek pracy i betonowania jest tak najeżony głupotami i bezsensownymi tekstami, że aż zęby szczypią. W ogóle reszta bohaterów też jakaś niedorobiona, dialogi w sumie z każdą minutą coraz mniej sensowne. Ostatecznie nie dotrwałem nawet do końca. Strasznie zmarnowany pomysł.
3/10
Gangster (Lawless)
John Hillcoat (ten od Drogi) za kamerą, Nick Cave jako twórca scenariusza, Tom Hardy, Guy Pierce, Gary Oldman, ten głupek co niby grał syna Indy'ego w jakimś podrabianym filmie plus Jessica Chastain i paru aktorów, których każdy kojarzy z gęby ale nie z nazwiska. Historia braci, którzy w czasie prohibicji pędzą bimber w górach gdzieś na amerykańskiej wsi i pewnego prokuratora, który wypowiada im wojnę.
Świetnie się to oglądało. Historia jest dość ponura, pełna krwi i brutalności. Bohaterowie to sami twardziele, nawet ciapowaty LeBeouf ma coś w sobie. Scenariusz nie zaskakuje ale trzyma poziom. No i aktorsko to jest pierwsza liga. Nie wiem kto lepszy, Hardy czy Pierce ale obaj po prostu hipnotyzują. Oczywiście duża w tym zasługa dobrych dialogów i porządnego skryptu.
Trochę zawiodło zakończenie, spodziewałem się większej jatki, ale tak ogólnie bardzo dobry film.
7/10
Wojna żeńsko-męska
Jest taka scena w Czasie apokalipsy, w której Marlon Brando w rozmowie z Martinem Sheenem mówi grobowym głosem "a horror... a horror...". Pewnie właśnie obejrzał film o tym jak Sonia Bohosiewicz maca ludziom przyrodzenia.
2/10
X-Men: Przeszłość, która nadejdzie (X-Men: Days of Future Past)
Poza paroma idiotyzmami związanymi z podróżowaniem w czasie, nieścisłościami i zaburzeniami ciągłości świata z poprzednich filmów, nie ma w sumie do czego się przyczepić. Świetna rozrywka, zrealizowana bez zarzutu, z fajnymi postaciami i dobrymi aktorami. Efekty zrobione nieźle, bez większych przegięć, fabuła w ogólnym zarysie nawet trzyma się kupy, a sam film nie wygląda jak reklama zabawek. W zupełności mi to wystarczy jak na ekranizację marvelowego komiksu.
7/10
All the good in the world
You can put inside a thimble
And still have room for you and me
If there's one thing you can say
About Mankind
There's nothing kind about man
You can put inside a thimble
And still have room for you and me
If there's one thing you can say
About Mankind
There's nothing kind about man
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Taka mnie mysl naszla, co czuje zawodowy morderca gdy oglada filmy o zawodowych mordercach?Crowley pisze:ale jako budowlaniec czułem się jak informatyk oglądający film o hakerach
- Crowley
- Pan Bob Budowniczy Kierownik
- Posty: 7593
- Rejestracja: 4 maja 2014, o 20:00
- Lokalizacja: Gdańsk / Wyszków
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Pewnie to samo.
Transformers: Wiek zagłady (Transformers: Age of Extinction)
Nie wiem co napisać. Wiedziałem, że będzie źle ale ilość latających samochodów, robotów domów i statków, wybuchów, żenujących onelinerów na poziomie Familiady, scen w zwolnionym tempie, robotozaurów, robotów z mieczami, robotów serfujących po skałach, robopsów i beznadziejnych aktorów była tak duża, że nie jestem w stanie powiedzieć nic konstruktywnego. Film wygląda tak, jakby kanał Syfy (ten od Niesamowitych Poniedziałków TV Puls) dostał miliard dolarów na zrobienie epickiej historii o robotach z kosmosu. Co za sraka...
1/10
Transformers: Wiek zagłady (Transformers: Age of Extinction)
Nie wiem co napisać. Wiedziałem, że będzie źle ale ilość latających samochodów, robotów domów i statków, wybuchów, żenujących onelinerów na poziomie Familiady, scen w zwolnionym tempie, robotozaurów, robotów z mieczami, robotów serfujących po skałach, robopsów i beznadziejnych aktorów była tak duża, że nie jestem w stanie powiedzieć nic konstruktywnego. Film wygląda tak, jakby kanał Syfy (ten od Niesamowitych Poniedziałków TV Puls) dostał miliard dolarów na zrobienie epickiej historii o robotach z kosmosu. Co za sraka...
1/10
All the good in the world
You can put inside a thimble
And still have room for you and me
If there's one thing you can say
About Mankind
There's nothing kind about man
You can put inside a thimble
And still have room for you and me
If there's one thing you can say
About Mankind
There's nothing kind about man
- Matthias[Wlkp]
- purpurowy
- Posty: 7479
- Rejestracja: 17 czerwca 2014, o 15:58
- Lokalizacja: Swarożycu! Rządź!
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Mam przez miesiąc darmowego Netflixa, no to coś tam można od czasu do czasu obejrzeć...
1408
Nie przepadam za strasznymi filmami, ale doceniam, jak są dobre. To bardziej żona lubi jak ją straszy, a ten film robi to znakomicie. Bardzo mi się podoba pomysł, akcja przeważnie nieprzewidywalna, John Cusack zagrał znakomicie, no i momenty - niby nie straszne - ale to uczucie, kiedy widzisz jak kolo ma przerąbane i zamiast lepiej, jest coraz gorzej... Jednak można straszyć inaczej niż hektolitrami krwi, flaków i potworami co chwila wyskakującymi zza krzaków.
Są też oczywiście słabsze momenty (zwłaszcza zakończenie niestety), ale ogólnie jest OK.
Ocena: dobry
Bad Grandpa
Momentami śmieszny, ale Johny Knoxville już mi się tak oklepał, że chyba nie jest mnie już w stanie zaskoczyć. Roześmiałem się parę razy, ale to wszystko.
Ocena: niedostateczny
1408
Nie przepadam za strasznymi filmami, ale doceniam, jak są dobre. To bardziej żona lubi jak ją straszy, a ten film robi to znakomicie. Bardzo mi się podoba pomysł, akcja przeważnie nieprzewidywalna, John Cusack zagrał znakomicie, no i momenty - niby nie straszne - ale to uczucie, kiedy widzisz jak kolo ma przerąbane i zamiast lepiej, jest coraz gorzej... Jednak można straszyć inaczej niż hektolitrami krwi, flaków i potworami co chwila wyskakującymi zza krzaków.
Są też oczywiście słabsze momenty (zwłaszcza zakończenie niestety), ale ogólnie jest OK.
Ocena: dobry
Bad Grandpa
Momentami śmieszny, ale Johny Knoxville już mi się tak oklepał, że chyba nie jest mnie już w stanie zaskoczyć. Roześmiałem się parę razy, ale to wszystko.
Ocena: niedostateczny
Ostatnio zmieniony 3 stycznia 2015, o 18:32 przez Matthias[Wlkp], łącznie zmieniany 2 razy.
Re: Ostatnio obejrzane filmy - recenzje
Bogowie
„Skazany na bluesa” to był tylko przedsmak.
Przedsmak kunsztu aktorskiego Tomasza Kota, który może często wciela się w mało wymagające role w serialach czy mało zabawnych komediach, ale jeśli trafi mu się wyjątkowo trudne zadanie, to wywiązuje się z niego wzorowo. Ryśka Riedla zagrał kapitalnie, ale w „Bogach” przeszedł samego siebie. Jego kreacja Zbigniewa Religi, to Zbigniew Religa jakiego pamiętam wczesnonastoletnią pamięcią z początku wieku. Wiecznie zgarbiony, nałogowo palący papierosy, nieszczędzący słów. Tomasz Kot nie wcielił się w polskiego kardiochirurga, on się nim stał. „Bogowie” to prawdziwy popis tego aktora, on „robi” ten film, dzięki niemu jest jednym z najlepszych polskich dzieł kinematograficznych ostatni lat. Tym bardziej, że mocny i poważny temat transplantacji nie został tu podjęty z przesadnym patosem. Humoru nie brakuje, również tego czarnego. I bardzo dobrze, bo nadmiernie patetycznych obrazów powstało w naszym kraju już wystarczająco wiele. Nie wiem, kim jest Łukasz Palkowski, ale stworzył jeden z najlepszych polskich filmów ostatnich lat. Taki, na który naprawdę warto pójść do kina.
8/10
Zaginiona dziewczyna (Gone Girl)
David Fincher kolejny raz serwuje film trzymający w napięciu do ostatniej minuty.
„Fight Club” i „Siedem” wgniatały w fotel, „Ciekawy przypadek Benjamina Buttona” momentami się dłużył, a „The Social Network” zakwalifikowałbym jako najsłabszy z jego filmów. „Gone Girl” umieściłbym gdzieś po środku. Historia może zaczyna się niewinnie, ale z biegiem czasu robi się coraz ciekawsza, a bohaterowie z dość prostolinijnych stają się bardziej złożeni i intrygujący. Film jest na tyle długi, że przy pierwszym znaczącym i dość niespodziewanym zwrocie akcji myślałem, że to już w zasadzie koniec, a nie byliśmy nawet w połowie. Co jednak znaczące, „Zaginiona dziewczyna” jest długa, ale się nie dłuży – do samego końca oglądałem ją z zapartym tchem.
A o co w zasadzie chodzi? Powiem tylko, że pewnego dnia bohater grany przez Bena Afflecka wraca do domu, w którym nie ma żony, jest za to rozbity szklany stół, więc niemal od razu zaczynają się poszukiwania małżonki. Jakiekolwiek dalsze streszczanie fabuły miałoby już znamiona spoileru. Mógłbym jeszcze dodać, że Rosamund Pike gra rewelacyjnie, Neil Patrick Harris znów nosi doskonale skrojony garnitur, a ekranowe wcielenie Tylera Penny wprowadza dawkę świetnego czarnego humoru, ale jest to chyba niepotrzebne, bo i tak wszystkich zainteresowanych zdążyłem przekonać. W kinie obecnie leci sporo filmów, kilka z potencjałem i jeden naprawdę świetny.
8/10
„Skazany na bluesa” to był tylko przedsmak.
Przedsmak kunsztu aktorskiego Tomasza Kota, który może często wciela się w mało wymagające role w serialach czy mało zabawnych komediach, ale jeśli trafi mu się wyjątkowo trudne zadanie, to wywiązuje się z niego wzorowo. Ryśka Riedla zagrał kapitalnie, ale w „Bogach” przeszedł samego siebie. Jego kreacja Zbigniewa Religi, to Zbigniew Religa jakiego pamiętam wczesnonastoletnią pamięcią z początku wieku. Wiecznie zgarbiony, nałogowo palący papierosy, nieszczędzący słów. Tomasz Kot nie wcielił się w polskiego kardiochirurga, on się nim stał. „Bogowie” to prawdziwy popis tego aktora, on „robi” ten film, dzięki niemu jest jednym z najlepszych polskich dzieł kinematograficznych ostatni lat. Tym bardziej, że mocny i poważny temat transplantacji nie został tu podjęty z przesadnym patosem. Humoru nie brakuje, również tego czarnego. I bardzo dobrze, bo nadmiernie patetycznych obrazów powstało w naszym kraju już wystarczająco wiele. Nie wiem, kim jest Łukasz Palkowski, ale stworzył jeden z najlepszych polskich filmów ostatnich lat. Taki, na który naprawdę warto pójść do kina.
8/10
Zaginiona dziewczyna (Gone Girl)
David Fincher kolejny raz serwuje film trzymający w napięciu do ostatniej minuty.
„Fight Club” i „Siedem” wgniatały w fotel, „Ciekawy przypadek Benjamina Buttona” momentami się dłużył, a „The Social Network” zakwalifikowałbym jako najsłabszy z jego filmów. „Gone Girl” umieściłbym gdzieś po środku. Historia może zaczyna się niewinnie, ale z biegiem czasu robi się coraz ciekawsza, a bohaterowie z dość prostolinijnych stają się bardziej złożeni i intrygujący. Film jest na tyle długi, że przy pierwszym znaczącym i dość niespodziewanym zwrocie akcji myślałem, że to już w zasadzie koniec, a nie byliśmy nawet w połowie. Co jednak znaczące, „Zaginiona dziewczyna” jest długa, ale się nie dłuży – do samego końca oglądałem ją z zapartym tchem.
A o co w zasadzie chodzi? Powiem tylko, że pewnego dnia bohater grany przez Bena Afflecka wraca do domu, w którym nie ma żony, jest za to rozbity szklany stół, więc niemal od razu zaczynają się poszukiwania małżonki. Jakiekolwiek dalsze streszczanie fabuły miałoby już znamiona spoileru. Mógłbym jeszcze dodać, że Rosamund Pike gra rewelacyjnie, Neil Patrick Harris znów nosi doskonale skrojony garnitur, a ekranowe wcielenie Tylera Penny wprowadza dawkę świetnego czarnego humoru, ale jest to chyba niepotrzebne, bo i tak wszystkich zainteresowanych zdążyłem przekonać. W kinie obecnie leci sporo filmów, kilka z potencjałem i jeden naprawdę świetny.
8/10